minut, łącząc ogólnikowe slogany z mądrością salonów, o tyle prawdy naocznej — jak sądzę — uczyć nie trzeba się wcale.
Jako filozof pisma, Profesor Jacques Derrida jest przede wszystkim wielkim nauczycielem czytania. Jest to czytanie rozumiane nie tyle jako droga do treści, której obecność na maturalno-egzaminacyjnym rynku księgarskim w Polsce, w postaci „bryków” oczywiście, wyraźnie świadczy o postępującym zapominaniu czytania, ile jako umiejętność zauważania pisma filozofii w samej filozofii, która zawsze stara się swą „pisemność” ukryć. Jeśli istnieje jakaś metoda dekonstrukcji, to z pewnością jest nią uważne, krytyczne czytanie, o którego mistrzowskim opanowaniu przez samego Derridę świadczą Jego błyskotliwe i przewrotne, lecz niezwykle wnikliwe reinterpretacje tekstów filozoficznych „filarów”, od Platona po Levinasa, stale przypominające nam, iż wszelkie ostateczne, filozoficzne i inne, rozstrzygnięcia rozstrzygają się w kruchej i nierozstrzygalnej sferze pisma. Wiara w ich trwałość i absolutną jednoznaczność jest w gruncie rzeczy marzeniem o końcu filozofowania, o końcu konieczności stałego rozstrzygania, a więc także o końcu odpowiedzialności.
Filozoficzne skutki jednoznacznego nazywania rzeczy po imieniu Jacąues Derrida dostrzega także w swym imieniu własnym, z którego jednoznacznym odczytaniem miewa kłopoty. Podczas konferencji zorganizowanej pod hasłem „Applied Derrida”, poświęconej różnorakim zastosowaniom noszącego to imię własne francuskiego filozofa, filozof ów stwierdził, iż bycie Derridą stosowanym (czy też stosowaną — wszak gramatycznie Derrida jest rodzaju żeńskiego), przebywanie na konferenqi o stosowaniu samego siebie — to sytuacja, w której jest on jak gdyby martwy: „Chciałem zobaczyć, jak to jest być zmarłym. Dlatego tutaj jestem [...]. Nie chciałem niczego stosować. Chciałem przyjechać tu tak nagi, jak to tylko możliwe [zdejmuje marynarkę]. Nagość: niewinność i pornografia. Jak zwykle Geoff [Bennington] powiedział wszystko, zanim zdążyłem otworzyć usta. Chciałem być nieprzewidywalny, co po nim jest niemożliwe. Przyjechać na konferencję o sobie stosowanym — to tak jak gdybyś był martwy... To nie do zniesienia (unbearabie). Być zmarłym, nie będąc zmarłym: to »niepochowywalne« (unburyable). To jak gdyby, ais ob, ąuasi oferują nam schronienie.”
ów nieco żartobliwie podjęty przez Derridę wątek tanatologiczny stawia recenzenta „dzida” Derridy w nieco kłopotliwej sytuacji.
41