cały ten świat dumny i wyniosły, w groźne ostrza szczytów spiętrzony i ziejący mrokami przepaści, to widownia bezustannego, niezmiernie energicznego niszczenia. Kruszą się, walą, rozsypują w gruz i w pył obracają górskie kolosy. Rozpadają się skały, szczerbią granie, obniżają wierzchołki. Natura nie znosi olbrzymów. Sama je niegdyś stworzyła, a dziś, jakby zrażona ich dumą, pracuje nad ich zniszczeniem, pragnie je zburzyć, zetrzeć w proch ich pychę i królestwo ich zrównać z ziemią. A rezultat da się przewidzieć. Kiedyś, po czasach, po długiej, zawziętej walce stępią się ostrza turni, zaokrąglą skalne grzebienie. Straci harde oblicze wyniosły świat górski, spokornieje i łagodniejszy przybierze pozór. Nisko nad ziemią garbić się będą pochylone wiekiem i przebytemi klęskami grzbiety szerokie
0 typie »gór średnich«, — i tak jak dzisiaj stare Łysogóry rozpamiętywać będą dawmą podchmurną świetność. Ale i one obniżać się będą nadal, i jeśli z wnętrza ziemi działające siły nie przyjdą im w pomoc — zniknąć mogą wreszcie zupełnie. Wszak znamy zrównane obszary, gdzie tylko sfałdowane warstwy podziemia wskazują, że na nich niegdyś górskie wznosiły się pasma.
Prócz postępującego ciągle procesu wietrzenia skał, główną rolę w tej akcyi niszczenia gra działalność wód płynących, których w Tatrach niezmierna obfitość. Niezliczone potoki i strumyki rodzą się tu w głębi gór, tryskają u podniebnych źródlisk, wydzierają się z jezior i pędzą w dół ku nizinom. Ogromny spadek dodaje im sił. Z szumem i hukiem spieszą w coraz niższe dziedziny, rzucają się na oślep z skalnych progów spienione
1 dzikie, przedzierają się i przewalają przez morza głazów i usypiska piargów, wtaczają w szersze doliny i wiją, zdążając ich dnem zbyt dla nich rozległem. Czasem zwalniają w biegu i rozlewają się po drodze w jeziora, śródgórskie kotliny wypełniające, zatrzymujące się w nich, jakby je nagle żal zdjął za opuszczonym światem gór, jakby widokiem jego napaść i nasycić pragnęły swe wyrywające się w dal wody, jakby nacieszyć się jeszcze chciały ojczystą dziedziną, młodością bujną i szaloną, którą zmienić im wprędce przyjdzie na spokojniejsze, stateczne życie w nizinach. Ale wnet wydzierają się dalej z toni jeziornej, skaczą wodospadami po stokach, kłębią się w ciasnych gardzielach, spływają się i łączą — wtaczają między łąki i lasy.
KRAJOBBAl POI SKI 81