jednak swoje granice i nie wyklucza rozumnej selekqi. Selekcja taka nie ma w sobie nic z awanturnictwa, bo przecież szwagrowie są niewinni (próżnia wciąga). Dokonuje się ona samorzutnie, a działają tu dwa czynniki główne:
1) awans rdzennej kadry, dzięki przełamaniu barier formalnych;
2) dojrzewanie nauk o kulturze fizycznej.
Im bowiem dana nauka jest ściślejsza, tym trudniej brylować w niej dyletantom (np. w naukach technicznych czy w dyscyplinach klinicznych instytucja szwagrów w ogóle nie jest do pomyślenia). I odwrotnie — im wolniej dojrzewa, tym dłużej potrzebuje opieki i protekcji.
Jeśli zaś selekqa owa dokonuje się samoistnie, to po co o tym wszystkim piszemy? Otóż piszemy po to, aby dodać wiary naszym młodszym kolegom, zachęcić ich do ścisłego wykorzystania tej szansy, która stoi przed nimi otworem. Chcemy, aby — wolni od resztek kompleksów — pięli się po szczeblach drabiny naukowej i zajmowali najwyższe miejsca w hierarchii akademickiej.
My, starsi, mamy w żywej i bolesnej pamięci te czasy, gdy „czarni praktycy” mogli pracować wyłącznie pod ręką i okiem „białego mądrego sahiba”. Ci zaś, co nie godzili się z losem, musieli iść drogą okrężną, zdobywać drugi dyplom, który dopiero pasował ich na ludzi nauki.
Tak więc problem szwagrów rozwiązany będzie nie poprzez dyskryminację kogokolwiek, lecz poprzez szlachetną rywalizaq'ę na równych już warunkach. Chciałbym, aby młodzi w pełni zdali sobie sprawę z tych przemian, które czynią ich gospodarzami na własnej ziemi.
(Szwagrowie kultury fizycznej, „Kultura Fizyczna” 1970, nr 7, s. 328—329.)
I
67