JERZY SWIĘCH
Autor przyszłej biografii poświęconej Krzysztofowi Baczyńsklemu będzie miał sporo trudności ze sporządzeniem relacji o tyciu tego artysty tak, by nie ulec wpływom deformującej perspektywy, jaką w ocenie jeęo tycia narzuca głównie twórczość. Jan Bupaf* nie zostawił po sobie prawie żadnych tzw. dokumentów osobistych, prócz paru błahych li-stów (i to sprzed wojny, kiedy byI jeszcze dzieckiem) oraz dedykacji na utworach, skrupulatnie poza tym datowanych, podkreślając tym lamym, te nieodwołalnie naletą one do jeęo biogram twórczej, artystycznej, a nie prywatnej. Przeniósł, by tak rzec. swoje tycie do tekstów. To właśnie w nich rozgryioają się jego dramaty osobiste, one <4 jedynym Jwia-dectioem owych tragicznych wyborów, do jakich zmuiHa po historia Tu, w tekstach, życie Baczyńskiego osiąga swoją harmonię, pełnię i dojrzałość, dopiero dzieła nadają jego biografii kształt fabularnie skończony i doskonały. Koleje tycia tego człowieka ujrzane poza dziełami jakie stworzył są natomiast strzępem nieskoordynowanych i przeczących sobie nawzajem epizodów, obiektem najbardziej fantastycznych domysłów i nieuzasadnionych pode.rzeń ze strony tych, którzy go lepiej lub gorzej mali, są zbiorem anegdot gtoarantujących rzekomo uchwycenie prawdy o nim jako człowieku. Trudno się przeto dziwić, it dostrzegając wszelkie niebezpieczeństw mówienia o Baczyńskim poza jego dziełem, autorzy wspomnień o nim modeluj czy stylizują jego portret w oparciu o ,Ja" autorskie. Umożliwia to bowiem uchwycenie calościoutego sensu tej biografii, tego sensu, który poza literaturą jest właściwie niedostrzegalny. Gubi się on ydzi»< wśród owych strzępów i epizodów, domysły idq często zupełnie mylnym tropem, brakuje czytelnej korespondencji między poszczególnymi obserwacjami itd.
Trudno jednak przy tego rodzaju biograficznych przedsięwzięciach uniknąć pewnych niekonsekwencji, które ostatecznie powodu;q, ii portret artysty 1 człowieka rysuje nam się w sposób nieuchronnie dwoisty. Rodzina, znajomi, przyjaciele, koledzy wyławiają ze wspomnień epizody śioiadczące, li od początku był to niewątpliwie ktoś inny i niemal obcy w otoczeniu, w Jakim się znalazł {„ja to ktoś inny"), a to dzięki wiadomemu powołaniu, misji poety, do jakiej został predestynowany. Zewnętrznym tego dowodem jest samotniczy, niemal pustelniczy tryb życia jaki proioadził: „typ samotnika twórczego", który nie odczuwał" potrzeby więzi ze środowiskiem pokoleniowym" (Tadeusz Sołtan): człowiek stojący z boku. outsider, bardziej obserwator niż uczestnik (ujęcie dosyć powszechne). Ale z relacji tych samych wynika, iż „poza tym
(.') był (o także (I) zwykły miody chłopak, dwudziestolatek, jeden z nas* (Zblonicw Wasilewski). Nie można doprawdy znaleźć żadnego lunet im między tymi dwoma obliczami Jednego tylko przecież człowieka. Jedno skłania do ujęć w duchu bigrafistykl heroizujqcej (wszak Tadeusz Gajcy puiclł w obieg powiedzenie, Iż była to poezja .jo nucie dostojnej"), dru-gie natomiast stanowi zachętę do ujęć w konwencji biograficznej płotki i anegdoty, nie bez boyowskiej tendencji do odbrązouHenia posągu, który w ogóle posągiem nie byl. Stąd (mówimy o drugiej) tendencja, by ubarwić portret pisarza jakimś rysem .zwykłym", ..codziennym'".' Nie obniżając zatem w niczym faktograficznej wagi tych doniesień, jakimi dysponujemy w przypadku życia Baczyńskiego, nie można jednocześnie me dostrzec na nich pewnego „nalotu" Interpretacyjnego, tak w typie herolzującym. jak i antybrązownlczym. Poszczególne fakty w tych relacjach wzlfte z osobna mogą być prawdziwe, tj. zgodne z obiektywnymi stanami rzeczy, tworzy się jednak z nich konstrukcje stylizowane, modelowane w oparciu o pewne wzory: ideaine modele biografii.
Czytając liczne wspomnienia poświęcone Baczyńskiemu nie sposób nie zauważyć, że o rodzaju takiej stylistyki zadecydował przede wszystkim model „tyrtejski", czemu ostatecznie trudno sic dziwić, skoro model ów tak łatioo, niemal niedostrzegalnie dla postronnego obserwatora daje się ^dopasować9 do biografii Jana Bugaja Zakłada on jakieś wzajemne „współoddziaływanie na siebie poezji i erynu, przyleglość. a nawet i tożsamość myśli i działania" (Maria Janion). Owszem, to prawda, że nim nasz poeta ojtqgnql fakq idea!nq zgodnoJć jsoezji i czynu", „myilł i działania”, muział przejió przez szereg dramatycznych dla niego samego prób i wyborów, musiał pokonać w sobie jedno Ja", którym było Ja" artysty, by zatriumfowało drugie oblicze, z którym ostatecznie to pełni się utożsamił: żołnierza. „Nie stylizował się w najmniejszej mierze na poetę, raczej chciał być żołnierzem, bojowcem" wspomina Stanisław Piętak. Kanon tyrte.ski dopuszcza przecież takie wahania, ba, czyni z nich nawet warunek prawdziwego Zaangażowania w walce, w służbie, w pracy dla dobra Sprawy. Przecież koleje życia Baczyńskiego zdają się z jakąś szczególną wyrazistością, gdzie Indziej w tym stopniu niespotykaną, akcentować te rysy polskiego artysty, które świadczą o jego trwałym i niezmiennym powołaniu. Do użwiadomienia sobie tych powinności dochodzi przez ustawiczny wybór między całą sferą .Mowa" a „czynu", między wiernością czystym i bezinteresoumym ideałem piękna. estetyki, sztuki a poświęceniem całego talentu sprawom ojczyzny, co ostatecznie zmusza do przydeptania gardła pieśni i stanowczego opowiedzenia s<< za „czynem" czy „stuźbq". Wipomniana już diooUtoló portretu Baczyńskiego konkretyzuje się tutaj jako kontrast między artystowsklm powołaniem i temperamentem „typowego artysty" (nadwrażliwość, skutek choroby i cieplarnianego wychowania) a koniecznością wyboru roli, do jakiej nie był predysponowany.
Wynikałoby z tego, że przenikały się w życiu Baczyńskiego ustawicznie prawdy i automistyfikacje, że ten tajemniczy i zagadkowy dla innych człowiek (niemal we wszystkich wspomnieniach moment ten bywa podkreślany) był zamknięty w innym, własnym iwiecie. niedostępnym dla innych, że wi<c w kontaktach z ludźmi zmuszał si< do bycia takim, jakim w danych warunkach i okołicznoiciach dziejowych byó powinien: czutym i troskliwym synem, dobrym mężem, odważnym konsptratorem, żołnierzem. W rezultacie do prawdziwego (!) Baczyńskiego nikt na dobrq sprawę nie miał dostępu. Ktoś ze starszego pokolenia (a miał z nim poeta wiele kontaktów, bodaj tyle, co z rówieśnikami) wyraźnie się zastrzega, że znajomość z nim żadną miarq nie pozwala mówić o jakimś „bliższym zaufaniu i znajomości otwartej. A tym samym, który by dzi-«iaj. po latach kilkunastu, pozwalał budować jego sylwetkę osobistq i twórczq z takich materiałów, jakie daje bliższa zażyłość. Budować ją przyjdzie po prostu z tekstów" (Kazimierz Wyka). Przyjaźń z nim miała
199