tylko funkcji kierowniczej we własnej katedrze, ale też dysponowania pensum dydaktycznym dla każdego z nich. Po uzyskaniu habilitacji, trzeba jeszcze woli władz katedry, wydziału i uczelni aby powstała kolejna katedra, a potem mozolnego gromadzenia godzin dydaktycznych. W ten sposób upływa kolejne kilka lat, z chlubnymi wyjątkami.
Funkcjonujące obecnie mechanizmy powodują wrażenie, że młody naukowiec z każdym rokiem traci dodatkowy rok względem swoich kolegów z Europy Zachodniej, kadra odnawia się jak najrzadziej i głównie pod presją czynników demograficznych, a uzyskanie realnej możliwości prowadzenia badań przychodzi wówczas, gdy koledzy z zagranicy mają kilkanaście lat przewagi. Na każdym etapie tracimy czas, a toczona obecnie dyskusja o przyszłości nauki nie przybliża nas do jego zyskiwania.
W stronę wniosków
Artykułowi nie przyświecała diagnostyczna droga opracowania strategii, a chęć skupienia się na wybranych elementach, istotnych dla młodej kadry naukowej, adeptów i kandydatów.
Wydaje się jednak, że kilka idei rysuje się jako możliwe tematy do dyskusji. Po pierwsze, trzeba zachować istniejące stopnie naukowe, ale skrócić czas dopuszczalny ich zdobywania i oderwać karierę naukową od innych typów kariery na uczelni. Po drugie, warto zobiektywizować ocenę dorobku badawczego poprzez: wdrożenie tzw. „ślepych recenzji”, włączenie aktywności międzynarodowej do kryteriów oceny. Po trzecie należy wprowadzić mechanizm analogiczny do oceny pracy naukowej dla aktywności dydaktycznej. Po czwarte, warto rozważyć zmianę pożądanych proporcji czasu pracy dydaktycznej i badawczej względem ścieżki kariery każdego pracownika - budowanie jednego czy dwóch modeli jest niepotrzebną standaryzacją, tu potrzebne jest osiem modeli oraz ich kombinacje. Po piąte, trzeba co najmniej zrównać wielkość przychodów osiąganych przez „czystych badaczy” wobec „czystych dydaktyków”. Po szóste, należy obniżyć bariery wyjścia ze świata nauki po to, aby czas odnowy kadry znacznie się obniżył. Po siódme, nie oczekiwać cudów. Spawacz zarabia dzisiaj więcej niż profesor, ale to nie jest argument za likwidacją profesury, ani za zmianą profilu studiów, tylko zjawisko koniunkturalne. Po ósme, umniejszanie roli nauk społecznych, ekonomicznych, nauk o zarządzaniu jest przeciwskuteczne i krótkowzroczne. Najlepsi polscy absolwenci kierunków inżynierskich trafiają do przedsiębiorstw zagranicznych, albo wyjeżdżają, a decyduje o tym jakość zarządzania, a nie technologia.
Mój przypadek jest w świetle przytoczonych argumentów dosyć szczególny. Rozprawę doktorską przygotowałem i obroniłem w 3,5 roku nie będąc pracownikiem uczelni
5