WSPOMNIENIA Z WOJNY. 229
armat, zdradzającego zbliżanie się nieprzyjaciela, i do tego tylko zmierzali, aby czemprędzej osobistem spotkaniem rozstrzygnąć o losie bitwy, niemal silą pięści walcząc do upadłego. Odżył ztąd dawny charakter wojny, pole do popisu dla osobistej waleczności, którą dziś zastępuje udoskonalony rynsztunek arty-leryi nowoczesnej.
Ten to charakter strasznej wałki północy z południem w Stanach Zjednoczonych Ameryki, osobną budzi grozę, odświeżaną mnóstwem pamiętników, rozjaśniających tę krwawą epokę. Do pamiętników wodzów, zdających sprawę z obrotów armii i rokowań pokoju, przybywa nieraz plon skromniejszy, a niemniej ciekawy, zapisków pomniejszych uczestników onych tytanicznych zapasów. Świeżo wpadł nam w rękę szereg listów kapelana wojskowego, Jezuity, Ojca Michała Nash, przydzielonego do pułku wolontaryuszów Północy. Kilka rysów i szczegółów, zaczerpniętych z tej korespondencyi, Grottger o wskie przed nami odsłania obrazy, a zarazem rzuca ciekawe światło na ten świat młody i nowy, na wojska tak odmienne od wyćwiczonych europejskich szeregów, na tolerancyę, właściwą wolnej republice, która tam nie na żarty przestrzega religijnej swobody, nareszcie na pobożność tych żołnierzyków zamorskich , w znacznej części synów katolickiej Irlandyi, przechowujących w duszy skarb wiary i trądycyi ojcowskiej mimo przygód obozowego życia, niedostatku religijnego wykształcenia i ułomności ludzkiej.
Czytelnicy nam wybaczą, jeśli całemi ustępami czerpać będziemy w listach Ojca Michała Nash, mniej dla historycznych
0 wojnie domowej danych, jak dla obrazów życia wojskowego
1 wojennego na drugiej świata półkuli. Militaryzm, przemaga-jący w naszej epoce, musi swe piętno i na literaturze wycisnąć, i do pokojowych przystani, chwytających tętno chwili Przeglądów, nieproszonym zawitać gościem.
W czerwcu 1861 r., ks. Nash dodanym został do 6 pułku wolontaryuszów, zostającego pod komendą pułkownika Wilsona. Z wyjątkiem kilku Anglików, cały ten oddział składał się niemal wyłącznie z ludzi urodzonych z rodziców kat o li-