20
każdym jego poziomie, osiadło także wiele osób, które są tam z przypadku, często na zasadzie negatywnej selekcji. Zawód nauczycielski, poza słownymi deklaracjami, nie jest zawodem elitarnym, bo elitarność ma również wymiar finansowy, a jak jest w tym zakresie, każdy widzi. Twierdzę, żc zagrożenie dla reformy edukacji i dla edukacji jako takiej, tkwi w tym, że jeżeli będziemy stosowali wyłącznie metodę kija, a nie metodę marchewki, tzn. jeżeli będziemy nauczycielom stawiali jeszcze bardziej wygórowane wymagania, np. związane ze stopniami specjalizacyjnymi, a nie będziemy stwarzali czynników, które do tego zawodu przyciągną ludzi rzeczywiście twórczych, inteligentnych oraz odpowiednio psychologicznie predysponowanych, to cały ten system będzie, niestety, systemem mało skutecznym.
Chcę podkreślić, że istnieje ogromny rozziew pomiędzy jakością kadry, a w ślad za tym także jakością procesu edukacyjnego, który jest realizowany w czołowych ośrodkach, a tymi sytuującymi się w dolnej części rankingów. Dotyczy to i szkół podstawowych, które bardzo różnią się swoim poziomem naw’ct w obrębie jednego miasta, a w jeszcze większym stopniu szkół średnich, gdzie obok autentycznie elitarnych, renomowanych liceów mamy szkoły bardzo kiepskie, zwłaszcza na głębokiej prowincji, wreszcie także i szkół wyższych, których obecnie namnożyło się bardzo dużo, a nie wszystkie spełniają warunki pełnej akademickości. Nie dzieliłbym w tym momencie szkół na publiczne i niepubliczne. I w jednej i w drugiej kategorii są szkoły znakomite, ale są też szkoły słabe, które tak naprawdę marnotrawią dobro, jakim są kandydaci na studia. Młodzi ludzie idą do tych szkół, bo wydaje im się, że uzyskają tam rzetelne wykształcenie, a tak naprawdę są oszukiwani. Otrzymują niepełnowartościowy towar i będąc w niepełnym stopniu wykształceni psują nam markę, także za granicą. Upatruję zatem zagrożeń w mizerii finansowej i pochodzącej z niej również mizerii ludzkiej. Ponieważ miernoty ciągną do miernoty, a wartościowe jednostki gromadzą się wokół wartościowych ośrodków, upatruję też niebezpieczeństwa właśnie w tej coraz bardziej widocznej polaryzacji. Rozpiętość pomiędzy najlepszymi i najgorszymi we wszystkich obszarach szkolnictwa powiększa się, a najbardziej poszkodowany w tym jest uczeń bądź student.
Silną determinantą tego, gdzie człowiek uczy się bądź studiuje są warunki lokalne — gdzie mieszka, gdzie się urodził, gdzie przyszło mu źyć. Oznacza to, że pewne osoby już na starcie swojej kariery zawodowej i edukacyjnej są preferowane. Samo w sobie nie byłoby to złe, bo elitarne szkoły są na całym święcie — dramat polega na tym, że niektórzy studenci są na straconej pozycji nawet jeśli mają bardzo duże zdolności. Niestety, w mojej ocenie nasz ubogi kraj ma nieprzezwyciężalny problem środków na edukację. Są tu uwarunkowania obiektywne, ale również i subiektywne. W przekonaniu rządzących bowiem stale sfera edukacji jest tą, w której najłatwiej jest środki umniejszać, np. gdy trzeba zaspokoić awanturujących się na ulicach. Uważa się powszechnie, że cięcia w dziedzinie edukacji są politycznie najmniej dolegliwe, bowiem siła ewentualnego protestu nauczycieli czy naukowców jest niezauważalna. Można ją lekceważyć i —