Podatek liniowy

background image

Podatek liniowy

Podatek liniowy mają Estonia, Litwa, Łotwa, Rosja, Serbia, Ukraina, Słowacja, Gruzja,

Rumunia i Macedonia (Tabela 1). Zamiary wprowadzenia podatku liniowego mają Grecja (25%),
Chrwacja i Czechy. Podobne propozycje są rozważane w Niemczech i Holandii. W Niemczech
proponuje się jednolitą stopę na poziomie 25%, a w Holandii we wrzesniu 2005 roku Rada
Doradców ekonomicznych zaproponowała wprowadzenie jednej stopy PIT na poziomie 40%.


Kraj

Stopa

Data

Estonia

26%

1994

24%

2005

23%

2006

22%

2007

Łotwa

25%

1994

Litwa

33%

PIT

1994

27%

PIT

Rosja

13%

PIT

2001

Ukraina

13%

PIT

2004

15%

PIT

2005

Słowacja

19%

CIT, PIT, VAT

2004

Rumunia

16%

CIT, PIT

2005

Macedonia

12%

CIT, PIT

2007

10%

CIT, PIT

2008



Argumenty “za”

Argumenty “przeciw”

Uproszczenie systemu pobierania podatków

Wprowadzenie regresywnej struktury
opodatkowania

Efektywnosć ekonomiczna
Zmniejszenie szarej strefy

Uproszczenie dotyczy tylko stopy
opodatkowania, nie obejmując kwot wolnych od
opodatkowania, wyjątków i podobnych rzeczy

Opodatkowanie dywidendów

Nie ma możliwości stymulowania inwestycji

Substytucja innych podatków

Zwiększenie rozpiętości dochodu

Zwiększenie przychodów do skarbu państwa

Wzrost konsumpcji osób zamożnych spowoduje
ponadstandardową konsumpcję, przede
wszystkim na importowane towary i usługi

Pobudzenie aktywności ekonomicznej
Zwiększenie udziału inwestycji prywatnych

Dodatkowe dochody zamiast inwestycji mogą
być skierowane na zakup bardziej rentownych
obligacji państwowych

Zwiększenie oszczędności


Więcej informacji: W. Sztyber. Kontrowersje wokół podatku dochodowego od osób fizycznych,
Ekonomista, 2004, Nr 4, S. 453-471





background image


Rys. Kraje, które wprowadziły podatek liniowy

W latach 2003─05 podatek liniowy był jednym z okrętόw flagowych Platformy

Obywatelskiej (PO) (Gilowska 2003, s. 48─50).

Literatura

Gilowska Z. Trzymamy się ziemi, Wprost, 16 listopada 2003 r, S. 48─50.
Sztyber W. Kontrowersje wokół podatku dochodowego od osób fizycznych, Ekonomista,

2004, Nr 4, S. 453-471.


















background image

Ministrowie o podatku liniowym

Bartosz Krzyżaniak, Puls Biznesu

2007-08-23, ostatnia aktualizacja 2007-08-24 11:59

Ekonomicznie wskazane, politycznie - niekoniecznie wykonalne. Tak byli ministrowie finansów
komentują rewolucję podatkową PO. Nie mówią jednym głosem, ale pomysły raczej im się podobają.

PO zapowiada, że jeśli wygra wybory, od razu zajmie się reperowaniem finansów publicznych, obniży
podatek CIT do 10 proc., w PIT wprowadzi jedną stawkę wysokości 15 proc. (z 3 tys. zł kwoty wolnej na
podatnika i każde dziecko), wprowadzi kotwicę wydatkową (każdego roku wydatki nie będą mogły się
zwiększać o więcej niż wskaźnik inflacji), co ma pozwolić na zredukowanie deficytu budżetowego do zera w
trzy lata. Czy to w ogóle możliwe?

O opini

e zapytaliśmy ludzi, którzy zajmowali się finansami publicznymi.


-

15 proc. PIT z kwotą wolną to nie jest żaden podatek liniowy, więc nie wiem, czemu PO tak to określa. Nie

wiem też, czemu miałaby służyć obniżka CIT z 19 do 10 proc., skoro od dawna wysokość tego podatku nie
sprawia większego problemu przedsiębiorcom. Jeśli już, to zmniejszaniu stawki CIT powinno towarzyszyć
likwidowanie wszelkich ulg w tym podatku. Formalnie rzecz biorąc, pomysły tych obniżek są do przyjęcia,
jednak wolałbym, aby podatki nie były elementem kampanii wyborczej - komentuje pomysły PO Jarosław
Neneman, wiceminister finansów w rządach SLD i PiS.

Mirosław Gronicki, były minister finansów za rządów SLD, uważa, że obniżenie podatków będzie się wiązało
z ubytkiem w dochodach.

- J

eśli dziś dochody z CIT wynoszą około 30 mld zł, obniżka, jaką proponuje PO, oznacza ich spadek - w

sensie statycznym - o 5-

6 mld zł. Wątpię, by wskutek obniżki pojawiły się znaczne dochody z tytułu

ujawnienia ukrywanych dotąd dochodów. Obniżenie PIT, które uważam za dobry pomysł, także wiązałoby
się ze zmniejszeniem dochodów z tego tytułu, bo zmniejszyłaby się efektywna stawka podatkowa. Czy w
takich warunkach można zredukować deficyt do zera? Trudno powiedzieć: nie wiemy, jak będzie
kształtowała się koniunktura, jak będą wyglądały przychody budżetu, zwłaszcza z podatków pośrednich.
Byłbym ostrożny. Myślę, że to raczej pomysł wyborczy niż rzeczywisty plan reformowania finansów. Choć
dla podatnika pomysł jest dobry - mówi Mirosław Gronicki.

Stanisław Kluza, eksminister finansów w rządzie PiS, twierdzi, że obecny poziom rozwoju gospodarczego
pozwala na realizację pomysłów PO.

-

To przedłużyłoby korzystną fazę cyklu koniunkturalnego. Propozycje są zdecydowanie prowzrostowe dla

gospodarki. Zresztą podobne były formułowane przez PiS i PO przed poprzednimi wyborami, tylko z
nieznanych mi przyczyn zniknęły - uważa Stanisław Kluza. Jego zdaniem bardzo dobrym pomysłem jest też
przyznanie kwoty wolnej na każdego obywatela, a nie - jak dziś - na każdego podatnika.

Sc

eptyczny wobec pomysłów podatkowych PO Jarosław Neneman przyznaje, że pomysł zrównoważenia

budżetu jest strzałem w dziesiątkę.

-

Pod postulatem "wyzerowania" deficytu budżetowego podpisuję się obiema rękoma. Tylko jak zlikwidować

deficyt budżetowy, jeśli budżet zostanie znacznie uszczuplony przez tak znaczną obniżkę podatków?
Jedynym sposobem byłoby drastyczne cięcie wydatków budżetowych, w tym socjalnych. Pytanie, czy PO
miałaby polityczna siłę i wolę, by tego dokonać - mówi Jarosław Neneman.

Na tym tle

złowieszczo brzmi opinia wicepremier Gilowskiej.


-

Propozycje PO w sprawie PIT są dla finansów publicznych dewastujące - powiedziała w TVN24 dawna

zwolenniczka podatku liniowego.

Źródło: Puls Biznesu

background image

Polska otoczona przez kraje z podatkiem liniowym

PAP, lko

2007-08-28, ostatnia aktualizacja 2007-08-28 09:13

Wokół Polski zamyka się krąg państw z podatkiem liniowym. Rodzimi politycy są w tej sprawie
podzieleni. Nawet PO wysyła sprzeczne sygnały - pisze "Rzeczpospolita".
Tylko Polska, Niemcy, Węgry i Białoruś nie mają podatku liniowego w tej części Europy. Słowacy, Ukraińcy,
Litwini, Łotysze, Estończycy, Rosjanie i Rumuni płacą według jednolitej stawki. Wkrótce do tego grona
dołączą Czesi, którzy przed tygodniem opowiedzieli się za tym podatkiem. Ekonomiści podkreślają, że w tej
sytuacji nie ma już pytania czy, ale kiedy Polska powinna podatek liniowy u siebie wprowadzić. "Jeśli tego
nie zrobimy, przegramy wojnę o zachodnie inwestycje, będziemy coraz mniej konkurencyjni dla zachodniego
kapitału" - argumentuje Peter Kay, ekspert podatkowy z firmy doradczej KPMG.

Specjaliści podkreślają, że dzięki spłaszczeniu podatków zmniejszają się koszty działalności firm. Potwierdza
to Elina Egle, dyrektor generalny Konfederacji Pracodawców Łotwy: "W gospodarkach funkcjonujących w
warunkach transformacji konieczny jest system jak najprostszy i jak najklarowniejszy, motywujący przy tym
ludzi do aktywności. Podatek liniowy najlepiej odpowiada tej potrzebie" - mówi dziennikowi. A Zygmunt
Klonowski, dyrektor litewskiej firmy

Klon, dodaje, że wysoki podatek w pierwszej kolejności bije w najmniej

zarabiających, bo hamuje pracodawcom możliwość podnoszenia płac. Choć argumentów za podatkiem
liniowym jest wiele, nasi politycy -

jak dotąd - woleli mówić nieprzychylnie o jednolitej stawce. "Podatek

liniowy działa jak odwrócony Janosik: zabiera biednym, aby oddać bogatym" - tłumaczy wicepremier, poseł
PiS Przemysław Gosiewski. "Nawet wprowadzenie stawki 15 proc. oznacza dla dużej grupy najmniej
zarabiających polskich podatników podwyżkę, bo w tej chwili płacą realnie tylko 13 proc. podatku" - mówi.

Inny poseł PiS Tadeusz Cymański dodaje, że w sprawie wprowadzenia podatku liniowego najgłośniej
krzyczą najlepiej zarabiający, a PiS musi się martwić także o tych najbiedniejszych. Uważa, że argument o
świetnie rozwijających się krajach, które podatek liniowy u siebie wprowadziły, jest przekłamaniem - więcej
na ten temat w "Rzeczpospolitej".

Źródło: "Rz"

W Bułgarii od stycznia podatek liniowy

Piotr Skwirowski

2007-11-23, ostatnia aktualizacja 2007-11-23 20:21

Bułgaria dołącza do pokaźnej już grupy krajów naszego regionu Europy stosujących podatek
liniowy. Od 20

08 r. bułgarski PIT będzie mieć jedną stawkę - 10-proc.

Liniowy podatek od dochodów osobistych mają już: Słowacja, Estonia, Rosja, Ukraina, Łotwa, Litwa,
Rumunia, a także Gruzja. W przyszłym roku do grona "liniowców" dołączą Czechy i, jak się właśnie okazało,
Bułgaria. W piątek bułgarski parlament głosami koalicji rządzącej przyjął ustawę wprowadzającą 10-proc.
podatek liniowy od stycznia 2008 r. To najniższy podatek dochodowy w Unii Europejskiej. Niski liniowy PIT
ma pomóc Bułgarii zwalczać szacowaną na 25 proc. PKB szarą strefę w gospodarce. Przeciwko "liniowcowi"
głosowała część posłów lewicy, bo jego wprowadzenie oznacza równocześnie likwidację kwoty wolnej od
podatku i ulg na dzieci. Centroprawica poparła podatek liniowy, uważa jednak, że jego stawkę ustawiono
zbyt nisko.

W tej chwili Bułgaria stosuje trzy stawki PIT: 20, 22 i 24 proc. Podatek od dochodów firm to 10

proc.

W opublikowanym w czwartek w Polsce rankingu przyjazności systemów podatkowych w 178 krajach świata
Bułgaria została uznana za kraj, który najmocniej reformuje swój system podatkowy. Ranking przygotowany
przez Bank Światowy i firmę doradczą PricewaterhouseCoopers dotyczy 2006 r. i chwali Bułgarię m.in. za
wprowadzoną wtedy obniżkę stawki podatku od dochodów firm i upowszechnienie rozliczeń podatkowych
przez internet. Dzięki tym zmianom Bułgaria znalazła się w rankingu daleko przed Polską, na 88. miejscu.
My zajęliśmy 125. pozycję. Wprowadzenie podatku liniowego i związane z tym uproszczenie rozliczeń oraz
zmniejszenie obciążeń w kolejnych edycjach rankingu prawdopodobnie jeszcze bardziej przesunie Bułgarię
w kierunku krajów, w których najłatwiej płaci się podatki.

Źródło: Gazeta Wyborcza

background image

Liniowy PIT w Polsce to już fakt

Piotr Skwirowski

2007-08-28, ostatnia aktualizacja 2007-08-28 20:22

W 2009 r. Polska będzie mieć podatek liniowy, który wprowadzi Platforma Obywatelska, albo
"zwichrowany" podatek liniowy, który PiS już zapisał w ustawie o PIT.

Nie ma już sporu o to, czy będziemy mieć podatek liniowy (a właściwie płaski, bo tak należałoby określić
podatek z kwotą wolną od opodatkowania), ale raczej o to, jaka będzie jego wysokość. PO od dawna chce
podatku od dochodów osobistych z jedną, 15-proc. stawką. Nie popełnia już błędu sprzed poprzednich
wyborów, gdy upierała się przy podatku bez kwoty wolnej, który oznaczałby podwyżkę obciążeń dla
najsłabiej zarabiających. Teraz planuje kwotę wolną mniej więcej taką, jaka obowiązuje dziś (zwolniony od
podatku jest dochód roczny w wysokości 3 tys. zł). Podatek liniowy chciałaby wprowadzić jak najszybciej.
Jeśli w październiku będą wybory, to być może nawet już od 2008 r. Ale to się nie uda. Z kilku powodów:

• Czas. Gdyby wybory odbyły się, jak zapowiada premier Kaczyński, 21 października, to na przygotowanie
nowych przepisów, przepchnięcie ich przez parlament i zdobycie podpisu prezydenta PO będzie miała nieco
ponad miesiąc (zmiany w podatkach trzeba by uchwalić przed końcem listopada). To zdecydowanie za
mało. W tym czasie będzie się dopiero formował rząd. W Sejmie trzeba będzie powołać marszałka i komisje,
które będą pracować nad projektem. Teoretycznie można uchwalić ustawę na jednym posiedzeniu Sejmu,
ale w przypadku bardzo poważnej reformy związanej z finansami państwa, a taką byłoby wprowadzenie
podatku liniowego, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne.

• Realia budżetowe. Po ewentualnej wygranej w wyborach PO musi poznać sytuację finansów państwa. Po
to, żeby ocenić, czy budżet stać na reformę. Z tym będzie musiała poczekać do przejęcia władzy w
Ministerstwie Finansów. Na razie urzędująca szefowa resortu Zyta Gilowska studzi reformatorskie zapały
Platformy, mówiąc, że pieniędzy na obniżkę podatków nie będzie, bo zagospodarowała wolne środki na
obniżkę składki rentowej. Rzeczywiście, cięcie składki rentowej było i będzie bardzo kosztowne dla budżetu.
Ale przecież PiS planował też pieniądze na cięcie stawek PIT od 2009 r. (o tym za chwilę). Poza tym obniżka
podatków nie musi oznaczać spadku dochodów budżetu. Po znacznym cięciu stawki podatku od dochodów
dużych firm (CIT) przez rząd SLD w 2004 r., aż o 8 pkt proc., dochody budżetu z opodatkowania
przedsiębiorstw (także dzięki sprzyjającej koniunkturze) zaczęły gwałtownie rosnąć. Są dziś o połowę
wyższe niż przed obniżką CIT.

• Brak poparcia w Sejmie. Poza Platformą próżno szukać zwolenników podatku liniowego (może jedynie
wśród Demokratów, których jednak prawdopodobnie będzie w parlamencie niewielu). Nawet wygrana PO w
wyborach nie gwarantuje wprowadzenia 15-

proc. stawki PIT. Nadzieja Platformy leży w miażdżącym

zwycięstwie, takim, które pozwoliłoby partii Tuska rządzić samodzielnie. Szanse na to są jednak niewielkie.
A i wtedy na drodze „liniowca” może stanąć prezydent Kaczyński.

Oficjalnie PiS jest przeciwko podatkowi liniowemu, uznając go za "prezent dla najbogatszych". Jednak do
ustawy o podatk

u dochodowym od osób fizycznych (PIT) już przed rokiem wpisał "zwichrowany" podatek

liniowy (zacznie obowiązywać od 2009 r.). "Zwichrowany", bo będzie miał dwie stawki - 18 i 32 proc. Ta
wyższa obejmie jednak tylko garstkę podatników - 100 tys., może nieco więcej. Reszta, jakieś 99,5 proc.
podatników, czyli prawie 24 mln osób, będzie płacić liniowe 18 proc. podatku. Będzie też kwota wolna, ale
nieco niższa niż dziś. Ta prawie liniowa propozycja PiS jest mniej korzystna dla podatników - nie tylko, co
oczywis

te, dla garstki najlepiej zarabiających, ale też dla wszystkich pozostałych, którzy (po uwzględnieniu

kwot wolnych od podatku) zamiast 15 oddawaliby fiskusowi 18 proc. swoich dochodów. Być może to będzie
argument, który skłoni prezydenta do zaakceptowania na 2009 r. podatku liniowego w wersji PO.

Innym argumentem może być upowszechnianie się podatku dochodowego z jedną stawką w naszym
regionie Europy. W 2008 r. do całkiem już licznej grupy krajów Europy Środkowo-Wschodniej
opodatkowującej dochody osobiste obywateli podatkiem liniowym dołączą Czechy (stawka 15 proc.). Taki
podatek mają: Słowacja (19 proc.), Estonia (23 proc.), Rosja (13 proc.), Ukraina (13 proc.), Łotwa (25 proc.),
Litwa (27 proc.), Rumunia (16 proc.), a także Gruzja (12 proc.). Podatek progresywny, z kilkoma stawkami,
stosują w naszym regionie poza Polską Węgry, Bułgaria i Białoruś.

-

Poczuliśmy oddech Słowaków na plecach. Oni wprowadzili podatek liniowy już w 2004 r. i od tego czasu

inwestorzy chętniej przychodzą do nich, a nie do nas. Rząd chce to zmienić - mówił niedawno "Gazecie"
Lubosz Palata, publicysta "Lidovych Novin".

Polska też uczestniczy w wyścigu po inwestycje. A dwa

najważniejsze ugrupowania polityczne chcą obniżać podatki. Wynika więc z tego, że jesteśmy skazani na
podatek lin

iowy. Zwykły lub choćby na początek "zwichrowany". Od 2009 r.

Źródło: Gazeta Wyborcza

background image

Ani słowa o podatku liniowym w umowie koalicyjnej

Maz 2007-11-23, ostatnia aktualizacja 2007-11-23 13:46

-

W umowie koalicyjnej nie ma mowy o podatku liniowym - powiedzi

ał w TVN CNBC Biznes Jan Bury

z PSL. Nowy wiceminister skarbu zaznaczył, że umowa nie zawiera punktów spornych. - Wiemy, co
nas dzieli. Będziemy starali się dojść do porozumienia - dodał.

Ważnym spornym punktem jest podatek liniowy. - W umowie nie ma o nim słowa. Najpierw musimy
wypracować porozumienia w tej sprawie - powiedział Bury. Zapewniał, że kompromis jest możliwy. - Obie
partie dążą do uproszczenia systemu podatkowego. To jest dobry punkt wyjścia do rozmowy o podatkach -
dodał. Dziś lub w poniedziałek minister skarbu Aleksander Grad podzieli kompetencje między swoich
wiceministrów. Jak mówił w

TVN

CNBC Biznes Jan Bury, on sam najbardziej chciałby zajmować się

sektorem energetycznym, ale nie tylko. -

Chciałbym odpowiadać za elektroenergetykę, m.in. za przemysł

spożywczy, spirytusowy, te obszary, które mnie interesowały zawsze w Skarbie Państwa - zaznaczył.

-

Energetyka powinna być sprywatyzowana. Chcemy to przygotować mądrze, dobrze, powoli. Na pewno

giełda będzie pierwszym takim pomysłem, który będzie służyć pozyskiwaniu środków dla rozwoju energetyki
w Polsce -

dodał Bury. Dziennikarzy interesowało, czy inwestorzy z Rosji zasiądą w polskich spółkach

energetycznych? -

Jeśli są uczciwi, muszą być traktowani na równi z innymi - powiedział Bury. - Klimat dla

inwestorów rosyjskich był w Polsce zły, ale to też chcemy zmienić. Stąd myślę, że jedna z pierwszych wizyt
pana premiera Tuska będzie właśnie w Moskwie. Inwestorzy muszą być w Polsce traktowani równo. Jeśli to
będzie inwestor uczciwy, solidny, który już na rynku europejskim operuje, to na pewno będziemy otwarci na
tego typu rozwiązania - dodał.

"Dziennik": Cena za koalicję - nie będzie liniowego

kar, PAP

2007-11-12, ostatnia aktualizacja 2007-11-12 08:51

Już tylko podpisanie deklaracji koalicyjnej dzieli nas od formalnego zawarcia koalicji PO z PSL. Jak
dowiedział się "Dziennik", Donald Tusk i Waldemar Pawlak parafują dokument w najbliższy czwartek.
Z informacji gazety wynika,

że główne ustępstwa PO to: rezygnacja ze zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu

z proporcjonalnej na większościową, odejście od pomysłu wprowadzenia bonu edukacyjnego, "nie" dla
podatku liniowego. Formułę kompromisu wiceprezes PSL Eugeniusz Grzeszczak określa krótko: będziemy
upraszczać podatki. W deklaracji koalicyjnej nie ma nic o programie rządu, jego priorytetach i wyzwaniach.
Dla sygnatariuszy wszystko jest jasne. "Razem tworzymy lepszą przyszłość. By żyło się lepiej. Wszystkim" -
te hasła wyborcze PO i PSL powtórzono w dokumencie dwukrotnie. W tekście deklaracji jest zapis o
nieforsowaniu rozwiązań wbrew partnerowi koalicyjnemu. Jak dowiedział się "Dziennik", w PSL- owskich
kręgach Waldemar Pawlak nazywa ten mechanizm Joaniną. Zgodnie z nim wszystkie decyzje mają być
ustalane drogą kompromisu. Jeżeli nie uda się go osiągnąć - sprawa będzie odwlekana.

Źródło: "Dz"

background image

Podatek liniowy może być sprawiedliwy

dr Piotr Krajewski, dr Michał Mackiewicz*

2007-11-11, ostatnia aktualizacja 2007-11-11 19:27

Liniową stawką należy objąć zarówno podatki, jak i składki na ubezpieczenie społeczne - proponują
Wprowadzenie podatku liniowego stało się dyżurnym tematem rozmów o polskiej gospodarce. Stosunek do
tego podatku był nawet przez pewien czas wyznacznikiem, kto jest za Polską solidarną, a kto za liberalną.
Teraz problem wraca przy rozmowach programowych koalicji PO i PSL.

Czy zwolennicy i przeciwnicy liniowego mogą wyjść ze sporu z poczuciem wygranej?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba pamiętać, że przyczyną złej jakości naszego systemu podatkowego
jest nie tylko podatek dochodowy, lecz przede wszystkim rozmaite składki na

ubezpieczenia

społeczne

mające charakter parapodatków.

Zamiast jednej

składki ubezpieczeniowej pracownik musi płacić aż cztery - zdrowotną, emerytalną, rentową i

chorobową. Każda z nich jest obliczana w inny sposób i od innej podstawy. Zagmatwanie zwiększa to, że
składki płacą również pracodawcy, i to też kilka - wypadkową, emerytalną, rentową, na Fundusz Pracy oraz
Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

Istnienie wszystkich tych składek bardzo zwiększa tzw. klin podatkowy, czyli stosunek obciążeń (wszelkiego
rodzaju podatków i składek) do kosztów zatrudnienia pracownika ponoszonych przez przedsiębiorcę. Im
wyższy jest klin podatkowy, tym mniej pieniędzy dostaje do ręki pracownik.

Samo określenie wynika stąd, że podatki i składki wchodzą klinem między koszty, jakie musi ponieść
przedsiębiorca, a wypłatę, jaką otrzymuje pracownik. Wysoki klin podatkowy zniechęca do zatrudnienia
pracownika lub zachęca do zatrudnienia go na czarno.

Dla większości podatników główny element klina podatkowego stanowi wcale nie podatek PIT, lecz właśnie
składki na

ubezpieczenie

społeczne. Np. dla osoby zarabiającej 1000 zł miesięcznie składki na

ubezpieczenie społeczne wynoszą miesięcznie aż 363,20 zł, składki na ubezpieczenie zdrowotne 75,86 zł, a
podatek dochodowy jedynie 26,50 zł.

Dla oceny systemu podatkowego ważne jest jednak nie tylko, jak wysokie są podatki, ale również to, jak
obciążenia rozkładają się pomiędzy osoby dużo i mało zarabiające. W Polsce grubość składników klina jest
różna w zależności od poziomu dochodów, lecz wcale nie jest tak, że najwięcej zarabiający oddają państwu
największą część swoich dochodów. Dlatego warto przyjrzeć się temu, jak zmienia się "grubość"
poszczególnych składników klina w miarę wzrostu dochodów.

Jak wiadomo, podatek dochodowy PIT cechuje

się progresją - kolejne progi wynoszą 19, 30 i 40 proc.

Składka zdrowotna jest dla odmiany liniowa. Na Narodowy Fundusz Zdrowia każdy oddaje 9 proc. swojego
dochodu, po czym większą część zapłaconej składki może odliczyć od podatku.

Jeszcze inaczej jest

w przypadku składek na ubezpieczenie społeczne - mamy tu do czynienia z

degresywnym systemem podatkowym. Osoby naprawdę dużo zarabiające oddają w postaci składek bardzo
małą część swoich dochodów. Podatnik, który przekroczy w trakcie roku 30-krotność miesięcznego
wynagrodzenia w gospodarce przestaje płacić składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe (to tzw. efekt
30-

krotności). W tym roku próg dochodów, powyżej którego składki na ZUS gwałtownie maleją, to 78 480 zł

rocznie.

W sumie mamy więc zlepek trzech podatków (i parapodatków) - progresywnego, liniowego i degresywnego.
Który z efektów przeważa - progresywność podatku PIT czy degresywność składek?

Okazuje się, że na średnim poziomie dochodów silniejsza jest progresja w podatku dochodowym, stąd wraz
ze wzrostem dochodów oddajemy większą część swoich dochodów. Jednak w pewnym momencie
zależność ta przestaje działać. Gdy nasze dochody przekroczą 6,5 tys. zł miesięcznie klin podatkowy
zaczyna się stopniowo zmniejszać, ponieważ wspomniany efekt 30-krotności zaczyna dominować nad
skutkami wejścia w najwyższy przedział dochodowy podatku PIT.

Obecny system podatkowy najsilniej uderza więc nie w najbogatszych, lecz w podatników zarabiających 6-7
tys. miesięcznie. Pamiętajmy, że jest to kwota brutto - na rękę osoby takie otrzymują 4-4,5 tys. zł.

background image


Fiskus najbardziej obciąża więc osoby, które miały stać się zaczynem klasy średniej - specjalistów,
menedżerów średniego szczebla, lepiej zarabiających lekarzy. Równocześnie w mniejszym stopniu
opodatkowuje osoby o d

użych i bardzo dużych dochodach, a więc takie, które obciążenie podatkami

odczułyby najmniej. Występowanie łącznie progresywnych i degresywnych elementów systemu
podatkowego nie sprzyja zarazem jego przejrzystości.

Co z tego wynika dla wprowadzenia podatk

u liniowego w Polsce? Odpowiedź wydaje się prosta.

Wprowadzając taki podatek, należy objąć liniową stawką zarówno podatki, jak i składki. Sposobem na
odciążenie osób najmniej zarabiających jest wprowadzenie kwoty wolnej od podatku, przy czym jej działanie
powinno zostać rozszerzone również na składki odprowadzane do ZUS.

Korzyści z wprowadzenia takiego rozwiązania jest kilka. Po pierwsze, zdecydowanie uproszczony zostaje
system podatkowy, ponieważ znikają progi w PIT i degresywny system składek na ubezpieczenia społeczne.
Po przekroczeniu dochodu zwolnionego z płacenia podatku i składek wszyscy podatnicy od każdej
dodatkowo zarobionej złotówki płaciliby takie same podatki i składki.

Po drugie, wprowadzenie liniowości dla podatków i składek nie wiązałoby się z rozwarstwieniem dochodów.
Na proponowanym rozwiązaniu w większym stopniu skorzystałyby osoby mało i średnio zarabiające, a nie
osoby najbogatsze.

Po trzecie, wprowadzenie proponowanego rozwiązania przyczyniłoby się do wzmocnienia klasy średniej, w
k

tórą klin podatkowy obecnie jest najsilniej skierowany.


Powstaje jedynie pytanie, czy budżet na to stać. Tak, jeśli rząd zrezygnuje z krytykowanej przez wielu
ekonomistów dalszej obniżki składki rentowej. Zamiast przeznaczać 20 mld zł na obniżkę tej składki, rząd
może naprawdę zreformować finanse publiczne.

Rozwiązaniem neutralnym dla budżetu byłoby wprowadzenie 17-proc. podatku liniowego, pozostawienie
liniowej składki na ubezpieczenia społeczne na obecnym poziomie i określenie dochodu zwolnionego nie
t

ylko z płacenia PIT, lecz i składek na ubezpieczenia społeczne na poziomie 2400 zł.

Rozwiązanie takie uprości system podatkowy, ożywi gospodarkę i poprawi sytuację osób mało i średnio
zarabiających.

*dr Piotr Krajewski i dr Michał Mackiewicz są pracownikami Instytutu Ekonomii Uniwersytetu Łódzkiego,
gdzie zajmują się finansami publicznymi. Byli doradcami ministrów finansów - w latach 2000-01 Jarosława
Bauca, a w 2003 roku Andrzeja Raczki.

background image

PO: Zamiast liniowego podatek płaski z dwiema ulgami

bci, tvn24.pl

2007-10-29, ostatnia aktualizacja 2007-10-29 12:42

-

Chcemy wprowadzić podatek płaski, czyli podatek liniowy z dwoma ulgami: kwoty wolnej od

podatku oraz ulgą prorodzinną - powiedział w TVN CNBC Biznes Jakub Szulc z PO.
Według posła nowy rząd powinien skoncentrować się na reformie systemu pomocy społecznej. - Trzeba ją
spiąć ze zmianą systemu podatkowego. Chcielibyśmy wprowadzić podatek liniowy, ale z zachowaniem ulgi
prorodzinnej i kwoty wolnej od podatku -

powiedział Szulc w rozmowie z

TVN

CNBC Biznes.


Jego zdaniem jeszcze za wcześnie na podanie konkretnych stawek podatku, bo PO nie są znane dane
finansowe. -

Najpierw musimy wejść do Ministerstwa Finansów i sprawdzić, na jaką stawkę stać budżet

państwa - stwierdził Szulc.

Szulc powtórzył, że ministerstwo gospodarki prawdopodobnie obejmie szef PSL Waldemar Pawlak, a
ministrem finansów ktoś spoza świata polityki. Najpoważniejszym kandydatem jest prof. Jacek Rostkowski,
ale ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, powiedział

PSL: Podatek liniowy jest możliwy

kar, ISB

2007-10-26, ostatnia aktualizacja 2007-10-26 13:45

Polskie Stronnictwo Ludowe chce

w ciągu kilku lat obniżyć podatek VAT do 17 proc. z 22 proc. i

wprowadzić nowe rozwiązania w podatku dochodowym od osób fizycznych, wynika z piątkowej
wypowiedzi posła tej partii Marka Sawickiego. Jego zdaniem, możliwy jest podatek liniowy z wysoką
kwotą wolną i systemem mnożnikowym.

- Podatek l

iniowy z odpowiednią kwotą wolną od podatku i systemem mnożnikowym to propozycja o której

warto rozmawiać - podsumował Sawicki.

-

Politycy Platformy Obywatelskiej zapominają, że podatek dochodowy od osób prawnych jest już liniowy, co

zostało wprowadzone jeszcze za rządu Belki. Natomiast jeśli chodzi o podatek od osób fizycznych, to od
2009 roku koalicja PiS, Samoobrona i LPR uchwaliła podatek liniowy dla 99 proc. podatników, którzy znajdą
się w nowej stawce 18 proc. - powiedział Sawicki w wywiadzie dla

TVN

CNBC.


Poseł przypomniał także, że dziś efektywna stawka podatkowa dla najniższego progu wynosi 13,5 proc., a
po zmianach realna stopa podatk

owa wyniesie 15,0 proc. Natomiast najbogatsi, mieszczący się dziś w 40-

procentowej stawce, zyskają na jej obniżeniu do 32 proc. nawet kilkanaście tysięcy złotych rocznie.

-

Podatek liniowy więc jest, pytanie tylko, czy PO tak niesprawiedliwy podatek chce zachować czy nie. [...]

Sprawa jest otwarta i warto o niej rozmawiać, a na szczęście obie partie są gotowe do takich negocjacji -
dodał Sawicki. Jednak, według posła PSL, ważniejsze są podatki pośrednie, ponieważ płacą je wszyscy,
niezależnie od dochodów. Chodzi zwłaszcza o zbyt wysoki, jego zdaniem, podatek VAT.

-

Dlatego, jeśli chcemy mówić o polityce prospołecznej, to warto się zastanowić nad tym podatkiem

pośrednim. Warto także zastanowić się i dyskutować o niższych podatkach na artykuły żywnościowe i
artykuły pierwszej potrzeby - tłumaczy Sawicki.

Według niego, VAT należy obniżyć do 17 proc., małymi kroczkami po 0,5 pkt proc. rocznie począwszy od
2008 roku. Natomiast uchwalona przez poprzedni rząd nowelizacja ustaw podatkowych jest dla PSL raczej
nie

do przyjęcia i w ciągu najbliższego półrocza nowy rząd będzie zastanawiał się, co z tym zrobić.


Poseł PSL dodał również, że trwają rozmowy na temat prywatyzacji.

-

Wcześniej jednak należy ustalić, które sektory trzeba z tej prywatyzacji wyłączyć. Z pewnością nie ma

potrzeby prywatyzowania infrastruktury transportowej, przesyłowej. Natomiast usługi świadczone za pomocą
tej infrastruktury można i trzeba prywatyzować, bo wtedy konkurencja na poziomie usług bardzo dobrze robi
dla klienta -

wyjaśnia Sawicki.


Na koniec poseł PSL potwierdził, że jest jednym z kandydatów swojej partii na stanowisko ministra rolnictwa.
Źródło: ISI

background image

PSL: Nie podatkowi liniowemu. Może opcja irlandzka?

las, IAR, PAP 2007-10-25, ostatnia aktualizacja 2007-10-25 09:56

Odnosząc się do zapowiedzi Platformy wprowadzenia podatku liniowego, Jarosław Kalinowski
przyznał w dzisiejszych Sygnałach Dnia, że PSL jest przeciwne tej koncepcji.

Jak mówił Kalinowski, między PSL a PO "jest różnica zdań" w sprawie wprowadzenia podatku liniowego.
"Pl

atforma chce i proponuje, żeby wdrożyć podatek liniowy. Na pewno nie będzie to natychmiast i nie

wiadomo, czy w ogóle. To są dyskusje" - powiedział. Zaznaczył jednak, że "jest pewne pole kompromisu", a
także - jak mówił - trzeba przeanalizować skutki m.in. likwidacji od 2009 roku najwyższej stawki podatkowej i
pozostawienie dwóch stawek (18 i 32 proc.). Gość "Sygnałów Dnia" przypomniał, że lider PO, Donald Tusk,
mówił, że podoba mu się wariant irlandzki z dwiema stawkami podatku. Dodał, że także PSL jest pozytywnie
nastawione do tej koncepcji. "Podatek liniowy jest aktualny" -

mówił zaś PAP w środę Adam Szejnfeld

odpowiedzialny za sprawy gospodarcze w PO. Polska -

jak zaznaczył - musi konkurować z Litwą, Łotwą,

Estonią, Słowacją i Rumunią, gdzie obowiązuje już podatek liniowy. "Albo zachowamy biznes w Polsce, albo
on przejdzie na wschód" – podkreślił

PO do PSL: A może prorodzinny podatek liniowy?

łup, PAP

2008-03-01, ostatnia aktualizacja 2008-03-01 13:49

Premier Donald Tusk uważa, że prorodzinny podatek liniowy ma szansę zyskać poparcie
koalicyjnego PSL. Jak dodał, są prowadzone rozmowy z ludowcami o wprowadzeniu takiego
podatku.

"Nasza propozycja podatku liniowego jest bardzo przyjazna dla najbardziej potrzebujących, ze względu na
duża ulgę rodzinną, którą chcemy utrzymać" - powiedział Tusk dziennikarzom w sobotę. "Będę
przekonywać, że taki podatek jest w interesie polskich rodzin i Polski, jako całości" - powiedział premier. W
niedzielę na specjalnej konferencji prasowej premier, podsumowując 100 dni działalności gabinetu,
P

oinformował, że podatek liniowy mógłby zostać wprowadzony do 2011 r. Rząd chce wprowadzić

"prorodzinny podatek liniowy z kwotą wolną od podatku i ulgą na dzieci". Wcześniej - w 2009 roku -
wprowadzone zostaną dwie stawki podatku PIT - 18 i 32 proc.

Podatek Belki zniesiemy stopniowo

Premier Tusk zapowiedział również, że w pierwszej połowie kadencji będzie chciał uchylić podatek Belki w
części opodatkowującej oszczędności. W końcu kadencji - mówił - rząd będzie chciał zlikwidować ten
podatek w części dotyczącej transakcji giełdowych. Obecnie 19-procentowy tzw. podatek Belki płacimy od
zysków z

funduszy inwestycyjnych

, giełdy, odsetek od lokat bankowych i oprocentowanych kont. Tusk

argumentował, że chce najpierw uchylić podatek Belki w części dotyczącej oszczędności, bo obciąża on
niezamożnych Polaków. Podkreślał, że rząd jest odpowiedzialny za "harmonijne", ale i "odpowiedzialne"
znoszenie i obniżanie podatków.

Abonamen

t jest ciężarem archaicznym


Tusk zapowiedział ponadto na konwencji Platformy Obywatelskiej, że w przyszłym tygodniu klub tej partii
złoży do marszałka Sejmu projekt ustawy, który przewiduje zniesienie abonamentu rtv dla emerytów. Jak
dodał, drugim krokiem będzie zniesienie abonamentu dla wszystkich. "Abonament jest ciężarem
archaicznym" -

ocenił w sobotę szef rządu. Premier podkreślił, że partia, która zdobyła władzę i nie realizuje

obietnic, na pewno władzę straci.

background image

Liniowy PIT w 2010 jeśli prace analityczne pozwolą

Rafał Zasuń

2008-02-22, ostatnia aktualizacja 2008-02-22 20:18

Podatek liniowy w 2010, najpóźniej w 2011 r. obiecują premier Donald Tusk i minister finansów Jan
Rostowski. O ile pozwolą na to "prace analityczne" i sytuacja w parlamencie.
Sztandarowy pomysł PO - podatek liniowy - powrócił wczoraj za sprawą wypowiedzi premiera Donalda
Tuska. Stwierdził on, że podatek liniowy może zostać wprowadzony w 2010, najpóźniej w 2011 r. Nie podał,
jaka będzie stawka podatku. Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski mówił wczoraj dziennikarzom, że
prawdopodobnie będzie to 15 proc. PO obiecywała 15-proc. PIT, CIT i VAT już w kampanii 2005 r., ale w
wyborach w 2007 r. niespecjalnie podnosiła ten postulat. Na pierwszy plan wysunęła wówczas podwyżki dla
budżetówki, które raczej większą obniżkę podatków wykluczają. Nie bardzo wiadomo, jak pogodzić plany
obniżenia podatków z planami zmniejszenia deficytu budżetowego i długu publicznego. Wprawdzie minister
Rostowski tłumaczył, że resort chce zwiększyć zatrudnienie z obecnych 54 proc. ludności do 64 proc.
(szczególnie chodzi o osoby powyżej 50 lat), ale nie wyjaśnił, jak zamierza tego dokonać.

Minister finansów Jan Rostowski, prezentując wczoraj dorobek i plany resortu z okazji 100 dni rządu, także
mówił o podatku liniowym w 2010 r. - Obecnie prowadzimy prace analityczne, które - mam nadzieję -
pozwolą na wprowadzenie podatku liniowego po 2010 roku - tłumaczył. Problem w tym, że budżet już w
2009 r. straci 10 mld zł na uchwalonej jeszcze w poprzedniej kadencji obniżce PIT do 18 i 32 proc. z
dzisiejszych 19, 30 i 40 proc. Na obniżeniu stawki do 15 proc. przy jednoczesnym pozostawieniu kwoty
wolnej od podatku oraz ulgi na dzieci może stracić drugie tyle. Rostowski zaś zapowiadał jeszcze, że po
wprowadzeniu liniowego PIT resort zacznie prace nad obniżeniem CIT, dziś wynoszącego 19 proc. -
Chcieliśmy, żeby na koniec drugiej kadencji CIT wynosił 10 proc. - mówił optymistycznie Rostowski. Zostanie
podatek od zysków kapitałowych. - Widzę bardzo duże problemy graniczące z niemożliwością ze
zlikwidowaniem go -

tłumaczył minister. Dodał, że zniesienie "podatku Belki" służyłoby głównie bogatym.


Rost

owski zapowiedział też od dawna oczekiwaną nowelizację VAT, która ma ułatwić życie firmom. Będą

m.in. krócej czekać na zwrot tego podatku - dziś termin wynosi 180 dni, ma być skrócony do 60.

O ile z uchwaleniem ustawy o VAT nie powinno być kłopotów, jeśli tylko projekt trafi do Sejmu, o tyle
wprowadzenie liniowego PIT w 2010 r. nastręcza problemów politycznych. Nie wiadomo, czy pomysł
zaakceptuje PSL. Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak stwierdził wczoraj, że na spotkaniach
koalicyjnych spra

wa ta nie była omawiana. Trudno będzie też przełamać bardzo prawdopodobne weto

prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który wielokrotnie mówił o swej niechęci do tego podatku. - Nie będzie tak,
że konsekwentne weto prezydenta pozostawi nas bezradnymi. Jeśli będzie trzeba, będę porozumiewał się z
lewicą, aby odrzucić weto prezydenta - mówił wczoraj w radiu RMF FM premier Donald Tusk. Jednak liderzy
LiD zajmujący się gospodarką - m.in. Marek Borowski -wielokrotnie powtarzali, że są przeciwnikami podatku
liniowego.

Źródło: Gazeta Wyborcza

background image

POPiS: jednak będzie podatek liniowy?

Piotr Skwirowski

2005-09-29, ostatnia aktualizacja 2005-09-29 15:47

Kompromis w sprawie podatków nie powinien być wcale taki trudny. PO chce podatku liniowego. A
propozycja PiS to dla 99,58 proc. podatników tak naprawdę także podatek liniowy. Tyle że z kwotą
wolną

PiS chce, by podatek od dochodów osobistych miał dwie stawki - 18 i 32 proc. Twierdzi, że "nie czas na
podatek liniowy". Z danych, które wydobyliśmy z Ministerstwa Finansów, wynika jednak, że podatek partii
braci Kaczyńskich to tak naprawdę podatek liniowy (tyle że z kwotą wolną od podatku). A wszystko przez
to, że PiS chce, aby druga stawka objęła dochody przekraczające 100 tys. zł. Podatników z takimi
dochodami jest w Polsce tylko 100 tys. Większość, przeszło 99,5 proc., czyli grubo ponad 23 mln osób,
zarabia mniej. Te osoby płaciłyby więc fiskusowi według jednej, 18-proc. stawki. Czyli - podatek liniowy.

Nasze "odkrycie" powinno ułatwić PiS i PO kompromis w sprawie podatków. Przed wyborami Platforma
zapowiadała, że bez podatku liniowego nie będzie koalicji z PiS. A Kaczyńscy proponują podatek prawie
liniowy... Co więcej, 18-proc. stawka ich podatku dzięki kwocie wolnej jest - w przypadku dochodów
większości podatników - bliska 15-proc. stawce forsowanej przez PO. Z pozoru takie twierdzenie wygląda
na herezję. PO proponuje podatek od dochodów osobistych (PIT) z jedną stawką w wysokości 15 proc.,
nie ma więc wątpliwości, że jest to podatek liniowy. PiS o podatku liniowym nie chce słyszeć, a obecne
trzy stawki 19, 30 i 40 proc. chciałoby zastąpić dwiema stawkami - 18 i 32 proc. (w przyszłości 18 i 28
proc.). Gdzie więc podatek liniowy? Chodzi o próg dochodów objętych wyższą stawką. Partia braci
Kaczyńskich proponuje, by było to 100 tys. zł rocznie. Tylko podatnicy z takimi dochodami wpadaliby pod
stawkę 32 proc. Tymczasem z danych, jakie udało nam się wydobyć z Ministerstwa Finansów, wynika, że
w zeszłym roku dochody przekraczające 100 tys. zł miało zaledwie 100 tys. 70 podatników rozliczających
się według skali podatkowej. To garstka w porównaniu z łączną liczbą podatników - 23 mln 801 tys. 484.
Zaledwie 0,42 proc. wszystkich podatników. Dla nich podatek proponowany przez PiS byłby progresywny.
Reszta podatników, znakomita większość, płaciłaby jednak według jednej, a więc w praktyce liniowej
stawki 18 proc. Do tego dochodziłaby kwota wolna. Partia braci Kaczyńskich chce, by wynosiła ona tyle ile
dziś - od podatku byłyby zatem zwolnione dochody w wysokości 2 tys. 790 zł. Efekt byłby taki, że na
propozycji PiS zyskaliby wszyscy podatnicy. Bez wyjątku. Wszyscy płaciliby mniej niż dziś.

Dla bogatych lepszy plan PO, ale i PiS im obniży podatki

Dla najsłabiej zarabiających to rozwiązanie byłoby przy tym lepsze od tego, które proponuje Platforma
Obywatelska. Okazuje się bowiem, że 18-proc. podatek z kwotą wolną byłby w ich przypadku niższy od
15-proc. bez takiej kwoty. Według naszych wyliczeń na podatku w wersji PiS zyskaliby - w stosunku do
rozwiązania forsowanego przez PO - podatnicy z dochodami rocznymi do 16 tys. 740 zł. Ci, których
dochody do opodatkowania są wyższe przy podatkach w wersji zgłaszanej przez partię Kaczyńskich,
płaciliby już więcej. Więcej niż przy 15-proc. stawce Platformy, ciągle jednak znacznie mniej niż dziś.
Także ci, których dochody przekraczają 100 tys. zł, a więc wpadłyby pod wyższą stawkę podatku,
płaciliby mniej niż obecnie. I to sporo. Przy dochodach rzędu 200 tys. zł ten zysk byłby bliski 20 tys. zł.
To oczywiście mniej niż blisko 40 tys. zł zysku przy propozycji PO, ale i tak nie ma się chyba co obrażać.

Tym bardziej że nie jest wykluczone dalsze spłaszczenie podatku, czyli obniżka górnej stawki. Co prawda,
rozmowy o programie podatkowym koalicji PiS-PO jeszcze się nie rozpoczęły, ale nieoficjalnie mówi się,
że w ramach kompromisu górna stawka z propozycji partii Kaczyńskich mogłaby zostać obniżona z 32 np.
do 25 proc.

Zalety rozwiązań podatkowych forsowanych przez PiS - z punktu widzenia podatników - na obniżce
stawek, zmniejszeniu ich liczby i pozostawieniu kwoty wolnej się nie kończą. Jest jeszcze ulga na dzieci.

background image

Partia Kaczyńskich chce, żeby rodziny o bardzo niskich dochodach - brutto nie więcej niż 500 zł
miesięcznie na jedną osobę - dostawały 50 zł na jedno dziecko, 200 zł na dwoje dzieci oraz 100 zł na
każde kolejne dziecko. Byłaby też nadal możliwość wspólnego rozliczania się małżonków oraz rodziców i
dzieci w rodzinach niepełnych.

Pytanie tylko, ile to wszystko będzie kosztowało

Właściwie jedyny problem sprowadza się do kosztów takiej reformy. Na razie ani PiS, ani PO nie
przedstawiły nawet szacunkowych skutków finansowych wprowadzenia w życie ich propozycji zmian w
PIT. Wiadomo, że byłaby to kwota idąca w miliardy złotych. Wiele miliardów.

A to nie koniec. Gdyby po zwycięstwie wyborczym PiS realizowana miała być wizja zmian w podatkach
forsowana przez tę partię, to mniej od swoich dochodów zapłaciłyby także firmy - 18 zamiast dzisiejszych
19 proc. Do poziomu 18 proc. stopniowo miałaby być także obniżana podstawowa stawka VAT. W
przyszłości. Nie wiadomo, co stałoby się z obniżonymi stawkami tego podatku. O ich podwyżce PiS nie
wspominał. Tymczasem obniżenie VAT z 22 do 18 proc. przy pozostawieniu stawek preferencyjnych m.in.
na żywność i lekarstwa to kolejne miliardy złotych ubytku w budżecie. Jak sfinansować taką dziurę?

Na znalezienie odpowiedzi na to pytanie PiS i PO będą miały prawdopodobnie kilka miesięcy. Nie ma
bowiem praktycznie żadnych szans na to, by jakiekolwiek poważne zmiany w podatkach zaczęły
obowiązywać od początku przyszłego roku. Niewykluczone, że w czasie tych negocjacji urodzi się jakiś
zupełnie nowy pomysł na podatki. Na razie, jeśli uznać, że podatek od dochodów osobistych w wersji
proponowanej przez PiS to taki zwichrowany podatek liniowy, to okaże się, iż wybieraliśmy pomiędzy
system "3x15" forsowanym przez PO oraz "3x18" przez partię braci Kaczyńskich. Co więcej, dzięki ulgom,
kwocie wolnej i pozostawieniu obniżonych stawek VAT, osiemnastki z programu PiS są bliskie
piętnastkom Platformy. A skoro tak, to pogodzenie programów podatkowych tych partii nie powinno być
aż tak trudne, jak się wydawało.


background image

Platforma Obywatelska: 3 x 15 było złe

Maciej Sandecki, Gdańsk

2007-04-29, ostatnia aktualizacja 2007-04-29 18:52

PO zrywa z koncepcją podatkową "3x15", ale zapowiada, że dalej będzie dążyć do obniżenia obciążeń
podatkowych. - Jeśli wygramy wybory, zawiążemy koalicję z tymi, którzy będą z nami upraszczać i
obniżać podatki. Nawet z diabłem - zapowiada Donald Tusk.

Wiceszef klubu PO Zbigniew Chlebowski podczas sobotniej konwencji partii pod hasłem "Zdrowe finanse -
niskie podatki - nowoczesna gospodarka" w Gdańsku przyznał, że koncepcja podatkowa "3x15"
forsowana przez PO przed ostatnimi wyborami była zła. Jego zdaniem partia popełniła "poważny błąd",
upierając się szczególnie przy 15-proc. stawce podatku VAT. - Przy niskim poziomie życia wielu polskich
rodzin należy pozostawić 7-proc. stawki VAT-u na żywność czy leki - mówił Chlebowski. - Poza tym
przeprowadziliśmy szerokie konsultacje z przedsiębiorcami i oni nam powiedzieli jasno - stawki VAT
pozostawcie takie, jakie są, ale zmieńcie ustawę o VAT tak, żeby ten podatek był dla przedsiębiorców
neutralny. PO chce napisać od nowa ustawę o VAT - uprościć i przyspieszyć odzyskiwanie przez
przedsiębiorców VAT-u, rozwiązać problem korekt faktur VAT-owskich oraz obniżyć koszty poboru tego
podatku. - Jeśli prawdą jest, że koszty poboru VAT wynoszą 30 proc. jego wpływów do budżetu, to jest to
niedopuszczalne - mówi Chlebowski.

Drugim błędem w ocenie wiceszefa PO było forsowanie 15-proc. PIT-u, bo taka koncepcja uderzała w
osoby najmniej zarabiające. Dlatego teraz Platforma do 15-proc. PIT-u "dorzuca" teraz ulgę prorodzinną.
- Zaproponujemy wprowadzenie kwoty wolnej od podatku - 2700 złotych dla każdego podatnika i 1350
złotych dla dziecka - mówi Chlebowski. - We wszystkich krajach Unii takie prorodzinne ulgi podatkowe
istnieją i również u nas powinny być. Platforma chce też powiązać podatek dochodowy ze składką
rentową, która miałaby zostać obniżona. Ma to uprościć naliczanie podatków i zmniejszyć obciążenia
rodzin. Z programu "3 x 15" Platforma obstaje jedynie przy 15-proc. stawce CIT, ale nie za wszelką cenę
. - Sądzimy, że podatek ten w przyszłości można by jeszcze obniżyć, nawet do 10 procent - stwierdza
Chlebowski.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Jednolity podatek dla firm w Unii Europejskiej?

łup, IAR

2007-05-03, ostatnia aktualizacja 2007-05-03 01:52

Komisja Europejska chce, by w całej Unii obowiązywał jednolity system opodatkowania
przedsiębiorstw. Bruksela apeluje do krajów członkowskich o poparcie jej planów. Na razie nie
wszędzie wzbudzają one entuzjazm.

Kilka państw obawia się, że ta propozycja w przyszłości doprowadzi do zrównania stawek podatkowych w
całej Unii. Obawy Wielkiej Brytanii, Irlandii i Malty rozwiewał komisarz do spraw podatków Laszlo Kovacs,
który zapewnił, że Komisja nie ma zamiaru ujednolicania stawek. Podkreślił, że nowe zasady nie będą w
żaden sposób ograniczały suwerenności państw Unii w sprawach podatkowych, a ustalanie stawek
pozostanie w gestii krajów członkowskich. Laszlo Kovacs proponuje wspólne zasady dotyczące jednolitej
bazy podatkowej przedsiębiorstw, bo uważa, że system rozliczania powinien być bardziej przejrzysty.
Według niego, ułatwi to działalność firmom i poprawi konkurencyjność unijnej gospodarki. By jednak
nowe zasady weszły w życie, Komisja Europejska musi przekonać do swego pomysłu wszystkie kraje
Wspólnoty, bo decyzje w sprawach podatkowych wymagają jednomyślności. W przypadku zgody, nowe
propozycje mogłyby wejść w życie najwcześniej w 2010 roku.

background image

Podatek liniowy podbija Europę Środkową

Leszek Baj

2007-04-03, ostatnia aktualizacja 2007-04-03 21:09

Wprowadzenie podatku liniowego w Czechach przyjął właśnie tamtejszy rząd. To kolejne państwo w
naszym regionie po krajach bałtyckich, Słowacji, Ukrainie, Rosji czy Rumunii, który zdecydował się
na

poważne reformy podatkowe. Jednak opinie ekonomistów co do tego, czy podatek liniowy to

naprawdę zbawienie dla gospodarki, są podzielone.
Przed wyborami w 2006 r. czeski parlament przyjął specjalne ustawy zwiększające wydatki społeczne. Teraz
rząd chce zrezygnować z części tych pomysłów. Planuje cięcie wydatków na służbę zdrowia i wydatki
społeczne. Chce zmniejszyć deficyt budżetowy z planowanych 4 proc. PKB w tym roku do 3 proc. w 2008 r.
Czesi planują też poważne reformy systemu podatkowego, chcą m.in. wprowadzić 15-proc. podatek od
dochodów osobistych (obecnie stawki wynoszą od 12 do 32 proc.), obniżyć do 2010 r. podatek CIT z 24 do
19 proc. oraz podwyższyć najniższą stawkę VAT z 5 do 9 proc. Reformy otworzyłyby drogę do spełnienia
kryteriów z Maastricht i możliwości przyjęcia euro w 2012 r. Problem w tym, że tamtejszy rząd ma słabą
pozycję w parlamencie, a bez jego akceptacji do reform może w ogóle nie dojść. Jeśli Czechom uda się
wprowadzić zmiany podatkowe, byłyby kolejnym krajem z naszego regionu z podatkiem liniowym od
dochodów osobistych. Przykładowo na Litwie stawka PIT początkowo wynosiła 33 proc. (obecnie 27 proc.),
w Estonii tuż po reformie PIT był na poziomie 26 proc. (teraz 22 proc.). Rekordowo niskie stawki mają Gruzja
(12 proc.), Rosja (13 pr

oc.) czy Ukraina (obecnie 15 proc., choć początkowo miała 13 proc.). W każdym z

tych krajów inne są też kwoty wolne od podatku.

Zdaniem prof. Witolda Orłowskiego,doradcy ekonomicznego PricewaterhouseCoopers, głównym plusem
podatku liniowego jest jego prostota. -

Możemy sobie wyobrazić sytuację w przypadku czystego podatku

liniowego, w której w ogóle nie musielibyśmy wypełniać PIT-ów, bo fiskus, znając nasze dochody, od razu by
wiedział, ile jesteśmy mu winni - mówi Orłowski. Według Orłowskiego wprowadzanie podatku liniowego
może też ograniczać szarą strefę, bo więcej jest osób chcących go płacić.

Ekonomiści MFW udowadniają w wydanej w zeszłym roku publikacji, że korzyści z podatku liniowego wcale
nie są tak oczywiste. Co prawda w Rosji w rok po wprowadzeniu 13-proc. podatku liniowego wpływy z
podatków dochodowych zwiększyły się realnie o 26 proc., ale w części krajów (m.in. na Ukrainie czy
Rumunii) obniżenie podatków i wprowadzenie jednej stawki podatku PIT doprowadziło do spadku
przychodów do budżetu państwa. Ukraina podwyższyła więc od tego roku podatek PIT z 13 do 15 proc.
Zdaniem ekonomistów MFW brakuje też dowodów na to, że podatek liniowy znacząco stymulował w tych
krajach rynek pracy. Podatek liniowy może też powodować inne problemy, na które zwraca uwagę prof.
Orłowski: - W krajach bałtyckich po jego wprowadzeniu wzrost nierówności dochodów był znacznie szybszy
niż w krajach, gdzie obowiązuje podatek progresywny, m.in. w Polsce. Dlaczego? Bo najwięcej zarabiający
po wprowadzeniu jednej stawki zazwycza

j płacą mniej, a najbiedniejsi najczęściej (to oczywiście zależy od

poziomu podatku liniowego) muszą oddać fiskusowi więcej niż wcześniej.

W Polsce rząd na razie nie planuje wprowadzenia podatku liniowego, chce natomiast od 2009 r. zastąpić
obecne trzy stawki PIT 19, 30 i 40 proc. dwiema -

18 i 32 proc. Przedsiębiorcy z Business Centre Club chcą

iść jeszcze dalej. Już od przyszłego roku chcą wprowadzić dwie stawki 15 i 28 proc. Ale na to wszystko
muszą znaleźć się pieniądze - w sumie kilkanaście miliardów złotych.

background image

PB": Reaktywacja podatku liniowego w Polsce

PAP, lko

2007-03-27, ostatnia aktualizacja 2007-03-27 08:36

Na wprowadzeniu liniowego PIT wielu naszych polityków już postawiło krzyżyk. Ale nowy impuls
przyszedł z Czech, gdzie ma się pojawić jednolita stawka 15 proc. - pisze "Puls Biznesu".

Nasi południowi sąsiedzi chcą dołączyć do grona państw z podatkiem liniowym. Mirek Topolanek, czeski
premier, zapowiedział wczoraj w dzienniku -Hospodarske noviny-, że od przyszłego roku Czesi płacić będą
podatek od osób fizycznych (PIT) według jednej, 15-procentowej stawki. W Polsce temat podatku
liniowego, po okresie niesłychanego rozgłosu przed kampanią wyborczą w 2005 r. (m.in. słynne
pustoszejące lodówki ze spotów PiS) - odszedł w niebyt. Nie mówią o nim nawet autorzy polskiej wersji
pomysłu, czyli działacze PO. Czyżby powiesili go na kołku? "Absolutnie nie. Pomysł jest żywy i aktualny, a
PO będzie go chciała zrealizować" - zapewnia gazetę Zbigniew Chlebowski, wiceprzewodniczący sejmowej
Komisji Finansów publicznych (KFP). Jak tłumaczy, PO milczała w tej sprawie, bo miała świadomość, że
nie będzie możliwości realizacji takiej koncepcji. "Wrócimy do niej podczas majowej konwencji
programowej PO. Właśnie nad nią pracujemy - deklaruje Chlebowski.

Pomysł Platformy sprowadza się do ujednolicenia stawek w PIT, CIT i VAT do 15 proc. PO chce
wprowadzić element wsparcia dla rodzin: miałaby nim być kwota wolna (blisko 3 tys. zł) dla każdego
członka rodziny - także dla dzieci czy niepracującego małżonka. Poza tym wszystkie ulgi i zwolnienia
byłyby zlikwidowane. "To rozwiązanie korzystne dla zarabiających najwięcej i przekraczających progi
podatkowe. Dla zarabiających mniej efekt byłby negatywny. Nie znam uwarunkowań czeskiej gospodarki,
ale w polskich 15-procentowa stawka PIT nie byłaby dobrym rozwiązaniem" - uważa Aleksandra Natalli-
Świat (PiS), przewodnicząca sejmowej komisji finansów. Jak dodaje, problem w Polsce nie polega na
wysokości stawek podatkowych, lecz m.in. na utrudnieniach związanych z płaceniem podatków czy zbyt
wysokich kosztach pracy. "PiS koncentruje się na ich zmniejszaniu. Zgłosiliśmy też pakiet dotyczący
ułatwień w prowadzeniu działalności gospodarczej. Każdy kraj poszukuje swoich ścieżek" - mówi "PB"
Aleksandra Natalli- Świat.

background image

Podatek liniowy - drogowskaz do dorosłego świata

Luboš Palata*

2007-04-18, ostatnia aktualizacja 2007-04-18 20:15

Podatek liniowy nie jest przykładem politycznej i gospodarczej dojrzałości "nowej Europy". Jest
tylko jednym ze sposobów zmniejszania cywilizacyjnego opóźnienia w stosunku do lepiej
rozwiniętych części świata. Pomoże też zwykłym ludziom, ale, niestety, dopiero w ostatniej
kolejności.

Już czas wracać do domu - powiedziałem sobie po czterech latach, które spędziłem na Słowacji. Kiedy
kilka miesięcy później przyszedł czas na zapłacenie podatków, postanowiłem, że zrobię zgodnie z hasłem
naszego prezydenta Vaclava Klausa: "Dom człowieka jest tam, gdzie płaci podatki".

Postanowiłem, że rozliczę się w "swoich" Czechach, pomimo że mogłem to zrobić także na Słowacji.
Zdecydowałem się na to, chociaż obliczyłem, że na tym stracę. Słowacja wprowadziła 19 proc. podatek
liniowy, w Czechach zaś obowiązywał podatek progresywny - dla dobrze zarabiających 32 proc. A ja
miałem za sobą całkiem dobry rok. Zarobki zastępcy redaktora naczelnego największego słowackiego
dziennika, a do tego austriacka nagroda dziennikarska, która powiększyła mój budżet o 5 tys. euro. W
domu to jednak w domu, odwiedziłem więc doradcę podatkowego i poprosiłem o obliczenie wysokości
podatku. Dziennikarz nie jest zbyt skomplikowanym przypadkiem, za dwie godziny, które kosztowały
mnie 5 tys. czeskich koron (czyli około 600 zł), wszystko było gotowe. "Tak więc, jeśli nie policzę tej
nagrody, musi pan dopłacić 120 tys. koron" - powiedział mi z profesjonalnym uśmiechem. Tych 120 tys.
stanowiło różnicę między rozliczeniem na Słowacji a w Czechach, między podatkiem liniowym a
"nieliniowym". Duma narodowa to duma narodowa, ale wszystko ma swoje granice. Podziękowałem
doradcy, wsiadłem do samochodu i pojechałem rozliczyć się do Bratysławy. Zaoszczędziłem 100 tysięcy.
Różnica dotyczyła jednak nie tylko wysokości podatku, ale także czasu potrzebnego do wypełnienia
zeznania podatkowego. Na Słowacji wystarczyło mi na to niecałe 30 minut. Nawet biorąc pod uwagę
siedem godzin potrzebnych na podróż z Pragi do Bratysławy, wszystko trwało trzy razy krócej niż
poprawne wypełnienie czeskiego zeznania.

Po Słowacji kolej na Czechy

Od tego czasu minęły dwa lata i podatek liniowy zaczyna podbijać Czechy. Centroprawicowy rząd
premiera Mirka Topolanka ogłosił światu swoją reformę podatkową opartą na 15 proc. podatku liniowym.
Jej podstawowym problemem jest to, że nawet po jego wprowadzeniu państwo musi ściągnąć więcej
pieniędzy niż w przypadku podatku progresywnego. "Mamy reformę, która jest niekorzystna dla 4 mln
pracujących i 3 mln emerytów" - scharakteryzował projekt komentator stacji informacyjnej Ero 6 Martin
Sulc. Według kalkulatorów podatkowych, które dla zdenerwowanych i częściowo zadowolonych
czytelników zaczęły drukować wszystkie czeskie dzienniki, statystyczna czeska rodzina - dodajmy rodzina
"zwykłych pracowników" - nie zyska na tej reformie nic, a nawet straci. Podatki co prawda nieznacznie się
obniżą, ale dzięki podwyższeniu podatku VAT wzrosną wydatki. Zniknie także wiele dotychczasowych ulg
- od możliwości odliczenia odsetek od kredytów hipotecznych, przez wspólne rozliczenie małżonków, aż
po stosunkowo wysokie świadczenia wypłacane w czasie urlopów macierzyńskich. Nawet czeski system
socjalny, który - z punktu widzenia tradycji - jest najbardziej zaawansowany w całej Europie Środkowej,
nie jest zdaniem gospodarczej komentatorki "Hospodarskich Novin" Lenky Zlamalove ani zbyt hojny, ani
kosztowny. System, tak jak wszędzie tam, gdzie rozdaje się państwowe pieniądze, jest nieefektywny,
niemotywacyjny i rozrzutny. Czeska reforma podatkowa zmieni tę sytuację tylko w minimalnym stopniu.
W zamian za to nadal będzie wyciągać pieniądze od ludzi, którzy już od 15 lat utrzymują państwowe
finanse na odpowiednim poziomie - zwykłych pracowników i wielkich pracodawców. Pomimo wszystkich
narzekań w Czechach do dziś obowiązuje zasada, że jeśli ktoś chce się wzbogacić, musi się stać
"prywatnym przedsiębiorcą". Prawdą jest, że często porusza się na granicy prawa, ale należnych
podatków nie płaci prawie nigdy.

background image


Najbardziej znanym fortelem tego typu w Czechach jest sprzedaż "użytkowych samochodów". Ich
użytkowość, oznaczająca możliwość odliczenia 25 proc. podatku VAT, opiera się na wykonanej z
tworzywa sztucznego kratce, oddzielającej przestrzeń bagażnika. Samochody takie mają wszyscy znani
mi przedsiębiorcy, a ich ceny zaczynają się od 20 tys. euro. Podobnie jak z kratkami wygląda sprawa z
podatkiem liniowym. Wymyślono go tak, aby państwo ściągnęło więcej pieniędzy niż przed jego
wprowadzeniem, zaś tymi, którzy na nim zarobią, nie są "zwyczajni pracownicy". Kolejną sztuczką
związaną z podatkiem liniowym jest fakt, że przenosi on ciężar ściągania podatków z pośrednich na
bezpośrednie, czyli podatek VAT, którego podwyższenie pozwala wykryć ewentualne luki podatkowe.
Proponowane rozwiązanie w najmniejszym stopniu przysłuży się więc zwyczajnym obywatelom, uczciwie
rozliczającym się pracownikom.

"Podatku liniowego nie wprowadza się dla ludzi, ale dla ekonomii i wszystkich tych, którzy ją tworzą, a
więc posiadaczy majątków, nieruchomości, firm" - mówi otwarcie twórca słowackiej reformy podatkowej,
doradca byłego i obecnego ministra finansów Richard Sulik. W dzisiejszych czasach podatek liniowy jest
także korzystny dla państwa. Jeśli jest na odpowiednio niskim poziomie, zmniejsza możliwość unikania
płacenia podatków, szczególnie w przypadku przedsiębiorców i dużych firm. Na pierwszy rzut oka
państwo ściąga mniej, ale w sumie na tym nie traci.

Przykład idzie ze Wschodu

To nie przypadek, że podatek liniowy przychodzi do Europy Środkowej ze Wschodu. Kraje bałtyckie,
Rosja, Ukraina, Serbia, Rumunia, Gruzja, Słowacja - większość tych krajów charakteryzuje się (lub w
czasie wprowadzenia podatku liniowego charakteryzowała się) niesprawnie działającą administracją
państwową, ogromną korupcją, dużym odpływem kapitału za granicę, szeroką szarą strefą itp. Podatek
liniowy, tak jak w przypadku Gruzji czy Rosji na śmiesznym z zachodnioeuropejskiego punktu widzenia
poziomie 12 czy 13 proc., stał się sposobem na to, jak ściągnąć jakiekolwiek pieniądze przede wszystkim
od najbogatszych. Podatek ten na poziomie wyraźnie niższym niż w Europie Zachodniej jest obok niskich
płac także jednym ze sposobów na to, jak w czasach wielkiej konkurencji przyciągnąć do krajów
wschodnio- i środkowoeuropejskich wielkich zagranicznych inwestorów. Najlepszym tego przykładem jest
Słowacja, która za sprawą zagranicznych inwestycji zyskanych właśnie dzięki temu rozwiązaniu, osiągnęła
prawie 10 proc. wzrost gospodarczy. Podatek liniowy nie jest jednak przykładem politycznej i
gospodarczej dojrzałości naszej "nowej Europy". Jest tylko swoistym wsparciem, jednym ze sposobów na
to, jak zmniejszyć cywilizacyjne opóźnienie w stosunku do lepiej rozwiniętych części świata, jak
zmniejszyć niedogodności związane z naszą niską produktywnością, słabą infrastrukturą, niestabilnością
polityczną, wysokim poziomem korupcji, niesprawnym sądownictwem itd. Podatek liniowy pomoże też
zwykłym ludziom, ale, niestety, dopiero w ostatniej kolejności. Ci, którzy dopracują się średniej
portugalskiej czy greckiej pensji, nie będą obdzierani przez państwo za sprawą najwyższych progów
podatkowych. Sprawi, że ta grupa ludzi nie będzie pracować mniej albo przenosić się do innego kraju.
Podatek liniowy jest prawdopodobnie potrzebny naszym krajom. Musimy jednak wierzyć, że nadejdzie
czas, kiedy nie będziemy już potrzebowali tego rodzaju wsparcia w drodze do najbardziej rozwiniętych
krajów świata.

*Autor jest redaktorem „Lidovych Novin"

Tłum. Renata Rusin Dybalskaaca


Słowacki ekspres

background image

Lubosz Palata*

2007-03-30, ostatnia aktualizacja 2007-04-04 12:56

Przy dziesięcioprocentowym wzroście i pragmatycznej polityce gospodarczej kolejnych rządów
Słowacja z mało interesującej prowincji staje się tygrysem Europy Środkowej. Żeby nie zostać daleko
w tyle, Polacy, Węgrzy i Czesi już teraz powinni wziąć się w garść

"Słowacja to jedyny kraj, w którym, gdy mówisz po czesku, nie tylko cię rozumieją, ale na dodatek
uważają za przedstawiciela bogatego Zachodu", opowiadałem dla żartu w praskich piwiarniach, kiedy sam
żyłem w Bratysławie. Przez te dwa i pół roku, od kiedy jestem z powrotem w Czechach, wiele się na
Słowacji zmieniło. Jeśli nie wszystko. Słowacja zakończyła ubiegły rok prawie dziesięcioprocentowym
wzrostem gospodarczym, pensje pod koniec roku po raz pierwszy przekroczyły granicę 20 tys. koron
[blisko 2,3 tys. zł], a kurs słowackiej waluty rośnie z tygodnia z tydzień.

Korona koronie równa

Minęły już także czasy, kiedy obowiązywała reguła: "Jeśli chcesz coś osiągnąć na Słowacji, to musisz
wyjechać na Zachód lub przynajmniej do Pragi". Kurs korony czeskiej i słowackiej wynosił w momencie
"aksamitnego" podziału Czechosłowacji 1:1. Przed kilkoma laty za czeską koronę płacono w granicach
1,30-1,40 korony słowackiej. Teraz, nie zważając na to, że także kurs czeskiej waluty umacnia się wobec
euro i dolara, można za nią uzyskać niespełna 1,20 korony słowackiej. I jestem przekonany, że nim
Słowacja przejdzie na euro, do czego najprawdopodobniej faktycznie dojdzie 1 stycznia 2009 r., to
wzajemny kurs obu walut będzie znów taki sam jak wiosną 1993 r. A ponieważ pod wieloma innymi
względami - spadającego bezrobocia i inflacji, bilansu handlu zagranicznego, zadłużenia kraju, napływu
inwestycji zagranicznych - Słowacja dogania milowymi krokami Czechy, może to mieć nieobliczalne dla
nas skutki. Czeskie apteki, szpitale, supermarkety, fabryki, teatry i studia filmowe mogą mieć wkrótce
bardzo duże problemy ze znalezieniem pracowników. Wszędzie tam, na każdym kroku spotyka się
Słowaków, którzy skuszeni wyższymi pensjami przyjechali pracować do Czech. Dzięki umowom
dwustronnym Słowacy już od lat 90. nie potrzebują żadnych pozwoleń na pracę. Szacunki są różne -
według najbardziej ostrożnych w Czechach żyje i pracuje co najmniej 200 tys. Słowaków. Tylko że
Czechy, gdzie dziś średnia pensja również wynosi ok. 20 tys. koron, tyle że czeskich [ok. 2750 zł],
przestają być pod tym względem atrakcyjnym krajem dla Słowaków. - Naturalnie, zdajemy sobie z tego
sprawę. Niestety, faktycznie tak jest - usłyszałem w brneńskiej filii pewnej dużej międzynarodowej
agencji personalnej, kiedy spytałem, czy nie mają problemów z naborem Słowaków do pracy w Czechach.
Można ująć to bardziej zdecydowanie: - Różnice w pensjach między Czechami i Słowacją są już dziś
praktycznie niezauważalne. Ponadto na Słowacji jest już tyle ofert pracy, że pracodawcy prześcigają się
nawzajem.

Bratysławo-Wiedeń

Na razie jedyny wyjątek stanowią menedżerowie średniego i wyższego szczebla. - Dla nich Praga ciągle
ma bardziej interesujące oferty. Głównie dlatego, że filie wielkich międzynarodowych korporacji ciągle
jeszcze mają swoje siedziby w stolicy Czech i nie przeprowadzają się na Słowację. Ponadmilionowa Praga,
która w minionych latach stała się siedzibą kilkudziesięciu regionalnych filii światowych koncernów, to
faktycznie trochę inna bajka niż lekko drobnomieszczańska Bratysława, która liczbę pół miliona
mieszkańców zawdzięcza tylko olbrzymim osiedlom na peryferiach miasta. Gdyby jednak - po 15 latach
czczej gadaniny - udało się połączyć Bratysławę z oddalonym zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów
Wiedniem, to zniknie też i ta czeska przewaga. Za rok zostanie w końcu oddana autostrada z Wiednia do
Bratysławy (budowa ugrzęzła z winy Austriaków, słowacki odcinek jest gotowy od pięciu lat), a między
stolicą Słowacji i Austrii zacznie też jeździć - tak jak między I a II wojną światową - szybki tramwaj. Już
dziś Słowacy budują domy w austriackich wsiach położonych w pobliżu Bratysławy, bo tam działki
budowlane są tańsze. Jeśli z Wiednia i Bratysławy powstanie "dwójmiasto", siła ekonomiczna austriackiej
metropolii będzie oznaczać geometryczny wzrost dla stolicy Słowacji. Kilkadziesiąt projektów zamkniętych
osiedli i wyrastające jak grzyby po deszczu wieżowce świadczą o tym, że przynajmniej deweloperzy
dostrzegli już tę szansę Bratysławy i są przekonani, że na projektach budowanych w stolicy Słowacji nie
można stracić.

Słowaccy Węgrzy też skorzystają

Słowacki cud ekonomiczny oznacza też być może istotne zabezpieczenie jedności terytorialnej tego
najmłodszego i najmniejszego państwa wyszehradzkiego. Po raz pierwszy w historii najnowszej Słowacja
ma szansę wyprzedzić pod względem rozwoju gospodarki nie tylko Czechy, ale przede wszystkim swojego
odwiecznego rywala - sąsiednie Węgry. W południowej Słowacji do dziś żyje zwarta mniejszość
węgierska, a Budapeszt w ostatniej dekadzie podjął wielki wysiłek, by ją zaktywizować i przygotować na
"reintegrację narodową w najlepszym węgierskim mieście". Słowaccy Węgrzy, którzy jeżdżą do pracy do
firm samochodowych na Węgrzech, zaczynają zauważać, że wyższe pensje mogliby otrzymywać w

background image

podobnych firmach na Słowacji. A bogacąca się Bratysława, którą do swoich kalendarzy zaczynają
wpisywać też znane zespoły muzyczne, będzie wkrótce równie atrakcyjna jak Budapeszt ze swoją wyspą
św. Małgorzaty. O tym, jak zasadniczy wpływ na spójność państwa może mieć sukces ekonomiczny,
świadczy przykład północnych Włoch. Tamtejsza mniejszość niemiecka (czy, ściślej biorąc, austriacka)
przestała mówić o odłączeniu, kiedy poziomem życia zbliżyła się do Austriaków mieszkających po
północnej stronie Alp.

Żeby słowaccy Węgrzy zaczęli naprawdę czuć "po słowacku", południowa Słowacja powinna także czerpać
korzyści z cudu ekonomicznego ostatnich lat. Inwestycje zagraniczne trafiają przede wszystkim w rejon
Doliny Wagu i okolice Bratysławy. Czyli w regiony, które mają nie tylko tradycje przemysłowe, ale także
nowoczesną infrastrukturę. Dzięki budowie zakładów Kia pod Żyliną północna Słowacja ma dziś
połączenie autostradowe z Bratysławą, a przez Czechy, Austrię i Węgry z całą Europą. W następnych
latach kilkadziesiąt miliardów koron pójdzie na dokończenie autostrady z Żyliny do Preszowa i Koszyc. Nie
przypadkiem ta autostrada prowadzi przez górzystą, północną część Słowacji. Połączenie przez południe
kraju można by wybudować nie tylko szybciej, ale i taniej. Ale północ jest czysto słowacka (jeśli nie liczyć
miejscowych Romów), podczas gdy południe jest "węgierskie". W rezultacie pokonanie stukilometrowej
trasy z Bratysławy do Komarna - "stolicy" słowackich Węgrów - trwa dłużej niż jazda do położonej dwa
razy dalej Żyliny. A jeśli Węgier z południowej Słowacji chce odwiedzić krewnych lub znajomych
mieszkających na południe od Koszyc, największego miasta wschodniej Słowacji, zaoszczędzi czas i
nerwy, jadąc po węgierskich autostradach przez Budapeszt. Jeśli jednak nadal trwać będzie ekonomiczny
sukces Słowacji, która dziś dzięki trzem dużym zakładom samochodowym jest największym producentem
aut na świecie w przeliczeniu na jednego mieszkańca - to przy rozsądnym rządzie w Bratysławie, z
czasem także słowaccy Węgrzy zaczną czerpać z tego korzyści.

Reformy niezagrożone

Fundament słowackiego cudu stanowią naturalnie liberalne reformy poprzedniego gabinetu Mikulasza
Dzurindy (2002-06). Wydaje się jednak, że także obecny rząd socjalisty Roberta Fico zachowuje się
rozsądniej, niż mógłby na to wskazywać skład koalicji. Gabinet, w którym oprócz socjaldemokratycznego
ugrupowania premiera Smer (Kierunek) są także Ruch na rzecz Demokratycznej Słowacji byłego premiera
Vladimira Mecziara i Słowacka Partia Narodowa skandalizującego nacjonalisty Jana Sloty, prowadzi
pragmatyczną politykę gospodarczą. Rząd podporządkował swoje decyzje jak najszybszemu przyjęciu
euro (do 2009 r.), co nie pozwala mu wydawać więcej niż wynoszą przychody z podatków. Rekordowy
wzrost gospodarczy spowodował zarazem, że rząd pozostawił podatek liniowy w wysokości 19 proc.
Gabinet Fico nie wycofał się nawet z liberalnej reformy emerytalnej, której podstawę stanowią
indywidualne konta oraz prywatne fundusze emerytalne. Dla swoich lewicowych wyborców Fico
wprowadził tylko kilka kosmetycznych zmian - obniżył ceny leków, zniósł opłaty za recepty u lekarza,
likwidując ulgi, podwyższył podatki dla najlepiej zarabiających Słowaków, wstrzymał też sprzedaż
majątku państwowego. Przy wzroście rzędu 10 proc. Słowację stać na te zmiany. Zrozumiały to światowe
koncerny, które planują tu już kolejne inwestycje warte miliardy koron. Z mało interesującej prowincji
Słowacja staje się prawdziwym tygrysem Europy Środkowej. Polacy, Węgrzy i Czesi powinni się
przebudzić i wziąć się w garść. W przeciwnym razie słowacki pociąg ucieknie im bardzo daleko.

tłum. Tomasz Grabiński

*Lubosz Palata jest redaktorem czeskiego dziennika "Lidove Noviny", wcześniej był też wicenaczelnym
słowackiego dziennika "Pravda"

Źródło: Gazeta Wyborcza











background image

Podatek liniowy - niższe stadium kapitalizmu

Lubosz Palata*

2007-09-19, ostatnia aktualizacja 2007-09-19 20:32

Dla postkomunistycznej Europy podatek liniowy w żadnym wypadku nie jest rozwiązaniem, dzięki
któremu prześcignęlibyśmy Europę Zachodnią


Czechy przystąpiły niedawno do klubu państw z podatkiem liniowym. Uczyniły to w typowy dla siebie sposób
-

do wprowadzonej reformy nie do końca pasuje termin "podatek liniowy", bo 300 ulg podatkowych nadal

obowiązuje. A dla większości mieszkańców stawka podatku dochodowego nie będzie wynosić 15 proc., jak
to ogłosił rząd, ale w rzeczywistości 23 proc. (o tym niżej). Tak to już jednak bywa we współczesnych
Czechach. Po co zrobić coś prosto, skoro można to uczynić w bardziej skomplikowany sposób, i po co
kopiować obce (w tym przypadku słowackie) wzory, skoro można wymyślić swój "czeski model". Dzięki temu
myśleniu po tzw. prywatyzacji kuponowej Vaclava Klausa, która w większym stopniu niż prywatyzację
przyniosła kolejną czeską specjalność, czyli drenowanie środków z prywatyzowanych zakładów do własnej
kieszeni, teraz mamy do czynienia z cze

skim wariantem podatku liniowego. Kiedy o ocenę czeskiej reformy

podatkowej spytano Richarda Sulika, autora słowackiej koncepcji podatku liniowego, podsumował ją krótko:
-

Kiepska podróbka.


Więcej wyrwać od obywatela

Mimo że rząd Mirka Topolanka stworzył faktycznie raczej kiepską podróbkę niż kolejną wersję podatku
liniowego, to warto zatrzymać się na chwilę nad czeską reformą. Mimo wszystkich zastrzeżeń jest to istotny
krok w kierunku podatku liniowego. Pod niektórymi względami wzmacnia on skutki wprowadzenia czystego
podatku liniowego.

Podobnie jak we wszystkich wcześniejszych przypadkach także w Czechach reforma

podatków nie oznacza obniżki przeciętnego obciążenia podatkowego, lecz przeciwnie - jego zwiększenie.
Celem jest pobranie większej ilości pieniędzy od obywateli i obniżenie w ten sposób deficytu budżetowego,
który przy obecnym wzroście gospodarczym w Czechach na poziomie 6 proc. stanowi faktycznie
niepokojące zjawisko. Z podobnych powodów wprowadzono i wprowadza się podatek liniowy prawie w całej
Europie Środkowo-Wschodniej. Od Ukrainy i Rosji począwszy, a na Rumunii i Czarnogórze na razie
skończywszy.

Tego rodzaju reformy mają dwa cele - motywują do płacenia podatków firmy i najbogatsze grupy ludności,
które przy wyższych progach podatkowych poszukiwały bardzo intensywnie i przeważnie z sukcesem
sposobów na uniknięcie płacenia podatków; jednocześnie wraz z przeniesieniem nacisku na podatki
pośrednie (czyli na VAT) przerzucają niezauważalnie wahadło obciążeń podatkowych ze sfery biznesowej
na zwyk

łych pracowników. W ich przypadku ekstremalnie niska stawka podatku liniowego nie spowoduje w

sumie tego, że będą oni oddawać państwu mniejszą część swoich pensji. Tak było też choćby w przypadku
Słowacji, gdzie wprowadzenie 19-proc. podatku liniowego oznaczało wzrost obciążeń podatkowych dla
rodziny o średnich dochodach. Podobny efekt przyniesie czeska reforma podatkowa, która wprowadza w
rzeczywistości 23-proc. stawkę "liniowego" podatku dochodowego i podwyższa najniższą stawkę VAT z 5 do
9 proc. Nie jest

to wprawdzie tak drastyczny krok jak na Słowacji, gdzie obowiązuje jedna stawka VAT w

wysokości 19 proc., ale z pewnością jest to krok w stronę podatków pośrednich.

Pracownik do bicia

To, co jednak jest zdumiewające w czeskiej reformie - choć na swój sposób jest to też typowe dla wszystkich
reform podatkowych w Europie Środkowo-Wschodniej w ostatnich latach - to oczywiste pogorszenie sytuacji
pracowników w porównaniu z przedsiębiorcami. Czyli rządzonej warstwy ekonomicznej w porównaniu z
warstwą rządzącą. W przypadku Czech zaszło to tak daleko, że pracownicy płacą 15 proc. podatku od tak
zwanej pensji superbrutto, czyli od swojej pensji oraz kosztów ponoszonych przez pracodawcę w związku z
utworzeniem miejsca pracy. Czyli za to, że może pracować, każdy czeski pracownik - w przeciwieństwie do
przedsiębiorcy - zapłaci wyższy o 8 proc. podatek. Jednocześnie już od upadku komunizmu to właśnie
pracownicy byli tą grupą społeczną, która wskutek tego, że nie miała żadnych możliwości, by uniknąć
płacenia podatku dochodowego, ponosiła największe obciążenia podatkowe.

Zbiegiem okoliczności mieszkam w willowej, dziś już pełnej milionerów dzielnicy na peryferiach Pragi, gdzie
według statystyk jest największy odsetek przedsiębiorców na liczbę mieszkańców. Kto jest biznesmenem, a
kto nie można bardzo łatwo poznać po tym, czy ma kratkę za tylnymi siedzeniami w aucie. Kratka pozwala
bowiem oszczędnym współobywatelom przedsiębiorcom na zakup samochodu bez VAT, który stanowi blisko
jedną czwartą ceny. Kratkę za tylnym siedzeniem mają jednak tylko ci bardziej oszczędni biznesmeni. Auta
w leasing albo na inny rodzaj rat, które można sobie odpisać od podatku, podobnie jak wiele innych rzeczy
mogą brać już jednak wszyscy przedsiębiorcy. Nie piszę o tym z zawiści, zarabiam wystarczająco dużo jako

background image

pracownik i nie mam zamiaru unikać płacenia podatków, ale podaję to jako przykład. Przykład, który ilustruje,
że wskutek przenoszenia obciążeń podatkowych na pracowników i klasę średnią państwo zabiera ziarno
kurze, która przez ostatnie ponad 15 lat znosiła mu złote jaja.

Jakby mało było tego, że poziom pensji pracowników w Europie Środkowo-Wschodniej pozostaje w tyle za
tym samym wskaźnikiem w Europie Zachodniej w stopniu, którego nie da się wytłumaczyć różnicą
wydajności ekonomicznej między obiema częściami Europy. Jeden przykład na marginesie: w Portugalii,
której wydajność ekonomiczna jest dziś już wyraźnie mniejsza niż w Czechach, średni dochód na głowę jest
o blisko jedną trzecią wyższy. A przy tym Czechy, gdzie w poszukiwaniu lepszych pensji przyjeżdżają do
pracy Słowacy i Polacy, i tak wyróżniają się na tle pozostałych państw regionu i w odróżnieniu od Portugalii
ich gospodarka nie przeżywa okresu stagnacji, lecz wręcz przeciwnie - okres boomu.

Odpowiedź niewłaściwa

Podatek liniowy

wraz z brakiem umiejętności państw postkomunistycznych, by zmusić przedsiębiorców do

przestrzegania prawa, oraz sztucznym niedowartościowaniem ceny pracy stanowi kolejny krok na drodze do
osłabienia klasy średniej i społeczeństwa obywatelskiego - filarów nowoczesnej demokracji typu
zachodnioeuropejskiego.

Choć w krótkoterminowym horyzoncie podatek liniowy powoduje zapełnienie ciągle

pustej kasy państwowej w krajach postkomunistycznych, to z długoterminowego punktu widzenia jego
wprowadzenie może mieć zasadnicze skutki socjologiczne i polityczne. Progresja podatkowa, którą stosują
wszystkie gospodarki zachodnie łącznie z brytyjską i amerykańską, stanowi model społeczny wypróbowany
już co najmniej od II wojny światowej. Model, który pomógł przekształcić dziewiętnastowieczną
kapitalistyczną gospodarkę rynkową w gospodarkę społeczno-rynkową, gdzie redystrybucja podatków
pomaga w usuwaniu nierówności społecznych, które kapitalizm ze swojej natury stwarza.

Gospodarka społeczno-rynkowa nie stanowi celu samego w sobie, lecz sposób na utrzymanie spokoju
społecznego, który w ostatecznym rezultacie jest równie korzystny dla warstw bardziej majętnych, jak dla
tych uboższych. Jest to model, który pozwala na utrzymanie tego spokoju bez represji i w ramach państwa
demokratycznego.

Naturalnie istnieją też inne rozwiązania. Kapitalizm XIX w. zrodził komunizm XX w. A

próby powstrzymania komunizmu w inny sposób niż model społeczno-rynkowy w ramach demokracji stały u
narodzin nazizmu, faszyzmu i innych odmian dyktatury. Jest sym

boliczne, że dzisiejsze naciski na likwidację

gospodarki społeczno-rynkowej pochodzą z Chin, największej dyktatury na świecie. Podatek liniowy nie
stanowi właściwej reakcji na to wyzwanie. Dla postkomunistycznej Europy jest być może koniecznym
stadium prze

jściowym od czasów porewolucyjnego, "rabunkowego" kapitalizmu do normalnego modelu

rynkowego -

w żadnym wypadku nie jest to jednak rozwiązanie, dzięki któremu prześcignęlibyśmy Europę

Zachodnią. Kraje z podatkiem liniowym stanowią niższe, a nie wyższe stadium europejskiego modelu
ekonomicznego i społecznego. Powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę. Nie tylko my, ale też państwa
Europy Zachodniej. I z pewnością nie powinniśmy brać przykładu z takich państw, jak Słowacja, Estonia czy
ostatnio Czechy.

*Lubosz Palata jest dziennikarzem czeskiego dziennika "Lidove Noviny"
tłum. Tomasz Grabiński
Źródło: Gazeta Wyborcza















background image

Tusk: podatek liniowy możliwy od 2011 r.

ask, PAP

2008-04-28, ostatnia aktualizacja 2008-04-28 18:33

- Premier Donald Tusk zapowiedział, że wprowadzenie przez rząd podatku liniowego jest możliwe od
2011 r. "Celem tego rządu jest uproszczenie i obniżenie podatków" - zadeklarował Tusk w wywiadzie
dla najnowszej "Polityki".

Tusk zaznaczył, że ustawa o podatku liniowym trafi pod obrady Sejmu, zgodnie z "wstępnym
porozumieniem" koalicji PO i PSL po wyborach prezydenckich w 2010 r., w ostatnim roku kadencji
obecnego parlamentu. "Prezydent (Lech) Kaczyński powiedział publicznie, a także w bezpośredniej ze
mną rozmowie, że podatku liniowego nie będzie. Wszystkie partie opozycyjne też nie pozostawiają nam w
tej sprawie złudzeń. Pole manewru jest więc wąskie" - uzasadnił premier.

Zdaniem Tuska, wprowadzenie dwóch stawek podatku PIT 18 i 32 proc. w 2009 roku doprowadzi do
zmniejszenia klina podatkowego i obciążeń w kosztach pracy. "Z punktu 96 proc. podatników to już
naprawdę blisko do - jak to nazywamy - prorodzinnego podatku liniowego" - podkreślił. Premier
zapowiedział także, że "rząd zrobi wszystko", żeby Polska była "jak najszybciej" przygotowana do
podjęcia decyzji o wejściu do strefy euro. "Wszyscy pytający o datę chyba przeoczyli, że w konstytucji
wyraźnie napisano, że prawnym środkiem płatniczym w Polsce jest złoty, a nie euro. Decyzja w tej
sprawie nie będzie wiec zależała do rządu, a do parlamentu i prezydenta" - dodał.

Tusk pytany, czy nie żałuje, że autostrad nie zaczęło budować kilkanaście lat temu, odpowiedział, że
"wierzy w sens partnerstwa publiczno-prywatnego". Jednocześnie dodał, że "państwo nie może stać
bezbronnie pod ścianą". Jak podkreślił, jego rząd jest pierwszym, który "spróbuje dobrać się do skóry
tym, którzy ze złą wolą chcą wykorzystać wadliwie skonstruowane warunki koncesji autostradowych".
"Albo firmy będą budować po cenach średnioeuropejskich, albo zbudujemy inaczej. Prawdziwe
partnerstwo publiczno-prywatne jest wtedy gdy obie strony prawidłowo wypełniają swoje role" -
zaznaczył.

Premier odniósł się także do niedawnej dymisji wiceministra finansów prof. Stanisława Gomułki.
"Sugestia, że rezygnacja prof. Gomułki wynikała z faktu, iż on działał szybciej, a rząd wolniej, jest
nieprawdą" - ocenił.

"Jeśli byłem kiedykolwiek sceptyczny co do niektórych planów Ministerstwa Finansów, to tylko wtedy, gdy
uważałem, że coś się dzieje za wolno, a nie za szybko. Tak było dla przykładu z budżetem zadaniowym, o
którym dyskutowaliśmy na posiedzeniu Rady Ministrów przed dymisją profesora" - uzasadnił.

Premier odniósł się także do planów zniesienia darmowych limitów i wprowadzenia opłat za emisję
dwutlenku węgla. Jego zdaniem kosztowałoby to Polskę "dziesiątki miliardów euro".

"Na szczęście perspektywa najbliższych lat nie jest dramatyczna, bo Europa zaczyna rozumieć, że nasz
problem jest specyficzny. Mamy gospodarkę uzależnioną od węgla, a prócz tego musimy odrobić
gigantyczne zaległości w infrastrukturze" - uważa premier.

Tusk podkreślił, że ma "ambitny zamiar, żeby zainwestować naprawdę spore pieniądze w badania
naukowe, rokujące szybkie efekty w dziedzinach dotyczących bezpieczeństwa energetycznego Polski".

Na pytanie dlaczego to on, a nie minister gospodarki, stanął na czele zespołu do spraw bezpieczeństwa
energetycznego odpowiedział, że negocjacje w tej dziedzinie "odbywają się na szczeblu premierów".
"Koordynacja dotyczy tematów, gdzie przenikają się decyzje z pogranicza dyplomacji, wywiadu,
gospodarki, nauki, ochrony środowiska" - dodał. Zapytany, jak by określił dzisiaj swoje poglądy
gospodarcze zażartował: "przyjmijmy, że z liberała zostało we mnie...64 proc." Jednocześnie zaznaczył,
że "jest w dobrym samopoczuciu" jeżeli chodzi o "identyfikację wolnorynkową". "Na pewno od 1989 r. nie
było w Polsce na stanowisku premiera człowieka o tak jednoznacznie liberalnych poglądach
gospodarczych" - podsumował Tusk.




background image

Tusk: PSL za podatkiem liniowym

łup, PAP

2008-05-06, ostatnia aktualizacja 2008-05-06 16:25

PSL popiera propozycje PO w sprawie wprowadzenia podatku liniowego -

zapewnił premier Donald

Tusk na konferencji po posiedzeniu Rady Ministrów. Szef rządu zastanawia się, jak do tego podatku
przekonać lewicę, PiS i prezydenta.

"Propozycja PO, którą nazwaliśmy rodzinnym podatkiem liniowym (...) dla PSL jest do przyjęcia" - powiedział Tusk na
wtorkowej konferencji.

"Jeśli otrzymam deklaracje gotowości do wsparcia podatku liniowego ze strony lewicy, PiS-u czy pana prezydenta, to w
miesiąc będziemy gotowi do takiej ustawy" - dodał premier.

Premier zapowiadał w ubiegłym tygodniu, że wprowadzenie przez rząd podatku liniowego jest możliwe od 2011 r.
Poinformował, że ustawa w tej sprawie trafi pod obrady Sejmu, zgodnie z "wstępnym porozumieniem" koalicji PO i PSL
po wyborach prezydenckich w 2010 r., w ostatnim roku kadencji obecnego parlamentu. W lutym Tusk zapowiadał, że
byłby to podatek z kwotą wolną od podatku i ulgą na dzieci. Wcześniej - od 2009 roku - miałyby być wprowadzone dwie
stawki podatku PIT -

18 i 32 proc. Obecnie obowiązują trzy stawki - 19, 30 i 40 proc.


"Dzisiaj deklaracje prezydenta, PiS-u i lewicy (o podatku liniowym -

PAP) nie pozostawiają żadnych złudzeń" - mówił

Tusk podczas konferencji.

Na początku kwietnia zdecydowany sprzeciw wobec podatku liniowego wyraził klub Lewicy i Demokratów. Anita
Błochowiak (wcześniej LiD, obecnie Klub Poselski Lewica) mówiła, że takie rozwiązanie byłoby korzystne jedynie dla
osób najbogatszych. Pod koniec kwietnia, powołując się na rozmowę z prezydentem Lechem Kaczyńskim, Tusk mówił:
"Prezydent (Lech) Kaczyński powiedział publicznie, a także w bezpośredniej ze mną rozmowie, że podatku liniowego nie
będzie."

Minister w Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński przypomniał na początku kwietnia, że od czasu kampanii
prezydenckiej jest znane krytyczne stanowisko prezydenta w sprawie podatku liniowego.

"Prezydent składał taką obietnicę: jeśli mnie wybierzecie, to będę wetował podatek liniowy i będę wetował dodatkowe
ubezpieczenia zdrowotn

e. Prezydent mówił: nie chcę dopuścić do tego, żeby o jakości leczenia decydowało to, czy ktoś

jest biedny, czy bogaty" -

mówił Kamiński.


Platforma Obywatelska jeszcze przez wyborami w 2007 roku zapowiadała wprowadzenie jednej stawki podatku PIT.
Partia t

a opowiadała się wówczas za stawką 15-procentową. Wcześniej przedstawiciele PSL byli przeciwni pomysłowi

wprowadzenia podatku liniowego. Przed wyborami mówili, że najpierw należy naprawić finanse publiczne.

Tusk dodał na wtorkowej konferencji, że za trzy tygodnie PSL ma przedstawić do oceny projekty i propozycje dotyczące
reformy Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS).

W połowie kwietnia minister rolnictwa Marek Sawicki informował, że jego resort pracuje nad wstępnymi założeniami do
zmian w systemie rolniczego ubezpieczenia.


background image

MF zapowiada prace nad wprowadzeniem podatku liniowego

maz, PAP

2008-09-20, ostatnia aktualizacja 2008-09-20 12:32

Pod koniec roku Ministerstwo Finansów przystąpi do analiz związanych z możliwością wprowadzenia
podatku liniowego oraz likwidacją podatku Belki - zapowiedział w rozmowie z PAP wiceminister
finansów Ludwik Kotecki.

-

Prace związane z analizą możliwych rozwiązań w systemie podatkowym, w szczególności dotyczących PIT

i CIT, zaczną się pod koniec roku. Musimy się mocno zastanowić zarówno nad kształtem ewentualnego
podatku liniowego, jak i nad efektami jego wprowadzenia -

powiedział wiceminister.


Zdaniem Koteckiego dopiero zakończenie analiz pozwoli na odpowiedź, kiedy nastąpią zmiany.

- Wtedy ocenimy,

czy będzie to możliwe w 2010 roku, 2011, czy może później - powiedział wiceminister.

Dodał, że konieczne wydaje się także pewne uporządkowanie w CIT.

-

Można sobie wyobrazić wyłączenie z ustawy o PIT przepisów dotyczących działalności gospodarczej.

Stałaby się ona ustawą prostą i przejrzystą, a przepisy dotyczące działalności gospodarczej byłyby
skoncentrowane w drugim akcie -

powiedział wiceminister. Według niego wtedy rozważane byłoby także

ujednolicenie stawki CIT i PIT.

Wiceminister podkreślił, że w tym roku rząd chce wprowadzić kilka nowelizacji ustaw podatkowych. Chodzi o
zmiany w VAT, PIT i CIT. Ich skutki budżetowe wyceniane są na ok. 2,5 mld zł. Tych pieniędzy budżet w
przyszłym roku nie dostanie.

Kotecki przyznaje, że oznacza to dość duży ubytek. - Przy pogarszającej się sytuacji makroekonomicznej
oraz przy zamiarze spełnienia kryterium konwergencji, także w kontekście ostatnich deklaracji premiera, że
w 2011 roku będziemy gotowi do wejścia do strefy euro, musimy mieć świadomość, że nie możemy
w

szystkich tych zmian przeprowadzać jednocześnie - uważa wiceminister.


Pytany o termin wydania rozporządzenia określającego zwolnienia z obowiązku stosowania kas fiskalnych,
wiceminister powiedział, że podatnicy mogą się spodziewać, iż w tym roku rozporządzenie to zostanie
ogłoszone wcześniej niż zwykle. Zazwyczaj MF wydaje je pod koniec grudnia, a zaczynają one obowiązywać
od 1 stycznia. Podatnicy, którzy mają zainstalować kasy, mają bardzo mało czasu na dostosowanie się do
nowego obowiązku.

Kotecki powie

dział, że jeszcze nie zapadła decyzja, czy planowane rozporządzenie przedłuży obecne

zwolnienia z obowiązku prowadzenia kas fiskalnych i ewentualnie na jak długo. Dodał, że resort analizuje
problem wprowadzenia kas fiskalnych do kancelarii prawnych i gabin

etów lekarskich.


-

Jeżeli chodzi o lekarzy, to problem wynika ze zwolnienia usług medycznych z VAT. Nie ma interesu

podatkowego z punktu widzenia VAT, by lekarze drukowali rachunki, bo one niczego by nie potwierdzały.
Chodzi o to, by nie wprowadzić przepisów, które będą martwe. Pacjent musiałby być zainteresowany
wzięciem paragonu lub faktury. Taki interes widzimy natomiast z punktu widzenia podatku dochodowegoń -
powiedział Kotecki.

Zwrócił uwagę na problem kontroli, czy lekarz wydał paragon, czy nie. W gabinetach znajdują się bowiem
tylko dwie osoby -

lekarz i pacjent. Poza ewentualnym stosowaniem zakupu kontrolowanego, fiskus miałby

duże trudności z egzekwowaniem obowiązków lekarzy.

-

U prawników z kolei problematyczna jest kwestia momentu powstania obowiązku podatkowego, gdyż te

usługi są rozciągnięte w czasie. Jeżeli porada jest prosta i jednokrotna, to problemu nie ma, ale najczęściej
tak nie jest -

uważa Kotecki. Według niego w tym przypadku kwestią zasadniczą jest zapewnienie

instrumentów, które pozwolą w sposób jak najbardziej efektywny egzekwować ewentualnie wprowadzony w
tym zakresie obowiązek.

Kotecki poinformował także, że resort "intensywnie" pracuje nad nowymi rozwiązaniami dotyczącymi
obowiązku przechowywania paragonów fiskalnych.

-

Uważamy, że podatnicy powinni mieć wybór między papierową lub elektroniczną formą przechowywania

kopii paragonów. Analizujemy, jakie byłyby straty związane z ewentualnym skróceniem terminu ich

background image

przechowywania albo całkowitą likwidacją takiego obowiązku. Do końca miesiąca powinniśmy przedstawić
jasne stanowisko w tej sprawie -

zadeklarował wiceminister.


Zgodnie z obecnymi przepisami przedsiębiorcy muszą przez pięć lat przechowywać rolki z paragonami
fiskalnymi.

Podatki mają być proste

Elżbieta Glapiak 19-06-2009, ostatnia aktualizacja 19-06-2009 01:45

Podatek liniowy i koniec większości ulg – tego oczekują pracodawcy. PwC i Lewiatan zapytały 151
przedsiębiorstw o zmiany w rozliczeniach z fiskusem i składkach na ZUS

autor zdjęcia: Sławomir Mielnik
źródło: Fotorzepa

Wypełnianie zeznania podatkowego

Na

podstawowe pytanie o wprowadzenie podatku liniowego w Polsce prawie 63 proc. pracodawców

odpowiedziało zdecydowanie tak, przeciwnych było niespełna 18 proc.

Dla zwolenników płaskiej stawki podatku drugorzędną sprawą jest jego wysokość, jednak część
ankiet

owanych (ponad 17 proc.) uznała, że z podatkową reformą raczej należy poczekać do momentu, gdy

poprawi się koniunktura, PKB znów zacznie rosnąć, a wpływy do budżetu nie będą zagrożone. Ponad
połowa pracodawców chętnie zrezygnowałaby z obowiązujących obecnie ulg i zwolnień podatkowych – z
wyjątkiem jednej jedynej na dzieci.

19 procent wynosi stawka poddatkowa płacona przez osoby prawne

Bez ulg

– Podatek liniowy nie przewiduje żadnych ulg – wyjaśnia ekspert Lewiatana Rafał Iniewski. – Tak więc ani
ulga pror

odzinna, ani wspólne rozliczanie się małżonków nie mają racjonalnego uzasadnienia i zaburzają

koncepcję podatku liniowego. Ekspert obawia się jednak, że trudno byłoby ją teraz odebrać społeczeństwu.

Z kolei Jacek Bajson, dyrektor w dziale doradztwa podatk

owego PricewaterhouseCoopers, przypomniał, że

Czechom taki manewr się udał. Przy okazji reformy podatkowej zniesiono możliwość wspólnego rozliczania
się małżonków i większych protestów nie było. Czeska reforma poszła nawet dalej, ponieważ jednocześnie
zerw

ano z praktyką odliczania składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne.

Polscy pracodawcy także byliby skłonni zreformować koszty uzyskania przychodów. Jedna trzecia pytanych
przedsiębiorców bez żalu rozstałaby się z możliwością ich odliczeń, jednak w zamian oczekuje zwolnienia z
podatku np. świadczeń medycznych fundowanych pracownikom czy kosztów ponoszonych na dojazdy do
pracy.

– Ich zdaniem jednak takie zwolnienia byłyby istotne, gdyby nadal miał obowiązywać podatek progresywny –
zaznaczył Iniewski. 12 proc. podniosłoby kwotę zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodów,
wprowadzając kwotę nie opartą na ryczałcie, 27 proc. uzależniłaby je od rzeczywistych kosztów
ponoszonych przez pracownika, a 36 proc. zlikwidowałoby obecną formułę, zastępując ją opodatkowaniem
przychodów pracownika.

Ważna precyzja

background image

Jednak dla większości ankietowanych najważniejsze jest, aby różnie interpretowane przez administrację
skarbową przepisy zostały wreszcie doprecyzowane. Dziś bowiem tak do końca nie wiadomo, jak z punktu
wi

dzenia podatkowego traktować pakiety medyczne dla pracowników, korzystanie z samochodów

służbowych w celach prywatnych czy udział w firmowych imprezach integracyjnych.

Z badań wynika, że fiskus powinien przyjąć jednoznaczne i spójne stanowisko w tych kwestiach, nawet jeśli
oznaczałoby to objęcie niektórych z tych obszarów podatkiem PIT. Co ciekawe, 57 proc. ankietowanych
pracodawców jest przekonanych, że potrzebne są w Polsce przepisy, które jednoznacznie obejmą
obowiązkiem podatkowym korzystanie przez pracownika z mienia pracodawcy w celach prywatnych.

Kłopoty z ZUS

Przedsiębiorcom nie do końca podobają się też obowiązujące zasady obliczania składek na ZUS. Prawie 52
proc. z nich zamieniłoby je na stawkę zryczałtowaną. 35 proc. opowiedziało się za wprowadzeniem w Polsce
funkcjonującego za granicą rozwiązania, w ramach którego dany podatnik zostałby przypisany do określonej
stawki podatkowej w ramach systemu progresywnego (w zależności od sytuacji i źródeł dochodów).

Natomiast zaledwie 8 proc. pytanych pozy

tywnie oceniło rządową propozycję uproszczenia rozliczania PIT

poprzez przejęcie obowiązków podatkowych grupy pracowników przez pracodawcę.

– Wyniki badania potwierdzają, że przyjazny system podatkowy powinien być maksymalnie przejrzysty –
komentuje Jacek Bajson z PwC.

– Oznacza to wprowadzenie jednej stawki oraz radykalne ograniczenie ulg i

innych preferencji podatkowych. W zamian za to podatnicy oczekują zmniejszenia ciężaru podatków, czyli
obniżenia stawek.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki:

e.glapiak@rp.pl

Rzeczpospolita

PROF. STANISŁAW GOMUŁKA DLA DZIENNIKA:

środa 19 listopada 2008 07:15

"W Polsce mamy już podatek liniowy"

System podatkowy powinien zachęcać, a nie zniechęcać do dłuższej i wydajniejszej pracy.
Niższe podatki powinny zachęcać więc do tego, by więcej pracować. Taki jest zasadniczy cel
przyszłorocznej reformy, zresztą już zaplanowanej w 2007 r. przez poprzednią ekipę rządzącą.
Teraz rząd Donalda Tuska jedynie ją realizuje - mówi DZIENNIKOWI główny ekonomista BCC.

czytaj dalej...

DARIUSZ STYCZEK: Kto skorzysta na reformie podatkowej? Rząd twierdzi, że wszyscy. Czy to
możliwe?

STANISŁAW GOMUŁKA*: Tak, to prawda. Najbardziej zaoszczędzą jednak ci, którzy zarabiają
najwięcej i do tej pory płacili podatek o najwyższej, 40-proc. stawce. Najmniej zyskają natomiast ci o

background image

najniższych dochodach, renciści, emeryci, osoby na emeryturach pomostowych. Ale z drugiej strony
musimy pamiętać, że system podatkowy to nie jest narzędzie polityki społecznej. Ma on przynosić
d

ochody budżetowi, a nie ulżyć doli najbiedniejszych. Przyszłoroczna reforma będzie neutralna dla

najbiedniejszych.

Jaki jest więc cel obniżenia podatków od osób fizycznych?
System podatkowy powinien zachęcać, a nie zniechęcać do dłuższej i wydajniejszej pracy. Niższe
podatki powinny zachęcać więc do tego, by więcej pracować. Taki jest zasadniczy cel przyszłorocznej
reformy, zresztą już zaplanowanej w 2007 r. przez poprzednią ekipę rządzącą. Teraz rząd Donalda
Tuska jedynie ją realizuje.

Czy słusznie zredukowano liczbę stawek z trzech do dwóch, likwidując najwyższą 40-proc.?
To jest dobre rozwiązanie, konsekwentnie stosowane w dojrzałych gospodarkach, w których tnie się
najwyższe stawki dla najbogatszych. W Unii Europejskiej najwyższe stawki podatkowe od osób
prywatnych spadły w ciągu ostatnich 10 lat średnio o 5 proc.

Można więc oczekiwać, że następnym krokiem rządu będzie podatek liniowy?
Lepiej poczekać na pozytywne skutki przyszłorocznych zmian, kiedy wpływy budżetu zaczną rosnąć.
Inaczej mielibyśmy do czynienia ze zbyt dużym szokiem dla budżetu. Chodzi o uszczuplone jego
wpływy. Pogłębienie deficytu budżetowego i całego sektora publicznego w momencie wchodzenia w
przyszłym roku do ERM2, czyli przedpokoju strefy euro, byłoby bardzo ryzykowne politycznie. Musimy
pamiętać, że euro zobowiązuje nas do utrzymania deficytu na poziomie poniżej 3 proc. PKB. Jeśli nie
będziemy spełniać tego warunku, automatycznie odsunie się od nas termin przyjęcia euro. A na to ten
rząd nie pójdzie. Teraz priorytetem jest dbałość o niski deficyt, nawet jeśli to oznacza zaniechanie
poważniejszych reform podatkowych.

Czy należy rozumieć, że rząd odłożył pomysł podatku liniowego na wiele lat?
Są opinie, że już mamy w Polsce do czynienia z quasi-liniowym podatkiem ponieważ aż 95 proc.
podatników płaci według stawki najniższej. Inna sprawa, że najbogatsi płacący do tej pory 30- lub 40-
proc. stawki dają budżetowi dość znaczne wpływy. Jednak patrząc jedynie na liczbę podatników, to
praktycznie mamy już podatek liniowy.

Czy niższe podatki nie będą miały wpływu na koniunkturę gospodarczą? Więcej pieniędzy
zostanie w kieszeni podatników, zatem będą więcej wydawać na zakupy.

Podkręcenie popytu krajowego nie było celem tej reformy podatkowej. U nas nie jest to potrzebne.
Poza tym nie nal

eży wykorzystywać systemu podatkowego dla incydentalnej, chwilowej poprawy

koniunktury. Nie temu służą podatki. Mają przynosić wpływy do budżetu, a nie decydować o tym, czy w
Polsce więcej lub mniej ludzie kupują.

Czy obniżenie podatków nie spowoduje zmniejszenia wpływów budżetowych?
Oczywiście ta reforma musi kosztować. Dochody fiskusa z tego powodu w przyszłym roku zmaleją o
około 8 mld zł.

*Stanisław Gomułka jest głównym ekonomistą Business Centre Club, byłym wiceministrem finansów

MARCIN PIASECKI W DZIENNIKU

środa 19 listopada 2008 02:24

Dobry początek. Pora na liniowy

background image

Do zmian w podatkach powinno było dojść już dawno: nikt nie wie, ile polski budżet przez całe
lata tracił chociażby na szarej strefie. W dodatku dotychczasowy system progresywny był
promocją, no właśnie, czego? Na pewno nie ciężkiej pracy, samozaparcia i determinacji - pisze
w DZIENNIKU Marcin Piasecki.

czytaj dalej...

Raczej poczucia, które nie ma żadnego oparcia w żadnych zasadach sprawiedliwości, że ten, kto
zarabia przyzwoicie, powinien oddawać państwu nieproporcjonalnie więcej niż inni System zresztą
niespecjalnie skuteczny -

wystarczy wspomnieć cuda z najróżniejszymi ulgami, mieszkaniami na

wynajem, darowiznami i tak dalej.

Od początku przyszłego roku jest szansa na zmianę - podatki zostaną obniżone i w pewnym stopniu
uproszczone. Nikt nie straci -

mniej zarabiający oddadzą fiskusowi trochę mniej niż dotychczas, dużo

zyskają podatnicy z lepszymi pensjami i może przestaną już kombinować, jak ocalić swoje ciężko
zarobione pieniądze przed potrzebami budżetu państwa. Co ciekawe, ta reforma jest poniekąd
wspólnym dziełem dwóch politycznych rywali, PiS i PO. Dlatego trudno ją atakować bez narażenia się
na polityczną śmieszność i tym trudniej będzie ją odkręcić przy ewentualnej zmianie konfiguracji na
szczy

tach władzy.

To jej niewątpliwy plus. A minusy? Nie łudźmy się - jest wprowadzana w złym czasie. Po raz kolejny w
Polsce został zmarnowany okres dobrej koniunktury, kiedy zmiany podatkowe i inne szersze zmiany w
finansach publicznych mogłyby zostać przeprowadzone w zasadzie bezboleśnie. Teraz koniunktura
będzie z pewnością gorsza, a reforma podatkowa będzie kosztować swoje, czyli według szacunków
okrągłe osiem miliardów złotych. Minister Rostowski jest przekonany, że te miliardy podatnicy po prostu
szybko

wydadzą, co nakręci popyt wewnętrzny i wspomoże nasz wzrost gospodarczy zagrożony na

skutek światowego kryzysu. Jeżeli tak się nie stanie, już widzę szykujących się do ataku populistów
różnej maści - znajdą temat wdzięczny i efektowny.

Populizm może zresztą znaleźć też inne ujście. Dobrze, zostawiamy nowe niższe podatki i zaczynamy
domagać się uzupełnienia braków w kasie państwa, majstrując przy deficycie. A wtedy szlag trafi nie
tylko ambitny poziom deficytu zaplanowany na przyszły rok przez wspomnianego ministra
Rostowskiego. Do lamusa, przynajmniej na jakiś czas, będzie musiał odejść kolejny ambitny projekt:
wprowadzenie euro.

I jeszcze jedno. PiS, spodziewając się konsekwencji lub nie, obiecało ongiś obniżenie podatków. I tę
obniżkę będziemy mieli za miesiąc z okładem. Platforma zadeklarowała wprowadzenie podatku
liniowego, czyli najbardziej sprawiedliwego systemu podatkowego, jaki można sobie wyobrazić. I
właśnie się z niego powoli wycofuje. Nie starczyło pary na nic innego jak tylko przeprowadzenie
po

mysłów politycznego konkurenta?

Marcin Piasecki

RAPORT BANKU ŚWIATOWEGO

czwartek 13 listopada 2008 02:10

background image

Polska na końcu rankingu podatkowego

Polski system podatkowy należy do najgorszych w Europie - wynika z ogłoszonego wczoraj
raportu Banku Światowego i firmy doradczej PricerwaterhouseCoopers. Na 180 krajów,
badanych pod kątem przejrzystości przepisów i udogodnień dla przesiębiorców, znaleźliśmy się
dopiero na 142. pozycji! - czytamy w DZIENNIKU.

Z roku na rok jest coraz gorzej. Tym razem spadliśmy aż o 17 miejsc. Wyprzedzają nas tak egzotyczne
kraje, jak Burkina Faso czy Kolumbia. Dane z raportu są zatrważające: przeciętna polska firma na
rozliczenia podatkowe poświęca 418 godzin rocznie. Tymczasem w stawianej do niedawna za wzór
Irlandii - tylko 76 godzin. W dodatku podatki dla

firm są w Polsce bardzo wysokie: ich suma w relacji do

zysku firmy wynosi u nas 40,2 proc., podczas gdy w Irlandii - 28,8 proc. W Unii Europejskiej gorzej od
nas wypadła tylko Rumunia. Ostatnie miejsce zajmuje Białoruś.

"Wnioski z raportu powtarzają się co roku i pokrywają się z tym, co podkreślają przedsiębiorcy" - mówiła
Katarzyna Czarnecka-

Żochowska z PwC. Chodzi o niezmieniającą się od lat liczbę przepisów i ich

jakość oraz stan kompletnego chaosu w polskim systemie podatkowym.

Jej zdaniem, w Polsce

brakuje zaufania między podatnikami a administracją skarbową, co przekłada

się na tak wysoką liczbę godzin potrzebnych do wypełnienia zobowiązań podatkowych. Czarnecka-
Żochowska dodała, że Polska bardzo źle wypada w kwestiach e-administracji i e-podatków. A raport
promuje kraje, które wprowadzają rozliczenia elektroniczne. "Kto nie idzie do przodu, ten zostaje z tyłu"
-

mówiła wczoraj. Raport może mieć bardzo negatywne konsekwencje dla Polski. Dla zagranicznych

koncernów jest on bowiem jedną z podstawowych wskazówek, w których krajach warto się angażować,
a które omijać z daleka. "Zmarnowaliśmy najlepsze lata wzrostu gospodarczego, a to właśnie był czas
na poważne zmiany w systemie podatkowym" - mówi Witold Orłowski, ekonomista
PricewaterhouseCoopers.

Paweł Rochowicz






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Podatek liniowy dla wszystkich czy dla wybranych
Podatek liniowy, 1, Finanse
Podatek liniowy, Pomoc w nauce, Ekonomika przedsiębiorstwa
podatek liniowy
Podatek liniowy Paweł Kowalski Z6X2S1, Podatek liniowy
Podatek liniowy i jego zasady, Zarządzanie finansami firm turystycznych
Podatek liniowy
Podatek liniowy, INSTYTUT EKONOMII I ZARZĄDZANIA , PK
referat podatek liniowy KONCEPCJA PODATKU LINIOWEGO OD DOCHODÓW OSOBISTYCH
Podatek liniowy
podatek liniowy a progresywny
Podatek liniowy BAS
Podatek od spadkow i darowizn
Algebra liniowa i geometria kolokwia AGH 2012 13
Opracowanie Programowanie liniowe metoda sympleks
BO WYK2 Program liniowe optymalizacja

więcej podobnych podstron