niu - egzystencjalny los pojedynczego człowieka od samego początku czasu historycznego w związku z wykreowaniem się komunikacji słownej.
Największy błąd popełniają nauki z filozofią na czele przez to, że zapatrzone w siebie i zaślepione uzurpatorską wszechmocą stwórczą stawiają w swej naiwności i pozornej skuteczności tamę nigdy nie cofającym się dziejom i bezwzględnej fatalistycznej kolejności bezkresu (apeironu) bez początku i końca, a przeżywanym jedynie tu i teraz przez wszystkie istoty żywe, rozumne i rozumujące na swój użytek i w sobie właściwej skali. Dzieje naturalne w sposób autonomiczny i spontaniczny zostają utkane z wątków pa mięci uniwersalnej, genetycznej i „zapisanej w gwiazdach” oraz z osnowy wyobraźni zakotwiczonej na krańcach kosmosu. Ludzie wzbogacili rozumowanie przez refleksję i umiejętność repetycji, które w sposób chwalebny i ważny umożliwiły im eksperymentowanie i wprowadzanie różnych relacji kołowych (sprzężonych) obok liniowych. Natomiast historia -kronika egzystowania ludzkiego - rozpatruje dzieje wszechświata od tylu, jakby z playbacku, czyli tak jak w kolejności spadały z antropoicznego warsztatu naukowego - Jacques Maritain powiedziałby: ,par or-dre du naissance". Podczas gdy ewolucja dzięki własnemu napędowi rozwija się w przeciwnym kierunku: od objawienia, czyli emergencji, do wytworzenia aktualnych krajobrazów fraktalowo-holistycznych.
Radykalni wyznawcy zasad antropoicznych -oczywiście w warstwie egzystencjalnej - nie widzą potrzeby respektowania esencjonalnych aspektów rozwoju naturalnego, które jak natrętny cień towarzyszą ludzkiemu istnieniu. Kierunki filozofii analitycznej, redukcyjnej, pozytywistycznej programowo, aczkolwiek niesłusznie odcinały się od metafizyki (w najbardziej literalnym tego słowa znaczeniu), czyli od przeżyć subiektywnych, realizowanych przez „mechanizmy” emocjonalno-motywacyjne. Czysty egzystencjalizm ponosi odpowiedzialność za prawie hermetyczną izolację od żywej natury, ł skutki tego izolacjonizmu okazały się opłakane. Wyobcowany człowiek z wyżyn swojej sparadygmatyzowa-nej naukowości, z chmur wyrafinowanej spekulacji - jak nawet się okazuje - nie może powrócić na ziemię, do konkretnej rzeczywistości. Człowiek zatrzasnął się w swojej wieży z kości słoniowej; stał się monadą bez drzwi i okien; nieopatrznie wyzbył się wszelkiego pokrewieństwa i wszelkich związków z naturą. W ostateczności poczuł się nieswojo i samotnie i dla ratowania zerwanych więzów postanowił odnaleźć utracony kontakt z życiem „z krwi i kości”, porzucając naukowe fatamorgany. Próby nawiązania łączności „z rajem utraconym” polegały na powołaniu czegoś pośredniego między esencyjnym pojęciem, żywym i ciągle obrastającym nowymi i oryginalnymi znaczeniami, a ideą - zeschłym badylem, któremu wydawało się, że bez esencyjnej biologicznej podkładki i bez życiodajnych soków, potrafił egzystować w nieskończoność. A okazuje się, że to tylko do niechybnej śmierci.
To pośrednictwo miało być zapewnione przez odkrycie symbolu. Według Paula Ricouera: „symbol daje dużo do myślenia”, gorzej z praktyką i aplikacją symboliki w konkretnych realizacjach wychodzących z pracowni naukowych14. W lepszej sytuacji znalazły symboliczne kreacje w atelier sztuki. Druga próba, z którą wiązano nadzieję szczęśliwego powrotu z nieba abstrakcji na ziemię konkretu, czyli odbudowania związków między ideą a pojęciem, polegała na zainstalowaniu hermeneutyki. Hermeneutyka sprawia wrażenie miękkiego, „połowicznego myślenia” (half thinking Maxa Plancka) i spełnia potrzebę wyjaśniania i tłumaczenia jednego wyboru spośród wielu możliwych oraz wydawania wyroków i sądów w oparciu o wielowartościową logikę. ,Ja sądzę” - nie równoważy powiedzenia: „ja twierdzę”, czyli myślę bez wahań i bez światłocieni. Najbardziej przemyślaną próbę przerzucenia pomostu między wirtualnością, czyli ontologią rzeczy możliwych, czyli koherencją, a rzeczywistością konkretu, czyli dekoherencją, dyspersją przedstawił R. Penrose15 ze swoją „zorkiestrowaną redukcją obiektywną”. Wysiłki intelektualne nie kończyły się tylko na próbach filozoficzno-matematycznych.
Neurofizjologia w ujęciu najwybitniejszego uczonego wszechczasów J.C. Ecclesa opracowała teorię korowych, fantazyjnych „pól związkowych”, które według zamysłów autora nie miały być niczym