każdej cząstce jego jestestwa określonego taktu tej symfonii, na tyle potężne, że warunkujące każde późniejsze doświadczenie.
Nie oznacza to jednak, że istnieją jakieś ponure siły, robiące z człowiekiem, co im się żywnie podoba. Nie; działanie horoskopu jest o wiele subtelniejsze. Horoskop otóż to ni mniej, ni więcej, tylko zapis tych pomysłów, na które sami, bez żadnej wyczuwalnej interwencji planet wpadniemy za sprawą naszej absolutnie wolnej woli - i tych rzeczy, o których nawet nie pomyślimy, choć teoretycznie moglibyśmy je całkiem przyzwoicie robić. A że każdy wolny wybór pociąga za sobą logiczne konsekwencje, do których już planetom nic, to chyba powszechnie wiadomo?
Tak zatem. Czytelniku, "urodzenie w znaku Wagi" oznacza np. to, że ktoś nie lubi, jak się inni nad niego wynoszą. I "podskakuje", więc życia łatwego nie ma. A że nigdy, nawet bardzo w wyniku owego "podskakiwania" zbity, nie pomyślał o konformizmie i dalej robił swoje - to właśnie tajemnica Wagi i jej wpływu na człowieka. Albo jeśli mamy dwóch ludzi, z których jeden jest księgowym, odkrył pokaźne manko w księgowości swojej firmy, sam go nie zrobił, ale ratując firmę, bierze winę na siebie, zaś drugi jest żołnierzem osłaniającym odwrót swego oddziału i ginącym po to, aby jego towarzysze broni mogli dalej wykonywać zadanie - u obu panów astrolog dopatrzy się wpływów Ryb. Jeśli okiem astrologa przeczytamy sofoklesową "Antygonę", to zobaczymy Raka (Antygonę) i Koziorożca (Kreona) jak żywych. I tak dalej...
Ale ten włóczony bez miłosierdzia po gazetowych horoskopach i internetowych blogach "znak urodzenia" to coś więcej, niż tylko opisy w rodzaju "Skorpion = skupienie, podejrzliwość, mściwość, seksualizm". To także - a może przede wszystkim? - zapis ni mniej ni więcej, tylko naszego potencjału duchowego, którego wyładowanie i zużycie przynosi nam wreszcie to cholerne szczęście, za którym wszyscy gonią, a mało kto go osiąga. Tak, tak, Gerwazeńku: jeśli nasz przykładowy Skorpion nie ucieka od mroków życia, ale je odważnie i uczciwie zgłębia, to jako starzec powie "wiem, po co żyłem". Jeśli opisana przed chwilą Ryba rozumie sens swojej ofiary, to umrze bez bólu i pogodzona ze światem; jeśli nasza Waga pozostanie wierna swojej naturze, to z iluś tam guzów na jej hardym łbie urodzi się siła woli i charakteru, które będziemy szanować, e.t.c.
Dobrze dobrze, mógłby ktoś powiedzieć, ładna ta poezja, ale życie składa się jednak nie z natchnień astrologów, tylko z rachunków, podatków, bezsensownie wrzeszczących dzieci, niewiele mniej sensowych małżeńskich kłótni, marzeń o nowym domu, lepszym samochodzie, wyjeździe do egzotycznych krain, z pragnienia dziewczyny, żeby ją ktoś pokochał, z goryczy starzejącego się faceta, którego życie skopało - i jak się to ma do Kreona, Antygony, ginących żołnierzy i ofiarnych księgowych? Gdzie ta duchowość, jeśli patrzy dziewczyna na bilbordową "laskę", a co zaciągnie pasek, sadełko się wylewa? A ma się, i to potężnie, zaś zadaniem astrologa jest właśnie przełożenie poezji Zodiaku na codzienną prozę życia i przetłumaczenie Symfonii Sfer m. in. na wszechobecny
7