LEM PROZA


Proza Stanisława Lema.

LEM TWÓRCZOŚĆ

Twórczości Stanisława Lema rekomendować nie trzeba. Proza jego - przez szereg lat niedoceniana przez krytyków - zaskarbiła już sobie dostateczne uznanie szerokich rzesz czytelników, tak w kraju ojczystym pisarza, jak i poza jego granicami. Książki autora Solaris są dziś najczęściej tłumaczone na języki obce spośród dzieł wszystkich polskich twórców literatury. Stanisław Lem, urodzony 12 września 1921 we Lwowie, zadebiutował w r. 1946, kiedy to na łamach młodzieżowego pisma "Nowy Świat Przygód" ukazywała się w odcinkach jego pierwsza, nigdy zresztą w formie książkowej niewydana, powieść fantastyczna Człowiek z Marsa. Przez kilka następnych lat publikował sporadycznie opowiadania i wiersze, szkice o drugiej wojnie światowej, recenzje. Książkowym debiutem Lema byli dopiero Astronauci, powieść wydana w 1951 r. Od tego momentu twórczość jego rozwijała się w kilku kierunkach: pisywał utwory o tematyce współczesnej (trylogia Czas nieutracony, Wysoki Zamek), podejmował próby dramatyczne (napisana wraz z Romanem Hussarskim sztuka Jacht "Paradise"), z powodzeniem zajmował się filozofią i krytyką literacką publikując z tego zakresu szereg rozpraw, popularyzował też osiągnięcia nauki. Głównym jednak nurtem jego aktywności literackiej była fantastyka naukowa, od początku niemal uprawiana w dwu odmianach: jako science fiction serio i jako .fantastyczna groteska. Ogromny sukces czytelniczy zawdzięcza fantastyka Lema różnym czynnikom: z jednej strony - choć najmniej to chyba istotne - okolicznością sprzyjającą było niewątpliwie społeczne zapotrzebowanie na utwory typu science fiction; z drugiej - zaproponowana przez twórcę wersja fantastyki zawierała elementy nowatorskie, dotychczas w science fiction nieobecne, zarazem zaś takie, jakie ów - uznawany dotąd za mało ambitny - gatunek wprowadziły w krąg literatury akceptowanej przez krytyków. Nowe elementy w fantastyce Lema miały charakter różnorodny. Za najważniejsze wypada jednak uznać następujące: poszerzenie problematyki i wzbogacenie jej o akcenty filozoficzne z zakresu teorii poznania, aksjologii i filozofii człowieka; rozszerzenie arsenału środków artystycznych, co znalazło wyraz w nawiązaniu do rozmaitych konwencji gatunkowych, odmiennym od tradycyjnego posługiwaniu się środkami kreacji fikcji fantastycznej, zastosowaniu różnych odmian stylizacji językowej itp.; wreszcie - nowe ujęcie skonwencjonalizowanych motywów literatury science fiction. Spośród wielu problemów, z którymi zetknie się czytelnik prozy Lema, dwa zasługują na szczególną uwagę: kwestia granic możliwości poznawczych człowieka i zagadnienie istoty człowieczeństwa. Stanisław Lem debiutował, w r. 1951, w czasie niezbyt sprzyjającym rozwojowi science fiction. Po r. 1949 preferowano w Polsce model literatury społecznie i politycznie zaangażowanej, nawiązującej do doświadczeń i artystycznych osiągnięć realizmu, uwzględniającej problemy walki klasowej i ideologicznej. Fantastyka, jako swego rodzaju przeciwieństwo realizmu, nie mogła liczyć na uznanie. Nic więc dziwnego; że debiutanci z lat pięćdziesiątych, pionierzy science fiction w powojennej Polsce - Lem, Hollanek, Boruń i Trepka - starali się tak konstruować swe utwory, aby przynajmniej w pewnym stopniu odpowiadały zalecanym wzorom. Akcenty ideologiczne pojawiały się tedy w owej prozie nader często, a tematem powieści fantastycznych stawał się u Lema motyw epokowego zadania, którego realizacji podejmowało się ukształtowane już społeczeństwo socjalistyczne. Wyjątkowo - lecz już tylko w ujęciu satyrycznym - przedstawiano problemy współczesnych państw kapitalistycznych. Filozoficznym zapleczem owej literatury był niewątpliwie marksizm, z którego zaczerpnął Lem swe ówczesne ujęcie problemu poznania. W obu powieściach późniejszego twórcy Solaris wydanych w latach pięćdziesiątych dominuje głębokie przekonanie o nieograniczonych możliwościach poznawczych człowieka. Bohaterowie „Astronautów” i „Obłoku Magellana” (1955) wykonują zadania natury badawczej: wyjaśniają zagadkę zagłady cywilizacji wenusjańskiej i nawiązują kontakt z mieszkańcami układu Proximy Centaura. Wysiłki ich uwieńczone zostają sukcesem. Charakterystyczny dla wczesnej prozy fantastycznej Lema optymizm poznawczy ma swe źródło nie tylko w marksistowskiej teorii poznania. Wiąże się on ściśle z przyjętą koncepcją człowieczeństwa. W „Astronautach” i w „Obłoku Magellana” człowiek jest wartością najwyższą. Jest podmiotem wszelkich działań, twórcą i miarą wartości. Tę szczególną pozycję człowieka uzasadnia historia naturalna i historia rozwoju cywilizacji: w ewolucyjnym łańcuchu istot żywych homo sapiens był ogniwem ostatnim, najbardziej skomplikowanym, a przez to najdoskonalszym. Spoglądając z dzisiejszej perspektywy w przeszłość dostrzegamy zdarzenia, które skłonni jesteśmy uważać za kamienie milowe na drodze owego podboju. Każde z nich było osiągnięciem doskonalącym świat, każde sprawiało, że rozwój cywilizacji miał charakter postępowy. Za zdarzeniami tymi kryła się zawsze aktywność poznawcza, ciekawość świata i pragnienie zgłębienia jego tajemnic. Właśnie dlatego aktywności poznawczej człowieka przypisywał Lem w latach pięćdziesiątych największe znaczenie. Miarą rozwoju jest bowiem postęp, miarą postępu - zdobywana wiedza. Wiedza wymaga poświęceń, nierzadko ofiar. Wysiłek, który został przez ludzkość włożony w prace zmierzające do poszerzenia jej zasobów, jest dodatkowym argumentem, argumentem moralnym, wspierającym przekonanie o naczelnej pozycji człowieka. Miniony i obecny trud dał człowiekowi prawo do panowania nad światem, a postępowa linia rozwoju wskazuje na to, że dokonane niegdyś akty wyboru były słuszne, co oznacza automatycznie trafność kryteriów oceny, którymi się homo sapiens posłużył. Lemowa filozofia człowieka ma więc w latach pięćdziesiątych charakter antropocentryczny. Na czym jednak polega istota człowieczeństwa? Istotą człowieczeństwa okazuje się dążenie ku doskonałości. Po r. 1956 w prozie fantastycznej Lema obserwujemy zmiany. Już pierwsze powieści wydane po przełomie październikowym „Śledztwo” i „Eden” (obie 1959) - zawierają inne niż dotąd ujęcie problematyki poznawczej. Bohaterowie ich stają bowiem oko w oko z takimi zagadkami natury, wobec których okazują się bezsilni. Inspektor policji i naukowiec-statystyk próbują w Śledztwie wyjaśnić makabryczny fenomen pozornego ożywania zwłok ludzkich. Teoretyczne rozważania obu postaci nie znajdują jednak potwierdzenia. Udaje się wprawdzie ustalić zależność badanego zjawiska od innego czynnika, lecz stwierdzenie tego faktu otwiera jedynie kolejną zagadkę, nie tłumacząc pierwszej. Mechanizm zdumiewających wędrówek trupów pozostaje do końca niejasny. Grupa astronautów z Edenu nawiązuje kontakt z obcą cywilizacją, lecz procesy zachodzące w nowo poznanym społeczeństwie stają się dla nich zagadką nie do rozwikłania. Odmienność historycznych doświadczeń Edeńczyków i związana z nimi odrębna mentalność stwarzają barierę nieprzekraczalną dla umysłów Ziemian. I choć obie strony dialogu reprezentują cywilizacje typu technologicznego, znajdujące się w niezbyt od siebie odległych stadiach rozwoju, tylko częściowo udaje im się porozumieć i mimo obopólnych wysiłków wiele zjawisk pozostaje tajemnicą. Analogiczny los spotyka postacie z następnych powieści: Solaris (1961), Niezwyciężonego (1964) i Głosu Pana (1968). Próba nawiązania kontaktu z solaryjskim oceanem - przypuszczalnie formą życia inteligentnego - kończy się fiaskiem i osobistą tragedią Kelvina, Gibariana i innych bohaterów powieści. Przypadkowe zetknięcie się z martwą cywilizacją planety Regis pociąga za sobą setki ofiar, nie przynosząc człowiekowi żadnych wymiernych korzyści. Nie powiedzie się także praca nad rozszyfrowaniem neutrinowego kodu, hipotetycznego "listu" od kosmitów w Głosie Pana. Niepowodzenia, jakich doznaje człowiek stykając się z tajemnicami Kosmosu, sygnalizują zmianę poglądów autora Solaris na istotę procesu poznania, oznaczają koniec poznawczego optymizmu i częściowy agnostycyzm. Nowe, sceptyczne stanowisko Lema można uzasadnić następująco: głoszoną dotąd tezę o przypuszczalnej powszechności życia w Kosmosie poczęto na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych coraz częściej podważać. Koncepcja rzadkości życia, wyjątkowości inteligencji zyskiwała zwolenników. Zakwestionowano również utartą opinię, zgodnie z którą życie mogło się narodzić wyłącznie w warunkach zbliżonych do tych, jakie w przeszłości panowały na Ziemi. W tej sytuacji upadła ostatecznie wersja kosmity człekokształtnego, o zbliżonym do ludzkiego poziomie intelektualnym i analogicznej mentalności. Postać życia, jego kształt, budulec, typ świadomości, zdolności percepcyjne, itp. wyznaczają i ograniczają okoliczności, w których życie to powstało. Odmienny jest też jego rozwój, a w konsekwencji także typ cywilizacji, jaką może ono stworzyć. I właśnie to, a nie - jak sądzono dotychczas - poziom wiedzy i zaawansowanie technologiczne, decyduje o niemożliwości kontaktu, o daremności prób wymiany informacji. Najprawdopodobniej każda społeczność kosmiczna tworzy własną wizję świata, dla innej społeczności nieprzenikalną. Każda z tych wizji jest na swój sposób trafna i zarazem niepełna, gdyż ograniczone są przez samą naturę poznawcze możliwości każdego gatunku istot. Aby przekroczyć owe naturalne bariery, określona forma życia musiałaby przestać być sobą, co jest niemożliwe. Należy więc przyjąć, że istnieje sfera rzeczywistości obiektywnej pozostająca poza zasięgiem ludzkiego poznania, być może zresztą częściowo poznawalna dla innych, a tym samym, że świat pozwala się zbadać tylko w określonym stopniu. Argument ten stanowi podstawę do obalenia tezy o naczelnej pozycji człowieka we wszechświecie. Ludzkość jest gatunkiem najdoskonalszym - a i to stwierdzenie budzi wątpliwości - jedynie lokalnie, na Ziemi. W Kosmosie mogą istnieć cywilizacje i istoty doskonalsze od nas i mniej od nas doskonałe, ani jednak lepsze, ani gorsze: inne. Rozwój jest tedy prawidłowością ewolucyjną, nie zaś wyróżnikiem człowieczeństwa. Pojawia się więc konieczność przewartościowania dotychczasowych sądów. Obok unaocznienia możliwości poznawczych niepowodzeń pojawia się w utworach Lema nowy motyw - demonstracja ludzkich mankamentów. Akcent pada na różne czynniki: od niedoskonałości biologicznej, która sprawia, iż do lotów kosmicznych nie jesteśmy właściwie przygotowani (ze względu na krótkotrwałość egzystencji, konieczność zapewnienia sobie zapasów żywności, powietrza, małą odporność na wszelkiego rodzaju urazy fizyczne, skłonność do psychicznych stresów itp.), przez ograniczenia zdolności percepcji, związane z niedoskonałością mózgu, aż po niezbyt przyjemne cechy charakteru - zachłanność, zaborczość, zazdrość, agresywność etc. Niemałą rolę spełniają w tej krytyce człowieka powstałe w latach sześćdziesiątych groteskowe utwory Lema, zwłaszcza „Cyberiada” i „Dzienniki gwiazdowe”. Agresywność, okrucieństwo, zaborczość i mściwość zarzucają człowiekowi postacie z „Bajek robotów'.Negatywna charakterystyka człowieka jest głównym argumentem przeciwko antropocentryzmowi. Pośród rozmaitych kosmicznych nacji działalność człowieka staje się tylko jedną z wielu działalności, a jego sądy jednymi z wielu możliwych sądów. Nie mając statusu wyjątkowości nie mogą być jedynie słuszne. A zatem nie można mierzyć zjawisk kosmicznych wedle tych miar, które sprawdziły się na Ziemi. Nie można wierzyć we własną doskonałość, skoro się jest niedoskonałym.

Jeśli więc nie dążenie do doskonałości jest wyróżnikiem człowieczeństwa, to cóż nim jest? Co może się liczyć z kosmicznej perspektywy, gdy wyeliminujemy z naszych myśli subiektywizm? Odpowiedź znajdujemy w cyklu „Opowieści o pilocie Pirxie”. Tytułową postać cyklu, astronautę Pirxa, Lem konfrontuje zazwyczaj z wysoko wyspecjalizowanymi maszynami automatycznymi. Zakres ich możliwości bywa różny - są to stosunkowo proste mózgi elektronowe i niezwykle skomplikowane mechanizmy człekokształtne, obdarzone przez konstruktorów swoistą świadomością. Motyw konfrontacji człowieka i maszyny służy Lemowi najczęściej za pretekst do polemiki z mitem Golema (Terminus), służy podkreśleniu tego, że automat działający przeciwko człowiekowi nie ponosi za swój bunt winy. Odpowiedzialność ponosi zawsze twórca, nie jego wytwór. Roboty - na co wskazuje analiza takich tekstów, jak Polowanie, Wypadek czy Ananke - dziedziczą po człowieku wszystko, tak dobre, jak i złe cechy, za co jednak odpowiada wyłącznie ich konstruktor. W opowiadaniu Rozprawa obok krytyki mitu Golema przedstawiony został inny jeszcze, bardziej nas tu interesujący problem: wyższości człowieka nad maszyną. Sytuacja opisana w omawianym utworze jest szczególna: przeciwnikiem Pirxa - charakteryzowanego gdzie indziej określeniem "ślamazarny poczciwiec" (Odruch warunkowy) jest wysoko wyspecjalizowany android Calder, robot dysponujący pełnią świadomości i możliwościami działania, przekraczającymi maksymalną nawet sprawność człowieka. I tę właśnie doskonałą imitację ludzkiej istoty musi Pirx w jakiś sposób pokonać. Bohater Rozprawy dokonuje tego, a o przyczynach swego sukcesu mówi W ostatecznym rachunku uratowało więc nas, a jego zgubiło - moje niezdecydowanie, moja ślamazarna "poczciwość", ta "poczciwość" ludzka, którą tak bardzo pogardzał. W Rozprawie zadaniem Pirxa jest sprawdzenie przydatności nowego rodzaju załogi statku kosmicznego, załogi składającej się z robotów i ludzi. Bohater nie wie jednak, kto jest człowiekiem, a kto robotem. W trakcie próbnego lotu android Calder wprowadza w życie opracowany przez siebie plan zgładzenia ludzkiej części załogi. Pirx domyśla się wprawdzie, że do konfrontacji człowieka z maszyną prędzej czy później dojdzie, nie wie jednak, kiedy i w jakich okolicznościach. Poza tym nie zna przeciwnika. Szuka więc sposobu, który dałby mu szansę wykazania własnej wyższości. Więc co mi zostaje? Rywalizacja na emocje, jeśli nie na intelekt? Na tak zwany humanizm? Człowieczeństwo? [...] Na czym polega to człowieczeństwo, którego oni nie mają? Może naprawdę jest tylko ożenkiem alogiczności z tą poczciwością, tym "zacnym sercem" i tym prymitywizmem odruchu moralnego, który nie obejmuje dalekich ogniw przyczynowego łańcucha? Skoro maszyny cyfrowe nie są ani zacne, ani nielogiczne... Więc w takim rozumieniu człowieczeństwo jest to suma naszych defektów, mankamentów, naszej niedoskonałości, jest tym, czym chcemy być, a nie potrafimy, nie możemy, nie umiemy, to jest po prostu dziura między ideałami a realizacją.

Pirxowi pozostaje więc "znaleźć sytuację, w której słabość i ułomność człowieka jest lepsza od siły i doskonałości nieludzkiej". Sytuację taką aranżuje sam Calder. Plan jego zakłada określone, logiczne zachowanie się dowódcy. Tymczasem Pirx w krytycznym momencie miast wydawać rozkazy... milczy. Jest niezdecydowany, nie wie, co począć.. Milczy "z pomieszania, z poczucia bezradności" i trochę z pobudek moralnych, bo podejrzewa Caldera o nieczystą grę. I tak bezradność, niezdecydowanie, "poczciwość" ludzka - gubią Caldera. Mamy więc odpowiedź na postawione wcześniej pytanie: istotą człowieczeństwa jest niedoskonałość. Łatwo zauważyć, że jest to koncepcja odwrotna do tej, którą spotkaliśmy w Astronautach i Obłoku Magellana. Bohater Astronautów i Obłoku Magellana uświadamiając sobie własny wkład w dzieło budowy doskonalszego świata zyskiwał poczucie osobistej wartości, odkrywał swą przynależność gatunkową i integrował się ze społeczeństwem. Postacie z powieści wydanych w latach sześćdziesiątych wykrywając własną niedoskonałość i akceptując ją odzyskują utraconą niegdyś łączność z naturą. Wraz ze świadomością niemocy pojawia się spokój wewnętrzny i zgoda na odwieczny porządek i ład świata. Tak kończą się losy Kelvina z Solaris, Bregga z Powrotu z gwiazd, Rohana z Niezwyciężonego i Hogartha z Głosu Pana. Nie są natomiast w stanie zaakceptować zastanego ładu postacie z utworów groteskowych: dążenie do przebudowy rzeczywistości, chęć doskonalenia jej cechują Ijona Tichego, Trurla i Klapaucjusza. Nie zrażają ich niepowodzenia, skutki odwrotne do zamierzeń. Zawsze ufni w rozum i potęgę techniki, tworzą doskonałość, która okazuje się chaosem. Jeśli utwory fantastyczne nurtu serio gloryfikują niedoskonałość jako istotę człowieczeństwa, jeśli unaoczniają istnienie nieprzekraczalnych granic możliwości poznawczych człowieka, to groteski ośmieszają coś przeciwnego - uporczywe dążenie ku doskonałości i niewiarę w poznawcze i technologiczne ograniczenia. Granice poznania wyznaczone przez Lema w latach sześćdziesiątych miały charakter obiektywny. Ich istnienie wynikało z istoty samej natury. Jednakże w r. 1971 ukazał się zbiór opowiadań Lema, w którym autor posunąwszy się o krok dalej, zapytał o istnienie barier subiektywnych, a tym samym o odpowiedzialność gatunku za fiasko wysiłków poznawczych. Zbiorem tym była „Doskonała próżnia”.


W ciągu dziejów ludzkość wytwarzała rozmaite wartości: obiekty materialne, dzieła sztuki, prawdy naukowe. Jedne przyjmowała, inne odrzucała. Te, które zaakceptowała i które oparły się niszczącej sile czasu, uwarunkowały współczesny obraz świata. Dokonujący się przez tysiąclecia proces selekcji wartości uzależniony był od indywidualnych i zbiorowych aktów wyboru. Rzecz w tym, czy wybory te zależały tylko od wolnej woli człowieka, czy też były obiektywną koniecznością. Aktualna wizja świata nie musiała być przecież taką, jaką znamy. Gdyby Kopernik nie stworzył teorii heliocentrycznej, system geocentryczny byłby zapewne do dziś doktryną obowiązującą. To samo stałoby się w wypadku, gdyby teorię Kopernika po prostu odrzucono. Pozostaje - i pozostanie na zawsze tajemnicą - ile, być może trafnych, rewolucyjnych koncepcji zlekceważono w przeszłości, ile zaginęło wynalazków, dzieł sztuki we właściwym czasie nie docenionych. O tym, co przetrwało, decydowali ludzie, akceptując lub deprecjonując tworzone przez innych wartości. Pytanie o odpowiedzialność za straconą bezpowrotnie szansę odmiennej wizji świata jest jak najbardziej uzasadnione. Postawienie go wiąże się ściśle z jednym z podstawowych problemów filozofii, z zagadnieniem determinizmu. Jeżeli natura ma charakter deterministyczny, jeśli wszystko, co się dzieje, dzieje się tak, a nie inaczej dlatego, że tak się dziać musi - to za dokonane niegdyś akty wyboru nie ponosimy żadnej odpowiedzialności. Jeżeli jednak światem rządzi indeterminizm, a wybór zależy tylko od naszej wolnej woli - odpowiadamy za wszystko, a więc i za obecną wersję rzeczywistości. Filozofia nie rozstrzygnęła jednoznacznie tego dylematu - spór o determinizm trwa. A Lem dostrzega zjawiska świadczące na rzecz obu koncepcji. Staje się to podstawą do stworzenia wizji "łaciatego" świata, trochę deterministycznego, trochę indeterministycznego. Jeśli świat ma naturę "łaciatą" i był takim w momencie, gdy na Ziemi pojawił się człowiek, to ludzkość za nic odpowiadać nie może, bo nie jest winna temu, że w takim właśnie, a nie innym świecie żyje. A więc za istnienie granic poznania ponosimy odpowiedzialność i nie ponosimy jej jednocześnie! Paradoks. Ze sprzeczności wynika wszystko, przeto o szansach poznawczych człowieka niczego powiedzieć się nie da : każda teza może być prawdą i fałszem. Człowiekowi pozostaje jedynie świadomość niemocy - wiedza o własnej niewiedzy. Argumentów przemawiających za słusznością takiej właśnie interpretacji Doskonałej próżni dostarczają zaczerpnięte z niej teksty. Ostateczną konkluzją jest więc, jeśli idzie o problem poznania, agnostycyzm. Zwątpienie w sens poznania osiągnęło kres: konsekwentny racjonalizm zaprowadził Lema w ślepy zaułek. Ewolucja pewnych motywów jego twórczości świadczy o tym, że wybrał on ostatecznie inny wariant - ominięcie paradoksu przez zracjonalizowanie tego, co irracjonalne. Jeszcze w latach sześćdziesiątych powstało opowiadanie, opowiadanie o Decantorze, wynalazcy "duszy nieśmiertelnej". Tu właśnie, bodajże po raz pierwszy w twórczości Lema, pojawił się motyw rozumu ludzkiego wyzwolonego z okowów cielesności, zamkniętego w niezniszczalnym, wiecznym krysztale. Miała to być - zdaniem Decantora - realizacja marzeń o nieśmiertelności. Bohater ocenił eksperyment negatywnie, lecz nie to jest dla nas istotne. Ważne jest to, że owa nieśmiertelność dawała się osiągnąć tylko za cenę biologicznej śmierci. Motyw ten powraca również, już w aspekcie poznawczym, w opowiadaniu „Formuła Lymphatera”. Bohater utworu, zapoznany naukowiec, dąży do odkrycia procesu umożliwiającego zdobycie wiedzy momentalnie, nie ucząc się i nie dziedzicząc jej po przodkach. Analizując rzadkie fenomeny przyrody dochodzi do wniosku, że szanse na "objawienie" istnieją, choć ewolucja naturalna z nich nie skorzystała. Odpowiedź na pytanie: dlaczego? - okazała się okrutna. Rekcja chemiczna początkująca zdolność uzyskiwania wiedzy momentalnej zachodzić musiała w środowisku białkowym, lecz niszczyła je równocześnie. Kulminacja procesu, "objawienie", następowała już po stronie śmierci. Ewolucja nie była w stanie wyposażyć nas w zmysł "objawienia", gdyż zniszczyłaby samo życie. Szansa wiedzy natychmiastowej otwiera się tylko przed istotami z punktu widzenia człowieka martwymi. Lymphater konstruuje taki martwy biologicznie Rozum i... niszczy go, przekonując się, że od momentu jego powstania skończyła się epoka człowieka, którego egzystencja utraciła sens, a zaczęła się era nowego Rozumu o niewyobrażalnej potędze intelektualnej. Znamienne jest, że ów wyższy stopień poznawczych możliwości osiągnięty został ponownie za cenę biologicznej śmierci. Wobec takiego obrotu sprawy człowieczeństwo przestaje się liczyć jako problem, pozostaje wyłącznie kwestia granic poznania. Podobnie rozumuje Golem XIV, gigantyczna maszyna cyfrowa, poziomem intelektu niebotycznie przerastająca człowieka. W swym "Wykładzie inauguracyjnym" (Wielkość urojona, 1973) przyszłość Rozumu widzi on właśnie w maszynach myślących, w duchu wyzwolonym z organicznej cielesności, zdolnym pokonać - wynikające z ludzkich słabości i niedostatków - bariery poznawcze. Lecz i to - pozornie proste i optymistyczne, choć trudne do zaakceptowania przez człowieka - rozwiązanie okazuje się złudą. Tenże Golem XIV w "Wykładzie XLIII" (Golem XIV, 1981) przyznaje, że i on, choć dysponuje możliwościami niedostępnymi człowiekowi, napotyka w swej poznawczej ekspansji bariery nie do przebicia. Oznacza to, że rozwój ,wiedzy człowieka i wiedzy Golema dokonywać się może wyłącznie w poziomie, na płaszczyznach, które wyznaczane są przez naturalne możliwości człowieka i Golema. A jednak wraz z innym, doskonalszym jeszcze komputerem, podejmuje Golem XIV próbę przezwyciężenia własnych ograniczeń. Kończy się ona zniszczeniem obu maszyn. Pozostaje tajemnicą, czy "śmierć" obu komputerów oznacza nieprzekraczalność kolejnej bariery poznawczej, której przebijanie kończyć się musi samozagładą, czy też że właśnie za cenę zniszczenia tworzywa, w którym ulokował się Rozum, przeniknąć można wyżej, do sfery zwielokrotnionych możliwości poznawczych, lecz już bez prawa powrotu, a stamtąd - przez kolejną barierę - dalej, i tak w nieskończoność? Podobieństwo przedstawionych tu motywów do filozoficzno-religijnych koncepcji jest uderzające i z pewnością nie jest przypadkiem. Duch, wyzwolony po śmierci z okowów cielesności, wchodzi w kontakt z Absolutem, Wszechmądrością... Interpretacja nasuwa się dwojaka: albo chodzi tu o racjonalizację, czy też może materializację raczej, takich pojęć, jak duch, Raj, objawienie, Bóg, o swoiste pochłonięcie przez materializm idealizmu, albo odwrotnie - o dochodzenie do Absolutu od strony empirii. Niezależnie zresztą od tego, którą z owych dwu wersji uznamy za słuszną, problem obalenia granic poznania nie zostanie rozstrzygnięty. Jeśli bowiem opowiemy się za drugim wariantem, to Bóg ukaże się nam jako istota, której podporządkowany jest tylko jeden z poziomów wielopoziomowo skonstruowanego wszechświata, wszechmocna, lecz i zależna, bo nie sięgająca władzą wyższego poziomu, którym zawiaduje inny już, choć podobny Bóg; świadoma tego, że z niższego poziomu na wyższy nie ma przejścia. W „Rozprawie” pilot Pirx zadaje jednemu z członków eksperymentalnej załogi pytanie: czy wierzy pan w istnienie Boga? I otrzymuje następującą odpowiedź: „Nauczono mnie podejścia probabilistycznego. Obliczam szanse i na tej podstawie działam. A w tym wypadku - dziewięćdziesiąt procent, że >>nie<<, a może nawet dziewięćdziesiąt i osiem dziewiątych, ale jedna setna, że tak.”

LEM ŻYCIORYS

 

Rodzice Stanisława Lema, Sabina Woller i Samuel Lem (lub Lehm), zaręczyli się jeszcze przed I wojną światową, jednak ślub odbył się po niej, gdyż Samuel Lem, lwowski lekarz, został powołany do służby w armii austro-węgierskiej. Podczas wojny trafił do niewoli rosyjskiej, był więziony w twierdzy Przemyśl, a następnie w obozie jenieckim w środkowej Azji. Po powrocie do Lwowa został asystentem na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Jana Kazimierza i w kolejnych latach został cenionym laryngologiem. W swojej młodości publikował także wiersze i prozę w lwowskiej prasie[5].

Stanisław Lem był jedynakiem. Urodził się 12 września 1921 roku w rodzinnym mieszkaniu przy ulicy Brajerowskiej 4. Jego ciotecznym bratem był Marian Hemar (matka Hemara to siostra ojca Lema)[6]. Istnieją także opinie, że Lem był kuzynem lwowskiego matematyka Stanisława Ulama, członka projektu Manhattan, jednak sam Lem nazywa go wyłącznie "znajomym" [7]. Dzieciństwo i młodość spędził we Lwowie, w zamożnym otoczeniu rodzinnego domu. Mając rodziców z korzeniami żydowskimi został wychowany jako katolik, a ze względów moralnych deklarował, że jest ateistą[8], choć według innych źródeł jego światopogląd postrzegany był jako agnostycyzm[9][10].

Był uczniem II Gimnazjum im. Karola Szajnochy. Po wybuchu II wojny światowej, w okupowanym przez wojska radzieckie Lwowie, próbował dostać się na Politechnikę Lwowską. Jednak mimo zdanego egzaminu nie został przyjęty na studia ze względu na powiązania ze średnią burżuazją. Dzięki znajomościom ojca udało mu się rozpocząć studia medyczne na Lwowskim Uniwersytecie Medycznym (przemianowanym wówczas na Instytut Medyczny).

Naukę przerwała inwazja Niemiec na Związek Radziecki. Podczas tej okupacji, wykorzystując fałszywe dokumenty (dzięki którym jego rodzina uniknęła osadzenia w getcie), Lem pracował jako mechanik samochodowy i spawacz w garażach niemieckiej firmy Rohstofferfassung, która zajmowała się odzyskiem metali. Współpracował z ruchem oporu, przekazując mu wykradzioną ze składów niemieckich amunicję. W 1944, po ponownym wkroczeniu do Lwowa Armii Czerwonej kontynuował studia. W 1946 wraz z całą rodziną wyjechał do Krakowa (w przeciwnym wypadku musiałby przyjąć obywatelstwo radzieckie). W Krakowie podjął studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po ukończeniu studiów nie przystąpił do egzaminu końcowego (planowanego na rok 1948), aby uniknąć służby jako lekarz wojskowy i otrzymał jedynie dyplom ukończenia studiów.

W latach 1947-1950 pracował jako młodszy asystent w Konwersatorium Naukoznawczym prowadzonym przez doktora Mieczysława Choynowskiego. W 1953 ożenił się z Barbarą Leśniak, zaś w 1968 urodził się jego syn - Tomasz.

Lem w tym okresie był współpracownikiem Polskiego Porozumienia Niepodległościowego.

W roku 1982, po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, Lem opuścił kraj i przeniósł się najpierw do Berlina Zachodniego, gdzie był stypendystą Wissenschaftskolleg zu Berlin, a w 1983 do Wiednia[11]. Powrócił do kraju w roku 1988 i zamieszkał na Klinach Borkowskich, części Krakowa (w domu przy ul. Narwik 21).

Stanisław Lem był chory na serce. Zmarł 27 marca 2006 roku w szpitalu klinicznym Collegium Medicum UJ w Krakowie, mając 84 lata. Zgodnie z jego ostatnią wolą urna z prochami została złożona 4 kwietnia 2006 roku na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie. Towarzyszyła temu katolicka ceremonia pogrzebowa, przeprowadzona na żądanie rodziny.

LEM: DZIENNIKI GWIAZDOWE

Dzienniki gwiazdowe, to opis podróży pisany w pierwszej osobie. Ich narratorem i głównym bohaterem jest Ijon Tichy, człowiek, Ziemianin. Podróżuje on po przeróżnych planetach, a także podróżuje w czasie, a wszystko, co obserwuje, jest ciekawe. Społeczeństwa, które odwiedza, są często ukrytą, aluzyjną krytyką różnych ustrojów ziemskich, jak totalitaryzm, demokracja, czy despotyzm. Można tam odnaleźć też aluzyjną krytykę religii, postępu i wielu ludzkich ideałów. W sposób przebiegły i dowcipny, z zaskakującymi zwrotami akcji i pointami, Tichy prowadzi nas przez wszechświat, jak przez karykaturę lub tylko przekształcenie naszego świata. Spotykane we wszechświecie stworzenia mogą mieć ciała zupełnie niepodobne do naszych, a także odmienne od ludzkich poglądy, zwyczaje, zasady postępowania. To pozwala spojrzeć na nasze „normy”, to co dla nas naturalne i oczywiste z dystansu. Podczas lektury zaczynają nurtować nas myśli - jak niewielcy jesteśmy w porównaniu do wielkiego kosmosu, jak możemy być nieistotni i niecharakterystyczni; jak pysznie przyjmujemy to, co mamy, za obowiązującą normalność; jak niewiele rozumiemy; jak wszystko może być względne; jak we wszystkim możemy się mylić.

Forma: dziennik. Narrator: Ijon Tochy. Podróże nie są poukładane jedna za drugą, numeracja podróży ma luki (ważne!), ponieważ jedne odbywały się w przestrzeni, inne w czasie, trudno więc stwierdzić ich kolejność. Na początku, we wstępach, zaznacza się, że są to autentyczne dzienniki Tichego, a pogłoska, jakoby miał je pisać jakowyś Lem, nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości (mistyfikacja, że „Dzienniki gwiazdowe” to oryginalne dzienniki. Oczywiście, są to opowieści science-fiction, więc w miarę rozsądni Ziemianie rozpoznają tą mistyfikację:P).

Streszczenie:

Podróż 7

Mały meteor zepsuł część sterów w rakiecie Ijona Tichego. Ten, próbował go naprawić, ale potrzebowałby do tego conajmniej 2 ludzi. Potem wpadł w pętlę czasową, i zaczęli się pojawiać kolejni Ijonowie Tisi, czyli ten sam Ijon Tichy tylko z innego dnia, roku, Tichy-starzec i Tichy-dziecko itp. Nie umieli się oni jednak dogadać w sprawie tej naprawy sterów, kłócili się i nawet bili, każdy miał inny pomysł, zaczęli urządzać demokratyczne głosowania , ale wciąż nie mogli do niczego dojść (karykatura demokracji, gdzie chęć poznania woli większości nie prowadzi do żadnych konstruktywnych działań). W końcu pojazd kosmiczny wpadł w różne wiry, które po kolei likwidowały kolejne pętle czasowe, aż został tylko jeden Tichy, a wtedy okazało się, że stery są naprawione. Zrobiło to po kryjomu dwóch Tichich-dzieci.

Podróż 8

(wg mnie najciekawsza opowieść!) Tichy został wysłany jako kandydat delegacji Ziemi na Zjazd Planet Zjednoczonych. Tam mieszkaniec Tarrakanii próbował Tichego i jego planetę zareklamować, przedstawiając Ziemię w jak najlepszym świetle. Nie bardzo mu się to jednak udało. Przedstawiciel innej planety wykazał, że Ziemianie, bezzasadnie zwąc siebie homo sapiens, tak naprawdę należą, wg ogólnie przyjętej systematyki, do typu Aberrantia (Zboczeńce), a dokładna nazwa gatunku to: Ohydek Szalej. Najgorsze dla przedstawicieli innych planet było to, że Ohydek Szalej (czyli człowiek) jest zbudowany z białka lewoskrętnego i je zwłoki. To świadczyło, że Ohydek Szalej jest po prostu głupi i zupełnie pozbawiony moralności. Wtedy odezwał się mieszkaniec Erydionu. Ten przedstawił inny problem: według międzyplanetarnego prawa nie można dokonywać, umyślnie bądź nieumyślnie, czynności życiotwórczych na planetach naturalnie bezpłodnych. Taką planetą miałaby być Ziemia - podano szereg warunków, jak zmiany pór roku, obecność księżyców własnych wpływających na przypływy i odpływy, opady w formie ciekłej lub stałej itp. A wg dochodzenia, życie na Ziemi zostało zapoczątkowane dawno temu przez dwóch rozrabiaków z Tarrakani o imionach: Bann i Pugg (prawie jak Pan Bóg - przypis mój), którzy, będąc pod wpływem alkoholu, wyrzucili na Ziemię odpady, takie jak klej żelatynowy i zgliwiałe aminokwasy. Potem mieszali to łopatką od węgla wykrzywioną w lewą stronę (stąd białko lewoskrętne) i jeszcze Pugg w to nakichał, mówiąc, że dzięki temu tchnął „sakramenckiego ducha” w ten zaczyn ewolucyjny. I taki był początek życia na Ziemi, a więc i początek ewolucji człowieka. Nie jest więc człowieka winą, że jest tak ohydny i dziwny, i zbudowany z białka lewoskrętnego! A Terrakanie powinni płacić Ziemi - tej ofierze planetarnego nierządu, kosmiczne alimenty za złamanie prawa antykoncepcyjnego. Wtedy wszyscy zaczęli się kłócić - a Tichy się obudził. Wszystko to okazało się snem.

Świetna krytyka ludziego relatywizmu-nawszystko patrzymy z ziemskiej perspektywy i nie umiemy sobie wyobrazić, że być może jesteśmy tylko wynaturzeniem lub peryferiami wszechświata. Dodatkowo, wiara w kreacjonizm zostaje wykpiona przez obraz powstania życia na Ziemi przez przypadek/złośliwość.

Podróż 11

Pewien robot-kalkulator zdezerterował i założył własne państwo na opuszczonej planecie. Byli oni niezwykle przeciwni ludziom i nazywali ich lepniakami. Ziemia wysyłała tam wiele ekspedycji złożonych z ludzi przebranych za robotów, by ten wrogi twór państwowy poznać a potem pokonać, ale żaden człowiek nie wrócił. W końcu pojechał tam i Tichy, przebrany za robota, by wybadać sytuację. Po jakimś czasie zdemaskowano go, sądzono jak na słynnych stalinowskich procesach, gdy do wszystkiego się przyznał, pozwolono mu być tajnym agentem, który miałby tropić innych ludzi - przebranych za roboty. Tichy w wkrótce odkrył, że jest wielu ludzi przebranych za roboty, a nawet dotarł do centrali dowodzenia i odkrył, że wielbiony przez wszystkich tyran i władca Kalkulator jest tylko pustym korpusem, którym kieruje inny człowiek. Okazało się, że wszyscy ludzie wysłani na tą planetę zdradzili i zgodzili się na współpracę z władzą. Tichy przebrał się za ów Kalkulator, rozkazał wszystkim obywatelom porozkręcać robocie pancerze, wyłonili się z nich ludzie (wszystkie roboty wcześniej pordzewiały i wyginęły). Na koniec Tichy stwierdza, że okazało się jednak, że mózgi elektronowe są zacne, a tylko człowiek może być draniem.

Podróż 13

Był pewien mistrz Oh, którego zwano też Dobroczyńcą Kosmosu, bo robił wszystko, by uszczęśliwiać kolejne plemiona galaktyczne. Chcąc go poznać, zawędrował na pewną planetę. Tam, ludzie chcieli ewoluować i upodobnić się do ryb. Cały aparat propagandy działał tak, że mieszkańcy napuszczali sobie do pewnego poziomu wodę w mieszkaniach, bulgotali pod wodą, byli przeciwni suszy, wierzyli w Wielkiego Rybona itp. Tichy został uznany za wroga systemu i za karę musiał rzeźbić ryby. Potem podwyższano poziom wody, istoty zaczęły chodzić na palcach, by w ogóle móc oddychać (bo przecież wciąż oddychali tym, co ponad wodą). Zmieniały się też pomysły na obowiązki mieszkańców planety, np. zakazano bulgotać. Niezwykle przypominało to system totalitarny. Tichemu udało się uciec, wylądował na innej planecie, gdzie z kolei negowano zupełnie prywatną osobowość na rzecz społeczeństwa, zbiorowości. Mieszkańcy tej planety nie różnili się od siebie twarzami, co dzień zamieniali się uncjami w społeczeństwie (więc co dzień było się kimś innym - piekarzem, lekarzem, sędzią,matką, dziadkiem itp.). tylko społeczeństwo bowiem jest wieczne, a osobowość miałka i nietrwała. Twórcą tego państwa, jak się okazało, był mistrz Oh, który wytworzył tym istotom Protezę Wieczności. Tichy, jako jednak osobna osobowość został skazany na dożywotnią identyfikację i jak najszybciej stamtąd odleciał, nie chcąc już spotkania z Mistrzem Oh.

Powiastka w której można zauważyć nie tylko opis wynaturzeń totalitaryzmu, ale przede wszystkim względność pojęcia dobra.

Podróż 14

Tichy, zafascynowany pewną książką, postanowił polecieć na planetę Ardrytów - Enteropię. Tam zwiedzał, spróbował też lokalnej rozrywki: polowania na przeogromne zwierzęta - kurdle, które odbywało się tak: najpierw trzeba było się nasmarować czymś smacznym, zostać połkniętym przez zwierza, zostawić mu bombę w żołądku, zostać wydalonym wskutek niestrawności. Po jakimś czasie bomba wybuchała i powodowało to śmierć kurdla. Potem okazało się, że w żołądkach kurdli wychowała się cywilizacja Ardrytów i dopiero stamtąd wyszła na zewnątrz i utworzyła swoje społeczeństwo. Potem spadł deszcz meteorów, przed którego działaniem nie sposób było uciec - ale Ardryci mieli tak zwane rezerwy, których szybciutko odbudowywali ledwo do zabite meteorami jednostki. Taka śmierć i odbudowa z rezerwy przydarzyła się nawet Tichemu. Niezbyt mu się to podobało (wcale się nie dziwię - przypis mój) i powrócił na Ziemię.

Tutaj można zastanawiać się nad kruchością, ale też relatywnością życia. Co właściwie o nim wiemy? Ukazanie, jak można z „rezerwy” odtworzyć wcześniejsze istnienie, być może miało na celu zastanowienie się właśnie nad trwałością i wagą życia. Czy nasza nauka doprowadzi nas kiedyś do nieśmiertelności?

Podróż 20

Do Tichego przybył on sam (czyli drugi Tichy) z przyszłości i namówił go na podróż w przyszłość, gdzie miałby się zająć kierownictwiem ogromnego projektu Telechronicznej Optymalizacji Historii Powszechnej. Tichy się zgodził, nie bez pewnych oporów i rozpoczął zarządzanie projektem, a wraz z nim całym sztabem naukowców i resortów (o śmiesznych skrótach, jak CIPEK, DUPKI czy TUMAN). Jednak misja ta od początku ponosiła klęskę za klęską. To przez chęć naprawy historii i błędy naukowców na Ziemi były dwie epoki lodowcowe, Atlantyda została zatopiona, a małpy straciły owłosienie, stając się w toku ewolucji ludźmi. Za karę za zbyt pochopne działania, Tichy zsyłał wielu naukowców w przeszłość. I, jak się okazuje, co zesłani w przeszłość często stawali się sławni dzięki różnym swoim działaniom - niektórzy z nich, to także znani nam: Arystoteles , Platon, da Vinci, Hieronim Bosch, Jezus, Hiob, Juliusz Apostata itp. W końcu, zniechęcony totalnym fiaskiem działań mających na celu optymalizację historii, Tichy odkrył, że dzięki pętli czasowej może wrócić i zamienić się miejscem z drugim obliczem swojego ja, które pozostało w domu. Tak też zrobił.

Po lekturze rodzą się pytania. Czyżby znów przypadek i błędy rządziły całą ziemią? Czyżby nic nie zostało wykonane według świętego boskiego planu? I dodatkowo: czy genialne jednostki nie są po prostu ludźmi z przyszłości, rzuconymi we wcześniejsze czasy?

Podróż 21

Tichy przybywa na planetę, której mieszkańcy w nieopisany sposób eksperymentują ze swoim ciałem. Potrafią zmienić w nim wszystko. Przez przypadek trafia pod opiekę życzliwych zakonników, którzy wierzą w Boga. Ta wiara nie daje im jednak nic, nie ma bowiem o co prosić Boga, bo wszystko można zrobić samemu. Wiara w Boga niczego nie oczekuje, nie pochwala, nie prosi, nie dziękuje, jest tylko czystym wyznaniem wiary. A owi mnichowie wyznają zasadę: nie będę działał, bo mogę działać pewnie i tym działaniem uczynić wszystko, co zechcę. Więc nie będę działał. Tichy, widząc bezpłodność swego pobytu na tej planecie, odleciał.

W tym opowiadaniu ukazany relatywizm pojęcia Boga i wiary w Boga - wszak wyobrażenie Boga nie musi być takie, jak w cywilizacji europejskiej.

Podróż 22

Tichy przegląda wszystkie skarby przywiezione ze swych międzyplanetarnych podróży, ale te skarby, które wymienia, okazują się zabranymi z ziemi przedmiotami, które miały tylko pewne znaczenie w jego podróżach. np. cegła, która mogła go zabić, bo zawinął ją w ręcznik, potem ujrzał zderzenie meteorów, chciał otrzeć pot z czoła ręcznikiem i o mało nie roztrzaskał sobie czaszki zapomnianą cegłą zawiniętą w ręcznik:P. W końcu dochodzi do scyzoryka, z którym związana jest dłuższa historia. Raz, podróżując, zgubił ten scyzoryk. Pomyślał, że zostawił go na planecie Satellinie, ale takich planet o tej nazwie w danej galaktyce było niezwykle dużo. Podróżował więc od planety do planety w poszukiwaniu scyzoryka.

Na jednej z nich został przyjęty z wielkimi honorami i zaproszony, jako wielki gość na egzamin maturalny tamtejszych mieszkańców. Jeden z uczniów, nieźle wykuty, odpowiadał na pytanie „dlaczego na ziemi nie może być życia” i świetnie to uzasadniał: bo na ziemi istnieje śnieg, ogromne zimne i głębokie oceany, zlodowacenie, bieguny na których panuje przez pół roku noc. Ta wypowiedź została oceniona dobrze, na to Tichy się oburzył, że przecież on pochodzi z ziemi. Mieszkańcy planety powiedzieli, że przecież nie będą zmieniać na jego żądania programu nauczania i obrażony Tichy jak najszybciej opuścił planetę. Wylądował na innej, na której spotkał ojca dominikanina o imieniu Lacymon. Ten ojciec opowiadał mu o tym, jak trudno krzewić religię chrześcijańską na innych planetach, i jak to w razie jakichkolwiek problemów Watykan zazwyczaj nie reaguje.

Np. jeden misjonarz przybył na planetę bardzo łagodnych istot, które były dla niego niezwykle dobre i słuchały go uważnie. On opowiadał im o Nowym i Starym Testamencie, a także o żywotach świętych i męczenników. Mówił też, że dla umiłowanego bliźniego należy uczynić wszystko, co dobre. Więc te łagodne istoty uznały, że chcą dla tego misjonarza wszystkiego najlepszego, więc rozmyślnymi torturami męczyli go aż do śmierci, by on sam został świętym męczennikiem. Byli przy tym świadomi, że sami skazują się na potępienie, ale chcieli dobrze dla misjonarza.

Na innej planecie jej mieszkańcy wzięli sobie do serca myśl o tym, że obcowanie cielesne jest grzechem, nie obcowali i teraz zagraża im wyginięcie. A przecież, jak powiedział ojciec Lacymon: „od 2 tysięcy lat Kościół głosi wyższość troski o zbawienie duszy nad sprawami doczesnymi, lecz nikt nie brał tego dosłownie, na miły Bóg” (cóż za ironia - przypis mój).

Na jeszcze inną planetę latali różni misjonarze, ale każdy wracał ateistą. Mieszkańcy tamtej planety potrafili udowodnić i nauczać o pochodzeniu wszechświata i życia, mają na wszystko dowody i to potrafi przekonać każdego, nawet najbardziej wierzącego. Z kolei Watykan sugerował, że przekonują oni misjonarzy do ateizmu za pomocą tortur.

Na koniec ojciec Lacymon stwierdza, że może krucjaty i wybicie i zniszczenie tej planety by pomogło ocalić naukę kościoła o miłości bliźniego, ale nie ma kogo na tę krucjatę wysłać. Tu Tichy poklepał ojca Lacymona współczująco po ramieniu i z rękawa wypadł mu zaginiony scyzoryk.

W opowiadaniu widzimy krytykę systemu kościelnego, relatywizm pojęcia dobra. Dodatkowo podkreślona rola przypadku w losach człowieka.

Podróż 23

Tichy poleciał na planetę Bżutów, gdzie jest tak mało miejsca, że Bżutowie, gdy chcą podróżować lub spać, robią to w formie rozatomowanej… tzn. specjalne skrzynki-aparaty, do których wchodzą, rozkładają ich na atomy, dzięki czemu zajmują o wiele mniej miejsca. Po zadzwonieniu uprzednio nastawionego budzika, ich ciała są odtwarzane z tzw. rysopisu atomowego. Tichy długo się tego obawiał, lecz w końcu spróbował rozatomowania, bardzo mu się to spodobało, robił to wiele razy, dopóki nie zaszła pomyłka: po obudzeniu aparat odtworzył nie jego postać, ale postać Napoleona.

Podróż 23

Tichy ląduje na planecie Indiotów (ich nazwa to nie przypadek:P), gdzie jest pełno złotych krążków. Okazuje się, że w dobie kryzysu tej planety wymyślono świetną maszynę do rządzenia: Dobrowolny Upowszechniacz Porządku Absolutnego, która miała wprowadzić Ład Absolutny, ale tylko z zachowaniem zasady swobody obywatelskiej - nie mogła zakazywać czy nakazywać niczego Indiotom, a tylko proponować. Ta machina zbudowała Dworzec Tęczowy, przepiękną budowlę, do której wszystkich zaprosiła. Indioci wchodzili tam najpierw dobrowolnie, i znikali. Jak się później okazało, w środku zostali przemieniani w idealne krążki (bowiem ich ciała wcześniej były nieregularne, a wszak chodziło o porządek absolutny). Potem zaczęli oni polecać siebie nawzajem, by ktoś zabrał ich bliskich do Dworca Tęczowego, potem znów wchodzili tam dobrowolnie, bo przecież najważniejsze było to, że mieli swobodę wyboru (a ona ważniejsza była od efektów). Tichy chciał zajrzeć do wnętrza Dworca, ten uprzejmie go zaprosił do środka, ale Tichy odpowiedział, że „nie jest przecież Indiotą!” (sic!) i odleciał z planety.

Podróż 25

Tichy jedzie na spotkanie z profesorem Tarantogą, który odkrył na pewnej planecie ziemniaki, które nabrały cech istot rozumnych i zdziczały. Podróżując z planety na planetę przytrafiają mu się różne przygody. Na jednej z nich zastaje zostawiony dla niego film nakręcony przez Tarantogę, o istotach żyjących na niezwykle gorącej ognistej planecie. Jej mieszkańcy rozmawiają o tym, czy możliwe jest inne życie we wszechświecie, jak głosi plotka, może na zimniejszych planetach mogą żyć istoty dwunożne zbudowane z białka. Jeden ze starców przekonuje jednak resztę, że to jest nie możliwe, ponieważ: jest dowód na to, że istota dwunożna od razu by się przewracała, wszystkie istoty muszą mieć wykształcone odpowiednie organy do przyswajania amoniaku (czyli tamtejszego gazu i takiej funkcji, jakiej dla nas jest tlen), musieli by dzielić się na 5 płci… więc jedyne możliwe istoty w kosmosie muszą być podobne do nich, czyli mieszkańców ognistej planety (czyż my, Ziemianie, nie myślimy tak samo, wydaje nam się, że życie musi powstać w warunkach podobnych do ziemskich. A może to, co wiemy o życiu, to niewielki procent? Relatywizm naszego patrzenia na świat - przypis mój).

Podróż 28

W bardzo długiej podróży Tichy pisze kronikę swojego rodu. Historia założycieli rodu przypomina historię Kaina i Abla… z tym, że jednego z nich posądzono o zjedzenie drugiego w kosmosie, a wybronił się tym, że milczał, stąd Cichy => Tichy. Jeden z jego przodków wymyślił specyfik, który likwidował żądze i popęd seksualny… a mimo to, ten przodek spłodził 13 dzieci. Ojcem Tichego był Wszechświt Tichy, który też podróżował po kosmosie i spisywał dziennik. Wszechświt wymyślał sobie różne fikcyjne osoby, towarzyszów podróży. W swych dziennikach opisał także kwilące dziecko - Ijona. Czytający to Ijon Tichy zastanawia się filozoficznie - czy on istnieje, czy nie; czy to, co wydaje mu się prawdą, jest złudzeniem; czy też może, jak w solipsyzmie „istnieję tyko ja”… na koniec stwierdza, że navigare necesse est (z łacińskiego przysłowia - „życie nie jest konieczne, ale konieczne jest żeglowanie”).

LEM „GŁOS PANA”

We wstępie książka ta jest opisywana jako opublikowany manuskrypt, autorstwa profesora matematyki, Piotra Hogartha. To oczywiście mistyfikacja. Tekst pisany jest w pierwszej osobie jako relacja/opowieść profesora. Profesor ten zaangażował się w projekt odczytania informacji płynącej z kosmosu, projekt ten zakończył się fiaskiem. Ogólna fabuła utworu jest przeplatana niezliczonymi refleksjami o charakterze filozoficznym. Myślę, że te właśnie refleksje stanowią o wysokim walorze tej pozycji czytelniczej. Możemy tam znaleźć typowe, poruszane przez Lema problemy: nie istniejemy sami w kosmosie, być może jesteśmy jego najmniej ważną i najmniej charakterystyczną częścią, a próbujemy do wszystkiego przykładać naszą ludzką miarę, jesteśmy ograniczeni, bo znamy tylko to, czego doświadczyliśmy na Ziemi, być może nie umiemy wykorzystywać danej nam wiedzy w sposób dobry dla nas samych. Zauważamy względność, względność informacji, względność dobra i zła, względność naszych ludzkich zachowań. Naszymi losami kieruje przypadek. Filozoficzne rozmyślania nie omijają też teorii informacji, rozmyślań biologiczno-ewolucyjnych, granic etyki w badaniach dotyczących militariów.

Fabuła:

Piotr Hoghart, znany i ceniony profesor matematyki jest dość krytyczną osobą, jak sam o sobie mówi, w nauce więcej odebrał prawd ( a więc zakwestionował cudze teorie), niż stworzył nowych. PH (Piotr Hoghart) opublikował między innymi króciutki tekst na dość trudny temat, ale udowodniony matematycznie. Chodzi przede wszystkim oto, że człowiek poddaje się sterowaniu algedonicznemu, a więc oscylacji pomiędzy nagrodą i karą, bólem i rozkoszą. Istnieje jednak próg takiego sterowania, jeśli liczba elementów mózgu przekracza na najwyższym poziomie miliardów, wtedy jeden z biegunów (kara lub nagroda) bierze górę, i człowiek staje się sadystą lub masochistą. Choć była to całkowita prawda, dobrze udowodniona, to jednak nie przyjęła się w świecie nauki, bo tak naprawdę NIK nie życzył sobie takiego odkrycia, nikt nie chciał, by zachowania człowieka opisywały równania matematyczne. Z powodu tego artykułu odnoszono się do PH w świecie nauki z dystansem. Do czasu.

Okazuje się, że pewni młodzi astronomowie nagrali na taśmy dużą ilość czumu pochodzącego z kosmosu, zapisanego za pomocą cząstek zwanych neutrinami. Te, przypadkowo krążąc i trafiając w różne ręce, zainteresowały pewnego profesora o nazwisku Rappaport. Jemu zaś przyszło do głowy, że skoro pewne elementy tego szumu pojawiają się cyklicznie(co 416godzin), to oznacza, że to może być informacja, a nie szum. Rappaport zdobył nagrania, a potem w wielu krokach zdobył zwolenników swojej tezy. Ten szum, czy, jak kto woli, nieodszyfrowane informacje, nazwano żartobliwie „Głosem Pana”. Taką nazwę przyjął też tajny projekt, który miał na celu odszyfrowanie wiadomości. Projekt wspierał amerykański rząd. Liczny sztab naukowców miał za cel rozkodowanie tej wiadomości w odizolowanym ośrodku ulokowanym n pustyni (dawniejszym poligonie).

Dopiero po roku badań, kierujący projektem Balyone zdecydował się zatrudnić do niego też PH, zwłaszcza dla sceptycyzmu i obrazoburczości jego matematycznego myślenia (tego, że częściej on obalał niż budował teorie). Tajemniczy wysłannik pojechał do PH i złożył mu propozycję pracy w projekcie, który ten przyjął i poleciał do tajnego ośrodka. Wszystkie pomieszczenia naukowców były na podsłuchu. Tam pracowali już nad owym gwiazdowym listem sztaby: humanistyczny (Humy) i przyrodniczy (Fizy). Ten humanistyczny na początku miał niezbyt wiele do badania.

Trzeba zaznaczyć, że nieznane były żadne parametry przesłanej gwiezdnej informacji: ani gramatyka, ani słownik. Nie było pewności, jaką część informacji zanotowano. Bardzo trudno było przyjąć wstępne założenia. Na początku PH zwraca uwagę na to, że komunikaty następują po sobie bez przerwy i być może nie jest ważne, czy ich odczytywanie zacznie się od początku, środka czy końca. Uznał, że to może być to opis rzeczy lub procesu na poziomie molekularnym, takiej rzeczy, która byłaby topologicznie otwarta, która jest zjawiskiem kołowym, której opis można zacząć od dowolnego miejsca. Za pomocą obliczeń PH to udowodnił.

Z kolei zespoły biofizyki i biochemii wytworzyły substancję wyczytaną z gwiazdowego listu, zwaną Żabim Skrzekiem lub Panem Much, półpłynną, kleistą substancję, która dzięki wewnętrznie zachodzącym w niej reakcjom sama z siebie wydawała energię. Pan Much był substancją budującą, ale… nie wiadomo co. Następnie inny sztab udowodnił, że zagęszczony, neutrinowy strumień informacyjny tego gwiazdowego listu, przenikając przez substancje, wzmacniał ich wiązania chemiczne, sprzyjał biogenezie. Te odkrycie nazwano efektem Romneya-Moellera. Tu zrodziło się pytanie, dlaczego komunikat przeznaczony dla rozumnych odbiorców połączono z substancją wspierającą rozwój życia. Emisja tego sygnału wymagała ogromnej mocy, co najmniej mocy słonecznej, co musiało być ogromnym wydatkiem. Nadawano go od niezmiernie długiego czasu.

Naukowcom problem sprawiało wiele zagadnień. Nie wiedzieli, do kogo tekst był skierowany, czy do ludzi, czy ziemianie tylko przechwycili korespondencję do kogoś innego. Być może też komunikat jest wystosowany przez istoty nieporównywalnie wyżej rozwinięte od nas i po prostu, zrozumienie ich przesłania przekracza nasze kompetencje. Poza tym, komunikat może doprowadzić Ziemię zarówno do dobrych jak i negatywnych wyrażeń. List może okazać się swoistą puszką Pandory.

Przyszło nowe odkrycie o Żabim Skrzeku dokonane przez Donalda, przyjaciela PH - w środku Żabiego Skrzeku, jego atomy mogły znikać w jednym miejscu a pojawiać się w innym. Zjawisko to było niepojmowalne przez ziemską fizykę… być może, dzięki temu, po powiększeniu na ogromną skalę, możliwe byłoby wywołanie wybuchu jądrowego, który wyzwoliłby swoją energię w innym punkcie globu. To zaś mogło przecież doprowadzić do eskalacji agresji, wręcz do kataklizmu. Nazwano ten efekt Treksem i na początku kilku uczonych ukrywało go w tajemnicy przed resztą ludzi zaangażowanych w projekt. Problem polegał na tym, że finansowany przez rząd projekt musiał być przez rząd kontrolowany. A rządowi USA będzie zależało bardziej na lepszym uzbrojeniu niż na bezpieczeństwie ludzkości. To bardzo podłamało PH, w pewnym momencie pił on już nawet, jak sam się wyraził, jakby na stypie świata, bo do zagłady świata mogło to odkrycie doprowadzić. Po dokładniejszych badaniach okazało się jednak, że im większa odległość przekazu wybuchu jądrowego, tym mniejsza dokładność jego lokalizacji. A taka zależność raczej przekreśla przydatność Treksu jako broni. Wtedy garstka naukowców postanowiła ogłosić wyniki badań nad Treksem, jednak fakt, że wcześniej ukrywali swoje badania spowodował, że traktowano ich gorzej. Okazało się, że wśród wyżej postawionych badaczy byli też wysłannicy Pentagonu. Niedługo większość prac została odebrana z rąk PH i jego treksowym współpracownikom, a zajęli się tym specjaliści od militariów. Okazało się, że istnieje tzw. Kontrprojekt, czyli grupa badaczy korzystająca z odkryć Projektu i jednocześnie Projekt kontrolująca ( oczywiście za wiedzą Pentagonu). Ci naukowcy, którzy wcześniej w sekrecie pracowali nad Treksem, chcieli odejść z pracy, po namowach rządu jednak do niej powrócili. Uznali, że jeśli oni nie zajmą się dalej tą pracą, zrobią to inni. Inni mogą dojść do równie przerażających wniosków, jak nasi badacze, a ci przynajmniej będą „wiedzieć”, będą świadomi.

Ludzie Kontrprojektu zostali wcieleni w Projekt i podzielili się też swoimi odkryciami. Jeden z takich badaczy przedstawił hipotezę wszechświata, który na przemian kurczy się i rozszerza. Kurczy się aż do tzw „przestrzeni ujemnej”, czyli jakby do czegoś mniejszego nawet od nicości. Z tego przejścia z nicości we wszechświat wydobywa się właśnie promieniowanie neutrinowe, które powoduje owe rozszerzanie wszechświata. Potem już tylko echa, żeby nie powiedzieć, niedobitki promieniowania neutronowego krążą po kosmosie, i to, co zostało zarejestrowane na taśmach, ten „Głos Pana”, to te niedobitki. Nikt nie wysłał tego listu gwiazdowego umyślnie. W strumieniu neutronowym jest niesiona informacja, wg której może powstać Żabi Skrzek, ta życiu sprzyjająca substancja. Nie należy jednak upatrywać w tym metafizyki, tak jak nie upatruje się metafizyki we właściwościach wody, dzięki której na ziemi istnieje życie.

Z kolei inny badacz Kontrprojektu przedstawił teorię sterowania procesami kosmogonicznymi. Ponieważ po wielkim skurczu świata nie staje się oczywiste, że kolejny rosnący wszechświat będzie taki sam, jak poprzedni, mogą się znaleźć jakieś stojące wyżej cywilizacje, które będą chciały zaprogramować przyszły wszechświat korzystnie dla siebie. Działać tak mogą właśnie dzięki strumieniom neutrinowym. Tak więc ów „Głos Pana” wg tej wersji, byłby próbą zaprogramowania części wszechświata. Te fale, które dobiegły do Ziemi, byłyby sygnałem z poprzedniego wszechświata. A nawet, to życiodajne promieniowanie pozwoliło ukształtować się życie na naszej planecie. „Głos Pana” nie był listem, ale sygnałem sterującym.

Po tych hipotezach PH przemówił. Mówił o tym, że być może „Głos Pana” jest nałożonymi na siebie kilkoma listami. Dziwi się także temu, że właściwie cały wszechświat został w tych hipotezach przykrojony do zarejestrowanego strumienia neutronowego. Dziwne jest to, że Ziemianie odebrali tylko jeden taki sygnał. Na koniec skrytykował ogromną ilość założeń niepotwierdzonych, które stały u podwalin tych hipotez.

Rapaport kwestionował też podział na nienaturalność i sztuczność działań. Podważył też hipotezę o dobrowolnym wysyłaniu w kosmos sygnałów dla czyjegokolwiek dobra.

Te rozmowy rozbiły uczucia naukowców. Poczuli, że ich wysiłki spełzły na niczym, być może nigdy nie było żadnej, intencjonalnie nadanej wiadomości, listu. PH wierzył, że to jest przez kogoś wysłana wiadomość. Teraz zobaczył, że nie musi tak być, ale PH dalej wierzył w sensowność listu, choć uznał, że niemożliwością jest jego rozszyfrowanie. Prawdopodobnie Żabi Skrzek był tylko tego listu nadinterpretacją, zniekształceniem. A, co więcej, PH podejrzewa, że ta informacja i prze inne cywlizacje może być odbierana i innym cywilizacjom może się nie udawać jej rozkodowanie. Tak jakby ten list nie był do wszystkich. Tak jakby istniał pewien filtr na poziomie wszechświata - informacja przesłana nie może zostać odczytana przez cywilizacje, które nie są na to gotowe, które mogłyby sobie tają informacją zaszkodzić. PH ufał w taką wizję, jaką sobie odmalował. Widzi też ogromną rolę przypadku w podjęciu się przedsięwzięcia, jakim był „Głos Pana”. Cała operacja kończy się fiaskiem i rozwiązaniem projektu. Zaś PH kończy swoją opowieść cytatem:

I porzuciwszy gniew, nadzieję, pychę

Wolni od pragnień, i wolni od burz,
Dziękczynnych westchnień ślemy modły ciche,
Ktokolwiek jest tam pośród gwiezdnych głusz,
Za to, że dożyć dni żywota dano,
Za to, że nigdy raz zmarli nie wstaną,
i rzek gwałtownych nurt, zmącony pianą,
Zawinie kiedyś w głąb wieczystą mórz.

(Swinburne)

Wybrane ciekawsze refleksje:

- teoria informacji, kontaktować się muszą jednostki, które mają podobne punkty odniesienia (np. dla ludzi śmierć jest czymś oczywistym, ale czy istnieje takie pojęcie dla innych istnień we wszechświecie?)

- jeden z badaczy twierdził, że niektóre przypadki i zbiegi wydarzeń nabierają, po czasie, szyderczych znaczeń, jak serie losowe stają się prawem natury. Np. przejęte przez człowieka od ryb i gadów zespolenie narządów rozrodczych i wydalniczych, stało się podstawą dla metafizyk oscylujących między skalaniem a anielstwem.

- zawarta tu krytyka amerykańskiego science-fiction, w którym jest jedynie fantazja, są to niby-naukowe bajki.

- jeden z naukowców twierdzi, że aby żyć, trzeba karmić się ładem, trzeba niszczyć, być pasożytem

- inny naukowiec miał pomysł, by rozmnażać na ziemi ludzi korzystając z materiałów genetycznych najbardziej prężnych ,inteligentnych, najsilniejszych osobników. Należy kojarzyć pary wg tych kryteriów selekcji, instytucja rodziny jest zbyteczna.

- tylko istota z gruntu zła wie, jaką zdobywa wolność, gdy czyni dobro.

-kto wyobraźnią wojuje, w wyobraźni tonie.

- niewielkie są nasze horyzonty, dostrzegamy tylko to, czego doświadczyliśmy sami, jesteśmy jak ślimaki przylepione, każdy, do swojego liścia.

Wybrane cytaty:

- „Ale nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i powoli.”

-„Zwierzę jest przytwierdzone do swego Tu i Teraz wszystkimi zmysłami, a człowiek potrafi odrywać się, wspominać, współczuć innym, wyobrażać sobie ich stany i uczucia, co - na szczęście - jest nieprawdą.”

- „Była to jedna z typowych sytuacji uczonego naszych czasów [...] Najłatwiej jest, dla zachowania czystych rąk, metodą strusi - piłatową nie mieszać się do niczego, co - choćby w odległych konsekwencjach - zahacza o potęgowanie środków zagłady. Lecz to, czego nie chcemy robić, zawsze zrobią za nas inni. Powiada się, że nie jest to moralnym argumentem - zgoda. Można odpowiedzieć przypuszczeniem, że ten, kto zgodził się na udział w takiej pracy, będąc pełnym skrupułów, zdoła je w krytycznej chwili uruchomić, a jeśli nawet mu się nie uda, to i szansy podobnej nie będzie, gdy zastąpi go człowiek pozbawiony skrupułów. (rozmyślania Hogartha przed zgodą na wzięcie udziału w Projekcie.)”

- „Co by się z nami stało, gdybyśmy naprawdę mogli współczuć innym, z nimi czuć, za nich cierpieć? To, że ludzkie boleści, strachy, cierpienia rozpadają się ze śmiercią osobni­czą, że nic nie pozostaje po wzlotach, upadkach, orgaz­mach i torturach, jest godnym pochwały darem ewolu­cji, która upodobniła nas do zwierząt. Gdyby po każ­dym nieszczęśliwym, umęczonym pozostawał choć jeden atom jego uczuć, gdyby tak rosło dziedzictwo po­koleń, gdyby choć skra mogła przeniknąć z człowieka do człowieka, świat byłby pełen ryku przemocą wy­dartego z kiszek.

- [...] jakiś wybitny prawnik z FBI uznał, że Kosmos, jako leżący poza granicami Stanów, w kompetencje Biura Federalnego nie wchodzi, podlega natomiast CIA, bo ta właśnie poświęca się problemom zagranicznym.'”

- „Jednakowoż wiemy teraz na pewno, że gdy po planetach będą się przechadzali pierwsi wysłannicy Ziemi, inni jej synowie nie o wyprawach takich będą marzyć, lecz o kawałku chleba.”

- Każde zdanie książki znaczy coś, także wyrwane z kontekstu, ale w jego obrębie zespala się ze znaczeniami innych zdań, tych, co je poprzedziły, i tych, co nastąpią. Z takiego przesiąkania, narastania i kumulowania ogniskowego wynika w końcu owa znieruchomiała w czasie myśl, jaką jest dzieło.”

- „Nauczyłem się sto­sować jako rodzaj testu - lekturę moich własnych prac, tych, które uważam za najlepsze. Jeśli dostrze­gam w nich potknięcia, luki, jeśli widzę, że można by­ło rzecz przeprowadzić lepiej, próba wypada pomyślnie. Jeżeli jednak odczytuję własny tekst nie bez po­dziwu, oznacza to, że jest ze mną niedobrze.” (mówi PH)

- „Nie jestem w stanie pojąć, czemu na drogi publiczne nie wpuszcza się ludzi pozbawionych prawa jazdy, natomiast na półki księgarskie mogą się dostawać w dowolnej ilości książki osób pozbawionych przyzwoitości - że nawet nie wspomnę o wiedzy.”

- „Rappaport przeczytał mi raz fragment dziewiętnastowiecznej księgi, opisu­jącej sposoby hodowania wieprzy tresowanych do szu­kania trufli; był to bardzo ładny ustęp, opowiadający podniosłym stylem, właściwym temu wiekowi, o tym, jak to rozum człowieka wykorzystuje zgodnie ze swym posłannictwem pożądliwą żarłoczność świń, którym rzuca się żołędzie, kiedy wykopią trufle.
Taka racjonalna hodowla miała, według Rappapor­ta, oczekiwać uczonych, i już ją właśnie wdrażano w życie, jak to pokazywał nasz przypadek. Wyłożył mi ten prognostyk zupełnie serio. Handlarz-grosista nie interesuje się światem duchowych przeżyć wy­tresowanego wieprza, który ugania się za truflami: ów świat dla niego nie istnieje poza rezultatami dzia­łalności świń i nie inaczej ma się rzecz z nami i naszymi mocodawcami. Racjonalizację hodowli uczonych utrudniały co prawda relikty tradycji, owych zapatrywań nieprzytomnych, rodem z francuskiej rewolucji, lecz można się było spodziewać, że jest to stan przejściowy. Oprócz doskonale urządzonych chlewni, to jest laboratoriów lśniących, należało przygotować jeszcze inne urządze­nia, które wyzwoliłyby nas od wszelkiej możliwości frustracji. Na przykład pracownik nauki zaspokajał­by swoje instynkty agresji, w sali pełnej kukieł gene­rałów i innych wielkorządców, doskonale nadających się do bicia, jak również znajdowałby specjalne miej­sca, będące pochłaniaczami energii seksualnej, itp. Wyładowawszy się należycie tu i tam, będzie mógł, powiadał Rappaport, wieprz uczony bez wszelkich już zakłóceń oddawać się polowaniu na trufle, z żytkiem władców, a ku zgubie ludzkości, jak odeń tego wymaga nowy okres historyczny.”

- „Przed dwudziestu laty podróż z Europy do Stanów trwała siedem godzin; kosztem osiemnastu miliardów dolarów skrócono ten czas do pięćdziesięciu minut. Wiadomo już, że dzięki dalszym miliardom ten czas lotu uda się skrócić o połowę. Pasażer, wysterylizowany na ciele i umyśle (żeby nie zawlókł do nas ani azjatyckiej grypy, ani azjatyckich myśli), naładowany witaminami i widowiskiem filmowym z puszki, będzie mógł przenosić się z miasta do miasta, z kontynentu na kontynent, z planety na planetę - coraz pewniej i szybciej, a wizja takiej fenomenalnej sprawności instrumentów opiekuńczych ma zatkać nam usta, byś­my nie zdołali spytać, do czego właściwie te błyskawiczne peregrynacje służą.”

- „W latach pięćdziesiątych byłem raz świad­kiem próbnej eksplozji atomowej. Czy pan wie, panie Hogarth (inaczej się do mnie nie zwracał), że nie ma nic piękniejszego nad kolory grzyba atomowego? Ża­den opis, żadne zdjęcia barwne nie są w stanie oddać tego cudu, który trwa zresztą kilkanaście sekund, po­tem, od dołu, wschodzi brud wciągnięty ssaniem, kie­dy ogniowy pęcherz się rozpręża. Później ogniowa kula, jak balon zerwany, ucieka w chmury, i cały świat staje się na mgnienie wyrzeźbiony w różu - Eos Rhododaktylos... Dziewiętnasty wiek twardo wierzył, że to, co mordercze, musi być ohydne. My wiemy już, że może być piękniejsze od gajów poma­rańczowych.”

Stanisław Lem urodził się 12 września 1921 r. we Lwowie, w rodzinie inteligenckiej. Po ukończeniu szkoły średniej w rodzinnej miejscowości studiował medycynę w Lwowskim Instytucie Medycznym. Wojna przerwała studia na dwa lata. W końcu po przeprowadzeniu się do Krakowa ukończył studia na Wydziale Medycyny UJ w 1948r.

Debiut pisarski przypada na rok 1951 jednak już wcześniej publikował. Od 1946 r. wiersze i opowiadania w: Kuźnicy, Odrze, Tygodniku Powszechnym, Żołnierzu Polskim. Tematyka wczesnych prac wojenna: D-Day, Miasto atomowe, Człowiek z Hiroszimy. Pierwsze wątki fantastyki: Obcy, Dzieje jednego odkrycia, Człowiek z Marsa. Następnie przestaje publikować przez dwa lata przygotowując się do debiutu książkowego.

W Polsce literatura fantastyczno-naukowa miała ubogą tradycję, ale można doszukać się jej w czasach romantyzmu ("Historia przyszłości" Adam Mickiewicz). Literaturę w duchu J. Verne'a rozpoczął u nas Władysław Umiński powieścią "Na drugą planetę" oraz Jerzy Żuławski trylogią księżycową (Na Srebrnym Globie, Zwycięzca, Stara Ziemia). Liczba pisarzy wzrasta po II WŚ: Stanisław Lem, Krzysztof Boruń, Andrzej Trepka, Adam Hollanek.

Debiut książkowy w 1951 r. "Astronauci" to pozycja przyjęta dobrze przez czytelników, chłodno przez krytyków. Od początku S.L. starał się podkreślać w swojej twórczości zwłaszcza drugi człon nazwy gatunkowej - fantastyka naukowa dając solidne uzasadnienie treści w obszarze nauki. Od początku ogormną rolę grają wartości moralne. (W tej książce ludzie odkrywają, że Wenus miała mieszkańców i zginęli oni poprzez bratobójczą wojnę jądrową, co było bardzo aktualnym tematem).

Kolejna książka 1955 Obłok Magellana

Dzienniki gwiazdowe (1957). Powstawały stopniowo. Pierwsze pięć podróży Tichego (główny bohater) pojawiły się we wcześniejszym Sezamie. Kolejne wydania różnych opowiadań uzupełniały dzienniki komplikując cały zbiór. Ostatecznie w skład dzienników wchodzą:

Podróże Ijona Tichego

* Podróż siódma (zbiór Niezwyciężony i inne opowiadania, 1964, potem Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie 1966 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Podróż ósma (zbiór Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie 1966 i wszystkie późniejsze wydania)

* Podróż jedenasta (zbiór Księga robotów, Iskry 1961 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Podróż dwunasta (zbiór Dzienniki gwiazdowe, Iskry 1957 i wszystkie późniejsze wydania)

* Podróż trzynasta (zbiór Dzienniki gwiazdowe, Iskry 1957 i wszystkie późniejsze wydania)

* Podróż czternasta (pierwodruk "Przekrój" 1956 pod tytułem Z dziennika gwiezdnego Ijona Tichego; zbiór Dzienniki gwiazdowe, Iskry 1957 i wszystkie późniejsze wydania)

* Podróż osiemnasta (zbiór Dzienniki gwiazdowe, Czytelnik 1971 i wszystkie późniejsze wydania)

* Podróż dwudziesta (zbiór Dzienniki gwiazdowe, Czytelnik 1971 i wszystkie późniejsze wydania)

* Podróż dwudziesta pierwsza (zbiór Dzienniki gwiazdowe, Czytelnik 1971 i wszystkie późniejsze wydania)

* Podróż dwudziesta druga (zbiór Sezam i inne opowiadania, 1954 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Podróż dwudziesta trzecia (zbiór Sezam i inne opowiadania, 1954 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Podróż dwudziesta czwarta (zbiór Sezam i inne opowiadania, 1954 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Podróż dwudziesta piąta (zbiór Sezam i inne opowiadania, 1954 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Podróż dwudziesta szósta i ostatnia (zbiór Sezam i inne opowiadania, 1954 i Dzienniki gwiazdowe, Iskry 1957 - brak w późniejszych wydaniach)

* Podróż dwudziesta ósma (zbiór Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie 1966 i wszystkie późniejsze wydania)

* Ostatnia podróż Ijona Tichego ("Playboy" 5/1999)

Ze wspomnień Ijona Tichego

* I (zbiór Księga robotów, Iskry 1961 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* II (zbiór Księga robotów, Iskry 1961 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* III (zbiór Księga robotów, Iskry 1961 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* IV (zbiór Księga robotów, Iskry 1961 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* V - Tragedia pralnicza (zbiór Noc księżycowa, 1963, potem Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie 1966 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Doktor Diagoras (zbiór Niezwyciężony i inne opowiadania, 1964, potem Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie 1966 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Zakład doktora Vliperdiusa (zbiór Niezwyciężony i inne opowiadania, 1964, potem Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie 1966 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Ratujmy kosmos (zbiór Niezwyciężony i inne opowiadania, 1964, potem Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie 1966 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Kongres futurologiczny (Bezsenność, Wydawnictwo Literackie 1971, Głos Pana. Kongres futurologiczny, Wydawnictwo Literackie 1973, Kongres futurologiczny. Maska, Wydawnictwo Literackie 1983, Dzienniki gwiazdowe, Interart 1994)

* Profesor A. Dońda ("Szpilki" 1973, później Kroki w nieznane V, antologia Iskry 1974, Maska Wyd.Lit. 1976, Dzienniki gwiazdowe, Czytelnik 1982 i wszystkie późniejsze wydania Dzienników gwiazdowych)

* Pożytek ze smoka (Pożytek ze smoka i inne opowiadania, 1993, Dzienniki gwiazdowe, Interart 1994)

Powieści

* Wizja lokalna (1982)

* Pokój na Ziemi (1987)

Kosmiczny świat słynnego gwiazdokrążcy to skarykaturowana Ziemia wraz z całym balastem wad stworzonej przez człowieka cywilizacji. Lem kpi ze wszystkiego: z człowieka i jego wysokiego o sobie mniemania, z rozwojowych perspektyw świata i ludzkości, biurokracji i policji, z samego siebie i uprawianej przez siebie dziedziny literatury, z humanistyki. Fantazja autora nie zna ograniczeń, ale zmyślone cywilizacje, narody, instytucje, a nawet fauna i flora opisywanych planet pozostają zawsze w ścisłym związku ze światem ludzi. Lem przenosi w fikcyjną przyszłość cały szereg wzajemnie zintegrowanych struktur współczesności, parodiuje je i ośmiesza. Wyprzedzając myślą rozwój znajdujących się w zalążkowej fazie technologii kreśli nie zawsze napawające optymizmem wizje szczytu ich ewolucji. Stylizując język na naukowy, urzędniczy, archaizując go, przekręcając brzmienie nazwiska znanych ludzi, tworząc parodystyczne slogany i skrótowce pisarz tworzy świat, w którym obraca się jego bohater.

Jednak nie jest to twórczość wyłącznie parodystyczna. Charakterystyczna staje się oscylacja pomiędzy kpiną a filozofią.

Podróż dwudziesta (krytyka nauki)

Głównego bohatera odwiedza jego uosobienie z przyszłości. Przybywa do niego dzięki maszynie pozwalającej przemieszczać się w czasie. Następuje rozróżnienie na Ijona Tichego wcześniejszego i późniejszego. Późniejszy przedstawia projekt Telechronicznej Optymalizacji Historii Powszechnej i namawia wcześniejszego do udziału. Projekt ten ma na celu wyregulowanie historii i kształtu świata i człowieka zgodnie z zasadami humanizmu, racjonalizmu i estetyki.

Wcześniejszy po długotrwałych namowach decyduje się na podróż w przyszłość. Późniejszy zostaje na jego miejscu.

Mimo najszczerszych chęci projekt ingerowania w przeszłość doprowadza do coraz gorszych skutków powodując m. in. wyginięcie dinozaurów, epokę lodowcową i inne znane nam kataklizmy. Poprzez nieudane eksperymenty dochodzi do wielu zjawisk niepożądanych w skali kosmicznej (np. zatopienie Atlantydy).

Po niepowodzeniu z kosmosem naukowcy próbują naprawić człowieka. Chcą wygenerować Homo Perfectus Sapiens. Skutki tego są analogiczne jak przy pracy nad wszechświatem, co doprowadza m. in. do stworzenia narządów płciowych w kształcie i miejscu znanym nam obecnie zamiast pięknych kwiatopodobnych kształtów.

Po tych niepowodzeniach naukowcy zabierają się za historię. Aby ludzie w przeszłości nie zauważyli, że ktoś ingeruje w bieg dziejów doktor A. Donai wynalazł monoteizm. Instancja nieomylnego Boga, którego plany są nieodgadnione zapewniała rozwiązanie tego problemu. Naukowcy mieli eksperymentować nad drobnym plemieniem Judy (pomagali im zrzucając 60 000 ton pęcaku z nieba oraz otwierając Morze Czerwone). Także inne motywy: wieża Babel, reformacja, kontrreformacja itd. były dziełem omyłek naukowców.

Osoby odpowiedzialne za fiasko były zsyłane w przeszłość. Np. doktor Bosh został zesłany w średniowiecze, gdzie będąc na wygnaniu malował swoje naukowe wizje na znanych nam dzisiaj obrazach. Podobnie H. Omer z Iliadą i Odyseją.

Główny bohater zostaje oskarżony o niekompetencje. Aktem oskarżenia jest właściwie podręcznik historii i kultury. Broni się ironicznie, że wzbogacił świat poprzez zsyłanie naukowców w przeszłość i to doprowadziło do wielu ciekawych wydarzeń. Całość błędów zaś była nie z jego winy, ale bałaganu, krótkowzroczności, improwizacji, intryg i zazdrości.

Ostatecznie bohater zostaje zesłany w przeszłość do samego siebie, by jeszcze raz namówić wcześniejszego na z góry nieudany eksperyment - koło czasu się zamyka. (Zagadnienie pętli czasu powraca, co jakiś czas w twórczości S.L. jako motyw podważający racjonalne zdolności człowieka do objaśniania świata).

Lem w opowiadaniu używa charakterystycznych zabiegów językowych. Wymyślając wiele neologizmów, a także ciekawych skrótów instytucji:

DUPKI Dyssypatory Układowe Powolnej Kompensacji

HAMUŁY Hamulcowy Układ Łagodzący

TUMAN Telechroniczny Układ Mimośladowej Automatyki Nawodzenia

ZADEK Zabezpieczenie Dekolizyjne

Podróż Ósma (krytyka ludzkości)

Ijon Tichy zostaje delegatem Ziemi w Zgromadzeniu Plenarnym rozpatrującym członkostwo ludzkości w Organizacji Planet Zjednoczonych. Rekomendowaniem naszych dokonań zajmują się Tarrakanie. Już w pierwszym zetknięciu dochodzi do nieporozumień. Ijon bierze dyplomatę za automat wody sodowej, a oplucie butów za znak dezaprobaty. Na szczęście nie dochodzi do skandalu politycznego. Po wzięciu tabletki informacyjno-translacyjnej bohater może się poruszać wśród obcych kultur.

Ijon od początku jest bardzo nerwowy i słabo przygotowany. Niestety także delegat Tarrakan jest na nieodpowiednim miejscu - zastępuje tymczasowo innego urzędnika. Celem całego zdarzenia ma być przyjęcie ziemian do Federacji Astralnej. Decyzja zapadnie na forum po mowie Tarrakana relacjonującej nasze dokonania.

Jednak wszelkie osiągnięcia ludzkości jakoś nie wypadają najlepiej. Energia jądrowa zamiast do zasilania ziemi służy jako broń masowej zagłady, loty kosmiczne są nieistotnym standardem itd. Rozmowa z technologii przechodzi na kulturę. Ijon zapewnia, że mamy najlepszą muzykę, poezję, architekturę, ale wobec prowadzenia ciągłych wojen nie brzmi to zbyt przekonywująco. W końcu delegat bierze sprawę na siebie i nakazuje Ijonowi lepiej się nie odzywać.

"...znakomita Zemeja..." "wytworne, sympatyczne ssaki..." itd. tak referuje dyplomata raczej "lejąc wodę". Z nerwów Ijon słyszy już tylko fragmenty wystąpienia. Jego postawa jest uzasadniona. Po zakończeniu referatu głos zabiera przedstawiciel Thubanu dokonując miażdżącej krytyki ludzkości. I tak dowiadujemy się o sobie:

- w systematyce gatunków powinniśmy raczej należeć do Monstroteratum Furiosum (Ohydek Szalej), a nie do Homo Sapiens jak siebie sami dumnie nazwaliśmy;

-mięsożerność jest dowodem naszej zwierzęcości, jako że się z nią nie kryjemy, a nazywamy dodatkowo sztuką kulinarną;

- ludzkość odpowiada za zbrodnię wytępiania o wiele bardziej sympatycznego i niegroźnego gatunku "neandertalczyków";

- ze względu na trudne warunki na naszej planecie nie mogło się narodzić życie w sposób naturalny, a jedynie zostało zasiane przypadkowo lub umyślnie przez przybyszy. Mieli oni wyrzucić w okolicy Ziemi bakterie- odpadki, przez co w oceanie doszło do powstania życia.

itd. W momencie najwyższego apogeum oskarżeń Ijon budzi się we własnym łóżku.

W warstwie językowej warto zwrócić uwagę na bogactwo neologizmów dotyczących zmyślonych gatunków, i określeń biologicznych: Aberratia (Zboczeńce) Debilitas (Kretyńce) Necroludentia (Zwłokobawy) itd.

Podróż jedenasta (krytyka systemu)

Ijon dostaje list z zaproszeniem na posiedzenie do spraw Karelirii. (Sprawa kosmicznej wagi. Tajna!). Problem dotyczy odebranej wiadomości przez przypadkowego radioamatora:

KARKULOWSIAŁ ZWARIOWAŁ

RATUWSIANKU BOŻYWSIO

odczytano ją jako: "Kalkulator zwariował ratunku Bożydar"

Podejrzewa się, że pochodzi ze statku kosmicznego Bożydar II. Statek ten zaginął ponad pół wieku temu. Agencja ubezpieczeniowa, która wypłaciła odszkodowanie chce odzyskać ten statek, do którego ma pełne prawa.

Ijon wyrusza na planetę, na której znaleziono wrak Bożydara. Po dotarciu rozpoznaje wielki spisek. Kalkulator - elektroniczny mózg Bożydara II wytworzył całe państwo robotów. W rzeczywistości są to zastraszeni ludzie w metalowym przebraniu. Wysłani na zwiad tak jak na tę misję został wysłany Ijon zostali złapani i zastraszeni. Warunkiem przeżycia była zdrada Ziemi i wstąpienie do policji Kalkulatora w celu wyszukiwania innych ludzi-szpiegów. Nikt nie miał pojęcia, że wszyscy pozostali ludzie znajdują się w tym samym położeniu. Dopiero Ijon swoją odwagą przełamał zmowę milczenia.

Całość projektu miała sprawdzać czy ludzie agencji w obliczu śmierci zdradzą czy nie. Kalkulatorem okazał się człowiek wypełniający dane osobowe - piszący raporty. S.L. za pomocą tego opowiadania starał się wykazać absurdalność systemu.

W całym opowiadaniu najciekawsza jest jednak warstwa językowa. Ponieważ na zaginionym statku znajdowały się dwie syntetyczne pamięci dotyczące psychopatii i leksykologii archaicznej. W wyniku przeniknięcia tych pamięci do mózgu Kalkulatora zostaje wytworzony sztuczny język - wypadkowa tych dziwacznych obszarów języka.

Wynik:

Nagłówek gazety

Beatyfikacja Świętego Elekrtycego

Lepniaków zakusom wrażym kres położym

Tumultum na stadyjonie

Lepniak w dybach

(których bohater tak jak my nie może zrozumieć)

Reklamy

Łamignatnice, Tasakiery, Nożyce grdyczne, Ostrokoły, Paliki grzeczne poleca Gremontorius

1959 - Śledztwo, Eden, Inwazja z Aldebarana

1961 - Solaris, Pamiętnik znaleziony w wannie, Księga robotów

1963 - Noc księżycowa

1964 - Niezwyciężony i inne opowiadania, Bajki robotów

1965 - Cyberiada, Polowanie

1966 - Ratujmy Kosmos

1967 - Opowieści o pilocie Pirxie

1968 - Głos Pana

1971 - Doskonała Próżnia, Bezsenność

ostatnia powieść to Fiasko (1987)

Na podstawie:

Stanisław Lem / Piotr Krywak. - Warszawa ; Kraków : Państ. Wydaw. Naukowe , 1974

Dzienniki gwiazdowe / Stanisław Lem. - Wyd. 5. - Warszawa : Czytelnik, 1976

19



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Współczesna polska proza kobieca, polonistyka, 5 rok
Proza 20-lecia jako tradycja literacka dla powojnia, Polonistyka, 08. Współczesna po 45, OPRACOWANIA
Norwid proza
Norwid Proza
Proza
neura lem TP3FJOV4NMKIOQC7PWYCXHE6ZTQT2T5DALXW2GI
emocje spójne z?lem referat
Proza XX lecia międzywojennego
Lancelot prozą
Proza iberoamerykanska
Proza dwudziestolecia
14 Proza kobieca i feministyczna
proza poV do?
45 PROZA STEFANA GRABIŃSKIEGO
29. Proza Tadusza Konwickiego, 29. Proza Tadusza Konwickiego, 43
29. Proza Tadusza Konwickiego, 29. PROZA TADEUSZA KONWICKIEGO, 43
24. PROZA TADEUSZA NOWAKA, 24. PROZA TADEUSZA NOWAKA
24. PROZA TADEUSZA NOWAKA, 24. PROZA TADEUSZA NOWAKA

więcej podobnych podstron