304 MIEKE BAL
cje, które próbują odróżniać wizualność od - na przykład - języka, całkowicie mijają się z naturą „nowego przedmiotu”. Z izolacją widzenia idzie bowiem w parze hierarchia zmysłów - jedna z tradycyjnych wad podziału na dyscypliny w naukach humanistycznych. „Hipostazowanie tego, co wizualne ryzykuje reinstalację hegemonii «szlachetnego» zmysłu wzroku ... nad słuchem i bardziej «wulgarnymi» zmysłami powonienia i smaku” - piszą Shohat i Stam (1998, s. 45). Nie mówiąc już o dotyku.
Inną instancją wizualnego esencjalizmu, prowadzącą do wielkiego pomieszania, jest bezkrytyczne przyjmowanie nowych mediów, prezentowanych jako wizualne. Jednym z ulubionych przedmiotów, wymienianych zwykle, by nadać „kulturze wizualnej” jej własny profil, jest internet. Zawsze mnie to zdumiewa. Internet prymarnie wcale nie jest wizualny. Chociaż daje dostęp do wirtualnie nieograniczonej liczby obrazów, prymarna własność tego nowego medium należy do innego porządku. Użycie internetu opiera się na sygnifikacji raczej dyskretnej aniżeli gęstej (Goodman 1976). Jego hipertekstowa organizacja nacechowuje go prymarnie jako formę tekstualną. Podstawowa innowacyjność internetu zachodzi qua tekst. David Rodowick pisze w swoim instruktywnym ujęciu Fiscourse Digure Lyotarda (1983):
Sztuki digitalne podtrzymują zamieszanie w koncepcjach tego, co estetyczne, ponieważ nie posiadają substancji i dlatego nie dają się łatwo identyfikować jako przedmioty. Ich miejsca nie ustala żadna ontologia oparta na specyfice medium. Dlatego mylące może być przypisywanie wzrostu wartości tego, co wizualne pozornej sile i perswazyjności digitalnego obrazowania w kulturze współczesnej (2001, s. 35).
Oczywiście, ustanawianie stosunku swoistej rywalizacji między tek-stualnością i wizualnością pod tym względem nie ma raczej sensu, jednak jeśli cokolwiek charakteryzuje internet, to jest to niemożność ustalenia jego wizualności jako „czystej” lub nawet prymarnej. Jeśli digitalne media uważane są za typowe dla takiego sposobu myślenia, którego wymagają studia kultury wizualnej jako nowa kulturowa (inter)dyscyplina, to dzieje się tak właśnie dlatego, że nie można ich traktować ani jako czysto wizualne, ani też jako li tylko dyskursywne. Używając słów Ro-dowicka: „to, co figuralne, definiuje reżim semiotyczny, w którym zała-przez Kaję Silverman w: Coleman (2002). Silverman nie wspomina w tych czterech esejach o kulturze wizualnej, uważam jednak, że są one doskonałymi przykładami modelowych analiz z zakresu kultury wizualnej: tak z powodu koncentracji na wizualności, włączając jej synestetyczne jakości, jak i z powodu - stosowanej przez autorkę w analizach dzieł - społeczno-filozoficznej perspektywy na wizualność. Ale, co ważne, można też odwrócić wzajemną relację dzieł i analiz: Silverman dostarcza lektury tego, co dzieła Cole-mana proponują jako społeczną filozofię kultury. Filozofia ta oparta jest na wizualności.