Polityka psychiatrii: płeć i związana z nią stronniczość w DSM-IV
T
ERRY
A. K
UPERS
Czwarte wydanie Diagnostic and Stathtical Manuał of Mental Disorders (DSM-IV),
opublikowane przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) w 1994 roku, stanowi
oficjalną listę kategorii diagnostycznych. Zwolennicy tekstu twierdzą, moim zdaniem na wyrost,
ż
e czwarte wydanie stanowi znaczny postęp w stosunku do poprzednich edycji, ponieważ
bardziej precyzyjnie opisuje zaburzenia umysłowe oraz bierze pod uwagę płeć, orientację sek-
sualną oraz pochodzenie etniczne. Twierdzi się, że wprowadzone poprawki przyczyniają się do
większej obiektywności i większej precyzji, a także zwracają uwagę na kontekst kulturowy.
Jednak czy nowe wydanie DSM rzeczywiście stanowi postęp, czy też może jest rygorystycznym
uzasadnieniem dla uznawania za patologiczne zachowań i postaw nie mieszczących się w
głównym nurcie? Na ile udało się autorom przekroczyć bariery odmiennego traktowania płci
obecne w poprzednich edycjach? Aby rzetelnie odpowiedzieć na to pytanie, należy nie tylko
czytać między wierszami, ale też odwołać się do kontekstu społecznego i historycznego.
D
ŁUŻSZA I BARDZIEJ SZCZEGÓŁOWA LISTA KATEGORII DIAGNOSTYCZNYCH
Mówiąc o DSM-IV należy przede wszystkim zauważyć objętość tekstu - osiemset
osiemdziesiąt sześć stron. DSM-I (APA, 1952) liczyła sto trzydzieści stron, DSM - II (APA,
1968) sto trzydzieści cztery strony, DSM-III (APA, 1980) czterysta osiemdziesiąt jeden stron.
(Trzecie wydanie opublikowano również w wersji poprawionej [DSM-III-R] w 1987 roku,
jednak dla uproszczenia wywodu pominę w niniejszym tekście to wydanie). W każdym wydaniu
pojawiają się nowe zaburzenia i nowe sposoby ich klasyfikowania, niektóre zaburzenia są
eliminowane, jak również proponuje się różne poprawki dotyczące interpretacji niektórych
spośród nich, już wcześniej posiadających ustabilizowane znaczenie w literaturze przedmiotu.
Na przykład, w trzecim wydaniu (1980) dodano zaburzenia z napadami lęku panicznego,
pourazowe zaburzenie stresowe, fobie społeczne i agorafobię. W DSM-II ostatnie dwa przypadki
traktowano jako fobie, jednak w DSM--III włączono je do kategorii zaburzeń lękowych. Tekst
DSM-III zmienia również nazewnictwo - na przykład zaburzenia maniakalno-depresyjne (DSM-
II) nazwano zaburzeniem dwubiegunowym - oraz rezygnuje z niektórych kategorii, a zwłaszcza z
homoseksualizmu.
Również DSM-IV zawiera nowe kategorie (zaburzenia lękowe wywołane substancjami,
problemy w kontaktach z rodzeństwem, fizyczne i seksualne wykorzystywanie dorosłych),
zmiany nazewnictwa (wielorakie zaburzenia osobowości stają się dysocjacyjnym zaburzeniem
tożsamości) oraz nowe sposoby grupowania zaburzeń (teraz zaburzenia tożsamości płciowej
obejmują dotychczasowe trzy grupy: zaburzenia tożsamości płciowej u dzieci, nastolatków i osób
dorosłych). W tym wydaniu usunięto również niektóre dotychczasowe kategorie zaburzeń oso-
bowości (zaburzenia osobowości bierno-agresywnej, transseksualizm), natomiast dodano
stosunkowo niewiele, skupiając się na zwiększeniu szczegółowości opisów, przez co
najprawdopodobniej chciano zwiększyć rzetelność ocen podejmowanych na ich podstawie.
Należy również zauważyć, że kategorie zawarte w tekście czwartego wydania w mniejszym
stopniu wykluczają się wzajemnie, tak więc nie ma już potrzeby wykluczać jedną kategorię, po
to, aby zdiagnozować inną. W konsekwencji mamy do czynienia z większym prawdopodo-
bieństwem diagnozowania u pacjenta dwóch lub więcej „współwystepujących” jednostek
chorobowych, na przykład zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych i depresji lub uzależnienia
alkoholowego.
D
WA WYTŁUMACZENIA DLA DŁUŻSZEGO I BARDZIEJ SZCZEGÓŁOWEGO TEKSTU DSM
Dlaczego tekst DSM zwiększył objętość i zawarta w nim lista chorób wydłużyła się? Istnieją
dwie podstawowe odpowiedzi na to pytanie: pierwsza oparta na pozytywistycznym pojęciu
postępu naukowego, a druga na stwierdzeniu, że pojęcia zdrowia psychicznego i chorób
psychicznych konstruowane są społecznie i historycznie.
Według modelu pozytywistycznego - który stanowi filar stanowiska ortodoksyjnej psychiatrii i
uzasadnia jej zwrot ku biologizmowi (krytyka w: Cohen, 1993) - postęp technologiczny i nowe
wyniki badań pozwalają nam diagnozować zaburzenia psychiczne, które istniały od zawsze,
jednak są odkrywane dopiero teraz, ponieważ poprzednio nasze rozumienie funkcjonowania
mózgu i umysłu nie było dotąd tak dobre, jak dziś. Tramie ujmuje to Joel Kovel (1980): „Wyob-
rażenie psychiatrii o sobie, to obraz medycznej profesji, której rozwój jest kwestią coraz
większego opanowywania zjawiska choroby umysłowej, które było obecne zawsze, jako część
natury biernie oczekująca na nadzorującą rękę nauki" (s. 72). Założenie to odzwierciedla
widoczny w tekście DSM-IV szeroki przegląd literatury klinicznej i badawczej oraz
prezentowane w nim próby zrewidowania kategorii diagnostycznych. Celem tych ostatnich jest
sprawdzenie, jaki poziom zgodności diagnoz specjalistów można osiągnąć.
W konsekwencji w pośpiechu opracowuje się „Wytyczne leczenia" dopasowane do kategorii
zawartych w DSM-IV. Na przykład, APA niedawno opublikowało swoje „Wytyczne do leczenia
pacjentów z zaburzeniem dwubiegunowym" (APA, 1994b). Wytyczne takie dają placówkom
medycznym oraz instytucjom ubezpieczeniowym podstawę do wypłacania określonych
ś
wiadczeń i wycofywania się z innych. Tak więc prawda naukowa jest zdefiniowana w
kategoriach konsensusu pewnej grupy klinicystów, głównie psychiatrów mających dużą siłę
przebicia w APA, na temat właściwego diagnozowania i leczenia każdego z zaburzeń.
Pewni, że ich opinie na temat istnienia zaburzeń psychicznych stanowią naukę, która rozwija
się równie szybko, co nieomylnie, psychiatrzy i ich współpracownicy nieprędko odkryją
uprzedzenia i interesy społeczne, które wyznaczają ścieżkę ich naukowych dokonań - jak choćby
fakt, że znaczna część ich badań finansowana jest przez przedsiębiorstwa farmaceutyczne, które
bardzo chciały, aby identyfikowali oni takie zaburzenia psychiczne, dla których jedyną metodą
jest leczenie farmakologiczne.
Według modelu społeczno-historycznego, „zaburzenie i lekarstwo stanowią część tego
samego procesu społecznego i jako jedność podlegają całej historii społeczeństwa, w którym
mają miejsce" (Kovel, 1980: 72). Nasze pojęcie zdrowia psychicznego oraz kategorie zaburzeń
psychicznych konstruowane są społecznie i ludzie posiadający władzę ustalają, co stanowi
zaburzenie psychiczne u tych, nad którymi rozciąga się ich władza (Conrad, 1980; Foucault,
1965). Jean Baker Miller (1976), opierając się na heglowskiej dialektyce pan-niewolnik,
wskazuje, że w imię podtrzymania dominacji, grupa dominująca stanowi model „normalnych
relacji międzyludzkich", podczas gdy grupa podporządkowana postrzegana jest jako w ten czy
inny sposób gorsza (czarnoskórzy są słabsi intelektualnie, kobietami „rządzą emocje"). Przed
amerykańską wojną domową, niewolników, którzy uciekali z plantacji Południa, diagnozowano
jako cierpiących na „drapetomanię", czyli dosłownie „manię uciekania z domu" (Thomas i Sillen,
1974: 2).
W 1860 roku mąż Elizabeth Packard oświadczył, że jest ona szalona, ponieważ nie zgadza się z
jego poglądami religijnymi. A ponieważ prawo stanu Illinois oraz psychiatrzy z domu dla
umysłowo chorych byli po jego stronie, udało mu się zamknąć żonę w takim właśnie szpitalu
(Chesler, 1972). Już w końcu XIX wieku występowało odmienne traktowanie kobiet i mężczyzn
w zeznaniach ludzi, których krewni zamykani byli w szpitalach dla umysłowo chorych (Hughes,
1990). Czy więc we współczesnych nam czasach, kiedy kobiety z klasy średniej masowo poja-
wiają się w miejscu pracy, uznawanie zespołu napięcia przedmiesiączkowego za zaburzenie
psychiczne jest dziełem przypadku?
Teoria społeczna dostarcza dwóch, powiązanych ze sobą odpowiedzi na pytanie, dlaczego
każde kolejne wydanie DSM jest coraz obszerniejsze i coraz bardziej szczegółowe. Po pierwsze,
w ostatnich latach znacznie wzrosła liczba psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów. Jest
coraz więcej leków psychotropowych, a klinicyści leczą coraz większą liczbę pacjentów. Całe to
przedsięwzięcie potrzebuje jakiegoś uzasadnienia. Wrócę do tej kwestii w części tekstu
poświęconej zaburzeniom wieku dziecięcego.
Po drugie, w ciągu ostatniego stulecia nasza świadomość i codzienne życie stają się coraz bardziej
reglamentowane i administrowane, w wyniku czego u przeciętnego człowieka dopuszcza się wy-
stępowania coraz mniejszej liczby zachowań ekscentrycznych, które nie zostałyby uznane za
dewiację. Rewolucja przemysłowa wymagała zdyscyplinowanej, godzącej się na opóźnione
gratyfikacje siły roboczej, która znosiłaby długie godziny ciężkiej pracy za wynagrodzenie,
któremu daleko było do uczciwej płacy. Ci, którzy nie mogli ciężko pracować, musieli być
spychani na margines jako żebracy, kryminaliści lub szaleńcy. W tym właśnie okresie
poczyniono wielkie postępy w opisie takich uwarunkowań psychotycznych, jak dementia
praecox, którą później przemianowano na schizofrenię. W końcu lat dwudziestych ubiegłego
stulecia, a więc wraz z eksplozją konsumeryzmu, pojawiła się potrzeba łagodniejszych diagnoz
dla tych, którzy są zdolni do pracy, wierzą zawartym w kampaniach reklamowych obietnicom, że
kupowanie jednego towaru za drugim doprowadzi ich wprost do szczęścia, a mimo to nie
potrafią osiągnąć szczęśliwości portretowanej w reklamach i filmach. Ludzie ci, którzy są
nieszczęśliwi, choć odnoszą sukcesy muszą być neurotykami. Być może potrzebują
psychoanalizy, psychoterapii, trankwilizatorów albo leków przeciwdepresyjnych.
Model pozytywistyczny zwraca uwagę na gromadzenie wciąż nowych danych empirycznych i
ewolucję coraz bardziej skomplikowanych analiz statystycznych. Model społeczno-historyczny
pozwala zrozumieć, w jaki sposób interesy społeczne kształtują nasze poglądy na
psychopatologię oraz przekonanie o istocie postępu naukowego.
O HOMOSEKSUALIZMIE
Elementem toczonej w końcu lat sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych XX wieku
debaty na temat homoseksualizmu były masowe demonstracje towarzyszące corocznym zgroma-
dzeniom APA. Heteroseksualni mężczyźni, którzy dzierżą władzę w Towarzystwie musieli
ustąpić. W 1973 roku, wskutek głosowania, usunięto kategorię homoseksualizmu z oficjalnej
listy zaburzeń psychicznych. Zmiana ta znalazła odzwierciedlenie w DSM-III w 1980 roku.
Jednak piętnowanie homoseksualizmu nie skończyło się wraz z usunięciem go z kart DSM.
Oficjalny spis zaburzeń psychicznych stanowi zaledwie wierzchołek góry lodowej procesów
patologizacji. Psychologowie i psychoanalitycy nieustannie dopatrują się różnych patologii,
choćby wówczas gdy podejmują decyzję, kiedy interweniować w historię pacjenta i dokonywać
własnej interpretacji.
Zapadają więc ciągle decyzje, by coś interpretować i nie interpretować czegoś innego, a o
wyborach klinicystów decydują ich poglądy na temat normalności i patologii. W latach
dwudziestych XX wieku, analitycy masowo diagnozowali występowanie u kobiet przejawów
zazdrości o męski członek (streszczenie poglądów psychoanalityków na płeć w: Connell, 1994).
Dlaczego nie zdecydowali się, by zamiast tego rozwiązania doszukiwać się patologii w
obronnych potrzebach mężczyzn popychających ich do usuwania kobiet z ośrodków władzy? W
latach sześćdziesiątych, z kolei, analitycy interpretowali radykalne działania młodych ludzi jako
oznakę patologii psychicznej. Dlaczego ich wybór nie padł na interpretowanie bezczynności
pozostałej części społeczeństwa (w tym również ich samych) wobec poważnych niepokojów
społecznych? (Kupers, 1993b).
Nie twierdzę, że uznawanie pewnych cech ludzkich za patologię musi być niewłaściwe.
Sedgwick (1982) przekonująco dowodzi, że podjęta przez libertarian (wyznawców doktryny o
istnieniu wolnej woli) i radykalnych terapeutów próba całkowitego wyeliminowania pojęcia
choroby umysłowej była, delikatnie mówiąc, chybiona. Jednak pozostaje pytanie, które cechy
ludzi uznawać za patologiczne? Dlaczego w całej historii opieki nad zdrowiem psychicznym za
patologię zawsze uznawano homoseksualizm, a homofobia nigdy nie pojawiła się na listach
zaburzeń psychicznych? Nienazwane wprost, a widoczne w tych wyborach uprzedzenia nie
znikną tylko dlatego, że jakąś kategorię zaburzeń wykreślono z oficjalnych spisów.
Jednak usunięcie homoseksualizmu z listy zaburzeń umysłowych stanowi pozytywne posunięcie
w walce z homofobią. W DSM-III homoseksualizm zastąpiono nową kategorią - homosek-
sualizmem odrzucanym przez ego - przeznaczoną dla gejów i lesbijek, którzy woleliby
tożsamość heteroseksualną, jednak mają problemy ze zmianą popędu. Ponieważ kategoria ta stała
się w praktyce zamiennikiem homoseksualizmu jej usunięcie z tekstu DSM-IV było kolejnym
pozytywnym posunięciem, prawdopodobnie wynikającym z większej liczby kobiet i gejów w ze-
spole i grupach roboczych, które opracowały DSM-IV. APA apeluje nawet do organizacji
zawodowych i jednostek „o podjęcie wszelkich możliwych kroków dla zmniejszenia piętna
związanego z homoseksualizmem" (APA, 1993: 686).
Tymczasem homoseksualizm nadal uznawany jest za patologię. Weźmy za przykład
następujące słowa, wypowiedziane przez znanego psychoanalityka Otto Kernberga (1975) dwa
lata po decyzji APA o usunięciu homoseksualizmu z listy zaburzeń:
„Homoseksualizm mężczyzn można klasyfikować na skali ciągłej, różnicującej stopień
patologii internalizacji relacji z obiektem. Po pierwsze, istnieją przypadki homoseksualizmu o
dominujących czynnikach genitalnych, edypowych, w którym homoseksualna relacja
odzwierciedla seksualną podległość wobec rodzica tej samej płci jako obronę przed rywalizacją o
charakterze edypowym. [...] W drugim, poważniejszym typie, homoseksualista przejawia
konfliktową identyfikację z wyobrażeniem własnej matki i traktuje męskich partnerów jako
przedstawienie swojego własnego ja z okresu dzieciństwa. [...] W trzecim typie relacji
homoseksualnej, homoseksualny partner jest „kochany” jako rozszerzenie patologicznie wyol-
brzymionego ja samego pacjenta. [...] Ten najpoważniejszy typ zaangażowania homoseksualnego
charakterystyczny jest dla kontekstu narcystycznej struktury osobowości i stanowi typ
homoseksualizmu o najpoważniejszych prognozach (Kernberg, 1975: 328-329).”
Nie jest mi znana jakakolwiek wypowiedź, w której Kernberg, figurujący jako doradca
autorów DSM-IV, odżegnałby się od tych sformułowań. Tak więc, mimo że homoseksualizm nie
jest już oficjalnie uznawany za zaburzenie, klinicysta idący śladami Kernberga i innych znanych
ekspertów może - zgodnie z DSM-IV - postawić gejowi diagnozę zaburzeń tożsamości płciowej i
pociągu płciowego do mężczyzn (APA, 1994a: 534), narcystycznej osobowości albo fetyszyzmu
transwestytycznego (s. 530) z zaburzeniami osobowości narcystycznej i diagnoza taka może
spotkać się z akceptacją innych klinicystów. Nadal toczy się też debata, czy leczenie
homoseksualizmu powinno stawiać sobie za cel osiągnięcie u pacjenta heteroseksualizmu
(Socarides, Kaufman, Gottlieb i Isay, 1994). Innymi słowy, długo po tym, jak kategoria
homoseksualizmu została usunięta z oficjalnej listy zaburzeń i APA wystosowało apel o
zaprzestanie piętnowania tej orientacji seksualnej, znani klinicyści nadal traktują
homoseksualizm jako patologię, nie przejawiając najmniejszego zamiaru wprowadzenia kategorii
uwzględniającej homofobię.
Z
ABURZENIA KOBIECE
Kobiety zyskały znaczący głos wśród psychiatrycznego establishmentu. Lista autorów DSM-II
(1968) zawierała nazwiska trzydziestu siedmiu mężczyzn i trzech kobiet, podczas gdy na liście
autorów DSM-IV figurują nazwiska dwudziestu sześciu mężczyzn i jedenastu kobiet. (Nie jest
łatwo ustalić, ilu gejów i lesbijek uczestniczyło w pracach nad tekstem). W rezultacie, przed
opublikowaniem tekstu DSM-IV toczyły się zażarte dyskusje, czy uznać za patologiczne niektóre
doświadczenia i cechy kobiet. Chodziło głównie o dwie proponowane kategorie: osobowość
autodestrukcyjną (dla kobiet, które regularnie padają ofiarą brutalnych mężczyzn) i dysforyczne
zaburzenie późnej fazy lutealnej (faza lutealna cyklu miesiączkowego zaczyna się w momencie
owulacji, a kończy miesiączką, a diagnoza ta jest tożsama z zespołem napięcia przed-
miesiączkowego). Psychiatrzy i psychologowie prezentujący podejście feministyczne dowodzili,
ż
e w tym pierwszym wypadku diagnoza piętnuje i wini ofiary przemocy w rodzinie (Caplan,
1987). Ich opinia przeważyła: kategoria osobowości autodestrukcyjnej nie pojawiła się w DSM-
IV. Na liście zaburzeń umieszczono za to seksualne wykorzystywanie dorosłych (APA, 1994a:
682) i przemoc fizyczną wobec dorosłych (s. 682), co pozwoliło klinicystom na diagnozowanie
patologii u sprawcy.
W stosunku do dyskusji nad dysforycznym zaburzeniem późnej fazy lutealnej pojawia się
pytanie o zasadność uznawania za patologię naturalnego cyklu kobiety. A przecież równie dobrze
moglibyśmy dopatrywać się patologicznych cech w męskiej potrzebie unikania jakichkolwiek
oznak emocji i zależności obsesyjnie podtrzymującej wizerunek mężczyzn jako osób silnych
(Spitzer i in., 1989). Dla nazwania tego zaburzenia u mężczyzn zaproponowałem termin
„patologiczna
atymiczność"
(Kupers,
1993a).
Debata
nad
zespołem
napięcia
przedmiesiączkowego (PMS) nie była tak zacięta, jak nad osobowością autodestrukcyjną.
Niektóre kobiety pracujące jako psychiatrzy i psychologowie kliniczni i twierdziły, że uznanie
PMS za zaburzenie może przyczynić się do uwrażliwienia kolegów po fachu na doświadczenia
kobiet. Spór zakończył się kompromisem: kategorię przedmiesiączkowego zaburzenia nastroju
umieszczono w aneksie do DSM-IV, z adnotacją „wymaga dalszych badań".
Jednak nie zapominajmy, że oficjalny spis zaburzeń to zaledwie wierzchołek góry lodowej, gdy
mowa o patologizowaniu zaburzeń. Zazdrość o penisa nigdy nie była oficjalną kategorią
diagnostyczną, a przecież często stawiano taką właśnie diagnozę. Phyllis Chesler (1972)
wyjaśnia, w jaki sposób kryteria diagnostyczne histerii u kobiet służyły podtrzymywaniu ich
podporządkowanego statusu: „Zarówno psychoterapia, jak i małżeństwo pozwala kobietom
wyrazić i rozładować złość poprzez doświadczanie jej jako choroby emocjonalnej, poprzez
przekładanie jej na histeryczne symptomy: oziębłość, chroniczną depresję, fobie i tym podobne"
(s. 122). Histeria jest dzisiaj stwierdzana rzadko, i o wiele bardziej prawdopodobne jest w
przypadku kobiet stawianie diagnozy o zaburzeniach o charakterze zaburzeń osobowości
granicznej, osobowości wielorakiej (toczy się obecnie poważna dyskusja nad istnieniem tego
zaburzenia, połączona z debatą na temat „odkrytych wspomnień" o molestowaniu seksualnym w
dzieciństwie), albo zaburzeniach zsomatyzowanych [zaburzeniach psychicznych objawiających
się somatycznie - przyp. red.]. Judith Herman (1992) zwraca uwagę na fakt, że wśród kobiet, u
których stwierdzono te współczesne diagnostyczne substytuty histerii, znajduje się znaczna
liczba tych, które były molestowane seksualnie jako dziewczynki, jednak stawiane rozpoznania
odwracają uwagę od wczesnych urazów i koncentrują działania klinicystów na wadach
osobowości kobiet. Herman twierdzi, że zamiast diagnozować u tak wielu kobiet zaburzenia
osobowości granicznej i zaburzenia zsomatyzowane, powinno się rozważyć możliwość stwo-
rzenia kategorii „złożonych pourazowych zaburzeń stresowych" - pozostałość po częstym
molestowaniu seksualnym i fizycznym w okresie dzieciństwa. Jak dotąd nie znalazły miejsca w
DSM złożone pourazowe zaburzenia stresowe.
Krytykę wybiórczego uznawania za patologię niektórych cech kobiet wygłaszali również
pracownicy Stone Center w Wellesley College (Jordan, Kapłan, Miller, Stiver i Surrey, 1991).
Twierdzą oni, że charakterystyczne dla naszej kultury przecenianie autonomii i niezależności nie
jest do końca właściwe z punktu widzenia społeczności i zdolności do wytwarzania intymnych
więzi, a u podstaw tradycyjnych opisów psychopatologii leży czysto męskie pojęcie niezależności
i autonomii. U kobiet stwierdza się patologie, ponieważ kładą one nacisk na relacje i wzajemne
zależności między ludźmi. Personel Stone Center nawołuje do ponownego wyznaczenia granicy
między patologią a zdrowiem psychicznym, po to, aby kobiece potrzeby więzi i wspólnoty
można było traktować jako cechę godną podziwu, a nie symptom chorobowy.
Apel grupy Stone Center przeszedł bez echa w APA. Kategoria zaburzeń osobowości zależnej
została utrzymana w DSM-IV i przypisywana jest kobietom znacznie częściej niż mężczyznom, a
jednocześnie nie stworzono żadnej kategorii, która obejmowałaby obawy mężczyzn przed
wytwarzaniem intymnych więzi i zależnością. Tymczasem opis osobowości zależnej zawiera
właśnie to uprzedzenie, które niepokoi klinicystów ze Stone Center. Zastanówmy się na przykład
nad następującym zdaniem: „Jednostki z tym zaburzeniem mają trudności z inicjowaniem
przedsięwzięć i podejmowaniem niezależnych działań" (APA, 1994a: 666). Często się zdarza, że
problemy w miejscu pracy stawiają przed nami wybór: jednostka może wystąpić z całkowicie
niezależnym rozwiązaniem i otrzymać za to nagrodę przy najbliższej możliwości awansu, albo
też znaleźć rozwiązanie we współpracy z innymi i dzielić się z nimi nagrodą za rozwiązanie
problemu. Wygląda więc na to, że psychiatria oficjalnie uznała działania indywidualistyczne za
właściwe, a poszukiwanie rozwiązania problemu we współpracy z innymi (do którego we
współczesnych nam przedsiębiorstwach częściej odwołują się kobiety) za patologiczne. Tak
więc, chociaż tekst DSM-IV wprowadził wiele ulepszeń, łagodzących odmienne traktowanie
kobiet i mężczyzn, wiele problemów związanych z uprzedzeniami wobec kobiet pozostało.
Co Z MĘŻCZYZNAMI?
Wspomniano już o kilku jednostkach chorobowych, które mogłyby znaleźć się w DSM,
jednak ich tam nie umieszczono: homofobia, „patologiczna atymiczność" i lęk przed zależnością.
Są też inne zachowania mężczyzn, które moglibyśmy uznać za patologiczne: zależność od
pornografii, pracoholizm, brak potrzeby nawiązywania przyjaźni, potrzeba podbojów
seksualnych, tendencja do reagowania na starzenie się porzucaniem partnerki w tym samym
wieku i wiązaniem się z kobietą w wieku własnych dzieci itd.
DSM-IV zawiera krótkie, lecz wiele mówiące stwierdzenie na temat proporcji kobiet i mężczyzn
w każdym z opisanych zaburzeń psychicznych. Zaburzenia diagnozowane częściej u pacjentów
płci męskiej obejmują zaburzenia zachowania chłopców i młodych mężczyzn, zaburzenia
osobowości obsesyjno-kompulsyjnej (w odróżnieniu od zaburzenia obsesyjno-kompulsyjnego,
którego rozkład jest taki sam w przypadku obydwu płci), zaburzenia osobowości narcystycznej,
parafilie, zaburzenia osobowości antyspołecznej, sporadyczne zaburzenia o charakterze
wybuchowym oraz uzależnienie od hazardu. Na liście zaburzeń częściej diagnozowanych u
kobiet znajdują się histrionicznie zaburzenia osobowości, niektóre formy depresji, jadłowstręt,
dysocjacyjne zaburzenia tożsamości, kleptomania, zaburzenia z napadami lęku panicznego,
zaburzenia zsomatyzowane, agorafobia oraz zaburzenia osobowości typu borderline. Czy można
wskazać na bardziej oczywiste odzwierciedlenie stereotypów płci? Jednak dlaczego te same
cechy składające się na stereotypy - nieczuły, zorientowany na działanie, seksualnie agresywny i
niewłaściwie zachowujący się mężczyzna oraz emocjonalna, zależna, dbająca o wagę własnego
ciała, wystraszona i słabowita kobieta - w tak dużym stopniu stają się wyznacznikiem patologii u
każdej z płci? Być może kategorie diagnostyczne wyznaczają górną granicę dla tych cech, które
znajdują społeczną aprobatę u kobiet i mężczyzn. Chłopcy mają być aktywni, twardzi, agresywni,
stabilni, racjonalni i nastawieni na przygody seksualne. Jednak kiedy chłopcy stają się zbyt
agresywni, stwierdza się u nich zaburzenia zachowania albo sporadyczne zaburzenia o
charakterze wybuchowym, a zbyt stabilnym mężczyznom stawia się diagnozę osobowości o
zaburzeniach obsesyjno-kompulsyjnych. Kiedy mężczyźni zbyt drastycznie łamią reguły
obowiązujące w sferze seksualnej, rozpoznaje się u nich parafilię. I tak dalej. Trochę przypomina
to sytuację w uczelnianych drużynach futbolowych, w których u zawodników promuje się
agresję, a później trzeba uspokajać niektórych z nich, kiedy wywołują powszechne oburzenie
gwałcąc kobietę po meczu. Zaburzenia psychiczne diagnozowane przeważnie u mężczyzn,
podobnie jak kary wymierzane zbyt agresywnym futbolistom, mają trzymać w karbach te same
zachowania, które są u mężczyzn promowane. Podobnie rzecz się ma z kobietami. Od wczesnego
dzieciństwa zachęca się je do działań emocjonalnych i wytwarzania więzi z innymi, jednak gdy
stają się zbyt emocjonalne, stawia się im diagnozę histrionicznego zaburzenia osobowości, a
kiedy zbytnio wiążą się z innymi, stwierdza się zaburzenia osobowości zależnej. Jak widać
niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek, przemawia za możliwością stworzenia nowych, lepszych niż
poprzednie wizji męskości i kobiecości w tekście DSM-IV.
Z
ABURZENIA OKRESU DZIECIĘCEGO A KSZTAŁTOWANIE PŁCI KULTUROWEJ
Mówiąc o części DSM-IV poświęconej zaburzeniom okresu dzieciństwa i młodości, należy
przede wszystkim zauważyć, że ich lista staje się coraz dłuższa. W DSM-II (1968) wyróżniono
dwie grupy łączące łącznie siedem zaburzeń, podczas gdy DSM-IV (1994a) zawiera dziesięć
grup i trzydzieści dwa zaburzenia. Listę zaburzeń okresu dzieciństwa i młodości powiększono
głównie między drugim a trzecim wydaniem DSM, a autorzy czwartego wydania kładli nacisk
raczej na szczegółowe opisanie ustalonych zaburzeń niż na uzupełnianie oficjalnej listy o nowe
przypadki. Mimo to jednak liczba dzieci odwiedzających specjalistów z dziedziny zdrowia
psychicznego, poddawanych psychoterapii i przyjmujących leki psychotropowe wzrasta, przy
czym do specjalistów trafiają coraz młodsze dzieci.
Rozważmy następujące zaburzenia wieku dziecięcego zamieszczone w DSM-IV: zespół zaburzeń
uwagi, zaburzenia opozycyjno-buntownicze i zaburzenia tożsamości płciowej. Co by się stało,
gdyby jedno lub więcej z tych zaburzeń rozpoznano u sześcio- lub ośmioletniego Oscara
Wilde'a? Gdyby dla obniżenia poziomu energii przepisano mu wtedy ritalinę albo postanowiono
kontrolować prezentowane przez niego, dalekie od konformizmu pojęcia płci i seksualności za
pomocą prozacu? A gdyby w tamtych czasach istniał sposób pozwalający przewidzieć, które
dzieci okażą się później gejami albo jednostkami aspołecznymi (badania tego typu prowadzi się
obecnie na dużą skalę), który pozwoliłby na terapię prewencyjną? Czy wizja Wilde'a pozostałaby
taka sama? Czy stworzyłby wielką literaturę? Rozważania te nie mają sugerować, że Wilde
cierpiał na zaburzenia psychiczne, ani też że zaburzenia psychiczne są warunkiem koniecznym
dla wytworów geniuszu. Odwołuję się do przykładu Oscara Wilde'a po to, by zilustrować tezę, że
wczesne diagnozowanie i leczenie zaburzeń umysłowych u dzieci niesie ryzyko piętnowania
ludzi niezwykłych, ponieważ zmniejsza tolerancję dla eksperymentów w obszarze ról płciowych
i tym samym ogranicza historyczne możliwości zmiany relacji między kobietami i mężczyznami
poprzez zmianę znaczeń zawartych w ramach płci kulturowej. Oczywiście w wypadku
niektórych dzieci, na przykład tych, które nałogowo wyrywają sobie włosy z głowy albo nie
potrafią usiedzieć spokojnie na tyle długo, by odrobić zadaną przez nauczyciela pracę domową,
interwencja specjalisty może przynieść dobre skutki. Nie zamierzam tu dowodzić, że którekol-
wiek konkretne dziecko nie powinno być poddawane terapii. Jednak w sytuacji, w której
niespotykana dotychczas liczba dzieci wędruje do specjalistów, musimy zastanowić się nad
uwarunkowaniami i skutkami społecznymi. Jednym z nich jest sytuacja, w której analiza
problemów społecznych zaczyna się sprowadzać do poszukiwania psychopatologii u
poszczególnych dzieci. Rozważmy przykład szkół publicznych. Nauczyciele mają coraz większe
problemy z utrzymaniem porządku w zbyt licznych klasach, w których uczniów przybywa wraz
ze zmniejszaniem nakładów na szkolnictwo. Nauczyciel lub nauczycielka nie może zmniejszyć
liczby uczniów w klasie, ale może powiedzieć rodzicom dzieci stwarzających najpoważniejsze
problemy, że ich potomstwo cierpi na zespół zaburzeń uwagi i nadpobudliwość psychoruchową
(ADHD) i powinno być leczone ritaliną. Ogólnie rzecz ujmując, właśnie kiedy wątpimy w
skuteczność procesów przemiany społecznej - na przykład domagając się wyższego priorytetu dla
szkolnictwa - najczęściej redukujemy problemy społeczne do patologii jednostek. Breggin i
Breggin (1994) omawiają niebezpieczeństwa wynikające z tej tendencji, chociaż w swojej pracy
polaryzują dyskusję, minimalizując pozytywny wpływ psychiatrii dziecięcej i psychoterapii
dzieci.
Oczywiście na dążeniu do wczesnego wykrywania zaburzeń psychicznych u dzieci można
nieźle zarobić. W jeszcze większym stopniu alarmujący jest jednak fakt, że społeczeństwo zabrało
się do wczesnego korygowania wszystkich odchyleń od „właściwej" drogi rozwoju. W miarę, jak
nasze życie jako pracowników i konsumentów staje się coraz bardziej naznaczone rutyną - i
coraz bardziej powiększa się przepaść między biednymi i bogatymi - przerażeni rodzice coraz
częściej zaczynają się zastanawiać, czy ich dzieci znajdą się w grupie zwycięzców czy też wśród
pokonanych. To, z kolei, daje im motywację, by uważać na pierwsze symptomy zaburzeń
psychicznych i zabierać dziecko do psychiatry lub psychologa natychmiast, gdy zauważą
pierwsze oznaki nadaktywności, niepowodzeń szkolnych, impulsywnego zachowania lub
nieprawidłowości związanych z nieodpowiednimi dla swojej płci zachowaniami.
Występują oczywiście różnice miedzy poszczególnymi rasami i klasami społecznymi.
Postawienie diagnozy typu zaburzeń zachowania czy zaburzenia opozycyjno-buntownicznego nie
zawsze prowadzi do odpowiedniego leczenia w wypadku dzieci z biednych dzielnic (publiczny
system psychiatrycznej opieki zdrowotnej gwałtownie się kurczy). Jednak diagnoza taka z
pewnością przyczynia się do usprawiedliwiania faktu, że w porównaniu z rówieśnikami
wywodzącymi się z klasy średniej, dzieci z rodzin o niskich dochodach, zamieszkujące
najbiedniejsze dzielnice miast mają mniejszą szansę na znalezienie satysfakcjonującej ich pracy,
za to z o wiele większym prawdopodobieństwem trafią za kratki. Ludzie zaczynają już wierzyć,
ż
e to patologie psychiczne, a nie nierówności społeczne, są przyczyną bezrobocia i wzrostu
przestępczości. Uznając za patologie wciąż nowe przejawy zachowań „nietypowych", mimo-
wolnie usztywniamy granice tego, co uznaje się za „normalne" zachowanie dziewczynek i
chłopców. DSM-IV milczy na temat tej społecznej nierówności i milczenie to niepokoi.
W
NIOSKI
DSM-IV z pewnością stanowi postęp w stosunku do poprzednich wydań. W grupach
roboczych przygotowujących tekst czwartego wydania uczestniczyło więcej kobiet. Z listy
zaburzeń usunięto homoseksualizm oraz figurujący w DSM-III homoseksualizm ego-dystoni-
czny. Propozycja rozszerzenia listy zaburzeń o kategorię osobowości autodestrukcyjnej została
odrzucona, natomiast pojawiły się fragmenty dotyczące różnic rasowych i etnicznych (które nie
idą dość daleko, by wyeliminować uprzedzenia rasowe z procesu diagnostycznego - jednak ten
temat zostawię do późniejszej dyskusji). Tekst DSM zwiększa objętość, opisy zaburzeń psychicz-
nych stają się coraz bardziej skodyfikowane, a psychiatria ma niewiele - lub wręcz nic - do
powiedzenia na temat społecznych uwarunkowań identyfikowanych przez siebie patologii.
Tradycyjna psychiatria spogląda wstecz, diagnozując choroby psychiczne u tych, którzy nie
pasują do przypisanych im wcześniej ról społecznych. Emocjonalność i asertywność kobiet, bunt
członków grup mniejszościowych i homoseksualizm zawsze uznawane były za patologię. Wraz z
procesem, dzięki któremu uprzednio piętnowane grupy zyskują władzę wśród profesji zajmują-
cych się zdrowiem psychicznym, zmieniają się diagnozy. Treść DSM-IV odzwierciedla godny
pochwały postęp w sprawie uwzględnienia zróżnicowanych grup oraz pokazuje zgodne wysiłki
autorów, zmierzające do minimalizowania odmiennego traktowania płci i homofobii wszędzie
tam, gdzie można się tych zjawisk dopatrywać. Mimo to jednak DSM-IV dopatruje się patologii
w odchodzeniu od ustalonych w przeszłości ról płciowych.
Potrzeba nam nie dłuższej i bardziej szczegółowej listy zaburzeń psychicznych, lecz systemu
klasyfikowania psychopatologii, któremu przyświeca wizja lepszego społeczeństwa. Możemy
zacząć od stworzenia wizji takiego społeczeństwa, w którym zapanuje równość płci i w którym
nie będzie homofobii ani innych form dominacji. Następnie, posługując się tą wizją, możemy
uznać za patologiczne te cechy, które prowadziłyby do dysfunkcji jednostki w ramach bardziej
egalitarnego i bardziej sprawiedliwego porządku społecznego. Rasizm, mizoginizm i homofobia
znalazłyby się na pierwszym miejscu listy psychopatologii. Taki sposób określania patologii mógłby
się nawet przyczynić do tworzenia wizji lepszego społeczeństwa. Niestety, zmiany wprowadzone do
tekstu DSM-IV nie tylko nie rozwiązują problemu nierównego traktowania płci i homofobii, ale też
służą przede wszystkim uspokajaniu tych, którzy protestują przeciwko tworzeniu coraz bardziej
konformistycznej klasyfikacji psychopatologii.