Chrześcijanie są prześladowani codziennie
Nasz Dziennik, 2011-03-11
Z Massimo Introvignem, włoskim socjologiem
religii, delegatem OBWE ds. walki z rasizmem,
ksenofobią, dyskryminacją i nietolerancją
względem chrześcijan i wyznawców innych religii,
rozmawia Agnieszka Żurek
Jak wygląda obecna sytuacja chrześcijan w Libii w
kontekście toczącej się tam rewolucji?
- Uczestniczyłem niedawno w zebraniu w Rzymie z
przedstawicielami naszego rządu, którzy rozmawiali o sytuacji chrześcijan w Libii z
miejscowym biskupem, ks. Giovannim Martinellim. Ksiądz biskup Martinelli zapewnił nas,
że choć chrześcijanie w Libii z całą pewnością cierpią - jest to w końcu kraj ogarnięty
rewolucją, na ulicach dochodzi do zabójstw, jest niebezpiecznie, to na szczęście w chwili
obecnej nie można mówić o aktach przemocy wymierzonych konkretnie w mniejszość
chrześcijańską. Nie wydaje się, żeby zamieszki miały za cel wywołanie prześladowań wobec
chrześcijan. Oczywiście trzeba pamiętać, że informacje, które do nas docierają, są bardzo
ograniczone. Nawet rządy krajów europejskich nie mają precyzyjnych danych. Brakuje
przede wszystkim wiadomości o tym, jak wygląda rozmieszczenie oddziałów rebeliantów.
Niektóre z tych miejsc są znane, bo wymienia je sam rząd Kadafiego. Al-Dżazira wylicza
nazwiska przywódców poszczególnych oddziałów, ale nie możemy ocenić, które z nich
faktycznie odzwierciedlają rzeczywistość. Nie wiemy też, jaką wartość mają przekazywane
nam wiadomości. Myślę, że nikt tego nie wie. Różni eksperci na całym świecie próbują
nakreślić mapę geopolityczną opozycji libijskiej, ale chyba jeszcze nikomu się to nie udało.
Trudno zatem oczywiście przewidzieć, kto stanie na czele tej opozycji. Niektóre z
wymienianych nazwisk należą do wojskowych, niektóre do cywilów. Otwarte pozostaje
pytanie, czy nie będziemy mieć do czynienia z sytuacją: "wszystko zmienia się po to, aby
wszystko zostało takie samo" - jak mówią słowa włoskiej powieści o mafii. Możliwe, że
władzę przejmą przedstawiciele fundamentalistycznego ramienia islamu. Mogą także
zwyciężyć technokraci, którzy zajmują się głównie tym, aby skorzystać na tym ekonomicznie.
Od tego, kto wygra tę wojnę z Kadafim, zależy także los chrześcijan w Libii.
Czy rewolucja w Libii ma przyczyny bardziej ekonomiczne, czy też religijne?
- Myślę, że rewolty w krajach północnej Afryki rodzą się pod wpływem czynników
ekonomicznych. Dyktatury w muzułmańskich krajach arabskich nigdy nie cieszyły się
oczywiście poparciem społecznym. Dopóki jednak gwarantowały obywatelom możliwość
godnego życia, nikt się raczej nie buntował. Kiedy natomiast kraje te zostały dotknięte przez
rezultaty światowego kryzysu ekonomicznego, reżimy totalitarne - już od pewnego czasu
nieposiadające legitymacji społecznej - zaczęły dodatkowo być postrzegane jako te, które nie
są w stanie poradzić sobie z kryzysem ekonomicznym. W niektórych krajach arabskich
doprowadziło to do dramatycznych konsekwencji. Rewolucje w krajach arabskich mają
charakter spontaniczny. Określenie ich w ten sposób niewiele nam jednak mówi, ponieważ
zawsze tam, gdzie wybuchają spontaniczne rewolucje, nigdy nie są one autonomiczne.
Zawsze potrzebują przywódców.
Jakie scenariusze są zatem możliwe?
- We wszystkich krajach, w których wybuchły obecnie rewolucje, można postawić cztery
hipotezy co do dalszego rozwoju wypadków. Pierwszą możliwością jest objęcie władzy przez
dygnitarzy starych reżimów, którzy będą jedynie usiłować zmienić swój wizerunek bądz
zastąpić stare twarze przywódców - nowymi, bez wprowadzenia jednak istotnych zmian.
Drugą kategorię kandydatów do sprawowania rządów stanowią technokraci, którzy mają być
może kontakty z Bankiem Światowym lub też z którąś z agend ONZ - jako przykład można tu
podać Mohameda El Baradei w Egipcie. Trzecią możliwością - najbardziej niebezpieczną -
byłoby objęcie władzy przez fundamentalistów islamskich, którzy - szczególnie w Egipcie -
mają potężne wpływy. Czwarta hipoteza zakłada wytworzenie nowej klasy rządzącej, która
miałaby poparcie społeczne. Oczywiście ta klasa polityczna musiałaby odwoływać się także
do religii - jest to konieczne do tego, by posiadać poparcie społeczne - ale jednocześnie być
klasą otwartą na dialog z innymi religiami i z zachodnimi politykami. Podczas gdy
najgorszym rozwiązaniem byłoby objęcie władzy przez fundamentalistów islamskich,
najlepszym rozwiązaniem byłoby wytworzenie nowych elit - możliwe, że z udziałem
większych grup młodych ludzi. Powinni być to ludzie mocno zakorzenieni w islamie i jako
tacy posiadać legitymację społeczeństwa potrzebną do sprawowania rządów, ale jednocześnie
być otwarci na dialog z Zachodem.
Kraje ogarnięte rewolucją są w stanie wykształcić ten rodzaj elit?
- Niestety, najprawdopodobniej nie będzie to możliwe we wszystkich krajach północnej
Afryki. Nie wiemy na przykład, jak wygląda sytuacja w Libii, bo nie mamy kontaktu z siłami
opozycyjnymi rodzącymi się tam na miejscu. Można przypuszczać, że z kolei w Egipcie
władzę przejmie Bractwo Muzułmańskie. Aby do tego nie doszło, musiałyby wyłonić się siły
zdolne przejąć władzę, ale zarazem nieprezentujące tak silnie swojego oblicza
ekstremistycznego. Jeśli nawet we wszystkich krajach ogarniętych rewolucją dojdzie do
rozpisania wyborów, z pewnością partie muzułmańskie nie zostaną wyłączone z walki
politycznej. Dzisiaj często partie stricte fundamentalistyczne usiłują zaprezentować swoje
"pogodne oblicze" i przekonać ludzi do tego, że jeśli nawet w przeszłości zdarzały się w ich
historii zachowania noszące charakter ekstremizmu, to dziś jest to już poza nimi i nie
zamierzają dłużej posługiwać się przemocą dla osiągnięcia swoich celów. Mimo takich
deklaracji działania tych partii są trudne do przewidzenia i Zachód nie powinien spodziewać
się po nich niczego dobrego.
W bardzo trudnej sytuacji są wciąż chrześcijanie w Egipcie, znów dochodzi tam do
masowych zabójstw Koptów.
- Pokazuje to, że optymistyczne opinie o tym, iż razem z obaleniem dyktatur powiew
wolności przyniesie większą swobodę także chrześcijanom, są nieuprawnione. W
rzeczywistości nietolerancja wobec chrześcijan, jaką demonstrują niektóre środowiska
muzułmanów, często nie ma nic wspólnego ani z dyktaturą, ani z demokracją. Paradoksalnie
w niektórych kontekstach system demokratyczny może być dla chrześcijan bardziej
niebezpieczny niż dyktatura. Reżim sprawował kontrolę nad zachowaniami społecznymi,
teraz natomiast sytuacja jest chaotyczna. Z tego chaosu korzystają ekstremiści, którzy już
wcześniej przejawiali wrogość wobec chrześcijan. Fundamentaliści w mniejszym stopniu
obawiają się obecnie policji. Jest to dla chrześcijan w Egipcie bardzo niebezpieczny moment.
Oczywiście można przypuszczać, że w dłuższej perspektywie - kilku czy nawet
kilkunastoletniej - przemiana reżimów totalitarnych w systemy demokratyczne stworzy
bardziej przyjazny klimat także dla chrześcijan, ale dzisiejsza ich sytuacja wygląda naprawdę
groznie.
Fundamentalizm islamski zbiera też krwawe żniwo w Pakistanie. Kilka dni temu zginął
minister Shabbaz Bhatti, przeciwnik ustawy o bluznierstwie. Czym w istocie jest ten akt
prawny?
- W wielu częściach świata islamskiego istnieją prawa zabraniające przejścia na inną religię
pod grozbą bardzo ciężkich kar, łącznie z karą śmierci. Na szczęście narodził się
międzynarodowy ruch, który w wielu krajach - nie wszystkich, nie dotyczy to na przykład
Arabii Saudyjskiej - doprowadził do zniesienia tego prawa. Pozostało jednak prawo dotyczące
bluznierstwa. Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział w sposób bardzo jasny i odważny,
wymieniając nawet wprost nazwę kraju - Pakistan, w swoim orędziu do korpusu
dyplomatycznego z 10 stycznia 2011 r., że tam, gdzie zostały zniesione prawa dotyczące
apostazji, prawa dotyczące bluznierstwa przejęły ich rolę i są używane do realizowania tych
samych celów. Jeśli muzułmanin zmienia religię i nawraca się - często na chrześcijaństwo, tak
jak w przypadku Asii Bibi - wszystko, co dotyczy jego nowej egzystencji jako chrześcijanina,
jest interpretowane jako bluznierstwo. Ojciec Święty w bardzo wyrazny sposób poprosił
władze Pakistanu o uchylenie prawa o bluznierstwie. Powiedział wprost, że jest ono używane
do tego, żeby prześladować nawróconych na chrześcijaństwo. Stanowisko Ojca Świętego w
tej sprawie mówi, że zniesienie praw dotyczących apostazji nie zmienia nic, jeśli nie zniesie
się także praw dotyczących bluznierstwa.
Czy apel Ojca Świętego ma poparcie w samym Pakistanie?
- Istnieje w Pakistanie ruch osób dobrej woli - chrześcijan, ale także muzułmanów wyraznie
popierających stanowisko Papieża. Z drugiej jednak strony jest tam niestety silnie obecny
także ruch fundamentalistów islamskich, którego członkowie na samą wzmiankę o próbach
zniesienia prawa o bluznierstwie reagują w bardzo agresywny sposób. Ostatnio mieliśmy tego
dowód w postaci zabójstwa ministra i różnych grozbach wyrażanych nie tylko pod adresem
chrześcijan, ale także wobec polityków muzułmańskich, którzy deklarują wolę działań na
rzecz zniesienia prawa o bluznierstwie. Myślę, że międzynarodowa opinia publiczna, która
umie się zmobilizować - tak jak w przypadku Asii Bibi - nie powinna żądać jedynie łaski dla
niej samej, ale także zniesienia prawa o bluznierstwie, które jest niesprawiedliwe i bardzo
niebezpieczne.
Zniesienie tego prawa jest możliwe?
- Nie jest to niemożliwe. Wspólnota międzynarodowa musi jednak odnalezć wspólny język. O
to apeluje Papież. Zajęcie wspólnego stanowiska odnośnie do prześladowanych chrześcijan -
choćby w obrębie Unii Europejskiej - jest trudne, nawet jeżeli chodzi jedynie o
zaakceptowanie określonych dokumentów. Zdobycie pod tymi dokumentami podpisów
wszystkich państw członkowskich Unii Europejskiej jest rzeczą bardzo trudną. Im więcej
krajów, tym trudniej znalezć porozumienie. Potrzeba natomiast, by opinia publiczna
wywierała presję na swoich rządzących, aby oni z kolei zrozumieli, że prawo o bluznierstwie
w prosty sposób prowadzi do prawnego usankcjonowania aktów dyskryminacji chrześcijan i
jako takie powinno być zabronione.
Można odnieść wrażenie, że opinia publiczna potępia to prawo w teorii, natomiast w
praktyce nic się nie zmienia.
- Tak, zgadzam się z panią. Tylko kilka krajów jest na tym polu bardziej aktywnych. Cztery
państwa europejskie - Włochy, Francja, Węgry i Polska - podjęły inicjatywę
zintensyfikowania działań w obronie prześladowanych chrześcijan. Niektóre kraje wykazują
większą wrażliwość niż inne. Obserwuję niestety smutne zjawisko. Wydarzyła się tragedia,
ktoś ginie, wszyscy się wtedy mobilizują i składają deklaracje, a pózniej mija kilka dni, inne
wiadomości zajmują uwagę dziennikarzy i prześladowanymi chrześcijanami nie zajmuje się
już nikt. Zbyt często wszystko kończy się na emocjach. Powinniśmy sobie natomiast zdać
sprawę z tego, że chrześcijanie nie są prześladowani od czasu do czasu. Są prześladowani
codziennie.
Politykom brakuje w tej dziedzinie świadomości czy woli podjęcia działań?
- Myślę, że niektóre kraje przejawiają większą niż inne wrażliwość - mam tu na myśli
wspomnianą już przeze mnie czwórkę - Włochy, Francję, Węgry i Polskę. Wola polityczna
jest siłą budowaną przez czynniki społeczne. Jej kształtowanie zależy od nas wszystkich.
Politycy są zależni od głosów swoich wyborców. W miarę zatem wzrastania świadomości
społecznej wyborców wzrasta presja, jaką wywierają na polityków. Właśnie do nas należy
praca nad zwiększaniem świadomości społecznej. Możemy ją wykonać poprzez pisanie
artykułów, tworzenie dokumentów telewizyjnych, organizowanie kongresów czy udział w
manifestacjach. Jest to bardzo potrzebna praca. Woli politycznej nieraz brakuje, ale w miarę
wzrastania świadomości wyborców dotyczącej prześladowań chrześcijan politycy europejscy
będą musieli coraz bardziej liczyć się z ich opinią w tej sprawie.
Czy chrześcijanie w Pakistanie są zjednoczeni?
- Prześladowania jednoczą. W Pakistanie żyją zarówno katolicy, jak i protestanci. Współpraca
w warunkach prześladowań jest trudna, ale w tych krajach istnieje to, co Jan Paweł II -
jeszcze jako Karol Wojtyła - nazywał "ekumenizmem krwi". Ekumenizm wypływa tutaj ze
wspólnoty bycia prześladowanymi. Jest to bardzo silna więz.
Jakie zadania stoją zatem przed nami?
- Powinniśmy nagłaśniać wśród opinii publicznej zjawiska prześladowania chrześcijan i ich
skalę. Z kolei opinia publiczna powinna wywierać w tej sprawie presję na polityków. Rocznie
w wyniku prześladowań umiera 170 tys. chrześcijan i niestety dzieje się to nie tylko wtedy,
kiedy piszą o tym gazety. Kiedy ten temat znika z łamów, chrześcijanie umierają nadal.
Poważna polityka rządów Europy nie powinna być sterowana przez agencje prasowe, ale
przez świadomość, że prześladowania chrześcijan są zjawiskiem ciągłym.
Dziękuję za rozmowę.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Źółta kartka dla Litwy Nasz Dziennik, 2011 03 11Jezus źródłem życia Nasz Dziennik, 2011 03 11Jak Turowski przygotowywał wizytę Nasz Dziennik, 2011 03 11Ubezpieczenia od kolejek Nasz Dziennik, 2011 03 11Era globalnych nastolatków Nasz Dziennik, 2011 03 11Arabska wiosna ludów to wymysł Nasz Dziennik, 2011 03 11Smoleńsk w kilkunastu akapitach Nasz Dziennik, 2011 03 11Dowody przeczą tezie o naciskach Nasz Dziennik, 2011 03 11Dostaliśmy te kwity od gen Kołosowskiego Nasz Dziennik, 2011 03 11Kogo ułaskawił Komorowski Nasz Dziennik, 2011 03 11Kadr z awanturą nie istnieje Nasz Dziennik, 2011 03 11Zapytają Klicha o naciski na pilota Nasz Dziennik, 2011 03 11Strach być chrześcijaninem w Europie Nasz Dziennik, 2011 03 18Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16W czyje sumienia wpisano te groby Nasz Dziennik, 2011 03 07Impreza na gruzach państwa polskiego Nasz Dziennik, 2011 03 17Globalny teatr w globalnej wiosce Nasz Dziennik, 2011 03 17Ludobójstwo bez kary Nasz Dziennik, 2011 03 07Z gloryfikatorami UPA nie chcą współpracować Nasz Dziennik, 2011 03 14więcej podobnych podstron