Krytyka Literacka
e-miesiĊcznik; dwa razy do roku ukazuje siĊ w wersji papierowej
REDAKCJA Tomasz Marek Sobieraj (red. nacz.), Witold Egerth, Janusz Najder
WSPÓàPRACA Krzysztof Jurecki, Dariusz Pawlicki, Wioletta Sobieraj, Igor Wieczorek
ADRES ul. Szkutnicza 1, 93-469 àódĨ
E-POCZTA editionssurner@wp.pl
WYDAWCA Editions Sur Ner
Na 1 stronie okáadki rysunek Jana Grzegorza Issaieffa z cyklu A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 12,5 x 18 cm.
Archiwum i biblioteka Krytyki Literackiej: http://chomikuj.pl/KrytykaLiteracka
Strona internetowa: http://www.krytykaliteracka.blogspot.com
Cena egzemplarza papierowego 10 zá; w celu nabycia pisma naleĪy dokonaü wpáaty na konto dowolnego hospicjum
i wysáaü potwierdzenie na adres e-poczty redakcji.
Spis treĞci
str. 1 Adam A. Zych DRAMAT STARZENIA SIĉ A STAROĝû W DRAMACIE
6 Józef Baran DZIENNIK 1988 (cz. II)
12 Krzysztof Jurecki SAMOTNOĝû I BEZDOMNOĝû WEDàUG ISSAIEFFA
14 Krzysztof Jurecki, Jan Grzegorz Issaieff IKONA JEST àĄCZNIKIEM MIĉDZY SACRUM A PROFANUM
18 Jan Grzegorz Issaieff WIERSZE
20 Jerzy Poradecki ODPOWIEDħ NA PROPOZYCJĉ WYDAWNICZĄ J.G. ISSAIEFFA
21 Dariusz Pawlicki PRZEDE WSZYSTKIM PRZECIW IMPERATYWOWI ODBYWANIA EGZOTYCZNYCH
PODRÓĩY
27 Tomasz M. Sobieraj KTO NIE WIERZY W DMUCHANE SàONIE? Fenomen Jacka Dehnela
29 Andrzej Walter PAPULEON
32 Lech M. Jakób WIERSZ
33 Janusz Najder, Tomasz M. Sobieraj POEZJA, ETYKA I… POLITYKA
45 Igor Wieczorek OCALIû ANTYUTOPIĉ
Jan Grzegorz Issaieff-KrociĔski – malarz, rysownik, pisarz, teoretyk sztuki, filozof pochodzenia rosyjskiego
(jego przodkowie, co podkreĞla, byli Kozakami doĔskimi i naleĪeli do Biaáej Gwardii). Krytyczny wobec „osiągniĊü”
postawangardy i sztuki akademickiej, rzadko wystawia swoje prace, niechĊtnie publikuje. Od koĔca lat 70-tych jego
najwaĪniejszym, rozwijanym do dzisiaj cyklem obrazów i rysunków jest A.R.C.H.E., którego tytuá wskazuje na obszar
filozoficznych i metafizycznych zainteresowaĔ artysty. Jak pisze Krzysztof Jurecki „Malarstwo jest dla niego formą
aktywnoĞci duchowej, która jest zmienna historycznie, ale niezmienna w przypadku penetrowania tajemnicy bytu –
w znaczeniu religijnym, w ujĊciu tradycji ikony, ale rozwijanej takĪe pod wpáywem nowoczesnoĞci, która do funkcji
sakralnej adoptowaáa formĊ abstrakcyjną (...), ekspresjonistyczną, a takĪe elementy wizualne surrealizmu. (...) Jego
obrazy są wynikiem ciĊĪkiej, dáugotrwaáej pracy, którą moĪna porównaü z rodzajem üwiczeĔ z zakresu
dalekowschodniej kaligrafii. Artysta poszukuje jednej doskonaáej formy, speánionej w okreĞlonym wydaniu
duchowym. Stworzyá wáasną ikonografiĊ i system formalny, w których wystĊpują zarówno istoty czáekoksztaátne,
zwierzĊcopodobne, jak teĪ, co jest waĪne, o cechach istot wyĪszych (anioáy) oraz infernalnych. Artysta bardzo
umiejĊtnie stosuje kontrastowanie kolorystyczne, malarstwo wielowarstwowe i walorowe, choü Ğwiadomie
uproszczone, pozbawione zupeánie widzenia perspektywicznego, skáadające siĊ na jego bardzo specyficzny
i oryginalny styl. (...) Jego obrazy są przekonywające pod wzglĊdem uniwersalnej tematyki – odwiecznej rywalizacji
pierwiastka mĊskiego z ĪeĔskim i krwioĪerczej walki, którą moĪna sprowadziü do konkluzji wyraĪonej przez Francisa
Bacona, Īe Ğwiat to Záo. Issaieff pragnie jednak dokonaü alchemicznej przemiany, polegającej nie na
usprawiedliwieniu odwiecznej zasady Záa, ale na próbie jego zmiany na Dobro, na ile jest to oczywiĞcie moĪliwe”.
W
tekĞcie Akademia ciĊ tego nie nauczy Jan Grzegorz Issaieff pisze: „Ludzie, którzy próbują staü siĊ
artystami, myĞlą, Īe wystarczy malowaü obrazy, rysowaü, rzeĨbiü, fotografowaü, pisaü wiersze, etc. UwaĪają, Īe
sprawy techniczne, technologiczne upowaĪniają ich do miana bycia artystą. Bo przecieĪ mają dobry sprzĊt,
wyĞmienite materiaáy, caáą tzw. bazĊ materialną stanowiącą zaplecze warsztatowe, a do tego jeszcze mają
w wiĊkszoĞci dyplomy akademickie. Mimo tego to wáaĞciwie nic nie mają. Dlaczego? PoniewaĪ nie mają ĞwiadomoĞci
twórczej, która jest pierwszą i ostatnią zasadą, pierwszym i ostatecznym obowiązkiem kaĪdego artysty. KaĪdy
autentyczny artysta jest zobowiązany dąĪyü do zdobywania samoĞwiadomoĞci twórczej, bo ponosi odpowiedzialnoĞü
za drugiego czáowieka, którym jest kaĪdy odbiorca jego sztuki. Kicze moĪe tworzyü kaĪdy artysta pod warunkiem, Īe
dzieje siĊ to w jego pracowni. Wtedy jest to usprawiedliwione etapem procesu twórczego. Natomiast, gdy wychodzi
z nimi na zewnątrz do galerii – odbiorcy, to druzgocze wartoĞci etyczne, moralne, czym okazuje brak szacunku dla
Sztuki oraz Czáowieka. Zdobywanie przez artystĊ samoĞwiadomoĞci twórczej uzmysáawia mu, Īe pierwszym
i ostatnim krytykiem jego dzieáa jest on sam. A to oznacza pokorĊ przed Sztuką i Czáowiekiem.
Strony internetowe artysty: http://www.issaieff.com, http://jangrzegorzissaieff.blog.onet.pl
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
1
Adam A. Zych DRAMAT STARZENIA SIĉ A STAROĝû W DRAMACIE
Poezja, muzyka oraz inne formy sztuki, są zdecydowanie najbardziej
odpowiednie do opisu ludzkich doznaĔ, jako Īe są precyzyjne,
bo
unikają niejasnoĞci wyĞwiechtanych komunaáów, o których sądzi siĊ
niesáusznie, iĪ trafnie oddają ludzkie doĞwiadczenie
Erich Fromm (1900–1980)
Przedziwna ta pora jesieni istnienia ludzkiego, jaką jest staroĞü, bywa nader czĊstym tematem
w literaturze piĊknej. Niezwykle trafne i dojmujące obrazy czáowieka starego, procesu starzenia siĊ
i staroĞci odnajdziemy nie tylko w prozie i w poezji, ale i w dramacie – począwszy od utworów
dramatycznych Williama Szekspira (1564–1616), dla przykáadu takich jak: Henryk IV – z postacią
Falstaffa, Król Lear czy Jak wam siĊ podoba. Z kolei Pierre Corneille (1606–1684), w swych dramatach,
pokazywaá staroĞü jako „wiek zgniáy, który nie dozwala pomĞciü zniewagi”. Wspomnieü jeszcze naleĪy
klasyczną tragediĊ Faust Johanna Wolfganga Goethego (1749–1832) z marzeniem o wiecznej máodoĞci
i niebanalne komedie: Kwartet Ronalda Harwooda (ur. 1934) z tĊsknotą za speánieniem, Baba Chanel
Nikoáaja Kolady (ur. 1957) z refleksją o przemijaniu i marginalizowaniu roli starych ludzi, Hanocha
Levina (1943–1999): UdrĊka Īycia – gorzki rozrachunek maáĪonków mających za sobą „rubinowe gody”,
Romantycy – o samotnoĞci, przywiązaniu i uczuciu, która nie przemija z czasem, oraz Dziwka z Ohio –
brutalny obraz staroĞci, a zarazem próba dogonienia wáasnych marzeĔ, czy dramaty Nietoperz Kornéla
Mundruczó (ur. 1975) na motywach Zemsty nietoperza Johanna Straussa (1825–1899) o kraĔcowych
doĞwiadczeniach ludzkiej egzystencji, gdy u progu Ğmierci Ğpiewamy o miáoĞci Īycia, oraz Pocaáunek
Gera Thijsa (ur. 1948) o utracie marzeĔ, rozczarowaniu Īyciem, ale i o miáoĞci. Starzenie siĊ i staroĞü
stają siĊ zatem modnym tematem teatralnym. Motyw niezmiernie trudnej, osamotnionej staroĞci
odnajdziemy z kolei w dramaturgii polskiej, przykáadowo w dramatach: Most (1933) Jerzego
Szaniawskiego (1886–1970), Cháopcy (1964) Stanisáawa Grochowiaka (1934–1976), Stara kobieta
wysiaduje (1968) Tadeusza RóĪewicza (ur. 1921), Aktorka (przed 1982) Helmuta Kajzara (1941–1982),
Drzewo (1988) Wiesáawa MyĞliwskiego (ur. 1932) czy teĪ w adaptacjach – teatralnej (Jutro) i filmowej
(Smuga cienia) prozy Josepha Conrada (1857–1924). W szkicu tym pragnĊ zwróciü uwagĊ na wybrane,
w mojej ocenie maleĔkie dramaty starzenia siĊ i wielką dramaturgiĊ obrazującą tĊ naszą staroĞü.
Poruszając siĊ w krĊgu literatury najwyĪszego lotu pragnĊ przywoáaü sáowa Ernesta Hemingwaya
(1899–1961): „– ZmĊczony jesteĞ stary (…). – ZmĊczony jesteĞ od Ğrodka”, taka byáa üwierü wieku temu
i taka jest dziĞ kondycja odchodzącej generacji w naszym kraju, sprowadzająca siĊ do ogromnego,
psychicznego zmĊczenia trudami Īycia i nieáatwą staroĞcią. Wielkie zmĊczenie, które pokonuje ciaáo,
osáabia umysá i dotyka ducha.
Nieuchronny proces inwolucji ludzkiej fizjonomii i psychiki, związany ze starzeniem siĊ naszego
ciaáa, intelektu i wnĊtrza, trafnie ukazaá niespeána trzydziestoletni wówczas poeta Grochowiak
w „dramacie z Īycia sfer starszych” pt. Cháopcy (1964). Oto fragment dialogu pomiĊdzy 66–letnim
„smarkulem” i 70–letnim starcem:
– A we mnie trzeszczy. Najgorzej w nocy. BudzĊ siĊ, zrywam i sáyszĊ trzeszczenie... Co to tak
trzeszczy?
–
myĞlĊ... A to ja sam.
– Rdza ciĊ przeĪera. Teraz wszĊdzie wilgoü (…). Pewnie rdza ciĊ przeĪera. Jak to na wiosnĊ.
– Rdza! Caáe rusztowanie trzeszczy. Kiedy siĊ zawali, to ci dopiero bĊdzie kurz.
W Ğwiecie, w którym liczy siĊ máodoĞü, sprawnoĞü, piĊkno ciaáa i umysáu, starcza mądroĞü i wiedza
szybko siĊ dezaktualizują, staroĞü traci na wartoĞci a doĞwiadczenie nie nadąĪa za bieĪącym Īyciem.
W Leksykonie symboli czytam, Īe starzec dawniej byá symbolem „gromadzonej przez pokolenia mądroĞci
rodu, plemienia, jakiej ludzie wiekowi byli depozytariuszami”.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
2
WspóáczeĞnie:
Wraz z rozwojem (symbolicznych) technik przechowywania i przekazywania informacji (…),
funkcja
starców
ulegáa degradacji, zaĞ (wg wielu filozofów) mądroĞü, bĊdąca summą doĞwiadczenia
zbiorowoĞci, przechowywaną w „naczyniu” dojrzaáej, doĞwiadczonej (czĊsto peánej harmonii, a zwáaszcza
dobroci) osoby, z nią nierozáączna (i jej kwalifikacjami uĞwiĊcona), zmieniáa siĊ w wyalienowaną wiedzĊ,
a wreszcie w suchą, wyzbytą konotacji moralnych, bĊdącą przedmiotem handlu informacjĊ.
Kolejne dramatyczne zdarzenia okresu starzenia siĊ, to nietrafne decyzje, zbyt wczesna sukcesja,
koĔcówka i czas na zmianĊ, w koĔcu niewdziĊcznoĞü wáasnych dzieci i przemoc z ich strony, choroby
z nieszczĊsnym alzheimerem wáącznie. Mam na myĞli maáo znany syndrom króla Leara, nazywany teĪ
balzakowskim syndromem ojca Goriot. Jest to okreĞlenie stosowane we wspóáczesnej gerontologii
finansowej, dotyczące planowania emerytalnego, oznaczające przypadek zbyt wczesnej sukcesji. Król
Lear, bohater sztuki Szekspira – „ubogi starzec, poraĪony wiekiem i bólem”, nazbyt szlachetny i zbyt ufny
wobec swoich dzieci – zdecydowaá siĊ podzieliü królestwo pomiĊdzy swoje córki, ze strony których
spotkaáa go niewdziĊcznoĞü. Szekspir pisaá: „(...) gáĊbiej niĪ ząb wĊĪa rani / NiewdziĊcznoĞü dziecka! (...)”.
Syndrom ten moĪna wyraziü hasáem: „Czas na zmianĊ”, sygnalizuje on bowiem, Īe naturalny cykl Īycia
zmierza do koĔca. Zarazem syndrom króla Leara jest pierwszym opisem przemocy wobec osób starszych,
a takĪe dramatycznym przykáadem retrospektywnego przeglądu Īycia (stary, schorowany, „wygnany
ojciec” – król Lear – umiera, poznawszy pod koniec Īycia naturĊ ludzką) oraz bolesnym studium chorej
i marnej staroĞci: „O Learze, Learze, Learze! Bij w tĊ bramĊ, / Którą wpuĞciáeĞ szaleĔstwo, / a rozum /
WygnaáeĞ! (…)”. Zespóá ten bywa zatem badany równieĪ w gerontologii spoáecznej i medycznej, gdy
dokonujemy analizy przemocy i objawów choroby Alzheimera, odkrytej w roku 1906. Trzysta lat
wczeĞniej objawy tej choroby przedstawiá Szekspir we wspomnianej tragedii „Król Lear” (1603–06), gdy
oto Lear powiada:
Jestem nierozumnym, / Starym czáowiekiem, który osiemdziesiąt / Lat ma, godziny mniej ani teĪ
wiĊcej. / I, by rzec szczerze, / LĊkam siĊ, Īe mnie mój umysá zawodzi. / SądzĊ, Īe ciebie i tego czáowieka /
Znaü powinienem, jednak nadal wątpiĊ, / GdyĪ nie pojmujĊ, co to jest za miejsce, / A szaty, którą mam na
sobie, nie znam / I nie wiem takĪe, gdzie spaáem tej nocy. [przekáad Macieja SáomczyĔskiego]
JakĪe inaczej do tego dramatu umysáu i osobowoĞci chorego czáowieka podeszáa Dorota
Masáowska (ur. 1983), pisząc:
No i tak nie spacerowaáyĞmy sobie w najlepsze w tĊ i we wtĊ po ozáoconych jesienią alejkach. Gdy
ni
stąd ni zowąd przyczepiá siĊ do nas pewien natrĊt. Jak myĞlĊ byá Niemcem, bo byá kurturalny i nawet
ukáoniá siĊ, stuknąá obcasami i mówi tak: DzieĔ dobry, moje nazwisko Arzheimer, ale to jego nazwisko to
caákiem wyleciaáo mi z gáowy... No jakĪe on to tam... no zapomniaáam... czy ja juĪ zupeánie tracĊ gáowĊ?
Takie znane nazwisko na A... JakĪe to... No niewaĪne. W kaĪdym razie ledwie zapomniaáam nazwisko tego,
juĪ pojawiá siĊ nastĊpny, teĪ zapukaá, bardzo kurturalny, ubrany w taką perukĊ i mówi: jestem tym znanym
filozofem niderlandzkim, tym, no jak mu tam, no, ten co przeciwstawiá siĊ dualizmowi kartezjaĔskiemu...
No SKLEROZA. No wáaĞnie.
NastĊpne ujĊcie dramatu starzenia siĊ to „ageizm”, czyli stereotypizacja i/lub wiekowa
dyskryminacja (np. na rynku pracy, w polityce, w opiece zdrowotnej, w zakresie nabywania dóbr i usáug
rynkowych, w Īyciu kulturalnym bądĨ spoáecznym) oraz uprzedzenia z powodu wieku. Termin „ageizm”
ma szerszy zakres znaczeniowy niĪ „gerontofobia”, czyli logicznie nieuzasadniony lĊk i nienawiĞü wobec
osób starszych oraz negatywne lub pejoratywne wyobraĪenia czy postawy wobec osoby ze wzglĊdu na jej
wiek. Dyskryminacja wiekowa oznacza zatem niechĊü do ludzi starych opartą na przekonaniu, Īe
starzenie siĊ czyni ich nieatrakcyjnymi, nieinteligentnymi, niezdolnymi do ciĊĪkiej pracy, sáabymi
i seksualnie nieaktywnymi. Ten rodzaj dyskryminacji dotyka osoby starsze, stereotypowo postrzegane
jako godne litoĞci, niezaradne, schorowane, stojące tuĪ przed progiem Ğmierci, a które nie potrafią
funkcjonowaü w spoáeczeĔstwie ludzi zdrowych, máodych, „normalnych”. Są one w związku z tym czĊsto
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
3
izolowane i zmuszane do przeniesienia siĊ do „geriatrycznych gett”, a wiĊc do róĪnego rodzaju domów
spokojnej staroĞci.
Oto parĊ przykáadów: w wiadomoĞciach telewizyjnych (we wrzeĞniu 2009 r.) sáyszĊ: JuĪ nie ratuje
siĊ starszych ludzi. Karetka pogotowia ratunkowego przybyáa z duĪym opóĨnieniem, starsza pacjentka
(80+) zmaráa. Za stary na leczenie. Nawet lekarze boją siĊ starszych ludzi. Unikają ich, bo są
nastawieni na sukces pojĊty jako wyleczenie. A u starszych czĊsto juĪ nie o taki sukces chodzi. Raczej
o poprawĊ sprawnoĞci – czytam w codziennej prasie (w styczniu 2013 r.). Warto w tym miejscu
przytoczyü znamienny dialog z filmu Pora umieraü (2007) z Danutą Szaflarską (ur. 1915) w roli gáównej,
która na polecenie lekarki: – Niech siĊ rozbierze i poáoĪy, przez chwilĊ milczy i w koĔcu odpowiada: –
Niech siĊ pocaáuje w dupĊ. I wychodzi trzaskając drzwiami. Chorwacka pisarka, eseistka i autorka sztuk
teatralnych Dubravka Ugrešiü (ur. 1949), w Ğwietnym eseju pod znamiennym tytuáem: Starcy udają siĊ
w podróĪ, pisze: „Niektórzy Szwajcarzy i Niemcy wysyáają swoich rodziców do taniej Tajlandii (z biletem
w jedną stronĊ!), gdzie tajlandzka sáuĪba medyczna troszczy siĊ o nich aĪ do Ğmierci”. TĊ ostatnią podróĪ
do Tajlandii europejskich pacjentów z otĊpieniami udokumentowaáa w swej audycji radiowej pt. Wakacje
od Īycia Franziska Dorau (ur. 1979) – dokument ten zostaá nagrodzony Prix Europa na Europejskim
Festiwalu Radiowym w Berlinie (w paĨdzierniku 2012 r.).
Dyskryminacja z wiekowa moĪe byü prawie niedostrzegana spoáecznie, a jednak boleĞnie siĊ ją
odczuwa. Kazimierz Kutz (ur. 1929) – znany reĪyser i senator RP zarazem – na pytanie: „Jak siĊ
w dzisiejszym Ğwiecie Īyje niemáodemu?”, odpowiada: „No, jak kibicowi, którego juĪ nie wpuszczają na
stadion. Pogodziáem siĊ z losem i nigdzie siĊ nie wpycham, szczególnie tam, gdzie jest duĪo máodych. Na
przykáad nie chodzĊ do kina. Ile moĪna znosiü pytające spojrzenia: to ten facet jeszcze Īyje? Zresztą mi siĊ
wydaje, Īe psujĊ estetykĊ, wiĊc po co?”
Polski demograf, Piotr Szukalski (ur. 1969), tak oto komentuje zjawisko dyskryminacji z powodu
wieku: „Przejawy ageizmu, czyli dyskryminacji starszych ludzi, są powszechne, choü dyskretne. To
wáaĞnie spojrzenia, sykniĊcia, uniesienie brwi. StaroĞü budzi w máodych obawy, nic wiĊc dziwnego, Īe
odnoszą siĊ negatywnie do tych, którzy ze staroĞcią im siĊ kojarzą. Szczególnie Ĩle traktowane są
kobiety, a kobieta stara, biedna i chora to juĪ jest tragedia”, a co najmniej dramat – dodam od siebie,
przywoáując fragment dialogu „cháopców” po siedemdziesiątce i pod siedemdziesiątkĊ Stanisáawa
Grochowiaka, gdy dyskutują na temat walorów Pani Narcyzy (50+):
– Nie podniecaj mnie, (...) Masz na myĞli tĊ máodą aktoreczkĊ z doáeczkami na policzkach?
– Chodzi wáaĞnie o sáodką NarcyzĊ, która – jak wiesz – robi furorĊ we wszystkich varietés Ğwiata!
– Czarujące stworzenie! ChociaĪ ostatnio lekko podupadáa... A jak ty ją znajdujesz?
– Dupiasta poniekąd.
– Podgardle jej obwisáo.
– Reumatyzmy áupią. I juĪ nie od samego rana rusza kaĪdą nogą z osobna...
– Trudno siĊ dziwiü! Podobno ma dziadygĊ za mĊĪa (...). Musisz przyznaü, Īe dla máodej, peánej
Īycia istoty taka parantela moĪe byü przekleĔstwem.
– WiĊc jeszcze nie wiesz, Īe siĊ go pozbyáa?
– Co ty powiesz?
– O juĪ blisko dziesiĊü lat, jak wsadziáa starucha do przytuáka.
– GratulujĊ! Rozwiodáa siĊ?
– SkądĪe! Artystki są zazwyczaj bardzo religijne. Co roku, w okolicach rocznicy Ğlubu aktoreczka
odwiedza swego maáĪonka. PrzyjeĪdĪa na dzieĔ lub dwa... Wtedy koledzy (...) wnoszą do jego pokoju
dodatkowe
áóĪko.
– I ustawiają koáo okna.
– Tak. Tam jest piekielny przeciąg. Duje jak u Belzebuba.
– WiĊc moĪe kiedyĞ?
– ...MoĪe kiedyĞ?...
– MoĪe kiedyĞ ją szlag trafi.
I jeszcze jedno spojrzenie na starzenie siĊ wspóáczesnego czáowieka, spojrzenie prozaika
i dramaturga, Eustachego Rylskiego (ur. 1944), który powiada:
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
4
(…) Irytuje mnie gadanie, Īe máodoĞü ma swoje zalety, a staroĞü swoje. Tak mówią ci, którzy
jej jeszcze nie zakosztowali, lub tacy, którzy uwaĪają, Īe kaĪde ludzkie doĞwiadczenie, nawet ostatnie
stadium raka, nas uszlachetnia i wzbogaca. To nonsens biorący siĊ czasami z najlepszych intencji.
Jedyną zaletą staroĞci jest to, Īe wiele usprawiedliwia. Mówiąc najdosadniej – nawet robienie
pod
siebie.
MoĪemy oczywiĞcie wziąü za przykáad staroĞü Bertranda Russella (1872–1970) lub Sophii Loren (ur.
1934), ale dlaczego miaáaby nam siĊ ona zdarzyü, skoro nie zdarzyáa siĊ nam ich máodoĞü? Nie, nie widzĊ
Īadnego sensu, piĊkna ani Īadnej prawdy w staroĞci, chorobie, przemijaniu, biedzie, jaka siĊ do nich
doáącza. Nie potrafiĊ w niej dostrzec niczego poza nieodlegáym i przewidywalnym koĔcem, który jest zawsze
katastrofą.
Dodajmy, Īe najsáynniejsza wáoska aktorka filmowa Sophia Loren powróciáa na plan filmowy
w ekranizacji monodramu Jeana Cocteau (1889–1963): Gáos ludzki (2013), notabene mając prawie 79 lat.
Relacje miedzy pokoleniami nie tylko w Polsce, ale i w wielu krajach Ğwiata, są obszarem
dramatycznych napiĊü, które wyzwala trudny rynek pracy, bezrobocie, konflikty o przestrzeĔ Īyciową
i spoáeczną. Pojawia siĊ brak wzajemnego zrozumienia i porozumienia miĊdzy starą a máodą generacją,
zanika tradycyjna, odwieczna solidarnoĞü generacyjna. Tak zwany konflikt pokoleĔ – pomiĊdzy generacją
starzejących siĊ rodziców a wchodzące w dorosáoĞü pokolenie dzieci – wystĊpuje od staroĪytnoĞci w wielu
spoáeczeĔstwach i jest normalnym zjawiskiem związanym z przemianami psychofizycznymi okresu
adolescencji, czyli czasu dojrzewania. MoĪe obejmowaü róĪnorodne sfery rzeczywistoĞci, począwszy od
generacyjnych róĪnic w nastawieniu do Ğwiata, przez niezgodne stanowiska wobec zakresów: wolnoĞci,
uprawnieĔ lub obowiązków, aĪ do sprzecznoĞci przekonaĔ, poglądów i wartoĞci. Niemiecki filozof
i socjolog Max Scheler (1874–1928) zwróciá uwagĊ na nieunikniony tragizm konfliktu duchowego ojców
i synów. Ci pierwsi pragną swym synom przekazaü wiedzĊ i wáasne doĞwiadczenie nie po to, aby
umacniaü swoją przewagĊ nad dzieümi, lecz by uchroniü je przed nieudanymi wysiákami i trudnoĞciami,
na które sami byli naraĪeni. Z kolei synowie pragną i muszą eksperymentowaü oraz doĞwiadczaü Īycia
samodzielnie, dlatego teĪ konflikt staje siĊ zupeánie naturalną formą interakcji miĊdzy pokoleniami.
WspóáczeĞnie jedną z waĪnych przyczyn tego konfliktu miĊdzy generacjami: odchodzącą a wchodzącą
w Īycie spoáeczne jest pogáĊbianie siĊ kulturowego dystansu miĊdzy pokoleniami starym a máodym.
Konflikt pokoleniowy doskonale ukazaá Edward Franklin Albee (ur. 1928) w Ğwietnym, wkrótce
sfilmowanym i obsypanym Oscarami, dramacie Kto siĊ boi Virginii Woolf? (1962), w którym sáyszymy te
oto sáowa:
ZadaliĞcie sobie trud stworzenia cywilizacji, Īeby zbudowaü spoáeczeĔstwo na zasadach... zasad.
Tworzycie
rządy i sztukĊ (…) i rozumiecie, Īe one są – muszą byü – tym samym. Dochodzicie do tego
ponurego momentu, kiedy trzeba zacząü uwaĪaü, by niczego nie zniszczyü. I wtedy nagle, mimo Īe wszystko
tak dobrze száo, mimo harmonijnych odgáosów budowania, mimo prób, nadchodzi Dies irae. A w jakiej
formie? Jak brzmi dĨwiĊk tych trąb?
–
Spadaj!
–
Ha–ha! Brawo!
RównieĪ Masáowska trafnie ukazaáa w swej grotesce te dwa, obce sobie Ğwiaty – staroĞci
i máodoĞci, utratĊ kontaktu, zerwanie miĊdzypokoleniowego przekazu i bariery wyrosáe miĊdzy
pokoleniami. Starzy to generacja, która Īyje tylko wspomnieniami, a niespeánienie staje siĊ dla niej
powodem do chwaáy, natomiast dla máodych przeszáoĞü nic nie znaczy i nic ich nie obchodzi, w koĔcu
jesteĞmy w Unii Europejskiej... Co jakiĞ czas sáyszymy pukanie do drzwi:
– Puk, puk!
– Kto tam?
– To tylko znowu przyszáa ja, II wojna Ğwiatowa (...)
oraz rozmowy miĊdzy babcią a wnuczką, w rodzaju:
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
5
– Ja pamiĊtam ten dzieĔ, w którym wybucháa wojna.
– Wojna cenowa?
I jeszcze jeden wiele znaczący wymiar dramatu starzenia siĊ wspóáczesnego czáowieka,
odmierzany zegarami sumienia... Wszyscy z nas, którzy dawno przekroczyli juĪ „smugĊ cienia”, mają
ĞwiadomoĞü czasów, w jakich przyszáo Īyü – czasów totalitarnych systemów nazizmu i komunizmu,
i maáo kto moĪe ze spokojnym sumieniem powiedzieü, Īe Īyá przyzwoicie, bez denuncjacji, zdrady, bez
maáych szwindli i wielkich ĞwiĔstw, które niczym upiory powracają przed nocą Ğmierci... Jak czytam
w jednym z ostatnich wierszy Marka Skwarnickiego (1930–2013):
(…) Potem skóra cierpnie coraz czĊĞciej ze strachu
nie przed Ğmiercią ale rozpamiĊtywaniem przeszáoĞci.
Zwáaszcza mojego pokolenia
które urodziáo siĊ przed drugą wojną Ğwiatową (…)
Czy kaĪdy stary mĊĪczyzna goląc siĊ, czy kaĪda stara kobieta poprawiając makijaĪ, mogą bez
obawy spojrzeü w lustro, w swoje oczy z obwódką starczą? SzczĊĞliwi máodzi, mogą starzeü siĊ bez
wyrzutów sumienia...
Czeski dramaturg, Pavel Kohout (ur. 1928), w sztuce pt. Cyjanek o piątej (1996) ukazaá ten
dramat sumienia starej pisarki Zofii Lass (okoáo 75), która przywáaszczyáa cudze Īycie i opisaáa – jako
wáasne wspomnienia – w opowieĞci uznanej za bestseller. I oto po tylu latach spotyka córkĊ wáaĞciwej
bohaterki wspomnieĔ IrenĊ (okoáo 50):
ZOFIA: Dobrze, Īe nawet pani nienawiĞü ma swoje granice. NienawiĞü bez granic jest pod
pewnym
wzglĊdem takĪe trucizną, przeĪera tkankĊ duszy.
IRENA: Pani Lass, koniec z literaturą!
ZOFIA: Dla mnie nigdy nie byáo nawet jej początku... DziĊkujĊ pani takĪe za to, Īe mnie pani od
niej
uwolniáa.
IRENA: Nie uratują pani bon moty.
ZOFIA: JeĪeli nie chce pani przyjąü prawdy o moim uczuciu do Hanele, to mogáaby pani
chociaĪ zrozumieü, Īe i mnie mĊczyáo sumienie.
IRENA: Ach, nie!
ZOFIA: (...) Hanele, moja kochana. DziĊkujĊ, Īe zdąĪyáaĞ posáaü swoją córkĊ, Īebym mogáa
umrzeü w prawdzie. [przekáad Krystyny Krauze]
Czas na zamkniĊcie tego szkicu, moĪe jedynie milczeniem, a byü moĪe trafiającym celu aforyzmem
francuskiego pisarza i myĞliciela, Michaáa z Montaigne (1533–1592): „StaroĞü przysparza wiĊcej
zmarszczek duchowi niĪ twarzy”.
Bibliografia
[1] J.–P. Bois, Historia staroĞci. Od Montaigne’a do pierwszych emerytur, Ofic. Wyd. Volumen, Wyd. Marabut,
Warszawa 1996.
[2] S. Grochowiak, Cháopcy, w: Antologia dramatu polskiego 1945–2005, wybór i oprac. J. Káossowicz. PrószyĔski
i S–ka, Warszawa 2007, t. 1.
[3] E. Hemingway, Stary czáowiek i morze, De Agostini Polska, Warszawa 2001.
[4] P. Kohout, Cyjanek o piątej, w: P. Kohout, SzeĞü utworów scenicznych, Agencja ADiT, Warszawa 2008.
[5] K. Kutz, Jest we mnie szczeniak [Rozmawiaáa Aleksandra Klich]. „Gazeta Wyborcza – Magazyn ĝwiąteczny”
2013, nr 40.
[6] Leksykon symboli. Herder, Dom Wyd. TCHu, Warszawa 2009, s. 277.
[7] D. Masáowska, MiĊdzy nami dobrze jest, Lampa i Iskra BoĪa, Warszawa 2008.
[8] E. Rylski, SzczĊĞcie nie wchodzi w rachubĊ [RozmowĊ przeprowadziáa Dorota Wodecka]. „Gazeta Wyborcza”
2009, nr 160.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
6
[9] W. Shakespeare, Król Lear, Wyd. Zielona Sowa, Kraków 1999.
[10] M. Skwarnicki, StaroĞü. „Tygodnik Powszechny” 2012, nr 37.
[11] P. Szukalski, StaroĞci nie bĊdzie. Niestety: 40–latek 2009. „Gazeta Wyborcza“ 2009, nr 226.
[12] P. Szukalski, SolidarnoĞü pokoleĔ. Dylematy relacji miĊdzypokoleniowych, Wyd. Uà, àódĨ 2012.
[13] D. Ugrešiü, Starcy udają siĊ w podróĪ. „Gazeta Wyborcza – ĝwiąteczna” 2009, nr 214.
[14] J. Watoáa, Za stary na leczenie. „Gazeta Wyborcza” 2013, nr 9.
Filmografia
[1] Król Lear (tyt. oryginalny: King Lear). Film telewizyjny. ReĪyseria: Trevor Nunn.
Dystrybutor: Channel 4. Wielka Brytania, 2008.
[2] Kto siĊ boi Virginii Woolf? (tyt. oryginalny: Who’s afraid of Virginia Woolf?). Film fabularny. ReĪyseria: Mike
Nichols. Dystrybutor: Warner Bros. Stany Zjednoczone, 1966.
[3] Kwartet (tyt. oryginalny: Quartet). Film fabularny. ReĪyseria: Dustin Hoffman. Dystrybutor: Monumentum
Pictures, Best Film. Wielka Brytania, 2012.
[4] Pora umieraü. Film fabularny. ReĪyseria: Dorota KĊdzierzawska. Dystrybutor: Gutek Film. Polska, 2007.
[5] Smuga cienia. Film fabularny. ReĪyseria: Andrzej Wajda. Produkcja: Zespóá Filmowy X, Thames Television.
Polska, Wielka Brytania, 1976.
Esej ten jest fragmentem pracy Adama A. Zycha: Przekraczając „smugĊ cienia”. Szkice z gerontologii i tanatologii,
Wyd. Nauk. „ĝląsk”, Katowice 2013.
Józef Baran DZIENNIK 1988
(czĊĞü druga niepublikowanych zapisków poety)
19 – 24 wrzeĞnia
Warszawska JesieĔ Poezji. Spotkanie z lubianym Andrejem Bazylewskim, táumaczem z Moskwy:
o Misakowskim, okrągáym stole, zaostrzeniu kursu w ZSRR (specjalne uprawnienia dla sáuĪb
wewnĊtrznych), o Litwinach (chcą Īyü godnie), àotyszach, Janku Rybowiczu; uzgadnianie poglądów
politycznych…
Jestem na tyle bogaty w Ğrodku, Īe nie muszĊ szukaü dla siebie bogatych krajów…
Ulubione, komiczne powiedzenie poety Andrzeja W. na cyku, bĊdące oskarĪeniem systemu,
w którym Īyjemy:
„No i kurwa patrz, co ja w tym Īyciu uĪyáem,
nawet w porządnym burdelu nie byáem!…”
W Warszawie odbyliĞmy z Adamem Ziemianinem koncertowe spotkanie autorskie. Zarówno on,
jak i ja piszemy nie dla krytyków, a dla zwykáych ludzi i to siĊ ludziom podoba. Spotkaáem siĊ z bardzo
serdecznym przyjĊciem, tyle ĪyczliwoĞci od nieznanych osób. WysáaliĞmy z Andrejem telegram do Janka
Rybowicza do Lisiej Góry. Bazylewski jest zauroczony jego pisaniem, chce wszystko przeáoĪyü na rosyjski.
Wspaniaáy i po rosyjsku szlachetnie naiwny przyniósá na nastĊpny dzieĔ rano beáta, Īeby siĊ
z nami poĪegnaü. Nie wypadaáo odmowiü. Adam po wyjĞciu Andrzeja zwymiotowaá beáta.
W miĊdzyczasie káótnia z Marianem P. na temat mojego wywiadu z Arturem S. [Sandauerem]
o Biaáoszewskim. Nie wydrukują. Obejdzie siĊ…
Spotkania autorskie w Páocku, gdzie umieraáem w parku po przepiciu. Nie wszedáem do zamku,
gdzie odbywaáo siĊ przyjĊcie, báądziáem tam i z powrotem miĊdzy drzewami. Tadeusz Wyrwa–KrzyĪaĔski,
czekający autokar, poetka litewska. Rozmowa z nią, jakoĞ z trudem dotruchtaáem do siebie i dojechaáem
ze wszystkimi poetami do Warszawy. Okazaáo siĊ, Īe zabraáem klucz, zamiast oddaü go na portierniĊ.
Adam, któremu salowe otwaráy drzwi – spaá w ubraniu. CiĊĪki dzieĔ. Nie mogáem zasnąü. Dzwoniá Kazek
Kania i BorzĊcki – leĪaáem, nie wyszedáem.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
7
Kolejny dzieĔ – rozmowa z PalestyĔczykiem krytykującym Izraelczyków. Jego káótnia z máodą
poetką. Poza tym cyrk na kóákach. Poeci–linoskoczkowie. PrzyjĊcie. Cocktail. Heniu Bereska, Kowalczik
ze Sáowacji – táumacze.
Niedziela. Jestem w Tarnobrzegu w hotelu „Fregata”. DojĞcie tam po omacku przez park. Jutro
mam spotkanie autorskie w Tarnobrzegu, pojutrze w Sandomierzu.
26 wrzeĞnia
Tarnobrzeg okropny, zasiarczony socjalizm stworzony przez tych z wiersza Herberta „PotĊga smaku”.
Wszystko tu brzydkie, pospolite. Jedno kino. Wszedzie siarka i nazwy siarkopodobne, aĪ robi siĊ
czáowiekowi mdáo. W szkole budowlanej nieco bardziej rozgarniĊci cháopcy. W szkole górniczej – biedni,
zahukani. Nie wiadomo, o czym z nimi rozmawiaü. Opowiadam o moim wiejskim dzieciĔstwie, o szkoáach
górniczych w Jaworznie i Waábrzychu. Sáuchają, nawet zapisują, inni udają, Īe sáuchają, i nic nie zapisują.
WspóáczujĊ im. Przypomina mi siĊ moja internatowa „bida”. Siedem kromek chleba i parĊ plastrów
kieábasy zwyczajnej…
Pojechaáem do Sandomierza, potem przez pomyákĊ zamiast do Tarnobrzega – w odwrotną stronĊ.
Dáugo báądziáem, zanim wreszcie dobiáem do hotelu „Fregata”. TeĪ nieáadny, zimno w pokoju, poprosiáem
recepcjonistkĊ o herbatĊ.
W bibliotece wdaáem siĊ w rozmowĊ z panią, która pochodzi z Krakowa i chyba jest nieszczĊĞliwa,
Īe wybraáa to miasto. Tym bardziej, Īe ukoĔczyáa przecieĪ UJ. Jest áadna, ma pretensje, zna siĊ trochĊ na
literaturze, choü trudno jej wytáumaczyü, Īe MyĞliwski to wybitny pisarz, a Gombrowicz wielki. Nagle
zaczĊliĞmy byü sobie bardzo bliscy w rozmowie. Okazaáo siĊ, Īe jej koleĪanka jest sąsiadką blokową
w Krakowie i Īe ta sąsiadka opowiadaáa jej o mnie. Pytam, czy opowiadaáa o moich awanturach? „Jak to,
pan robi awantury?” „AleĪ tak – ĪartujĊ – Īeby wszyscy wiedzieli, Īe w bloku mieszka poeta.”
Opowiadaáa mi teĪ o swoich profesorach, oĪywiáa siĊ, zapaliáa, ale musimy siĊ poĪegnaü. Jeszcze
jedna zesáana na prowincjĊ. Mówi, Īe zawiodáa siĊ na mĊĪu…
Na ulicy rozpoznaje mnie jakaĞ pani, ja jej nie. Twierdzi, Īe spotkaliĞmy siĊ w Sandomierzu. Mój
BoĪe, ileĪ byáo tych spotkaĔ, z których nie zostaáo mi nic. ĩyjĊ jak wiatr. ParĊ dni temu – Warszawa,
wczoraj – Kraków, dziĞ – Tarnobrzeg, jutro – Sandomierz, a potem Tarnów i pewnie BorzĊcin, gdzie
zmierzam obieraü jabáka, bo sad po wierzchoáki drzew wypeániony jabákami.
DowiadujĊ siĊ, Īe jesteĞmy bez rządu, bo poddaá siĊ do dymisji.
Czytam wywiad z WaáĊsą, którego zawsze uwaĪaáem za czáowieka báyskotliwego, choü
niewyksztaáconego. Na swój sposób inteligentny, nie mówiąc o tym, Īe z charyzmą i w dodatku pod
opieką Matki Boskiej, wiĊc co mu kto zrobi?! Szmacono go przez lata, robiono z niego idiotĊ, jednak po
latach oliwa okazaáa siĊ sprawiedliwa. Przeczytaáem na spotkaniu wiersz o nim („Czáowiek z Īelaza”).
CieszĊ siĊ z jego powrotu.
NastĊpny dzieĔ: J.B. to picer–glancer. Nosi apaszkĊ pod szyją, stroi miny, trzyma fajkĊ w ustach,
Īe niby wielki artysta. Caáy czas o sobie, o swoich ksiąĪkach (jeszcze Īadnej nie wydaá), o swoim synu, bo
jest wzorem heroicznego ojca; Īona znikáa w sinej dali zaraz po urodzeniu syna. Caáy czas – sztuczny.
Mam ochotĊ mu to powiedzieü. Widocznie na prowincji taki artysta musi byü, upozowany na artystĊ, Īeby
uwierzono, Īe jest artystą. Ja zawsze wystĊpowaáem przebrany za zwykáego szaraka, czasem nawet
w czapce niewidce. I tak wiem, co jestem wart… Nagle w trakcie rozmowy zrozumiaáem, dlaczego mnie tu
zaprosiá (wczeĞniej WieĞka MyĞliwskiego). OczywiĞcie, Īeby ubiü interesik. Ciągle krąĪy wokóá ksiąĪki
poetyckiej, którą chce záoĪyü do wydawnictwa, koniecznie z recenzją, rozumie siĊ samo przez siĊ, Īe
pochlebną, napisaną prawdopodobnie… przeze mnie. MilczĊ. Zmieniam temat. Chciaáby mi przysáaü
egzemplarz, Īebym siĊ temu przyjrzaá, wydaá opiniĊ, jemu na tym zaleĪy. Gdy udajĊ, Īe nie sáyszĊ, podbija
stawkĊ. Mówi o atrakcyjnych warsztatach literackich w Sandomierzu, gdzie chcieliby mnie zaprosiü,
o wolnym mieszkaniu w Muzeum Literatury (ewentualnie mógábym przyjechaü i mieszkaü tydzieĔ za
darmo), o tym, Īe zabiera siĊ do pisania eseju o mojej twórczoĞci. Jeszcze raz zmieniam temat.
Zorientowaáem siĊ, Īe chciaáby mnie kupiü i roĞnie we mnie wraz z niechĊcią – dziwny opór.
Tadeusz Nowak juĪ wczeĞniej o nim napisaá i J. Ozga Michalski. Jeszcze tylko opinia Barana do szczĊĞcia
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
8
potrzebna. Wszystkich zna, wszystkich obtaĔcowaá, wszystkich spicerowaá–zglancerowaá. Stroi miny
jakby byá jaĞniepaniczem krytyki polskiej. Chwali siĊ, jest w sobie zakochany po uszy. To widaü. I ta
apaszka, fajka, pretnsjonalnoĞü (jeszcze jeden ze wsi, którego pokrĊciáo)…
Jak to dobrze, Īe nie ma przy sobie wykrywacza myĞli, bo wtedy dotrzegáby, co o nim sądzĊ. Tym
bardziej, Īe zahukaá mnie, narzuciá ton i juĪ nie wiadomo, czy to on jest Baranem, a ja tylko BorzĊckim,
(bo tak siĊ – o ironio – nazywa), czy co…
Dopiero w szkole na spotkaniu, które prowadzi z wáaĞciwą sobie pretensjonalną elokwencją –
zaczynam siĊ ujawniaü. Ostro, zdecydowanie, juĪ nie jestem barankiem boĪym. Przygaszam go na oczach
jego uczennic z liceum. To teraz ja narzucam ton. Spotkanie bardzo dobre, przyáoĪyáem siĊ, Īeby moje
byáo znów na wierzchu. Nie pozwalam, by mówiá (a mówiá), Īe poezja to coĞ wyĪszego ponad przeciĊtne,
prostackie umysáy. MówiĊ, Īe sam uwaĪam siĊ za prostego czáowieka. Wiersze czytane przez mnie są Īywo
odbierane. CzujĊ siĊ pewnie. Nasz spór podoba siĊ máodym, zadają pytania, szczególnie inteligentne te ze
strony dziewcząt, bo dziewczĊta obejmują teraz, zresztą nie tylko tu, ale w caáej Polsce, matriarchat
kulturalny. Po spotkaniu – gratulujemy sobie.
DzieĔ piĊkny, Picer – Glancer znów o sobie (ale skromniej), o MyĞliwskim, odprowadza mnie na
przystanek. Wiem, Īe ma na koĔcu jĊzyka pytanie: „No to kiedy przysáaü ci maszynopis z wierszami?”.
I wiem, Īe go nie zada, bo nabraá do mnie po spotkaniu respektu. Specjalnie rozwodzĊ siĊ o czymĞ innym.
ĩegnamy siĊ kordialnie. Jestem szczĊĞliwy, Īe wyjeĪdĪam. Pieniądze dla rodziny za spotkania zarobiáem,
a dupy nie daáem. Jestem pewny, Īe pisze kiepskie wiersze, parĊ przeczytaáem wczeĞniej w „Tygodniku
Kulturalnym”; pretensjonalne jak i on, i naprawdĊ byáoby mi gáupio, gdybym daá siĊ kupiü…
7–8 paĨdziernika
W Warszawie u Artura S. [Sandauera]. MiĊdzy 11 a 12 w nocy spacer po parku z kosturami („na wszelki
wypadek”, „od razu czáowiek czuje siĊ lepiej”). Artur wywija máyĔca rączką kostura, muszĊ uwaĪaü, Īeby
mnie nie walnąá. Rozmowa o onanizowaniu, które byáo przed wojną obáoĪone „klątwą”: „Bruno Schulz
prawdopodobnie byá onanem, z tego powodu miaá teĪ poczucie winy”.
Rozmowa o Mallarmém, który pracowaá dwa lata nad jednym sonetem. „Symbolizm europejski
(francuski) byá szczytem poezji – chrząka Artur. – Od tego czasu moĪna byáo byü juĪ tylko gorszym.
Albo… znaleĨü inny sposób – stąd futuryzmy i róĪne izmy, rozbieranie tego doskonaáego zegarka
tradycyjnej formy”.
Báądzimy pod gwiazdami. Rozmowy o Picundzie (Gruzja), gdzie byá dwa tygodnie.
Na drugi dzieĔ w aucie: „MyĞlenie ogranicza siĊ dziĞ do prac magisterskich, a sztuka do fikoáków”.
UsiáujĊ spieraü siĊ z nim, Īe jest to zjawisko ogólnoĞwiatowe. Proces nieunikniony: „W Ameryce jest
jeszcze gorzej, tam w ogóle nie chcą czytaü…”
A. S. jak to on: „Nie wiem, jak tam jest, wiem, jak tu jest…”
Sáowem, chce znów zrzuciü wszystko na nasze powojenne záe szkolnictwo.
Zapisaá siĊ do Narodowej Rady Kultury, Īeby wprowadziü áacinĊ do szkóá Ğrednich, byá nawet na
audiencji u Jaruzelskiego, ale nic z tego nie wyszáo. WiĊc w koĔcu Īaáuje, Īe bierze udziaá w tej
maskaradzie Narodowej Rady Kultury, która jest gabinetem figur woskowych udających, Īe są Īywe…
Sokorski, Józef Ozga Michalski, Auderska. Suchodolski, koszmarny Jerzy Adamski. Mówią, Īeby mówiü.
„Im chodzi o to, Īeby zrobiü rewolucjĊ bez rewolucji” – podsumowuje swoich kolegów.
– Pan ma spokój – zaczepia mnie dobrotliwie – pan swojego kuferka pilnuje… Do przodu siĊ pan
nie pcha, z tyáu pan za bardzo nie zostaje; jak to cháopi…
ĝmiejĊ siĊ i nie polemizujĊ, bo go lubiĊ…
20 paĨdziernika
NagrywaliĞmy 15–minutowy film o moim przyjacielu, zmaráym malarzu Andrzeju Lenartowiczu, który
urodziá siĊ i zmará w Tarnowie. Wspomnienia sprzed 15 lat i 24 sfilmowane obrazy Andrzeja. Mówiáo mi
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
9
siĊ Ĩle. Za to mogáem siĊ naprzyglądaü, jak redaktor Kotula krĊci film.
28 paĨdziernika
Są dni, gdy czáowiek budzi siĊ z poczuciem pustki i jaáowoĞci Īycia (…), jakby mnie nieznani sprawcy
przysypali kurzem, darnią, Īywcem w grobie, a ja nie mogĊ w Īaden sposób udodowodniü, Īe jestem
Īywy, choü wykonujĊ codziennie tysiąc zbĊdnych czynnoĞci…
1 listopada (sobota–niedziela w BorzĊcinie)
PrzeddzieĔ ĝwiĊta Zmaráych. Zdumiewająca rozmowa z kryminalistą W.O. z BorzĊcina, którego znaáem
kiedyĞ jako chojraka, ale bardzo siĊ zmieniá, jakby mu ciasna cela rozszerzyáa horyzonty. MoĪna z nim
teraz gadaü o wielu sprawach. Podobno namawiano go juĪ w wiĊzieniu, Īeby po wyjĞciu staá siĊ
donosicielem. Co go trzyma i dlaczego – przy swoiĞcie rozumianej uczciwoĞci? Twierdzi, Īe nie mógáby
sobie spojrzeü w lustrze w twarz. A przecieĪ o maáo nie zabiá czáowieka, potem ucieká z karabinem
z wiĊzienia i zaszczuty kryá siĊ po lasach. Dostaá 25 lat, przesiedziaá poáowĊ wyroku. Kulturalny, na swój
sposób szlachetny, przynajmniej w sáowach. Rozmawiaá ze mną jak ze spowiednikiem i byá mi wdziĊczny,
Īe go wysáuchujĊ. Pokiereszowana twarz, o rozmiar za duĪe serce, a przecieĪ miaáem go w máodoĞci za
„zbója”.
Same przeciwnoĞci w jednym.
Film o Lenartowiczu kiepski, konstrukcja byle jaka.
Czytam na przemian Dostojewskiego i KafkĊ, sáucham muzyki greckiej.
CieszĊ siĊ z córek, nie mamy z nimi káopotów.
6 listopada
SkoĔczyáem wczoraj pisaü o Dolorado RedliĔskiego dla „Regionów” MyĞliwskiego, gdzie mam nadziejĊ
siĊ kiedyĞ zaczepiü, bo mi siĊ robota w tygodniku przejadáa.
Dostaáem zaproszenie do udziaáu w jury Nagrody PiĊtaka, jury Nagrody Rajczaka, w konkursie
jednego wiersza w Bielsku a takĪe od organizatorów festiwalu w Poznaniu. BiorĊ, co dają, bo wierszówkĊ
w „WieĞciach” mam kiepską, a córki rosną.
10 – 13 listopada
Najpierw Warszawa. Posiedzenie jury PiĊtaka. MyĞliwski, Bereza, Bugajski, ja, Roch Sulima. Dajemy
nagrodĊ Sakowicz, Samojlikowi, Bieleckiemu (proza) i Cieleszowi (poezja). Co do prozy – nie mam nic do
gadania. Oni tu przyszli, Īeby daü swoim. Tym „ze stajni Berezy”. Samojlik jest wyjątkiem. Na Cielesza
gáosowaáem i wáaĞciwie jest to mój typ. Zabawne momenty w dyskusji – bardzo wątáej zresztą – nad
ksiąĪkami. WrĊczenie 30 – 31 listopada w Sandomierzu. Potem wyprawa do Poznania. JĊzykoznawca
i mój wierny kibic literacki Staszek Bąba czeka na dworcu. DuĪo grafomanów, hochsztaplerów u Nikosa
Ch., teĪ niezáego tupeciarza. Poznaáem studentkĊ (MarysiĊ Wiatrowską), która pisze o mnie pracĊ
magisterską – „Przestrzenie kulturowe w poezji Józefa Barana”, u profesor Chrząstowskiej. Podoba mi
siĊ, Īe moją lirykĊ wziĊáa w swoje rĊce áadna dziewczyna. Uroczy spacer przez wieczorny rynek Starego
Miasta w Poznaniu (krzyĪe upamiĊtniające 1956 rok, pomnik Mickiewicza, a wáaĞciwie Mickiewiczyka, bo
jakĪe inny to wieszcz od krakowskiego). DzieĔ w Lesznie. Powrót autem z Czechami do Wrocáawia
i pociągiem do Krakowa.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
10
16 listopada
Konferencja prasowa Tadeusza Kantora. Jestem z Hanką Grechutą–RóĪycką. Siedzimy w pierwszym
rzĊdzie, wiĊc moĪe nas nawet spotkaü zaszczyt bycia oplutym przez Mistrza, który pali papierosa za
papierosem (gasząc kaĪdego w poáowie) i zachowuje siĊ jak syczący wąĪ boa. Dmucha mi przez stolik
dymem w oczy, jakby mnie chciaá zaczadziü. Popieleniczka z górą petów, on z teatralnymi minami
i pozami, sprawiający wraĪenie, jakby za chwilĊ miaá wybuchnąü i wysadziü budynek. Mimo to wáaĞnie
dziĊki temu na swój sposób naturalny, naturalny w swojej sztucznoĞci, tak innej od upozowanych ludzi
wystĊpujących publicznie: tych naspiĪowanych powagą, podpierających siĊ róĪnymi protezami. Nie.
Kantor genialnie sprytny wariatuĔcio. ZáoĞci siĊ to na wáadze miasta, Īe mają go w dupie, ale on je teĪ, to
na Miklaszewskiego, który filmuje go nie tak, jak chce; to na popkulturĊ Zachodu, to na dziennikarzy, Īe
káamią. Wstaje, krzyczy, macha rĊkami. Mówi w sposób rwany. Pewien ksiąĪĊ niemiecki chciaá
sfinansowaü podróĪ szeĞciuset osobom z Europy, Īeby przyjechaáy na spektakl Kantora do Krakowa. Ale
wáadze Krakowa nie podjĊáy tematu. WiĊc wystawia nową sztukĊ w ParyĪu. Koszt wystawienia – 300
tysiĊcy dolarów. Od 1968 Teatr Cricot 2 jest finansowany przez zagranicznych zapraszających. „A co na to
Kraków – krzyczy – który obiecywaá kiedyĞ zbudowaü mi teatr?!” Potem zmienia obiekt ataku, dodusza
oburącz sztukĊ na Zachodzie, pytając z ironiczym grymasem ust, co to znaczy, Īe im gorzej i nĊdzniej –
tym lepsza sztuka (oczywiĞcie ma siebie na myĞli), a im wygodniej siĊ spoáeczeĔstwu Īyje – tym gorsza?!
KáĊbek nerwów i genialnych sprzecznoĞci…
Mówi, Īe ma 73 lata i jest juĪ zmĊczony tą szarpaniną, SZARPANINĄ, SZAR–PA–NI–NĄ (coraz
bardziej siĊ podnieca, tupie nogami )… A tu tymczasem spáywają do Cricotu zaproszenia z caáego Ğwiata.
PiĊtnaĞcie odrzuciá… na najbliĪszy rok…
Przyglądam siĊ temu genialnemu egzemplum – ma koĔskie siáy, Īeby wciąĪ jeĨdziü, emocjonowaü
siĊ, i… zdrowie byka… a moĪe raczej torreadora… Tak tak, on wygląda jak torreador miotający siĊ po
arenie z czerwoną szmatą i pikami. Po dwóch godzinach spektaklu polegającego na wywoáywaniu byka,
który jednak wciąĪ nie wbiega na arenĊ, Mistrz torreadorów osuwa siĊ zmĊczony na krzesáo, piki
wypadają mu z rąk, a my wycofujemy siĊ szczĊĞliwi, Īe wyszliĞmy z tej burzy caáo…
MiĊdzy 30 listopada a 4 grudnia (Warszawa, Sandomierz, Rzeszów, LeĪajsk, Kolbuszowa i znów
Kraków)
W Sandomierzu nocne rozmowy z WieĞkiem MyĞliwskim i Marianem GrzeĞczakiem. Oglądamy
w telewizji znakomitego WaáĊsĊ, który rozprawia siĊ z Miodowiczem. Nie wszystkim siĊ podoba.
WieĞkowi M. – nie. Mnie tak… Samojlik natchniony. Z woáowatym Rochem Sulimą odbywamy spotkanie
w jakimĞ internacie. PrzysáuchujĊ siĊ, co warszawski krytyk ma o moich wierszach do powiedzenia,
i widzĊ, Īe to nie te miary i wagi. Przyszedá napompowany Przybosiem i próbuje mnie do niego
przypasowaü. A nie pasujĊ. Pytam záoĞliwie, dlaczego mam byü Przybosiem, jak jestem Baranem.
W Julinie – caáa ekipa pisarska…
Obok WieĞka jest Domino, Marian Pilot, Staszek Srokowski, Bogdan Madej, Adam. Zdarzenie
z ostatnią piĊüdziesiątką. Rzucamy losy o 3 nad ranem.
Mnóstwo komicznych sytuacji, káótnia Mariana ze Staszkiem. Bardzo serdeczny wobec mnie
Zbyszek Domino. W sobotĊ wieczorem do paáacyku MyĞliwskiego w Julinie zlatują (dosáownie)
Wasilewski, ĩukrowski z urzĊdniczą Ğwitą. Po co? Pewnie po to, Īeby kusiü pisarzy… JeĞli kuszenie, to
rzeczywiĞcie pokuĞne, z pierwszorzĊdnym obiadem, z hrabiowskim przyjĊciem. Bogdan Madej, podobny
do LeĞmiana, maáy, zasuszony, o profilu ptaka, pierwszy pisarz, który w latach 60. znalazá siĊ na
cenzorskiej liĞcie, a potem, w latach 70. byá w Lublinie stale inwigilowany – popykuje z fajki i przez
okularki przygląda siĊ, jak koáo niego skaczą ludzie wáadzy. Chcą go kupiü, ale dlaczego? Co siĊ dzieje?
Przebąkuje siĊ o stworzeniu jakiegoĞ nowego związku literatów, który pogodziáby pisarzy opozycyjnych
z literatami ze Zlepu [ZLP]; my, nie naleĪący ani tu, ani tam, mielibyĞmy byü pomostem?
ZaprzyjaĨniam siĊ z Madejem. To autor znakomitej MaĞci na szczury, wydrukowanej najpierw
w ParyĪu u Giedroyca, a dopiero teraz, w ileĞ tam po tamej publikacji wznowiony w Polsce. O paradoksie
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
11
– cenzura puĞciáa to wáaĞnie za Jaruzelskiego. Bogdan podejrzliwy i uczciwy, aĪ go ta kostyczna uczciwoĞü
krĊpuje w Īyciu codziennym.
Wieczorem demoniczny Srokowski mówi, Īe wie, kiedy umrze. Na razie nie moĪe piü wódki.
Króluje Wiesiek MyĞliwski, przypominający mi áosia z królewskimi rogami. Zawsze w asyĞcie
swego dworu. Krótkie spiĊcie z nim o moje odrzucone wiersze w „Regionach” i znaczący fragment wyciĊty
mi z artykuáu. MyĞliwski na rauszu jest MyĞliwskim, o wiele bardziej urokliwym od trzeĨwego. PiĊknie
taĔczy, a jak potrafi improwizowaü, uwodziü! Trudno go „zapaliü”, ale jak juĪ – to bywa (szkoda, Īe tak
rzadko) naprawdĊ Ğwietnym kompanem!
Staszek Srokowski wydaá wreszcie dáugo przetrzymywanych przez cenzurĊ Repatriantów (15
tysiĊcy egzemplarzy, cena – 1000 záotych; jak ta záotówa na pysk leci!).
Rozmowa w aucie z Józkiem, o którym, gdy go widzĊ, myĞlĊ zawsze, nie wiadomo dlaczego, bo
moĪe bogu ducha wienien, Īe ma wypisane na twarzy kurewstwo.
***
BądĨ ostroĪny – nie Ğpiesz
ĩeby nie speániáy siĊ za szybko
Twoje
nadzieje
12– 13 grudnia
Rozróba w „WieĞciach”. Chcemy wypieprzyü twardogáowego redaktora naczelnego H.W. nasáanego nam
w stanie wojennym. Zebranie z udziaáem warszawskich prominentów z ZSL i wydawnictwa. Niestety, to
do koĔca nie wypaliáo, bo Janusz Sz. [Szlechta] w ostatniej chwili pĊká i nie popará wotum nieufnoĞci.
A przecieĪ wszystko byáo naleĪycie przygotowane, czyĪby zabrakáo mu odwagi? Rozmowa z WieĞkiem M.,
któremu opowiedziaáem przez telefon o krakowskim spotkaniu i kto przyjechaá z Warszawy. „ A weĨ ich
wszystkich opierdol!” – podpowiedziaá niedbale i bardzo mi siĊ to spodobaáo. Faktycznie mój gáos byá
najostrzejszy. Jednak rewolucja w szklance wody nie doprowadziáa do przewrotu. Na drugi dzieĔ
zostaáem wezwany na dywanik szefa. Rozmowa peána spiĊü. Wywaliü mnie chyba jednak nie wywali,
poczuá swoją niemoc…
19 – 23 grudnia
1
Zofia ma od trzech tygodni problemy z rwą kulszową, co ma z kolei wpáyw na atmosferĊ w domu.
Pogotowie. Lekarz. Prywatny gabinet.
2
Wyjazd z Adamem do ZduĔskiej Woli, gdzie jesteĞmy jurorami w konkursie imienia Felka Rajczaka
(znaáem go i lubiáem). PrzejechaliĞmy ZduĔską, dojechaliĞmy, bo to poĞpieszny, aĪ do Inowrocáawia. O 7
rano dobrnĊliĞmy z powrotem do celu. PodróĪ trwala 7 godzin dáuĪej!
3
Powrót do Krakowa, gdzie jest juĪ Artur Sandauer. Przyleciaá samolotem. RozminĊliĞmy siĊ, potem
odnaleĨliĞmy. Naradzamy siĊ w trójkĊ (z Tadeuszem ĝliwiakiem), kogo nagrodziü ufundowaną przez
profesora Nagrodą ĝwirszczyĔskiej. TĊ pierwszą – ma otrzymaü ksiądz Twardowski. Ale czy ją przyjmie?
Bo teraz bojkotuje siĊ nagrody.
Przyjąá.
Wieczór u mnie z Arturem i Ziemianinami. Rozmowy o Mallarmém, którego wierszy nie
rozumiem. Sandauer táumaczy ich nowatorstwo.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
12
ParĊ powiedzonek Artura: „Historia nigdy siĊ nie koĔczy”, „Wszystko dąĪy do entropii”, „WiarĊ
siĊ miewa od czasu do czasu”, „Wierzącym siĊ bywa” (parafraza Przybosia – „Poetą siĊ bywa”)…
Coraz czĊĞciej powtarza, Īe popeániá báąd popierając Jaruzelskiego i „Zlep” [ZLP].
Erna jak zwykle milczy, bawi siĊ przy stole robiąc bibuákowe kwiaty i ludziki dla Ewy i AĞki.
Czasem wtrąci coĞ surrealistycznego wybijając Artura z intelektualnej orbity. Jego opowieĞci o spotkaniu
z Gombrowiczem we Francji, gdy wydrwiwany przez niego – w koĔcu nie wytrzymaá, trzasnąá piĊĞcią
w stóá i wtedy „Witold siĊ przestraszyá i przestaá mi dokuczaü”. Zawsze teĪ pojawia siĊ w jego
wspomnieniach jego kochany Bruno Schulz, do którego dojeĪdĪaá w máodoĞci z Sambora na „rowerku”…
i o tym, Īe nasze powojenne pokolenie jest niedouczone, bo nie wáada obcymi jĊzykami i nie zna historii
staroĪytnej…
Ale kuchnia Zofii wprawia go w koĔcu w dobry humor (…)
Krzysztof Jurecki SAMOTNOĝû I BEZDOMNOĝû WEDàUG ISSAIEFFA
Jan Grzegorz Issaieff naleĪy do najwaĪniejszych, choü ciągle maáo znanych malarzy. PoniewaĪ jest
samoukiem tzw. profesjonalne galerie przez dáugie lata byáy zamkniĊte dla tego wyjątkowego artysty.
Zresztą do niedawna samemu twórcy nie zaleĪaáo na publicznym pokazywaniu prac.
W sensie topografii artystycznej Issaieff jest samotnikiem, dziaáającym poza áódzką
neoawangardą, choü juĪ moĪna doszukiwaü siĊ jego wpáywu na kilku máodszych malarzy. Sam uwaĪa
siebie za „tradycyjnego malarza”, nieczuáego na wpáyw fotografii czy innych technologicznych
Ğrodków wizualnych. Jest moĪe ostatnim autentycznym przedstawicielem áódzkiej bohemy, niekiedy
dziaáającym z wiĊkszą determinacją od àodzi Kaliskiej. Ale to zdecydowanie mniej waĪny, wrĊcz uboczny
i anegdotyczny aspekt oceny jego postawy artystycznej.
Dla pobieĪnego obserwatora Issaieff jest albo spóĨnionym „nowym dzikim” (malarstwo), albo
(w rysunku) kontynuatorem tradycji Jana Dobkowskiego. Przede wszystkim jednak Issaieff jest
niezwykle konsekwentnym malarzem i rysownikiem, równieĪ poetą, w twórczoĞci którego skrywa siĊ
wiele intrygujących problemów począwszy od liryzmu, a koĔcząc na drapieĪnej surrealizującej grotesce,
przypominającej niektóre dokonania Victora Braunera. Od lat 80. uprawia monumentalny cykl
A.R.C.H.E. – TANIEC, przerwany, a raczej uzupeániony niedawno innym cyklem pt. Misterium,
wystawionym w 1999 roku.
Jego
twórczoĞü w rzadki, moĪe jedyny sposób, próbuje áączyü pozornie wykluczające siĊ problemy
artystyczne. Fascynacja ikoną poáączona jest, podobnie jak u Jerzego Nowosielskiego, z poszukiwaniem
nowych problemów ideowych. UmiejĊtne korzystanie z doĞwiadczeĔ konstruktywistycznych w typie
Stanisáawa Fijaákowskiego, w tym unizmu StrzemiĔskiego, powoduje, Īe obrazy Issaieffa dziaáają
pulsującą formĊ opartą najczĊĞciej na dysonansach kolorystycznych, a ostatnio takĪe wyrafinowanymi
odcieniami bieli. OczywiĞcie twórczoĞü Issaieffa od StrzemiĔskiego zdecydowanie wiĊcej dzieli niĪ áączy,
ale w sensie penetracji istoty malarstwa zbliĪyli siĊ do podobnych konkluzji, w których liczy siĊ kaĪdy
centymetr zamalowanego páótna, mającego jak najskuteczniej dziaáaü na odbiorcĊ.
Jego obrazy są przekonywające pod wzglĊdem uniwersalnej tematyki – odwiecznej rywalizacji
pierwiastka mĊskiego z ĪeĔskim i krwioĪerczej walki, którą moĪna sprowadziü do konkluzji wyraĪonej
przez Francisa Bacona (którego bardzo ceni áódzki artysta), Īe Ğwiat to Záo. Issaieff pragnie jednak
dokonaü alchemicznej przemiany, polegającej nie na usprawiedliwieniu odwiecznej zasady Záa, ale na
próbie jego zmiany na Dobro, na ile jest to oczywiĞcie moĪliwe. Tak moĪna scharakteryzowaü najnowszy
etap samoĞwiadomoĞci Issaieffa. W sensie filozoficznym artysta bliski jest poglądom egzystencjalnym
Martina Bubera zawartym w Problemie czáowieka, który podejmuje próbĊ przerwania naszej
egzystencjalnej samotnoĞci.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
13
Jan Grzegorz Issaieff,
A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 18 x 24 cm
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
14
Po obejrzeniu kilku wystaw malarstwa Issaieffa na przestrzeni ostatnich lat nie ulega wątpliwoĞci, Īe jest
on postacią nie tylko lokalną. Z pewnoĞcią wartą pokazania na szerszym forum ogólnopolskim, na którym
zazwyczaj prezentuje siĊ uznane stereotypy, gdyĪ nie wymaga to podjĊcia Īadnego ryzyka przez polskich
menagerów zajmujących siĊ sztuką.
Krzysztof Jurecki, Jan Grzegorz Issaieff IKONA JEST àĄCZNIKIEM MIĉDZY SACRUM
A PROFANUM
I
Krzysztof Jurecki Porozmawiajmy na temat Twojej maáo znanej (niestety) twórczoĞci – gáównie
rysunkowej i malarskiej. Kiedy zacząáeĞ interesowaü siĊ sztuką?
Jan Grzegorz Issaieff Okoáo dwudziestu piĊciu lat temu...
K.J. To tradycja rodzinna czy inspiracja? Skąd siĊ to wziĊáo ?
J.G.I. Samo z siebie i z przeznaczenia.
K.J. RozpocząáeĞ od malarstwa ikonowego, które operuje okreĞlonymi schematami ikonograficznymi
i jest twórczoĞcią religijną, gáównie sáuĪącą modlitwie. Czy takie zainteresowania ulegáy transpozycji
i kopiowaniu?
J.G.I. W ikonie nie ma pojĊcia kopii. Początkowo opieraáem siĊ na okreĞlonych schematach, ale potem
próbowaáem wáasnych rozwiązaĔ – indywidualnego rysunku i psychologicznego portretu, który
zasadniczo mnie zajmowaá. W ikonie istnieje kanon, który nigdy nie doprowadza do zuboĪenia
malarstwa. Ona zawsze jest otwartym polem...
K.J. „Otwartym” symbolem!
J.G.I. Polem i symbolem. Polem, poniewaĪ w sensie psychologicznym znajduje siĊ w nim portret. Portret
zawsze powinien byü psychologiczny, a w ikonie nie chodzi tylko o wizerunek. MoĪe byü to np.
UkrzyĪowanie, grupa ĞwiĊtych. Mnie interesowaáa postaü. Twarze wszystkich ĞwiĊtych, w których
staraáem siĊ ukazaü psychologizm.
K.J. Dlaczego zaprzestaáeĞ malowania ikon?
J.G.I. Nie jest to zamkniĊta sprawa. Jest to okreĞlona zmiana czasu. PrzeĞwiadczony jestem, Īe naleĪaáo
zmieniü warstwy wizualne. Związane jest to z przeáomami wieków. Pewna eksploracja, do której byáem
przywiązany musiaáa eksplodowaü. Chodzi o eksploracjĊ Īycia, moich znajomych etc., tego, co siĊ dzieje
na caáym Ğwiecie.
K.J. Jakie idee i problemy są Ci bliskie w sztuce?
J.G.I. Przede wszystkim stany mistyczne związane ze sztuką. Wszyscy, którzy posiedli okreĞlony stan
skupienia i odkrywali nowe struktury znaczeniowe.
K.J. Moim zdaniem ekspresja w sztukach plastycznych nie w peáni áączy siĊ z mistyką, której obszar jest
na granicy religii i herezji. Czy są to dwa róĪne obszary ?
J.G.I Nie. Ale istnieje dla mnie w sztuce bardzo duĪy obszar intuicji. Artysta musi jej zawierzyü
i posiadaü szczególny stan skupienia, a to moĪe wiązaü go ze stanem mistycznym. Anglik Francis Bacon
teĪ byá mistykiem (dla mnie) mimo tego, Īe moĪna go posądzaü o pewne cechy „Záego”. Ale jest to záudne.
Wszystkie sprawy negatywne przetwarzaá na dobro i w ten sposób byá tak samo etykiem.
K.J. Mam ogromne wątpliwoĞci, czy czyniá z tego Dobro?
J.G.I. W tym sensie Dobro, Īe dawaá pewnego rodzaju ostrzeĪenia dla ludzi. Ciekawa sprawa wiąĪe siĊ
z KoĞcioáem, poniewaĪ jedyna sztuka niezrozumiaáa i niebezpieczna to sztuka plastyczna (np.
wspomniany Bacon). W KoĞciele, czy precyzując w galerii koĞcielnej, niestety dziaáają dyletanci i boją siĊ
niektórych artystów. Zapomina siĊ np. o freskach Michaáa Anioáa w kaplicy SykstyĔskiej...
K.J. ...które równieĪ uznane byáy za niebezpieczne.
J.G.I. Weryfikator, czyli czas zmieniá ten pogląd i juĪ nie są niebezpieczne. Za piĊüdziesiąt lat okaĪe siĊ,
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
15
Īe tacy jak Bacon nie są juĪ kontrowersyjni.
K.J. Jest niebezpieczny, poniewaĪ byá niewierzący. Ukazywaá kryzys czy zmierzch chrzeĞcijaĔstwa
i w tym tkwi róĪnica miĊdzy nim a religijnym Michaáem Anioáem! Czáowiek w wizji Bacona staje siĊ tylko
ocháapem miĊsa, który jednak malowaá w niepowtarzalny sposób! Jego wizja jest tyle prawdziwa, co
przeraĪająca.
J.G.I. Zgadza siĊ! I dlatego jest wielkim etykiem i moralistą wysokiej rangi.
K.J. A jeĞli chodzi o Twoje prace rysunkowe z lat 90., które moĪemy oglądaü od 28 czerwca 1996 roku
w Bagdad Cafe, to dostrzegam w nich dwie struktury. Pierwsza – syntezy rysunkowej, druga – tkanki
abstrakcyjnej, kojarzącej siĊ z konstruktywizmem. Jakie znaczenie ma dla Ciebie abstrakcja?
J.G.I. Szkoda, Īe Ğwiat zachodni nie odkryá wczeĞniej ikony, niejako zastąpiáa ją w sztuce XX wieku
rzeĨba afrykaĔska, której znaczenie wzrosáo od czasu kubizmu. Ikony ruskie, nie bizantyjskie (szkoáa
nowogrodzka), to niejednokrotnie pod wzglĊdem formalnym czysty kubizm. àatwiejsza do odkrycia
byáa rzeĨba afrykaĔska. DuĪa synteza zawarta w ikonie zawaĪyáa na mojej wypowiedzi rysunkowej
i malarskiej.
Jan Grzegorz Issaieff,
A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 18 x 24 cm
K.J. Malarze Ğwiata zachodniego odrzucili ikonĊ na rzecz rozgrywek formalnych (fowizm,
ekspresjonizm, czĊĞciowo konstruktywizm etc.). Ty dalej pragniesz byü blisko ikony, ale w specyficzny
sposób. W warstwie ideowej inspirujesz siĊ antropologią Mircei Eliadego i neognozą Carla Gustava Junga
J.G.I. Jest to aktualna wizja. PostĊp techniczny sam w sobie nic nie znaczy. Czáowiek siĊ nie zmieniá,
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
16
choü próbuje. Moje rysunki traktują o sprawach duchowych, które są niezmienne od ok. dwóch tysiĊcy
lat, czyli czasów chrzeĞcijaĔstwa. Czáowiek wtedy staá siĊ rzeczywiĞcie wartoĞcią najwyĪszą (podmiotem)
i to trwa do chwili obecnej. Ale nastąpiáa obecnie ogromna destrukcja spoáeczna.
K.J. Co uwaĪasz za interesujące w sztuce polskiej i Ğwiatowej?
J.G.I. Istnieje przekonanie o „zmierzchu sztuki”, która ostatecznie upadnie. To nieprawda, ale
obserwujemy ogromny zalew paraartyzmu. Czas bĊdzie generalnym weryfikatorem – dzieáo czy kicz.
K.J. Ale co teraz jest dla Ciebie waĪne?
J.G.I. WáaĞciwie nie ĞledzĊ tego co siĊ dzieje, nie mam czasu skupiü siĊ na dziaáalnoĞci innych. Zwykáe
Īycie zawiera tyle podniet, Īe nie mam czasu. Nawet moje chodzenie po knajpach to bardzo istotna
sprawa, która mnie „áaduje” – są to pewne stany obserwacyjne nie tylko ludzi, ale i siebie w sensie
psychologizmu. CeniĊ Bacona i Jerzego Nowosielskiego – bardzo dobrego malarza i rysownika.
K.J. Któremu pozostaáa takĪe pewnoĞü rĊki.
J.G.I. Typ rysunku, jaki reprezentuje Nowosielski, interesuje mnie – lapidarny, syntetyczny przekaz –
nic wiĊcej i nic mniej. Jego akty piórkiem są wzorem.
K.J. Spotykamy siĊ w Bagdad Cafe, a nie w muzeum czy w profesjonalnej galerii. Dlaczego?
J.G.I. KaĪdy artysta jest w stanie okreĞliü, czy robi „knoty”, czy dzieáa. Aspekt psychologiczny polega na
tym, Īe kaĪdy pragnie wybiü siĊ z táumu. PrzeraĪa mnie masa máodych i nie tylko máodych artystów,
posiadających naturĊ narcystyczną, polegającą na chĊci bardzo szybkiego sukcesu, za czym nie stoi ani
praca ani dzieáo. Jest to zgubne! Prawdziwy artysta ponosi ryzyko zawsze, mimo, Īe niejednokrotnie
dostanie w d.... Dla mnie sztuka jest drogą Īycia. W Chinach nazywa siĊ to Tao. Wracając do Twego
pytania. Dla niektórych dyrektorów przepustka do wystawy to WyĪsza Szkoáa Plastyczna, a ja jestem
samoukiem, wedáug sáów jednego z administratorów áódzkiej sztuki [Bernarda Keplera – ówczesnego
dyrektora BWA w àodzi – przypis K.J. (2007)] – autodydaktą, który powinien napisaü podanie (sic!)
i czekaü, aĪ rada galerii je rozpatrzy, jakby sam nie potrafiá oceniü, czy coĞ jest warte wystawienia czy nie.
Smutny jest nasz áódzki rynek galeryjno–muzealny! Są teĪ kobiety, które potrafią okreĞliü, Īe rysunek jest
elegancki, a malarstwo takie ekspresyjne. I koniec na tym.
àódĨ, 1996
Wywiad pt. Taoista w Bagdadzie. Rozmowa z Janem Grzegorzem Issaieffem, malarzem i rysownikiem, „Verte”
1996, nr 111, dodatek do „Gazety àódzkiej”.
II
K.J. Czym jest dla Ciebie malarstwo?
J.G.I. Malarstwo jest dla mnie poszukiwaniem formy dla ducha, tzn. DąĪeniem do poznania w sferze
teologicznej.
K.J. Czy ikona jako obraz religijny, ale tworzony przez artystów wspóáczesnych, ma sens ? Co wniósá
w tym zakresie Jerzy Nowosielski ?
J.G.I. JeĪeli nadrzĊdnoĞü Boga jest oczywistoĞcią, to ikona jest zbĊdna. Jednak uáomnoĞü czáowieka
spowodowana kataklizmem grzechu pierworodnego sprawiáa, Īe ikona jest áącznikiem miĊdzy sacrum
a profanum. Moim zdaniem Jerzy Nowosielski nic istotnego nie wniósá do ikony. Natomiast dziĊki ikonie
wyrósá na krzepkiego malarza i rysownika.
K.J. Jaki jest wpáyw fotografii na wspóáczesne malarstwo?
J.G.I. Od kiedy pojawiáa siĊ fotografia, jest sprawą wiadomą, Īe jej wpáyw na malarstwo istnieje. WiĊcej
na ten temat nie powiem, aby nie tworzyü truizmów. ZaznaczĊ tylko, Īe na moje malarstwo fotografia nie
ma Īadnego wpáywu. Trzeba teĪ podkreĞliü, Īe fotografia od samego początku czerpaáa i w dalszym ciągu
korzysta z malarstwa.
K.J. Czy moĪna mówiü o „Ğmierci Boga”, „Ğmierci czáowieka” i „Ğmierci malarstwa”?
J.G.I. Mówiü o Ğmierci Boga, czáowieka, malarstwa moĪna zawsze, lecz nic z tego nie wynika. Dlaczego?
Z prostego powodu, braku odpowiedzi na odwieczne pytanie: Kim jest czáowiek?
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
17
Jan Grzegorz Issaieff,
A.R.C.H.E., 2004, tusz, pióro, 18 x 24 cm
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
18
K.J. Jakie obecnie są zadania dla artysty? Czy artysta powinien „szczypaü rzeczywistoĞü”, czy to moĪe byü
zasadniczym przesáaniem sztuki? NawiązujĊ do tytuáu wywiadu Marty Skáodowskiej z Józefem
Robakowskim z „Gazety àódzkiej” z 23.02.2007 roku pt. Odautorskie szczypanie rzeczywistoĞci,
w którym powiedziaá: „Kantor w jaskrawy sposób teatralizowaá realia, ja w nie wchodzĊ i po prostu w nich
jestem. CieszĊ siĊ, kiedy moĪna w tej realnoĞci coĞ spsociü, odautorsko uszczypnąü”.
J.G.I. Tak postawione pytanie wymaga sprecyzowania pojĊcia „artysta”. Zawsze podkreĞlaáem, Īe
w jĊzyku polskim ujednolicenie pojĊcia artysta jest barbarzyĔstwem na sztuce wysokiej. Niechlujstwo
w posáugiwaniu siĊ jĊzykiem polskim polega na niestosowaniu istotnych przymiotników przed lub po
sáowie artysta tzn., Īe artysta artyĞcie nie jest równy, bo są artyĞci estradowi, cyrkowi, teatralno–filmowi,
operowi, kabaretowi... Natomiast zadania dla artysty obecnie są takie same jak dawniej: powaĪne. ZaĞ
„szczypanie rzeczywistoĞci” jest nieinteresujące, bo infantylne i trywialne.
K.J. Kogo cenisz w fotografii polskiej?
J.G.I. Prawdziwych artystów.
K.J. ??? To unik odpowiedzi na moje pytanie. Czy artysta moĪe byü klownem w sztuce – np. Katarzyna
Kozyra, àódĨ Kaliska? Jakie są granice w takiej postawie twórczej?
J.G.I. ArtyĞcie cyrkowemu, kabaretowemu itp. zawsze wolno byü klownem. W takiej postawie są granice
etyczne i estetyczne.
K.J. TrochĊ inaczej na to patrzĊ. MoĪna byü klownem, jeĞli jest to postawa autentyczna (jak np. dadaiĞci
czy surrealiĞci, poza Salvadorem Dali!), związana z ryzykiem twórczym, a nie postawa, jak ma to miejsce
obecnie na caáym Ğwiecie, związana z mediami, gáównie tv i komercjalizacją. WspóáczeĞni klowni
podąĪają raczej nieĞwiadomie Ğladami Dody i Michaáa WiĞniewskiego, który, co interesujące,
w wywiadach powoáuje siĊ na znajomoĞü z àodzią Kaliską. ZaĞ Jacek àągwa komponowaá muzykĊ do
filmów àodzi Kaliskiej, np. PamiĊtam, pamiĊtam, pamiĊtam.... A co sądzisz o rynku sztuki w Polsce?
Rozmawiamy w roku 2007, zatem moim zdaniem takiego rynku w Polsce nie ma.
J.G.I. Natomiast są galerie i domy aukcyjne, które uprawiają w handlu sztuką szalbierstwo. Przykáadem
tego jest rynek sztuki w àodzi, którym w wiĊkszoĞci zajmują siĊ dyletanci.
K.J. Jaka filozofia jest wieczna dla artysty i czáowieka?
J.G.I. KaĪda, która traktuje czáowieka jako podmiot. W moim jednak przekonaniu zastąpiábym filozofiĊ
teologią, bo jest istotne kim jesteĞmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy i co jest za zasáoną materii.
àódĨ, listopad 2007
Jan Grzegorz Issaieff WIERSZE
***
wertując
bibliotekĊ Ğwiata
szukam
haseá wprowadzających
zadzierając gáowĊ
rozmawiam
z
niebem
üwiczĊ marsz i taniec
szczególnie
ukáad
ostateczny
1984
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
19
survival
ile
trwa
mrok
zawieszony
w
umyĞle
nikt nie wie
idziesz
do
maga
kupujesz
prochy
oczekujesz
wiosny
modlisz
siĊ
aby czas daá
okruch
jasny
po którym poznają
Īe jeszcze trwasz
1985
ulisses
szczwany
byá
przez
tysiące lat
wystawiaá do wiatru
potĊĪne umysáy
kiedy
nabraá pewnoĞci
do
boskiej
genealogii
niespodziewanie
padá
przyszpilony
igáą
systemu
singer
do
nocnej
koszuli
kobiety
1985
***
siedzieliĞmy klasycznie
twarzą w twarz
kulturalnie przesyceni
Ğródziemnym morzem
myĞli wzbijaáy siĊ
zachwycone lotem
zwodniczy
czas
jak rdza podgryzaá
gwiazda
zgasáa
piliĞmy miód
a
szaraĔcza wyfruwaáa
z ust estetycznie
1998
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
20
Prof. Jerzy Poradecki do Jana Grzegorza Issaieffa, list z dn. 2 XII 1981 r.; do druku tomiku nie doszáo z powodu
ogáoszenia stanu wojennego 13 XII 1981 r. i póĨniejszych restrykcji wáadz Polski wobec niepokornej czĊĞci
Ğrodowiska literackiego; czĊĞü wierszy zaginĊáa.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
21
Dariusz Pawlicki PRZEDE WSZYSTKIM PRZECIW IMPERATYWOWI ODBYWANIA
EGZOTYCZNYCH PODRÓĩY
Nie przejawiam, i to choüby w minimalnym stopniu, ochoty do odbywania dalekich podróĪy, do miejsc
nazywanych egzotycznymi. To znaczy do opuszczania obszaru kulturowego, do którego przynaleĪĊ.
W tym eseju przedstawiĊ racje, moje racje stojące za nieprzejawianiem takowych chĊci. I uczyniĊ to takĪe
dlatego, aby namówiü innych do tego samego. A poniewaĪ jedną z cech eseju, którym niniejszy tekst ma
byü, jest ujĊcie okreĞlonego tematu w sposób subiektywny, bĊdĊ nawet bardzo subiektywny.
*
ĩywiĊ przekonanie, Īe podróĪowanie na inne kontynenty, mam na myĞli cele turystyczne, jest wyáącznie
jeszcze jednym sposobem na zapeánienie wolnego czasu. Takim samym jak czytanie dla czytania,
chodzenie do teatru dla chodzenia, oglądanie telewizji dla telewizji (w przeciwieĔstwie do czytania dla
dowiedzenia siĊ CzegoĞ; oglądniĊcia sztuki teatralnej, aby CoĞ z CzymĞ skonfrontowaü...; wáączenia
telewizora dla konkretnego programu poĞwiĊconego np. robieniu bigosu). Z tym, Īe podróĪowanie,
w przeciwieĔstwie do pozostaáych wymienionych sposobów zagospodarowania indywidualnego czasu,
wymaga poĞwiĊcenia na ten cel nie godzin, ale dni, tygodni... Wymaga takĪe dysponowania zdecydowanie
wiĊkszymi Ğrodkami finansowymi. To znaczy takimi, aby gwarantowaáy wygodĊ. A ta jest niezwykle
waĪna. Bo czyĪ w ciągu kilku ostatnich dziesiĊcioleci, przynajmniej na Zachodzie, potrzeba Īycia
w wygodzie, wrĊcz w komforcie, nie staáa siĊ tak silna, Īe zastąpiáa pragnienie szczĊĞcia? Moim zdaniem –
zastąpiáa. Nakáada siĊ na to jeszcze potrzeba doznawania ustawicznych wraĪeĔ. I to wciąĪ nowych. W to
pragnienie wpisuje siĊ, wrĊcz idealnie, imperatyw odbywania dalekich podróĪy. Najlepiej w takie miejsca
w jakie nie udaá siĊ jeszcze nikt z rodziny bądĨ pracy. Owe podróĪe, obok áączącego siĊ z nimi prestiĪu, dla
wielu stanowią teĪ rodzaj znieczulenia. A tym, co chcą znieczuliü, są problemy. I nie muszą to byü
wyáącznie káopoty zawodowe, rodzinne. Problemy mają bowiem to do siebie, Īe gdy przebywa siĊ setki,
tysiące kilometrów od miejsc, w których one „powstają”, zdają siĊ byü mniejszymi, mniej
doskwierającymi. To znieczulenie potrwa jednak tylko tak dáugo, jak pozwoli na to stan konta, „Kodeks
pracy” i, ewentualna, dobra wola pracodawcy.
Ale obok wymienionych powyĪej, powód odbywania owych podróĪy moĪe byü jeszcze jeden –
nuda, zwykáa nuda.
JeĞli powodem wyjazdów w odlegáe zakątki Ziemi, jest jeden z tych, o których wspomniaáem
powyĪej, niech chĊtni jadą gdziekolwiek, choüby na WyspĊ Wielkanocną.
*
PodróĪ do innych miejsc moĪe jednak sáuĪyü równieĪ pogáĊbieniu indywidualnej wiedzy na ich temat.
I w tym momencie naleĪy przypomnieü istniejący w Europie, przed epoką masowego przemieszczania siĊ,
której początki siĊgają poá. XIX w., pewien obyczaj, wrĊcz swoistą instytucjĊ. Nazywaá siĊ on z francuska
Grand Tour. Wáadysáaw KopaliĔski w jednym ze swych nieocenionych sáowników
[1]
podaá nastĊpujące
táumaczenie tego terminu: „Wielki Objazd bądĨ Wielka PrzejaĪdĪka” (pierwsze okreĞlenie jest, moim
zdaniem, bliĪsze istoty zjawiska). A chodzi o rodzaj podróĪy trwającej rok – dwa lata, jaką odbywali
máodzi europejscy arystokraci i intelektualiĞci. Ci pierwsi czynili to obowiązkowo w towarzystwie
guwernera i pochodzącego z poznawanego kraju sáugi–przewodnika. Grand Tour bĊdący podróĪą
edukacyjną, miaá na celu poszerzenie horyzontów przez uzupeánienie wiedzy o kulturze i cywilizacji,
a takĪe wyrobienie gustu artystycznego, nabranie dobrych manier. Niezmiernie waĪną rolĊ odgrywaáy
w owych podróĪach listy polecające umoĪliwiające nawiązanie kontaktu z waĪnymi, z róĪnych powodów,
osobistoĞciami.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
22
Giovanni Battista Piranesi, Widok placu Navona w Rzymie, akwaforta, ok. 1750 r.
Owa forma uzupeániania edukacji narodziáa siĊ w Anglii. A za jej ojca uwaĪa siĊ Thomasa Coryata
(1577–1617), który w 1608 r. przemierzyá pieszo wiele paĔstw wáoskich (takĪe czĊĞü Francji). Nie byá
wprawdzie pierwszym, który odbyá Wielki Objazd, ale pierwszym, który w ksiąĪce swego autorstwa
Coryat’s Crudities hastily gobbled up in Five Months Travels in France, Italy, &c’ (1611), uwzglĊdniá
elementy, które záoĪyáy siĊ nastĊpnie na powstanie pojĊcia Grand Tour. Wymieniá, chociaĪby, obiekty
architektoniczne, dzieáa sztuki, którym naleĪy przyjrzeü siĊ na trasie podróĪy. I choü wspomniaá o Francji,
to jednak szczególną uwagĊ poĞwiĊciá Wáochom. Bo teĪ one przyciągaáy najbardziej, przede wszystkim na
początku. Zwáaszcza takie oĞrodki miejskie jak Rzym, Florencja, Padwa, Lukka czy Wenecja. W II poáowie
XVII w. zaczĊto zwracaü baczniejszą uwagĊ na FrancjĊ, ze szczególnym uwzglĊdnieniem ParyĪa
i Wersalu. ZaĞ w XVIII w. obszar, którego dotyczyá Grand Tour, wzbogaciá siĊ o kraje przodujące
w rozwoju przemysáu i rolnictwa – AngliĊ i HolandiĊ. Z kolei w II poá. XVIII w. duĪym zainteresowaniem
zaczĊáy cieszyü siĊ niektóre miasta niemieckie. A to ze wzglĊdu na peánioną rolĊ oĞrodka wáadzy (Berlin,
WiedeĔ, Drezno), kultury (Weimar, Jena, Getynga, Heidelberg, Lipsk), albo teĪ funkcjĊ uzdrowiskową
(Baden–Baden, Marienbad).
Wielki Objazd, jeĞli chodzi o wizyty we Wáoszech, a byáy one modne przez caáy ten czas, miaá
ewidentny wpáyw na rozwój kultury póánocnej Europy. ChociaĪby jeĞli chodzi o muzykĊ. Do czego
przyczyniá siĊ Grand Tour odbyty przez takich wybitnych kompozytorów pochodzących z Cesarstwa
Rzymskiego Narodu Niemieckiego jak np. Heinrich Schütz, Johann Georg Pisendel, Georg Friedrich
Händel, Wolfgang Amadeusz Mozart.
Wielki
Objazd
odbywaá siĊ w krĊgu spraw, które máodemu Europejczykowi naleĪącemu do tej czy
innej warstwy uprzywilejowanej, byáy juĪ nieco znane. Skáadaáy siĊ naĔ bowiem nazwiska twórców,
których utwory przeczytaá bądĨ, w przypadku dzieá sztuki i budowli, o których sáyszaá np. na studiach.
Znane byáy mu takĪe podstawy wiedzy historycznej obejmującej zwáaszcza, co wówczas uwaĪano za
podstawĊ, staroĪytną GrecjĊ i Rzym. Bogaty zestaw nazwisk, pojĊü, nazw geograficznych, faktów
historycznych, którymi operowali wyksztaáceni ówczeĞni Europejczycy, byá bowiem wspólny. Powszechna
byáa teĪ wĞród nich, choü na róĪnym poziomie, znajomoĞü dwóch jĊzyków: áaciĔskiego i francuskiego.
PrzynaleĪnoĞü do tej kulturowej wspólnoty miaáa miejsce niezaleĪnie od tego, którego paĔstwa byáo siĊ
mieszkaĔcem. WiĊzi owe spajaáo takĪe chrzeĞcijaĔstwo (choü róĪne skáadające siĊ na nie wyznania mogáy
byü, w pewnym sytuacjach, Ĩródáem problemów). A wszystko to stanowiáo, w sumie, okreĞlony kod
kulturowy. Powszechnie przy tym akceptowany.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
23
Kres Grand Tour, zjawiska zdecydowanie elitarnego, przyniósá rozwój kolejnictwa, który
spowodowaá umasowienie podróĪowania. Ów masowy podróĪny przybywając np. do Wáoch
zainteresowany byá patrzeniem (czy równieĪ widzeniem?), przebywaniem w konkretnych miejscach – ich
zaliczaniem.
*
Zjawisko okreĞlane jako Wielki Objazd nie istnieje (gdyby je reaktywowaü, winno ono obejmowaü caáą
EuropĊ, jak teĪ, ze wzglĊdu na pokrewieĔstwo kulturowe, USA i KanadĊ, ewentualnie – AustraliĊ i Nową
ZelandiĊ). Rozwija siĊ bowiem, i to w najlepsze, to, co sprawiáo, Īe Grand Tour przeszedá do historii. To
znaczy, wspomniana, masowa turystyka, której cechą charakterystyczną jest wycieczka najczĊĞciej
trwająca dwa tygodnie. A cóĪ moĪna zobaczyü w tak krótkim czasie np. w ogromnej Kanadzie? Co moĪna
pamiĊtaü, po powrocie do domu, z takiej wycieczki? W przypadku podróĪy autobusem – przede
wszystkim stan moteli, toalet, autostrad; a jeĞli chodzi o przemieszczanie siĊ samolotami – poziom
obsáugi na dworcach lotniczych, ich funkcjonalnoĞü. Nie myĞlĊ jednak, aby uzyskanie takich informacji
byáo czymĞ cennym, wartym odbycia podróĪy. Ale one i tak bĊdą dawaáy jakiĞ jednorodny obraz kraju.
Nie tak jak w przypadku Amerykanina odbywającego turystyczne, czternastodniowe „turne”, z uĪyciem
autokaru, po Europie. JeĞli chodzi o ten drugi przykáad celu podróĪy, to káania siĊ amerykaĔska komedia
pod znamiennym, gdyĪ bardzo wiele mówiącym, tytuáem: JeĞli dziĞ wtorek – jesteĞmy w Belgii.
Z takiego wojaĪu europejskiego pozostanie jedynie zestaw zdjĊü i filmów wideo, na których zostaáy
zarejestrowane rozmaite obiekty. Nie powiązane jednak z konkretnymi miejscami, nie poáączone wiedzą
np. historyczną. Owo podróĪowanie, z postojami na uĪycie kamer wideo i aparatów fotograficznych (to,
co zostaáo dziĊki nim zarejestrowane, bĊdzie obejrzane po powrocie do domu), odbywa siĊ bowiem na
zasadzie: szybko, szybko, juĪ jesteĞmy spóĨnieni! Równie dobrze, zamiast odbywaü taką podróĪ,
Amerykanin moĪe przejrzeü róĪnotematyczne albumy dotyczące Europy, z uwzglĊdnieniem jej kultury.
Chyba, Īe... pojedzie do Europy z zamiarem spĊdzenia w niej nie dwóch tygodni, ale roku lub dwóch lat
(pewna bliskoĞü kulturowa bĊdzie sprzyjaáa poznaniu i zrozumieniu). I to nie ograniczając tego kontaktu
do zapoznania siĊ z Londynem czy ParyĪem.
*
Marzeniem ĞciĊtej gáowy przy podróĪowaniu w poĞpiechu, jest kontemplacja. A do tego nie ma ona wrĊcz
sensu. ĩeby bowiem kontemplowaü, nie trzeba nigdzie wyruszaü, nie trzeba nawet opuszczaü, nie tyle
przysáowiowych, co wrĊcz dosáownych, czterech Ğcian. Poza tym podróĪowanie nie sprzyja
kontemplowaniu. Maáo tego, jest jego zaprzeczeniem. O spokoju mającym Ĩródáo w niepodróĪowaniu
mówią, przytoczone poniĪej, myĞli sformuáowane przez Rosjanina i ChiĔczyka. Pierwszą z nich, ojca
Germana, zakonnika z Wysp Soáowieckich, przytacza Mariusz Wilk w Odlocie dzikich gĊsi. Brzmi ona
nastĊpująco:
(...) czy nie szkoda trwoniü czasu na ciągáe wojaĪe, skoro moĪna wĊdrowaü po Ğwiecie, nie
wychodząc z celi? Zatrzymaj siĊ, (...), a zobaczysz, jak daleko dojdziesz...
[2]
ĩyjący wiele wieków wczeĞniej Lao Tsy [Laozi], w podobnej kwestii, w Drodze wypowiedziaá siĊ
oto tak:
MoĪesz poznaü Ğwiat,
Nie
wychodząc z domu,
MoĪesz ujrzeü swoją DrogĊ,
Wyglądając przez okno.
Im dalej pójdziesz,
Tym mniej bĊdziesz rozumiaá.
[3]
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
24
David Roberts, Posągi Memnona, akwarela, 1838 r.
Natáok wraĪeĔ nie sprzyja rozumieniu/zrozumieniu; wrĊcz mu szkodzi. Tymczasem Īądza wraĪeĔ,
wciąĪ nowych wraĪeĔ, jak wspomniaáem, dominuje wspóáczeĞnie. Stanowi po prostu imperatyw. Do tego,
po pewnym czasie, poszukiwane są wraĪenia jeszcze mocniejsze/intensywniejsze. Na te doznawane
dotychczas zostaáo siĊ bowiem uodpornionym. PodróĪowanie teĪ jest przykáadem poszukiwania wraĪeĔ.
A te, zgodnie z panującym stylem Īycia, wymagają równieĪ wzmacniania; jeĞli byáo siĊ w Egipcie (czytaj:
w Gizie i Dolinie Królów tudzieĪ Dolinie Królowych), to nastĊpne wakacje (maksymalnie – 2 tygodnie)
naleĪy spĊdziü na Seszelach.
*
Na moją negatywną opiniĊ co do podróĪy odbywanych do odlegáych zakątków Ziemi, obok natáoku
wraĪeĔ zlewających siĊ w nijaką caáoĞü, wpáyw ma, w tym samym stopniu, to, Īe ich celem są kraje/krainy
naleĪące do innych, obcych kultur. Innych i obcych dla, w tym wypadku, Europejczyka, czáowieka,
ogólnie rozumianego, Zachodu. BezcelowoĞü takich podróĪy zauwaĪaá Paweá Hertz, który w szkicu
O podróĪy tak napisaá na ten temat:
Nie wyobraĪam sobie, Īebym miaá ochotĊ pojechaü do Chin, Indii czy Japonii. MyĞlĊ, Īe to byáoby
daremne,
Īe nic siĊ z tego nie zrozumie. Europejczyk musiaáby poĞwiĊciü Īycie, aby poznaü religie, obyczaje,
zasadĊ etyczną tamtego Ğwiata, jego historiĊ i literaturĊ. Ja nie jestem ich ciekawy.
[4]
To fakt, Īe Hertz napisaá to z pozycji czáowieka przekonanego, Īe z owej innoĞci nic bądĨ niewiele
zrozumie, jak teĪ, wprost, stwierdzającego, Īe nie jest jej ciekawy. Podobnie jest ze mną. Tymczasem od
czáowieka wspóáczesnego oczekuje siĊ cháonnoĞci, tego, aby interesowaá siĊ, dosáownie, wszystkim. Rzecz
jasna taki jest ideaá. Ale jest on nagáaĞniany, reklamowany. Do tego nie sáychaü o Īadnej alternatywie
w tym wzglĊdzie. Rezultatem tego jest to, Īe ów ideaá jest przyswajany, w swych zaáoĪeniach, przez bardzo
wielu ludzi.
PobieĪne zaznajamianie siĊ z odrĊbną kulturą (dogáĊbne niezmiernie rzadko ma miejsce) np.
chiĔską, moĪe zaowocowaü uĪyciem, co najwyĪej, cytatów z pism jej przedstawicieli, aby zobrazowaü
gáoszony pogląd. A przykáadami takich wyimków moĪe byü ten przywoáany juĪ na stronach tego eseju,
z Lao–Tsy’ego [Laozi] jak teĪ taki oto:
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
25
Poezja/pieĞĔ jest wyrazem ludzkich dąĪeĔ.
Pochodzi ono z Wielkiej przedmowy do KsiĊgi pieĞni (dzieáo powstawaáo od XI do VI w. p.n.e.)
[5]
Za kaĪdym razem, w przypadku odlegáych kultur, zabraknie jednak wiedzy gruntownej,
przynajmniej w jakiejĞ jej dziedzinie. Takową posiadają bowiem bardzo nieliczni. Dla pozostaáych, jakĪe
licznych (w tym autora niniejszego tekstu), pozostają cytaty.
Ci którzy zachwycają siĊ tym, co oferują inne kultury, w pierwszym rzĊdzie stykają siĊ
z najbardziej spektakularnymi ich „wytworami” (gdyby z takowymi nie zetknĊli siĊ, najpewniej nie
mówiliby o zachwycie). A na kultury skáadają siĊ nie tylko wspaniaáe, wrĊcz genialne osiągniĊcia, ale i te
jak najbardziej przeciĊtne, zresztą zdecydowanie dominujące. Na gruntowne ich poznanie, na przyjrzenie
siĊ temu, co znajduje siĊ za wspaniaáą fasadą, decyduje siĊ jednak bardzo niewielu. Przy tym, zachwycając
siĊ, dla przykáadu, cytowaną w wielu antologiach i opracowaniach myĞlą chiĔskiego filozofa i poety
Czuang–Tsu [Zhuangzi] (zmará ok. 300 p.n.e.), najczĊĞciej nie wiedzą o poglądzie podobnym w swej
wymowie, a sformuáowanym przez niemieckiego poetĊ Ğredniowiecznego Waltera von der Vogelweide’a
(ok. 1170 – ok. 1230). OtóĪ Czuang–Tsu [Zhuangzi] Ğniá kiedyĞ, Īe jest motylem, a kiedy siĊ zbudziá, nie
wiedziaá, czy jest czáowiekiem, któremu Ğniáo siĊ, Īe byá motylem, czy teĪ motylem, któremu Ğni siĊ teraz,
Īe jest czáowiekiem.
Nie ukrywam – myĞl powyĪsza jest piĊkna, przy tym intrygująca, zagadkowa. Ale czymĞ
podobnym jest fragment wiersza von der Vogelweide’a, który brzmi tak:
Czy Īycie mi siĊ Ğniáo, czy byáo naprawdĊ?
To fakt, Īe ChiĔczyk swoje wątpliwoĞci sformuáowaá duĪo, duĪo wczeĞniej niĪ Niemiec swe
zapytanie. Lecz cóĪ z tego, skoro pierwszy nie miaá Īadnego wpáywu na drugiego. A ten drugi o pierwszym
nie sáyszaá (jest bardzo prawdopodobne, Īe przytoczone dotąd cytaty z dawnych tekstów chiĔskiej, miaáy
swoje odpowiedniki, co do przekazywanych w nich treĞci, w myĞli zachodniej).
Przykáadem zgrabnego, ale i trafnego cytatu, jest stwierdzenie wystĊpujące w kulturze chiĔskiej od
epoki Song (960–1279 n.e.):
Poezja to malarstwo pozbawione ksztaátów, malarstwo to poezja pozbawiona dĨwiĊku
[6]
Wiele
miesiĊcy po wykorzystaniu w niniejszym eseju tego wyimka, we wstĊpie do pewnej ksiąĪki,
natknąáem siĊ na nastĊpujący fragment:
Pierwszym, który scharakteryzowaá poezjĊ poprzez malarstwo i malarstwo poprzez poezjĊ byá
prawdopodobnie Simonides z Keos (V w. p.n.e.). I chociaĪ jego pisma nie zachowaáy siĊ, na podstawie
relacji
Plutarcha
wáaĞnie jemu przypisuje siĊ twierdzenie, Īe malarstwo to niema poezja, a poezja –
mówiące malarstwo
.
[7]
Tak
wiĊc jeĞli nawet nie w V w. p.n.e., kiedy Īyá wspomniany Simonides, to przynajmniej na
przeáomie I i II w. n.e., za Īycia Plutarcha, pogląd na temat przenikania siĊ poezji i malarstwa byá na
pewno znany. A są dowody na to, Īe i wczeĞniej. Dowodzi tego, chociaĪby, nastĊpujące porównanie
(zrobiáo niebywaáą „karierĊ”) uĪyte przez Horacego w LiĞcie do Pizonów (czas powstania: 23–20 p.n.e.):
„ut pictura poesis”, to znaczy: poemat – niczym obraz.
*
Czy aby nie jest tak, Īe jeĞli interesuje nas wszystko, to tak naprawdĊ nie interesuje nas nic?
Jestem
zdania,
Īe zamiast doznawaü podczas dalekich podróĪy mnóstwa wraĪeĔ, krótkotrwaáych
i tylko wraĪeĔ, nie dostarczających przy tym Īadnej gáĊbszej wiedzy, lepiej jest ten czas poĞwiĊciü
najbliĪszemu otoczeniu (najbliĪszemu w sensie dosáownym, jak teĪ temu odleglejszemu, ale naleĪącemu
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
26
do Ğwiata, który rozumiemy, przez co nam bliskiego). Na poznawanie go krok po kroku. TakĪe w tym
wypadku moĪemy doczekaü siĊ wielu wraĪeĔ, ale z racji poruszania siĊ w obrĊbie pewnej wspólnej
tradycji kulturowej, wiĊcej bĊdziemy w stanie zrozumieü. A owe wraĪenia – odnieĞü do konkretnych
treĞci, nadaü im teĪ ksztaáty. Z tym, Īe trzeba byü uwaĪnym i wykazywaü siĊ wyobraĨnią, jak teĪ wiedzą.
WyobraĨnia o tyle jest wskazana, Īe odbywając peregrynacje po bliĪszym Ğwiecie, nie ma siĊ do czynienia
z tak spektakularnymi, okrzyczanymi obiektami. A owa spektakularnoĞü i „okrzyczanoĞü” sprawia, Īe
recepcja takich obiektów jak np. piramidy egipskie, jest áatwiejsza niĪ, chociaĪby, ruin pozostaáych po
okazaáym paáacu gen. Ludwika Paca w Dowspudzie nad Rospudą. Ile bowiem napisano i ile przeciĊtny
czáowiek (nie tylko turysta) przeczytaá o tych pierwszych, a ile o tych drugich?
Ruiny paáacu w Dowspudzie, grafika nieznanego autora, 1867 r.
Na temat zwracania uwagi na to, co tylko pozornie jest nieistotne, bo niby opatrzone, wspomniaá,
w WĊdrowcu i jego cieniu Friedrich Nietzsche:
Musimy znowu staü siĊ dobrymi sąsiadami rzeczy najbliĪszych i nie odwracaü od [nich] wzroku tak
wzgardliwie, jak dotąd, by patrzeü na chmury nad nimi...
[8]
[
1] Wáadysáaw KopaliĔski, Sáownik wyrazów obcych i zwrotów obcojĊzycznych; Wiedza Powszechna, Warszawa
1988.
[2] Mariusz Wilk, Odlot dzikich gĊsi w: Lotem gĊsi (III czĊĞü Dziennika póánocnego; Oficyna Literacka Noir sur Blanc,
2012.
[3] Lao Tsy [Laozi], Droga; przeá. Michaá Fostowicz–Zahorski; RĊkodzielnia Arhat, Wrocáaw 1992.
[4] O podróĪy. Rozmowa z Januszem Majcherkiem i Markiem ZagaĔczykiem, w: Paweá Hertz, PatrzĊ siĊ inaczej;
Pavo, Warszawa 1994.
[5] Adina Zemanek, Wprowadzenie do Estetyki chiĔskiej. Antologia, red. Edyta Podolska–Frej; Universitas,
Kraków 2007.
[6] tamĪe.
[7] Seweryna Wysáouch, Ut pictura poesis – stara formuáa i nowe problemy, w: Ut pictura poesis, red. Piotr
Sitkiewicz; sáowo/obraz terytoria, GdaĔsk 2006.
[8] Friedrich Nietzsche, WĊdrowiec i jego cieĔ; przeá. Konrad Drzewiecki; Zielona Sowa, Kraków 2003.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
27
Tomasz M. Sobieraj KTO NIE WIERZY W DMUCHANE SàONIE?
Fenomen Jacka Dehnela
Na stronie internetowej wydawanego przez Narodowy Instytut Audiowizualny pisma kulturalnego
„Dwutygodnik.com” (nr 101/2013) znalazáem artykuá zatytuáowany „Ten potwór Jacek Dehnel” Grzegorza
Wysockiego. Zaczyna on tymi sáowami:
Jacek Dehnel to grafoman, hochsztapler i záodziej. Grafoman, bo pisze duĪo i Ĩle. Hochsztapler, bo
sprytnie oszukuje wszystkich swoich czytelników, chociaĪby wmawiając im, Īe jest utalentowany i ma coĞ do
powiedzenia.
Záodziej, bo kradnie, faászuje, kopiuje i podrabia, nie mówiąc niczego nowego, oryginalnego
i
juĪ tysiąc razy powiedzianego.
Tak z grubsza prezentowaáby siĊ biogram autora Saturna, gdyby jego sporządzenie powierzyü
niektórym naszym krytykom i innym reprezentantom Ğrodowiska literackiego. Epitety doĞü wiernie oddają
uczucia, jakie wzglĊdem niego Īywią, choü nie jest to, oczywiĞcie, wyliczenie kompletne i dáugo moĪna by je
kontynuowaü. Krytykowali Dehnela m.in. Piotr ĝliwiĔski (gáoĞny tekst „Dehnelizacja” w „Tygodniku
Powszechnym”), Igor Stokfiszewski („Polska poezja uników” w „Gazecie Wyborczej”), czy, caákiem
niedawno, Agata Pyzik, która na internetowych áamach „Krytyki Politycznej” podsumowaáa twórczoĞü
autora „Lali” sáowami: „wynurzenia Jacka Dehnela o jego cierpieniach »arystokraty«” (...)
Na liczne tekstowe wyprawy przeciwko Dehnelowi wyruszali takĪe máodzi poeci, JaĞ [sic! – T.S.]
Kapela
(„Dehnel
siĊ usuwa na bezpieczne pozycje eleganckiej dulszczyzny i Ğwiatáego ciemnogrodu”) czy
Tomasz
Puáka. Sáynny jest równieĪ obszerny esej Elizy Szybowicz (opublikowany w „Krytyce Politycznej”,
a
nastĊpnie przedrukowany w tomie „Polityka literatury”), w którym krytyczka miaáa Dehnelowi za záe
chociaĪby to, Īe chce on tylko, „Īeby byáo áadnie”, a zupeánie nie zajmuje siĊ naprawianiem Ğwiata i,
w
domyĞle, tworzeniem literatury zaangaĪowanej.
Jakby
tego
byáo maáo, Grzegorz Wysocki napisaá drugą czĊĞü artykuáu, gdzie cytuje Krzysztofa
Uniáowskiego, profesora Uniwersytetu ĝląskiego, cenionego literaturoznawcĊ i krytyka literackiego,
laureata nagrody im. Kazimierza Wyki. Profesor Uniáowski w numerze 1-2/2011 kwartalnika „FA-art.”
rozprawia siĊ z twórczoĞcią Jacka Dehnela, który „demonstruje nam swoje wáasne spóĨnienie”, „moĪe
jedynie fingowaü i symulowaü uprawianie sztuki”, „moĪe ją uprawiaü jedynie pod postacią faászerstwa”.
Krytyk dowodzi, Īe „pisarz-kopista” jest faászerzem, i Īe mamy w jego przypadku do czynienia
z „fabrykowaniem rodowodu, duchowej genealogii, kulturowego kapitaáu”, oraz Īe Saturn jest tak
naprawdĊ opowieĞcią o Dehnelu, który tworzy literaturĊ tylko udającą, Īe jest literaturą.
Jak
widaü, ataki na Jacka Dehnela przypuszczają krytycy wszystkich opcji politycznych i o róĪnych
poglądach na literaturĊ, co w sposób oczywisty wskazuje, Īe autor Ekranu kontrolnego nie jest obiektem
záoĞliwej nagonki jednego Ğrodowiska, i pozwala domniemywaü o zasadnoĞci stawianych mu zarzutów.
WáaĞciwie jedyną pozytywną cechą, jaką po lekturze cytowanych przez Wysockiego analiz moĪna
przypisaü literackim wyrobom Jacka Dehnela jest warsztatowa poprawnoĞü. Nie wyróĪnia go to jednak
spoĞród dziesiątków tysiĊcy dobrych uczniów. Z faktami siĊ nie dyskutuje, tylko je uznaje (dyskutowaü
moĪna o faktach, ale nie z nimi). ChylĊ wiĊc czoáo przed znawcami literatury, chciaábym jednak
przypomnieü, Īe Jacek Dehnel to autor 33-letni, a posiada juĪ dorobek wielokrotnie wiĊkszy, niĪ mieli
w jego wieku wybitni pisarze i poeci. ĩeby nie byü goáosáownym, przedstawiam maáe statystyczne
zestawienie:
Autor
KsiąĪki wydane
KsiąĪki wydane
do 33 roku Īycia
do 50 roku Īycia
Witkacy
0
5
Gombrowicz
2
3
Schulz
0
2
Miáosz
2
10
Herbert
2
6
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
28
Zagajewski
3
13
KapuĞciĔski
2
11
Sobieraj
0
5
Dehnel
14
31 (ostroĪna prognoza)
ħródáo: Literatura polska, przewodnik encyklopedyczny, PWN, 1984; Andrzej Franaszek Miáosz Biografia, Znak
2011; Jan BáoĔski Witkacy na zawsze, Wydawnictwo Literackie 2003; Jerzy Ficowski Regiony wielkiej herezji
i okolice, Fundacja Pogranicze, 2002; materiaáy wáasne; Biblioteka Narodowa; zasoby Internetu; dla J. Dehnela –
Wikipedia.
Równie blado przy Jacku Dehnelu wypadają poeci i pisarze amerykaĔscy.
Autor
KsiąĪki wydane
KsiąĪki wydane
do 33 roku Īycia
do 50 roku Īycia
Hemingway
3 5
Bellow
2 6
Malamud
0
3
Roth
2
12
McCarthy
1
4
Frost
0
4
Jeffers
2
11
Lowell
2
8
Ginsberg
1
11
ħródáo: The Literary Encyclopedia; Library of Congress; zasoby Internetu; Wikipedia (English).
To oczywiĞcie losowy wybór, jednak analiza bibliograficzna wykazaáa, Īe i pozostali pisarze z USA nie
mają siĊ czym pochwaliü. Podobne statystyczne zestawienia z ludĨmi pióra z Europy, Azji, obu Ameryk
a nawet z Afryki i Australii, w tym z noblistami, laureatami Pulitzera, Bookera, National Book Awards,
Neustadt i innych powaĪnych nagród, są dla nich równie niekorzystne – Dehnel to niekwestionowany
Ğwiatowy lider w produkcji literackiej!
W tak máodym wieku Jacek Dehnel ma juĪ tyle do powiedzenia!
A moĪe to jakiĞ nieopanowany stachanowski zew sprawia, Īe Dehnel wyrabia 800 procent normy
i pragnie zdobyü tytuá Wincentego Pstrowskiego polskiej literatury?
Po tych statystykach niektórzy przypomną sobie zapewne opowiadanie Sáawomira MroĪka SáoĔ,
w którym dyrekcja prowincjonalnego ogrodu zoologicznego z braku tego sympatycznego ssaka chce go
zastąpiü trzema tysiącami królików. OczywiĞcie króliki nie zastąpią sáonia, bo iloĞü nigdy nie przejdzie
w jakoĞü i nie zmieni tego Īadna propaganda. Jednak inwencja dyrektora zoo jako Īywo przypomina
inwencjĊ apostoáów i apologetów Dehnela – postanawia on wykonaü sáonia „sposobem gospodarczym”.
Czytamy w opowiadaniu: „MoĪemy wykonaü sáonia z gumy, w odpowiedniej wielkoĞci, napeániü go
powietrzem i wstawiü za ogrodzenie. Starannie pomalowany, nie bĊdzie siĊ odróĪniaá od prawdziwego,
nawet przy bliĪszych oglĊdzinach”.
Co byáo dalej? Nie bĊdĊ streszczaü opowiadania, ale niech wyjĊte z niego zdanie „Osáupiaáe maápy patrzyáy
w niebo” stanowi symboliczny obraz.
I my mamy dzisiaj w Polsce swojego dmuchanego sáonia literatury. Bo Jacek Dehnel to przecieĪ jednak
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
29
nie 3000 królików, tylko ten dmuchany sáoĔ z opowiadania MroĪka, i teĪ potrafi zaskoczyü – dowodem
niech bĊdą chociaĪby jego analizy Īycia seksualnego chrząszczy i drobiu (Máodszy ksiĊgowy), a nawet
prace z dziedziny kartografii (Kosmografia). Tego rodzaju renesansowy umysá pojawiá siĊ w Europie
ostatni raz w drugiej poáowie ubiegáego wieku – byá to Geniusz Karpat, którego dzieáa na wszelkie tematy
wypeániaáy ksiĊgarnie Rumunii, a táumaczono je na wiĊkszoĞü jĊzyków Ğwiata. Dlatego z radoĞcią
i nadzieją myĞlĊ, Īe tak wszechstronne i dynamicznie zmieniające siĊ zainteresowania Jacka Dehnela
bĊdą owocowaáy kolejnymi wybitnymi utworami, te zaĞ przyümią nie tylko dzieáa Nicolae Ceauúescu czy
Ojca Turkmenów Saparmurata Nijazowa, ale takĪe akademickie prace naukowe ze wszystkich dziedzin,
nie wyáączając budowy dróg i mostów, ekonometrii, seminizacji, a kto wie – moĪe nawet nauki
o gotowaniu i smaĪeniu.
A jakie byáy losy MroĪkowego dmuchanego sáonia i skutki caáej akcji? Odsyáam do opowiadania SáoĔ.
Andrzej Walter PAPULEON
Il n’y a que la vérité qui blesse
Rani
jedynie
prawda
Napoleon
Jedną z ciekawszych postaci minionego wieku byá austriacki filozof polityczny i historyk idei Erik
Maria Ritter von Kuehnelt-Leddihn. Rozkoszowaáem siĊ ostatnimi czasy lekturą ksiąĪki przywoáanego
filozofa pt. Demokracja – opium dla ludu, wydanej dwa lata temu przez Wydawnictwo Pawáa Toboáa-
Pertkiewicza Prohibita. ĩyjąc w czasach pozornej pewnoĞci uksztaátowanego áadu spoáecznego warto
zgáĊbiü prawdy zawarte w tej pozycji. Choü moĪna uwzglĊdniü sáowa Slavoja ĩiĪka, Īe „prawda z definicji
jest jednostronna”. Jednak opis pewnych mechanizmów rządzących demokracją oraz Ğwiatem, w jakim
aktualnie Īyjemy, jest wstrząsający.
Ukuáo siĊ okreĞlenie, Īe dotarliĞmy do koĔca historii, a ustrój demokratyczny jest szczytowym
osiągniĊciem wspóáczesnego czáowieka. Zatem nic nam juĪ nie grozi. Przed nami tylko dolce vita i wizje
dobrobytu. Skąd jednak wkoáo tyle sytuacji i spraw zakáócających te stany ogólnej szczĊĞliwoĞci
najlepszego z systemów? Skąd ludzki niepokój o przyszáoĞü i stawiane pytania, czy rzeczywiĞcie jest
i bĊdzie tak dobrze?
Skąd tak gigantyczny brak wyobraĨni? Z niewiedzy. Z ignoranctwa. Z gnuĞnoĞci i ociĊĪaáoĞci
intelektualnej. Z braku samodzielnych poszukiwaĔ spoáeczeĔstwa, które zadowala siĊ bierną telewizyjną
bądĨ sieciową rozrywką. SpoáeczeĔstwo to wierzy w kaĪdy rodzaj káamstw i manipulacji, byle tylko
atrakcyjnie podanych i fachowo dosolonych pseudonaukowymi odniesieniami. Tak dzieje siĊ
z bredniami: o ociepleniu klimatu, o jednolitoĞci páci, o równoĞci, o … Tak moglibyĞmy dáugo wyliczaü
i tworzyü caáą listĊ spraw obecnie propagowanych masowo i medialnie. Do tego dochodzi jeszcze inny
aspekt widzenia. OtóĪ (cytat ze sáowa wstĊpnego) „nie ma takiej bzdury, w którą nie byáby gotowy
uwierzyü wspóáczesny czáowiek, o ile dziĊki temu uniknie wiary w Chrystusa”.
Tak, Szanowni Czytelnicy, wáaĞnie jest, i tylko fundujemy sobie efekt áagodząco – znieczulający
brnąc w teorie, w które chcemy samoistnie uwierzyü, gdyĪ tak nam wygodnie. Póki co – jest dobrze. Nic
strasznego siĊ jeszcze nie wydarzyáo.
Warto przybliĪyü sylwetkĊ autora Demokracji – opium dla ludu – Erika MariĊ Ritter von Kuehnelt-
Leddihn (o autorze ciekawie pisze Tomasz GabiĞ w zakoĔczeniu ksiąĪki). To czáowiek wielu wyjątkowych
zdolnoĞci i ogromnej wiedzy. Mówiá páynnie oĞmioma jĊzykami, znaá biernie i potrafiá siĊ porozumieü
jeszcze w jedenastu innych (miĊdzy innymi w: japoĔskim, wĊgierskim, hebrajskim i polskim). Jego
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
30
ksiąĪki, eseje i artykuáy ukazaáy siĊ w 26 krajach Ğwiata w 15 jĊzykach. Problem z autorem byá jeden.
Byá zadeklarowanym – jak sam okreĞlaá – „skrajnie prawicowym katolickim liberaáem” w stylu A. de
Tocqueuville’a czy lorda Actona. JeĞli jednak naáoĪymy jego wiedzĊ oraz erudycjĊ na okres, w którym Īyá
i pracowaá, a przede wszystkim widziaá, doĞwiadczaá i przeĪywaá Ğwiat, to otrzymamy interesujący kadr
spojrzenia na zagadnienia stojące przed nami wáaĞnie dziĞ. Wydaje nam siĊ, Īe demokracja jest
najlepszym rozwiązaniem? Przeanalizujmy punkt widzenia autora. To wielce pouczająca lektura.
Kuehnelt-Leddihn jako surowy krytyk wszelkich totalitaryzmów musiaá do zakoĔczenia wojny
przebywaü na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Nie przeszkodziáo mu to w wizycie w Hiszpanii
podczas wojny domowej. Po II wojnie Ğwiatowej osiadá na staáe w Austrii, byá korespondentem
w Moskwie, wykáadaá na uczelniach Wielkiej Brytanii i USA, a nawet odwiedziá Wietnam w czasie trwania
wojny z USA. Czáowiek nadaktywny, a jednoczeĞnie bezkompromisowo antyegalitarny. W naszych
czasach ujednolicania antropologicznego takie doĞwiadczenia mogą stanowiü Ĩródáo innej perspektywy
spojrzenia. Sáowem, ten autor to fascynująca postaü.
Kuehnelt-Leddihn nie nazywaá siebie „konserwatystą”, bo, jak twierdziá, musiaáby wówczas
konserwowaü np. demokracjĊ pochodzącą wszak ze staroĪytnoĞci, a tego jako krytyk demokracji
i monarchista czyniü nie mógá. Zwracaá teĪ uwagĊ na to, Īe KoĞcióá katolicki nie jest konserwatywny, gdyĪ
tak
jak
Īywe drzewo ma trwaáe korzenie, zawsze ten sam pieĔ i stoi w tym samym miejscu, ale roĞnie
i zmienia koronĊ. Jako Miles Christianus i wierny Tradycji homo catholicus uwaĪaá, Īe potrzebna jest
ofensywna obrona wartoĞci chrzeĞcijaĔskich, bowiem cywilizacja europejska jest niemoĪliwa bez KoĞcioáa
i
chrzeĞcijaĔstwa. ChrzeĞcijaĔstwo z jego koncepcją czáowieka jako Imago Dei, czáowieka-osoby i czáowieka-
twórcy stanowi wedle Kuehnelt-Leddihna podwalinĊ wolnoĞci i jedyny skuteczny Ğrodek dla jej zachowania.
Pisząc o sprawach KoĞcioáa i religii nigdy nie omieszkaá scháostaü biczem drwiny „lewicowo-
liberalnych” katolików, do których Īywiá szczególnie mocną niechĊü i których uwaĪaá za typowych
przedstawicieli
dominującego w polityce i kulturze gatunku zwanego przezeĔ „papuleonem”, czyli
krzyĪówki papugi i kameleona. Kuehnelt-Leddihn uwaĪaá, Īe jakakolwiek „wyzwoleĔcza teologia” nie
znajduje
Īadnego oparcia w Nowym Testamencie, który jest raczej przesáaniem nierównoĞci: sáowo „isotes”
(równoĞü) nie wystĊpuje w Nowym Testamencie, natomiast sáowo „eleutheria” (wolnoĞü) znajdziemy w nim
wielokrotnie.
Zwyká mawiaü, Īe nie ma równoĞci ani w Niebie, ani w CzyĞücu, a jedynie w Piekle, czyli
tam, gdzie jest jej wáaĞciwe miejsce.
My natomiast, mamy dziĞ wszechobecną propagandĊ równoĞci, której nie powstydziáyby siĊ
sprawdzone wzorce nazistowsko-komunistyczne, jeĪeli wolno mi tak perwersyjnie zmieszaü owe pozornie
róĪne prądy. System, w który Īyje nam siĊ miáo i spokojnie, to nie demokracja. To liberalna demokracja,
a to – zasadnicza róĪnica. Splot czynników i elementów liberalizmu oraz demokracji powoduje, Īe Īaden
z tych systemów nie jest prawdziwie sobą. Mamy przed oczami specyficzną efemerydĊ, a jeĞli gáĊbiej
przeanalizujemy owe elementy i skonfrontujemy z tym, co widzimy, i z tym, czego doĞwiadczamy, ukaĪe
nam siĊ przed oczami nasz Ğwiat w caáej swojej jaskrawoĞci. Ten Ğwiat nie jest w stanie poradziü sobie
z problemami i wyzwaniami wspóáczesnoĞci. Ziemia siĊ kurczy, wiedza coraz bardziej komplikuje, a wielu
ludzi, coraz bardziej ciekawych, poszukuje zamglonych prawd zadając coraz wiĊcej pytaĔ, na których po
prostu brakuje odpowiedzi. Demokracja takich odpowiedzi nie zna.
Najbardziej
palącym problemem naszych czasów jest ratowanie wolnoĞci, byĞmy nie doczekali
chwili, gdy liberalną demokracjĊ zastąpi totalna tyrania.
W demokracji liberalnej wystĊpuje nieuchronna sprzecznoĞü miĊdzy wolnoĞcią a równoĞcią, które
wykluczają siĊ wzajemnie, bowiem moĪemy byü albo wolni, albo równi.
Natura nie zna równoĞci ani identycznoĞci. Wszystko, co identyczne, jest takĪe równe, ale nie
odwrotnie.
Chcąc zaprowadziü równoĞü, trzeba uĪyü siáy. Gdyby wszyscy ludzie mieli byü równi pod
wzglĊdem intelektualnym, wszystkich gáupich, leniwych trzeba by zmusiü do wysiáku umysáowego,
a
mądrych na siáĊ ogáupiü.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
31
Wnioski z przywoáanych wyĪej cytatów – podanych w sposób naprawdĊ prosty – nasuwają siĊ
same. Ludzie nie są identyczni. Nie byli i nie bĊdą. Nawet bliĨniĊta jednojajowe są odmienne.
SprawiedliwoĞü nie oznacza wiĊc równoĞci. W naszym Ğwiecie jednak coraz czĊĞciej szafuje siĊ hasáem
„dyskryminacji”. I tym sposobem popadamy w dziwne, nowe ideologie, nowe rozwiązania, w których
nawet mniejszoĞü narzuca wiĊkszoĞci swój punkt widzenia.
Franz Grillparzer (austriacki dramatopisarz 1791-1872) wyjaĞniá, Īe w pewnych krajach wierzy siĊ
wprawdzie,
Īe trzy osáy wydają jednego mądrego czáowieka, ale wiele osáów in concreto tworzy jednego
osáa in abstracto i jest to zwierzĊ straszliwe.
Zostajemy zatem ujednolicani i sprowadzani do jednego, wspólnego, demokratycznego
mianownika. Nasz Ğwiat deformuje wolne myĞlenie i zamyka usta niepokornym. Nie zamyka
niepokornych, tylko oĞmiesza ich poglądy, albo lepiej by zabrzmiaáo – wyĞmiewa, gdyĪ oĞmieszyü bez
logicznego uzasadnienia nie jest w stanie. Efekt jest jednak taki sam. Pogląd niepopularny chowany jest
pod dywan. A owo oĞmieszanie-wyĞmiewanie powielane jest powszechnie oraz polewane sosem
karkoáomnych pseudoargumentów. Istota dziaáaĔ zmierza w kierunku sterowania ludzkimi emocjami.
Powierzchnia pokazana publicznie lĞni czysto i piĊknie. W gáĊbi zieje pustka – intelektualna, moralna,
humanitarna.
Niewiedza wyborców nie jest wcale wiĊksza od niewiedzy wybranych. Sporządzenie rocznego
budĪetu Parlamentu Europejskiego owocuje tomiszczem obejmującym ponad 2000 stron. Pierwsze
pytanie: Kto to w ogóle czyta? Drugie pytanie: Kto mógáby fachowo oceniü ów budĪet? Odpowiedzi nie ma,
ale
przecieĪ zawsze siĊ nad nimi gáosuje! Czy demokracja w ogóle jest jeszcze aktualna? A moĪe jest czymĞ,
co
najproĞciej nazwaü komedią?
Nie wiem, dokąd zmierzamy. RozwaĪania autora nie pozostawiają wątpliwoĞci. BĊdzie to tyrania.
Proces ten potrwa jeszcze jakiĞ czas, ale na wáasne oczy widzimy, jak element po elemencie demontuje siĊ
stary Ğwiat, zastĊpując go nowym. Pomysáy są coraz bardziej dziwne, wyrafinowane, szokujące. Tyrania
pojawi siĊ usankcjonowana prawnie – w drodze demokratycznego wyboru. Sami na nią zagáosujemy
uprzednio przekonani, Īe tak bĊdzie najlepiej. Taka to perspektywa. Maáo pociągająca.
W latach trzydziestych minionego wieku do wáadzy doszedá Adolf Hitler. Zostaá wybrany w peáni
demokratycznie. Byá czas, Īe Komitet Noblowski rozwaĪaá powaĪnie kandydaturĊ Kanclerza Rzeszy do
pokojowej Nagrody Nobla. Gdyby taka „pomyáka” nastąpiáa, a naprawdĊ niewiele brakowaáo, nie
mielibyĞmy dziĞ Nagrody Nobla. Ale spokojnie. Fundusze pewnie przeszáyby pod inne auspicje i nazwy,
a Ğwiat krĊciáby siĊ dalej. Demokratycznie. Hitler – nota bene – uwaĪaá siĊ za arcydemokratĊ. Korea
Póánocna nadal jest republiką ludowo-demokratyczną, a wiĊkszoĞü partii politycznych, w nazwie bądĨ
w programie, szafuje tym hasáem na prawo i lewo. Cieszmy siĊ zatem demokratycznie i nieĞwiadomie
chwilami, w jakich przyszáo nam Īyü, ale – Ğmiem prosiü – nie porzucajmy myĞlenia i poszukiwaĔ. Nie
porzucajmy analiz historii, tradycji oraz idei. Kiedy zneutralizuje siĊ ostatniego wątpiącego, moĪemy
obudziü siĊ w Nowym Wspaniaáym ĝwiecie. W Ğwiecie bez klamek i drzwi. Opis ewolucji demokracji do
tyranii, który moĪemy znaleĨü u Platona w jego PaĔstwie (ksiĊga 8 i 9), czyta siĊ jak historiĊ Niemiec
u schyáku Republiki Weimarskiej.
NiezaleĪne myĞlenie nie boli. Otwiera nowe horyzonty. Struktury, które znamy, nigdy nie są i nie muszą
byü idealne. ĝwiat, w którym Īyjemy, ciągle usiáuje nam coĞ sprzedaü. Idąc tym tropem wyczytaáem
gdzieĞ, Īe „przedstawiciele ubezpieczeĔ – sprzedają ubezpieczenia; przedstawiciele branĪy
samochodowej – sprzedają samochody, przedstawiciele ludu – sprzedają … lud”.
Lud jednak zawsze moĪe przemówiü wáasnym gáosem.
JeĞli tylko bĊdzie miaá jeszcze coĞ do powiedzenia …
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
32
Lech M. Jakób WIERSZ
O wierszu teraz mowa. O jakim? O wierszu biaáym, karmelkowym, aliteracyjnym, melicznym,
stychicznym moĪe? Lub nieregularnym? Sylabotonicznym? Albo teĪ zdaniowym? Gradem podobnych
pytaĔ uderzyáby dociekliwy literaturoznawca. By potem duĪo powiedzieü miĊdzy innymi o rozmaitoĞci
systemów wersyfikacyjnych, intonacji, znaczeniu przerzutni, zasadach regresywnoĞci uporządkowania
akcentowego i Bóg wie o czym mądrym jeszcze.
Gdy tymczasem ja tu tylko parĊ sáów o wierszu jako takim. O zjawisku wiersza. O cudzie
poetyckiego sáowa – bez naukowych szkieá. Czym w ogóle jest i jak go naleĪy pisaü, to jest tworzyü.
Co najistotniejsze.
Oczywistym wydaje siĊ, Īe ilu poetów, tyle recept poznamy. Lecz z chĊcią wysáuchiwane bywają gáosy
twórców znaczących. Do takich niewątpliwie naleĪy Jan Twardowski. Wybraáem jego wypowiedĨ, gdyĪ
zawiera – niby w piguáce – waĪne spostrzeĪenia.
Zatem co radzi Jan Twardowski? Powiada:
NajwaĪniejsza rzecz, aby mówiü wáasnym jĊzykiem, nie udawaü nowoczesnego, nie naĞladowaü.
Pisaü tak, jakby siĊ mówiáo do kogoĞ bliskiego, by podzieliü siĊ z nim swoim zachwytem, wzruszeniem,
zdziwieniem.
Dobre wiersze muszą byü poszukiwaniem tajemnicy, posáugiwaü siĊ jĊzykiem niedomówieĔ, unikaü
patosu, z nutą humoru.*
Mamy tu ukryty apel o powĞciągliwoĞü w szastaniu sáowem. O zwracanie uwagi na puáapki
koturnowoĞci i za wysokiego „c”. Znalazá siĊ takĪe postulat mówienia od siebie, nie gáosem
zapoĪyczonym. Wreszcie widaü znaczenie dystansu wobec ego (wentyl humoru).
Bo w rzeczy samej, nie jest waĪne jaką formĊ wiersza obierzemy (tĊ podszepnie nam intuicja),
maáo istotnym siĊ wydaje sposób doboru sáów (byle ĞwieĪe, niewytarte), warsztat (doszlifuje z czasem) –
waĪne jedynie, by poddaü siĊ refleksji i dopuĞciü do siebie woáanie ze Ğrodka. Z Twojego wnĊtrza. GdyĪ
tam wszystko siĊ odbywa – w Twojej gáowie i w Twoim sercu – nie na zewnątrz. Na zewnątrz jedynie
zgieák. A bez koniecznego wyciszenia niczego nie dowiesz siĊ ani o Ğwiecie, ani o Twoim ja.
Warto by jeszcze dodaü: poznanie! Prawdziwy poeta, terminator poezji, winien znaü, co przed
nim w poezji byáo. Jak wiersze tworzono. Po cóĪ na przykáad wywaĪaü juĪ dawno otwarte drzwi. Czyli
lektury. WejĞcie w Ğwiaty poprzedników.
Powie ktoĞ: no dobrze, juĪ wiem. Ale nadal czujĊ siĊ niepewnie. Czytam. DuĪo czytam, duĪo
myĞlĊ, piszĊ, cyzelujĊ... Jednak po czym poznaü, Īe ten wiersz jest t y m w i e r s z e m?
Fakt, powyĪsza wiedza to nie wszystko. CóĪ z tej wiedzy, skoro na przykáad talentu brak?
PrzecieĪ miĊdzy chĊcią bycia poetą, a byciem poetą jest zasadnicza róĪnica. GáĊboki dóá. Podobnie jak
miĊdzy tekstem, który wiersz udaje, a wierszem prawdziwym.
I tu zaczynamy ocieraü siĊ o nieodgadnione. To juĪ wyĪsza szkoáa jazdy. Szkoáa jazdy duchowej
i emocjonalnej. A rozum tam nie siĊga.
Wkraczasz teraz poeto na pole minowe.
Tu nikt niczego Ci nie zagwarantuje. Nikt niczego nie obieca. Nikt niczego za Ciebie nie zrobi,
ani za Ciebie nie przeĪyje.
Tylko Ty, Ty jeden o sobie wiesz, o sobie stanowisz.
Twoją Biblią na drodze wiersza staje siĊ Twój niepodrabialny, niepowtarzalny Duch.
Na te uáamki sekund stajesz siĊ demiurgiem. Ty powoáujesz do istnienia nowy byt. Bo wiersz,
kaĪdy prawdziwy wiersz, jest nowym bytem, odrĊbnym Ğwiatem. Bo kaĪdy wiersz, niechby kwadratowy,
zósemkowany, lunatyczny lub chromy, jest koroną literackiego stworzenia.
Jednak tworząc Ğwiat, za ten Ğwiat jednoczeĞnie bierzesz odpowiedzialnoĞü. To jest niezbywalny
przywilej, ale i obowiązek kaĪdego (s)twórcy.
OczywiĞcie, masz prawo odczuwaü lĊk, nawet ból. Ale powinieneĞ teĪ w takiej sytuacji
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
33
doĞwiadczaü radoĞci. Bo tworzenie jest radoĞcią z pogranicza sacrum. Jak u kamieniarza artysty,
któremu omdlewają rĊce od kucia, ale jednoczeĞnie jego dusza Ğpiewa.
I w tym momencie, w takim momencie, autopytania i wątpliwoĞci znikają. ZnalazáeĞ drogĊ.
Nie musisz nic wymyĞlaü, rozumowo komplikowaü. GdyĪ za rĊkĊ nie Ty, lecz wiersz Ciebie poprowadzi.
I juĪ w domu wiersza jesteĞ.
* Jan Twardowski àaską zdumiony. Moje szczĊĞliwe wspomnienia, PAX, Warszawa 2002.
Felieton pochodzi z przygotowywanej do druku ksiąĪki Poradnik grafomana, która wkrótce ukaĪe siĊ nakáadem
Wydawnictwa FORMA.
Janusz Najder, Tomasz M. Sobieraj POEZJA, ETYKA I... POLITYKA
(…)
J.N. Jak rozumiesz pojĊcie ducha, duchowoĞci?
T.S. UwaĪam, Īe ludzie, w tym wiĊc i artyĞci, dzielą siĊ na tych, którzy wyznają Ğwiatopogląd
materialistyczny, zatem dla nich duch i duchowoĞü nie istnieją, bo oni pochodzą od maápy, oraz na tych,
którzy są boskim dzieáem, elementem jakiegoĞ celowego planu.
J.N. I...?
T.S. Ci pochodzący od maápy produkują sztukĊ pozbawioną ducha, cyrkową, postmodernistyczną,
prowokującą, chwilową, bez wartoĞci etycznych. Ci drudzy – przeciwnie. Ja gáĊboko wierzĊ
w nieprzypadkowoĞü swojego istnienia i w jego sens.
J.N. Punkt widzenia, jak na dzisiejsze czasy, doĞü rewolucyjny. Czyli artysta pochodzący od maápy nie
moĪe stworzyü waĪnego dzieáa?
T.S. MoĪe, jeĞli w dziele pojawią siĊ jednoczeĞnie wartoĞci estetyczne, etyczne i intelektualne, ale to
rzadki przypadek; niektóre osiągniĊcia radzieckiego konstruktywizmu mogą byü tutaj przykáadem.
Niemniej ubóstwo duchowe twórcy narzuca dzieáu niedoskonaáoĞü, jakiĞ istotny brak. Bez ducha mogą
powstaü rzeczy moĪe waĪne w historii sztuki, ale nigdy wielkie dla czáowieka.
J.N. Ale zgodzisz siĊ, Īe sama bogata duchowoĞü czy nawet religijnoĞü to teĪ za maáo, by powstaáy rzeczy
w sztuce waĪne czy wielkie.
T.S. OczywiĞcie. NiezbĊdna jest ĞwiadomoĞü twórcza, warsztat, wiedza i to, co najtrudniej zdefiniowaü,
czyli talent.
(…)
J.N. (…) Wydaje mi siĊ, Īe za mocno angaĪujesz siĊ politycznie, byáoby szkoda, gdybyĞ skoĔczyá jak
Wojciech Wencel.
T.S. Czyli jak?
J.N. ZamkniĊty w czterech Ğcianach katedry, trawiony polityczną gorączką, która odsuwa go od sztuki,
Ğwietnej poezji, jaką uprawiaá.
T.S. Raczej mi to nie grozi. Wencel jest poetą i publicystą gáĊboko religijnym i politycznym, o tak
zwanych prawicowych poglądach, jest zaangaĪowany i jednoznaczny – ja nie. Moje poglądy religijne
i polityczne nie kierują moją sztuką, co najwyĪej niekiedy znajdują w niej wyraz, do tego są eklektyczne,
czy jak wolisz synkretyczne, i wáaĞciwie z nikim nie jest mi po drodze.
J.N. Dlatego nikt ciĊ nie poprze. Ani koĞcióá czy narodowcy, ani „lud gazetowyborczy”. JesteĞ niczyj.
JesteĞ skazany na samotnoĞü.
T.S. Trudno.
J.N. NaprawdĊ nie stoisz po niczyjej stronie?
T.S. Zawsze stojĊ po stronie atakowanych, uciskanych, pognĊbionych i cichych.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
34
J.N. Ale kiedy uciskany i cichy dostanie wáadzĊ i broĔ, sam moĪe staü siĊ uciskającym. Tak zresztą
zwykle bywa.
T.S. Wtedy juĪ nie bĊdĊ po jego stronie.
J.N. No dobrze. To, co powiedzieliĞmy dotychczas, to byá wstĊp, rozgrzewka przed dáugą rozmową
o poezji, etyce i polityce. Zacznijmy od podstaw. Co to jest poezja?
T.S. A co to jest czas? Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na niektóre pytania. Oba te zjawiska mają
naturĊ wzglĊdną. W Nie-Boskiej komedii Poezja odsáania Henrykowi swoje ciaáo – gnijące zwáoki.
Ta sugestywna i profetyczna wtedy wizja dzisiaj siĊ speánia dziĊki staraniu czĊĞci krytyków i poetów.
Wedáug Stachury „wszystko jest poezją a najmniej jest nią napisany wiersz” i niekiedy podpisaábym siĊ
pod tym zdaniem. Nieakademickie próby definicji poezji są subiektywne.
J.N. Ale mnie wáaĞnie interesuje twoja subiektywna i krótka definicja poezji, tu i teraz. Jak by ona
brzmiaáa?
T.S. ĩe poezja to poszukiwanie mądroĞci. Próba ujĊcia istoty bytu w sposób zwiĊzáy i sugestywny,
dziaáający na wyobraĨniĊ, przywoáujący marzenia.
J.N. Rozumiem, Īe taka definicja ĞciĞle okreĞla twój pogląd na to, co jest poezją a co nią nie jest?
T.S. W duĪym stopniu odzwierciedla, ale nie w sposób wyczerpujący.
(…)
J.N. A jak powstaje wiersz?
T.S. Nie wiem, jak to jest u innych, ale mnie najczĊĞciej wpada do gáowy jakaĞ myĞl, fraza – to szkielet
konstrukcji, który pokrywam materią sáowa. Innym razem pracujĊ jak z blokiem marmuru – usuwam
rzeczy zbĊdne.
J.N. KiedyĞ powiedziaáeĞ, Īe inspiruje ciĊ biaáa kartka papieru.
T.S. Bo bywa tak, Īe mam tylko odlegáą wizjĊ, niejasną ideĊ wiersza – wtedy siedzĊ nad czystą kartką
papieru i czekam na pierwsze zdanie; gdy ono siĊ pojawi, caáa reszta idzie áatwo. NajwaĪniejsze w tym
sposobie pracy jest wáaĞnie to pierwsze zdanie, jądro kondensacji, jak siĊ nazywa drobinĊ, wokóá której
tworzy siĊ w atmosferze kropla wody. Ale wszystkie wiersze po napisaniu zostawiam na rok, dwa, czasem
na dáuĪej, by dojrzaáy. JeĞli po tym czasie nie wymagają poprawek, pokazujĊ najsurowszemu krytykowi,
i to prawdziwemu, czyli mojej Īonie. Rzeczy sáabsze wĊdrują do archiwum, lepsze do druku.
J.N. A co z poetyckim natchnieniem, wierszami pisanymi w furor poeticus?
T.S. I takie bywają. WiĊksza czĊĞü wspomnianego przez ciebie zbioru WĞciekli ludzie powstaáa w ten
wáaĞnie sposób. W Grze i Wojnie Kwiatów teĪ są takie utwory.
J.N. Wszystkie wiersze odkáadasz „do skrzyni na dziewiĊü lat” jak nakazywaá Horacy?
T.S. Wszystkie, tylko nie na tak dáugo. KaĪdy utwór musi byü sprawdzony przez czas i poddany kontroli
rozumu.
J.N. Mam wraĪenie, graniczące z pewnoĞcią, Īe wiĊkszoĞü piszących nie poddaje swoich tekstów
„kontroli filozoficznej”, o której pisaá twój ulubiony Kawafis, i puszcza w Ğwiat utwory, nazwijmy to
eufemistycznie, niedorobione.
T.S. Ale jeĞli robi tak poeta uznany, to siĊ takiego kalekiego wiersza nie dostrzega albo – co czĊstsze –
uwaĪa siĊ go za dowód inwencji i oryginalnoĞci, za przykáad nadawania nowych sensów i znaczeĔ,
mówi siĊ o semantycznych przeksztaáceniach, doĞwiadczeniach liminalnych, organizacji poetyckiego
uniwersum, wizyjnoĞci, formuáowaniu nowych kodów albo metajĊzyków itd., a jeĞli poeta jest nieznany,
kwituje siĊ wiersz krótkim stwierdzeniem, Īe jest grafomanem i nie umie pisaü. Tylko Īe kiedy opadną
opary absurdu i nikt nie bĊdzie pamiĊtaá bredni krytyków, jakiĞ obdarzony dociekliwym umysáem
czytelnik moĪe siĊgnąü po tomik tego uznanego i wychwalanego poety i wtedy bez trudu wyáowi
niedociągniĊcia, naiwnoĞci, báĊdy, ĞmiesznoĞci oraz zwykáy beákot, po czym zada sobie pytanie „dlaczego
X wielkim poetą byá?” i zdumiony pomyĞli „ja teĪ tak umiem pisaü”.
J.N. Tak, ale wielu uznanych poetów pisze niemal codziennie, publikuje rzeczy sáabe, niesprawdzone.
T.S. To grafomania, czyli pisanina wynikająca z potrzeby potwierdzenia swojego istnienia, uczestnictwa
w targowisku próĪnoĞci, i nie ma ona nic wspólnego z twórczoĞcią istotną. A uznany poeta to nie znaczy
dobry, chociaĪ tak byü powinno. Publikowanie plew to grzech ciĊĪki. Poeta, czy szerzej – pisarz, nawet
jeĞli wszyscy dokoáa mu schlebiają, powinien ujarzmiü próĪnoĞü i zacząü myĞleü, podchodziü bardzo
krytycznie do swojej pracy, bo kiedy po latach zabraknie wsparcia tanich apologetów, lizusów
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
35
i koleĪeĔskich ukáadów, stanie siĊ Ğmieszny. Od gáupszych i klakierów niczego siĊ nie moĪna nauczyü.
J.N. No wáaĞnie... ale jeĞli przyjąü, Īe istnieje coĞ, co moĪna by nazwaü charakterem narodowym, to
widaü, Īe Polacy mądrzejszych nie lubią. Z kolei samokrytycyzm to w ogóle cecha kultur wyĪszych, tutaj
raczej niespotykana. U nas za to chĊtnie poklepuje siĊ po plecach siedząc nad butelką wódki, zazdroĞci siĊ
i páacze, obgaduje tych, których nie ma, nagradza tych, których trzeba, i niejeden karzeá wzrasta tutaj
w przekonaniu, Īe jest wielki. Nigdzie chyba na Ğwiecie nie ma tylu nieudaczników osiągających sukces
dziĊki koneksjom i pochodzeniu.
T.S. Taki los. Co robiü. Gigantyczne karáy to widocznie nasze dobro narodowe, podobnie jak kiszone
ogórki i bigos. Inni za to mają trzĊsienia ziemi, szaraĔczĊ, AIDS.
J.N. Z szaraĔczą moĪna walczyü.
T.S. Z AIDS teĪ, z kolesiostwem i nepotyzmem trudniej, ale wiĊkszym nieszczĊĞciem tego kraju jest to, Īe
nie ma tutaj wáaĞciwej dla Zachodu tradycji dyskusji, rzeczowej rozmowy, wymiany poglądów; obce jest
tu równieĪ chiĔskie zastanowienie, refleksja, uczenie siĊ i logika; nawet staroĪytna i dalekowschodnia
relacja mistrz-uczeĔ w naszej kulturze jest zjawiskiem rzadko spotykanym. Mamy za to cháopsko-
szlacheckie walenie piĊĞcią w stóá i tĊpy upór, pogardĊ dla rozumu, wiedzy i faktów, relatywizm w Īyciu
publicznym i prywatnym, obskurantyzm, nietolerancjĊ, uwielbienie pozornoĞci – áadnie to skomentowaá
Witkacy: „Pozorni ludzie, pozorna praca, pozorny kraj...”
J.N. Do tego dochodzi sáuĪalczoĞü, lenistwo i ta zdumiewająca wrogoĞü wobec lepszych od siebie.
T.S. Niestety. Pisali o tym wszystkim, co powiedzieliĞmy, poeci juĪ w XVI i XVII wieku, chociaĪby
Sebastian Klonowic, Wacáaw Potocki czy najbardziej chyba dosadny, intelektualny, ale teĪ spoáecznie
zaangaĪowany Krzysztof OpaliĔski. Ich krytyka nie odniosáa skutku, bo rozumne gáosy zawsze byáy tu
zagáuszane maápim wrzaskiem. Dlatego jesteĞmy zaĞciankiem, byliĞmy nim i najpewniej bĊdziemy.
J.N. Nie przesadzaj. MieliĞmy KonstytucjĊ 3 maja, KEN...
T.S. Tylko trochĊ za póĨno... Ale skoro juĪ analizujemy polski charakter, to widaü teĪ u nas skáonnoĞü do
imitowania zachodniej cywilizacji, co gorsza, tylko jej najmniej wartoĞciowych przejawów. Do tego
dochodzi intelektualny nomadyzm, którym to pojĊciem okreĞlam niezdolnoĞü do budowy trwaáych
wartoĞci i mentalną powierzchownoĞü. Wszystko to ma swoje niekorzystne skutki w kulturze, jak
chociaĪby jej dzisiejsza wulgaryzacja, zacieranie toĪsamoĞci, pseudointelektualizm czy degeneracja
jĊzyka.
J.N. Pojawiaáy siĊ jednak w polskiej kulturze zjawiska oryginalne i nadzwyczajne, wielowymiarowe,
Ğwiatowej najwyĪszej klasy, np. Witkacy. W dramacie, wedáug mnie, byá to Sáowacki...
T.S. Obaj za Īycia nie byli traktowani powaĪnie przez tak zwane Ğrodowisko. Witkacy to wszechstronny
geniusz, który byá i jest w Polsce niedoceniany, bo odwoáuje siĊ do rzeczy tutaj obcych: prawdy, logiki,
rozumu, wiedzy, metafizyki i zasad; do tego nie ulegaá modom, co u nas dyskwalifikuje czáowieka,
a szczególnie artystĊ. Z kolei Sáowacki – dáugo zapomniany, a dzisiaj i tak w cieniu, bo jego utwory
stanowią zaprzeczenie tak nad Wisáą lubianej plebejskoĞci, przaĞnoĞci i tandety; gdyby Máoda Polska nie
wziĊáa go na patrona, to kto wie, co by z nim byáo. Obaj ci twórcy wielowymiarowi, niepokorni,
z niespoĪytą wyobraĨnią i z wáasnymi systemami filozoficznymi. A kogo z piszących tutaj naprawdĊ
obchodzi filozofia, metafizyka czy wiedza? Nad naszą literaturą unosi siĊ duch barokowej poezji
sarmackiej i Paska, a nie Sarbiewskiego czy SĊpa-SzarzyĔskiego.
J.N. PrzypomniaáeĞ waĪną postaü, o której milczą szkolne podrĊczniki. Sarbiewski, zwany Casimire, to
z pewnoĞcią najsáawniejszy poza granicami Polski poeta w historii i wielki autorytet. A przyszáo mu Īyü
w czasach dla naszej literatury równie fatalnych jak dzisiejsze.
T.S. Tak, ale ten „chrzeĞcijaĔski Horacy”, jak kaĪdy wielki twórca, patrzyá wstecz, czerpaá z klasyki, dziĊki
czemu przekraczaá ramy swojej epoki, w której dominowaáo grafomaĔskie – i nie tylko – rozpasanie
niedouczonej szlachty. Sarbiewski to postaü w polskiej literaturze absolutnie wyjątkowa, poniewaĪ jako
jedyny w jej historii wywieraá silny wpáyw na sobie wspóáczesnych poetów Zachodu, szczególnie
angielskich, ale teĪ i na póĨniejszych, nawet na romantyków, chociaĪby Coleridge'a.
J.N. Okres sarmackiego baroku, towarzyszący mu kryzys stosunków spoáecznych, podziaá na panów
i poddanych, bardzo przypomina dzisiejsze czasy – wolnoĞü, pieniądze, wáadza i przywileje tylko
dla niektórych, reszta to masa podatkowo-wyborcza, wspóáczeĞni niewolnicy okradani i oszukiwani
przez paĔstwo.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
36
T.S. I powinnoĞcią poety jest pisaü takĪe o tym, krytykowaü dzisiejszą powtórkĊ „nocy saskiej”, a nie
tylko wybebeszaü siĊ, nadymaü i estetyzowaü czy bredziü jakieĞ neoturpistyczne albo neolingwistyczne
gáupoty. Wedáug Shelleya poeta jest prawodawcą ludzkoĞci. Idąc tym bliskim mi tropem moĪna sądziü, Īe
jeĞli nie dostrzega on spoáecznej niesprawiedliwoĞci, demoralizacji wáadzy, ograniczania swobód
obywatelskich, wyniszczania wáasnego narodu, nachalnej propagandy i innych cech Ğwiadczących
o degeneracji paĔstwa, których doĞwiadczamy takĪe dzisiaj, jeĞli nie napisaá o tym ani strofy albo w inny
sposób publicznie siĊ na ten temat nie wypowiedziaá, to jest lokajem wáadzy, idiotą albo Ğwinią. Piórem
naleĪy równieĪ walczyü o lepszy Ğwiat, a nie tylko „zaczerniaü papier” – jak to okreĞlaá Boy-ĩeleĔski.
J.N. Stąd juĪ tylko krok do poezji rewolucyjnej, do Majakowskiego, Broniewskiego, czy niezbyt jednak
utalentowanego Guevary.
T.S. Warto tutaj wspomnieü, Īe znacznie przed nimi do tego nurtu naleĪaá Jakub JasiĔski, legendarna
wrĊcz postaü polskiego oĞwiecenia. Poezja rewolucyjna otwarcie wzywa do walki, do siáowego obalenia
istniejącego porządku; popiera gwaátowne przemiany i czyny a nawet rozlew krwi. Natomiast krytyka
rzeczywistoĞci to nie jest przecieĪ nawoáywanie do rewolucji, tylko Ğwiadectwo nieobojĊtnoĞci wobec
zepsucia systemu. Wspomniany wczeĞniej OpaliĔski jest dobrym przykáadem poety kontestatora
i dziaáacza publicznego aktywnie stojącego po stronie etyki i rozumu, których w Polsce zawsze brakowaáo.
Byá to czáowiek postĊpowy i Ğwiatáy, domagaá siĊ reform we wszystkich niemal dziedzinach Īycia,
dostrzegaá chorobĊ paĔstwa i zwyrodniaáe stosunki spoáeczne. Jego maáo znane Satyry to przykáad nie
tylko Ğwietnej poezji, ale i spoáecznej aktywnoĞci.
J.N. Wyraz swoim postĊpowym poglądom dawaá teĪ Mickiewicz i to nie tylko w pismach
publicystycznych czy w Skáadzie zasad. DrezdeĔskie Dziady a szczególnie doáączony do nich poemat
UstĊp to utwory zdecydowanie polityczne, z jednej strony skierowane przeciwko Rosji, z drugiej to
ponadczasowa krytyka paĔstwa opresyjnego, despotycznego.
T.S. I co nie mniej waĪne, zapowiedĨ „chrzeĞcijaĔskiego socjalizmu” Mickiewicza, jak to okreĞliá Miáosz.
Wielu zaangaĪowanych politycznie i spoáecznie poetów moĪna by wymieniü, wáącznie z ciągle
niedocenianym i w zasadzie nieznanym szerzej z powaĪnej twórczoĞci, a wspaniaáym Tuwimem. Oni
wypeániali moralny obowiązek wynikający z bycia poetą – obowiązek sprzeciwu wobec wszelkiego záa
realizowany sáowem, w skrajnych wypadkach przechodzący nawet w bezpoĞrednie tworzenie historii, jak
to zrobiá Byron walcząc o niepodlegáoĞü Grecji, Mickiewicz tworząc legion wáoski czy Broniewski walczący
w legionach Piásudskiego i na dwu wojnach.
J.N. Wszyscy poeci mają ten obowiązek sprzeciwu sáowem wobec niesprawiedliwoĞci Ğwiata?
T.S. Wszyscy, którzy uwaĪają, Īe wielka poezja to sztuka stojąca najbliĪej filozofii, i Īe filozofia bliska
jest poezji. Zgodnie z takim poglądem, filozof i poeta, jako natury pokrewne, poszukujące drogi do
Prawdy i snujące refleksje na temat Īycia, nie powinni odwracaü siĊ plecami do záa, które jest elementem
rzeczywistoĞci. Poeta to nie tylko ucieleĞnienie lirycznej postawy, to takĪe symbol ducha narodu i gáos
historii.
J.N. Jednak poeta moĪe siĊ myliü.
T.S. MoĪe siĊ myliü w kwestii koloru oczu ukochanej, ale w kwestiach spoáecznych i etycznych nie
powinien, tak jak w tych sprawach nie powinien myliü siĊ filozof. Od nich naleĪy wymagaü wiĊcej.
Są jednak ludĨmi, a ludzką rzeczą jest báądziü, mogą wiĊc daü siĊ chwilowo uwieĞü szczytnym hasáom,
pozorom, piĊknym lecz utopijnym ideaáom – mają jednak moralny obowiązek skruchy. Ale chyba nie
spalimy utworów Broniewskiego, Nerudy, Eliota, Tuwima, Pounda, Yeatsa, Éluarda, Sartre'a
i Heideggera oraz dzieá wielu innych poetów i filozofów tylko dlatego, Īe ich autorzy mieli odwagĊ
wygáaszaü swoje poglądy i okazywaü sympatie, nawet jeĞli wtedy niepopularne, a dzisiaj niekoniecznie
zgodne z obowiązującą polityczną poprawnoĞcią czy nawet z klasycznie pojmowaną etyką.
J.N. Zgoda. Co jednak ze zwykáymi karierowiczami, którzy wáadzy sáuĪyli nie z przekonania czy strachu,
bo to by byáo usprawiedliwione, tylko dla korzyĞci: mieszkania, talonu na samochód, wczasów za granicą,
miáej pracy w redakcji czy dla korzyĞci najmilej áechcącej próĪnoĞü – obecnoĞci na scenie literackiej, na
póákach ksiĊgarĔ. Wielu naszych poetów to robiáo w czasach PRL-u, wáącznie z twoim ukochanym
Tuwimem, Szymborską, Iwaszkiewiczem...
T.S. To siĊ nazywa kolaboracja; uprawiaáo ją wielu artystów i w kaĪdym systemie; gdy są próĪni i mają
mentalnoĞü lokaja, czy teĪ raczej kundla, lubią byü gáaskani przez wáadzĊ, chcą byü przez nią doceniani,
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
37
nagradzani, nawet jeĞli wáadza jest totalitarna, ma krew na rĊkach... szczekają, merdają, aportują... Milan
Kundera pisaá, Īe w tamtych czasach „rządzili rĊka w rĊkĊ kat i poeta”, Īe „mur, za którym wiĊzieni byli
ludzie byá zbudowany z wierszy i pod tym murem taĔczyáo siĊ w maskach krwawej niewinnoĞci”. To nie
jest miáy obraz poetów.
J.N. Dzisiaj niektórzy artyĞci teĪ kolaborują.
T.S. Tylko marchewka jest bardziej dorodna a system mniej totalitarny – póki co. Ale wielu, chociaĪby
Staff, Herbert, zachowywaáo siĊ honorowo, nie podlizywali siĊ reĪimowi, nie flirtowali z nim, nie ugiĊli
siĊ, wiĊc byá wtedy wybór.
J.N. Wybór byá, dlatego tym bardziej zdumiewa, Īe niektórzy, jak na przykáad Leszek ĩuliĔski, z wáasnej
woli poszli jeszcze dalej w podlizywaniu siĊ czerwonym i ochoczo donosili na kolegów SáuĪbie
BezpieczeĔstwa, byü moĪe áamiąc czyjeĞ Īycie, karierĊ.
T.S. To sprawa smaku, bo juĪ nawet nie wyznawanej ideologii. Niejedna z takich postaci cieszy siĊ
uznaniem i dzisiaj, publikuje, pojawia siĊ w Īyciu literackim, publicznie zabiera gáos. Gdyby otworzyü
archiwa bezpieki, padáby niejeden tak zwany autorytet.
J.N. Niekoniecznie. W naszej kulturze bycie Ğwinią nie jest naganne. Szczególnie jeĞli jest siĊ znaną
i popularną Ğwinią.
T.S. Albo bogatą Ğwinią. A przy okazji: KapuĞciĔski napisaá w Lapidarium, Īe zachwyciá siĊ czyjąĞ poezją,
ale gdy siĊ dowiedziaá, Īe ten ktoĞ popeániá ĞwiĔstwo, to ta poezja nagle mu zgasáa. Wiem, Īe tak byü
nie powinno, Īe dobra sztuka jest dobra niezaleĪnie od postawy etycznej artysty, ale mam jak KapuĞciĔski
i wolĊ artystów, którzy są przyzwoitymi ludĨmi. Dlatego mam mieszane uczucia, gdy czytam na
przykáad Éluarda.
J.N. Byli teĪ tacy skrajni gorliwcy, którzy podpisali obrzydliwie sáuĪalczą wobec komunistycznego reĪimu
i moralnie haniebną rezolucjĊ ZLP w 1953 roku w sprawie tak zwanego procesu krakowskiego,
zapewniając sobie w ten sposób dozgonną wdziĊcznoĞü wáadzy, piĊkną karierĊ, niepodwaĪalną pozycjĊ
artystyczną i zawodową oraz luksusowe Īycie. WĞród sygnatariuszy znane postacie: Wisáawa Szymborska,
Jan BáoĔski, Sáawomir MroĪek, Tadeusz ĝliwiak, Julian PrzyboĞ i mnóstwo innych... humaniĞci...
autorytety domagające siĊ jak najszybszego wykonania wyroku Ğmierci na niewinnie skazanych...
T.S. Jaki kraj, takie autorytety. Oni brali udziaá w barbarzyĔskim áamaniu systemu ĞwiĊtych wartoĞci,
a tego poecie nie wolno. Pytanie brzmi: dlaczego to zrobili? Niestety, nikt nie ma i nie miaá odwagi, by im
je publicznie zadaü, bo… nie wypada, bo to niegrzeczne... ta polska faászywa grzecznoĞü poáączona
z ulizaną ciotkowatoĞcią wyrządza wiele záego i odsuwa od prawdy. Z tego towarzystwa tylko MroĪek
zachowaá siĊ przyzwoicie, ma jakieĞ wyrzuty sumienia i to jest postawa godna szacunku.
J.N. Tak, to prawda – jednak skruchy nie okazaá.
T.S. Tego nie wiem. MoĪe peáne oczyszczenie nie jest áatwe.
J.N. Smutne jest to, Īe ludziom wspóápracującym z prosowieckim reĪimem powodzi siĊ takĪe we
wspóáczesnej Polsce. To zupeánie jakby ich dawne ĞwiĔstwa procentowaáy i przyczyniaáy siĊ do sukcesów,
laurów, popularnoĞci – takĪe poĞmiertnej.
T.S. Szumowiny zawsze páywają na wierzchu. I znajdują wielbicieli.
J.N. A dzieciom i wnukom szumowin áatwiej jest zrobiü karierĊ w tym dziwnym postpeerelowskim
nowotworze jakim jest dzisiejsza Polska – to nie teoria spiskowa, tylko zwykáa statystyka; poszperaáem
w biografiach niektórych naszych dzisiejszych wielkich ze Ğwiata literatury, dziennikarstwa, mediów,
sztuki – prawie wszyscy mają w najbliĪszej rodzinie kogoĞ po namiĊtnym związku z wáadzą ludową albo
nawet z jej zbrojnym ramieniem: bezpieką, milicją, wojskiem. Te kariery to nie przypadki.
T.S. To chyba ciĊ nie dziwi...
J.N. Nie dziwi, ale napawa niesmakiem.
T.S. A co powiedzieü o gorliwych wyznawcach socrealizmu i stalinizmu, którzy po Ğmierci swojego
ukochanego wodza, a szczególnie po 1956 roku gwaátownie zmienili poglądy o sto osiemdziesiąt stopni,
niekiedy stając siĊ nawet pierwszymi sprawiedliwymi?
J.N. Zapewne to samo co o tych, którzy krytykowali socjalizm Īyjąc z niego i grzecznie, w sposób
kontrolowany wystĊpowali przeciwko niemu, czy, jak na przykáad Jacek Kaczmarski, byli bardami
wolnoĞci. Jak siĊ okazuje, oni mogli to robiü bez konsekwencji, bo za nimi stali czujni, dobrze ustawieni
politycznie rodzice czy dziadkowie, zawsze gotowi przyjĞü z pomocą bawiącemu siĊ synalkowi i za karĊ
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
38
wysáaü go na Zachód...
T.S. W najgorszym razie – zaáatwiü jakąĞ miáą pracĊ, najlepiej w mediach...
J.N. W mediach tkwi do dzisiaj ta wyliniaáa juĪ „bananowa máodzieĪ”, która zawsze miaáa áatwo i nigdy
nie musiaáa naprawdĊ pracowaü. Widaü, Īe w Polsce oportunizm, hipokryzja i moralny relatywizm
to cechy, bez których kariera jest bardzo utrudniona, jeĞli nie niemoĪliwa. W naszym kraju, jak chyba
nigdzie indziej panoszy siĊ takĪe ten zdumiewający imperatyw moralny, mianowicie Īe ĞwiĔstw
dostrzegaü nie wypada, tym bardziej wiĊc nie wypada o nich mówiü, przypominaü, rozliczaü,
publicznie piĊtnowaü. Za to moĪna je robiü – to zupeánie jak z sikającymi na ulicach i w bramach –
kulturalni Ğwiadkowie wstydliwie odwracają gáowy i uwaĪają, Īe tego nie ma, a sikający – osiągają
chwilowy báogostan.
T.S. Nie zapominaj jednak, Īe ci szczający na ulicach i spoáeczny margines to dzisiejsi herosi,
bohaterowie naszej „wysokiej” literatury, o których grzeczne panienki i wyniaĔczeni cháopcy czytają
z wypiekami na twarzy. MoĪe to przejaw spoáecznej sprawiedliwoĞci…
J.N. Nie ironizuj, bo sprawa jest powaĪna. Dzisiaj Īyjemy w kolonii, w paĔstwie niesuwerennym, do tego
niewolniczo-oligarchicznym i chciwym, bardzo odlegáym od spoáecznej sprawiedliwoĞci, chociaĪ
propaganda gáosi, Īe to... demokracja, najszczĊĞliwszy z systemów i wydaje siĊ, Īe niektórzy w to
uwierzyli. Jak powinien postąpiü poeta, jeĞli áaskawie zstąpi z Parnasu do zwykáych Ğmiertelników i ujrzy
prawdziwe Īycie, inne niĪ to przedstawiane przez polityków i reĪimowe media w ich „opowieĞciach
z mchu i paproci”?
T.S. Powinien wyraziü sprzeciw wobec fasadowej demokracji i wszelkich przejawów choroby toczącej
Īycie spoáeczne; przecieĪ nie bĊdą tego robiü dworskie pachoáki, ci wynoszeni, opáacani i nagradzani
poeci brylujący na salonach. To zadanie dla ludzi wolnych, poetów z moralnym krĊgosáupem. OczywiĞcie
nie chodzi o to, by ich twórczoĞü staáa siĊ polityczna, bo to nonsens, ale o chociaĪ jeden wyraĨny
gáos protestu.
J.N. Suma takich gáosów brzmi juĪ potĊĪnie.
T.S. Tak, a nawet jeĞli nie bĊdą sáyszani dzisiaj, ich sáowo zostanie dla przyszáych pokoleĔ, chociaĪby
w zasobach internetu jako Ğwiadectwo, Īe nie wszyscy byli bezmyĞlni czy moralnie niepeánosprawni.
J.N. Albo nie zostanie. Promonopolistyczne ustawy w rodzaju niesáawnej ACTA to przecieĪ wstĊp do
przyszáej globalnej cenzury, która moĪe sprawiü, Īe niebawem wszelkie gáosy krytykujące ten „nowy,
wspaniaáy Ğwiat”, w którym Īyjemy, zostaną wymazane, bo uzna siĊ je za godzące w jedynie sáuszny
system. Nawet wolnoĞü internetu jest zagroĪona, od kiedy wáadza zorientowaáa siĊ, jak áatwo lud potrafi
siĊ zorganizowaü na portalach spoáecznoĞciowych i wystąpiü przeciwko niej.
T.S. KaĪda wáadza szuka sposobu Īeby kontrolowaü obywateli i zamknąü usta niezadowolonym.
W dyktaturze jest to robione jawnie, w naszej fasadowej demokracji musi siĊ to odbywaü pod pozorem na
przykáad walki z terroryzmem, przestĊpczoĞcią zorganizowaną czy z cyberpiractwem. Niekiedy jest
to ukryte pod hasáami dziaáania dla dobra jednostki i spoáeczeĔstwa. W istocie ustawy w rodzaju ACTA to
są zawoalowane formy ucisku obywateli. Jednak przed kaĪdym terrorem jest ucieczka, takĪe przed
terrorem monopoli i tak zwanej demokracji. A psy polityków są za gáupie, wiĊc nie wytropią wszystkiego,
nie da siĊ usunąü z internetu wszystkich stron i utworów sprzecznych z dzisiejszą ideologią, tak jak kiedyĞ
nie udaáo siĊ spaliü wszystkich nieprawomyĞlnych ksiąĪek. Zawsze gdzieĞ coĞ przetrwa.
J.N. W twojej twórczoĞci i literackiej, i fotograficznej nie unikasz ostrej krytyki wspóáczesnego Ğwiata.
Istnieje jednak pogląd, co prawda zalatujący przybyszewszczyzną, Īe sztuka aktywna spoáecznie czy
polityczna ulega samounicestwieniu, przestaje byü sztuką i zamienia siĊ w agitkĊ.
T.S. To kwestia proporcji pomiĊdzy treĞciami ideologicznymi a wartoĞciami czysto artystycznymi.
Socrealizm rzeczywiĞcie nudziá, nudzą feministki, chociaĪ pewnie są wyjątki. Ale czy nudzi Salgado?
Czy rosyjski konstruktywizm – szerzej – sztuka radziecka do roku 1932 jest artystycznie záa? A filmy
Leni Riefenstahl? Fotografie Dorothei Lange i innych dokumentalistów Farm Security Administration?
Poezja Majakowskiego? TwórczoĞü Prusa? Reymonta? Broniewskiego? Nawet mój ukochany Witkacy,
chociaĪ przesiąkniĊty máodopolszczyzną, to artysta i filozof spoáecznie i politycznie zaangaĪowany,
nie tylko zresztą w swoich dzieáach, ale i w Īyciu. Przykáady sztuki zaangaĪowanej ideologicznie
i jednoczeĞnie wybitnej artystycznie moĪna by mnoĪyü. Ten pogląd jest wiĊc tylko czĊĞciowo sáuszny,
bo dotyczy utworów propagandowych, áopatologicznych. SztukĊ raczej zabija brak wiedzy, ducha
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
39
i warsztatowe niedoáĊstwo.
J.N. Przykáady podaáeĞ bezdyskusyjne, a sam piewca sztuki dla sztuki, czyli Przybyszewski, Īadnym
wielkim dzieáem siĊ nie wsáawiá i jako artysta nudziá niemiáosiernie. Inaczej ma siĊ sprawa z pozostaáymi
przedstawicielami Máodej Polski, których, jak wiem, wysoko cenisz. Dlatego ciekaw jestem, który polski
poeta XX wieku jest dla ciebie najwaĪniejszy?
T.S. Trudno jest podaü jedno nazwisko, bo przychodzi mi do gáowy Kasprowicz, MiciĔski, Staff,
Broniewski, Tuwim, Miáosz, Herbert, a takĪe wspóáczeĞni klasycy: RóĪewicz, Zagajewski, Józef Baran...
kaĪdy z nich to dla mnie waĪna postaü.
J.N. Ale z tych dwudziestowiecznych – w Ğcisáym sáowa tego znaczeniu – najbliĪszy jest ci...
T.S. Ponad wszystkimi i poza konkurencją od wielu lat jest Miáosz, i chociaĪ jest poetą nierównym,
to jego wiersze najbardziej mnie poruszają. Byáy momenty zwątpienia, sáabniĊcia podziwu dla jego poezji
– ale przy niezmiennej admiracji jego prozy, szczególnie esejów, wykáadów. Miáosz to zatem miáoĞü
burzliwa, ale najwaĪniejsza. Natomiast biorąc jako kryterium warsztatową sprawnoĞü, czystoĞü,
urodĊ wiersza, plastycznoĞü obrazowania, to pierwsze miejsce zajmuje Staff. I zdziwisz siĊ – RóĪewicz
jest mi bliski...
J.N. Rozumiem, Īe Miáosz, bo juĪ podobieĔstwo waszych charakterów i zainteresowaĔ wskazuje na ten
wybór jako oczywisty. Ale dlaczego Staff? A juĪ zupeánie nie rozumiem, skąd tutaj RóĪewicz. PrzecieĪ
to zupeánie róĪne poetyki, odmienne filozofie, tych poetów zdecydowanie wiĊcej dzieli niĪ áączy.
T.S. I pewnie o to chodzi, o kontrast, skrajnoĞci. LubiĊ przeciwieĔstwa, ostre zestawienia, one pozwalają
oddychaü, wyostrzają widzenie i czucie. PamiĊtam jak von Karajan zapytany, co robi po koncercie,
odpowiedziaá, Īe idzie do klubu posáuchaü jazzu albo bluesa, bo wtedy odpoczywa. KiedyĞ, kiedy byáem
máodym czáowiekiem, ta odpowiedĨ wydawaáa mi siĊ niedorzeczna, teraz ją doskonale rozumiem.
J.N. W takim razie, skoro najczĊĞciej teraz czytasz Staffa i RóĪewicza, powiedz co ciĊ uwiodáo w ich
twórczoĞci?
T.S. A bo to czáowiek tak naprawdĊ wie? Z poezją to trochĊ tak jak z dziewczynami – pociąga ciĊ jakaĞ
i juĪ, nie racjonalizujesz tego, nie zadajesz sobie pytaĔ, chyba Īe jesteĞ uwikáanym w romans Franzem
Kafką.
J.N. Tak, ale po jakimĞ czasie jednak zadajesz sobie pytanie: dlaczego? I odpowiedĨ bywa ciekawa. WiĊc
siĊ nie wykrĊcaj.
T.S. SpoĞród polskich poetów Staff to artystyczny i etyczny monolit bez skazy, spójna, jasna caáoĞü
artysty i czáowieka, wzór i mistrz. Nie ma w jego przypadku niezgody pomiĊdzy Īyciem a twórczoĞcią, nie
ma tego napawającego niesmakiem rozziewu miĊdzy filozoficzną praktyką a teorią, nie ma káamstwa.
Jako poeta Staff to twórca wielowymiarowy i wielobarwny, który zachowaá autonomiĊ mimo poszukiwaĔ
w obrĊbie nowych kierunków. Bliska jest mi jego filozofia wywodząca siĊ z nietzscheanizmu i czĊĞciowo
chyba teĪ z romantyzmu, wedáug której czáowiek tworzy siebie dąĪąc do prawdy i szczĊĞcia – to teĪ takie
dalekowschodnie myĞlenie. Staff to obroĔca mitu i marzenia, klasycysta w sensie rygoru intelektualnego,
áadu i zgody z Īyciem; erudyta i czáowiek doskonale wyksztaácony, a mimo to ciągle samoksztaácący siĊ.
W twórczoĞci siĊgaá do antyku i chrzeĞcijaĔstwa równie swobodnie jak do polskiej kultury i krajobrazu,
odwoáywaá siĊ do rozumu i do emocji, czerpaá z wyobraĨni i z rzeczywistoĞci. KaĪdy jego kolejny zbiór
wierszy to przykáad artystycznego i duchowego rozwoju. A w dwóch ostatnich tomikach, Wiklina
i DziewiĊü muz, doszedá do obrazowania niemal ascetycznego, w nich wáaĞnie, wedáug mnie, wspiąá siĊ na
absolutne szczyty poezji, porównywalne z poezją chiĔską epoki Tang. Z tych to wszystkich powodów tak
bardzo ceniĊ Staffa.
J.N. Za co w takim razie cenisz RóĪewicza?
T.S. Za etycznoĞü jego poezji, jej powĞciągliwoĞü i... publicystycznoĞü; za formĊ, w której podoba mi siĊ
unikanie ornamentów metaforyki i wszelkiego zdobnictwa; za retorycznoĞü i áączenie rozmaitych
gatunkowo form wypowiedzi. Bliska mi jest jego tĊsknota do Ğwiata prostego, do uczuü, do zwykáoĞci.
Mam teĪ podobną wizjĊ czáowieka zniewolonego przez technikĊ i konsumpcjĊ, wegetującego w Ğwiecie
pozbawionym etyki i estetyki, czáowieka zdezintegrowanego, wyzbytego ducha, uprzedmiotowionego.
J.N. A co z Herbertem, którego, jak pamiĊtam, kiedyĞ stawiaáeĞ bardzo wysoko, a który dla mnie
w porównaniu z Miáoszem, tym bardziej zaĞ ze Staffem i RóĪewiczem, jest monotonny, suchy,
monochromatyczny, rzekábym teĪ – nieco napuszony, dodatkowo zaryzykujĊ stwierdzenie, Īe nieczuáy na
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
40
jĊzyk, jego barwĊ, melodiĊ?
T.S. Herberta ceniĊ przede wszystkim z powodu piĊciu ostatnich zbiorów wierszy, czyli od Pana Cogito
z 1974 roku. Patrząc z dáuĪszej, czy moĪe raczej szerszej perspektywy, jego twórczoĞü nie dorównuje skalą
artystyczną, twórczym rozmachem dzieáu Miáosza, Staffa ani RóĪewicza, niemniej posiada cechy
w polskiej poezji niezwykle rzadkie – jest ironiczna, intelektualna, aluzyjna, refleksyjna, zrozumiaáa,
przejrzysta i logiczna w swojej strukturze, przy czym nie ucieka od Ğwiata zwykáych ludzi. Co dla mnie
waĪne – bohater ma etyczną powinnoĞü stawiania oporu biegowi historii, nawet jeĞli jest to beznadziejne,
a Bóg u Herberta nie jest jednoznaczny, bo z jednej strony to zimny i odlegáy stwórca, z drugiej bezsilny
odkupiciel; moje postrzeganie Boga jest podobne, chociaĪ mam do niego wiĊcej zaufania niĪ Herbert.
J.N. Bardzo róĪni są twoi ulubieni poeci. Co w takim razie najbardziej liczy siĊ w poezji? Erudycja,
filozoficzna refleksja, cháodny namysá, czy moĪe jednak natchnienie, uczucia, emocje i wraĪenia, bujna
wyobraĨnia?
T.S. To zaleĪy, czego oczekujemy. Nie ma jednej poezji.
J.N. Chcesz powiedzieü, Īe poezja jest jak muzyka – kaĪdy znajdzie coĞ dla siebie, począwszy od klasyki,
przez rocka, skoĔczywszy na ludowej?
T.S. Jeszcze jest pijacki beákot, pieĞni kibiców i szereg innych estetyk, mniej lub bardziej wykwintnych.
J.N. I oczywiĞcie awangarda.
T.S. Czyli ta, jak to nazwaá Artur Rubinstein w odniesieniu do Stockhausena, a co pasuje do jej ogólnego
obrazu, „hitlerowska i oĞwiĊcimska muzyka, która ma w oczach i wyrazie ten SS-maĔski báysk”. Ale
prawie w kaĪdym rodzaju i gatunku znajdzie siĊ muzyka dobra i záa. Podobnie w sztukach wizualnych.
Tak samo jest z poezją. Nikt, kto ma elementarne poetyckie obycie, nie powie, Īe wiersze o przyrodzie to
grafomania i kicz, a te o Īyciu w rynsztoku i chlaniu wódy to wielka poezja, bo w jednym i drugim
przypadku mogą byü wiersze dobre i záe, tak jak dobre i záe mogą byü wiersze religijne, filozoficzne,
metafizyczne, sportowe, polityczne, pisane maáymi i wielkimi literami, z interpunkcją i bez niej.
J.N. Jestem jednak przekonany, Īe wiĊcej dobrych wierszy jest o przyrodzie niĪ o Īyciu w rynsztokach,
a uĪywanie interpunkcji, logicznych zdaĔ, maáych i wielkich liter to zwyczajnie dowód wyĪszej kultury.
T.S. Z pewnoĞcią... chociaĪ... Herbert specjalnie z interpunkcją nie przesadzaá... róĪnie to bywa. Ale tak,
wiem, co masz na myĞli. Od kilkunastu lat trend jest w Polsce taki, Īe pisarz, poeta czy krytyk literacki nie
musi umieü pisaü, bo nad ortografią, stylem, logiką czuwają – z mniejszym lub wiĊkszym powodzeniem –
korektorzy i redaktorzy. Ta nieznajomoĞü warsztatowych podstaw dotyczy zresztą caáej nowej sztuki
tubylców – tutejszy artysta nic nie musi umieü, wrĊcz nie powinien, bo go to „ogranicza”! U nas warsztat
jest sprawą nieistotną, nieartystyczną, niemal implikującą kicz, stąd dzisiaj taka nĊdza w sztuce.
J.N. Z korektorami i redaktorami teĪ róĪnie bywa, bo coraz wiĊcej widzĊ ksiąĪek z báĊdami. Jednak
pisarze zbyt czĊsto zapominają, Īe w ich fachu potrzebne są rzemieĞlnicze umiejĊtnoĞci i rygor na równi
z talentem. Same chĊci nie wystarczą, bo skutek jest taki, Īe awangardowych czy nieudolnych produkcji
mamy na pĊczki, a prawdziwej literatury i sztuki jak na lekarstwo. AĪ dziwne, Īe w Polsce wymaga siĊ
umiejĊtnoĞci od hydraulika czy piekarza.
T.S. Nie da siĊ wmówiü ludziom, Īe chleb z zakalcem i bez soli jest dobry. Ale niektórym da siĊ wmówiü,
Īe marny czy kretyĔski wiersz to wielka sztuka.
J.N. Zygmunt Mycielski stwierdziá w Niby-dzienniku, Īe „Mamy duĪo poetów. Kto moĪe, pisze jakieĞ
wiersze, to áatwiej, niĪ zaáoĪyü inspekty”.
T.S. Dzisiejsi poeci w wiĊkszoĞci nawet nie wiedzą, co to są inspekty.
J.N. Zapewne, skoro oĞwiata i nauka siĊgnĊáy dna. Dzisiaj zamyka siĊ szkoáy – a ostatnio robiono to za
hitlerowskiej okupacji. Klasy są przeludnione, co uniemoĪliwia wáaĞciwe prowadzenie zajĊü. Ogranicza
siĊ i upraszcza programy nauczania, obcina siĊ godziny dydaktyczne z nauk przyrodniczych, geografii, ba,
nawet z polskiego i historii – co wygląda na politykĊ wynaradawiania! Wprowadza siĊ za to jakieĞ
kompletne, odmóĪdĪające bzdury, jakieĞ taĔce, kosmetykĊ! To celowa hodowla matoáów, bo gáupi są
bardziej posáuszni wáadzy. I to siĊ ciągnie dalej, w szkolnictwie wyĪszym – pewien stary profesor
uniwersytetu powiedziaá mi niedawno, Īe dzisiejsze dobre prace doktorskie są na poziomie przeciĊtnych
prac magisterskich sprzed dwudziestu lat – takie są skutki tej antypolskiej polityki.
T.S. To oczywiste patrząc równieĪ na to, kto dzisiaj jest przyjmowany na studia. KiedyĞ ludzie
o mniejszych moĪliwoĞciach intelektualnych skoĔczyliby zawodówki i wykonywaliby poĪyteczną pracĊ,
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
41
teraz, po zniszczeniu szkolnictwa zawodowego, przerabiają jakieĞ szczątkowe programy nauczania
w podrzĊdnych liceach i áatwo zdają parodiĊ matury uzyskując wymagane trzydzieĞci procent, po czym
robią wieczorowo i zaocznie te smĊtne licencjaty, czĊsto na marnych prywatnych uczelniach i wydaje im
siĊ, Īe to prawdziwe studia, Īe naprawdĊ są wyksztaáceni. PowszechnoĞü zjawiska obniĪa jego jakoĞü,
takĪe w dziedzinie edukacji. Do tego dochodzi niemal wszechobecna negatywna selekcja, inwersja
wartoĞci, powierzchowne naĞladownictwo Zachodu i mamy kulturalną równiĊ pochyáą, drugą „noc
saską”. Caáa nadzieja w tym, Īe historia siĊ powtarza, wiĊc moĪe nastąpi po dzisiejszym
postmodernistycznym mroku era rozumu.
J.N. I pojawią siĊ nowi Koááątaje, Niemcewicze, Krasiccy i Staszice? ObyĞmy doĪyli. Póki co jednak,
niewielkie moĪliwoĞci niektórych i brak prawdziwego wyksztaácenia idą w parze z duĪymi ambicjami,
skutkiem tego normalne Īycie zamienia siĊ w kabaret i groteskĊ; mamy wiĊc krytyków literackich, poetów
i pisarzy ledwo z maturą albo nawet bez niej, którzy wypisują niewiarygodne gáupoty, nie znają literatury
i ortografii, nie mają powaĪnych zainteresowaĔ ani niczego istotnego do powiedzenia, nie potrafią uáoĪyü
sensownego zdania. Smarują wiĊc wspóáczeĞni poeci z upodobaniem wersy kaleczne, banalne, nudne,
mroczne, niezrozumiaáe, albo o tym, co znają najlepiej – zwykle o sikaniu, wódce, kopulowaniu,
brzydocie, oraz oczywiĞcie o zawsze modnej tragedii istnienia, okraszając to wszystko wulgaryzmami.
T.S. Nie moĪna mieü o to „smarowanie” pretensji do wspóáczesnoĞci, tak byáo zawsze. Nawet w czasach
Horacego byli poeci nieudolni i prymitywni, wystarczy przeczytaü jego SztukĊ poetycką. Jednak
przetrwaá Horacy, nie oni, bo w literaturze zostaje to, co siĊga wyĪej niĪ poziom rynsztoka. Pisaü
o fizjologii umie kaĪdy póágáówek. TakĪe popularny u nas literacki beákot to áatwizna – najzabawniejsze
jest to, Īe nikt siĊ nie zapyta, o co w tym beákocie chodzi, Īeby nie wyjĞü na gáupca, i dlatego wielu udaje,
Īe rozumie tĊ „gáĊbiĊ”, a krytycy nawet doszukują siĊ jakiegoĞ drugiego, czasem nawet trzeciego dna,
i biją pianĊ dziwnosáowia bez opamiĊtania. W sumie, patrząc na polską poezjĊ dzisiaj, Ğmiaáo moĪna by
przyjąü, Īe domy wariatów peáne są genialnych poetów, w których pielĊgniarzami są krytycy.
J.N. Polska jest równieĪ zagáĊbiem pesymistycznych i pseudomelancholijnych poetów piszących
o Ğmierci, samotnoĞci, beznadziei, bólu, tĊsknocie, rozpaczy, utracie, doĞwiadczeniach granicznych.
T.S. Ci z kolei cierpią za miliony. OczywiĞcie zwykle cierpią teoretycznie, na pokaz, przy aplauzie
pochlebców; od zajĊü praktycznych jest reszta ludzkoĞci, która naprawdĊ cierpi, naprawdĊ pracuje,
naprawdĊ Īyje.
J.N. Ten cierpiĊtniczo-martyrologiczny obraz dopeánia czĊsta u poetów z intelektualną atrofią redukcja
czáowieka do unurzanej w fizjologii bryáy miĊsa. Sáabo juĪ siĊ robi od dĊtego ponuractwa, pozerstwa,
nihilizmu, zgnilizny, szczyn, krwi, spermy i innych wydzielin w tej tak zwanej poezji.
T.S. Tak, ale zauwaĪ, Īe na drugim biegunie poetyckiego nudziarstwa teĪ są pozerzy – nadĊci, napuszeni,
zgrywający wielkich intelektualistów i filozofów, rozmawiający tylko z wielkimi poprzednikami,
a niekiedy nawet z samym Bogiem badacze Tajemnicy Wszechrzeczy, kapáani, ĞwiĊci i wieszczowie
zamieszkujący swoje podniebne wieĪe z koĞci sáoniowej i stamtąd obserwujący pospolity Ğwiat,
przemawiający do maluczkiej ludzkoĞci sáowami mądrymi, spokojnymi i wywaĪonymi. CzĊsto to
akademicy, których wyniosáoĞü traktuje siĊ jak wzniosáoĞü.
J.N. Czyli co, otwartoĞü, wielowymiarowoĞü i wielobarwnoĞü artysty stawiamy ponad jaáowoĞü
i monotoniĊ, zwane czĊsto przez krytyków konsekwencją?
T.S. OczywiĞcie. Nuda zabija. Ile moĪna pisaü o tym samym i tak samo? Ile moĪna malowaü kwiaty
w wazonie? Ilu moĪna wyrzeĨbiü zafrasowanych Ğwiątków? WielkoĞü w sztuce jest wprost proporcjonalna
do targających artystą sprzecznoĞci, do bogactwa jego ducha, skali przeĪyü. Trzeba siĊ rozwijaü,
zaskakiwaü, pokazywaü siebie jako czáowieka, a nie udawaü spiĪowy pomnik czy Wojaczka; zamiast
pozerstwa uprawiaü peáną szczeroĞü, bo to ona jest interesująca.
(…)
J.N. Szeroko pojĊty underground czy inaczej – obieg nieoficjalny, to czĊsto Ĩródáo najwiĊkszych dzieá,
weĨmy Hölderlina, Schulza i wielu innych, zresztą we wszystkich dziedzinach sztuki. Jego twórcami nie
kieruje prostacka chĊü zysku i popularnoĞci, tylko potrzeba przeĪycia metafizycznego, wewnĊtrzny
imperatyw czystej ekspresji, intelektualny niepokój, sprzeciw wobec rzeczywistoĞci, niekiedy choroba –
niestety, szersze uznanie zyskują zwykle dopiero po Ğmierci albo u schyáku Īycia.
T.S. Ja jestem na to przygotowany...
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
42
(…)
J.N. A co sądzisz o kwiatkach typu: „I wáaĞnie owa subwersyjna skáonnoĞü Honeta do przezwyciĊĪania
granic znaczeĔ, eksplorowania wszelkiej liminalnoĞci wskazuje na iĞcie tricksterowe widzenie
rzeczywistoĞci”?
T.S. Czy to moĪe jest fragment instrukcji obsáugi japoĔskiego robota?
J.N. Nie, to fragment tekstu Moniki Kocot o poezji Romana Honeta.
T.S. Aha.
J.N. Nie skomentujesz?
T.S. A co tu komentowaü? Obawiam siĊ, Īe dla takich ludzi przeĪycia liminalne to przypalony naleĞnik
czy záamany tips. Oni nie wiedzą, o czym piszą. To sáowny onanizm, jakieĞ gáupoty, káamstwo,
efekciarstwo. LiminalnoĞü eksplorują chorzy na raka, gdy brakuje dla nich leków, jak w tej chwili
w Polsce, albo gdy nie pomaga juĪ morfina; oni przezwyciĊĪają granice – nie tylko granice znaczeĔ.
DoĞwiadczenie liminalne mają ludzie leĪący na szpitalnym korytarzu, pozbawieni intymnoĞci i ich
bezradni bliscy; takie doĞwiadczenia to obóz koncentracyjny, Ğmierü dziecka, wojna, ale nie, gdy
gówniarzom zabraknie na piwo.
J.N. Rozumiem twoje ĪachniĊcie, ale przytoczyáem ten fragment, jeden z ostatnich nabytków do mojego
archiwum krytyczno-literackich i recenzenckich kuriozów, jako dowód, Īe krytycy z tak zwanym wyĪszym
wyksztaáceniem mogą byü równie Ğmieszni, jak te nieuki ledwo z maturką, poniewaĪ, aby nadaü pozory
mądroĞci swoim sáowom, brną w wielokrotnie wyszydzaną, niezrozumiaáą i niepotrzebną nowomowĊ. Do
tego znają jakichĞ Honetów, ale idĊ o zakáad, Īe nie czytali Szekspira ani nawet Dziadów, wiĊc co oni
wiedzą o literaturze? Z kolei poloniĞci, nauczyciele akademiccy – czyli teoretycznie fachowcy od krytyki –
teĪ niewiele czytają literatury podmiotowej; niektórzy moĪe znają Beniowskiego, ale jego lektura to dla
czĊĞci z nich byáo zapewne szokowe doznanie i ogólnych wniosków z niej wyciągnąü nie potrafią albo
wstydliwie je przemilczają; nie mają wáasnego zdania, nie orientują siĊ we wspóáczesnej literaturze poza
ewentualnie tym, co oficjalnie uznane albo o czym pisali ich bardziej utytuáowani koledzy; ze wzgardą
patrzą na drugi, a tym bardziej trzeci obieg literacki – jeĞli w ogóle wiedzą, co to jest – i uwaĪają, Īe to
poniĪej ich godnoĞci przeczytaü wiersze np. Romana KaĨmierskiego, Przemka àoĞki czy Dariusza
Pawlickiego. Przywarli zadami do stoáków i kurczowo trzymają siĊ biureczek, plując ze strachu na
studentów, bo a nuĪ który wie wiĊcej niĪ oni. A jak student wie wiĊcej, czy w ogóle jest samodzielny
umysáowo, to z pewnoĞcią nigdy nie zostanie asystentem, bo po co komu konkurencja, realne zagroĪenie
dla wygodnej posadki? Stąd selekcja negatywna, i dlatego co pokolenie nauczycieli akademickich, to
gorzej. Nie tylko zresztą na polonistyce.
T.S. O tak zwanej krytyce u nas Ğwietnie pisaá Stanisáaw Witkiewicz – i nic siĊ nie zmieniáo. Wedáug
niego polska krytyka jest dyletancka, samowolna, interesowna, stronnicza, sáuĪalcza wobec autorytetów
i wzgardliwa dla autorów maáo znanych, przez to wszystko szkodliwa dla sztuki i artystów, do tego – tu
nawiąĪĊ do twojej kolekcji recenzenckich kuriozów – „sprostytuowaáa jĊzyk, tworząc w nim cudactwa,
przy których nawet najdziksze potwory jezuickiego stylu zdają siĊ mieü sens i logikĊ”, „posáuguje siĊ
potwornoĞciami stylowymi i myĞlowymi” oraz „przewraca retoryczne kozáy nie mogąc dojĞü do prawdy
a nie chcąc siĊ przyznaü do zupeánego nieuctwa”. Smutny to obraz i prawdziwy, dzisiaj równie aktualny,
ale na szczĊĞcie zawsze trafiają siĊ wyjątki – znam kilka. ZaĞ co do uczelnianego profesorstwa – to chyba
Kaden-Bandrowski powiedziaá, Īe gdyby dzisiaj pojawiá siĊ Sáowacki, to akademicy by go nie zauwaĪyli.
Kaden nie cierpiaá tego Ğrodowiska, a przecieĪ wtedy, przed wojną, to byli jeszcze ludzie na poziomie,
jakoĞ wyksztaáceni, odwaĪni, suwerenni intelektualnie, którzy do swojej pozycji w nauce doszli
prawdziwą pracą. Jednak są i mądrzy akademicy, a do tego jeszcze piekielnie inteligentni i niesamowicie
oczytani. PrzecieĪ autorem najwaĪniejszego dzieáa traktującego o polskiej poezji wspóáczesnej jest doktor
nauk humanistycznych Marek Trojanowski. Jego czterotomowa Etyka i poetyka to absolutny przeáom
w polskim piĞmiennictwie krytycznoliterackim, odejĞcie od dĊtej, niejasnej apologii i skierowanie go na
tory wiedzy i logiki, to jasny snop Ğwiatáa rzucony na káĊbowisko beákotliwej myĞli i cudacznej frazeologii.
J.N. Tyle Īe Trojanowski koncentruje siĊ na znanych, nagradzanych, ale w sumie nieudolnych poetach
albo na sáabych utworach poetów dobrych, czyli – zajmuje siĊ oĞlą áawką poezji. Obraz to zatem nieco
subiektywny i momentami nazbyt frywolny...
T.S. A dlaczego nie? Mickiewicz w swoich wykáadach w Collège de France, KrzyĪanowski i Miáosz
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
43
w swoich historiach literatury teĪ byli subiektywni. Poza tym jak w przypadku rozwaĪaĔ o poezji mówiü
o obiektywizmie? KaĪdy moĪe przyáoĪyü do wiersza wáasne kryteria. PrzecieĪ krytyka literacka to nie jest
nauka Ğcisáa ani nawet nauka, tylko zbiór mniemaĔ, subiektywnych sądów niepopartych logicznymi,
jasnymi dowodami. Twardych postulatów Witkiewicza zawartych w jego pismach estetycznych nikt nie
zrealizowaá – a moĪna i naleĪy je stosowaü w krytyce kaĪdej dziedziny twórczoĞci, poniewaĪ są
uniwersalne. Nie ma wiĊc u nas mowy o obiektywizmie – warunku koniecznym sensownej krytyki, nie
ma mowy o wiedzy, o Ğcisáych naukowych podstawach, o odrzuceniu wáasnych gustów. A kto w ogóle
czyta dzisiaj Witkiewicza? Wracając do Trojanowskiego – wiĊkszoĞü dzisiejszych tak zwanych krytyków
nie ma jego odwagi i szerokich horyzontów, jego gigantycznego pola skojarzeĔ, niesamowitej erudycji
i poczucia humoru, przez co są niestrawni, nudni, szkolarscy. A myĞlący czytelnicy juĪ nie wierzą
w blurby i pochwalne recenzje, bo za parĊ záotych czy flaszkĊ wódki piszą je znani i lubiani krytycy
specjaliĞci od tego typu bredni. Czytelnicy chcą soczystej prawdy, i Trojanowski ją daje.
J.N. Pomówmy teraz nieco o rynku wydawniczym. Dla kaĪdego, kto siĊ chociaĪ odrobinĊ tym interesuje,
jest oczywiste, Īe kanaá wydawniczy w Polsce jest zblokowany przez tak zwanych uznanych pisarzy
i poetów, którzy pocháaniają caáoĞü paĔstwowych dotacji do ksiąĪek, dlatego nikt naprawdĊ utalentowany
nie moĪe juĪ na dotacje liczyü, a tym samym nie ma szans na normalne wydanie, bo wydawca nie
zaryzykuje wáasnych pieniĊdzy.
T.S. Z tymi publicznymi dotacjami dla „swoich” na wydanie ksiąĪek to rzeczywiĞcie kanaá, pozostaáoĞü po
Polsce Ludowej, ale dla wybranych autorów i wydawców to záota Īyáa – z tego Īyją, z tego finansują
miejsca w hurtowniach i ksiĊgarniach, recenzje, reklamĊ, zagraniczne wojaĪe, táumaczenia, obcojĊzyczne
wydania, wygodne mieszkanka. Potem jeszcze czerpią zyski ze sprzedaĪy – sprzedaĪy takĪe do bibliotek,
które kupują pewne pozycje z odgórnego rozdzielnika. To jest bajkowe Īycie cwanych nierobów. Oni są
kompletnie zdemoralizowani i rozleniwieni, pieniądze páyną same, wystarczy, Īe napiszą byle co i juĪ jest
to drukowane; nic wiĊc dziwnego, Īe bronią siĊ na wszelkie sposoby, by nie dopuĞciü nikogo, kto ma
prawdziwy talent. Ale historia ich rozliczy, tak jak rozliczyáa Auderską, Przymanowskiego i innych
miernych, ale wiernych literackich gwiazdorów poprzedniej epoki, umieszczając ich na dnie lamusa.
KaĪdy reĪim ma swoich ulubionych literatów i artystów, takĪe reĪim dzisiejszy. Jednak niewielu z nich
przetrwa, gdy odejdą mecenasi. Zostanie to, co naprawdĊ wartoĞciowe, co zwykle powstaáo w obiegu
nieoficjalnym. Sztuka istotna obroni siĊ sama, prĊdzej czy póĨniej. Plewy rozwieje wiatr.
J.N. Inny problem to kolesiostwo, wyĞwiadczanie sobie wydawniczych uprzejmoĞci, dziaáanie na
zasadzie „ja wydam ksiąĪeczkĊ tobie, a ty mnie, Īeby nie gadali, Īe sam sobie wydaáem”. To teĪ rodzaj
zaspokajania próĪnoĞci grafomana, który odbywa siĊ za pieniądze spoáeczne.
T.S. Tak, ale to kwoty znacznie mniejsze, poniewaĪ zjawisko wydawniczej wzajemnoĞci dotyczy
prawie wyáącznie poezji i są to najczĊĞciej maáe nakáady, rozprowadzane zwykle przez autora, np. po
gimnazjach, liceach, na spotkaniach autorskich, wĞród znajomych i rodziny; tak siĊ zwykle dzieje
w mikrowydawnictwach przytulonych do róĪnych instytucji kulturalnych – bibliotek, domów kultury.
Zabawne natomiast jest to, Īe ci wydający w ten sposób autorzy-kolesie teĪ czĊsto muszą
wspóáfinansowaü swoją publikacjĊ, ale uwaĪają siĊ za literacką elitĊ, caáą resztĊ mniej zaradnych poetów
oskarĪając o grafomaniĊ i próĪnoĞü, których sami są najbardziej przecieĪ ewidentnymi przykáadami.
J.N. No wáaĞnie. Jednak póki co ci mniej zaradni muszą wydawaü ksiąĪki za wáasne pieniądze. Co o tym
sądzisz?
T.S. Za wáasne pieniądze wydawaá Sáowacki, Schulz, Witkacy, Whitman, Poe, Shaw, Pound, Joyce, Jim
Morrison, E.E. Cummings i wielu innych. Wirginia Woolf z mĊĪem Leonardem zaáoĪyli nawet
dwuosobowe wydawnictwo Hogarth Press, w którym publikowali jej powieĞci i opowiadania. Jak widaü
na tych przykáadach, tak zwany self-publishing to nie jest wynalazek naszych czasów. Teraz tylko
dynamicznie siĊ rozwija, szczególnie od kiedy pojawiá siĊ druk cyfrowy i ksiąĪki elektroniczne.
J.N. Klasyczny self-publishing jest wtedy, gdy autor osobiĞcie zajmuje siĊ wszystkim, ale to rzadka
sytuacja, bo zwykle korzysta z usáug chociaĪby drukarni. NajczĊĞciej jednak przynosi pieniądze do
wydawnictwa i ono zajmuje siĊ caáą resztą, wáącznie z dystrybucją. Istnieją teĪ wydawnictwa
specjalizujące siĊ w wydawaniu ksiąĪek na koszt autora i gáównie z tego czerpiące zyski, nie zajmujące siĊ
handlem.
T.S. To nie jest záe rozwiązanie; wtedy ksiąĪkĊ rozprowadza sam autor, tak jak mu siĊ podoba – rozdaje,
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
44
sprzedaje, wysyáa do bibliotek.
J.N. Albo ją pali, jak Felicjan FaleĔski, który spaliá wydane przez siebie Kwiaty i kolce.
T.S. No tak, zrobiá to z rozgoryczenia, bo byá zupeánie wyobcowany, ignorowany przez wspóáczesnych,
takĪe przez poetów, którzy zresztą mu do piĊt nie dorastali. Ale to on przetrwaá – jak widzisz jest jakaĞ
sprawiedliwoĞü. A ceniĊ go bardzo za wiersze o Tatrach – FaleĔski chyba jako pierwszy poeta podjąá ten
temat. Poza tym to czáowiek o bardzo szerokich horyzontach, wraĪliwy i mądry, a tacy zwykle Ĩle sobie
radzą w Ğrodowisku poetyckim.
J.N. Generalnie są to zawsze cechy utrudniające Īycie. A symbolem artysty powinien byü nosoroĪec...
bynajmniej nie biaáy. Teraz trochĊ wydawniczej statystyki. Nie mam nowych danych, ale i stare są
interesujące. „Publishers Weekly” z kwietnia 2010 roku podaje, Īe w 2008 roku ksiąĪki wydane na
zasadzie self-publishing stanowiáy nieco ponad poáowĊ wszystkich tytuáów, a w 2009 byáo to juĪ 76%.
(…) Dowiedziaáem siĊ jednak z dyskusji w Wikipedii, Īe redaktorzy jej polskiej wersji nie uznają autorów
ksiąĪek elektronicznych ani nawet tradycyjnych, którzy wydają wáasnym sumptem czy w nieznanych
wydawnictwach. Stosując wiĊc logikĊ naszych wikipedystów, Wirginia Woolf i wielu innych sáawnych
autorów uprawiających self-publishing nie powinno siĊ w polskiej Wikipedii znaleĨü.
T.S. A co w takim razie zrobiü z tymi, którzy nic nie wydali za Īycia, z takim Kawafisem na przykáad?
Albo ze znakomitym poetą i táumaczem Rolicz-Liederem, który sam sobie wydawaá tomiki w nakáadzie
dwudziestu egzemplarzy? Wymazaü ich z encyklopedii? MoĪe wcale nie istnieli? To niedorzeczne, Īe jakiĞ
redaktor na podstawie swojego widzimisiĊ uznaje albo nie uznaje autora czy ksiąĪkĊ za godne wpisu
w Wikipedii. JeĞli jest wydawca, numer ISBN, egzemplarze autorskie w bibliotekach, to ksiąĪka istnieje,
a jej autor jest pisarzem, czy siĊ to komu podoba, czy nie – nawet jeĞli jest amatorem, jak Schulz czy
Kafka i wykonuje w Īyciu zupeánie inną pracĊ. MoĪe byü marnym pisarzem, ksiąĪka moĪe byü
niskonakáadowa czy elektroniczna, ale fakty są takie, Īe to pisarz, i Īe to ksiąĪka.
J.N. Mimo Īe samo pojĊcie „ksiąĪka” jest jasno i jednoznacznie zdefiniowane przez BibliotekĊ Narodową,
wedáug niektórych z ksiąĪką mamy do czynienia tylko wtedy, gdy jest sprzedawana w ksiĊgarniach.
T.S. A z filmem tylko wtedy, gdy jest emitowany w telewizji? Nonsens. To logika przedszkolaka, i to
niezbyt mądrego – stosując takie rozumowanie dojdziemy w koĔcu do wniosku, Īe ssakiem moĪe byü
tylko zwierzĊ bez páetw i Īyjące wyáącznie na lądzie. A jakie to w ogóle ma znaczenie, Īe autor opublikowaá
ksiąĪkĊ za swoje pieniądze i rozdaje czy sprzedaje komu chce bez poĞrednictwa zawodowego handlarza?
Warto siĊ natomiast zastanowiü nad umysáowoĞcią tych, którzy Īebrzą o publiczne dotacje na wydanie
wáasnej produkcji literackiej, jej dystrybucjĊ i reklamĊ, dostają spore sumy z naszej kieszeni, a potem
zgrywają wielkich pisarzy z pogardą mówiąc o tych, którzy siĊ nie zaáapali na paĔstwowy datek.
A przecieĪ jedni i drudzy robią to samo – zaspokajają swoją wybujaáą próĪnoĞü i dlatego przynoszą
pieniądze do wydawcy. RóĪnica jest taka, Īe jedni przynoszą wáasne, a drudzy nasze wspólne pieniądze.
J.N. Tym sposobem wydawca nie podejmuje Īadnego ryzyka. Tak sobie myĞlĊ, Īe byáoby sprawiedliwie,
gdyby kaĪdy obywatel, który produkuje np. gumki recepturki albo filcowe wkáadki do butów, maluje
obrazki, robi figurki z kasztanów i ĪoáĊdzi, pisze wiersze, rzeĨbi w mydle czy nawet wykonuje jakieĞ juĪ
zupeánie niepotrzebne rzeczy, dostawaá dotacje od paĔstwa, tak jak dostaje znany pisarz, reĪyser,
sportowiec, wydawca czy kaĪdy rolnik.
T.S. W Holandii na przykáad jest takie prawo, Īe jeĞli ktoĞ sam sobie wydaá dwie ksiąĪki, to juĪ na trzecią
dostaje paĔstwową dotacjĊ.
J.N. To sprawiedliwe rozwiązanie, które warto by wprowadziü i u nas. Co wiĊcej, ksiąĪki dotowane
powinny byü dostĊpne za darmo albo za symboliczną cenĊ – przecieĪ obywatel juĪ za ich wydanie
zapáaciá, bo stypendium i dotacje dla pisarza i wydawcy są z podatków. To by byáo uczciwe.
T.S. UczciwoĞü jest niemodna, szczególnie wĞród tych, którzy stoją zgiĊci wpóá.
J.N. Zawsze byli tacy, którzy mieli postawĊ wyprostowaną, i tacy, którzy giĊli kark nerwowo miĊtoląc
czapki.
T.S. I do dzisiaj nic siĊ nie zmieniáo. Jednak w pozycji wyprostowanej wiĊcej widaü. I mimo Īe posiada
ona pewne wady utrudniające Īycie, jest po prostu – elegancka.
Fragmenty rozmowy z kwietnia 2012 r.; caáoĞü ukaĪe siĊ drukiem w Bibliotece Krytyki Literackiej.
Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014
45
Igor Wieczorek OCALIû ANTYUTOPIĉ
Jeszcze kilkanaĞcie lat temu wydawaáo siĊ oczywiste, Īe burzliwy romans literatury z nauką nigdy nie
bĊdzie związkiem równoprawnym. O ile literatura spod znaku science fiction wiĊkszoĞü swoich motywów
czerpaáa z futurologii, o tyle futurologia i inne, bardziej praktyczne dziedziny nauki, stroniáy od literatury.
Nikt rozsądny nie zgodziáby siĊ przecieĪ z twierdzeniem, Īe lądowanie ludzi na KsiĊĪycu byáo moĪliwe
dziĊki literackiej wizji Juliusza Verne’a, a powstanie humanoidalnych robotów zawdziĊczamy wyobraĨni
Mary Shelley.
Wkáad pisarzy w rozwój nauki ograniczaá siĊ wyáącznie do sfery terminologii. I tak na przykáad
funkcjonujący do dziĞ we wszystkich naukach technicznych termin „robot" pochodzi od czeskiego sáowa
robota. WymyĞlony i spopularyzowany zostaá przez Karela ýapka, jednego z pionierów fantastyki
naukowej. Natomiast termin „pozytron” wprowadzony zostaá do fizyki przez innego mistrza fantastyki,
Isaaca Asimova. Zdecydowanym pionierem urzeczywistniania literackiej fantazji w naukowych
badaniach aplikacyjnych okazaá siĊ dopiero Arthur C. Clarke, autor sáynnej Odysei Kosmicznej.
Opracowane przez niego w 1945 r. studium na temat orbitalnego systemu áącznoĞci radiowej aĪ przez
dwanaĞcie lat speániaáo wszelkie wymogi stawiane literaturze SF i zdecydowana wiĊkszoĞü naukowców
uznawaáa je za utopiĊ. Jednak w 1958 r. wizja A. Clarka doczekaáa siĊ praktycznej realizacji, a on sam
uznany zostaá za ojca techniki satelitarnej. W wielu opracowaniach technicznych wymyĞlona przez niego
orbita geostacjonarna nosi nazwĊ „Orbity Clarka”.
W miarĊ upáywu czasu wpáyw literackich fantazji na praktykĊ naukową wyraĨnie przybiera na sile.
JakiĞ czas temu caáy Ğwiat obiegáa informacja o tym, Īe specjaliĞci z amerykaĔskiej agencji ds. rozwoju
nowych technologii DARPA opracowują prototyp cybernetycznego owada szpiegowskiego, którego
pierwszym projektantem jest Thomas A. Eeaston, autor kilku gáoĞnych powieĞci science fiction. PoniewaĪ
konstruowane od dawna w wielu laboratoriach naukowych owadoksztaátne i wĊĪoksztaátne roboty nie
speániają pokáadanych w nich nadziei, specjaliĞci z DARPA postanowili „oĪywiü” cybernetycznego
chrząszcza opisanego przez T. A. Eastona w powieĞci Sparrowhawh. Zamiast traciü czas i pieniądze na
konstruowanie kosztownych robotów – wĊĪy, które potrafią wiü siĊ przez trawĊ i przepáywaü stawy, ale
nie potrafią przemieszczaü siĊ wewnątrz rur, zamiast wzbijaü w powietrze maleĔkie roboty – muchy,
które spadają na ziemiĊ po kilku godzinach lotu, specjaliĞci z DARPA postanowili umieĞciü miniaturowy
zespóá elektronicznych elementów wewnątrz Īywego owada, a nastĊpnie kierowaü jego ruchami za
pomocą fal radiowych. UmoĪliwi to dziaáania w miejscach szczególnie niebezpiecznych i niedostĊpnych
dla czáowieka, takich jak jaskinie, bunkry i miejsca skaĪone radioaktywnie.
Czy ten niewątpliwy sukces cybernetyki bĊdzie równieĪ sukcesem literatury SF? Szczerze mówiąc,
mocno w to wątpiĊ. I to nie tylko dlatego, Īe – jak sáusznie zauwaĪyá Arthur C. Clarke – „Fantastyka
naukowa jest tym, co nie moĪe siĊ zdarzyü – na szczĊĞcie”. Chodzi o coĞ wiĊcej. Chodzi o to, Īe jedną
z najwiĊkszych zalet fantastyki naukowej jest jej antyutopijny charakter. Nie kochamy jej przecieĪ za to,
Īe pozwala nam snuü marzenia o nowym, wspaniaáym Ğwiecie, ale za to, Īe pomaga nam demaskowaü
absurdalny i okrutny charakter utopijnych projektów.
Ambicją Karela ýapka nie byáo przecieĪ doprowadzenie do rozkwitu robotyki, ani – tym bardziej –
wniesienie swojego wkáadu w rozwój wojskowej cybernetyki, a wrĊcz przeciwnie – udzielenie srogiej
przestrogi przed Ğwiadomym uĪyciem nauki i techniki w sáuĪbie wojny. Niektórzy twórcy najnowszej
generacji robotów najwyraĨniej zdają sobie z tego sprawĊ, czego dowodem jest fakt, Īe podczas oficjalnej
wizyty premiera Japonii w Czechach towarzyszący mu humanoidalny robot Asimo przedstawiá siĊ jako
ambasador dobrej woli wszystkich robotów i záoĪyá pod pomnikiem K. ýapka bukiet kwiatów. To bardzo
dobry prognostyk, bo gdyby spoáeczna funkcja literatury SF ograniczona zostaáa do funkcji czysto
uĪytkowej, gdyby rola pisarza SF sprowadzona zostaáa do roli projektanta cybernetycznych owadów
i wĊĪy, to Ğwiat zmieniáby siĊ nie do poznania. I nie byáaby to zmiana na lepsze.