niechcący pozna cudzą, starannie ukrywaną tajemnicę. Po chwili rzekła bez pośpiechu:
— Myślę, że masz gorączkę.
Uspokojony, rzekł niedbale:
— Możliwe. Nic wielkiego!
— Nie powinieneś spać na ziemi. — Zabrzmiało to rozsądnie i życzliwie. Roześmiał się.
— Dlaczego nie powinienem?
— To bardzo niezdrowo.
Znowu się roześmiał. Przybierała ton osoby dorosłej, pełnej życzliwości i rozsądku, a on najwidoczniej traktował ją jak dziecko. Nagle poruszył się nieostrożnie i syknął.
— Boli cię coś?
Wsunął obwiniętą stopę jeszcze głębiej pod gałęzie i sprawdził spojrzeniem, czy nie widać.
— Noga mnie boli. Przebiłem sobie szkłem.
— Dawno?
— Trzy dni temu. A wczoraj spuchło jak cholera i robi się tam jakieś świństwo. Powinien co prędzej wrócić do domu, pójść do lekarza, położyć się do łóżka... Nie wiedziała, jak udzielić mu tych rad, czuła, że śmiałby się znowu.
— Przejdzie, nie warto się przejmować.
Wsparł się na łokciu i wyjrzał na polanę. Zobaczył Dunaja.
— To twój pies?
— Tak. To znaczy, nie jest naprawdę mój — raczej niczyj. Przyszedł tu ze mną... może dlatego, że czasem daję mu jeść. Ale do ręki nie podchodzi.
— Musieli go bardzo bić.
— Tak myślisz?
— Dlatego się boi. Łatwo go nie nauczysz, nie jest już młody.
— Skąd wiesz?
— To się poznaje... Ale i dorosłego psa można dużo nauczyć, tylko że wolniej.
— Znasz się na psach?
— Tak, trochę.
19