rych wzrasta las sosnowy i ścielą się wrzosowiska. Wody błąkają się grzbietem płyty, przemykają się między wzniesieniami krętym, niezdecydowanym biegiem, to rozlewają się w zaklę-śnięciaeh w jeziorne zwierciadła, lub zatrzymują się w torfiastych kotlinkach, to w zmiennych, kapryśnych spadkacli osiągają brzeg pojezierza, by wlać się w morze lub spłynąć w niż na południu. Jedynie wielkie rzeki: Odra, Wisła i Niemen przedarły się w poprzek płyty, rozcinając ją na poszczególne działy. U wylotów przełomów zaległy urodzajne lub zabagnione żuławy, powstałe z wiekowych nanosów rzecznych, układających się przy ujściach. Rosnącymi nasypami wciska się Wisła i Niemen w zalewy, wypełniając je zwolna. Ilzeki błądzą po własnych nasypach, spiętrzają się na nich i rozdzielają na rozbieżne ramiona, użyżniajac szerokie przestrzenie. W ten sposób powstały rozlegle, równe delty Wisły i Niemna, klinem wciśnięte w falisty trzon pojezierzy.
Powyżej opada grzbiet ku przełomom stromemi krawędziami, w które wdzierają się głębokie cieniste parowy. 'l'o też okolice przełomów malownicze są i wdzięczne. — Dolina Niemna słynie tu przedewszystkiem. Jej dziko poszarpane, urwiste zbocza robią wrażenie pasm górskich, a bujne lasy i kwieciste łąki wyjątkową zdobią je krasą. Stąd w sąsiedztwie Niemna i podobnie wciętej Wilii, skupiły się najpiękniejsze dziedziny Litwy, ciągłą czarujące zmianą.
By sobie o krajobrazie bałtyckiej płyty pojęcie wyrobić, przenieśmy się w wnętrze »garbatego kraju« Kaszubów. Stoimy na stoku wzgórza i widzimy przed sobą małe torfowisko. W krąg Otaczają je podobne pagórki i zacieśniają widnokrąg. Wstępujemy na przelęczkę i spostrzegamy znowu torfowisko — w tern samem jak poprzednio otoczeniu. Ze szczytu najbliższego pagórka możemy przy sprzyjających warunkach ogarnąć ich okiem dwadzieścia lub więcej, leżących w coraz to innych wysokościach, wśród bezładnego labiryntu wzgórz, kopców i drobnych grzbietów. Jeśli to czerwiec — widnieją one na tle zielonych, falujących zbóż, jakby zaciągnięte białym woalem; to krocie kwiatów welnianki lekką, zwiewną zasłoną otulają niezniszczone dotąd przez ludzi torfy. W dali widzimy znaczniejsze wzniesienia — postanawiamy z ich szczytów przejrzeć szerszy horyzont. Falistą ciągle drogą — to wdzierając się w górę, to
11