Jacek Ożóg PALESTRA
wodnia klasycznego prawa rzymskiego, opierając to stwierdzenie na wypowiedziach kodyfikatorów, których uważa się za historycznych dyletantów? Jeżeli jednak udałoby się to dzięki niesłychanej intuicji prawniczej, dlaczego od razu należy przyjmować cały sztafaż norm, w których te myśli, instytucje czy zasady były zakorzenione? Nawet dla osoby skrajnie niechętnej wykładni historycznej aprioryczne przyjęcie obowiązku tłumaczenia ustawowych instytucjina podstawie kontekstu, z którego te instytucje się wywodzą, wydaje się pomysłem dość oryginalnym.
Daje tu o sobie znać specyficznie pojmowany historyzm Koschembahra-Łyskowskiego, który jako „zwolennik odłamu szkoły historycznej, którego zadaniem są badania nad klasycznym prawem rzymskim"30, jest zarazem jednym z najostrzejszych krytyków prądu reprezentowanego przez Gustawa Hugo i Friedricha Savigny'ego. I choć słuszny wydaje się postulat badania nowoczesnego prawa „[ojbok prawa rzymskiego i przy nieustannem porównaniu z prawem rzymskiem"31, należy w tym miejscu podsumować, dlaczego nie można w pełni zgodzić się z przedstawionym w omawianej pracy podejściem. W skrócie rzecz ujmując, nieprawidłowe jest rozumowanie prowadzące od dostrzeżenia istnienia dwóch rodzajów dozwolonych zrzeszeń i przyznania im osobowości prawnej, poprzez stwierdzenie ich pochodzenia z klasycznego prawa rzymskiego, aż do postulowania domniemania rozszerzonej odpowiedzialności na podstawie reguły Ulpiana, którą można różnie rozumieć, przy czym rozumienie to nie jest raczej zależne od tego, czy działamy zgodnie z normami prawa klasycznego, poklasycznego czy ius commune. Zresztą trafność tej ostatniej tezy zdaje się dostrzegać sam I. Koschembahr-Łyskowski, formułując swój „argument from aboue"32 - generalne uzasadnienie supremacji prawa klasycznego nad każdym innym rodzajem prawa rzymskiego. W tym kontekście pojawiają się znane i utarte w romanistyce poglądy33 o popsuciu prawa klasycznego przez interpolacje justyniańskie i wynikającym z tego priorytetowym zadaniu usilnego ich tropienia34, o bardzo silnym przeciwstawieniu law in books i law in action pod panowaniem kompilacji Justyniana35,
0 upadku doktryny, począwszy od epoki poklasycznej, i o nigdy nieprześdgniętym stopniu wyrafinowania klasycznych jurystów. Z drugiej strony jest on na tyle wybitnym uczonym, by zasygnalizować zjawiska takie, jak niesamodzielność jurystów rzymskich
1 ich duża zależność od dorobku prawnego innych cywilizacji36, które jeszcze dziś nie są wśród romanistów oczywistością37. Niestety, przy całym swoim kunszcie zapomina czasami o tym, że „prawo rzymskie zawsze umiera wraz z kodyfikacją"38.
30 W Wołodkiewicz, Europa, s. 619-620.
31 I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 194.
32 Parafrazuję określenie słynnego argumentu W. V O. Quina, który razem z tzw. argumentem gavagai (zwanym również argument from beloio) składa się na uzasadnienie tezy o niezdeterminowaniu przekładu.
33 Znane i u tarte również sto lat temu.
34 Nie bacząc na fakt, że niemal jedynym „prawem klasycznym", którym dysponujemy, jest prawo justyniańskie, a także na to, że właśnie ono było przedmiotem recepcji. Tutaj paradoksalnie przejawia się podejście zdecydowanie a historyczne.
35 I. Koschembahr-Łyskowski, O stanoioisku, s. 181-183.
36 Ibidem, s. 188-190.
37 Por. E G. Monateri, Black Gaius. A Quest for the Multicultural Origins of the „Western Legał Tradition", „Hastings Law Journal" 51 (3) 2000, s. 479-555.
38 I Giaro, Roman law alwai/s dies loith a codification, (w:) A. Dębiński, M. Joiica (red.), Roman Lazoand European Legał Culture, Lublin 2008, s. 15-26, passim.
198