Zacznijmy jednak od problemów z demokracją fundamentalnych. Wymienię tylko dwa, bo od nich wypada zacząć naprawę naszego myślenia, a potem działania.
Po pierwsze, po obecnym kryzysie finansowym nie ma (nie powinno być) powodu, by nadal ujmować demokrację minimalistycznie i proceduralnie - uważać ją wyłączenie za metodę wybierania i odwoływania rządzących (jak chciał Joseph A. Schumpeter), a co stanowiło politologiczny niemal pewnik przez ostatnie półwiecze. Demokracja musi być definiowana „wynikowo" (output related democracy), a więc zawierać nie tylko „reguły gry" wyłaniające rządzących, ale także - bardzo ogólnie sformułowane - cele społeczne, swoista wizję ładu społecznego, model sprawiedliwości społecznej. Warto upomnieć się także o postulat Juana Linza i Alfreda Stepana, że oceniając demokrację, należy brać pod uwagę także coś (co inni najczęściej pomijają) a oni sami nazwali „wspólnotą ekonomiczną", która w ich zamyśle stanowi fundament ekonomicznych reguł gry legitymizowanych przez obywateli.
Po drugie, musi nastąpić desakralizacja pojęcia demokracji. Nie sposób we współczesnym świecie utrzymywać stanu, w którym nie zezwala się na "wokół-" lub nawet "antydemokratyczne" eksperymentowanie. Jak zaczynam o tym mówić, natychmiast słyszę pomruki: "Aha, zachciewa mu się chińskiego eksperymentowania ". Nic podobnego. Chodzi po prostu o otwartą debatę i możliwość praktykowania rozwiązań, które ze swej istoty demokratycznymi (w formie, jaką znamy w liberalnych demokracjach) nie są. Coraz więcej praktyk wyłaniania lokalnych liderów politycznych dokonuje się metodami określanymi jako "demiarchy", "demosophia", "civilocracy" i tym podobnymi, a -upraszczając sprawę - sprowadzają się np. do kombinacji wyboru losowego ze stosowaniem wobec kandydatów pogłębionych testów zarówno kompetencji technicznych, jak i profilu osobowości. W wielu zakątkach świata to dziś niemal rutyna, choć nadal o statusie długotrwałego eksperymentu społecznego, opartego - co ważne - na swoistych, poważnie traktowanych, kontraktach społecznych.
Demokracja jest procesem, a nie stanem. O jej zmianę i doskonalenie należy codziennie zabiegać. I obficie korzystać z doświadczeń innych. W Polsce gości od 20 lat. To bardzo krótki okres, ale w tym też szansa - łatwiej ją innowacyjnie kształtować.
* Radosław Markowski - kierownik Polskiego Generalnego Studium Wyborczego w Instytucie Studiów Politycznych PAN oraz dyrektor Centrum Studiów nad Demokracją w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej
Źródło: Gazeta Wyborcza
11