2014 1(3) wiosna

background image
background image

Krytyka Literacka

e-miesiĊcznik; dwa razy do roku ukazuje siĊ w wersji papierowej

REDAKCJA Tomasz Marek Sobieraj (red. nacz.), Witold Egerth, Janusz Najder

WSPÓàPRACA Krzysztof Jurecki, Dariusz Pawlicki, Wioletta Sobieraj, Igor Wieczorek

ADRES ul. Szkutnicza 1, 93-469 àódĨ

E-POCZTA editionssurner@wp.pl

WYDAWCA Editions Sur Ner

Na 1 stronie okáadki rysunek Jana Grzegorza Issaieffa z cyklu A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 12,5 x 18 cm.

Archiwum i biblioteka Krytyki Literackiej: http://chomikuj.pl/KrytykaLiteracka

Strona internetowa: http://www.krytykaliteracka.blogspot.com

Cena egzemplarza papierowego 10 zá; w celu nabycia pisma naleĪy dokonaü wpáaty na konto dowolnego hospicjum

i wysáaü potwierdzenie na adres e-poczty redakcji.

Spis treĞci

str. 1 Adam A. Zych DRAMAT STARZENIA SIĉ A STAROĝû W DRAMACIE

6 Józef Baran DZIENNIK 1988 (cz. II)

12 Krzysztof Jurecki SAMOTNOĝû I BEZDOMNOĝû WEDàUG ISSAIEFFA

14 Krzysztof Jurecki, Jan Grzegorz Issaieff IKONA JEST àĄCZNIKIEM MIĉDZY SACRUM A PROFANUM

18 Jan Grzegorz Issaieff WIERSZE

20 Jerzy Poradecki ODPOWIEDħ NA PROPOZYCJĉ WYDAWNICZĄ J.G. ISSAIEFFA

21 Dariusz Pawlicki PRZEDE WSZYSTKIM PRZECIW IMPERATYWOWI ODBYWANIA EGZOTYCZNYCH

PODRÓĩY

27 Tomasz M. Sobieraj KTO NIE WIERZY W DMUCHANE SàONIE? Fenomen Jacka Dehnela

29 Andrzej Walter PAPULEON

32 Lech M. Jakób WIERSZ
33 Janusz Najder, Tomasz M. Sobieraj POEZJA, ETYKA I… POLITYKA

45 Igor Wieczorek OCALIû ANTYUTOPIĉ

Jan Grzegorz Issaieff-KrociĔski – malarz, rysownik, pisarz, teoretyk sztuki, filozof pochodzenia rosyjskiego

(jego przodkowie, co podkreĞla, byli Kozakami doĔskimi i naleĪeli do Biaáej Gwardii). Krytyczny wobec „osiągniĊü”

postawangardy i sztuki akademickiej, rzadko wystawia swoje prace, niechĊtnie publikuje. Od koĔca lat 70-tych jego

najwaĪniejszym, rozwijanym do dzisiaj cyklem obrazów i rysunków jest A.R.C.H.E., którego tytuá wskazuje na obszar

filozoficznych i metafizycznych zainteresowaĔ artysty. Jak pisze Krzysztof Jurecki „Malarstwo jest dla niego formą

aktywnoĞci duchowej, która jest zmienna historycznie, ale niezmienna w przypadku penetrowania tajemnicy bytu –

w znaczeniu religijnym, w ujĊciu tradycji ikony, ale rozwijanej takĪe pod wpáywem nowoczesnoĞci, która do funkcji

sakralnej adoptowaáa formĊ abstrakcyjną (...), ekspresjonistyczną, a takĪe elementy wizualne surrealizmu. (...) Jego

obrazy są wynikiem ciĊĪkiej, dáugotrwaáej pracy, którą moĪna porównaü z rodzajem üwiczeĔ z zakresu

dalekowschodniej kaligrafii. Artysta poszukuje jednej doskonaáej formy, speánionej w okreĞlonym wydaniu

duchowym. Stworzyá wáasną ikonografiĊ i system formalny, w których wystĊpują zarówno istoty czáekoksztaátne,

zwierzĊcopodobne, jak teĪ, co jest waĪne, o cechach istot wyĪszych (anioáy) oraz infernalnych. Artysta bardzo

umiejĊtnie stosuje kontrastowanie kolorystyczne, malarstwo wielowarstwowe i walorowe, choü Ğwiadomie

uproszczone, pozbawione zupeánie widzenia perspektywicznego, skáadające siĊ na jego bardzo specyficzny

i oryginalny styl. (...) Jego obrazy są przekonywające pod wzglĊdem uniwersalnej tematyki – odwiecznej rywalizacji

pierwiastka mĊskiego z ĪeĔskim i krwioĪerczej walki, którą moĪna sprowadziü do konkluzji wyraĪonej przez Francisa

Bacona, Īe Ğwiat to Záo. Issaieff pragnie jednak dokonaü alchemicznej przemiany, polegającej nie na

usprawiedliwieniu odwiecznej zasady Záa, ale na próbie jego zmiany na Dobro, na ile jest to oczywiĞcie moĪliwe”.

W

tekĞcie Akademia ciĊ tego nie nauczy Jan Grzegorz Issaieff pisze: „Ludzie, którzy próbują staü siĊ

artystami, myĞlą, Īe wystarczy malowaü obrazy, rysowaü, rzeĨbiü, fotografowaü, pisaü wiersze, etc. UwaĪają, Īe

sprawy techniczne, technologiczne upowaĪniają ich do miana bycia artystą. Bo przecieĪ mają dobry sprzĊt,

wyĞmienite materiaáy, caáą tzw. bazĊ materialną stanowiącą zaplecze warsztatowe, a do tego jeszcze mają

w wiĊkszoĞci dyplomy akademickie. Mimo tego to wáaĞciwie nic nie mają. Dlaczego? PoniewaĪ nie mają ĞwiadomoĞci

twórczej, która jest pierwszą i ostatnią zasadą, pierwszym i ostatecznym obowiązkiem kaĪdego artysty. KaĪdy

autentyczny artysta jest zobowiązany dąĪyü do zdobywania samoĞwiadomoĞci twórczej, bo ponosi odpowiedzialnoĞü

za drugiego czáowieka, którym jest kaĪdy odbiorca jego sztuki. Kicze moĪe tworzyü kaĪdy artysta pod warunkiem, Īe

dzieje siĊ to w jego pracowni. Wtedy jest to usprawiedliwione etapem procesu twórczego. Natomiast, gdy wychodzi

z nimi na zewnątrz do galerii – odbiorcy, to druzgocze wartoĞci etyczne, moralne, czym okazuje brak szacunku dla

Sztuki oraz Czáowieka. Zdobywanie przez artystĊ samoĞwiadomoĞci twórczej uzmysáawia mu, Īe pierwszym

i ostatnim krytykiem jego dzieáa jest on sam. A to oznacza pokorĊ przed Sztuką i Czáowiekiem.

Strony internetowe artysty: http://www.issaieff.com, http://jangrzegorzissaieff.blog.onet.pl

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

1

Adam A. Zych DRAMAT STARZENIA SIĉ A STAROĝû W DRAMACIE

Poezja, muzyka oraz inne formy sztuki, są zdecydowanie najbardziej

odpowiednie do opisu ludzkich doznaĔ, jako Īe są precyzyjne,

bo

unikają niejasnoĞci wyĞwiechtanych komunaáów, o których sądzi siĊ

niesáusznie, iĪ trafnie oddają ludzkie doĞwiadczenie

Erich Fromm (1900–1980)

Przedziwna ta pora jesieni istnienia ludzkiego, jaką jest staroĞü, bywa nader czĊstym tematem

w literaturze piĊknej. Niezwykle trafne i dojmujące obrazy czáowieka starego, procesu starzenia siĊ

i staroĞci odnajdziemy nie tylko w prozie i w poezji, ale i w dramacie – począwszy od utworów

dramatycznych Williama Szekspira (1564–1616), dla przykáadu takich jak: Henryk IV – z postacią

Falstaffa, Król Lear czy Jak wam siĊ podoba. Z kolei Pierre Corneille (1606–1684), w swych dramatach,

pokazywaá staroĞü jako „wiek zgniáy, który nie dozwala pomĞciü zniewagi”. Wspomnieü jeszcze naleĪy

klasyczną tragediĊ Faust Johanna Wolfganga Goethego (1749–1832) z marzeniem o wiecznej máodoĞci

i niebanalne komedie: Kwartet Ronalda Harwooda (ur. 1934) z tĊsknotą za speánieniem, Baba Chanel

Nikoáaja Kolady (ur. 1957) z refleksją o przemijaniu i marginalizowaniu roli starych ludzi, Hanocha

Levina (1943–1999): UdrĊka Īycia – gorzki rozrachunek maáĪonków mających za sobą „rubinowe gody,

Romantycy – o samotnoĞci, przywiązaniu i uczuciu, która nie przemija z czasem, oraz Dziwka z Ohio

brutalny obraz staroĞci, a zarazem próba dogonienia wáasnych marzeĔ, czy dramaty Nietoperz Kornéla

Mundruczó (ur. 1975) na motywach Zemsty nietoperza Johanna Straussa (1825–1899) o kraĔcowych

doĞwiadczeniach ludzkiej egzystencji, gdy u progu Ğmierci Ğpiewamy o miáoĞci Īycia, oraz Pocaáunek

Gera Thijsa (ur. 1948) o utracie marzeĔ, rozczarowaniu Īyciem, ale i o miáoĞci. Starzenie siĊ i staroĞü

stają siĊ zatem modnym tematem teatralnym. Motyw niezmiernie trudnej, osamotnionej staroĞci

odnajdziemy z kolei w dramaturgii polskiej, przykáadowo w dramatach: Most (1933) Jerzego

Szaniawskiego (1886–1970), Cháopcy (1964) Stanisáawa Grochowiaka (1934–1976), Stara kobieta

wysiaduje (1968) Tadeusza RóĪewicza (ur. 1921), Aktorka (przed 1982) Helmuta Kajzara (1941–1982),

Drzewo (1988) Wiesáawa MyĞliwskiego (ur. 1932) czy teĪ w adaptacjach – teatralnej (Jutro) i filmowej

(Smuga cienia) prozy Josepha Conrada (1857–1924). W szkicu tym pragnĊ zwróciü uwagĊ na wybrane,

w mojej ocenie maleĔkie dramaty starzenia siĊ i wielką dramaturgiĊ obrazującą tĊ naszą staroĞü.

Poruszając siĊ w krĊgu literatury najwyĪszego lotu pragnĊ przywoáaü sáowa Ernesta Hemingwaya

(1899–1961): „– ZmĊczony jesteĞ stary (…). – ZmĊczony jesteĞ od Ğrodka”, taka byáa üwierü wieku temu

i taka jest dziĞ kondycja odchodzącej generacji w naszym kraju, sprowadzająca siĊ do ogromnego,

psychicznego zmĊczenia trudami Īycia i nieáatwą staroĞcią. Wielkie zmĊczenie, które pokonuje ciaáo,

osáabia umysá i dotyka ducha.

Nieuchronny proces inwolucji ludzkiej fizjonomii i psychiki, związany ze starzeniem siĊ naszego

ciaáa, intelektu i wnĊtrza, trafnie ukazaá niespeána trzydziestoletni wówczas poeta Grochowiak

w „dramacie z Īycia sfer starszych” pt. Cháopcy (1964). Oto fragment dialogu pomiĊdzy 66–letnim

„smarkulem” i 70–letnim starcem:

– A we mnie trzeszczy. Najgorzej w nocy. BudzĊ siĊ, zrywam i sáyszĊ trzeszczenie... Co to tak

trzeszczy?

myĞlĊ... A to ja sam.

– Rdza ciĊ przeĪera. Teraz wszĊdzie wilgoü (…). Pewnie rdza ciĊ przeĪera. Jak to na wiosnĊ.

– Rdza! Caáe rusztowanie trzeszczy. Kiedy siĊ zawali, to ci dopiero bĊdzie kurz.

W Ğwiecie, w którym liczy siĊ máodoĞü, sprawnoĞü, piĊkno ciaáa i umysáu, starcza mądroĞü i wiedza

szybko siĊ dezaktualizują, staroĞü traci na wartoĞci a doĞwiadczenie nie nadąĪa za bieĪącym Īyciem.

W Leksykonie symboli czytam, Īe starzec dawniej byá symbolem „gromadzonej przez pokolenia mądroĞci

rodu, plemienia, jakiej ludzie wiekowi byli depozytariuszami”.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

2

WspóáczeĞnie:

Wraz z rozwojem (symbolicznych) technik przechowywania i przekazywania informacji (…),

funkcja

starców

ulegáa degradacji, zaĞ (wg wielu filozofów) mądroĞü, bĊdąca summą doĞwiadczenia

zbiorowoĞci, przechowywaną w „naczyniu” dojrzaáej, doĞwiadczonej (czĊsto peánej harmonii, a zwáaszcza

dobroci) osoby, z nią nierozáączna (i jej kwalifikacjami uĞwiĊcona), zmieniáa siĊ w wyalienowaną wiedzĊ,

a wreszcie w suchą, wyzbytą konotacji moralnych, bĊdącą przedmiotem handlu informacjĊ.

Kolejne dramatyczne zdarzenia okresu starzenia siĊ, to nietrafne decyzje, zbyt wczesna sukcesja,

koĔcówka i czas na zmianĊ, w koĔcu niewdziĊcznoĞü wáasnych dzieci i przemoc z ich strony, choroby

z nieszczĊsnym alzheimerem wáącznie. Mam na myĞli maáo znany syndrom króla Leara, nazywany teĪ

balzakowskim syndromem ojca Goriot. Jest to okreĞlenie stosowane we wspóáczesnej gerontologii

finansowej, dotyczące planowania emerytalnego, oznaczające przypadek zbyt wczesnej sukcesji. Król

Lear, bohater sztuki Szekspira – „ubogi starzec, poraĪony wiekiem i bólem”, nazbyt szlachetny i zbyt ufny

wobec swoich dzieci – zdecydowaá siĊ podzieliü królestwo pomiĊdzy swoje córki, ze strony których

spotkaáa go niewdziĊcznoĞü. Szekspir pisaá: „(...) gáĊbiej niĪ ząb wĊĪa rani / NiewdziĊcznoĞü dziecka! (...)”.

Syndrom ten moĪna wyraziü hasáem: „Czas na zmianĊ”, sygnalizuje on bowiem, Īe naturalny cykl Īycia

zmierza do koĔca. Zarazem syndrom króla Leara jest pierwszym opisem przemocy wobec osób starszych,

a takĪe dramatycznym przykáadem retrospektywnego przeglądu Īycia (stary, schorowany, „wygnany

ojciec” – król Lear – umiera, poznawszy pod koniec Īycia naturĊ ludzką) oraz bolesnym studium chorej

i marnej staroĞci: „O Learze, Learze, Learze! Bij w tĊ bramĊ, / Którą wpuĞciáeĞ szaleĔstwo, / a rozum /

WygnaáeĞ! (…)”. Zespóá ten bywa zatem badany równieĪ w gerontologii spoáecznej i medycznej, gdy

dokonujemy analizy przemocy i objawów choroby Alzheimera, odkrytej w roku 1906. Trzysta lat
wczeĞniej objawy tej choroby przedstawiá Szekspir we wspomnianej tragedii „Król Lear” (1603–06), gdy

oto Lear powiada:

Jestem nierozumnym, / Starym czáowiekiem, który osiemdziesiąt / Lat ma, godziny mniej ani teĪ

wiĊcej. / I, by rzec szczerze, / LĊkam siĊ, Īe mnie mój umysá zawodzi. / SądzĊ, Īe ciebie i tego czáowieka /

Znaü powinienem, jednak nadal wątpiĊ, / GdyĪ nie pojmujĊ, co to jest za miejsce, / A szaty, którą mam na

sobie, nie znam / I nie wiem takĪe, gdzie spaáem tej nocy. [przekáad Macieja SáomczyĔskiego]

JakĪe inaczej do tego dramatu umysáu i osobowoĞci chorego czáowieka podeszáa Dorota

Masáowska (ur. 1983), pisząc:

No i tak nie spacerowaáyĞmy sobie w najlepsze w tĊ i we wtĊ po ozáoconych jesienią alejkach. Gdy

ni

stąd ni zowąd przyczepiá siĊ do nas pewien natrĊt. Jak myĞlĊ byá Niemcem, bo byá kurturalny i nawet

ukáoniá siĊ, stuknąá obcasami i mówi tak: DzieĔ dobry, moje nazwisko Arzheimer, ale to jego nazwisko to

caákiem wyleciaáo mi z gáowy... No jakĪe on to tam... no zapomniaáam... czy ja juĪ zupeánie tracĊ gáowĊ?

Takie znane nazwisko na A... JakĪe to... No niewaĪne. W kaĪdym razie ledwie zapomniaáam nazwisko tego,

juĪ pojawiá siĊ nastĊpny, teĪ zapukaá, bardzo kurturalny, ubrany w taką perukĊ i mówi: jestem tym znanym

filozofem niderlandzkim, tym, no jak mu tam, no, ten co przeciwstawiá siĊ dualizmowi kartezjaĔskiemu...

No SKLEROZA. No wáaĞnie.

NastĊpne ujĊcie dramatu starzenia siĊ to „ageizm”, czyli stereotypizacja i/lub wiekowa

dyskryminacja (np. na rynku pracy, w polityce, w opiece zdrowotnej, w zakresie nabywania dóbr i usáug

rynkowych, w Īyciu kulturalnym bądĨ spoáecznym) oraz uprzedzenia z powodu wieku. Termin „ageizm”

ma szerszy zakres znaczeniowy niĪ „gerontofobia”, czyli logicznie nieuzasadniony lĊk i nienawiĞü wobec

osób starszych oraz negatywne lub pejoratywne wyobraĪenia czy postawy wobec osoby ze wzglĊdu na jej

wiek. Dyskryminacja wiekowa oznacza zatem niechĊü do ludzi starych opartą na przekonaniu, Īe

starzenie siĊ czyni ich nieatrakcyjnymi, nieinteligentnymi, niezdolnymi do ciĊĪkiej pracy, sáabymi

i seksualnie nieaktywnymi. Ten rodzaj dyskryminacji dotyka osoby starsze, stereotypowo postrzegane
jako godne litoĞci, niezaradne, schorowane, stojące tuĪ przed progiem Ğmierci, a które nie potrafią

funkcjonowaü w spoáeczeĔstwie ludzi zdrowych, máodych, „normalnych”. Są one w związku z tym czĊsto

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

3

izolowane i zmuszane do przeniesienia siĊ do „geriatrycznych gett”, a wiĊc do róĪnego rodzaju domów

spokojnej staroĞci.

Oto parĊ przykáadów: w wiadomoĞciach telewizyjnych (we wrzeĞniu 2009 r.) sáyszĊ: JuĪ nie ratuje

siĊ starszych ludzi. Karetka pogotowia ratunkowego przybyáa z duĪym opóĨnieniem, starsza pacjentka

(80+) zmaráa. Za stary na leczenie. Nawet lekarze boją siĊ starszych ludzi. Unikają ich, bo są

nastawieni na sukces pojĊty jako wyleczenie. A u starszych czĊsto juĪ nie o taki sukces chodzi. Raczej

o poprawĊ sprawnoĞci – czytam w codziennej prasie (w styczniu 2013 r.). Warto w tym miejscu

przytoczyü znamienny dialog z filmu Pora umieraü (2007) z Danutą Szaflarską (ur. 1915) w roli gáównej,

która na polecenie lekarki: – Niech siĊ rozbierze i poáoĪy, przez chwilĊ milczy i w koĔcu odpowiada: –

Niech siĊ pocaáuje w dupĊ. I wychodzi trzaskając drzwiami. Chorwacka pisarka, eseistka i autorka sztuk

teatralnych Dubravka Ugrešiü (ur. 1949), w Ğwietnym eseju pod znamiennym tytuáem: Starcy udają siĊ

w podróĪ, pisze: „Niektórzy Szwajcarzy i Niemcy wysyáają swoich rodziców do taniej Tajlandii (z biletem

w jedną stronĊ!), gdzie tajlandzka sáuĪba medyczna troszczy siĊ o nich aĪ do Ğmierci”. TĊ ostatnią podróĪ

do Tajlandii europejskich pacjentów z otĊpieniami udokumentowaáa w swej audycji radiowej pt. Wakacje

od Īycia Franziska Dorau (ur. 1979) – dokument ten zostaá nagrodzony Prix Europa na Europejskim

Festiwalu Radiowym w Berlinie (w paĨdzierniku 2012 r.).

Dyskryminacja z wiekowa moĪe byü prawie niedostrzegana spoáecznie, a jednak boleĞnie siĊ ją

odczuwa. Kazimierz Kutz (ur. 1929) – znany reĪyser i senator RP zarazem – na pytanie: „Jak siĊ

w dzisiejszym Ğwiecie Īyje niemáodemu?”, odpowiada: „No, jak kibicowi, którego juĪ nie wpuszczają na

stadion. Pogodziáem siĊ z losem i nigdzie siĊ nie wpycham, szczególnie tam, gdzie jest duĪo máodych. Na

przykáad nie chodzĊ do kina. Ile moĪna znosiü pytające spojrzenia: to ten facet jeszcze Īyje? Zresztą mi siĊ

wydaje, Īe psujĊ estetykĊ, wiĊc po co?”

Polski demograf, Piotr Szukalski (ur. 1969), tak oto komentuje zjawisko dyskryminacji z powodu

wieku: „Przejawy ageizmu, czyli dyskryminacji starszych ludzi, są powszechne, choü dyskretne. To

wáaĞnie spojrzenia, sykniĊcia, uniesienie brwi. StaroĞü budzi w máodych obawy, nic wiĊc dziwnego, Īe

odnoszą siĊ negatywnie do tych, którzy ze staroĞcią im siĊ kojarzą. Szczególnie Ĩle traktowane są

kobiety, a kobieta stara, biedna i chora to juĪ jest tragedia”, a co najmniej dramat – dodam od siebie,

przywoáując fragment dialogu „cháopców” po siedemdziesiątce i pod siedemdziesiątkĊ Stanisáawa

Grochowiaka, gdy dyskutują na temat walorów Pani Narcyzy (50+):

– Nie podniecaj mnie, (...) Masz na myĞli tĊ máodą aktoreczkĊ z doáeczkami na policzkach?

– Chodzi wáaĞnie o sáodką NarcyzĊ, która – jak wiesz – robi furorĊ we wszystkich varietés Ğwiata!

– Czarujące stworzenie! ChociaĪ ostatnio lekko podupadáa... A jak ty ją znajdujesz?

– Dupiasta poniekąd.

– Podgardle jej obwisáo.

– Reumatyzmy áupią. I juĪ nie od samego rana rusza kaĪdą nogą z osobna...

– Trudno siĊ dziwiü! Podobno ma dziadygĊ za mĊĪa (...). Musisz przyznaü, Īe dla máodej, peánej

Īycia istoty taka parantela moĪe byü przekleĔstwem.

– WiĊc jeszcze nie wiesz, Īe siĊ go pozbyáa?

– Co ty powiesz?

– O juĪ blisko dziesiĊü lat, jak wsadziáa starucha do przytuáka.

– GratulujĊ! Rozwiodáa siĊ?

– SkądĪe! Artystki są zazwyczaj bardzo religijne. Co roku, w okolicach rocznicy Ğlubu aktoreczka

odwiedza swego maáĪonka. PrzyjeĪdĪa na dzieĔ lub dwa... Wtedy koledzy (...) wnoszą do jego pokoju

dodatkowe

áóĪko.

– I ustawiają koáo okna.

– Tak. Tam jest piekielny przeciąg. Duje jak u Belzebuba.

– WiĊc moĪe kiedyĞ?

– ...MoĪe kiedyĞ?...

– MoĪe kiedyĞ ją szlag trafi.

I jeszcze jedno spojrzenie na starzenie siĊ wspóáczesnego czáowieka, spojrzenie prozaika

i dramaturga, Eustachego Rylskiego (ur. 1944), który powiada:

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

4

(…) Irytuje mnie gadanie, Īe máodoĞü ma swoje zalety, a staroĞü swoje. Tak mówią ci, którzy

jej jeszcze nie zakosztowali, lub tacy, którzy uwaĪają, Īe kaĪde ludzkie doĞwiadczenie, nawet ostatnie

stadium raka, nas uszlachetnia i wzbogaca. To nonsens biorący siĊ czasami z najlepszych intencji.

Jedyną zaletą staroĞci jest to, Īe wiele usprawiedliwia. Mówiąc najdosadniej – nawet robienie

pod

siebie.

MoĪemy oczywiĞcie wziąü za przykáad staroĞü Bertranda Russella (1872–1970) lub Sophii Loren (ur.

1934), ale dlaczego miaáaby nam siĊ ona zdarzyü, skoro nie zdarzyáa siĊ nam ich máodoĞü? Nie, nie widzĊ
Īadnego sensu, piĊkna ani Īadnej prawdy w staroĞci, chorobie, przemijaniu, biedzie, jaka siĊ do nich

doáącza. Nie potrafiĊ w niej dostrzec niczego poza nieodlegáym i przewidywalnym koĔcem, który jest zawsze

katastrofą.

Dodajmy, Īe najsáynniejsza wáoska aktorka filmowa Sophia Loren powróciáa na plan filmowy

w ekranizacji monodramu Jeana Cocteau (1889–1963): Gáos ludzki (2013), notabene mając prawie 79 lat.

Relacje miedzy pokoleniami nie tylko w Polsce, ale i w wielu krajach Ğwiata, są obszarem

dramatycznych napiĊü, które wyzwala trudny rynek pracy, bezrobocie, konflikty o przestrzeĔ Īyciową

i spoáeczną. Pojawia siĊ brak wzajemnego zrozumienia i porozumienia miĊdzy starą a máodą generacją,

zanika tradycyjna, odwieczna solidarnoĞü generacyjna. Tak zwany konflikt pokoleĔ – pomiĊdzy generacją

starzejących siĊ rodziców a wchodzące w dorosáoĞü pokolenie dzieci – wystĊpuje od staroĪytnoĞci w wielu

spoáeczeĔstwach i jest normalnym zjawiskiem związanym z przemianami psychofizycznymi okresu

adolescencji, czyli czasu dojrzewania. MoĪe obejmowaü róĪnorodne sfery rzeczywistoĞci, począwszy od

generacyjnych róĪnic w nastawieniu do Ğwiata, przez niezgodne stanowiska wobec zakresów: wolnoĞci,

uprawnieĔ lub obowiązków, aĪ do sprzecznoĞci przekonaĔ, poglądów i wartoĞci. Niemiecki filozof

i socjolog Max Scheler (1874–1928) zwróciá uwagĊ na nieunikniony tragizm konfliktu duchowego ojców

i synów. Ci pierwsi pragną swym synom przekazaü wiedzĊ i wáasne doĞwiadczenie nie po to, aby

umacniaü swoją przewagĊ nad dzieümi, lecz by uchroniü je przed nieudanymi wysiákami i trudnoĞciami,

na które sami byli naraĪeni. Z kolei synowie pragną i muszą eksperymentowaü oraz doĞwiadczaü Īycia

samodzielnie, dlatego teĪ konflikt staje siĊ zupeánie naturalną formą interakcji miĊdzy pokoleniami.

WspóáczeĞnie jedną z waĪnych przyczyn tego konfliktu miĊdzy generacjami: odchodzącą a wchodzącą

w Īycie spoáeczne jest pogáĊbianie siĊ kulturowego dystansu miĊdzy pokoleniami starym a máodym.

Konflikt pokoleniowy doskonale ukazaá Edward Franklin Albee (ur. 1928) w Ğwietnym, wkrótce

sfilmowanym i obsypanym Oscarami, dramacie Kto siĊ boi Virginii Woolf? (1962), w którym sáyszymy te

oto sáowa:

ZadaliĞcie sobie trud stworzenia cywilizacji, Īeby zbudowaü spoáeczeĔstwo na zasadach... zasad.

Tworzycie

rządy i sztukĊ (…) i rozumiecie, Īe one są – muszą byü – tym samym. Dochodzicie do tego

ponurego momentu, kiedy trzeba zacząü uwaĪaü, by niczego nie zniszczyü. I wtedy nagle, mimo Īe wszystko

tak dobrze száo, mimo harmonijnych odgáosów budowania, mimo prób, nadchodzi Dies irae. A w jakiej

formie? Jak brzmi dĨwiĊk tych trąb?

Spadaj!

Ha–ha! Brawo!

RównieĪ Masáowska trafnie ukazaáa w swej grotesce te dwa, obce sobie Ğwiaty – staroĞci

i máodoĞci, utratĊ kontaktu, zerwanie miĊdzypokoleniowego przekazu i bariery wyrosáe miĊdzy

pokoleniami. Starzy to generacja, która Īyje tylko wspomnieniami, a niespeánienie staje siĊ dla niej

powodem do chwaáy, natomiast dla máodych przeszáoĞü nic nie znaczy i nic ich nie obchodzi, w koĔcu

jesteĞmy w Unii Europejskiej... Co jakiĞ czas sáyszymy pukanie do drzwi:

– Puk, puk!

– Kto tam?

– To tylko znowu przyszáa ja, II wojna Ğwiatowa (...)

oraz rozmowy miĊdzy babcią a wnuczką, w rodzaju:

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

5

– Ja pamiĊtam ten dzieĔ, w którym wybucháa wojna.

– Wojna cenowa?

I jeszcze jeden wiele znaczący wymiar dramatu starzenia siĊ wspóáczesnego czáowieka,

odmierzany zegarami sumienia... Wszyscy z nas, którzy dawno przekroczyli juĪ „smugĊ cienia”, mają
ĞwiadomoĞü czasów, w jakich przyszáo Īyü – czasów totalitarnych systemów nazizmu i komunizmu,

i maáo kto moĪe ze spokojnym sumieniem powiedzieü, Īe Īyá przyzwoicie, bez denuncjacji, zdrady, bez

maáych szwindli i wielkich ĞwiĔstw, które niczym upiory powracają przed nocą Ğmierci... Jak czytam

w jednym z ostatnich wierszy Marka Skwarnickiego (1930–2013):

(…) Potem skóra cierpnie coraz czĊĞciej ze strachu

nie przed Ğmiercią ale rozpamiĊtywaniem przeszáoĞci.

Zwáaszcza mojego pokolenia

które urodziáo siĊ przed drugą wojną Ğwiatową (…)

Czy kaĪdy stary mĊĪczyzna goląc siĊ, czy kaĪda stara kobieta poprawiając makijaĪ, mogą bez

obawy spojrzeü w lustro, w swoje oczy z obwódką starczą? SzczĊĞliwi máodzi, mogą starzeü siĊ bez

wyrzutów sumienia...

Czeski dramaturg, Pavel Kohout (ur. 1928), w sztuce pt. Cyjanek o piątej (1996) ukazaá ten

dramat sumienia starej pisarki Zofii Lass (okoáo 75), która przywáaszczyáa cudze Īycie i opisaáa – jako

wáasne wspomnienia – w opowieĞci uznanej za bestseller. I oto po tylu latach spotyka córkĊ wáaĞciwej

bohaterki wspomnieĔ IrenĊ (okoáo 50):

ZOFIA: Dobrze, Īe nawet pani nienawiĞü ma swoje granice. NienawiĞü bez granic jest pod

pewnym

wzglĊdem takĪe trucizną, przeĪera tkankĊ duszy.

IRENA: Pani Lass, koniec z literaturą!

ZOFIA: Dla mnie nigdy nie byáo nawet jej początku... DziĊkujĊ pani takĪe za to, Īe mnie pani od

niej

uwolniáa.

IRENA: Nie uratują pani bon moty.

ZOFIA: JeĪeli nie chce pani przyjąü prawdy o moim uczuciu do Hanele, to mogáaby pani

chociaĪ zrozumieü, Īe i mnie mĊczyáo sumienie.

IRENA: Ach, nie!

ZOFIA: (...) Hanele, moja kochana. DziĊkujĊ, Īe zdąĪyáaĞ posáaü swoją córkĊ, Īebym mogáa

umrzeü w prawdzie. [przekáad Krystyny Krauze]

Czas na zamkniĊcie tego szkicu, moĪe jedynie milczeniem, a byü moĪe trafiającym celu aforyzmem

francuskiego pisarza i myĞliciela, Michaáa z Montaigne (1533–1592): „StaroĞü przysparza wiĊcej

zmarszczek duchowi niĪ twarzy”.

Bibliografia

[1] J.–P. Bois, Historia staroĞci. Od Montaigne’a do pierwszych emerytur, Ofic. Wyd. Volumen, Wyd. Marabut,

Warszawa 1996.

[2] S. Grochowiak, Cháopcy, w: Antologia dramatu polskiego 1945–2005, wybór i oprac. J. Káossowicz. PrószyĔski

i S–ka, Warszawa 2007, t. 1.
[3] E. Hemingway, Stary czáowiek i morze, De Agostini Polska, Warszawa 2001.

[4] P. Kohout, Cyjanek o piątej, w: P. Kohout, SzeĞü utworów scenicznych, Agencja ADiT, Warszawa 2008.

[5] K. Kutz, Jest we mnie szczeniak [Rozmawiaáa Aleksandra Klich]. „Gazeta Wyborcza – Magazyn ĝwiąteczny”

2013, nr 40.

[6] Leksykon symboli. Herder, Dom Wyd. TCHu, Warszawa 2009, s. 277.

[7] D. Masáowska, MiĊdzy nami dobrze jest, Lampa i Iskra BoĪa, Warszawa 2008.

[8] E. Rylski, SzczĊĞcie nie wchodzi w rachubĊ [RozmowĊ przeprowadziáa Dorota Wodecka]. „Gazeta Wyborcza”

2009, nr 160.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

6

[9] W. Shakespeare, Król Lear, Wyd. Zielona Sowa, Kraków 1999.

[10] M. Skwarnicki, StaroĞü. „Tygodnik Powszechny” 2012, nr 37.

[11] P. Szukalski, StaroĞci nie bĊdzie. Niestety: 40–latek 2009. „Gazeta Wyborcza“ 2009, nr 226.

[12] P. Szukalski, SolidarnoĞü pokoleĔ. Dylematy relacji miĊdzypokoleniowych, Wyd. Uà, àódĨ 2012.

[13] D. Ugrešiü, Starcy udają siĊ w podróĪ. „Gazeta Wyborcza – ĝwiąteczna” 2009, nr 214.

[14] J. Watoáa, Za stary na leczenie. „Gazeta Wyborcza” 2013, nr 9.

Filmografia

[1] Król Lear (tyt. oryginalny: King Lear). Film telewizyjny. ReĪyseria: Trevor Nunn.

Dystrybutor: Channel 4. Wielka Brytania, 2008.

[2] Kto siĊ boi Virginii Woolf? (tyt. oryginalny: Who’s afraid of Virginia Woolf?). Film fabularny. ReĪyseria: Mike

Nichols. Dystrybutor: Warner Bros. Stany Zjednoczone, 1966.
[3] Kwartet (tyt. oryginalny: Quartet). Film fabularny. ReĪyseria: Dustin Hoffman. Dystrybutor: Monumentum

Pictures, Best Film. Wielka Brytania, 2012.

[4] Pora umieraü. Film fabularny. ReĪyseria: Dorota KĊdzierzawska. Dystrybutor: Gutek Film. Polska, 2007.

[5] Smuga cienia. Film fabularny. ReĪyseria: Andrzej Wajda. Produkcja: Zespóá Filmowy X, Thames Television.

Polska, Wielka Brytania, 1976.

Esej ten jest fragmentem pracy Adama A. Zycha: Przekraczając „smugĊ cienia”. Szkice z gerontologii i tanatologii,

Wyd. Nauk. „ĝląsk”, Katowice 2013.

Józef Baran DZIENNIK 1988

(czĊĞü druga niepublikowanych zapisków poety)

19 – 24 wrzeĞnia

Warszawska JesieĔ Poezji. Spotkanie z lubianym Andrejem Bazylewskim, táumaczem z Moskwy:

o Misakowskim, okrągáym stole, zaostrzeniu kursu w ZSRR (specjalne uprawnienia dla sáuĪb

wewnĊtrznych), o Litwinach (chcą Īyü godnie), àotyszach, Janku Rybowiczu; uzgadnianie poglądów

politycznych…

Jestem na tyle bogaty w Ğrodku, Īe nie muszĊ szukaü dla siebie bogatych krajów…

Ulubione, komiczne powiedzenie poety Andrzeja W. na cyku, bĊdące oskarĪeniem systemu,

w którym Īyjemy:

„No i kurwa patrz, co ja w tym Īyciu uĪyáem,

nawet w porządnym burdelu nie byáem!…”

W Warszawie odbyliĞmy z Adamem Ziemianinem koncertowe spotkanie autorskie. Zarówno on,

jak i ja piszemy nie dla krytyków, a dla zwykáych ludzi i to siĊ ludziom podoba. Spotkaáem siĊ z bardzo

serdecznym przyjĊciem, tyle ĪyczliwoĞci od nieznanych osób. WysáaliĞmy z Andrejem telegram do Janka

Rybowicza do Lisiej Góry. Bazylewski jest zauroczony jego pisaniem, chce wszystko przeáoĪyü na rosyjski.

Wspaniaáy i po rosyjsku szlachetnie naiwny przyniósá na nastĊpny dzieĔ rano beáta, Īeby siĊ

z nami poĪegnaü. Nie wypadaáo odmowiü. Adam po wyjĞciu Andrzeja zwymiotowaá beáta.

W miĊdzyczasie káótnia z Marianem P. na temat mojego wywiadu z Arturem S. [Sandauerem]

o Biaáoszewskim. Nie wydrukują. Obejdzie siĊ…

Spotkania autorskie w Páocku, gdzie umieraáem w parku po przepiciu. Nie wszedáem do zamku,

gdzie odbywaáo siĊ przyjĊcie, báądziáem tam i z powrotem miĊdzy drzewami. Tadeusz Wyrwa–KrzyĪaĔski,

czekający autokar, poetka litewska. Rozmowa z nią, jakoĞ z trudem dotruchtaáem do siebie i dojechaáem

ze wszystkimi poetami do Warszawy. Okazaáo siĊ, Īe zabraáem klucz, zamiast oddaü go na portierniĊ.

Adam, któremu salowe otwaráy drzwi – spaá w ubraniu. CiĊĪki dzieĔ. Nie mogáem zasnąü. Dzwoniá Kazek

Kania i BorzĊcki – leĪaáem, nie wyszedáem.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

7

Kolejny dzieĔ – rozmowa z PalestyĔczykiem krytykującym Izraelczyków. Jego káótnia z máodą

poetką. Poza tym cyrk na kóákach. Poeci–linoskoczkowie. PrzyjĊcie. Cocktail. Heniu Bereska, Kowalczik

ze Sáowacji – táumacze.

Niedziela. Jestem w Tarnobrzegu w hotelu „Fregata”. DojĞcie tam po omacku przez park. Jutro

mam spotkanie autorskie w Tarnobrzegu, pojutrze w Sandomierzu.

26 wrzeĞnia

Tarnobrzeg okropny, zasiarczony socjalizm stworzony przez tych z wiersza Herberta „PotĊga smaku”.

Wszystko tu brzydkie, pospolite. Jedno kino. Wszedzie siarka i nazwy siarkopodobne, aĪ robi siĊ

czáowiekowi mdáo. W szkole budowlanej nieco bardziej rozgarniĊci cháopcy. W szkole górniczej – biedni,

zahukani. Nie wiadomo, o czym z nimi rozmawiaü. Opowiadam o moim wiejskim dzieciĔstwie, o szkoáach

górniczych w Jaworznie i Waábrzychu. Sáuchają, nawet zapisują, inni udają, Īe sáuchają, i nic nie zapisują.

WspóáczujĊ im. Przypomina mi siĊ moja internatowa „bida”. Siedem kromek chleba i parĊ plastrów

kieábasy zwyczajnej…

Pojechaáem do Sandomierza, potem przez pomyákĊ zamiast do Tarnobrzega – w odwrotną stronĊ.

Dáugo báądziáem, zanim wreszcie dobiáem do hotelu „Fregata”. TeĪ nieáadny, zimno w pokoju, poprosiáem

recepcjonistkĊ o herbatĊ.

W bibliotece wdaáem siĊ w rozmowĊ z panią, która pochodzi z Krakowa i chyba jest nieszczĊĞliwa,

Īe wybraáa to miasto. Tym bardziej, Īe ukoĔczyáa przecieĪ UJ. Jest áadna, ma pretensje, zna siĊ trochĊ na

literaturze, choü trudno jej wytáumaczyü, Īe MyĞliwski to wybitny pisarz, a Gombrowicz wielki. Nagle

zaczĊliĞmy byü sobie bardzo bliscy w rozmowie. Okazaáo siĊ, Īe jej koleĪanka jest sąsiadką blokową

w Krakowie i Īe ta sąsiadka opowiadaáa jej o mnie. Pytam, czy opowiadaáa o moich awanturach? „Jak to,

pan robi awantury?” „AleĪ tak – ĪartujĊ – Īeby wszyscy wiedzieli, Īe w bloku mieszka poeta.”

Opowiadaáa mi teĪ o swoich profesorach, oĪywiáa siĊ, zapaliáa, ale musimy siĊ poĪegnaü. Jeszcze

jedna zesáana na prowincjĊ. Mówi, Īe zawiodáa siĊ na mĊĪu…

Na ulicy rozpoznaje mnie jakaĞ pani, ja jej nie. Twierdzi, Īe spotkaliĞmy siĊ w Sandomierzu. Mój

BoĪe, ileĪ byáo tych spotkaĔ, z których nie zostaáo mi nic. ĩyjĊ jak wiatr. ParĊ dni temu – Warszawa,

wczoraj – Kraków, dziĞ – Tarnobrzeg, jutro – Sandomierz, a potem Tarnów i pewnie BorzĊcin, gdzie

zmierzam obieraü jabáka, bo sad po wierzchoáki drzew wypeániony jabákami.

DowiadujĊ siĊ, Īe jesteĞmy bez rządu, bo poddaá siĊ do dymisji.

Czytam wywiad z WaáĊsą, którego zawsze uwaĪaáem za czáowieka báyskotliwego, choü

niewyksztaáconego. Na swój sposób inteligentny, nie mówiąc o tym, Īe z charyzmą i w dodatku pod

opieką Matki Boskiej, wiĊc co mu kto zrobi?! Szmacono go przez lata, robiono z niego idiotĊ, jednak po

latach oliwa okazaáa siĊ sprawiedliwa. Przeczytaáem na spotkaniu wiersz o nim („Czáowiek z Īelaza”).

CieszĊ siĊ z jego powrotu.

NastĊpny dzieĔ: J.B. to picer–glancer. Nosi apaszkĊ pod szyją, stroi miny, trzyma fajkĊ w ustach,

Īe niby wielki artysta. Caáy czas o sobie, o swoich ksiąĪkach (jeszcze Īadnej nie wydaá), o swoim synu, bo

jest wzorem heroicznego ojca; Īona znikáa w sinej dali zaraz po urodzeniu syna. Caáy czas – sztuczny.

Mam ochotĊ mu to powiedzieü. Widocznie na prowincji taki artysta musi byü, upozowany na artystĊ, Īeby

uwierzono, Īe jest artystą. Ja zawsze wystĊpowaáem przebrany za zwykáego szaraka, czasem nawet

w czapce niewidce. I tak wiem, co jestem wart… Nagle w trakcie rozmowy zrozumiaáem, dlaczego mnie tu

zaprosiá (wczeĞniej WieĞka MyĞliwskiego). OczywiĞcie, Īeby ubiü interesik. Ciągle krąĪy wokóá ksiąĪki

poetyckiej, którą chce záoĪyü do wydawnictwa, koniecznie z recenzją, rozumie siĊ samo przez siĊ, Īe

pochlebną, napisaną prawdopodobnie… przeze mnie. MilczĊ. Zmieniam temat. Chciaáby mi przysáaü

egzemplarz, Īebym siĊ temu przyjrzaá, wydaá opiniĊ, jemu na tym zaleĪy. Gdy udajĊ, Īe nie sáyszĊ, podbija

stawkĊ. Mówi o atrakcyjnych warsztatach literackich w Sandomierzu, gdzie chcieliby mnie zaprosiü,

o wolnym mieszkaniu w Muzeum Literatury (ewentualnie mógábym przyjechaü i mieszkaü tydzieĔ za

darmo), o tym, Īe zabiera siĊ do pisania eseju o mojej twórczoĞci. Jeszcze raz zmieniam temat.

Zorientowaáem siĊ, Īe chciaáby mnie kupiü i roĞnie we mnie wraz z niechĊcią – dziwny opór.

Tadeusz Nowak juĪ wczeĞniej o nim napisaá i J. Ozga Michalski. Jeszcze tylko opinia Barana do szczĊĞcia

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

8

potrzebna. Wszystkich zna, wszystkich obtaĔcowaá, wszystkich spicerowaá–zglancerowaá. Stroi miny

jakby byá jaĞniepaniczem krytyki polskiej. Chwali siĊ, jest w sobie zakochany po uszy. To widaü. I ta

apaszka, fajka, pretnsjonalnoĞü (jeszcze jeden ze wsi, którego pokrĊciáo)…

Jak to dobrze, Īe nie ma przy sobie wykrywacza myĞli, bo wtedy dotrzegáby, co o nim sądzĊ. Tym

bardziej, Īe zahukaá mnie, narzuciá ton i juĪ nie wiadomo, czy to on jest Baranem, a ja tylko BorzĊckim,

(bo tak siĊ – o ironio – nazywa), czy co…

Dopiero w szkole na spotkaniu, które prowadzi z wáaĞciwą sobie pretensjonalną elokwencją –

zaczynam siĊ ujawniaü. Ostro, zdecydowanie, juĪ nie jestem barankiem boĪym. Przygaszam go na oczach

jego uczennic z liceum. To teraz ja narzucam ton. Spotkanie bardzo dobre, przyáoĪyáem siĊ, Īeby moje

byáo znów na wierzchu. Nie pozwalam, by mówiá (a mówiá), Īe poezja to coĞ wyĪszego ponad przeciĊtne,

prostackie umysáy. MówiĊ, Īe sam uwaĪam siĊ za prostego czáowieka. Wiersze czytane przez mnie są Īywo

odbierane. CzujĊ siĊ pewnie. Nasz spór podoba siĊ máodym, zadają pytania, szczególnie inteligentne te ze

strony dziewcząt, bo dziewczĊta obejmują teraz, zresztą nie tylko tu, ale w caáej Polsce, matriarchat

kulturalny. Po spotkaniu – gratulujemy sobie.

DzieĔ piĊkny, Picer – Glancer znów o sobie (ale skromniej), o MyĞliwskim, odprowadza mnie na

przystanek. Wiem, Īe ma na koĔcu jĊzyka pytanie: „No to kiedy przysáaü ci maszynopis z wierszami?”.

I wiem, Īe go nie zada, bo nabraá do mnie po spotkaniu respektu. Specjalnie rozwodzĊ siĊ o czymĞ innym.
ĩegnamy siĊ kordialnie. Jestem szczĊĞliwy, Īe wyjeĪdĪam. Pieniądze dla rodziny za spotkania zarobiáem,

a dupy nie daáem. Jestem pewny, Īe pisze kiepskie wiersze, parĊ przeczytaáem wczeĞniej w „Tygodniku

Kulturalnym”; pretensjonalne jak i on, i naprawdĊ byáoby mi gáupio, gdybym daá siĊ kupiü…

7–8 paĨdziernika

W Warszawie u Artura S. [Sandauera]. MiĊdzy 11 a 12 w nocy spacer po parku z kosturami („na wszelki

wypadek”, „od razu czáowiek czuje siĊ lepiej”). Artur wywija máyĔca rączką kostura, muszĊ uwaĪaü, Īeby

mnie nie walnąá. Rozmowa o onanizowaniu, które byáo przed wojną obáoĪone „klątwą”: „Bruno Schulz

prawdopodobnie byá onanem, z tego powodu miaá teĪ poczucie winy”.

Rozmowa o Mallarmém, który pracowaá dwa lata nad jednym sonetem. „Symbolizm europejski

(francuski) byá szczytem poezji – chrząka Artur. – Od tego czasu moĪna byáo byü juĪ tylko gorszym.

Albo… znaleĨü inny sposób – stąd futuryzmy i róĪne izmy, rozbieranie tego doskonaáego zegarka

tradycyjnej formy”.

Báądzimy pod gwiazdami. Rozmowy o Picundzie (Gruzja), gdzie byá dwa tygodnie.

Na drugi dzieĔ w aucie: „MyĞlenie ogranicza siĊ dziĞ do prac magisterskich, a sztuka do fikoáków”.

UsiáujĊ spieraü siĊ z nim, Īe jest to zjawisko ogólnoĞwiatowe. Proces nieunikniony: „W Ameryce jest

jeszcze gorzej, tam w ogóle nie chcą czytaü…”

A. S. jak to on: „Nie wiem, jak tam jest, wiem, jak tu jest…”
Sáowem, chce znów zrzuciü wszystko na nasze powojenne záe szkolnictwo.

Zapisaá siĊ do Narodowej Rady Kultury, Īeby wprowadziü áacinĊ do szkóá Ğrednich, byá nawet na

audiencji u Jaruzelskiego, ale nic z tego nie wyszáo. WiĊc w koĔcu Īaáuje, Īe bierze udziaá w tej

maskaradzie Narodowej Rady Kultury, która jest gabinetem figur woskowych udających, Īe są Īywe…

Sokorski, Józef Ozga Michalski, Auderska. Suchodolski, koszmarny Jerzy Adamski. Mówią, Īeby mówiü.

„Im chodzi o to, Īeby zrobiü rewolucjĊ bez rewolucji” – podsumowuje swoich kolegów.

– Pan ma spokój – zaczepia mnie dobrotliwie – pan swojego kuferka pilnuje… Do przodu siĊ pan

nie pcha, z tyáu pan za bardzo nie zostaje; jak to cháopi…

ĝmiejĊ siĊ i nie polemizujĊ, bo go lubiĊ…

20 paĨdziernika

NagrywaliĞmy 15–minutowy film o moim przyjacielu, zmaráym malarzu Andrzeju Lenartowiczu, który

urodziá siĊ i zmará w Tarnowie. Wspomnienia sprzed 15 lat i 24 sfilmowane obrazy Andrzeja. Mówiáo mi

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

9

siĊ Ĩle. Za to mogáem siĊ naprzyglądaü, jak redaktor Kotula krĊci film.

28 paĨdziernika

Są dni, gdy czáowiek budzi siĊ z poczuciem pustki i jaáowoĞci Īycia (…), jakby mnie nieznani sprawcy

przysypali kurzem, darnią, Īywcem w grobie, a ja nie mogĊ w Īaden sposób udodowodniü, Īe jestem
Īywy, choü wykonujĊ codziennie tysiąc zbĊdnych czynnoĞci…

1 listopada (sobota–niedziela w BorzĊcinie)

PrzeddzieĔ ĝwiĊta Zmaráych. Zdumiewająca rozmowa z kryminalistą W.O. z BorzĊcina, którego znaáem

kiedyĞ jako chojraka, ale bardzo siĊ zmieniá, jakby mu ciasna cela rozszerzyáa horyzonty. MoĪna z nim

teraz gadaü o wielu sprawach. Podobno namawiano go juĪ w wiĊzieniu, Īeby po wyjĞciu staá siĊ

donosicielem. Co go trzyma i dlaczego – przy swoiĞcie rozumianej uczciwoĞci? Twierdzi, Īe nie mógáby

sobie spojrzeü w lustrze w twarz. A przecieĪ o maáo nie zabiá czáowieka, potem ucieká z karabinem

z wiĊzienia i zaszczuty kryá siĊ po lasach. Dostaá 25 lat, przesiedziaá poáowĊ wyroku. Kulturalny, na swój

sposób szlachetny, przynajmniej w sáowach. Rozmawiaá ze mną jak ze spowiednikiem i byá mi wdziĊczny,
Īe go wysáuchujĊ. Pokiereszowana twarz, o rozmiar za duĪe serce, a przecieĪ miaáem go w máodoĞci za

„zbója”.

Same przeciwnoĞci w jednym.

Film o Lenartowiczu kiepski, konstrukcja byle jaka.
Czytam na przemian Dostojewskiego i KafkĊ, sáucham muzyki greckiej.

CieszĊ siĊ z córek, nie mamy z nimi káopotów.

6 listopada

SkoĔczyáem wczoraj pisaü o Dolorado RedliĔskiego dla „Regionów” MyĞliwskiego, gdzie mam nadziejĊ

siĊ kiedyĞ zaczepiü, bo mi siĊ robota w tygodniku przejadáa.

Dostaáem zaproszenie do udziaáu w jury Nagrody PiĊtaka, jury Nagrody Rajczaka, w konkursie

jednego wiersza w Bielsku a takĪe od organizatorów festiwalu w Poznaniu. BiorĊ, co dają, bo wierszówkĊ

w „WieĞciach” mam kiepską, a córki rosną.

10 – 13 listopada

Najpierw Warszawa. Posiedzenie jury PiĊtaka. MyĞliwski, Bereza, Bugajski, ja, Roch Sulima. Dajemy

nagrodĊ Sakowicz, Samojlikowi, Bieleckiemu (proza) i Cieleszowi (poezja). Co do prozy – nie mam nic do

gadania. Oni tu przyszli, Īeby daü swoim. Tym „ze stajni Berezy”. Samojlik jest wyjątkiem. Na Cielesza

gáosowaáem i wáaĞciwie jest to mój typ. Zabawne momenty w dyskusji – bardzo wątáej zresztą – nad

ksiąĪkami. WrĊczenie 30 – 31 listopada w Sandomierzu. Potem wyprawa do Poznania. JĊzykoznawca

i mój wierny kibic literacki Staszek Bąba czeka na dworcu. DuĪo grafomanów, hochsztaplerów u Nikosa

Ch., teĪ niezáego tupeciarza. Poznaáem studentkĊ (MarysiĊ Wiatrowską), która pisze o mnie pracĊ

magisterską – „Przestrzenie kulturowe w poezji Józefa Barana”, u profesor Chrząstowskiej. Podoba mi

siĊ, Īe moją lirykĊ wziĊáa w swoje rĊce áadna dziewczyna. Uroczy spacer przez wieczorny rynek Starego

Miasta w Poznaniu (krzyĪe upamiĊtniające 1956 rok, pomnik Mickiewicza, a wáaĞciwie Mickiewiczyka, bo

jakĪe inny to wieszcz od krakowskiego). DzieĔ w Lesznie. Powrót autem z Czechami do Wrocáawia

i pociągiem do Krakowa.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

10

16 listopada

Konferencja prasowa Tadeusza Kantora. Jestem z Hanką Grechutą–RóĪycką. Siedzimy w pierwszym

rzĊdzie, wiĊc moĪe nas nawet spotkaü zaszczyt bycia oplutym przez Mistrza, który pali papierosa za

papierosem (gasząc kaĪdego w poáowie) i zachowuje siĊ jak syczący wąĪ boa. Dmucha mi przez stolik

dymem w oczy, jakby mnie chciaá zaczadziü. Popieleniczka z górą petów, on z teatralnymi minami

i pozami, sprawiający wraĪenie, jakby za chwilĊ miaá wybuchnąü i wysadziü budynek. Mimo to wáaĞnie

dziĊki temu na swój sposób naturalny, naturalny w swojej sztucznoĞci, tak innej od upozowanych ludzi

wystĊpujących publicznie: tych naspiĪowanych powagą, podpierających siĊ róĪnymi protezami. Nie.

Kantor genialnie sprytny wariatuĔcio. ZáoĞci siĊ to na wáadze miasta, Īe mają go w dupie, ale on je teĪ, to

na Miklaszewskiego, który filmuje go nie tak, jak chce; to na popkulturĊ Zachodu, to na dziennikarzy, Īe

káamią. Wstaje, krzyczy, macha rĊkami. Mówi w sposób rwany. Pewien ksiąĪĊ niemiecki chciaá

sfinansowaü podróĪ szeĞciuset osobom z Europy, Īeby przyjechaáy na spektakl Kantora do Krakowa. Ale

wáadze Krakowa nie podjĊáy tematu. WiĊc wystawia nową sztukĊ w ParyĪu. Koszt wystawienia – 300

tysiĊcy dolarów. Od 1968 Teatr Cricot 2 jest finansowany przez zagranicznych zapraszających. „A co na to

Kraków – krzyczy – który obiecywaá kiedyĞ zbudowaü mi teatr?!” Potem zmienia obiekt ataku, dodusza

oburącz sztukĊ na Zachodzie, pytając z ironiczym grymasem ust, co to znaczy, Īe im gorzej i nĊdzniej –

tym lepsza sztuka (oczywiĞcie ma siebie na myĞli), a im wygodniej siĊ spoáeczeĔstwu Īyje – tym gorsza?!

KáĊbek nerwów i genialnych sprzecznoĞci…

Mówi, Īe ma 73 lata i jest juĪ zmĊczony tą szarpaniną, SZARPANINĄ, SZAR–PA–NI–NĄ (coraz

bardziej siĊ podnieca, tupie nogami )… A tu tymczasem spáywają do Cricotu zaproszenia z caáego Ğwiata.

PiĊtnaĞcie odrzuciá… na najbliĪszy rok…

Przyglądam siĊ temu genialnemu egzemplum – ma koĔskie siáy, Īeby wciąĪ jeĨdziü, emocjonowaü

siĊ, i… zdrowie byka… a moĪe raczej torreadora… Tak tak, on wygląda jak torreador miotający siĊ po

arenie z czerwoną szmatą i pikami. Po dwóch godzinach spektaklu polegającego na wywoáywaniu byka,

który jednak wciąĪ nie wbiega na arenĊ, Mistrz torreadorów osuwa siĊ zmĊczony na krzesáo, piki

wypadają mu z rąk, a my wycofujemy siĊ szczĊĞliwi, Īe wyszliĞmy z tej burzy caáo…

MiĊdzy 30 listopada a 4 grudnia (Warszawa, Sandomierz, Rzeszów, LeĪajsk, Kolbuszowa i znów

Kraków)

W Sandomierzu nocne rozmowy z WieĞkiem MyĞliwskim i Marianem GrzeĞczakiem. Oglądamy

w telewizji znakomitego WaáĊsĊ, który rozprawia siĊ z Miodowiczem. Nie wszystkim siĊ podoba.

WieĞkowi M. – nie. Mnie tak… Samojlik natchniony. Z woáowatym Rochem Sulimą odbywamy spotkanie

w jakimĞ internacie. PrzysáuchujĊ siĊ, co warszawski krytyk ma o moich wierszach do powiedzenia,

i widzĊ, Īe to nie te miary i wagi. Przyszedá napompowany Przybosiem i próbuje mnie do niego

przypasowaü. A nie pasujĊ. Pytam záoĞliwie, dlaczego mam byü Przybosiem, jak jestem Baranem.

W Julinie – caáa ekipa pisarska…

Obok WieĞka jest Domino, Marian Pilot, Staszek Srokowski, Bogdan Madej, Adam. Zdarzenie

z ostatnią piĊüdziesiątką. Rzucamy losy o 3 nad ranem.

Mnóstwo komicznych sytuacji, káótnia Mariana ze Staszkiem. Bardzo serdeczny wobec mnie

Zbyszek Domino. W sobotĊ wieczorem do paáacyku MyĞliwskiego w Julinie zlatują (dosáownie)

Wasilewski, ĩukrowski z urzĊdniczą Ğwitą. Po co? Pewnie po to, Īeby kusiü pisarzy… JeĞli kuszenie, to

rzeczywiĞcie pokuĞne, z pierwszorzĊdnym obiadem, z hrabiowskim przyjĊciem. Bogdan Madej, podobny

do LeĞmiana, maáy, zasuszony, o profilu ptaka, pierwszy pisarz, który w latach 60. znalazá siĊ na

cenzorskiej liĞcie, a potem, w latach 70. byá w Lublinie stale inwigilowany – popykuje z fajki i przez

okularki przygląda siĊ, jak koáo niego skaczą ludzie wáadzy. Chcą go kupiü, ale dlaczego? Co siĊ dzieje?

Przebąkuje siĊ o stworzeniu jakiegoĞ nowego związku literatów, który pogodziáby pisarzy opozycyjnych

z literatami ze Zlepu [ZLP]; my, nie naleĪący ani tu, ani tam, mielibyĞmy byü pomostem?

ZaprzyjaĨniam siĊ z Madejem. To autor znakomitej MaĞci na szczury, wydrukowanej najpierw

w ParyĪu u Giedroyca, a dopiero teraz, w ileĞ tam po tamej publikacji wznowiony w Polsce. O paradoksie

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

11

– cenzura puĞciáa to wáaĞnie za Jaruzelskiego. Bogdan podejrzliwy i uczciwy, aĪ go ta kostyczna uczciwoĞü

krĊpuje w Īyciu codziennym.

Wieczorem demoniczny Srokowski mówi, Īe wie, kiedy umrze. Na razie nie moĪe piü wódki.

Króluje Wiesiek MyĞliwski, przypominający mi áosia z królewskimi rogami. Zawsze w asyĞcie

swego dworu. Krótkie spiĊcie z nim o moje odrzucone wiersze w „Regionach” i znaczący fragment wyciĊty

mi z artykuáu. MyĞliwski na rauszu jest MyĞliwskim, o wiele bardziej urokliwym od trzeĨwego. PiĊknie

taĔczy, a jak potrafi improwizowaü, uwodziü! Trudno go „zapaliü”, ale jak juĪ – to bywa (szkoda, Īe tak

rzadko) naprawdĊ Ğwietnym kompanem!

Staszek Srokowski wydaá wreszcie dáugo przetrzymywanych przez cenzurĊ Repatriantów (15

tysiĊcy egzemplarzy, cena – 1000 záotych; jak ta záotówa na pysk leci!).

Rozmowa w aucie z Józkiem, o którym, gdy go widzĊ, myĞlĊ zawsze, nie wiadomo dlaczego, bo

moĪe bogu ducha wienien, Īe ma wypisane na twarzy kurewstwo.

***

BądĨ ostroĪny – nie Ğpiesz
ĩeby nie speániáy siĊ za szybko

Twoje

nadzieje

12– 13 grudnia

Rozróba w „WieĞciach”. Chcemy wypieprzyü twardogáowego redaktora naczelnego H.W. nasáanego nam

w stanie wojennym. Zebranie z udziaáem warszawskich prominentów z ZSL i wydawnictwa. Niestety, to

do koĔca nie wypaliáo, bo Janusz Sz. [Szlechta] w ostatniej chwili pĊká i nie popará wotum nieufnoĞci.

A przecieĪ wszystko byáo naleĪycie przygotowane, czyĪby zabrakáo mu odwagi? Rozmowa z WieĞkiem M.,

któremu opowiedziaáem przez telefon o krakowskim spotkaniu i kto przyjechaá z Warszawy. „ A weĨ ich

wszystkich opierdol!” – podpowiedziaá niedbale i bardzo mi siĊ to spodobaáo. Faktycznie mój gáos byá

najostrzejszy. Jednak rewolucja w szklance wody nie doprowadziáa do przewrotu. Na drugi dzieĔ

zostaáem wezwany na dywanik szefa. Rozmowa peána spiĊü. Wywaliü mnie chyba jednak nie wywali,

poczuá swoją niemoc…

19 – 23 grudnia

1
Zofia ma od trzech tygodni problemy z rwą kulszową, co ma z kolei wpáyw na atmosferĊ w domu.

Pogotowie. Lekarz. Prywatny gabinet.

2
Wyjazd z Adamem do ZduĔskiej Woli, gdzie jesteĞmy jurorami w konkursie imienia Felka Rajczaka

(znaáem go i lubiáem). PrzejechaliĞmy ZduĔską, dojechaliĞmy, bo to poĞpieszny, aĪ do Inowrocáawia. O 7

rano dobrnĊliĞmy z powrotem do celu. PodróĪ trwala 7 godzin dáuĪej!

3
Powrót do Krakowa, gdzie jest juĪ Artur Sandauer. Przyleciaá samolotem. RozminĊliĞmy siĊ, potem

odnaleĨliĞmy. Naradzamy siĊ w trójkĊ (z Tadeuszem ĝliwiakiem), kogo nagrodziü ufundowaną przez

profesora Nagrodą ĝwirszczyĔskiej. TĊ pierwszą – ma otrzymaü ksiądz Twardowski. Ale czy ją przyjmie?

Bo teraz bojkotuje siĊ nagrody.

Przyjąá.

Wieczór u mnie z Arturem i Ziemianinami. Rozmowy o Mallarmém, którego wierszy nie

rozumiem. Sandauer táumaczy ich nowatorstwo.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

12

ParĊ powiedzonek Artura: „Historia nigdy siĊ nie koĔczy”, „Wszystko dąĪy do entropii”, „WiarĊ

siĊ miewa od czasu do czasu”, „Wierzącym siĊ bywa” (parafraza Przybosia – „Poetą siĊ bywa”)…

Coraz czĊĞciej powtarza, Īe popeániá báąd popierając Jaruzelskiego i „Zlep” [ZLP].

Erna jak zwykle milczy, bawi siĊ przy stole robiąc bibuákowe kwiaty i ludziki dla Ewy i AĞki.

Czasem wtrąci coĞ surrealistycznego wybijając Artura z intelektualnej orbity. Jego opowieĞci o spotkaniu

z Gombrowiczem we Francji, gdy wydrwiwany przez niego – w koĔcu nie wytrzymaá, trzasnąá piĊĞcią

w stóá i wtedy „Witold siĊ przestraszyá i przestaá mi dokuczaü”. Zawsze teĪ pojawia siĊ w jego

wspomnieniach jego kochany Bruno Schulz, do którego dojeĪdĪaá w máodoĞci z Sambora na „rowerku”…

i o tym, Īe nasze powojenne pokolenie jest niedouczone, bo nie wáada obcymi jĊzykami i nie zna historii

staroĪytnej…

Ale kuchnia Zofii wprawia go w koĔcu w dobry humor (…)

Krzysztof Jurecki SAMOTNOĝû I BEZDOMNOĝû WEDàUG ISSAIEFFA

Jan Grzegorz Issaieff naleĪy do najwaĪniejszych, choü ciągle maáo znanych malarzy. PoniewaĪ jest

samoukiem tzw. profesjonalne galerie przez dáugie lata byáy zamkniĊte dla tego wyjątkowego artysty.

Zresztą do niedawna samemu twórcy nie zaleĪaáo na publicznym pokazywaniu prac.

W sensie topografii artystycznej Issaieff jest samotnikiem, dziaáającym poza áódzką

neoawangardą, choü juĪ moĪna doszukiwaü siĊ jego wpáywu na kilku máodszych malarzy. Sam uwaĪa

siebie za „tradycyjnego malarza”, nieczuáego na wpáyw fotografii czy innych technologicznych
Ğrodków wizualnych. Jest moĪe ostatnim autentycznym przedstawicielem áódzkiej bohemy, niekiedy

dziaáającym z wiĊkszą determinacją od àodzi Kaliskiej. Ale to zdecydowanie mniej waĪny, wrĊcz uboczny

i anegdotyczny aspekt oceny jego postawy artystycznej.

Dla pobieĪnego obserwatora Issaieff jest albo spóĨnionym „nowym dzikim” (malarstwo), albo

(w rysunku) kontynuatorem tradycji Jana Dobkowskiego. Przede wszystkim jednak Issaieff jest
niezwykle konsekwentnym malarzem i rysownikiem, równieĪ poetą, w twórczoĞci którego skrywa siĊ

wiele intrygujących problemów począwszy od liryzmu, a koĔcząc na drapieĪnej surrealizującej grotesce,

przypominającej niektóre dokonania Victora Braunera. Od lat 80. uprawia monumentalny cykl

A.R.C.H.E. – TANIEC, przerwany, a raczej uzupeániony niedawno innym cyklem pt. Misterium,

wystawionym w 1999 roku.
Jego

twórczoĞü w rzadki, moĪe jedyny sposób, próbuje áączyü pozornie wykluczające siĊ problemy

artystyczne. Fascynacja ikoną poáączona jest, podobnie jak u Jerzego Nowosielskiego, z poszukiwaniem

nowych problemów ideowych. UmiejĊtne korzystanie z doĞwiadczeĔ konstruktywistycznych w typie

Stanisáawa Fijaákowskiego, w tym unizmu StrzemiĔskiego, powoduje, Īe obrazy Issaieffa dziaáają

pulsującą formĊ opartą najczĊĞciej na dysonansach kolorystycznych, a ostatnio takĪe wyrafinowanymi

odcieniami bieli. OczywiĞcie twórczoĞü Issaieffa od StrzemiĔskiego zdecydowanie wiĊcej dzieli niĪ áączy,

ale w sensie penetracji istoty malarstwa zbliĪyli siĊ do podobnych konkluzji, w których liczy siĊ kaĪdy

centymetr zamalowanego páótna, mającego jak najskuteczniej dziaáaü na odbiorcĊ.

Jego obrazy są przekonywające pod wzglĊdem uniwersalnej tematyki – odwiecznej rywalizacji

pierwiastka mĊskiego z ĪeĔskim i krwioĪerczej walki, którą moĪna sprowadziü do konkluzji wyraĪonej

przez Francisa Bacona (którego bardzo ceni áódzki artysta), Īe Ğwiat to Záo. Issaieff pragnie jednak

dokonaü alchemicznej przemiany, polegającej nie na usprawiedliwieniu odwiecznej zasady Záa, ale na

próbie jego zmiany na Dobro, na ile jest to oczywiĞcie moĪliwe. Tak moĪna scharakteryzowaü najnowszy

etap samoĞwiadomoĞci Issaieffa. W sensie filozoficznym artysta bliski jest poglądom egzystencjalnym

Martina Bubera zawartym w Problemie czáowieka, który podejmuje próbĊ przerwania naszej

egzystencjalnej samotnoĞci.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

13

Jan Grzegorz Issaieff,

A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 18 x 24 cm

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

14

Po obejrzeniu kilku wystaw malarstwa Issaieffa na przestrzeni ostatnich lat nie ulega wątpliwoĞci, Īe jest

on postacią nie tylko lokalną. Z pewnoĞcią wartą pokazania na szerszym forum ogólnopolskim, na którym

zazwyczaj prezentuje siĊ uznane stereotypy, gdyĪ nie wymaga to podjĊcia Īadnego ryzyka przez polskich

menagerów zajmujących siĊ sztuką.

Krzysztof Jurecki, Jan Grzegorz Issaieff IKONA JEST àĄCZNIKIEM MIĉDZY SACRUM

A PROFANUM

I

Krzysztof Jurecki Porozmawiajmy na temat Twojej maáo znanej (niestety) twórczoĞci – gáównie

rysunkowej i malarskiej. Kiedy zacząáeĞ interesowaü siĊ sztuką?

Jan Grzegorz Issaieff Okoáo dwudziestu piĊciu lat temu...

K.J. To tradycja rodzinna czy inspiracja? Skąd siĊ to wziĊáo ?

J.G.I. Samo z siebie i z przeznaczenia.
K.J. RozpocząáeĞ od malarstwa ikonowego, które operuje okreĞlonymi schematami ikonograficznymi

i jest twórczoĞcią religijną, gáównie sáuĪącą modlitwie. Czy takie zainteresowania ulegáy transpozycji

i kopiowaniu?
J.G.I. W ikonie nie ma pojĊcia kopii. Początkowo opieraáem siĊ na okreĞlonych schematach, ale potem

próbowaáem wáasnych rozwiązaĔ – indywidualnego rysunku i psychologicznego portretu, który

zasadniczo mnie zajmowaá. W ikonie istnieje kanon, który nigdy nie doprowadza do zuboĪenia

malarstwa. Ona zawsze jest otwartym polem...
K.J. „Otwartym” symbolem!
J.G.I. Polem i symbolem. Polem, poniewaĪ w sensie psychologicznym znajduje siĊ w nim portret. Portret

zawsze powinien byü psychologiczny, a w ikonie nie chodzi tylko o wizerunek. MoĪe byü to np.

UkrzyĪowanie, grupa ĞwiĊtych. Mnie interesowaáa postaü. Twarze wszystkich ĞwiĊtych, w których

staraáem siĊ ukazaü psychologizm.

K.J. Dlaczego zaprzestaáeĞ malowania ikon?

J.G.I. Nie jest to zamkniĊta sprawa. Jest to okreĞlona zmiana czasu. PrzeĞwiadczony jestem, Īe naleĪaáo

zmieniü warstwy wizualne. Związane jest to z przeáomami wieków. Pewna eksploracja, do której byáem

przywiązany musiaáa eksplodowaü. Chodzi o eksploracjĊ Īycia, moich znajomych etc., tego, co siĊ dzieje

na caáym Ğwiecie.

K.J. Jakie idee i problemy są Ci bliskie w sztuce?

J.G.I. Przede wszystkim stany mistyczne związane ze sztuką. Wszyscy, którzy posiedli okreĞlony stan

skupienia i odkrywali nowe struktury znaczeniowe.
K.J. Moim zdaniem ekspresja w sztukach plastycznych nie w peáni áączy siĊ z mistyką, której obszar jest

na granicy religii i herezji. Czy są to dwa róĪne obszary ?

J.G.I Nie. Ale istnieje dla mnie w sztuce bardzo duĪy obszar intuicji. Artysta musi jej zawierzyü

i posiadaü szczególny stan skupienia, a to moĪe wiązaü go ze stanem mistycznym. Anglik Francis Bacon

teĪ byá mistykiem (dla mnie) mimo tego, Īe moĪna go posądzaü o pewne cechy „Záego”. Ale jest to záudne.

Wszystkie sprawy negatywne przetwarzaá na dobro i w ten sposób byá tak samo etykiem.

K.J. Mam ogromne wątpliwoĞci, czy czyniá z tego Dobro?

J.G.I. W tym sensie Dobro, Īe dawaá pewnego rodzaju ostrzeĪenia dla ludzi. Ciekawa sprawa wiąĪe siĊ

z KoĞcioáem, poniewaĪ jedyna sztuka niezrozumiaáa i niebezpieczna to sztuka plastyczna (np.

wspomniany Bacon). W KoĞciele, czy precyzując w galerii koĞcielnej, niestety dziaáają dyletanci i boją siĊ

niektórych artystów. Zapomina siĊ np. o freskach Michaáa Anioáa w kaplicy SykstyĔskiej...

K.J. ...które równieĪ uznane byáy za niebezpieczne.

J.G.I. Weryfikator, czyli czas zmieniá ten pogląd i juĪ nie są niebezpieczne. Za piĊüdziesiąt lat okaĪe siĊ,

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

15

Īe tacy jak Bacon nie są juĪ kontrowersyjni.

K.J. Jest niebezpieczny, poniewaĪ byá niewierzący. Ukazywaá kryzys czy zmierzch chrzeĞcijaĔstwa

i w tym tkwi róĪnica miĊdzy nim a religijnym Michaáem Anioáem! Czáowiek w wizji Bacona staje siĊ tylko

ocháapem miĊsa, który jednak malowaá w niepowtarzalny sposób! Jego wizja jest tyle prawdziwa, co

przeraĪająca.

J.G.I. Zgadza siĊ! I dlatego jest wielkim etykiem i moralistą wysokiej rangi.

K.J. A jeĞli chodzi o Twoje prace rysunkowe z lat 90., które moĪemy oglądaü od 28 czerwca 1996 roku

w Bagdad Cafe, to dostrzegam w nich dwie struktury. Pierwsza – syntezy rysunkowej, druga – tkanki
abstrakcyjnej, kojarzącej siĊ z konstruktywizmem. Jakie znaczenie ma dla Ciebie abstrakcja?

J.G.I. Szkoda, Īe Ğwiat zachodni nie odkryá wczeĞniej ikony, niejako zastąpiáa ją w sztuce XX wieku

rzeĨba afrykaĔska, której znaczenie wzrosáo od czasu kubizmu. Ikony ruskie, nie bizantyjskie (szkoáa

nowogrodzka), to niejednokrotnie pod wzglĊdem formalnym czysty kubizm. àatwiejsza do odkrycia

byáa rzeĨba afrykaĔska. DuĪa synteza zawarta w ikonie zawaĪyáa na mojej wypowiedzi rysunkowej

i malarskiej.

Jan Grzegorz Issaieff,

A.R.C.H.E., 2008, tusz, pióro, 18 x 24 cm

K.J. Malarze Ğwiata zachodniego odrzucili ikonĊ na rzecz rozgrywek formalnych (fowizm,

ekspresjonizm, czĊĞciowo konstruktywizm etc.). Ty dalej pragniesz byü blisko ikony, ale w specyficzny

sposób. W warstwie ideowej inspirujesz siĊ antropologią Mircei Eliadego i neognozą Carla Gustava Junga

J.G.I. Jest to aktualna wizja. PostĊp techniczny sam w sobie nic nie znaczy. Czáowiek siĊ nie zmieniá,

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

16

choü próbuje. Moje rysunki traktują o sprawach duchowych, które są niezmienne od ok. dwóch tysiĊcy

lat, czyli czasów chrzeĞcijaĔstwa. Czáowiek wtedy staá siĊ rzeczywiĞcie wartoĞcią najwyĪszą (podmiotem)

i to trwa do chwili obecnej. Ale nastąpiáa obecnie ogromna destrukcja spoáeczna.

K.J. Co uwaĪasz za interesujące w sztuce polskiej i Ğwiatowej?

J.G.I. Istnieje przekonanie o „zmierzchu sztuki”, która ostatecznie upadnie. To nieprawda, ale
obserwujemy ogromny zalew paraartyzmu. Czas bĊdzie generalnym weryfikatorem – dzieáo czy kicz.

K.J. Ale co teraz jest dla Ciebie waĪne?

J.G.I. WáaĞciwie nie ĞledzĊ tego co siĊ dzieje, nie mam czasu skupiü siĊ na dziaáalnoĞci innych. Zwykáe
Īycie zawiera tyle podniet, Īe nie mam czasu. Nawet moje chodzenie po knajpach to bardzo istotna

sprawa, która mnie „áaduje” – są to pewne stany obserwacyjne nie tylko ludzi, ale i siebie w sensie

psychologizmu. CeniĊ Bacona i Jerzego Nowosielskiego – bardzo dobrego malarza i rysownika.

K.J. Któremu pozostaáa takĪe pewnoĞü rĊki.

J.G.I. Typ rysunku, jaki reprezentuje Nowosielski, interesuje mnie – lapidarny, syntetyczny przekaz –
nic wiĊcej i nic mniej. Jego akty piórkiem są wzorem.

K.J. Spotykamy siĊ w Bagdad Cafe, a nie w muzeum czy w profesjonalnej galerii. Dlaczego?

J.G.I. KaĪdy artysta jest w stanie okreĞliü, czy robi „knoty”, czy dzieáa. Aspekt psychologiczny polega na

tym, Īe kaĪdy pragnie wybiü siĊ z táumu. PrzeraĪa mnie masa máodych i nie tylko máodych artystów,

posiadających naturĊ narcystyczną, polegającą na chĊci bardzo szybkiego sukcesu, za czym nie stoi ani

praca ani dzieáo. Jest to zgubne! Prawdziwy artysta ponosi ryzyko zawsze, mimo, Īe niejednokrotnie

dostanie w d.... Dla mnie sztuka jest drogą Īycia. W Chinach nazywa siĊ to Tao. Wracając do Twego

pytania. Dla niektórych dyrektorów przepustka do wystawy to WyĪsza Szkoáa Plastyczna, a ja jestem

samoukiem, wedáug sáów jednego z administratorów áódzkiej sztuki [Bernarda Keplera – ówczesnego

dyrektora BWA w àodzi – przypis K.J. (2007)] – autodydaktą, który powinien napisaü podanie (sic!)

i czekaü, aĪ rada galerii je rozpatrzy, jakby sam nie potrafiá oceniü, czy coĞ jest warte wystawienia czy nie.

Smutny jest nasz áódzki rynek galeryjno–muzealny! Są teĪ kobiety, które potrafią okreĞliü, Īe rysunek jest

elegancki, a malarstwo takie ekspresyjne. I koniec na tym.

àódĨ, 1996

Wywiad pt. Taoista w Bagdadzie. Rozmowa z Janem Grzegorzem Issaieffem, malarzem i rysownikiem, „Verte”

1996, nr 111, dodatek do „Gazety àódzkiej”.

II

K.J. Czym jest dla Ciebie malarstwo?
J.G.I. Malarstwo jest dla mnie poszukiwaniem formy dla ducha, tzn. DąĪeniem do poznania w sferze

teologicznej.
K.J. Czy ikona jako obraz religijny, ale tworzony przez artystów wspóáczesnych, ma sens ? Co wniósá

w tym zakresie Jerzy Nowosielski ?
J.G.I. JeĪeli nadrzĊdnoĞü Boga jest oczywistoĞcią, to ikona jest zbĊdna. Jednak uáomnoĞü czáowieka

spowodowana kataklizmem grzechu pierworodnego sprawiáa, Īe ikona jest áącznikiem miĊdzy sacrum

a profanum. Moim zdaniem Jerzy Nowosielski nic istotnego nie wniósá do ikony. Natomiast dziĊki ikonie

wyrósá na krzepkiego malarza i rysownika.

K.J. Jaki jest wpáyw fotografii na wspóáczesne malarstwo?

J.G.I. Od kiedy pojawiáa siĊ fotografia, jest sprawą wiadomą, Īe jej wpáyw na malarstwo istnieje. WiĊcej

na ten temat nie powiem, aby nie tworzyü truizmów. ZaznaczĊ tylko, Īe na moje malarstwo fotografia nie

ma Īadnego wpáywu. Trzeba teĪ podkreĞliü, Īe fotografia od samego początku czerpaáa i w dalszym ciągu

korzysta z malarstwa.
K.J. Czy moĪna mówiü o „Ğmierci Boga”, „Ğmierci czáowieka” i „Ğmierci malarstwa”?

J.G.I. Mówiü o Ğmierci Boga, czáowieka, malarstwa moĪna zawsze, lecz nic z tego nie wynika. Dlaczego?

Z prostego powodu, braku odpowiedzi na odwieczne pytanie: Kim jest czáowiek?

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

17

Jan Grzegorz Issaieff,

A.R.C.H.E., 2004, tusz, pióro, 18 x 24 cm

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

18

K.J. Jakie obecnie są zadania dla artysty? Czy artysta powinien „szczypaü rzeczywistoĞü”, czy to moĪe byü

zasadniczym przesáaniem sztuki? NawiązujĊ do tytuáu wywiadu Marty Skáodowskiej z Józefem

Robakowskim z „Gazety àódzkiej” z 23.02.2007 roku pt. Odautorskie szczypanie rzeczywistoĞci,

w którym powiedziaá: „Kantor w jaskrawy sposób teatralizowaá realia, ja w nie wchodzĊ i po prostu w nich

jestem. CieszĊ siĊ, kiedy moĪna w tej realnoĞci coĞ spsociü, odautorsko uszczypnąü”.

J.G.I. Tak postawione pytanie wymaga sprecyzowania pojĊcia „artysta”. Zawsze podkreĞlaáem, Īe

w jĊzyku polskim ujednolicenie pojĊcia artysta jest barbarzyĔstwem na sztuce wysokiej. Niechlujstwo

w posáugiwaniu siĊ jĊzykiem polskim polega na niestosowaniu istotnych przymiotników przed lub po

sáowie artysta tzn., Īe artysta artyĞcie nie jest równy, bo są artyĞci estradowi, cyrkowi, teatralno–filmowi,

operowi, kabaretowi... Natomiast zadania dla artysty obecnie są takie same jak dawniej: powaĪne. ZaĞ

„szczypanie rzeczywistoĞci” jest nieinteresujące, bo infantylne i trywialne.

K.J. Kogo cenisz w fotografii polskiej?
J.G.I. Prawdziwych artystów.
K.J. ??? To unik odpowiedzi na moje pytanie. Czy artysta moĪe byü klownem w sztuce – np. Katarzyna

Kozyra, àódĨ Kaliska? Jakie są granice w takiej postawie twórczej?

J.G.I. ArtyĞcie cyrkowemu, kabaretowemu itp. zawsze wolno byü klownem. W takiej postawie są granice

etyczne i estetyczne.
K.J. TrochĊ inaczej na to patrzĊ. MoĪna byü klownem, jeĞli jest to postawa autentyczna (jak np. dadaiĞci

czy surrealiĞci, poza Salvadorem Dali!), związana z ryzykiem twórczym, a nie postawa, jak ma to miejsce

obecnie na caáym Ğwiecie, związana z mediami, gáównie tv i komercjalizacją. WspóáczeĞni klowni

podąĪają raczej nieĞwiadomie Ğladami Dody i Michaáa WiĞniewskiego, który, co interesujące,

w wywiadach powoáuje siĊ na znajomoĞü z àodzią Kaliską. ZaĞ Jacek àągwa komponowaá muzykĊ do

filmów àodzi Kaliskiej, np. PamiĊtam, pamiĊtam, pamiĊtam.... A co sądzisz o rynku sztuki w Polsce?

Rozmawiamy w roku 2007, zatem moim zdaniem takiego rynku w Polsce nie ma.
J.G.I. Natomiast są galerie i domy aukcyjne, które uprawiają w handlu sztuką szalbierstwo. Przykáadem

tego jest rynek sztuki w àodzi, którym w wiĊkszoĞci zajmują siĊ dyletanci.

K.J. Jaka filozofia jest wieczna dla artysty i czáowieka?

J.G.I. KaĪda, która traktuje czáowieka jako podmiot. W moim jednak przekonaniu zastąpiábym filozofiĊ

teologią, bo jest istotne kim jesteĞmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy i co jest za zasáoną materii.

àódĨ, listopad 2007

Jan Grzegorz Issaieff WIERSZE

***

wertując

bibliotekĊ Ğwiata

szukam
haseá wprowadzających

zadzierając gáowĊ

rozmawiam

z

niebem

üwiczĊ marsz i taniec

szczególnie

ukáad

ostateczny

1984

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

19

survival

ile

trwa

mrok

zawieszony

w

umyĞle

nikt nie wie

idziesz

do

maga

kupujesz

prochy

oczekujesz

wiosny

modlisz

siĊ

aby czas daá

okruch

jasny

po którym poznają
Īe jeszcze trwasz

1985

ulisses

szczwany

byá

przez

tysiące lat

wystawiaá do wiatru

potĊĪne umysáy

kiedy

nabraá pewnoĞci

do

boskiej

genealogii

niespodziewanie

padá

przyszpilony

igáą

systemu

singer

do

nocnej

koszuli

kobiety

1985

***

siedzieliĞmy klasycznie

twarzą w twarz

kulturalnie przesyceni
Ğródziemnym morzem

myĞli wzbijaáy siĊ

zachwycone lotem

zwodniczy

czas

jak rdza podgryzaá

gwiazda

zgasáa

piliĞmy miód

a

szaraĔcza wyfruwaáa

z ust estetycznie

1998

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

20

Prof. Jerzy Poradecki do Jana Grzegorza Issaieffa, list z dn. 2 XII 1981 r.; do druku tomiku nie doszáo z powodu

ogáoszenia stanu wojennego 13 XII 1981 r. i póĨniejszych restrykcji wáadz Polski wobec niepokornej czĊĞci
Ğrodowiska literackiego; czĊĞü wierszy zaginĊáa.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

21

Dariusz Pawlicki PRZEDE WSZYSTKIM PRZECIW IMPERATYWOWI ODBYWANIA

EGZOTYCZNYCH PODRÓĩY

Nie przejawiam, i to choüby w minimalnym stopniu, ochoty do odbywania dalekich podróĪy, do miejsc

nazywanych egzotycznymi. To znaczy do opuszczania obszaru kulturowego, do którego przynaleĪĊ.

W tym eseju przedstawiĊ racje, moje racje stojące za nieprzejawianiem takowych chĊci. I uczyniĊ to takĪe

dlatego, aby namówiü innych do tego samego. A poniewaĪ jedną z cech eseju, którym niniejszy tekst ma

byü, jest ujĊcie okreĞlonego tematu w sposób subiektywny, bĊdĊ nawet bardzo subiektywny.

*

ĩywiĊ przekonanie, Īe podróĪowanie na inne kontynenty, mam na myĞli cele turystyczne, jest wyáącznie

jeszcze jednym sposobem na zapeánienie wolnego czasu. Takim samym jak czytanie dla czytania,

chodzenie do teatru dla chodzenia, oglądanie telewizji dla telewizji (w przeciwieĔstwie do czytania dla

dowiedzenia siĊ CzegoĞ; oglądniĊcia sztuki teatralnej, aby CoĞ z CzymĞ skonfrontowaü...; wáączenia

telewizora dla konkretnego programu poĞwiĊconego np. robieniu bigosu). Z tym, Īe podróĪowanie,

w przeciwieĔstwie do pozostaáych wymienionych sposobów zagospodarowania indywidualnego czasu,

wymaga poĞwiĊcenia na ten cel nie godzin, ale dni, tygodni... Wymaga takĪe dysponowania zdecydowanie

wiĊkszymi Ğrodkami finansowymi. To znaczy takimi, aby gwarantowaáy wygodĊ. A ta jest niezwykle

waĪna. Bo czyĪ w ciągu kilku ostatnich dziesiĊcioleci, przynajmniej na Zachodzie, potrzeba Īycia

w wygodzie, wrĊcz w komforcie, nie staáa siĊ tak silna, Īe zastąpiáa pragnienie szczĊĞcia? Moim zdaniem –

zastąpiáa. Nakáada siĊ na to jeszcze potrzeba doznawania ustawicznych wraĪeĔ. I to wciąĪ nowych. W to

pragnienie wpisuje siĊ, wrĊcz idealnie, imperatyw odbywania dalekich podróĪy. Najlepiej w takie miejsca

w jakie nie udaá siĊ jeszcze nikt z rodziny bądĨ pracy. Owe podróĪe, obok áączącego siĊ z nimi prestiĪu, dla

wielu stanowią teĪ rodzaj znieczulenia. A tym, co chcą znieczuliü, są problemy. I nie muszą to byü

wyáącznie káopoty zawodowe, rodzinne. Problemy mają bowiem to do siebie, Īe gdy przebywa siĊ setki,

tysiące kilometrów od miejsc, w których one „powstają”, zdają siĊ byü mniejszymi, mniej

doskwierającymi. To znieczulenie potrwa jednak tylko tak dáugo, jak pozwoli na to stan konta, „Kodeks

pracy” i, ewentualna, dobra wola pracodawcy.

Ale obok wymienionych powyĪej, powód odbywania owych podróĪy moĪe byü jeszcze jeden –

nuda, zwykáa nuda.

JeĞli powodem wyjazdów w odlegáe zakątki Ziemi, jest jeden z tych, o których wspomniaáem

powyĪej, niech chĊtni jadą gdziekolwiek, choüby na WyspĊ Wielkanocną.

*

PodróĪ do innych miejsc moĪe jednak sáuĪyü równieĪ pogáĊbieniu indywidualnej wiedzy na ich temat.

I w tym momencie naleĪy przypomnieü istniejący w Europie, przed epoką masowego przemieszczania siĊ,

której początki siĊgają poá. XIX w., pewien obyczaj, wrĊcz swoistą instytucjĊ. Nazywaá siĊ on z francuska

Grand Tour. Wáadysáaw KopaliĔski w jednym ze swych nieocenionych sáowników

[1]

podaá nastĊpujące

táumaczenie tego terminu: „Wielki Objazd bądĨ Wielka PrzejaĪdĪka” (pierwsze okreĞlenie jest, moim

zdaniem, bliĪsze istoty zjawiska). A chodzi o rodzaj podróĪy trwającej rok – dwa lata, jaką odbywali

máodzi europejscy arystokraci i intelektualiĞci. Ci pierwsi czynili to obowiązkowo w towarzystwie

guwernera i pochodzącego z poznawanego kraju sáugi–przewodnika. Grand Tour bĊdący podróĪą

edukacyjną, miaá na celu poszerzenie horyzontów przez uzupeánienie wiedzy o kulturze i cywilizacji,

a takĪe wyrobienie gustu artystycznego, nabranie dobrych manier. Niezmiernie waĪną rolĊ odgrywaáy

w owych podróĪach listy polecające umoĪliwiające nawiązanie kontaktu z waĪnymi, z róĪnych powodów,

osobistoĞciami.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

22

Giovanni Battista Piranesi, Widok placu Navona w Rzymie, akwaforta, ok. 1750 r.

Owa forma uzupeániania edukacji narodziáa siĊ w Anglii. A za jej ojca uwaĪa siĊ Thomasa Coryata

(1577–1617), który w 1608 r. przemierzyá pieszo wiele paĔstw wáoskich (takĪe czĊĞü Francji). Nie byá

wprawdzie pierwszym, który odbyá Wielki Objazd, ale pierwszym, który w ksiąĪce swego autorstwa

Coryat’s Crudities hastily gobbled up in Five Months Travels in France, Italy, &c’ (1611), uwzglĊdniá

elementy, które záoĪyáy siĊ nastĊpnie na powstanie pojĊcia Grand Tour. Wymieniá, chociaĪby, obiekty

architektoniczne, dzieáa sztuki, którym naleĪy przyjrzeü siĊ na trasie podróĪy. I choü wspomniaá o Francji,

to jednak szczególną uwagĊ poĞwiĊciá Wáochom. Bo teĪ one przyciągaáy najbardziej, przede wszystkim na

początku. Zwáaszcza takie oĞrodki miejskie jak Rzym, Florencja, Padwa, Lukka czy Wenecja. W II poáowie

XVII w. zaczĊto zwracaü baczniejszą uwagĊ na FrancjĊ, ze szczególnym uwzglĊdnieniem ParyĪa

i Wersalu. ZaĞ w XVIII w. obszar, którego dotyczyá Grand Tour, wzbogaciá siĊ o kraje przodujące

w rozwoju przemysáu i rolnictwa – AngliĊ i HolandiĊ. Z kolei w II poá. XVIII w. duĪym zainteresowaniem

zaczĊáy cieszyü siĊ niektóre miasta niemieckie. A to ze wzglĊdu na peánioną rolĊ oĞrodka wáadzy (Berlin,

WiedeĔ, Drezno), kultury (Weimar, Jena, Getynga, Heidelberg, Lipsk), albo teĪ funkcjĊ uzdrowiskową

(Baden–Baden, Marienbad).

Wielki Objazd, jeĞli chodzi o wizyty we Wáoszech, a byáy one modne przez caáy ten czas, miaá

ewidentny wpáyw na rozwój kultury póánocnej Europy. ChociaĪby jeĞli chodzi o muzykĊ. Do czego

przyczyniá siĊ Grand Tour odbyty przez takich wybitnych kompozytorów pochodzących z Cesarstwa

Rzymskiego Narodu Niemieckiego jak np. Heinrich Schütz, Johann Georg Pisendel, Georg Friedrich
Händel, Wolfgang Amadeusz Mozart.
Wielki

Objazd

odbywaá siĊ w krĊgu spraw, które máodemu Europejczykowi naleĪącemu do tej czy

innej warstwy uprzywilejowanej, byáy juĪ nieco znane. Skáadaáy siĊ naĔ bowiem nazwiska twórców,

których utwory przeczytaá bądĨ, w przypadku dzieá sztuki i budowli, o których sáyszaá np. na studiach.

Znane byáy mu takĪe podstawy wiedzy historycznej obejmującej zwáaszcza, co wówczas uwaĪano za

podstawĊ, staroĪytną GrecjĊ i Rzym. Bogaty zestaw nazwisk, pojĊü, nazw geograficznych, faktów

historycznych, którymi operowali wyksztaáceni ówczeĞni Europejczycy, byá bowiem wspólny. Powszechna

byáa teĪ wĞród nich, choü na róĪnym poziomie, znajomoĞü dwóch jĊzyków: áaciĔskiego i francuskiego.

PrzynaleĪnoĞü do tej kulturowej wspólnoty miaáa miejsce niezaleĪnie od tego, którego paĔstwa byáo siĊ

mieszkaĔcem. WiĊzi owe spajaáo takĪe chrzeĞcijaĔstwo (choü róĪne skáadające siĊ na nie wyznania mogáy

byü, w pewnym sytuacjach, Ĩródáem problemów). A wszystko to stanowiáo, w sumie, okreĞlony kod

kulturowy. Powszechnie przy tym akceptowany.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

23

Kres Grand Tour, zjawiska zdecydowanie elitarnego, przyniósá rozwój kolejnictwa, który

spowodowaá umasowienie podróĪowania. Ów masowy podróĪny przybywając np. do Wáoch

zainteresowany byá patrzeniem (czy równieĪ widzeniem?), przebywaniem w konkretnych miejscach – ich

zaliczaniem.

*

Zjawisko okreĞlane jako Wielki Objazd nie istnieje (gdyby je reaktywowaü, winno ono obejmowaü caáą

EuropĊ, jak teĪ, ze wzglĊdu na pokrewieĔstwo kulturowe, USA i KanadĊ, ewentualnie – AustraliĊ i Nową

ZelandiĊ). Rozwija siĊ bowiem, i to w najlepsze, to, co sprawiáo, Īe Grand Tour przeszedá do historii. To

znaczy, wspomniana, masowa turystyka, której cechą charakterystyczną jest wycieczka najczĊĞciej

trwająca dwa tygodnie. A cóĪ moĪna zobaczyü w tak krótkim czasie np. w ogromnej Kanadzie? Co moĪna

pamiĊtaü, po powrocie do domu, z takiej wycieczki? W przypadku podróĪy autobusem – przede

wszystkim stan moteli, toalet, autostrad; a jeĞli chodzi o przemieszczanie siĊ samolotami – poziom

obsáugi na dworcach lotniczych, ich funkcjonalnoĞü. Nie myĞlĊ jednak, aby uzyskanie takich informacji

byáo czymĞ cennym, wartym odbycia podróĪy. Ale one i tak bĊdą dawaáy jakiĞ jednorodny obraz kraju.

Nie tak jak w przypadku Amerykanina odbywającego turystyczne, czternastodniowe „turne”, z uĪyciem

autokaru, po Europie. JeĞli chodzi o ten drugi przykáad celu podróĪy, to káania siĊ amerykaĔska komedia

pod znamiennym, gdyĪ bardzo wiele mówiącym, tytuáem: JeĞli dziĞ wtorek – jesteĞmy w Belgii.

Z takiego wojaĪu europejskiego pozostanie jedynie zestaw zdjĊü i filmów wideo, na których zostaáy

zarejestrowane rozmaite obiekty. Nie powiązane jednak z konkretnymi miejscami, nie poáączone wiedzą

np. historyczną. Owo podróĪowanie, z postojami na uĪycie kamer wideo i aparatów fotograficznych (to,

co zostaáo dziĊki nim zarejestrowane, bĊdzie obejrzane po powrocie do domu), odbywa siĊ bowiem na

zasadzie: szybko, szybko, juĪ jesteĞmy spóĨnieni! Równie dobrze, zamiast odbywaü taką podróĪ,

Amerykanin moĪe przejrzeü róĪnotematyczne albumy dotyczące Europy, z uwzglĊdnieniem jej kultury.

Chyba, Īe... pojedzie do Europy z zamiarem spĊdzenia w niej nie dwóch tygodni, ale roku lub dwóch lat

(pewna bliskoĞü kulturowa bĊdzie sprzyjaáa poznaniu i zrozumieniu). I to nie ograniczając tego kontaktu

do zapoznania siĊ z Londynem czy ParyĪem.

*

Marzeniem ĞciĊtej gáowy przy podróĪowaniu w poĞpiechu, jest kontemplacja. A do tego nie ma ona wrĊcz

sensu. ĩeby bowiem kontemplowaü, nie trzeba nigdzie wyruszaü, nie trzeba nawet opuszczaü, nie tyle

przysáowiowych, co wrĊcz dosáownych, czterech Ğcian. Poza tym podróĪowanie nie sprzyja

kontemplowaniu. Maáo tego, jest jego zaprzeczeniem. O spokoju mającym Ĩródáo w niepodróĪowaniu

mówią, przytoczone poniĪej, myĞli sformuáowane przez Rosjanina i ChiĔczyka. Pierwszą z nich, ojca

Germana, zakonnika z Wysp Soáowieckich, przytacza Mariusz Wilk w Odlocie dzikich gĊsi. Brzmi ona

nastĊpująco:

(...) czy nie szkoda trwoniü czasu na ciągáe wojaĪe, skoro moĪna wĊdrowaü po Ğwiecie, nie

wychodząc z celi? Zatrzymaj siĊ, (...), a zobaczysz, jak daleko dojdziesz...

[2]

ĩyjący wiele wieków wczeĞniej Lao Tsy [Laozi], w podobnej kwestii, w Drodze wypowiedziaá siĊ

oto tak:

MoĪesz poznaü Ğwiat,

Nie

wychodząc z domu,

MoĪesz ujrzeü swoją DrogĊ,

Wyglądając przez okno.

Im dalej pójdziesz,

Tym mniej bĊdziesz rozumiaá.

[3]

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

24

David Roberts, Posągi Memnona, akwarela, 1838 r.

Natáok wraĪeĔ nie sprzyja rozumieniu/zrozumieniu; wrĊcz mu szkodzi. Tymczasem Īądza wraĪeĔ,

wciąĪ nowych wraĪeĔ, jak wspomniaáem, dominuje wspóáczeĞnie. Stanowi po prostu imperatyw. Do tego,

po pewnym czasie, poszukiwane są wraĪenia jeszcze mocniejsze/intensywniejsze. Na te doznawane

dotychczas zostaáo siĊ bowiem uodpornionym. PodróĪowanie teĪ jest przykáadem poszukiwania wraĪeĔ.

A te, zgodnie z panującym stylem Īycia, wymagają równieĪ wzmacniania; jeĞli byáo siĊ w Egipcie (czytaj:

w Gizie i Dolinie Królów tudzieĪ Dolinie Królowych), to nastĊpne wakacje (maksymalnie – 2 tygodnie)

naleĪy spĊdziü na Seszelach.

*

Na moją negatywną opiniĊ co do podróĪy odbywanych do odlegáych zakątków Ziemi, obok natáoku

wraĪeĔ zlewających siĊ w nijaką caáoĞü, wpáyw ma, w tym samym stopniu, to, Īe ich celem są kraje/krainy

naleĪące do innych, obcych kultur. Innych i obcych dla, w tym wypadku, Europejczyka, czáowieka,

ogólnie rozumianego, Zachodu. BezcelowoĞü takich podróĪy zauwaĪaá Paweá Hertz, który w szkicu

O podróĪy tak napisaá na ten temat:

Nie wyobraĪam sobie, Īebym miaá ochotĊ pojechaü do Chin, Indii czy Japonii. MyĞlĊ, Īe to byáoby

daremne,

Īe nic siĊ z tego nie zrozumie. Europejczyk musiaáby poĞwiĊciü Īycie, aby poznaü religie, obyczaje,

zasadĊ etyczną tamtego Ğwiata, jego historiĊ i literaturĊ. Ja nie jestem ich ciekawy.

[4]

To fakt, Īe Hertz napisaá to z pozycji czáowieka przekonanego, Īe z owej innoĞci nic bądĨ niewiele

zrozumie, jak teĪ, wprost, stwierdzającego, Īe nie jest jej ciekawy. Podobnie jest ze mną. Tymczasem od

czáowieka wspóáczesnego oczekuje siĊ cháonnoĞci, tego, aby interesowaá siĊ, dosáownie, wszystkim. Rzecz

jasna taki jest ideaá. Ale jest on nagáaĞniany, reklamowany. Do tego nie sáychaü o Īadnej alternatywie

w tym wzglĊdzie. Rezultatem tego jest to, Īe ów ideaá jest przyswajany, w swych zaáoĪeniach, przez bardzo

wielu ludzi.
PobieĪne zaznajamianie siĊ z odrĊbną kulturą (dogáĊbne niezmiernie rzadko ma miejsce) np.

chiĔską, moĪe zaowocowaü uĪyciem, co najwyĪej, cytatów z pism jej przedstawicieli, aby zobrazowaü

gáoszony pogląd. A przykáadami takich wyimków moĪe byü ten przywoáany juĪ na stronach tego eseju,

z Lao–Tsy’ego [Laozi] jak teĪ taki oto:

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

25

Poezja/pieĞĔ jest wyrazem ludzkich dąĪeĔ.

Pochodzi ono z Wielkiej przedmowy do KsiĊgi pieĞni (dzieáo powstawaáo od XI do VI w. p.n.e.)

[5]

Za kaĪdym razem, w przypadku odlegáych kultur, zabraknie jednak wiedzy gruntownej,

przynajmniej w jakiejĞ jej dziedzinie. Takową posiadają bowiem bardzo nieliczni. Dla pozostaáych, jakĪe

licznych (w tym autora niniejszego tekstu), pozostają cytaty.

Ci którzy zachwycają siĊ tym, co oferują inne kultury, w pierwszym rzĊdzie stykają siĊ

z najbardziej spektakularnymi ich „wytworami” (gdyby z takowymi nie zetknĊli siĊ, najpewniej nie

mówiliby o zachwycie). A na kultury skáadają siĊ nie tylko wspaniaáe, wrĊcz genialne osiągniĊcia, ale i te

jak najbardziej przeciĊtne, zresztą zdecydowanie dominujące. Na gruntowne ich poznanie, na przyjrzenie

siĊ temu, co znajduje siĊ za wspaniaáą fasadą, decyduje siĊ jednak bardzo niewielu. Przy tym, zachwycając

siĊ, dla przykáadu, cytowaną w wielu antologiach i opracowaniach myĞlą chiĔskiego filozofa i poety

Czuang–Tsu [Zhuangzi] (zmará ok. 300 p.n.e.), najczĊĞciej nie wiedzą o poglądzie podobnym w swej

wymowie, a sformuáowanym przez niemieckiego poetĊ Ğredniowiecznego Waltera von der Vogelweide’a

(ok. 1170 – ok. 1230). OtóĪ Czuang–Tsu [Zhuangzi] Ğniá kiedyĞ, Īe jest motylem, a kiedy siĊ zbudziá, nie

wiedziaá, czy jest czáowiekiem, któremu Ğniáo siĊ, Īe byá motylem, czy teĪ motylem, któremu Ğni siĊ teraz,
Īe jest czáowiekiem.

Nie ukrywam – myĞl powyĪsza jest piĊkna, przy tym intrygująca, zagadkowa. Ale czymĞ

podobnym jest fragment wiersza von der Vogelweide’a, który brzmi tak:

Czy Īycie mi siĊ Ğniáo, czy byáo naprawdĊ?

To fakt, Īe ChiĔczyk swoje wątpliwoĞci sformuáowaá duĪo, duĪo wczeĞniej niĪ Niemiec swe

zapytanie. Lecz cóĪ z tego, skoro pierwszy nie miaá Īadnego wpáywu na drugiego. A ten drugi o pierwszym

nie sáyszaá (jest bardzo prawdopodobne, Īe przytoczone dotąd cytaty z dawnych tekstów chiĔskiej, miaáy

swoje odpowiedniki, co do przekazywanych w nich treĞci, w myĞli zachodniej).

Przykáadem zgrabnego, ale i trafnego cytatu, jest stwierdzenie wystĊpujące w kulturze chiĔskiej od

epoki Song (960–1279 n.e.):

Poezja to malarstwo pozbawione ksztaátów, malarstwo to poezja pozbawiona dĨwiĊku

[6]

Wiele

miesiĊcy po wykorzystaniu w niniejszym eseju tego wyimka, we wstĊpie do pewnej ksiąĪki,

natknąáem siĊ na nastĊpujący fragment:

Pierwszym, który scharakteryzowaá poezjĊ poprzez malarstwo i malarstwo poprzez poezjĊ byá

prawdopodobnie Simonides z Keos (V w. p.n.e.). I chociaĪ jego pisma nie zachowaáy siĊ, na podstawie

relacji

Plutarcha

wáaĞnie jemu przypisuje siĊ twierdzenie, Īe malarstwo to niema poezja, a poezja –

mówiące malarstwo

.

[7]

Tak

wiĊc jeĞli nawet nie w V w. p.n.e., kiedy Īyá wspomniany Simonides, to przynajmniej na

przeáomie I i II w. n.e., za Īycia Plutarcha, pogląd na temat przenikania siĊ poezji i malarstwa byá na

pewno znany. A są dowody na to, Īe i wczeĞniej. Dowodzi tego, chociaĪby, nastĊpujące porównanie

(zrobiáo niebywaáą „karierĊ”) uĪyte przez Horacego w LiĞcie do Pizonów (czas powstania: 23–20 p.n.e.):

„ut pictura poesis”, to znaczy: poemat – niczym obraz.

*


Czy aby nie jest tak, Īe jeĞli interesuje nas wszystko, to tak naprawdĊ nie interesuje nas nic?

Jestem

zdania,

Īe zamiast doznawaü podczas dalekich podróĪy mnóstwa wraĪeĔ, krótkotrwaáych

i tylko wraĪeĔ, nie dostarczających przy tym Īadnej gáĊbszej wiedzy, lepiej jest ten czas poĞwiĊciü

najbliĪszemu otoczeniu (najbliĪszemu w sensie dosáownym, jak teĪ temu odleglejszemu, ale naleĪącemu

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

26

do Ğwiata, który rozumiemy, przez co nam bliskiego). Na poznawanie go krok po kroku. TakĪe w tym

wypadku moĪemy doczekaü siĊ wielu wraĪeĔ, ale z racji poruszania siĊ w obrĊbie pewnej wspólnej

tradycji kulturowej, wiĊcej bĊdziemy w stanie zrozumieü. A owe wraĪenia – odnieĞü do konkretnych

treĞci, nadaü im teĪ ksztaáty. Z tym, Īe trzeba byü uwaĪnym i wykazywaü siĊ wyobraĨnią, jak teĪ wiedzą.

WyobraĨnia o tyle jest wskazana, Īe odbywając peregrynacje po bliĪszym Ğwiecie, nie ma siĊ do czynienia

z tak spektakularnymi, okrzyczanymi obiektami. A owa spektakularnoĞü i „okrzyczanoĞü” sprawia, Īe

recepcja takich obiektów jak np. piramidy egipskie, jest áatwiejsza niĪ, chociaĪby, ruin pozostaáych po

okazaáym paáacu gen. Ludwika Paca w Dowspudzie nad Rospudą. Ile bowiem napisano i ile przeciĊtny

czáowiek (nie tylko turysta) przeczytaá o tych pierwszych, a ile o tych drugich?

Ruiny paáacu w Dowspudzie, grafika nieznanego autora, 1867 r.

Na temat zwracania uwagi na to, co tylko pozornie jest nieistotne, bo niby opatrzone, wspomniaá,

w WĊdrowcu i jego cieniu Friedrich Nietzsche:

Musimy znowu staü siĊ dobrymi sąsiadami rzeczy najbliĪszych i nie odwracaü od [nich] wzroku tak

wzgardliwie, jak dotąd, by patrzeü na chmury nad nimi...

[8]

[

1] Wáadysáaw KopaliĔski, Sáownik wyrazów obcych i zwrotów obcojĊzycznych; Wiedza Powszechna, Warszawa

1988.
[2] Mariusz Wilk, Odlot dzikich gĊsi w: Lotem gĊsi (III czĊĞü Dziennika póánocnego; Oficyna Literacka Noir sur Blanc,

2012.
[3] Lao Tsy [Laozi], Droga; przeá. Michaá Fostowicz–Zahorski; RĊkodzielnia Arhat, Wrocáaw 1992.

[4] O podróĪy. Rozmowa z Januszem Majcherkiem i Markiem ZagaĔczykiem, w: Paweá Hertz, PatrzĊ siĊ inaczej;

Pavo, Warszawa 1994.

[5] Adina Zemanek, Wprowadzenie do Estetyki chiĔskiej. Antologia, red. Edyta Podolska–Frej; Universitas,

Kraków 2007.
[6] tamĪe.

[7] Seweryna Wysáouch, Ut pictura poesis – stara formuáa i nowe problemy, w: Ut pictura poesis, red. Piotr

Sitkiewicz; sáowo/obraz terytoria, GdaĔsk 2006.

[8] Friedrich Nietzsche, WĊdrowiec i jego cieĔ; przeá. Konrad Drzewiecki; Zielona Sowa, Kraków 2003.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

27

Tomasz M. Sobieraj KTO NIE WIERZY W DMUCHANE SàONIE?

Fenomen Jacka Dehnela

Na stronie internetowej wydawanego przez Narodowy Instytut Audiowizualny pisma kulturalnego
„Dwutygodnik.com” (nr 101/2013) znalazáem artykuá zatytuáowany „Ten potwór Jacek Dehnel” Grzegorza

Wysockiego. Zaczyna on tymi sáowami:

Jacek Dehnel to grafoman, hochsztapler i záodziej. Grafoman, bo pisze duĪo i Ĩle. Hochsztapler, bo

sprytnie oszukuje wszystkich swoich czytelników, chociaĪby wmawiając im, Īe jest utalentowany i ma coĞ do

powiedzenia.

Záodziej, bo kradnie, faászuje, kopiuje i podrabia, nie mówiąc niczego nowego, oryginalnego

i

juĪ tysiąc razy powiedzianego.

Tak z grubsza prezentowaáby siĊ biogram autora Saturna, gdyby jego sporządzenie powierzyü

niektórym naszym krytykom i innym reprezentantom Ğrodowiska literackiego. Epitety doĞü wiernie oddają

uczucia, jakie wzglĊdem niego Īywią, choü nie jest to, oczywiĞcie, wyliczenie kompletne i dáugo moĪna by je

kontynuowaü. Krytykowali Dehnela m.in. Piotr ĝliwiĔski (gáoĞny tekst „Dehnelizacja” w „Tygodniku

Powszechnym”), Igor Stokfiszewski („Polska poezja uników” w „Gazecie Wyborczej”), czy, caákiem

niedawno, Agata Pyzik, która na internetowych áamach „Krytyki Politycznej” podsumowaáa twórczoĞü

autora „Lali” sáowami: „wynurzenia Jacka Dehnela o jego cierpieniach »arystokraty«” (...)

Na liczne tekstowe wyprawy przeciwko Dehnelowi wyruszali takĪe máodzi poeci, JaĞ [sic! – T.S.]

Kapela

(„Dehnel

siĊ usuwa na bezpieczne pozycje eleganckiej dulszczyzny i Ğwiatáego ciemnogrodu”) czy

Tomasz

Puáka. Sáynny jest równieĪ obszerny esej Elizy Szybowicz (opublikowany w „Krytyce Politycznej”,

a

nastĊpnie przedrukowany w tomie „Polityka literatury”), w którym krytyczka miaáa Dehnelowi za záe

chociaĪby to, Īe chce on tylko, „Īeby byáo áadnie”, a zupeánie nie zajmuje siĊ naprawianiem Ğwiata i,

w

domyĞle, tworzeniem literatury zaangaĪowanej.

Jakby

tego

byáo maáo, Grzegorz Wysocki napisaá drugą czĊĞü artykuáu, gdzie cytuje Krzysztofa

Uniáowskiego, profesora Uniwersytetu ĝląskiego, cenionego literaturoznawcĊ i krytyka literackiego,

laureata nagrody im. Kazimierza Wyki. Profesor Uniáowski w numerze 1-2/2011 kwartalnika „FA-art.”

rozprawia siĊ z twórczoĞcią Jacka Dehnela, który „demonstruje nam swoje wáasne spóĨnienie”, „moĪe

jedynie fingowaü i symulowaü uprawianie sztuki”, „moĪe ją uprawiaü jedynie pod postacią faászerstwa”.

Krytyk dowodzi, Īe „pisarz-kopista” jest faászerzem, i Īe mamy w jego przypadku do czynienia

z „fabrykowaniem rodowodu, duchowej genealogii, kulturowego kapitaáu”, oraz Īe Saturn jest tak

naprawdĊ opowieĞcią o Dehnelu, który tworzy literaturĊ tylko udającą, Īe jest literaturą.

Jak

widaü, ataki na Jacka Dehnela przypuszczają krytycy wszystkich opcji politycznych i o róĪnych

poglądach na literaturĊ, co w sposób oczywisty wskazuje, Īe autor Ekranu kontrolnego nie jest obiektem

záoĞliwej nagonki jednego Ğrodowiska, i pozwala domniemywaü o zasadnoĞci stawianych mu zarzutów.

WáaĞciwie jedyną pozytywną cechą, jaką po lekturze cytowanych przez Wysockiego analiz moĪna

przypisaü literackim wyrobom Jacka Dehnela jest warsztatowa poprawnoĞü. Nie wyróĪnia go to jednak

spoĞród dziesiątków tysiĊcy dobrych uczniów. Z faktami siĊ nie dyskutuje, tylko je uznaje (dyskutowaü

moĪna o faktach, ale nie z nimi). ChylĊ wiĊc czoáo przed znawcami literatury, chciaábym jednak

przypomnieü, Īe Jacek Dehnel to autor 33-letni, a posiada juĪ dorobek wielokrotnie wiĊkszy, niĪ mieli

w jego wieku wybitni pisarze i poeci. ĩeby nie byü goáosáownym, przedstawiam maáe statystyczne

zestawienie:

Autor

KsiąĪki wydane

KsiąĪki wydane

do 33 roku Īycia

do 50 roku Īycia

Witkacy

0

5

Gombrowicz

2

3

Schulz

0

2

Miáosz

2

10

Herbert

2

6

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

28

Zagajewski

3

13

KapuĞciĔski

2

11

Sobieraj

0

5

Dehnel

14

31 (ostroĪna prognoza)

ħródáo: Literatura polska, przewodnik encyklopedyczny, PWN, 1984; Andrzej Franaszek Miáosz Biografia, Znak

2011; Jan BáoĔski Witkacy na zawsze, Wydawnictwo Literackie 2003; Jerzy Ficowski Regiony wielkiej herezji

i okolice, Fundacja Pogranicze, 2002; materiaáy wáasne; Biblioteka Narodowa; zasoby Internetu; dla J. Dehnela –

Wikipedia.

Równie blado przy Jacku Dehnelu wypadają poeci i pisarze amerykaĔscy.

Autor

KsiąĪki wydane

KsiąĪki wydane

do 33 roku Īycia

do 50 roku Īycia

Hemingway

3 5

Bellow

2 6

Malamud

0

3

Roth

2

12

McCarthy

1

4

Frost

0

4

Jeffers

2

11

Lowell

2

8

Ginsberg

1

11

ħródáo: The Literary Encyclopedia; Library of Congress; zasoby Internetu; Wikipedia (English).

To oczywiĞcie losowy wybór, jednak analiza bibliograficzna wykazaáa, Īe i pozostali pisarze z USA nie

mają siĊ czym pochwaliü. Podobne statystyczne zestawienia z ludĨmi pióra z Europy, Azji, obu Ameryk

a nawet z Afryki i Australii, w tym z noblistami, laureatami Pulitzera, Bookera, National Book Awards,
Neustadt i innych powaĪnych nagród, są dla nich równie niekorzystne – Dehnel to niekwestionowany
Ğwiatowy lider w produkcji literackiej!

W tak máodym wieku Jacek Dehnel ma juĪ tyle do powiedzenia!

A moĪe to jakiĞ nieopanowany stachanowski zew sprawia, Īe Dehnel wyrabia 800 procent normy

i pragnie zdobyü tytuá Wincentego Pstrowskiego polskiej literatury?

Po tych statystykach niektórzy przypomną sobie zapewne opowiadanie Sáawomira MroĪka SáoĔ,

w którym dyrekcja prowincjonalnego ogrodu zoologicznego z braku tego sympatycznego ssaka chce go
zastąpiü trzema tysiącami królików. OczywiĞcie króliki nie zastąpią sáonia, bo iloĞü nigdy nie przejdzie

w jakoĞü i nie zmieni tego Īadna propaganda. Jednak inwencja dyrektora zoo jako Īywo przypomina

inwencjĊ apostoáów i apologetów Dehnela – postanawia on wykonaü sáonia „sposobem gospodarczym”.

Czytamy w opowiadaniu: „MoĪemy wykonaü sáonia z gumy, w odpowiedniej wielkoĞci, napeániü go

powietrzem i wstawiü za ogrodzenie. Starannie pomalowany, nie bĊdzie siĊ odróĪniaá od prawdziwego,

nawet przy bliĪszych oglĊdzinach”.

Co byáo dalej? Nie bĊdĊ streszczaü opowiadania, ale niech wyjĊte z niego zdanie „Osáupiaáe maápy patrzyáy

w niebo” stanowi symboliczny obraz.

I my mamy dzisiaj w Polsce swojego dmuchanego sáonia literatury. Bo Jacek Dehnel to przecieĪ jednak

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

29

nie 3000 królików, tylko ten dmuchany sáoĔ z opowiadania MroĪka, i teĪ potrafi zaskoczyü – dowodem

niech bĊdą chociaĪby jego analizy Īycia seksualnego chrząszczy i drobiu (Máodszy ksiĊgowy), a nawet

prace z dziedziny kartografii (Kosmografia). Tego rodzaju renesansowy umysá pojawiá siĊ w Europie

ostatni raz w drugiej poáowie ubiegáego wieku – byá to Geniusz Karpat, którego dzieáa na wszelkie tematy

wypeániaáy ksiĊgarnie Rumunii, a táumaczono je na wiĊkszoĞü jĊzyków Ğwiata. Dlatego z radoĞcią

i nadzieją myĞlĊ, Īe tak wszechstronne i dynamicznie zmieniające siĊ zainteresowania Jacka Dehnela

bĊdą owocowaáy kolejnymi wybitnymi utworami, te zaĞ przyümią nie tylko dzieáa Nicolae Ceauúescu czy

Ojca Turkmenów Saparmurata Nijazowa, ale takĪe akademickie prace naukowe ze wszystkich dziedzin,

nie wyáączając budowy dróg i mostów, ekonometrii, seminizacji, a kto wie – moĪe nawet nauki

o gotowaniu i smaĪeniu.

A jakie byáy losy MroĪkowego dmuchanego sáonia i skutki caáej akcji? Odsyáam do opowiadania SáoĔ.

Andrzej Walter PAPULEON

Il n’y a que la vérité qui blesse

Rani

jedynie

prawda

Napoleon

Jedną z ciekawszych postaci minionego wieku byá austriacki filozof polityczny i historyk idei Erik

Maria Ritter von Kuehnelt-Leddihn. Rozkoszowaáem siĊ ostatnimi czasy lekturą ksiąĪki przywoáanego

filozofa pt. Demokracja – opium dla ludu, wydanej dwa lata temu przez Wydawnictwo Pawáa Toboáa-

Pertkiewicza Prohibita. ĩyjąc w czasach pozornej pewnoĞci uksztaátowanego áadu spoáecznego warto

zgáĊbiü prawdy zawarte w tej pozycji. Choü moĪna uwzglĊdniü sáowa Slavoja ĩiĪka, Īe „prawda z definicji

jest jednostronna”. Jednak opis pewnych mechanizmów rządzących demokracją oraz Ğwiatem, w jakim

aktualnie Īyjemy, jest wstrząsający.

Ukuáo siĊ okreĞlenie, Īe dotarliĞmy do koĔca historii, a ustrój demokratyczny jest szczytowym

osiągniĊciem wspóáczesnego czáowieka. Zatem nic nam juĪ nie grozi. Przed nami tylko dolce vita i wizje

dobrobytu. Skąd jednak wkoáo tyle sytuacji i spraw zakáócających te stany ogólnej szczĊĞliwoĞci

najlepszego z systemów? Skąd ludzki niepokój o przyszáoĞü i stawiane pytania, czy rzeczywiĞcie jest

i bĊdzie tak dobrze?

Skąd tak gigantyczny brak wyobraĨni? Z niewiedzy. Z ignoranctwa. Z gnuĞnoĞci i ociĊĪaáoĞci

intelektualnej. Z braku samodzielnych poszukiwaĔ spoáeczeĔstwa, które zadowala siĊ bierną telewizyjną

bądĨ sieciową rozrywką. SpoáeczeĔstwo to wierzy w kaĪdy rodzaj káamstw i manipulacji, byle tylko

atrakcyjnie podanych i fachowo dosolonych pseudonaukowymi odniesieniami. Tak dzieje siĊ

z bredniami: o ociepleniu klimatu, o jednolitoĞci páci, o równoĞci, o … Tak moglibyĞmy dáugo wyliczaü

i tworzyü caáą listĊ spraw obecnie propagowanych masowo i medialnie. Do tego dochodzi jeszcze inny

aspekt widzenia. OtóĪ (cytat ze sáowa wstĊpnego) „nie ma takiej bzdury, w którą nie byáby gotowy

uwierzyü wspóáczesny czáowiek, o ile dziĊki temu uniknie wiary w Chrystusa”.

Tak, Szanowni Czytelnicy, wáaĞnie jest, i tylko fundujemy sobie efekt áagodząco – znieczulający

brnąc w teorie, w które chcemy samoistnie uwierzyü, gdyĪ tak nam wygodnie. Póki co – jest dobrze. Nic

strasznego siĊ jeszcze nie wydarzyáo.

Warto przybliĪyü sylwetkĊ autora Demokracji – opium dla ludu – Erika MariĊ Ritter von Kuehnelt-

Leddihn (o autorze ciekawie pisze Tomasz GabiĞ w zakoĔczeniu ksiąĪki). To czáowiek wielu wyjątkowych

zdolnoĞci i ogromnej wiedzy. Mówiá páynnie oĞmioma jĊzykami, znaá biernie i potrafiá siĊ porozumieü

jeszcze w jedenastu innych (miĊdzy innymi w: japoĔskim, wĊgierskim, hebrajskim i polskim). Jego

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

30

ksiąĪki, eseje i artykuáy ukazaáy siĊ w 26 krajach Ğwiata w 15 jĊzykach. Problem z autorem byá jeden.

Byá zadeklarowanym – jak sam okreĞlaá – „skrajnie prawicowym katolickim liberaáem” w stylu A. de

Tocqueuville’a czy lorda Actona. JeĞli jednak naáoĪymy jego wiedzĊ oraz erudycjĊ na okres, w którym Īyá

i pracowaá, a przede wszystkim widziaá, doĞwiadczaá i przeĪywaá Ğwiat, to otrzymamy interesujący kadr

spojrzenia na zagadnienia stojące przed nami wáaĞnie dziĞ. Wydaje nam siĊ, Īe demokracja jest

najlepszym rozwiązaniem? Przeanalizujmy punkt widzenia autora. To wielce pouczająca lektura.

Kuehnelt-Leddihn jako surowy krytyk wszelkich totalitaryzmów musiaá do zakoĔczenia wojny

przebywaü na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Nie przeszkodziáo mu to w wizycie w Hiszpanii

podczas wojny domowej. Po II wojnie Ğwiatowej osiadá na staáe w Austrii, byá korespondentem

w Moskwie, wykáadaá na uczelniach Wielkiej Brytanii i USA, a nawet odwiedziá Wietnam w czasie trwania

wojny z USA. Czáowiek nadaktywny, a jednoczeĞnie bezkompromisowo antyegalitarny. W naszych

czasach ujednolicania antropologicznego takie doĞwiadczenia mogą stanowiü Ĩródáo innej perspektywy

spojrzenia. Sáowem, ten autor to fascynująca postaü.

Kuehnelt-Leddihn nie nazywaá siebie „konserwatystą”, bo, jak twierdziá, musiaáby wówczas

konserwowaü np. demokracjĊ pochodzącą wszak ze staroĪytnoĞci, a tego jako krytyk demokracji

i monarchista czyniü nie mógá. Zwracaá teĪ uwagĊ na to, Īe KoĞcióá katolicki nie jest konserwatywny, gdyĪ

tak

jak

Īywe drzewo ma trwaáe korzenie, zawsze ten sam pieĔ i stoi w tym samym miejscu, ale roĞnie

i zmienia koronĊ. Jako Miles Christianus i wierny Tradycji homo catholicus uwaĪaá, Īe potrzebna jest

ofensywna obrona wartoĞci chrzeĞcijaĔskich, bowiem cywilizacja europejska jest niemoĪliwa bez KoĞcioáa

i

chrzeĞcijaĔstwa. ChrzeĞcijaĔstwo z jego koncepcją czáowieka jako Imago Dei, czáowieka-osoby i czáowieka-

twórcy stanowi wedle Kuehnelt-Leddihna podwalinĊ wolnoĞci i jedyny skuteczny Ğrodek dla jej zachowania.

Pisząc o sprawach KoĞcioáa i religii nigdy nie omieszkaá scháostaü biczem drwiny „lewicowo-

liberalnych” katolików, do których Īywiá szczególnie mocną niechĊü i których uwaĪaá za typowych

przedstawicieli

dominującego w polityce i kulturze gatunku zwanego przezeĔ „papuleonem”, czyli

krzyĪówki papugi i kameleona. Kuehnelt-Leddihn uwaĪaá, Īe jakakolwiek „wyzwoleĔcza teologia” nie

znajduje

Īadnego oparcia w Nowym Testamencie, który jest raczej przesáaniem nierównoĞci: sáowo „isotes”

(równoĞü) nie wystĊpuje w Nowym Testamencie, natomiast sáowo „eleutheria” (wolnoĞü) znajdziemy w nim

wielokrotnie.

Zwyká mawiaü, Īe nie ma równoĞci ani w Niebie, ani w CzyĞücu, a jedynie w Piekle, czyli

tam, gdzie jest jej wáaĞciwe miejsce.

My natomiast, mamy dziĞ wszechobecną propagandĊ równoĞci, której nie powstydziáyby siĊ

sprawdzone wzorce nazistowsko-komunistyczne, jeĪeli wolno mi tak perwersyjnie zmieszaü owe pozornie

róĪne prądy. System, w który Īyje nam siĊ miáo i spokojnie, to nie demokracja. To liberalna demokracja,

a to – zasadnicza róĪnica. Splot czynników i elementów liberalizmu oraz demokracji powoduje, Īe Īaden

z tych systemów nie jest prawdziwie sobą. Mamy przed oczami specyficzną efemerydĊ, a jeĞli gáĊbiej

przeanalizujemy owe elementy i skonfrontujemy z tym, co widzimy, i z tym, czego doĞwiadczamy, ukaĪe

nam siĊ przed oczami nasz Ğwiat w caáej swojej jaskrawoĞci. Ten Ğwiat nie jest w stanie poradziü sobie

z problemami i wyzwaniami wspóáczesnoĞci. Ziemia siĊ kurczy, wiedza coraz bardziej komplikuje, a wielu

ludzi, coraz bardziej ciekawych, poszukuje zamglonych prawd zadając coraz wiĊcej pytaĔ, na których po

prostu brakuje odpowiedzi. Demokracja takich odpowiedzi nie zna.

Najbardziej

palącym problemem naszych czasów jest ratowanie wolnoĞci, byĞmy nie doczekali

chwili, gdy liberalną demokracjĊ zastąpi totalna tyrania.

W demokracji liberalnej wystĊpuje nieuchronna sprzecznoĞü miĊdzy wolnoĞcią a równoĞcią, które

wykluczają siĊ wzajemnie, bowiem moĪemy byü albo wolni, albo równi.

Natura nie zna równoĞci ani identycznoĞci. Wszystko, co identyczne, jest takĪe równe, ale nie

odwrotnie.

Chcąc zaprowadziü równoĞü, trzeba uĪyü siáy. Gdyby wszyscy ludzie mieli byü równi pod

wzglĊdem intelektualnym, wszystkich gáupich, leniwych trzeba by zmusiü do wysiáku umysáowego,

a

mądrych na siáĊ ogáupiü.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

31

Wnioski z przywoáanych wyĪej cytatów – podanych w sposób naprawdĊ prosty – nasuwają siĊ

same. Ludzie nie są identyczni. Nie byli i nie bĊdą. Nawet bliĨniĊta jednojajowe są odmienne.

SprawiedliwoĞü nie oznacza wiĊc równoĞci. W naszym Ğwiecie jednak coraz czĊĞciej szafuje siĊ hasáem

„dyskryminacji”. I tym sposobem popadamy w dziwne, nowe ideologie, nowe rozwiązania, w których

nawet mniejszoĞü narzuca wiĊkszoĞci swój punkt widzenia.

Franz Grillparzer (austriacki dramatopisarz 1791-1872) wyjaĞniá, Īe w pewnych krajach wierzy siĊ

wprawdzie,

Īe trzy osáy wydają jednego mądrego czáowieka, ale wiele osáów in concreto tworzy jednego

osáa in abstracto i jest to zwierzĊ straszliwe.

Zostajemy zatem ujednolicani i sprowadzani do jednego, wspólnego, demokratycznego

mianownika. Nasz Ğwiat deformuje wolne myĞlenie i zamyka usta niepokornym. Nie zamyka

niepokornych, tylko oĞmiesza ich poglądy, albo lepiej by zabrzmiaáo – wyĞmiewa, gdyĪ oĞmieszyü bez

logicznego uzasadnienia nie jest w stanie. Efekt jest jednak taki sam. Pogląd niepopularny chowany jest

pod dywan. A owo oĞmieszanie-wyĞmiewanie powielane jest powszechnie oraz polewane sosem

karkoáomnych pseudoargumentów. Istota dziaáaĔ zmierza w kierunku sterowania ludzkimi emocjami.

Powierzchnia pokazana publicznie lĞni czysto i piĊknie. W gáĊbi zieje pustka – intelektualna, moralna,

humanitarna.

Niewiedza wyborców nie jest wcale wiĊksza od niewiedzy wybranych. Sporządzenie rocznego

budĪetu Parlamentu Europejskiego owocuje tomiszczem obejmującym ponad 2000 stron. Pierwsze

pytanie: Kto to w ogóle czyta? Drugie pytanie: Kto mógáby fachowo oceniü ów budĪet? Odpowiedzi nie ma,

ale

przecieĪ zawsze siĊ nad nimi gáosuje! Czy demokracja w ogóle jest jeszcze aktualna? A moĪe jest czymĞ,

co

najproĞciej nazwaü komedią?

Nie wiem, dokąd zmierzamy. RozwaĪania autora nie pozostawiają wątpliwoĞci. BĊdzie to tyrania.

Proces ten potrwa jeszcze jakiĞ czas, ale na wáasne oczy widzimy, jak element po elemencie demontuje siĊ

stary Ğwiat, zastĊpując go nowym. Pomysáy są coraz bardziej dziwne, wyrafinowane, szokujące. Tyrania

pojawi siĊ usankcjonowana prawnie – w drodze demokratycznego wyboru. Sami na nią zagáosujemy

uprzednio przekonani, Īe tak bĊdzie najlepiej. Taka to perspektywa. Maáo pociągająca.

W latach trzydziestych minionego wieku do wáadzy doszedá Adolf Hitler. Zostaá wybrany w peáni

demokratycznie. Byá czas, Īe Komitet Noblowski rozwaĪaá powaĪnie kandydaturĊ Kanclerza Rzeszy do

pokojowej Nagrody Nobla. Gdyby taka „pomyáka” nastąpiáa, a naprawdĊ niewiele brakowaáo, nie

mielibyĞmy dziĞ Nagrody Nobla. Ale spokojnie. Fundusze pewnie przeszáyby pod inne auspicje i nazwy,

a Ğwiat krĊciáby siĊ dalej. Demokratycznie. Hitler – nota bene – uwaĪaá siĊ za arcydemokratĊ. Korea

Póánocna nadal jest republiką ludowo-demokratyczną, a wiĊkszoĞü partii politycznych, w nazwie bądĨ

w programie, szafuje tym hasáem na prawo i lewo. Cieszmy siĊ zatem demokratycznie i nieĞwiadomie

chwilami, w jakich przyszáo nam Īyü, ale – Ğmiem prosiü – nie porzucajmy myĞlenia i poszukiwaĔ. Nie

porzucajmy analiz historii, tradycji oraz idei. Kiedy zneutralizuje siĊ ostatniego wątpiącego, moĪemy

obudziü siĊ w Nowym Wspaniaáym ĝwiecie. W Ğwiecie bez klamek i drzwi. Opis ewolucji demokracji do

tyranii, który moĪemy znaleĨü u Platona w jego PaĔstwie (ksiĊga 8 i 9), czyta siĊ jak historiĊ Niemiec

u schyáku Republiki Weimarskiej.

NiezaleĪne myĞlenie nie boli. Otwiera nowe horyzonty. Struktury, które znamy, nigdy nie są i nie muszą

byü idealne. ĝwiat, w którym Īyjemy, ciągle usiáuje nam coĞ sprzedaü. Idąc tym tropem wyczytaáem

gdzieĞ, Īe „przedstawiciele ubezpieczeĔ – sprzedają ubezpieczenia; przedstawiciele branĪy

samochodowej – sprzedają samochody, przedstawiciele ludu – sprzedają … lud”.

Lud jednak zawsze moĪe przemówiü wáasnym gáosem.

JeĞli tylko bĊdzie miaá jeszcze coĞ do powiedzenia …

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

32

Lech M. Jakób WIERSZ

O wierszu teraz mowa. O jakim? O wierszu biaáym, karmelkowym, aliteracyjnym, melicznym,

stychicznym moĪe? Lub nieregularnym? Sylabotonicznym? Albo teĪ zdaniowym? Gradem podobnych

pytaĔ uderzyáby dociekliwy literaturoznawca. By potem duĪo powiedzieü miĊdzy innymi o rozmaitoĞci

systemów wersyfikacyjnych, intonacji, znaczeniu przerzutni, zasadach regresywnoĞci uporządkowania

akcentowego i Bóg wie o czym mądrym jeszcze.

Gdy tymczasem ja tu tylko parĊ sáów o wierszu jako takim. O zjawisku wiersza. O cudzie

poetyckiego sáowa – bez naukowych szkieá. Czym w ogóle jest i jak go naleĪy pisaü, to jest tworzyü.

Co najistotniejsze.

Oczywistym wydaje siĊ, Īe ilu poetów, tyle recept poznamy. Lecz z chĊcią wysáuchiwane bywają gáosy

twórców znaczących. Do takich niewątpliwie naleĪy Jan Twardowski. Wybraáem jego wypowiedĨ, gdyĪ

zawiera – niby w piguáce – waĪne spostrzeĪenia.

Zatem co radzi Jan Twardowski? Powiada:

NajwaĪniejsza rzecz, aby mówiü wáasnym jĊzykiem, nie udawaü nowoczesnego, nie naĞladowaü.

Pisaü tak, jakby siĊ mówiáo do kogoĞ bliskiego, by podzieliü siĊ z nim swoim zachwytem, wzruszeniem,

zdziwieniem.

Dobre wiersze muszą byü poszukiwaniem tajemnicy, posáugiwaü siĊ jĊzykiem niedomówieĔ, unikaü

patosu, z nutą humoru.*

Mamy tu ukryty apel o powĞciągliwoĞü w szastaniu sáowem. O zwracanie uwagi na puáapki

koturnowoĞci i za wysokiego „c”. Znalazá siĊ takĪe postulat mówienia od siebie, nie gáosem

zapoĪyczonym. Wreszcie widaü znaczenie dystansu wobec ego (wentyl humoru).

Bo w rzeczy samej, nie jest waĪne jaką formĊ wiersza obierzemy (tĊ podszepnie nam intuicja),

maáo istotnym siĊ wydaje sposób doboru sáów (byle ĞwieĪe, niewytarte), warsztat (doszlifuje z czasem) –

waĪne jedynie, by poddaü siĊ refleksji i dopuĞciü do siebie woáanie ze Ğrodka. Z Twojego wnĊtrza. GdyĪ

tam wszystko siĊ odbywa – w Twojej gáowie i w Twoim sercu – nie na zewnątrz. Na zewnątrz jedynie

zgieák. A bez koniecznego wyciszenia niczego nie dowiesz siĊ ani o Ğwiecie, ani o Twoim ja.

Warto by jeszcze dodaü: poznanie! Prawdziwy poeta, terminator poezji, winien znaü, co przed

nim w poezji byáo. Jak wiersze tworzono. Po cóĪ na przykáad wywaĪaü juĪ dawno otwarte drzwi. Czyli

lektury. WejĞcie w Ğwiaty poprzedników.

Powie ktoĞ: no dobrze, juĪ wiem. Ale nadal czujĊ siĊ niepewnie. Czytam. DuĪo czytam, duĪo

myĞlĊ, piszĊ, cyzelujĊ... Jednak po czym poznaü, Īe ten wiersz jest t y m w i e r s z e m?

Fakt, powyĪsza wiedza to nie wszystko. CóĪ z tej wiedzy, skoro na przykáad talentu brak?

PrzecieĪ miĊdzy chĊcią bycia poetą, a byciem poetą jest zasadnicza róĪnica. GáĊboki dóá. Podobnie jak

miĊdzy tekstem, który wiersz udaje, a wierszem prawdziwym.

I tu zaczynamy ocieraü siĊ o nieodgadnione. To juĪ wyĪsza szkoáa jazdy. Szkoáa jazdy duchowej

i emocjonalnej. A rozum tam nie siĊga.

Wkraczasz teraz poeto na pole minowe.
Tu nikt niczego Ci nie zagwarantuje. Nikt niczego nie obieca. Nikt niczego za Ciebie nie zrobi,

ani za Ciebie nie przeĪyje.

Tylko Ty, Ty jeden o sobie wiesz, o sobie stanowisz.
Twoją Biblią na drodze wiersza staje siĊ Twój niepodrabialny, niepowtarzalny Duch.

Na te uáamki sekund stajesz siĊ demiurgiem. Ty powoáujesz do istnienia nowy byt. Bo wiersz,

kaĪdy prawdziwy wiersz, jest nowym bytem, odrĊbnym Ğwiatem. Bo kaĪdy wiersz, niechby kwadratowy,

zósemkowany, lunatyczny lub chromy, jest koroną literackiego stworzenia.

Jednak tworząc Ğwiat, za ten Ğwiat jednoczeĞnie bierzesz odpowiedzialnoĞü. To jest niezbywalny

przywilej, ale i obowiązek kaĪdego (s)twórcy.

OczywiĞcie, masz prawo odczuwaü lĊk, nawet ból. Ale powinieneĞ teĪ w takiej sytuacji

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

33

doĞwiadczaü radoĞci. Bo tworzenie jest radoĞcią z pogranicza sacrum. Jak u kamieniarza artysty,

któremu omdlewają rĊce od kucia, ale jednoczeĞnie jego dusza Ğpiewa.

I w tym momencie, w takim momencie, autopytania i wątpliwoĞci znikają. ZnalazáeĞ drogĊ.

Nie musisz nic wymyĞlaü, rozumowo komplikowaü. GdyĪ za rĊkĊ nie Ty, lecz wiersz Ciebie poprowadzi.

I juĪ w domu wiersza jesteĞ.

* Jan Twardowski àaską zdumiony. Moje szczĊĞliwe wspomnienia, PAX, Warszawa 2002.

Felieton pochodzi z przygotowywanej do druku ksiąĪki Poradnik grafomana, która wkrótce ukaĪe siĊ nakáadem

Wydawnictwa FORMA.

Janusz Najder, Tomasz M. Sobieraj POEZJA, ETYKA I... POLITYKA

(…)
J.N. Jak rozumiesz pojĊcie ducha, duchowoĞci?

T.S. UwaĪam, Īe ludzie, w tym wiĊc i artyĞci, dzielą siĊ na tych, którzy wyznają Ğwiatopogląd

materialistyczny, zatem dla nich duch i duchowoĞü nie istnieją, bo oni pochodzą od maápy, oraz na tych,

którzy są boskim dzieáem, elementem jakiegoĞ celowego planu.

J.N. I...?
T.S. Ci pochodzący od maápy produkują sztukĊ pozbawioną ducha, cyrkową, postmodernistyczną,

prowokującą, chwilową, bez wartoĞci etycznych. Ci drudzy – przeciwnie. Ja gáĊboko wierzĊ

w nieprzypadkowoĞü swojego istnienia i w jego sens.

J.N. Punkt widzenia, jak na dzisiejsze czasy, doĞü rewolucyjny. Czyli artysta pochodzący od maápy nie

moĪe stworzyü waĪnego dzieáa?

T.S. MoĪe, jeĞli w dziele pojawią siĊ jednoczeĞnie wartoĞci estetyczne, etyczne i intelektualne, ale to

rzadki przypadek; niektóre osiągniĊcia radzieckiego konstruktywizmu mogą byü tutaj przykáadem.

Niemniej ubóstwo duchowe twórcy narzuca dzieáu niedoskonaáoĞü, jakiĞ istotny brak. Bez ducha mogą

powstaü rzeczy moĪe waĪne w historii sztuki, ale nigdy wielkie dla czáowieka.

J.N. Ale zgodzisz siĊ, Īe sama bogata duchowoĞü czy nawet religijnoĞü to teĪ za maáo, by powstaáy rzeczy

w sztuce waĪne czy wielkie.

T.S. OczywiĞcie. NiezbĊdna jest ĞwiadomoĞü twórcza, warsztat, wiedza i to, co najtrudniej zdefiniowaü,

czyli talent.
(…)
J.N. (…) Wydaje mi siĊ, Īe za mocno angaĪujesz siĊ politycznie, byáoby szkoda, gdybyĞ skoĔczyá jak

Wojciech Wencel.
T.S. Czyli jak?
J.N. ZamkniĊty w czterech Ğcianach katedry, trawiony polityczną gorączką, która odsuwa go od sztuki,
Ğwietnej poezji, jaką uprawiaá.

T.S. Raczej mi to nie grozi. Wencel jest poetą i publicystą gáĊboko religijnym i politycznym, o tak

zwanych prawicowych poglądach, jest zaangaĪowany i jednoznaczny – ja nie. Moje poglądy religijne

i polityczne nie kierują moją sztuką, co najwyĪej niekiedy znajdują w niej wyraz, do tego są eklektyczne,

czy jak wolisz synkretyczne, i wáaĞciwie z nikim nie jest mi po drodze.

J.N. Dlatego nikt ciĊ nie poprze. Ani koĞcióá czy narodowcy, ani „lud gazetowyborczy”. JesteĞ niczyj.

JesteĞ skazany na samotnoĞü.

T.S. Trudno.
J.N. NaprawdĊ nie stoisz po niczyjej stronie?

T.S. Zawsze stojĊ po stronie atakowanych, uciskanych, pognĊbionych i cichych.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

34

J.N. Ale kiedy uciskany i cichy dostanie wáadzĊ i broĔ, sam moĪe staü siĊ uciskającym. Tak zresztą

zwykle bywa.
T.S. Wtedy juĪ nie bĊdĊ po jego stronie.

J.N. No dobrze. To, co powiedzieliĞmy dotychczas, to byá wstĊp, rozgrzewka przed dáugą rozmową

o poezji, etyce i polityce. Zacznijmy od podstaw. Co to jest poezja?
T.S. A co to jest czas? Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na niektóre pytania. Oba te zjawiska mają

naturĊ wzglĊdną. W Nie-Boskiej komedii Poezja odsáania Henrykowi swoje ciaáo – gnijące zwáoki.

Ta sugestywna i profetyczna wtedy wizja dzisiaj siĊ speánia dziĊki staraniu czĊĞci krytyków i poetów.

Wedáug Stachury „wszystko jest poezją a najmniej jest nią napisany wiersz” i niekiedy podpisaábym siĊ

pod tym zdaniem. Nieakademickie próby definicji poezji są subiektywne.

J.N. Ale mnie wáaĞnie interesuje twoja subiektywna i krótka definicja poezji, tu i teraz. Jak by ona

brzmiaáa?

T.S. ĩe poezja to poszukiwanie mądroĞci. Próba ujĊcia istoty bytu w sposób zwiĊzáy i sugestywny,

dziaáający na wyobraĨniĊ, przywoáujący marzenia.

J.N. Rozumiem, Īe taka definicja ĞciĞle okreĞla twój pogląd na to, co jest poezją a co nią nie jest?

T.S. W duĪym stopniu odzwierciedla, ale nie w sposób wyczerpujący.

(…)
J.N. A jak powstaje wiersz?
T.S. Nie wiem, jak to jest u innych, ale mnie najczĊĞciej wpada do gáowy jakaĞ myĞl, fraza – to szkielet

konstrukcji, który pokrywam materią sáowa. Innym razem pracujĊ jak z blokiem marmuru – usuwam

rzeczy zbĊdne.

J.N. KiedyĞ powiedziaáeĞ, Īe inspiruje ciĊ biaáa kartka papieru.

T.S. Bo bywa tak, Īe mam tylko odlegáą wizjĊ, niejasną ideĊ wiersza – wtedy siedzĊ nad czystą kartką

papieru i czekam na pierwsze zdanie; gdy ono siĊ pojawi, caáa reszta idzie áatwo. NajwaĪniejsze w tym

sposobie pracy jest wáaĞnie to pierwsze zdanie, jądro kondensacji, jak siĊ nazywa drobinĊ, wokóá której

tworzy siĊ w atmosferze kropla wody. Ale wszystkie wiersze po napisaniu zostawiam na rok, dwa, czasem

na dáuĪej, by dojrzaáy. JeĞli po tym czasie nie wymagają poprawek, pokazujĊ najsurowszemu krytykowi,

i to prawdziwemu, czyli mojej Īonie. Rzeczy sáabsze wĊdrują do archiwum, lepsze do druku.

J.N. A co z poetyckim natchnieniem, wierszami pisanymi w furor poeticus?
T.S. I takie bywają. WiĊksza czĊĞü wspomnianego przez ciebie zbioru WĞciekli ludzie powstaáa w ten

wáaĞnie sposób. W Grze i Wojnie Kwiatów teĪ są takie utwory.

J.N. Wszystkie wiersze odkáadasz „do skrzyni na dziewiĊü lat” jak nakazywaá Horacy?

T.S. Wszystkie, tylko nie na tak dáugo. KaĪdy utwór musi byü sprawdzony przez czas i poddany kontroli

rozumu.
J.N. Mam wraĪenie, graniczące z pewnoĞcią, Īe wiĊkszoĞü piszących nie poddaje swoich tekstów

„kontroli filozoficznej”, o której pisaá twój ulubiony Kawafis, i puszcza w Ğwiat utwory, nazwijmy to

eufemistycznie, niedorobione.
T.S. Ale jeĞli robi tak poeta uznany, to siĊ takiego kalekiego wiersza nie dostrzega albo – co czĊstsze –

uwaĪa siĊ go za dowód inwencji i oryginalnoĞci, za przykáad nadawania nowych sensów i znaczeĔ,

mówi siĊ o semantycznych przeksztaáceniach, doĞwiadczeniach liminalnych, organizacji poetyckiego

uniwersum, wizyjnoĞci, formuáowaniu nowych kodów albo metajĊzyków itd., a jeĞli poeta jest nieznany,

kwituje siĊ wiersz krótkim stwierdzeniem, Īe jest grafomanem i nie umie pisaü. Tylko Īe kiedy opadną

opary absurdu i nikt nie bĊdzie pamiĊtaá bredni krytyków, jakiĞ obdarzony dociekliwym umysáem

czytelnik moĪe siĊgnąü po tomik tego uznanego i wychwalanego poety i wtedy bez trudu wyáowi

niedociągniĊcia, naiwnoĞci, báĊdy, ĞmiesznoĞci oraz zwykáy beákot, po czym zada sobie pytanie „dlaczego

X wielkim poetą byá?” i zdumiony pomyĞli „ja teĪ tak umiem pisaü”.

J.N. Tak, ale wielu uznanych poetów pisze niemal codziennie, publikuje rzeczy sáabe, niesprawdzone.

T.S. To grafomania, czyli pisanina wynikająca z potrzeby potwierdzenia swojego istnienia, uczestnictwa

w targowisku próĪnoĞci, i nie ma ona nic wspólnego z twórczoĞcią istotną. A uznany poeta to nie znaczy

dobry, chociaĪ tak byü powinno. Publikowanie plew to grzech ciĊĪki. Poeta, czy szerzej – pisarz, nawet

jeĞli wszyscy dokoáa mu schlebiają, powinien ujarzmiü próĪnoĞü i zacząü myĞleü, podchodziü bardzo

krytycznie do swojej pracy, bo kiedy po latach zabraknie wsparcia tanich apologetów, lizusów

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

35

i koleĪeĔskich ukáadów, stanie siĊ Ğmieszny. Od gáupszych i klakierów niczego siĊ nie moĪna nauczyü.

J.N. No wáaĞnie... ale jeĞli przyjąü, Īe istnieje coĞ, co moĪna by nazwaü charakterem narodowym, to

widaü, Īe Polacy mądrzejszych nie lubią. Z kolei samokrytycyzm to w ogóle cecha kultur wyĪszych, tutaj

raczej niespotykana. U nas za to chĊtnie poklepuje siĊ po plecach siedząc nad butelką wódki, zazdroĞci siĊ

i páacze, obgaduje tych, których nie ma, nagradza tych, których trzeba, i niejeden karzeá wzrasta tutaj

w przekonaniu, Īe jest wielki. Nigdzie chyba na Ğwiecie nie ma tylu nieudaczników osiągających sukces

dziĊki koneksjom i pochodzeniu.

T.S. Taki los. Co robiü. Gigantyczne karáy to widocznie nasze dobro narodowe, podobnie jak kiszone

ogórki i bigos. Inni za to mają trzĊsienia ziemi, szaraĔczĊ, AIDS.

J.N. Z szaraĔczą moĪna walczyü.

T.S. Z AIDS teĪ, z kolesiostwem i nepotyzmem trudniej, ale wiĊkszym nieszczĊĞciem tego kraju jest to, Īe

nie ma tutaj wáaĞciwej dla Zachodu tradycji dyskusji, rzeczowej rozmowy, wymiany poglądów; obce jest

tu równieĪ chiĔskie zastanowienie, refleksja, uczenie siĊ i logika; nawet staroĪytna i dalekowschodnia

relacja mistrz-uczeĔ w naszej kulturze jest zjawiskiem rzadko spotykanym. Mamy za to cháopsko-

szlacheckie walenie piĊĞcią w stóá i tĊpy upór, pogardĊ dla rozumu, wiedzy i faktów, relatywizm w Īyciu

publicznym i prywatnym, obskurantyzm, nietolerancjĊ, uwielbienie pozornoĞci – áadnie to skomentowaá

Witkacy: „Pozorni ludzie, pozorna praca, pozorny kraj...”
J.N. Do tego dochodzi sáuĪalczoĞü, lenistwo i ta zdumiewająca wrogoĞü wobec lepszych od siebie.

T.S. Niestety. Pisali o tym wszystkim, co powiedzieliĞmy, poeci juĪ w XVI i XVII wieku, chociaĪby

Sebastian Klonowic, Wacáaw Potocki czy najbardziej chyba dosadny, intelektualny, ale teĪ spoáecznie

zaangaĪowany Krzysztof OpaliĔski. Ich krytyka nie odniosáa skutku, bo rozumne gáosy zawsze byáy tu

zagáuszane maápim wrzaskiem. Dlatego jesteĞmy zaĞciankiem, byliĞmy nim i najpewniej bĊdziemy.

J.N. Nie przesadzaj. MieliĞmy KonstytucjĊ 3 maja, KEN...

T.S. Tylko trochĊ za póĨno... Ale skoro juĪ analizujemy polski charakter, to widaü teĪ u nas skáonnoĞü do

imitowania zachodniej cywilizacji, co gorsza, tylko jej najmniej wartoĞciowych przejawów. Do tego

dochodzi intelektualny nomadyzm, którym to pojĊciem okreĞlam niezdolnoĞü do budowy trwaáych

wartoĞci i mentalną powierzchownoĞü. Wszystko to ma swoje niekorzystne skutki w kulturze, jak

chociaĪby jej dzisiejsza wulgaryzacja, zacieranie toĪsamoĞci, pseudointelektualizm czy degeneracja

jĊzyka.

J.N. Pojawiaáy siĊ jednak w polskiej kulturze zjawiska oryginalne i nadzwyczajne, wielowymiarowe,
Ğwiatowej najwyĪszej klasy, np. Witkacy. W dramacie, wedáug mnie, byá to Sáowacki...

T.S. Obaj za Īycia nie byli traktowani powaĪnie przez tak zwane Ğrodowisko. Witkacy to wszechstronny

geniusz, który byá i jest w Polsce niedoceniany, bo odwoáuje siĊ do rzeczy tutaj obcych: prawdy, logiki,

rozumu, wiedzy, metafizyki i zasad; do tego nie ulegaá modom, co u nas dyskwalifikuje czáowieka,

a szczególnie artystĊ. Z kolei Sáowacki – dáugo zapomniany, a dzisiaj i tak w cieniu, bo jego utwory

stanowią zaprzeczenie tak nad Wisáą lubianej plebejskoĞci, przaĞnoĞci i tandety; gdyby Máoda Polska nie

wziĊáa go na patrona, to kto wie, co by z nim byáo. Obaj ci twórcy wielowymiarowi, niepokorni,

z niespoĪytą wyobraĨnią i z wáasnymi systemami filozoficznymi. A kogo z piszących tutaj naprawdĊ

obchodzi filozofia, metafizyka czy wiedza? Nad naszą literaturą unosi siĊ duch barokowej poezji

sarmackiej i Paska, a nie Sarbiewskiego czy SĊpa-SzarzyĔskiego.

J.N. PrzypomniaáeĞ waĪną postaü, o której milczą szkolne podrĊczniki. Sarbiewski, zwany Casimire, to

z pewnoĞcią najsáawniejszy poza granicami Polski poeta w historii i wielki autorytet. A przyszáo mu Īyü

w czasach dla naszej literatury równie fatalnych jak dzisiejsze.
T.S. Tak, ale ten „chrzeĞcijaĔski Horacy”, jak kaĪdy wielki twórca, patrzyá wstecz, czerpaá z klasyki, dziĊki

czemu przekraczaá ramy swojej epoki, w której dominowaáo grafomaĔskie – i nie tylko – rozpasanie

niedouczonej szlachty. Sarbiewski to postaü w polskiej literaturze absolutnie wyjątkowa, poniewaĪ jako

jedyny w jej historii wywieraá silny wpáyw na sobie wspóáczesnych poetów Zachodu, szczególnie

angielskich, ale teĪ i na póĨniejszych, nawet na romantyków, chociaĪby Coleridge'a.

J.N. Okres sarmackiego baroku, towarzyszący mu kryzys stosunków spoáecznych, podziaá na panów

i poddanych, bardzo przypomina dzisiejsze czasy – wolnoĞü, pieniądze, wáadza i przywileje tylko

dla niektórych, reszta to masa podatkowo-wyborcza, wspóáczeĞni niewolnicy okradani i oszukiwani

przez paĔstwo.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

36

T.S. I powinnoĞcią poety jest pisaü takĪe o tym, krytykowaü dzisiejszą powtórkĊ „nocy saskiej”, a nie

tylko wybebeszaü siĊ, nadymaü i estetyzowaü czy bredziü jakieĞ neoturpistyczne albo neolingwistyczne

gáupoty. Wedáug Shelleya poeta jest prawodawcą ludzkoĞci. Idąc tym bliskim mi tropem moĪna sądziü, Īe

jeĞli nie dostrzega on spoáecznej niesprawiedliwoĞci, demoralizacji wáadzy, ograniczania swobód

obywatelskich, wyniszczania wáasnego narodu, nachalnej propagandy i innych cech Ğwiadczących

o degeneracji paĔstwa, których doĞwiadczamy takĪe dzisiaj, jeĞli nie napisaá o tym ani strofy albo w inny

sposób publicznie siĊ na ten temat nie wypowiedziaá, to jest lokajem wáadzy, idiotą albo Ğwinią. Piórem

naleĪy równieĪ walczyü o lepszy Ğwiat, a nie tylko „zaczerniaü papier” – jak to okreĞlaá Boy-ĩeleĔski.

J.N. Stąd juĪ tylko krok do poezji rewolucyjnej, do Majakowskiego, Broniewskiego, czy niezbyt jednak

utalentowanego Guevary.
T.S. Warto tutaj wspomnieü, Īe znacznie przed nimi do tego nurtu naleĪaá Jakub JasiĔski, legendarna

wrĊcz postaü polskiego oĞwiecenia. Poezja rewolucyjna otwarcie wzywa do walki, do siáowego obalenia

istniejącego porządku; popiera gwaátowne przemiany i czyny a nawet rozlew krwi. Natomiast krytyka

rzeczywistoĞci to nie jest przecieĪ nawoáywanie do rewolucji, tylko Ğwiadectwo nieobojĊtnoĞci wobec

zepsucia systemu. Wspomniany wczeĞniej OpaliĔski jest dobrym przykáadem poety kontestatora

i dziaáacza publicznego aktywnie stojącego po stronie etyki i rozumu, których w Polsce zawsze brakowaáo.

Byá to czáowiek postĊpowy i Ğwiatáy, domagaá siĊ reform we wszystkich niemal dziedzinach Īycia,

dostrzegaá chorobĊ paĔstwa i zwyrodniaáe stosunki spoáeczne. Jego maáo znane Satyry to przykáad nie

tylko Ğwietnej poezji, ale i spoáecznej aktywnoĞci.

J.N. Wyraz swoim postĊpowym poglądom dawaá teĪ Mickiewicz i to nie tylko w pismach

publicystycznych czy w Skáadzie zasad. DrezdeĔskie Dziady a szczególnie doáączony do nich poemat

UstĊp to utwory zdecydowanie polityczne, z jednej strony skierowane przeciwko Rosji, z drugiej to

ponadczasowa krytyka paĔstwa opresyjnego, despotycznego.

T.S. I co nie mniej waĪne, zapowiedĨ „chrzeĞcijaĔskiego socjalizmu” Mickiewicza, jak to okreĞliá Miáosz.

Wielu zaangaĪowanych politycznie i spoáecznie poetów moĪna by wymieniü, wáącznie z ciągle

niedocenianym i w zasadzie nieznanym szerzej z powaĪnej twórczoĞci, a wspaniaáym Tuwimem. Oni

wypeániali moralny obowiązek wynikający z bycia poetą – obowiązek sprzeciwu wobec wszelkiego záa

realizowany sáowem, w skrajnych wypadkach przechodzący nawet w bezpoĞrednie tworzenie historii, jak

to zrobiá Byron walcząc o niepodlegáoĞü Grecji, Mickiewicz tworząc legion wáoski czy Broniewski walczący

w legionach Piásudskiego i na dwu wojnach.

J.N. Wszyscy poeci mają ten obowiązek sprzeciwu sáowem wobec niesprawiedliwoĞci Ğwiata?

T.S. Wszyscy, którzy uwaĪają, Īe wielka poezja to sztuka stojąca najbliĪej filozofii, i Īe filozofia bliska

jest poezji. Zgodnie z takim poglądem, filozof i poeta, jako natury pokrewne, poszukujące drogi do

Prawdy i snujące refleksje na temat Īycia, nie powinni odwracaü siĊ plecami do záa, które jest elementem

rzeczywistoĞci. Poeta to nie tylko ucieleĞnienie lirycznej postawy, to takĪe symbol ducha narodu i gáos

historii.
J.N. Jednak poeta moĪe siĊ myliü.

T.S. MoĪe siĊ myliü w kwestii koloru oczu ukochanej, ale w kwestiach spoáecznych i etycznych nie

powinien, tak jak w tych sprawach nie powinien myliü siĊ filozof. Od nich naleĪy wymagaü wiĊcej.

Są jednak ludĨmi, a ludzką rzeczą jest báądziü, mogą wiĊc daü siĊ chwilowo uwieĞü szczytnym hasáom,

pozorom, piĊknym lecz utopijnym ideaáom – mają jednak moralny obowiązek skruchy. Ale chyba nie

spalimy utworów Broniewskiego, Nerudy, Eliota, Tuwima, Pounda, Yeatsa, Éluarda, Sartre'a
i Heideggera oraz dzieá wielu innych poetów i filozofów tylko dlatego, Īe ich autorzy mieli odwagĊ

wygáaszaü swoje poglądy i okazywaü sympatie, nawet jeĞli wtedy niepopularne, a dzisiaj niekoniecznie

zgodne z obowiązującą polityczną poprawnoĞcią czy nawet z klasycznie pojmowaną etyką.

J.N. Zgoda. Co jednak ze zwykáymi karierowiczami, którzy wáadzy sáuĪyli nie z przekonania czy strachu,

bo to by byáo usprawiedliwione, tylko dla korzyĞci: mieszkania, talonu na samochód, wczasów za granicą,

miáej pracy w redakcji czy dla korzyĞci najmilej áechcącej próĪnoĞü – obecnoĞci na scenie literackiej, na

póákach ksiĊgarĔ. Wielu naszych poetów to robiáo w czasach PRL-u, wáącznie z twoim ukochanym

Tuwimem, Szymborską, Iwaszkiewiczem...

T.S. To siĊ nazywa kolaboracja; uprawiaáo ją wielu artystów i w kaĪdym systemie; gdy są próĪni i mają

mentalnoĞü lokaja, czy teĪ raczej kundla, lubią byü gáaskani przez wáadzĊ, chcą byü przez nią doceniani,

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

37

nagradzani, nawet jeĞli wáadza jest totalitarna, ma krew na rĊkach... szczekają, merdają, aportują... Milan

Kundera pisaá, Īe w tamtych czasach „rządzili rĊka w rĊkĊ kat i poeta”, Īe „mur, za którym wiĊzieni byli

ludzie byá zbudowany z wierszy i pod tym murem taĔczyáo siĊ w maskach krwawej niewinnoĞci”. To nie

jest miáy obraz poetów.

J.N. Dzisiaj niektórzy artyĞci teĪ kolaborują.

T.S. Tylko marchewka jest bardziej dorodna a system mniej totalitarny – póki co. Ale wielu, chociaĪby

Staff, Herbert, zachowywaáo siĊ honorowo, nie podlizywali siĊ reĪimowi, nie flirtowali z nim, nie ugiĊli

siĊ, wiĊc byá wtedy wybór.

J.N. Wybór byá, dlatego tym bardziej zdumiewa, Īe niektórzy, jak na przykáad Leszek ĩuliĔski, z wáasnej

woli poszli jeszcze dalej w podlizywaniu siĊ czerwonym i ochoczo donosili na kolegów SáuĪbie

BezpieczeĔstwa, byü moĪe áamiąc czyjeĞ Īycie, karierĊ.

T.S. To sprawa smaku, bo juĪ nawet nie wyznawanej ideologii. Niejedna z takich postaci cieszy siĊ

uznaniem i dzisiaj, publikuje, pojawia siĊ w Īyciu literackim, publicznie zabiera gáos. Gdyby otworzyü

archiwa bezpieki, padáby niejeden tak zwany autorytet.

J.N. Niekoniecznie. W naszej kulturze bycie Ğwinią nie jest naganne. Szczególnie jeĞli jest siĊ znaną

i popularną Ğwinią.

T.S. Albo bogatą Ğwinią. A przy okazji: KapuĞciĔski napisaá w Lapidarium, Īe zachwyciá siĊ czyjąĞ poezją,

ale gdy siĊ dowiedziaá, Īe ten ktoĞ popeániá ĞwiĔstwo, to ta poezja nagle mu zgasáa. Wiem, Īe tak byü

nie powinno, Īe dobra sztuka jest dobra niezaleĪnie od postawy etycznej artysty, ale mam jak KapuĞciĔski

i wolĊ artystów, którzy są przyzwoitymi ludĨmi. Dlatego mam mieszane uczucia, gdy czytam na

przykáad Éluarda.

J.N. Byli teĪ tacy skrajni gorliwcy, którzy podpisali obrzydliwie sáuĪalczą wobec komunistycznego reĪimu

i moralnie haniebną rezolucjĊ ZLP w 1953 roku w sprawie tak zwanego procesu krakowskiego,

zapewniając sobie w ten sposób dozgonną wdziĊcznoĞü wáadzy, piĊkną karierĊ, niepodwaĪalną pozycjĊ

artystyczną i zawodową oraz luksusowe Īycie. WĞród sygnatariuszy znane postacie: Wisáawa Szymborska,

Jan BáoĔski, Sáawomir MroĪek, Tadeusz ĝliwiak, Julian PrzyboĞ i mnóstwo innych... humaniĞci...

autorytety domagające siĊ jak najszybszego wykonania wyroku Ğmierci na niewinnie skazanych...

T.S. Jaki kraj, takie autorytety. Oni brali udziaá w barbarzyĔskim áamaniu systemu ĞwiĊtych wartoĞci,

a tego poecie nie wolno. Pytanie brzmi: dlaczego to zrobili? Niestety, nikt nie ma i nie miaá odwagi, by im

je publicznie zadaü, bo… nie wypada, bo to niegrzeczne... ta polska faászywa grzecznoĞü poáączona

z ulizaną ciotkowatoĞcią wyrządza wiele záego i odsuwa od prawdy. Z tego towarzystwa tylko MroĪek

zachowaá siĊ przyzwoicie, ma jakieĞ wyrzuty sumienia i to jest postawa godna szacunku.

J.N. Tak, to prawda – jednak skruchy nie okazaá.

T.S. Tego nie wiem. MoĪe peáne oczyszczenie nie jest áatwe.

J.N. Smutne jest to, Īe ludziom wspóápracującym z prosowieckim reĪimem powodzi siĊ takĪe we

wspóáczesnej Polsce. To zupeánie jakby ich dawne ĞwiĔstwa procentowaáy i przyczyniaáy siĊ do sukcesów,

laurów, popularnoĞci – takĪe poĞmiertnej.

T.S. Szumowiny zawsze páywają na wierzchu. I znajdują wielbicieli.

J.N. A dzieciom i wnukom szumowin áatwiej jest zrobiü karierĊ w tym dziwnym postpeerelowskim

nowotworze jakim jest dzisiejsza Polska – to nie teoria spiskowa, tylko zwykáa statystyka; poszperaáem

w biografiach niektórych naszych dzisiejszych wielkich ze Ğwiata literatury, dziennikarstwa, mediów,

sztuki – prawie wszyscy mają w najbliĪszej rodzinie kogoĞ po namiĊtnym związku z wáadzą ludową albo

nawet z jej zbrojnym ramieniem: bezpieką, milicją, wojskiem. Te kariery to nie przypadki.

T.S. To chyba ciĊ nie dziwi...

J.N. Nie dziwi, ale napawa niesmakiem.
T.S. A co powiedzieü o gorliwych wyznawcach socrealizmu i stalinizmu, którzy po Ğmierci swojego

ukochanego wodza, a szczególnie po 1956 roku gwaátownie zmienili poglądy o sto osiemdziesiąt stopni,

niekiedy stając siĊ nawet pierwszymi sprawiedliwymi?

J.N. Zapewne to samo co o tych, którzy krytykowali socjalizm Īyjąc z niego i grzecznie, w sposób

kontrolowany wystĊpowali przeciwko niemu, czy, jak na przykáad Jacek Kaczmarski, byli bardami

wolnoĞci. Jak siĊ okazuje, oni mogli to robiü bez konsekwencji, bo za nimi stali czujni, dobrze ustawieni

politycznie rodzice czy dziadkowie, zawsze gotowi przyjĞü z pomocą bawiącemu siĊ synalkowi i za karĊ

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

38

wysáaü go na Zachód...

T.S. W najgorszym razie – zaáatwiü jakąĞ miáą pracĊ, najlepiej w mediach...

J.N. W mediach tkwi do dzisiaj ta wyliniaáa juĪ „bananowa máodzieĪ”, która zawsze miaáa áatwo i nigdy

nie musiaáa naprawdĊ pracowaü. Widaü, Īe w Polsce oportunizm, hipokryzja i moralny relatywizm

to cechy, bez których kariera jest bardzo utrudniona, jeĞli nie niemoĪliwa. W naszym kraju, jak chyba

nigdzie indziej panoszy siĊ takĪe ten zdumiewający imperatyw moralny, mianowicie Īe ĞwiĔstw

dostrzegaü nie wypada, tym bardziej wiĊc nie wypada o nich mówiü, przypominaü, rozliczaü,

publicznie piĊtnowaü. Za to moĪna je robiü – to zupeánie jak z sikającymi na ulicach i w bramach –

kulturalni Ğwiadkowie wstydliwie odwracają gáowy i uwaĪają, Īe tego nie ma, a sikający – osiągają

chwilowy báogostan.

T.S. Nie zapominaj jednak, Īe ci szczający na ulicach i spoáeczny margines to dzisiejsi herosi,

bohaterowie naszej „wysokiej” literatury, o których grzeczne panienki i wyniaĔczeni cháopcy czytają

z wypiekami na twarzy. MoĪe to przejaw spoáecznej sprawiedliwoĞci…

J.N. Nie ironizuj, bo sprawa jest powaĪna. Dzisiaj Īyjemy w kolonii, w paĔstwie niesuwerennym, do tego

niewolniczo-oligarchicznym i chciwym, bardzo odlegáym od spoáecznej sprawiedliwoĞci, chociaĪ

propaganda gáosi, Īe to... demokracja, najszczĊĞliwszy z systemów i wydaje siĊ, Īe niektórzy w to

uwierzyli. Jak powinien postąpiü poeta, jeĞli áaskawie zstąpi z Parnasu do zwykáych Ğmiertelników i ujrzy

prawdziwe Īycie, inne niĪ to przedstawiane przez polityków i reĪimowe media w ich „opowieĞciach

z mchu i paproci”?
T.S. Powinien wyraziü sprzeciw wobec fasadowej demokracji i wszelkich przejawów choroby toczącej
Īycie spoáeczne; przecieĪ nie bĊdą tego robiü dworskie pachoáki, ci wynoszeni, opáacani i nagradzani

poeci brylujący na salonach. To zadanie dla ludzi wolnych, poetów z moralnym krĊgosáupem. OczywiĞcie

nie chodzi o to, by ich twórczoĞü staáa siĊ polityczna, bo to nonsens, ale o chociaĪ jeden wyraĨny

gáos protestu.

J.N. Suma takich gáosów brzmi juĪ potĊĪnie.

T.S. Tak, a nawet jeĞli nie bĊdą sáyszani dzisiaj, ich sáowo zostanie dla przyszáych pokoleĔ, chociaĪby

w zasobach internetu jako Ğwiadectwo, Īe nie wszyscy byli bezmyĞlni czy moralnie niepeánosprawni.

J.N. Albo nie zostanie. Promonopolistyczne ustawy w rodzaju niesáawnej ACTA to przecieĪ wstĊp do

przyszáej globalnej cenzury, która moĪe sprawiü, Īe niebawem wszelkie gáosy krytykujące ten „nowy,

wspaniaáy Ğwiat”, w którym Īyjemy, zostaną wymazane, bo uzna siĊ je za godzące w jedynie sáuszny

system. Nawet wolnoĞü internetu jest zagroĪona, od kiedy wáadza zorientowaáa siĊ, jak áatwo lud potrafi

siĊ zorganizowaü na portalach spoáecznoĞciowych i wystąpiü przeciwko niej.

T.S. KaĪda wáadza szuka sposobu Īeby kontrolowaü obywateli i zamknąü usta niezadowolonym.

W dyktaturze jest to robione jawnie, w naszej fasadowej demokracji musi siĊ to odbywaü pod pozorem na

przykáad walki z terroryzmem, przestĊpczoĞcią zorganizowaną czy z cyberpiractwem. Niekiedy jest

to ukryte pod hasáami dziaáania dla dobra jednostki i spoáeczeĔstwa. W istocie ustawy w rodzaju ACTA to

są zawoalowane formy ucisku obywateli. Jednak przed kaĪdym terrorem jest ucieczka, takĪe przed

terrorem monopoli i tak zwanej demokracji. A psy polityków są za gáupie, wiĊc nie wytropią wszystkiego,

nie da siĊ usunąü z internetu wszystkich stron i utworów sprzecznych z dzisiejszą ideologią, tak jak kiedyĞ

nie udaáo siĊ spaliü wszystkich nieprawomyĞlnych ksiąĪek. Zawsze gdzieĞ coĞ przetrwa.

J.N. W twojej twórczoĞci i literackiej, i fotograficznej nie unikasz ostrej krytyki wspóáczesnego Ğwiata.

Istnieje jednak pogląd, co prawda zalatujący przybyszewszczyzną, Īe sztuka aktywna spoáecznie czy

polityczna ulega samounicestwieniu, przestaje byü sztuką i zamienia siĊ w agitkĊ.

T.S. To kwestia proporcji pomiĊdzy treĞciami ideologicznymi a wartoĞciami czysto artystycznymi.

Socrealizm rzeczywiĞcie nudziá, nudzą feministki, chociaĪ pewnie są wyjątki. Ale czy nudzi Salgado?

Czy rosyjski konstruktywizm – szerzej – sztuka radziecka do roku 1932 jest artystycznie záa? A filmy

Leni Riefenstahl? Fotografie Dorothei Lange i innych dokumentalistów Farm Security Administration?
Poezja Majakowskiego? TwórczoĞü Prusa? Reymonta? Broniewskiego? Nawet mój ukochany Witkacy,

chociaĪ przesiąkniĊty máodopolszczyzną, to artysta i filozof spoáecznie i politycznie zaangaĪowany,

nie tylko zresztą w swoich dzieáach, ale i w Īyciu. Przykáady sztuki zaangaĪowanej ideologicznie

i jednoczeĞnie wybitnej artystycznie moĪna by mnoĪyü. Ten pogląd jest wiĊc tylko czĊĞciowo sáuszny,

bo dotyczy utworów propagandowych, áopatologicznych. SztukĊ raczej zabija brak wiedzy, ducha

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

39

i warsztatowe niedoáĊstwo.

J.N. Przykáady podaáeĞ bezdyskusyjne, a sam piewca sztuki dla sztuki, czyli Przybyszewski, Īadnym

wielkim dzieáem siĊ nie wsáawiá i jako artysta nudziá niemiáosiernie. Inaczej ma siĊ sprawa z pozostaáymi

przedstawicielami Máodej Polski, których, jak wiem, wysoko cenisz. Dlatego ciekaw jestem, który polski

poeta XX wieku jest dla ciebie najwaĪniejszy?

T.S. Trudno jest podaü jedno nazwisko, bo przychodzi mi do gáowy Kasprowicz, MiciĔski, Staff,

Broniewski, Tuwim, Miáosz, Herbert, a takĪe wspóáczeĞni klasycy: RóĪewicz, Zagajewski, Józef Baran...

kaĪdy z nich to dla mnie waĪna postaü.

J.N. Ale z tych dwudziestowiecznych – w Ğcisáym sáowa tego znaczeniu – najbliĪszy jest ci...

T.S. Ponad wszystkimi i poza konkurencją od wielu lat jest Miáosz, i chociaĪ jest poetą nierównym,

to jego wiersze najbardziej mnie poruszają. Byáy momenty zwątpienia, sáabniĊcia podziwu dla jego poezji

– ale przy niezmiennej admiracji jego prozy, szczególnie esejów, wykáadów. Miáosz to zatem miáoĞü

burzliwa, ale najwaĪniejsza. Natomiast biorąc jako kryterium warsztatową sprawnoĞü, czystoĞü,

urodĊ wiersza, plastycznoĞü obrazowania, to pierwsze miejsce zajmuje Staff. I zdziwisz siĊ – RóĪewicz

jest mi bliski...
J.N. Rozumiem, Īe Miáosz, bo juĪ podobieĔstwo waszych charakterów i zainteresowaĔ wskazuje na ten

wybór jako oczywisty. Ale dlaczego Staff? A juĪ zupeánie nie rozumiem, skąd tutaj RóĪewicz. PrzecieĪ

to zupeánie róĪne poetyki, odmienne filozofie, tych poetów zdecydowanie wiĊcej dzieli niĪ áączy.

T.S. I pewnie o to chodzi, o kontrast, skrajnoĞci. LubiĊ przeciwieĔstwa, ostre zestawienia, one pozwalają

oddychaü, wyostrzają widzenie i czucie. PamiĊtam jak von Karajan zapytany, co robi po koncercie,

odpowiedziaá, Īe idzie do klubu posáuchaü jazzu albo bluesa, bo wtedy odpoczywa. KiedyĞ, kiedy byáem

máodym czáowiekiem, ta odpowiedĨ wydawaáa mi siĊ niedorzeczna, teraz ją doskonale rozumiem.

J.N. W takim razie, skoro najczĊĞciej teraz czytasz Staffa i RóĪewicza, powiedz co ciĊ uwiodáo w ich

twórczoĞci?

T.S. A bo to czáowiek tak naprawdĊ wie? Z poezją to trochĊ tak jak z dziewczynami – pociąga ciĊ jakaĞ

i juĪ, nie racjonalizujesz tego, nie zadajesz sobie pytaĔ, chyba Īe jesteĞ uwikáanym w romans Franzem

Kafką.

J.N. Tak, ale po jakimĞ czasie jednak zadajesz sobie pytanie: dlaczego? I odpowiedĨ bywa ciekawa. WiĊc

siĊ nie wykrĊcaj.

T.S. SpoĞród polskich poetów Staff to artystyczny i etyczny monolit bez skazy, spójna, jasna caáoĞü

artysty i czáowieka, wzór i mistrz. Nie ma w jego przypadku niezgody pomiĊdzy Īyciem a twórczoĞcią, nie

ma tego napawającego niesmakiem rozziewu miĊdzy filozoficzną praktyką a teorią, nie ma káamstwa.

Jako poeta Staff to twórca wielowymiarowy i wielobarwny, który zachowaá autonomiĊ mimo poszukiwaĔ

w obrĊbie nowych kierunków. Bliska jest mi jego filozofia wywodząca siĊ z nietzscheanizmu i czĊĞciowo

chyba teĪ z romantyzmu, wedáug której czáowiek tworzy siebie dąĪąc do prawdy i szczĊĞcia – to teĪ takie

dalekowschodnie myĞlenie. Staff to obroĔca mitu i marzenia, klasycysta w sensie rygoru intelektualnego,
áadu i zgody z Īyciem; erudyta i czáowiek doskonale wyksztaácony, a mimo to ciągle samoksztaácący siĊ.

W twórczoĞci siĊgaá do antyku i chrzeĞcijaĔstwa równie swobodnie jak do polskiej kultury i krajobrazu,

odwoáywaá siĊ do rozumu i do emocji, czerpaá z wyobraĨni i z rzeczywistoĞci. KaĪdy jego kolejny zbiór

wierszy to przykáad artystycznego i duchowego rozwoju. A w dwóch ostatnich tomikach, Wiklina

i DziewiĊü muz, doszedá do obrazowania niemal ascetycznego, w nich wáaĞnie, wedáug mnie, wspiąá siĊ na

absolutne szczyty poezji, porównywalne z poezją chiĔską epoki Tang. Z tych to wszystkich powodów tak

bardzo ceniĊ Staffa.

J.N. Za co w takim razie cenisz RóĪewicza?

T.S. Za etycznoĞü jego poezji, jej powĞciągliwoĞü i... publicystycznoĞü; za formĊ, w której podoba mi siĊ

unikanie ornamentów metaforyki i wszelkiego zdobnictwa; za retorycznoĞü i áączenie rozmaitych

gatunkowo form wypowiedzi. Bliska mi jest jego tĊsknota do Ğwiata prostego, do uczuü, do zwykáoĞci.

Mam teĪ podobną wizjĊ czáowieka zniewolonego przez technikĊ i konsumpcjĊ, wegetującego w Ğwiecie

pozbawionym etyki i estetyki, czáowieka zdezintegrowanego, wyzbytego ducha, uprzedmiotowionego.

J.N. A co z Herbertem, którego, jak pamiĊtam, kiedyĞ stawiaáeĞ bardzo wysoko, a który dla mnie

w porównaniu z Miáoszem, tym bardziej zaĞ ze Staffem i RóĪewiczem, jest monotonny, suchy,

monochromatyczny, rzekábym teĪ – nieco napuszony, dodatkowo zaryzykujĊ stwierdzenie, Īe nieczuáy na

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

40

jĊzyk, jego barwĊ, melodiĊ?

T.S. Herberta ceniĊ przede wszystkim z powodu piĊciu ostatnich zbiorów wierszy, czyli od Pana Cogito

z 1974 roku. Patrząc z dáuĪszej, czy moĪe raczej szerszej perspektywy, jego twórczoĞü nie dorównuje skalą

artystyczną, twórczym rozmachem dzieáu Miáosza, Staffa ani RóĪewicza, niemniej posiada cechy

w polskiej poezji niezwykle rzadkie – jest ironiczna, intelektualna, aluzyjna, refleksyjna, zrozumiaáa,

przejrzysta i logiczna w swojej strukturze, przy czym nie ucieka od Ğwiata zwykáych ludzi. Co dla mnie

waĪne – bohater ma etyczną powinnoĞü stawiania oporu biegowi historii, nawet jeĞli jest to beznadziejne,

a Bóg u Herberta nie jest jednoznaczny, bo z jednej strony to zimny i odlegáy stwórca, z drugiej bezsilny

odkupiciel; moje postrzeganie Boga jest podobne, chociaĪ mam do niego wiĊcej zaufania niĪ Herbert.

J.N. Bardzo róĪni są twoi ulubieni poeci. Co w takim razie najbardziej liczy siĊ w poezji? Erudycja,

filozoficzna refleksja, cháodny namysá, czy moĪe jednak natchnienie, uczucia, emocje i wraĪenia, bujna

wyobraĨnia?

T.S. To zaleĪy, czego oczekujemy. Nie ma jednej poezji.

J.N. Chcesz powiedzieü, Īe poezja jest jak muzyka – kaĪdy znajdzie coĞ dla siebie, począwszy od klasyki,

przez rocka, skoĔczywszy na ludowej?

T.S. Jeszcze jest pijacki beákot, pieĞni kibiców i szereg innych estetyk, mniej lub bardziej wykwintnych.

J.N. I oczywiĞcie awangarda.

T.S. Czyli ta, jak to nazwaá Artur Rubinstein w odniesieniu do Stockhausena, a co pasuje do jej ogólnego

obrazu, „hitlerowska i oĞwiĊcimska muzyka, która ma w oczach i wyrazie ten SS-maĔski báysk”. Ale

prawie w kaĪdym rodzaju i gatunku znajdzie siĊ muzyka dobra i záa. Podobnie w sztukach wizualnych.

Tak samo jest z poezją. Nikt, kto ma elementarne poetyckie obycie, nie powie, Īe wiersze o przyrodzie to

grafomania i kicz, a te o Īyciu w rynsztoku i chlaniu wódy to wielka poezja, bo w jednym i drugim

przypadku mogą byü wiersze dobre i záe, tak jak dobre i záe mogą byü wiersze religijne, filozoficzne,

metafizyczne, sportowe, polityczne, pisane maáymi i wielkimi literami, z interpunkcją i bez niej.

J.N. Jestem jednak przekonany, Īe wiĊcej dobrych wierszy jest o przyrodzie niĪ o Īyciu w rynsztokach,

a uĪywanie interpunkcji, logicznych zdaĔ, maáych i wielkich liter to zwyczajnie dowód wyĪszej kultury.

T.S. Z pewnoĞcią... chociaĪ... Herbert specjalnie z interpunkcją nie przesadzaá... róĪnie to bywa. Ale tak,

wiem, co masz na myĞli. Od kilkunastu lat trend jest w Polsce taki, Īe pisarz, poeta czy krytyk literacki nie

musi umieü pisaü, bo nad ortografią, stylem, logiką czuwają – z mniejszym lub wiĊkszym powodzeniem –

korektorzy i redaktorzy. Ta nieznajomoĞü warsztatowych podstaw dotyczy zresztą caáej nowej sztuki

tubylców – tutejszy artysta nic nie musi umieü, wrĊcz nie powinien, bo go to „ogranicza”! U nas warsztat

jest sprawą nieistotną, nieartystyczną, niemal implikującą kicz, stąd dzisiaj taka nĊdza w sztuce.

J.N. Z korektorami i redaktorami teĪ róĪnie bywa, bo coraz wiĊcej widzĊ ksiąĪek z báĊdami. Jednak

pisarze zbyt czĊsto zapominają, Īe w ich fachu potrzebne są rzemieĞlnicze umiejĊtnoĞci i rygor na równi

z talentem. Same chĊci nie wystarczą, bo skutek jest taki, Īe awangardowych czy nieudolnych produkcji

mamy na pĊczki, a prawdziwej literatury i sztuki jak na lekarstwo. AĪ dziwne, Īe w Polsce wymaga siĊ

umiejĊtnoĞci od hydraulika czy piekarza.

T.S. Nie da siĊ wmówiü ludziom, Īe chleb z zakalcem i bez soli jest dobry. Ale niektórym da siĊ wmówiü,
Īe marny czy kretyĔski wiersz to wielka sztuka.

J.N. Zygmunt Mycielski stwierdziá w Niby-dzienniku, Īe „Mamy duĪo poetów. Kto moĪe, pisze jakieĞ

wiersze, to áatwiej, niĪ zaáoĪyü inspekty”.

T.S. Dzisiejsi poeci w wiĊkszoĞci nawet nie wiedzą, co to są inspekty.

J.N. Zapewne, skoro oĞwiata i nauka siĊgnĊáy dna. Dzisiaj zamyka siĊ szkoáy – a ostatnio robiono to za

hitlerowskiej okupacji. Klasy są przeludnione, co uniemoĪliwia wáaĞciwe prowadzenie zajĊü. Ogranicza

siĊ i upraszcza programy nauczania, obcina siĊ godziny dydaktyczne z nauk przyrodniczych, geografii, ba,

nawet z polskiego i historii – co wygląda na politykĊ wynaradawiania! Wprowadza siĊ za to jakieĞ

kompletne, odmóĪdĪające bzdury, jakieĞ taĔce, kosmetykĊ! To celowa hodowla matoáów, bo gáupi są

bardziej posáuszni wáadzy. I to siĊ ciągnie dalej, w szkolnictwie wyĪszym – pewien stary profesor

uniwersytetu powiedziaá mi niedawno, Īe dzisiejsze dobre prace doktorskie są na poziomie przeciĊtnych

prac magisterskich sprzed dwudziestu lat – takie są skutki tej antypolskiej polityki.

T.S. To oczywiste patrząc równieĪ na to, kto dzisiaj jest przyjmowany na studia. KiedyĞ ludzie

o mniejszych moĪliwoĞciach intelektualnych skoĔczyliby zawodówki i wykonywaliby poĪyteczną pracĊ,

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

41

teraz, po zniszczeniu szkolnictwa zawodowego, przerabiają jakieĞ szczątkowe programy nauczania

w podrzĊdnych liceach i áatwo zdają parodiĊ matury uzyskując wymagane trzydzieĞci procent, po czym

robią wieczorowo i zaocznie te smĊtne licencjaty, czĊsto na marnych prywatnych uczelniach i wydaje im

siĊ, Īe to prawdziwe studia, Īe naprawdĊ są wyksztaáceni. PowszechnoĞü zjawiska obniĪa jego jakoĞü,

takĪe w dziedzinie edukacji. Do tego dochodzi niemal wszechobecna negatywna selekcja, inwersja

wartoĞci, powierzchowne naĞladownictwo Zachodu i mamy kulturalną równiĊ pochyáą, drugą „noc

saską”. Caáa nadzieja w tym, Īe historia siĊ powtarza, wiĊc moĪe nastąpi po dzisiejszym

postmodernistycznym mroku era rozumu.
J.N. I pojawią siĊ nowi Koááątaje, Niemcewicze, Krasiccy i Staszice? ObyĞmy doĪyli. Póki co jednak,

niewielkie moĪliwoĞci niektórych i brak prawdziwego wyksztaácenia idą w parze z duĪymi ambicjami,

skutkiem tego normalne Īycie zamienia siĊ w kabaret i groteskĊ; mamy wiĊc krytyków literackich, poetów

i pisarzy ledwo z maturą albo nawet bez niej, którzy wypisują niewiarygodne gáupoty, nie znają literatury

i ortografii, nie mają powaĪnych zainteresowaĔ ani niczego istotnego do powiedzenia, nie potrafią uáoĪyü

sensownego zdania. Smarują wiĊc wspóáczeĞni poeci z upodobaniem wersy kaleczne, banalne, nudne,

mroczne, niezrozumiaáe, albo o tym, co znają najlepiej – zwykle o sikaniu, wódce, kopulowaniu,

brzydocie, oraz oczywiĞcie o zawsze modnej tragedii istnienia, okraszając to wszystko wulgaryzmami.

T.S. Nie moĪna mieü o to „smarowanie” pretensji do wspóáczesnoĞci, tak byáo zawsze. Nawet w czasach

Horacego byli poeci nieudolni i prymitywni, wystarczy przeczytaü jego SztukĊ poetycką. Jednak

przetrwaá Horacy, nie oni, bo w literaturze zostaje to, co siĊga wyĪej niĪ poziom rynsztoka. Pisaü

o fizjologii umie kaĪdy póágáówek. TakĪe popularny u nas literacki beákot to áatwizna – najzabawniejsze

jest to, Īe nikt siĊ nie zapyta, o co w tym beákocie chodzi, Īeby nie wyjĞü na gáupca, i dlatego wielu udaje,
Īe rozumie tĊ „gáĊbiĊ”, a krytycy nawet doszukują siĊ jakiegoĞ drugiego, czasem nawet trzeciego dna,

i biją pianĊ dziwnosáowia bez opamiĊtania. W sumie, patrząc na polską poezjĊ dzisiaj, Ğmiaáo moĪna by

przyjąü, Īe domy wariatów peáne są genialnych poetów, w których pielĊgniarzami są krytycy.

J.N. Polska jest równieĪ zagáĊbiem pesymistycznych i pseudomelancholijnych poetów piszących

o Ğmierci, samotnoĞci, beznadziei, bólu, tĊsknocie, rozpaczy, utracie, doĞwiadczeniach granicznych.

T.S. Ci z kolei cierpią za miliony. OczywiĞcie zwykle cierpią teoretycznie, na pokaz, przy aplauzie

pochlebców; od zajĊü praktycznych jest reszta ludzkoĞci, która naprawdĊ cierpi, naprawdĊ pracuje,

naprawdĊ Īyje.

J.N. Ten cierpiĊtniczo-martyrologiczny obraz dopeánia czĊsta u poetów z intelektualną atrofią redukcja

czáowieka do unurzanej w fizjologii bryáy miĊsa. Sáabo juĪ siĊ robi od dĊtego ponuractwa, pozerstwa,

nihilizmu, zgnilizny, szczyn, krwi, spermy i innych wydzielin w tej tak zwanej poezji.
T.S. Tak, ale zauwaĪ, Īe na drugim biegunie poetyckiego nudziarstwa teĪ są pozerzy – nadĊci, napuszeni,

zgrywający wielkich intelektualistów i filozofów, rozmawiający tylko z wielkimi poprzednikami,

a niekiedy nawet z samym Bogiem badacze Tajemnicy Wszechrzeczy, kapáani, ĞwiĊci i wieszczowie

zamieszkujący swoje podniebne wieĪe z koĞci sáoniowej i stamtąd obserwujący pospolity Ğwiat,

przemawiający do maluczkiej ludzkoĞci sáowami mądrymi, spokojnymi i wywaĪonymi. CzĊsto to

akademicy, których wyniosáoĞü traktuje siĊ jak wzniosáoĞü.

J.N. Czyli co, otwartoĞü, wielowymiarowoĞü i wielobarwnoĞü artysty stawiamy ponad jaáowoĞü

i monotoniĊ, zwane czĊsto przez krytyków konsekwencją?

T.S. OczywiĞcie. Nuda zabija. Ile moĪna pisaü o tym samym i tak samo? Ile moĪna malowaü kwiaty

w wazonie? Ilu moĪna wyrzeĨbiü zafrasowanych Ğwiątków? WielkoĞü w sztuce jest wprost proporcjonalna

do targających artystą sprzecznoĞci, do bogactwa jego ducha, skali przeĪyü. Trzeba siĊ rozwijaü,

zaskakiwaü, pokazywaü siebie jako czáowieka, a nie udawaü spiĪowy pomnik czy Wojaczka; zamiast

pozerstwa uprawiaü peáną szczeroĞü, bo to ona jest interesująca.

(…)
J.N. Szeroko pojĊty underground czy inaczej – obieg nieoficjalny, to czĊsto Ĩródáo najwiĊkszych dzieá,

weĨmy Hölderlina, Schulza i wielu innych, zresztą we wszystkich dziedzinach sztuki. Jego twórcami nie

kieruje prostacka chĊü zysku i popularnoĞci, tylko potrzeba przeĪycia metafizycznego, wewnĊtrzny

imperatyw czystej ekspresji, intelektualny niepokój, sprzeciw wobec rzeczywistoĞci, niekiedy choroba –

niestety, szersze uznanie zyskują zwykle dopiero po Ğmierci albo u schyáku Īycia.

T.S. Ja jestem na to przygotowany...

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

42

(…)
J.N. A co sądzisz o kwiatkach typu: „I wáaĞnie owa subwersyjna skáonnoĞü Honeta do przezwyciĊĪania

granic znaczeĔ, eksplorowania wszelkiej liminalnoĞci wskazuje na iĞcie tricksterowe widzenie

rzeczywistoĞci”?

T.S. Czy to moĪe jest fragment instrukcji obsáugi japoĔskiego robota?

J.N. Nie, to fragment tekstu Moniki Kocot o poezji Romana Honeta.
T.S. Aha.
J.N. Nie skomentujesz?
T.S. A co tu komentowaü? Obawiam siĊ, Īe dla takich ludzi przeĪycia liminalne to przypalony naleĞnik

czy záamany tips. Oni nie wiedzą, o czym piszą. To sáowny onanizm, jakieĞ gáupoty, káamstwo,

efekciarstwo. LiminalnoĞü eksplorują chorzy na raka, gdy brakuje dla nich leków, jak w tej chwili

w Polsce, albo gdy nie pomaga juĪ morfina; oni przezwyciĊĪają granice – nie tylko granice znaczeĔ.

DoĞwiadczenie liminalne mają ludzie leĪący na szpitalnym korytarzu, pozbawieni intymnoĞci i ich

bezradni bliscy; takie doĞwiadczenia to obóz koncentracyjny, Ğmierü dziecka, wojna, ale nie, gdy

gówniarzom zabraknie na piwo.
J.N. Rozumiem twoje ĪachniĊcie, ale przytoczyáem ten fragment, jeden z ostatnich nabytków do mojego

archiwum krytyczno-literackich i recenzenckich kuriozów, jako dowód, Īe krytycy z tak zwanym wyĪszym

wyksztaáceniem mogą byü równie Ğmieszni, jak te nieuki ledwo z maturką, poniewaĪ, aby nadaü pozory

mądroĞci swoim sáowom, brną w wielokrotnie wyszydzaną, niezrozumiaáą i niepotrzebną nowomowĊ. Do

tego znają jakichĞ Honetów, ale idĊ o zakáad, Īe nie czytali Szekspira ani nawet Dziadów, wiĊc co oni

wiedzą o literaturze? Z kolei poloniĞci, nauczyciele akademiccy – czyli teoretycznie fachowcy od krytyki –

teĪ niewiele czytają literatury podmiotowej; niektórzy moĪe znają Beniowskiego, ale jego lektura to dla

czĊĞci z nich byáo zapewne szokowe doznanie i ogólnych wniosków z niej wyciągnąü nie potrafią albo

wstydliwie je przemilczają; nie mają wáasnego zdania, nie orientują siĊ we wspóáczesnej literaturze poza

ewentualnie tym, co oficjalnie uznane albo o czym pisali ich bardziej utytuáowani koledzy; ze wzgardą

patrzą na drugi, a tym bardziej trzeci obieg literacki – jeĞli w ogóle wiedzą, co to jest – i uwaĪają, Īe to

poniĪej ich godnoĞci przeczytaü wiersze np. Romana KaĨmierskiego, Przemka àoĞki czy Dariusza

Pawlickiego. Przywarli zadami do stoáków i kurczowo trzymają siĊ biureczek, plując ze strachu na

studentów, bo a nuĪ który wie wiĊcej niĪ oni. A jak student wie wiĊcej, czy w ogóle jest samodzielny

umysáowo, to z pewnoĞcią nigdy nie zostanie asystentem, bo po co komu konkurencja, realne zagroĪenie

dla wygodnej posadki? Stąd selekcja negatywna, i dlatego co pokolenie nauczycieli akademickich, to

gorzej. Nie tylko zresztą na polonistyce.

T.S. O tak zwanej krytyce u nas Ğwietnie pisaá Stanisáaw Witkiewicz – i nic siĊ nie zmieniáo. Wedáug

niego polska krytyka jest dyletancka, samowolna, interesowna, stronnicza, sáuĪalcza wobec autorytetów

i wzgardliwa dla autorów maáo znanych, przez to wszystko szkodliwa dla sztuki i artystów, do tego – tu

nawiąĪĊ do twojej kolekcji recenzenckich kuriozów – „sprostytuowaáa jĊzyk, tworząc w nim cudactwa,

przy których nawet najdziksze potwory jezuickiego stylu zdają siĊ mieü sens i logikĊ”, „posáuguje siĊ

potwornoĞciami stylowymi i myĞlowymi” oraz „przewraca retoryczne kozáy nie mogąc dojĞü do prawdy

a nie chcąc siĊ przyznaü do zupeánego nieuctwa”. Smutny to obraz i prawdziwy, dzisiaj równie aktualny,

ale na szczĊĞcie zawsze trafiają siĊ wyjątki – znam kilka. ZaĞ co do uczelnianego profesorstwa – to chyba

Kaden-Bandrowski powiedziaá, Īe gdyby dzisiaj pojawiá siĊ Sáowacki, to akademicy by go nie zauwaĪyli.

Kaden nie cierpiaá tego Ğrodowiska, a przecieĪ wtedy, przed wojną, to byli jeszcze ludzie na poziomie,

jakoĞ wyksztaáceni, odwaĪni, suwerenni intelektualnie, którzy do swojej pozycji w nauce doszli

prawdziwą pracą. Jednak są i mądrzy akademicy, a do tego jeszcze piekielnie inteligentni i niesamowicie

oczytani. PrzecieĪ autorem najwaĪniejszego dzieáa traktującego o polskiej poezji wspóáczesnej jest doktor

nauk humanistycznych Marek Trojanowski. Jego czterotomowa Etyka i poetyka to absolutny przeáom

w polskim piĞmiennictwie krytycznoliterackim, odejĞcie od dĊtej, niejasnej apologii i skierowanie go na

tory wiedzy i logiki, to jasny snop Ğwiatáa rzucony na káĊbowisko beákotliwej myĞli i cudacznej frazeologii.

J.N. Tyle Īe Trojanowski koncentruje siĊ na znanych, nagradzanych, ale w sumie nieudolnych poetach

albo na sáabych utworach poetów dobrych, czyli – zajmuje siĊ oĞlą áawką poezji. Obraz to zatem nieco

subiektywny i momentami nazbyt frywolny...
T.S. A dlaczego nie? Mickiewicz w swoich wykáadach w Collège de France, KrzyĪanowski i Miáosz

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

43

w swoich historiach literatury teĪ byli subiektywni. Poza tym jak w przypadku rozwaĪaĔ o poezji mówiü

o obiektywizmie? KaĪdy moĪe przyáoĪyü do wiersza wáasne kryteria. PrzecieĪ krytyka literacka to nie jest

nauka Ğcisáa ani nawet nauka, tylko zbiór mniemaĔ, subiektywnych sądów niepopartych logicznymi,

jasnymi dowodami. Twardych postulatów Witkiewicza zawartych w jego pismach estetycznych nikt nie
zrealizowaá – a moĪna i naleĪy je stosowaü w krytyce kaĪdej dziedziny twórczoĞci, poniewaĪ są

uniwersalne. Nie ma wiĊc u nas mowy o obiektywizmie – warunku koniecznym sensownej krytyki, nie

ma mowy o wiedzy, o Ğcisáych naukowych podstawach, o odrzuceniu wáasnych gustów. A kto w ogóle

czyta dzisiaj Witkiewicza? Wracając do Trojanowskiego – wiĊkszoĞü dzisiejszych tak zwanych krytyków

nie ma jego odwagi i szerokich horyzontów, jego gigantycznego pola skojarzeĔ, niesamowitej erudycji

i poczucia humoru, przez co są niestrawni, nudni, szkolarscy. A myĞlący czytelnicy juĪ nie wierzą

w blurby i pochwalne recenzje, bo za parĊ záotych czy flaszkĊ wódki piszą je znani i lubiani krytycy

specjaliĞci od tego typu bredni. Czytelnicy chcą soczystej prawdy, i Trojanowski ją daje.

J.N. Pomówmy teraz nieco o rynku wydawniczym. Dla kaĪdego, kto siĊ chociaĪ odrobinĊ tym interesuje,

jest oczywiste, Īe kanaá wydawniczy w Polsce jest zblokowany przez tak zwanych uznanych pisarzy

i poetów, którzy pocháaniają caáoĞü paĔstwowych dotacji do ksiąĪek, dlatego nikt naprawdĊ utalentowany

nie moĪe juĪ na dotacje liczyü, a tym samym nie ma szans na normalne wydanie, bo wydawca nie

zaryzykuje wáasnych pieniĊdzy.

T.S. Z tymi publicznymi dotacjami dla „swoich” na wydanie ksiąĪek to rzeczywiĞcie kanaá, pozostaáoĞü po

Polsce Ludowej, ale dla wybranych autorów i wydawców to záota Īyáa – z tego Īyją, z tego finansują

miejsca w hurtowniach i ksiĊgarniach, recenzje, reklamĊ, zagraniczne wojaĪe, táumaczenia, obcojĊzyczne

wydania, wygodne mieszkanka. Potem jeszcze czerpią zyski ze sprzedaĪy – sprzedaĪy takĪe do bibliotek,

które kupują pewne pozycje z odgórnego rozdzielnika. To jest bajkowe Īycie cwanych nierobów. Oni są

kompletnie zdemoralizowani i rozleniwieni, pieniądze páyną same, wystarczy, Īe napiszą byle co i juĪ jest

to drukowane; nic wiĊc dziwnego, Īe bronią siĊ na wszelkie sposoby, by nie dopuĞciü nikogo, kto ma

prawdziwy talent. Ale historia ich rozliczy, tak jak rozliczyáa Auderską, Przymanowskiego i innych

miernych, ale wiernych literackich gwiazdorów poprzedniej epoki, umieszczając ich na dnie lamusa.

KaĪdy reĪim ma swoich ulubionych literatów i artystów, takĪe reĪim dzisiejszy. Jednak niewielu z nich

przetrwa, gdy odejdą mecenasi. Zostanie to, co naprawdĊ wartoĞciowe, co zwykle powstaáo w obiegu

nieoficjalnym. Sztuka istotna obroni siĊ sama, prĊdzej czy póĨniej. Plewy rozwieje wiatr.

J.N. Inny problem to kolesiostwo, wyĞwiadczanie sobie wydawniczych uprzejmoĞci, dziaáanie na

zasadzie „ja wydam ksiąĪeczkĊ tobie, a ty mnie, Īeby nie gadali, Īe sam sobie wydaáem”. To teĪ rodzaj

zaspokajania próĪnoĞci grafomana, który odbywa siĊ za pieniądze spoáeczne.

T.S. Tak, ale to kwoty znacznie mniejsze, poniewaĪ zjawisko wydawniczej wzajemnoĞci dotyczy

prawie wyáącznie poezji i są to najczĊĞciej maáe nakáady, rozprowadzane zwykle przez autora, np. po

gimnazjach, liceach, na spotkaniach autorskich, wĞród znajomych i rodziny; tak siĊ zwykle dzieje

w mikrowydawnictwach przytulonych do róĪnych instytucji kulturalnych – bibliotek, domów kultury.

Zabawne natomiast jest to, Īe ci wydający w ten sposób autorzy-kolesie teĪ czĊsto muszą

wspóáfinansowaü swoją publikacjĊ, ale uwaĪają siĊ za literacką elitĊ, caáą resztĊ mniej zaradnych poetów

oskarĪając o grafomaniĊ i próĪnoĞü, których sami są najbardziej przecieĪ ewidentnymi przykáadami.

J.N. No wáaĞnie. Jednak póki co ci mniej zaradni muszą wydawaü ksiąĪki za wáasne pieniądze. Co o tym

sądzisz?

T.S. Za wáasne pieniądze wydawaá Sáowacki, Schulz, Witkacy, Whitman, Poe, Shaw, Pound, Joyce, Jim

Morrison, E.E. Cummings i wielu innych. Wirginia Woolf z mĊĪem Leonardem zaáoĪyli nawet

dwuosobowe wydawnictwo Hogarth Press, w którym publikowali jej powieĞci i opowiadania. Jak widaü

na tych przykáadach, tak zwany self-publishing to nie jest wynalazek naszych czasów. Teraz tylko

dynamicznie siĊ rozwija, szczególnie od kiedy pojawiá siĊ druk cyfrowy i ksiąĪki elektroniczne.

J.N. Klasyczny self-publishing jest wtedy, gdy autor osobiĞcie zajmuje siĊ wszystkim, ale to rzadka

sytuacja, bo zwykle korzysta z usáug chociaĪby drukarni. NajczĊĞciej jednak przynosi pieniądze do

wydawnictwa i ono zajmuje siĊ caáą resztą, wáącznie z dystrybucją. Istnieją teĪ wydawnictwa

specjalizujące siĊ w wydawaniu ksiąĪek na koszt autora i gáównie z tego czerpiące zyski, nie zajmujące siĊ

handlem.
T.S. To nie jest záe rozwiązanie; wtedy ksiąĪkĊ rozprowadza sam autor, tak jak mu siĊ podoba – rozdaje,

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

44

sprzedaje, wysyáa do bibliotek.

J.N. Albo ją pali, jak Felicjan FaleĔski, który spaliá wydane przez siebie Kwiaty i kolce.

T.S. No tak, zrobiá to z rozgoryczenia, bo byá zupeánie wyobcowany, ignorowany przez wspóáczesnych,

takĪe przez poetów, którzy zresztą mu do piĊt nie dorastali. Ale to on przetrwaá – jak widzisz jest jakaĞ

sprawiedliwoĞü. A ceniĊ go bardzo za wiersze o Tatrach – FaleĔski chyba jako pierwszy poeta podjąá ten

temat. Poza tym to czáowiek o bardzo szerokich horyzontach, wraĪliwy i mądry, a tacy zwykle Ĩle sobie

radzą w Ğrodowisku poetyckim.

J.N. Generalnie są to zawsze cechy utrudniające Īycie. A symbolem artysty powinien byü nosoroĪec...

bynajmniej nie biaáy. Teraz trochĊ wydawniczej statystyki. Nie mam nowych danych, ale i stare są

interesujące. „Publishers Weekly” z kwietnia 2010 roku podaje, Īe w 2008 roku ksiąĪki wydane na

zasadzie self-publishing stanowiáy nieco ponad poáowĊ wszystkich tytuáów, a w 2009 byáo to juĪ 76%.

(…) Dowiedziaáem siĊ jednak z dyskusji w Wikipedii, Īe redaktorzy jej polskiej wersji nie uznają autorów

ksiąĪek elektronicznych ani nawet tradycyjnych, którzy wydają wáasnym sumptem czy w nieznanych

wydawnictwach. Stosując wiĊc logikĊ naszych wikipedystów, Wirginia Woolf i wielu innych sáawnych

autorów uprawiających self-publishing nie powinno siĊ w polskiej Wikipedii znaleĨü.

T.S. A co w takim razie zrobiü z tymi, którzy nic nie wydali za Īycia, z takim Kawafisem na przykáad?

Albo ze znakomitym poetą i táumaczem Rolicz-Liederem, który sam sobie wydawaá tomiki w nakáadzie

dwudziestu egzemplarzy? Wymazaü ich z encyklopedii? MoĪe wcale nie istnieli? To niedorzeczne, Īe jakiĞ

redaktor na podstawie swojego widzimisiĊ uznaje albo nie uznaje autora czy ksiąĪkĊ za godne wpisu

w Wikipedii. JeĞli jest wydawca, numer ISBN, egzemplarze autorskie w bibliotekach, to ksiąĪka istnieje,

a jej autor jest pisarzem, czy siĊ to komu podoba, czy nie – nawet jeĞli jest amatorem, jak Schulz czy

Kafka i wykonuje w Īyciu zupeánie inną pracĊ. MoĪe byü marnym pisarzem, ksiąĪka moĪe byü

niskonakáadowa czy elektroniczna, ale fakty są takie, Īe to pisarz, i Īe to ksiąĪka.

J.N. Mimo Īe samo pojĊcie „ksiąĪka” jest jasno i jednoznacznie zdefiniowane przez BibliotekĊ Narodową,

wedáug niektórych z ksiąĪką mamy do czynienia tylko wtedy, gdy jest sprzedawana w ksiĊgarniach.

T.S. A z filmem tylko wtedy, gdy jest emitowany w telewizji? Nonsens. To logika przedszkolaka, i to
niezbyt mądrego – stosując takie rozumowanie dojdziemy w koĔcu do wniosku, Īe ssakiem moĪe byü

tylko zwierzĊ bez páetw i Īyjące wyáącznie na lądzie. A jakie to w ogóle ma znaczenie, Īe autor opublikowaá

ksiąĪkĊ za swoje pieniądze i rozdaje czy sprzedaje komu chce bez poĞrednictwa zawodowego handlarza?

Warto siĊ natomiast zastanowiü nad umysáowoĞcią tych, którzy Īebrzą o publiczne dotacje na wydanie

wáasnej produkcji literackiej, jej dystrybucjĊ i reklamĊ, dostają spore sumy z naszej kieszeni, a potem

zgrywają wielkich pisarzy z pogardą mówiąc o tych, którzy siĊ nie zaáapali na paĔstwowy datek.

A przecieĪ jedni i drudzy robią to samo – zaspokajają swoją wybujaáą próĪnoĞü i dlatego przynoszą

pieniądze do wydawcy. RóĪnica jest taka, Īe jedni przynoszą wáasne, a drudzy nasze wspólne pieniądze.

J.N. Tym sposobem wydawca nie podejmuje Īadnego ryzyka. Tak sobie myĞlĊ, Īe byáoby sprawiedliwie,

gdyby kaĪdy obywatel, który produkuje np. gumki recepturki albo filcowe wkáadki do butów, maluje

obrazki, robi figurki z kasztanów i ĪoáĊdzi, pisze wiersze, rzeĨbi w mydle czy nawet wykonuje jakieĞ juĪ

zupeánie niepotrzebne rzeczy, dostawaá dotacje od paĔstwa, tak jak dostaje znany pisarz, reĪyser,

sportowiec, wydawca czy kaĪdy rolnik.

T.S. W Holandii na przykáad jest takie prawo, Īe jeĞli ktoĞ sam sobie wydaá dwie ksiąĪki, to juĪ na trzecią

dostaje paĔstwową dotacjĊ.

J.N. To sprawiedliwe rozwiązanie, które warto by wprowadziü i u nas. Co wiĊcej, ksiąĪki dotowane

powinny byü dostĊpne za darmo albo za symboliczną cenĊ – przecieĪ obywatel juĪ za ich wydanie

zapáaciá, bo stypendium i dotacje dla pisarza i wydawcy są z podatków. To by byáo uczciwe.

T.S. UczciwoĞü jest niemodna, szczególnie wĞród tych, którzy stoją zgiĊci wpóá.

J.N. Zawsze byli tacy, którzy mieli postawĊ wyprostowaną, i tacy, którzy giĊli kark nerwowo miĊtoląc

czapki.
T.S. I do dzisiaj nic siĊ nie zmieniáo. Jednak w pozycji wyprostowanej wiĊcej widaü. I mimo Īe posiada

ona pewne wady utrudniające Īycie, jest po prostu – elegancka.

Fragmenty rozmowy z kwietnia 2012 r.; caáoĞü ukaĪe siĊ drukiem w Bibliotece Krytyki Literackiej.

background image

Krytyka Literacka 1/3 wiosna 2014

45

Igor Wieczorek OCALIû ANTYUTOPIĉ

Jeszcze kilkanaĞcie lat temu wydawaáo siĊ oczywiste, Īe burzliwy romans literatury z nauką nigdy nie

bĊdzie związkiem równoprawnym. O ile literatura spod znaku science fiction wiĊkszoĞü swoich motywów

czerpaáa z futurologii, o tyle futurologia i inne, bardziej praktyczne dziedziny nauki, stroniáy od literatury.

Nikt rozsądny nie zgodziáby siĊ przecieĪ z twierdzeniem, Īe lądowanie ludzi na KsiĊĪycu byáo moĪliwe

dziĊki literackiej wizji Juliusza Verne’a, a powstanie humanoidalnych robotów zawdziĊczamy wyobraĨni

Mary Shelley.

Wkáad pisarzy w rozwój nauki ograniczaá siĊ wyáącznie do sfery terminologii. I tak na przykáad

funkcjonujący do dziĞ we wszystkich naukach technicznych termin „robot" pochodzi od czeskiego sáowa

robota. WymyĞlony i spopularyzowany zostaá przez Karela ýapka, jednego z pionierów fantastyki

naukowej. Natomiast termin „pozytron” wprowadzony zostaá do fizyki przez innego mistrza fantastyki,

Isaaca Asimova. Zdecydowanym pionierem urzeczywistniania literackiej fantazji w naukowych
badaniach aplikacyjnych okazaá siĊ dopiero Arthur C. Clarke, autor sáynnej Odysei Kosmicznej.

Opracowane przez niego w 1945 r. studium na temat orbitalnego systemu áącznoĞci radiowej aĪ przez

dwanaĞcie lat speániaáo wszelkie wymogi stawiane literaturze SF i zdecydowana wiĊkszoĞü naukowców

uznawaáa je za utopiĊ. Jednak w 1958 r. wizja A. Clarka doczekaáa siĊ praktycznej realizacji, a on sam

uznany zostaá za ojca techniki satelitarnej. W wielu opracowaniach technicznych wymyĞlona przez niego

orbita geostacjonarna nosi nazwĊ „Orbity Clarka”.

W miarĊ upáywu czasu wpáyw literackich fantazji na praktykĊ naukową wyraĨnie przybiera na sile.

JakiĞ czas temu caáy Ğwiat obiegáa informacja o tym, Īe specjaliĞci z amerykaĔskiej agencji ds. rozwoju

nowych technologii DARPA opracowują prototyp cybernetycznego owada szpiegowskiego, którego

pierwszym projektantem jest Thomas A. Eeaston, autor kilku gáoĞnych powieĞci science fiction. PoniewaĪ

konstruowane od dawna w wielu laboratoriach naukowych owadoksztaátne i wĊĪoksztaátne roboty nie

speániają pokáadanych w nich nadziei, specjaliĞci z DARPA postanowili „oĪywiü” cybernetycznego

chrząszcza opisanego przez T. A. Eastona w powieĞci Sparrowhawh. Zamiast traciü czas i pieniądze na

konstruowanie kosztownych robotów – wĊĪy, które potrafią wiü siĊ przez trawĊ i przepáywaü stawy, ale

nie potrafią przemieszczaü siĊ wewnątrz rur, zamiast wzbijaü w powietrze maleĔkie roboty – muchy,

które spadają na ziemiĊ po kilku godzinach lotu, specjaliĞci z DARPA postanowili umieĞciü miniaturowy

zespóá elektronicznych elementów wewnątrz Īywego owada, a nastĊpnie kierowaü jego ruchami za

pomocą fal radiowych. UmoĪliwi to dziaáania w miejscach szczególnie niebezpiecznych i niedostĊpnych

dla czáowieka, takich jak jaskinie, bunkry i miejsca skaĪone radioaktywnie.

Czy ten niewątpliwy sukces cybernetyki bĊdzie równieĪ sukcesem literatury SF? Szczerze mówiąc,

mocno w to wątpiĊ. I to nie tylko dlatego, Īe – jak sáusznie zauwaĪyá Arthur C. Clarke – „Fantastyka

naukowa jest tym, co nie moĪe siĊ zdarzyü – na szczĊĞcie”. Chodzi o coĞ wiĊcej. Chodzi o to, Īe jedną

z najwiĊkszych zalet fantastyki naukowej jest jej antyutopijny charakter. Nie kochamy jej przecieĪ za to,
Īe pozwala nam snuü marzenia o nowym, wspaniaáym Ğwiecie, ale za to, Īe pomaga nam demaskowaü

absurdalny i okrutny charakter utopijnych projektów.

Ambicją Karela ýapka nie byáo przecieĪ doprowadzenie do rozkwitu robotyki, ani – tym bardziej –

wniesienie swojego wkáadu w rozwój wojskowej cybernetyki, a wrĊcz przeciwnie – udzielenie srogiej

przestrogi przed Ğwiadomym uĪyciem nauki i techniki w sáuĪbie wojny. Niektórzy twórcy najnowszej

generacji robotów najwyraĨniej zdają sobie z tego sprawĊ, czego dowodem jest fakt, Īe podczas oficjalnej

wizyty premiera Japonii w Czechach towarzyszący mu humanoidalny robot Asimo przedstawiá siĊ jako

ambasador dobrej woli wszystkich robotów i záoĪyá pod pomnikiem K. ýapka bukiet kwiatów. To bardzo

dobry prognostyk, bo gdyby spoáeczna funkcja literatury SF ograniczona zostaáa do funkcji czysto

uĪytkowej, gdyby rola pisarza SF sprowadzona zostaáa do roli projektanta cybernetycznych owadów

i wĊĪy, to Ğwiat zmieniáby siĊ nie do poznania. I nie byáaby to zmiana na lepsze.

background image

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BO 2014 wiosna 2
TOK POSTĘPOWAIA, Prywatne, Technik administracji, III semestr 2014-wiosna
LDEK 2014 wiosna [z kluczem] (wyd 5 )
Postmodernity and Postmodernism ppt May 2014(3)
Wyklad 04 2014 2015
Norma ISO 9001 2008 ZUT sem 3 2014
9 ćwiczenie 2014
Prawo wyborcze I 2014
2014 ABC DYDAKTYKIid 28414 ppt
prezentacja 1 Stat 2014
21 02 2014 Wykład 1 Sala
MB 7 2014
Ćwiczenia i seminarium 1 IV rok 2014 15 druk
Prezentacja SPSS 2014
praska wiosnao
wyklad4 zo 2014 2
Psychiatria W4 28 04 2014 Zaburzenia spowodowane substancjami psychoaktywnymi

więcej podobnych podstron