4442198652

4442198652



400


JERZY ZAWIEYSKI

szkła okularów udało się Gaycewieżowi zaobserwować, jako znaki czasu, wyżłobione niezrozumiałą przychylnością losu na twarzy Herbeńskiego.

„Piekielna uroda" — pomyślał dawnym zwyczajem, gdy poraź pierwszy zobaczył Stenia przed laty dwudziestu. Oczy Stenia mają ten sam wyraz,

0    którym Emilia mówiła, że „jest czystością porannego błękitu".

Lazur i bławatek, to słowa, które w swej banalnej pospolitości przychodzą odrazu na myśl — przyznawał Gaycewicz. Przyznawał także, że w urodzie Stefana jest coś bezbronnego, coś, co wzrusza, coś z dziecka i coś z Anioła, — mimo, że tylko szatan mógł wymyśleć kontrast tak niewiarygodny pomiędzy wyglądem człowieka a tym, czym jest on naprawdę. Stenio Herbeński, rozmawiając ze swoją damą, naraz zaczął się śmiać

1    zwrócił głowę w stronę Gaycewicza. Był to znów uśmiech, który nasuwał porównania, zapamiętane z lichej poezji sentymentalnej.

Zdawało się Gaycewiczowi, że Stenio uchwycił jego wzrok i że chyba go poznał.

Ale Stenio szybko powrócił znów do swej towarzyszki i teraz głośno opowiadał jej o Norwegii.

— O Norwegii? — dziwił się Gaycewicz. Napewno kłamie! Kłamie! Spojrzał nagle z lękiem w stronę Wandy, swej osiemnastoletniej córki, ale uspokoił się natychmiast. Wanda nie patrzyła na Stenia, siedziała o dwa miejsca dalej, przy drzwiach i rozmawiała półgłosem z jakąś starszą panią w żałobie. Gaycewicz patrzył teraz przez okno i w szybie dostrzegł odbicie swej twarzy. Ogarnęło go zdumienie, gdyż w porównaniu ze Steniem, nawet w tym niedokładnym zwierciadle, mógł wyglądać na jego ojca. Widział siwą koronę włosów na łysej głowie, siwe wąsy, wielki nos i porysowane bezładnymi zmarszczkami policzki. Szkła okularów’,

0    zgrozo! odbijały w szybie zgrabną sylwetkę Stenia i jego towarzyszki. — To jestem ja, — a to on; — myślał z goryczą — ja, nieomal starzec

1    on, młody człowiek, mimo, że różnica wieku między nami jest tak nie. wielka. Stenio może mieć czterdzieści trzy lata, — lub czterdzieści cztery, nie więcej. Czyż to możliwe, aby świeżość i młodość twarzy zachowały się mimo takiego życia, jakie on prowadzi? Czyż uie wierzyć w diabły? w eliksiry? w czarną magię, które za cenę duszy zapewniają wieczną młodość?

Wiatr dzwonił w szybę, czasem łomotał zaciekle, czasami przycichał i z rytmem kół, z pędem pociągu, tworzył jakiś wir ruchu i dźwięków.

Za oknem był kwiecień. Zachód stał w czerwieni, w granatowym, ciężkim obramieniu chmui na horyzoncie, w górze jasny i złocisty. Na wschodniej stronie nieba pojawiła się już gwiazda, którą Gaycewicz obserwował z uwagą.

Myślał w tej chwili o synu, o Kaziu, który, gdyby nie powstanie, studiowałby napewno astro-fizykę. Lubił niebo i gwiazdy.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
424 JERZY ZAWIEYSKI Gaycewicz wyrwał ręce z rąk Herbeńskiego i odszukał w kieszeni notes. Wydawało s
402 JERZY ZAWIEYSKI Wcisnął się w kąt i nakryty paltem tłumił w sobie naprzemian wściekłość i żal.
408 JERZY ZAWIEYSKI mację Kazia. Czy nie mogła? Czy nie chciała? Czy bała się nowych cicr pień? Na m
414 JERZY ZAWIEYSKI Stenio bał się swej matki, zarówno objawów jej czułości, jak i jej smutków, jej
416 JERZY ZAWIEYSKI świata, zwłaszcza wobec Wiktora. Stenio dziwił się, oczekując co noc Emilii, że
426 JERZY ZAWIEYSKI miłość do Emilij. Teraz z kolei Herbeński niecierpliwe targał za rękaw Gaycewicz
434 JERZY ZAWIEYSKI Zasłonił się paltem, gdyż do przedziału weszli jacyś ludzie i przymknął powieki.

więcej podobnych podstron