Pojęcie „skoku” jest dla nas najistotniejsze. Przeskoki od jednego tekstu do drugiego, od jednego fragmentu do innego, od obrazu do zapisu i z powrotem, są właśnie tym, co odróżnia hipertekst od tradycyjnego czytania opartego na kolejnych „krokach" w sekwencji odbioru treści. Ale hipertekst jest czymś więcej, jak tylko narzędziem odniesienia — „linki” w nim zawarte wskazują na obecność innych tekstów i możliwość natychmiastowego do nich dostępu. Takie są implikacje pojęcia „skoku”, dzięki któremu wszelkie teksty są potencjalnie współobecne. Upada utrwalone w nas przekonanie, że istnieją teksty „pierwsze” i „wtórne”, oryginały i kopie. W kodzie magnetycznym nie ma oryginałów, tekstów prymamych, w ogóle dokumentów istniejących w sposób niezależny. Tekst oryginalny to ten tylko, do którego mamy w danym momencie dostęp, ten skupiający akurat naszą uwagę. W konsekwencji upada również pojęcie izolowanej informacji werbalnej — zmagazynowane teksty można wizualizować, ożywiać i opatrywać dźwiękiem.
Internet jest jednym wielkim, choć niedoskonałym, hipertekstem, całością realizującą „elastyczną literackość” i zmierzającą do ostatecznego celu, jakim jest nieskończona mutacja tekstu. Opiera się na szybkości, „skokach” i swobodnej żegludze skojarzeniowej po terenach, które nas interesują. Charles Newman nie waha się nawet orzec, że pojęcie literacko-ści hipertekstualnej doskonale streszcza charakter ponowoczesnej mentalności. Ponowoczesność jest pierwszym w dziejach typem kultury, pozostającej pod pełną kontrolą dwudziestowiecznej technologii oraz „pierwszą od pięciuset lat, w której informacja jest skodyfikowana w sposób nie oparty na umiejętności czytania i pisania” [Newman, 1985: 187]. Nadmiar informacji jest dla wielu ludzi nie do zniesienia, tym bardziej że nie ma dziś żadnego stałego centrum, wokół którego byłaby ona zorganizowana. Nie ma też żadnej hierarchii w jej gromadzeniu i udostępnianiu. Może właśnie między innymi z tego powodu wśród użytkowników Internetu pojawiła się nowa cezura „dziejów świata”. Pod angielskim skrótem B.C. nie kryje się bynajmniej tradycyjne before Christ, ale before compu-ters.
Zdaniem Wojciecha Chyły znajdujemy się obecnie — równolegle — w drugiej i trzeciej fazie rozwojowej maszyn tekstualnych. Faza druga to nawigacja po Internecie, rozmaite formy „elektronicznego forum” oraz całkowicie już „oswojone” e-maile. Fazę trzecią charakteryzują z kolei interaktywne maszyny tekstualne, interaktywne układy symulacji pod postacią CD-ROM-ów, MUD-ów, gier wirtualnych; to także „rzeczywistość wirtualna” i telekonferencje. O ile fazę drugą cechuje wspominana już Wcześniej nieliniowość i zdematerializowanie pisma, które przyjmuje
139