Marcel Jousse w swojej monumentalnej „Antropologii gestu”. A interpretacj ę tę uruchamia, między innymi, pytanie: „W czym zbiory historyczne pomagają mi żyć? Co owe świadectwa życia ludzi, którzy żyli przede mną, znaczą dla mnie i dla tych, pośród których żyję?”. Wbrew pozorom nie są to pytania retoryczne, odpowiedź na nie nie jest oczywista. Więcej jeszcze -dopiero na ścieżce poszukiwań, ośmielających się zadać pytania szczere, często podważające, znajdziemy to coś, co nas przekona w głębi i sprawi, że dzięki dawnym świadectwom życia zaczniemy lepiej rozumieć samych siebie i z innym poczuciem sensu kształtować naszą rzeczywistość. Czy trzeba dodawać, że właśnie takie, wymagające poszukiwania, są skutecznym lekarstwem na rosnącą banalizację dziedzictwa, na jego postępujące utowarowienie?
Ogień zamiast popiołu
Jak w tym, co dawne, szukać ognia, a nie popiołu, jak świetnie sformułował to orawski poeta, Emil Kowalczyk? Niezależnie od przyjętych kierunków poszukiwań ważne jest, jak sądzę, aby przyjąć na wstępie, że zawsze to, czym chcemy kogoś zainteresować, ma prawo tego kogoś nie interesować (i najczęściej go nie interesuje). Na co więc postawić? Otóż jest w każdym z nas zdolność, która nie od razu się ujawnia i która, by się rozwinąć, potrzebuje najpierw doświadczenia. Mianowicie każdy z nas potrafi ujrzeć w rzeczy dawnej rzecz człowieczą. Za rzeczami stoją ludzie, z ich historią, rytmami życia, jak i ściślej - potrzebą wytworzenia rzeczy, którą właśnie widzimy, z techniką jej wytworzenia i używania. Krótko mówiąc, rzecz ta jest świadectwem czyjegoś zmagania się / radzenia sobie ze światem.
I tu, jak sądzę, prywatni kolekcjonerzy mają to coś absolutnie własnego, co staje się bezcennym atutem w przedstawianiu rzeczy dawnych - swoją o nich opowieść, żywą, wypełnioną konkretami, okraszoną anegdotami, niepodrabialną w stylu, samorodną jakby gawędę. Już to samo sprawia, że dajemy się im porwać i wchodzimy w świat, który przed nami odsłaniają, ciekawi kolejnych wątków narracji (no właśnie, jak wielkie zalety ma dobra opowieść!) Na tym gruncie muzealnicy prywatni zbudować mogą wiele nowych tropów animacyjnych, które ich gawędę wesprą, a doświadczenie słuchacza / widza pogłębią. Jedno jednak potwierdza się zawsze w kontakcie z kolekcjonerami prywatnymi - wartość spotkania, chwila rozmowy z kimś, kto na rzeczach starych się zna i je kocha. Nawet nie wie, że wtedy właśnie krzesi ogień z popiołu, że w niepozornej rzeczy budzi siłę, która przykuwa naszą uwagę1.
Być wolnym od schematów
Wracając do własnego podwórka - do czego ludzie potrzebują etnografii dziś? Pozornie wiadomo do czego, wszak utarło się przekonanie, że muzeum etnograficzne prezentuje
O naszym zakłopotaniu wobec rzeczy dawnych, o tym, jak tę sytuację znakomicie ujmuje Rilke w jednym swoim wierszy, wreszcie o tym, jak poprzez rzecz, która wywołuje ciąg przeżyć, można odbyć podróż w głąb siebie, piszę w artykule pt. Szumi coś i gwarzy, opublikowany m w: Joaima Hajduk. Łucja Piekarska-Duraj, Piotr Idziak. Sebastian Wacięga, Lokalne Muzeum w globalnym świecie. Poradnik praktyczny. Małopolski Instytut Kultury, 2013. Książka ta ciekawie prezentuje warsztat interpretacyjny, skupia się na budowaniu opowieści, otwiera na możliwości wzbogacenia czy wręcz przeobrażenia sposobów pracy z kolekcją w perspekty wie widza /uczestnika. Wersja internetowa dostępna jest pod: www.mik.krakow.pl/2013/12/13/lokalne-muzeum-w-globalnym-swiecie-poradnik-praktyczny.