67
zytatorów. Mogę to powtórzyć również w stosunku do nas - pracowników naukowych Uczelni. Każdy z nas musi sobie zdawać sprawę, że na zajęciach ma 8 albo 12, 60 albo 120 takich wizytatorów', którzy formalnie zakresu jego wiedzy może nie posiedli, ale znakomicie umieją odróżnić wiedzę autentyczną od wiedzy pozornej.
H. Cz.: Jest tu jeszcze jeden problem. Nauczyciel w gruncie rzeczy reprodukuje te zachowania dydaktyczne i wychowawcze, które dominowały w środowisku rodzinnym albo społecznym i stąd są mu najbliższe, albo tez te, które przyswoi sobie w szkole wyższej. Czy nie ma jakiejś potrzeby wzbogacenia dydaktycznych i wychowawczych form oddziaływania uczelni — interesujące byłyby Pana wnioski wynikające z obserwacji innych, zagranicznych systemów studiów wyższych. Może dałoby się jakieś innowacje zaadaptować... Są również rozmaite koncepcje tego, jaką rolę przejąć powinna nasza Akademia i jaki powinna mieć kształt, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że —jak szacują niektórzy — 200 tys. nauczycieli w najbliższych latach odejdzie z oświaty. Czy możemy zachować swoją tożsamość — określoną w nazwie: Akademia Pedagogiczna — i jednocześnie utrzymać się na rynku nastawiając się na zaspokajanie potrzeb wyłącznie oświaty? Jaki powinien być ów model uczelni wiernej ideałom i wzorom uniwersyteckim, ale też dopasowanej do różnorodnych potrzeb rynkowych i cywilizacyjnych? W tym zakresie spotkać można dzisiaj rozmaite pomysły. Powstają w innych uczelniach nowe wydziały, mają nowe nazwy, to nie są nawet nowe specjalizacje, to całe nowe dziedziny badań naukowych jednocześnie, które odpowiadają nowym potrzebom społecznym.
B.G.: Chciałbym tylko wspomnieć, że w niedawno ogłoszonych projektach rozwoju Uczelni mowa jest o wprowadzaniu kierunków nie-nauczycielskich. Pomysł ten — świadczą o tym m.in. wystąpienia na łamach „Konspektu” — jest przedmiotem poważnych kontrowersji. Co Pan o tym sądzi?
— Prezentuję bardzo tradycyjny w tej dziedzinie sposób myślenia. W myśleniu o Wyższej Szkole Pedagogicznej, dzisiaj Akademii Pedagogicznej — jestem wiernym uczniem profesora Wincentego Danka. Profesor Wincenty Danek, który przez 16 lat był rektorem naszej uczelni — wychowywał nas w przeświadczeniu, że jako pracownicy uczelni pedagogicznej powinniśmy o dwfa ogniwa dbać szczególnie — po pierwsze, o wysoki poziom naukowT naszej kadry, i po drugie - o zawodowy, czyli nauczycielski jej charakter. Uważał, że tylko to określa naszą tożsamość jako wyższej zawodowej akademickiej uczelni, że temu celowi powinny być podporządkowane wszystkie zabiegi organizacyjne, naukowa i dydaktyczne, jakie się w tej szkole podejmuje. I przyznać muszę, że w'edług mnie, pogląd Wincentego Danka jest nadal aktualny. Jego ambicją było wychować własną kadrę naukowy wywodzącą się z własnych absolwentów, jego ambicją bvło rozwijać katedry dydaktyk szczegółowych jako nasz atut, jako naszą specyfikę. Uważał, że na dwa „czyste” uniwersytety w Krakowie miejsca nie ma. Natomiast jest w Krakowie miejsce na znakomity, posiadający swoją historię Uniwersytet i jest miejsce na akademicką nauczycielską szkołę zawodowy, która powinna być w sposób autentyczny szkołą-matką, szkołą wspierającą inne tego typu placówki kształcenia nauczycieli. I tak było w przeszłości, powstawały nowe filie, które się potem usamodzielniały. Nie miałbym takich ambicji, jakie mają rektorzy Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie, czy w Kielcach, którzy robią wszystko, aby ich kształcące nauczycieli szkoły nie były szkołami kształcącymi wyłącznie nauczycieli, żeby to były uniwersytety - Bieszczadzki czy Świętokrzyski. Być może wr ich przypadku jest to usprawiedliwione o tyle, że są to jedyne uczelnie typu humanistycznego w tych regionach. Natomiast w Krakowie ten podział ról jest widoczny. Absolutnie opowiadam się za tym nauczycielskim, ale oczywiście nowoczesnym charakterem uczelni. Można i trzeba *
rozwijać nowe dyscypliny, nie tylko naukowe,