67
się daną klasą dotrzeć My pokażemy, dokąd można by dotrzeć i jak korzystać z poszczególnych rodzajów tekstów. Bo w naszej książce są różne teksty, co plastycznie objaśnia specjalna Legenda na końcu podręcznika. To niezwykle funkcjonalne zróżnicowanie tekstów i ich układ jest naszym wielkim wynalazkiem i oczywiście zupełną nowością w szkole. Sporo również w To lubię! starannie dobranej ikonografii, ale nigdy w roli dodatku do literatury lub ozdobnika. Dzieła niewerbalne zawsze traktujemy i czytamy jak inne teksty kultury. W sumie wszystkich materiałów jest w książce „o wiele za wiele”, jak mówi Szymborska, co stwarza duże możliwości manewru.
Czy zatem ten nadmiar nie wywołuje wątpliwości o to, co jest najważniejsze?
— W podręczniku mamy do czynienia z czymś w rodzaju „słodkiego nadmiaru” i rzeczywiście trzeba wybierać, co może budzić obawy części nauczycieli. Wsparcie znajdziemy jednak wr książce nauczyciela. Wielkim wynalazkiem i pomocą w wyznaczaniu kierunku działań są w naszym podręczniku zadania wstępne umieszczone przed każdym rozdziałem. Przygotowanie jednego często zajmowało nam i tydzień czasu. Ale było warto. Zadania te wyzwalają aktywność uczniów, wyprowadzają na język polski ich kontekst osobisty, prywatne sprawy, współczesny świat. Cała reszta to rozwijanie problematyki wyprowadzonej w zadaniach. Uczeń nie przychodzi na lekcję jak na bezludną wyspę oddzieloną beznadziejnie oceanem od życia, lecz by dowiedzieć się czegoś o życiu właśnie. A że robi to, czytając na przykład, o dziwo z przejęciem, Jana Jakuba Rousseau... tym lepiej. Do sprawdzania elektów' działali lekcyjnych służą równie przemyślane zadania końcowe, które są przy okazji szczególnie przydatną formą sukcesywnego przygotowania do matmy.
Wszystko to, co w podręczniku okaże się „nadmiarem”, zawsze się może przydać, chociażby olimpijczykom czy szczególnie zainteresowanym danym tematem, np. podczas zajęć fakultatywnych. Gdyby i to źródło tekstów się wyczerpało, co nam raczej nie grozi, zawsze pozostają starannie przemyślane, liczne wskazówki bibliograficzne zawarte w książce nauczyciela.
Kto decydował o doborze tekstów?
— Decydowały wyznaczone cele, charakter podejmowanej problematyki, wartość artystyczna, stopień trudności, niebezpiecznie zwiększająca się objętość książki... Każdy tekst zaproponowany przez kogoś ze współautorów podręcznika był kilkakrotnie głośno czytany, a później odbywała się dyskusja trwająca nieraz, z przerwami, całe miesiące. Osobny problem to trafność wyboru fragmentów poszczególnych utworów. By w podręczniku zamieścić trzy strony wspomnianego Rousseau, trzeba było icłi przeczytać setki. W ogóle pisanie takich książek jest bardzo czasochłonne. Kilka miesięcy autorzy spotykali się codziennie, niemalże z sobą mieszkali. Wszystko rodziło się w dyskusji, każdy pomysł był zawsze bardzo krytycznie analizowany przez cały zespół. Takich książek nie da się pisać w pojedynkę lub przez e-mail. No i potrzebna jest jeszcze szkolna praktyka.
Czy teraz, kiedy podręcznik ma trafić do nauczycieli i uczniów, dokonałby Pan jakichś drobnych poprawek? Czy dostrzega Pan jakieś konstrukcyjne błędy albo niedociągnięcia?
— Każda rzecz, która budziła choćby najmniejszą wątpliwość któregokolwiek z autorów; jeśli chodzi o dobór tekstu, jego jakość, nawet kwestie druku: dobór odpowiedniej czcionki czy zdjęcia, była prędzej czy później dyskutowana. Wszyscy bardzo się staraliśmy, ale człowiek jest tylko człowiekiem. Na razie nam się wszystko w podręczniku podoba. Jeśli l>ędą tu jakieś potknięcia, to jedynie, mam nadzieję, literówki...
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Beata Klaudia Sosin