38
szych, kiedyto szczególniej w wieku XVI., mimo chwilowego załamania się samej Idei, papieże dochodzą do takiego znaczenia, że nawet sztukę swym celom mogą podporządkowywać.
Zaraz na początku zetknęłyśmy się z Rzymem papieskim i to z samem jego sercem. Zaledwie wysiadłyśmy z tramwaju, ujrzałyśmy przed sobą kościół św. Piotra. Pierwsze wrażenie niemiłe. Coś jakby nakształt rozczarowania. I to ma być ten olbrzymi sławny kościół św. Piotra. Trudno uwierzyć. Przed nami okrągły, plac ściśnięty z dwóch stron wr półkole biegnącą kolumnadą, a w głębi widnieje jakby miniaturka tego naszego, znanego z wyobraźni, w snach widywanego kościoła św. Piotra. Tymczasem ustawiamy się parami i zaczynamy iść. I oto co się dzieje. Kościół w oczach naszych rośnie, plac powiększa się, wydłuża, odległości się zwiększają. I oto powoli zaczynamy poznawać ten ogrom, serce nam w piersiach zamiera i my same stajemy się coraz mniejsze i lichsze. Ale za chwilę drugi zawód nas czeka. Ta piękna kopuła, dzieło Michała Anioła, której widokiem nasycić się wprost nie można, zaczyna powoli w miarę jak się zbliżamy, znikać, a natomiast występuje coraz bardziej olbrzymia, barokowa fasada, która ją wkońcu prawie całą ukrywa. Wkrótce wchodzimy w las olbrzymich kolumn do-ryckich, aby tamtędy dostać się do klasztoru Santa Marta, gdzie mamy zamieszkać. Takie było nasze powitanie z Rzymem i z jego, a także świata całego największą potęgą: kościołem św. Piotra.
Przejdę najważniejsze momenty panowania Idei Chrystusowej nad światem, o ile z nimi zetknęłam się w Rzymie. Z konieczności jednak ograniczę się tylko do chwil, które silniejsze na mnie wywarły wrażenie.
Daleko za miastem, przy końcu sławnej. Via Appia, znajdują się owe podziemne cmentarze, gdzie przez długi czas zbierali się wyznawcy Chrystusa na wspólne nabożeństwa i modlitwy, gdzie grzebali swych męczenników. W czasie, gdy tam na świecie panowało zepsucie i zbrodnia, kiedy pod pokrywką przepychu i uciech zaczynał się powolny