14
■i
jakąś absolutną prawdę, a co innego, gdy powiemy, ze Za prawda jest absolutna psy-ekologicznie, prawnie itd. Ale jest jeszcze długie trwanie, a wtedy mówimy, że tyć może kultura europejska to dzieje prześladowań i przestępstw.
B.G.: Wspomnę o czymś, co dla nas wszystkich tutaj jest chyba oczywiste. Cały czas rozmawiamy o reakcjach bardzo wąskiego środowiska. Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę, Panie Profesorze, wyniki sondaży badających nastawienie do sprawy Jedwabnego i do Pańskiej książki, to okaże się, że zdecydowana większość osób nimi objętych w tę polską winę nie wierzy. A o tych lu-
Okres wojny jest wyjątkowo trudny. Często pisano nieprawdę i cała oficjalna dokumentacja tych spraw wydaje się podejrzana. Mnóstwo źródeł jest zniszczonych. Historia okupacji, jeśli chodzi o taką czystą pozytywistyczną empirię,
jest bardzo trudna
dziach my, pozostający jednak w dość zamkniętym kręgu, niewiele możemy powiedzieć. Myślę, że nie powinniśmy tracić z pola widzenia faktu, że wokół nas są ludzie, którzy w tej sprawie mają zasadniczo odmienny pogląd. Prawdziwym sukcesem byłoby, gdyby tych ludzi udało się przekonać — tyć może nawet nie do prawdy o Jedwabnem, ale do konieczności dialogu na ten trudny temat.
— Szczerze mówiąc te podziały dyscyplinarne są dla mnie dość tajemnicze... Skoro pan podjął kwestie metodologiczne, to muszę powiedzieć, że w każdym razie w praktyce badawczej nie traktuje się poważnie tych granic między dyscyplinami. Człowiek, zastanawiając się nad przeszłością, jest zarówno zanurzony w einpirii — ma takie, powiedziałbym, pozytywistyczne podejście
do faktów. A zarazem umiejscawia je w kontekście reguł wywiedzionych czy to z psychologii, czy nauk społecznych raczej niż tylko z łiistorii, stara się nadać im rozumiejącą interpretację. To zresztą banał.
H.Cz.: Nie taki banał — to jeszcze nie we wszystkich naukowych środowiskach jest oczywiste.
Z.B.: Myślę, że przykład dyskusji o Jedwabnem pokazuje, że właśnie stara się postawić wyraźne granice pomiędzy metodologią historii a socjologią, publicystyką, polityką.
I nagle ci, którzy są niechętni koncepcji otwarcia na prawdę, mówią tak: a nie, było ich tam 160, 1000 osób, a skąd to wiadomo przecież, źródła są niepewne. To może zrobimy ekshumację, zrobimy nawet po partacku — i mamy sprawę załatwioną. Posługujemy się metodami tradycyjnej dziewiętnastowiecznej historii, zapominając, że ta historia współczesna wymaga publicystycznego zaangażowania, że nie może pozostać obojętna wobec polityki, że coraz częściej jest jednak przez nią wykorzystywana... Widać to doskonale na Bałkanach.
Właśnie ten nurt dyskusji zmierza do unieważnienia kroku, który uczyniliśmy w kierunku prawdy o sobie. Wracając do /■ dstawowych pytań, tradycyjnej, klasycznej historiografii — skąd źródło? Jak nie
Narody, którym się nie powiodło, nie dyskutują o odpowiedzialności zbiorowej. Rosjanie nie wyrazili skruchy z powodu ludobójstwa, którego dopuścili się w Afganistanie. Nikt poza częścią intelektualistów nie wypowiedział się o tym. Natomiast te narody, które stabilizują swoją pozycję, zaczynają się zastanawiać nad sprawami poważniejszymi — nad problemami własnej odpowiedzialności, własnego miejsca w historii, własnej świadomości, własnego mitu i obrazu