W uzupełnieniu tej interpretacji chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na nieuchronne zwieńczenie takiego „momentu objawienia”. Ostatni fragment wiersza przynosi bowiem subtelną grę z „nieobecnym” adresatem. Podobnie jak w tytule pojawia się tu kwestia imienia, tym razem wyraźnie tego, do kogo zwraca się podmiot („I choć biorę twoje imię”), i tylko podmiotowi znanego, nieujawnionego w całej wypowiedzi. Z jednej strony możemy to odczytywać jako ochronę intymności wypowiadanej relacji, jako znak niedopuszczenia do zażyłości z osobą wyznaczoną w intencji komunikacyjnej. Jak pisał Józef Tischner:
Imię wydobywa na jaw obecność indywidualnej wartości ludzkiej - będąc jakimś początkiem wtajemniczenia - dokonuje tego, iż otwiera przed człowiekiem szczególny horyzont sensu, w ramach którego rozwijać się może dalsze poznawcze obcowanie człowieka z człowiekiem29.
Lektura wiersza sygnalizuje więc ukrytą przed czytelnikiem możliwość otwierania się jakiegoś „imiennego horyzontu sensu”, ujawnia możliwą komunikację. Niemniej jednak komunikacja ta zmierza - jak się wydaje - wychodząc od imienia osoby przez imię rzeczy (wszystko, co istnieje) do imienia Boga, tak samo „nieobecnego”. Horyzont ogarniający swym zasięgiem boskiego adresata wyznaczył poeta lingwistyczną operacją rozerwania frazeologizmu, a konkretnie, upowszechnionego przez katechizm brzmienia drugiego przykazania: „Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno”:
I choć biorę twoje imię, niewypowiedzianą żałość, nadaremno,
Gra z adresatem, jego stawanie się na kolejnych piętrach komunikacji poetyckiej dostarcza interesującego na
29 J. Tischner: Filozofia dramatu. Paryż 1990, s. 231-232.
126