najwyższej mądrości, ale też i bezsensu. Całkowita utrata rozumnego sensu jest już cechą wyroczni i języka kapłanów u ludów prymitywnych, przechodząc niekiedy w bełkot. Emile Faguet wspomina gdzieś o „ziarnku nonsensu, jakie potrzebne jest współczesnemu poecie£e. Nie dotyczy to jednak tylko poety współczesnego; istota samej liryki polega na tym, że porusza się ona poza granicami logicznych związków rozumu. Zasadniczą cechą obrazowania lirycznego jest skłonność do szaleńczej przesady. Poezja musi wytrącać świat z równowagi. W bezsensownie śmiałych obrazach spotykają się ze sobą fantastyka kosmogenicznych i mistycznych zagadek Rigvedy i poetycka mowa obrazowa Szekspira, który przewędrował wszystkie tradycje klasycyzmu i alegorii, a przecież zachował impet archaicznego vates.
Pociąg, aby przez fantastyczność niewymiernych ilości albo jakości uczynić wyobrażenie jak najbardziej oszałamiającym, nie ujawnia się zresztą wyłącznie jako funkcja poetycka i w formie lirycznej. Owa potrzeba niepomierności jest funkcją typowo ludyczną. Właściwa jest dzieciom i odnajduje ją również chory umysłowo1, ceniona jest stale i łubiana także przez autorów literackich opracowań mitów lub żywotów świętych. Stara hinduska legenda każe ascecie Cya-vana podczas ćwiczeń tapas pogrążyć się całkowicie w mrowisku, w którym dostrzec można jedynie jego oczy, jak małe, rozżarzone węgielki. Viśvamitra stoi tysiąc lat na czubkach palców. Do tych związków zabawy z cudownymi rozmiarami czy też liczbami należy także spora część obrazów olbrzymów lub karłów, od mitu aż po Guliwera. Thor i jego towarzysze znajdują w wielkiej sypialnej komnacie bokówkę, w której spędzają' noc. Nazajutrz rano okazuje się, że był to kciuk rękawicy olbrzyma Skrymira.2 Pociąg do zdumiewających efektów poprzez bezgraniczną przesadę lub pomieszanie rozmiarów i proporcji nie powinien być jednak nigdy traktowany całkiem serio, niezależnie od tego, czy spotykamy go w mitach, wchodzących w skład pewnego systemu wierzeń, czy w czysto literackich bądź też prawdziwie dziecinnych wytworach fantazji. We wszystkich tych wypadkach mamy do czynienia z tym samym duchowym popędem łudyczrrym. Mimo woli wyobrażamy sobie wiarę ludzi archaicznych w mity, tworzone przez własny ich umysł, zbyt często według miary współczesnych naukowych, filozoficznych czy dogmatycznych przekonań. Od prawdziwego mitu nie sposób oddzielić elementów na pół żartobliwych. Głos zabiera w nich zawsze zdumienie wzbudzająca część „poezji“, o której mówi Platon.3 Potrzeba wzbudzania tego zdumienia i ukazywania bezmiaru wyjaśnia w znacznej mierze wiele mitycznych obrazowań.
Dramat jako zabawa
Choć więc poezja, w najszerszym znaczeniu pierwotnego jej określenia, greckiego ttoitjcti ę, porusza się nieustannie w sferze ludycznej, świadomość, że w istocie jest ona ludyczna, nie wszędzie się utrzymuje. Epos traci swe związki z zabawą z chwilą, gdy nie wygłasza go się już na uroczystych zgromadzeniach, gdy przeznaczony jest jedynie do czytania. Również i liryki nie uznaje się więcej w jej funkcji ludycznej, z chwilą gdy zaniedbany zostaje jej związek z muzyką. Jedynie dramat, wskutek tego, iż jego główna właściwość — akcja — pozostaje zawsze tym samym, zachowuje stały związek z zabawą. Mowa także odzwierciedla tę ścisłą łączność, przede wszystkim w ła-
Trzyletnia dziewczynka chciała dostać małpkę z włóczki. „A jak duża ma być ta małpka ?“ „Aż do nieba". —• Pewien chory powiedział do lekarza-psychiatry: „Panie doktorze, za chwilę przyjadą po mnie tutaj powozem". Lekarz: „Z pewnością nie będzie to zwykły powóz?" '— „Złoty". — „A w co zaprzężony?" — „W czterdzieści milionów diamentowych jeleni". (Ustna relacja dr J. Sch. ok. roku 1900). Podobnymi ja-kościami i cyframi operują legendy buddyjskie.
Gylfaginning w. 45, por. wyciąganie. węża Midgarau w. 48.
Tyję -oiTjasoę... to OaojiaToicouxóv p.ópiov, Sophistes 268 D.