zdobycia tych nowych terenów jest właśnie badanie potrzeb informacyjnych. Mówiąc o użytkownikach finalnych, tym samym mówi się o potrzebach informacyjnych. Ostatnie badania placówek informacji centralnych urzędów władzy w Wielkiej Brytanii wykazały, że żaden z tych informacyjnych mamutów nie wypracował polityki wobec użytkowników finalnych mimo ogromnego wzrostu ich (użytkowników) liczby. W dodatku dzieje się tak w sferze, gdzie wszyscy zajmują się polityką.
O społeczeństwie informacyjnym nie można mówić dopóty, dopóki nie będą zaspokajane indywidualne i szczególne potrzeby ludzi - zwykłe rozpowszechnianie coraz większej ilości informacji to nie to, o co w społeczeństwie informacyjnym chodzi. Bez zająknienia mówimy o informacji jako o towarze czy rzeczy wartościowej, ale systemy, które tworzymy, działają tak, jakby użytkownicy byli bezimienną i bierną grupą ludzi. Produkty informacyjne są zupełnie „surowe” i na ogół, nawet w przypadku stron www, sukces poszukiwania w dużej mierze zależy od szczęśliwego doboru słów kluczowych lub wprowadzenia właściwego ciągu „hieroglifów” (adresy URL). Wśród pracowników informacji panuje błędne przekonanie, że przyszłość zależy od dostępu do informacji (model zarządzania wiedzą) lub jej przechowywania i dystrybucji (model biblioteki cyfrowej). Tymczasem przyszłość zależy od tego, ile, tworząc informację dla indywidualnego odbiorcy do wykorzystania w odpowiednim miejscu i czasie, będziemy wiedzieli o potrzebach ludzi, którym mamy służyć. Nastawienie na klienta (użytkownika), indywidualizacja, segmentacja na rynku informacji (następny etap rewolucji informacyjnej) nadejdą jedynie wraz ze szczegółową znajomością użytkowników. Przyszłością obsługi informacyjnej jest zindywidualizowany przepływ informacji. A jak inaczej zapewnić taką informację, jeśli nie poprzez badanie i ocenianie potrzeb informacyjnych?
Światowa pajęczyna www, z jej ogromnym bogactwem informacyjnym, możliwością dostarczania niewyobrażalnych ilości informacji za pomocą kilku kliknięć myszką i tym wszystkim, co sprawiło, że problemy informacji zaczęły dotyczyć ogółu społeczeństwa, jest z pewnością nową wartością i tworzy środowisko dla badań potrzeb informacyjnych. Wpływy Internetu są różnorakie. Umożliwia on wydobycie na światło dzienne potrzeb informacyjnych wszelkiego typu i wyjście im naprzeciw; uaktywnia je; przyciąga uwagę ludzi - informacyjnych „podglądaczy" - którzy w ogóle nie uświadamiają sobie swoich potrzeb. Strony www są niezwykłym bodźcem do odkrywania wszelkich potrzeb uśpionych (ukrytych), bo do ich zaspokojenia wystarczy niewielki wysiłek. Szukanie informacji w tradycyjny sposób należy już do starych dobrych czasów. Rutynowo powstają mapy szlaków (dzienniki, rejestry logowań), wyznaczanych przez ludzi próbujących zaspokoić swoje potrzeby informacji.
Internet sprawił, że informacyjnie ubogi świat niemal w jednej chwili stał się bogaty. Przenieśliśmy się ze świata, w którym potrzeby informacyjne były niezwykle rzadko skutecznie zaspokajane (z pewnością nie bez ogromnego wydatku sił i pieniędzy), do świata, w którym potencjalnie zaspokajane są zbyt łatwo. Spowodowało to coś w rodzaju szoku kulturowego zarówno u pośredników (bibliotekarzy, pracowników informacji), jak i u użytkowników finalnych. Jak na ironię okazało się, że w tym bogatym informacyjnie środowisku, w którym się znaleźliśmy, musimy być bardziej niż kiedykolwiek wcześniej
28