artykuł nie opublikowany
Andrzej Jędraszko
Andreas Billert
POLSKA PRZESTRZEŃ – POLSKIE MIASTA
SODOMA I GOMORA W SERCU EUROPY
Przestrzeń osiedli ludzkich jest obszarem realizacji ludzkiej godności. Niezależnie
jednak od tej jej funkcji, istota planowania przestrzennego wynika z faktu, że jego cele,
charakter i rola, zakres i instytucje, instrumenty działania , a także metody i techniki
ukazują generalne cechy ustrojowe państwa, jak i z tego, że widoczny wynik planowania
przestrzennego, pozwala określać potencjalnym inwestorom szanse i stopień
bezpieczeństwa dla ich inwestycji.
Polska okresu transformacji stała się „unikalnym” obszarem Unii Europejskiej, na którym
króluje chaos przestrzenny. Samo pojęcie takiego chaosu jest np. u zachodnich
sąsiadów Polski pojęciem nieznanym i wewnętrznie sprzecznym. Wprowadzając do
internetowej wyszukiwarki polskie pojęcie „chaos przestrzenny”, otrzymujemy
natychmiast 14 bitych stron z najróżniejszymi polskimi artykułami biadającymi nad
chaosem przestrzennym miast. Podjęcie tej samej próby z niemieckim tłumaczeniem
tego terminu, daje wynik zerowy.
Ow chaos przestrzenny charakteryzujący przestrzeń państwa polskiego, nie jest przy
tym równoznaczny z zaniedbaniem, dekapitalizacją przestrzeni i zasobów, bowiem takie
przykłady znaleźć można w wielu krajach europejskich. W Polsce występują oba
zjawiska jednocześnie, co jest przede wszystkim charakterystyczne dla
pozaeuropejskich krajów „trzeciego świata”.
Chaos urbanistyczny miast „trzeciego świata”, połączony z zaniedbaniem i destrukcją
przestrzeni i zasobów, to wynik połączeniu złej sytuacji i kontrastów społeczno –
ekonomicznych, ze słabością prawa i z korupcją. Zagraniczni znajomi i przyjaciele z
branży urbanistycznej, z którymi niejednokrotnie przemierzaliśmy polskie miasta, z
reguły odczytywali polską przestrzeń w takich kategoriach.
1
Zdaniem socjologa miasta - prof. Jałowieckiego - do stolic najbiedniejszych państw
afrykańskich upodabniają miasta polskie nie tylko błoto i brud, czy charakterystyczne dla
miast „trzeciego świata” chaotyczne zawłaszczanie przestrzeni publicznej, ale przede
wszystkim chaos i nieład przestrzenny – funkcjonalny i architektoniczny. Zakład
wulkanizacyjny przy ul. Wołoskiej przypomina prof. Jałowieckiemu podobny, spotkany w
kenijskim mieście Mombasa. (Życie Warszawy – 31.05.06). Pilny czytelnik polskiego
hasła internetowego „chaos przestrzenny”, znajdzie jego opisy dla wielu polskich miast,
a krytyka zasad kształtowania przestrzeni obejmuje długie listy polskich artykułów takich
wybitnych polskich fachowców jak m.in.: Piotr Lorens, Tadeusz Markowski, Jerzy
Parysek, Hanka Zaniewska, Zygmunt Ziobrowski, Janusz Korzeń, Sławomira Gzella i
wielu, wielu innych. Również i autorzy niniejszego artykułu zajmowali się tym problemem
w polskich i zagranicznych publikacjach fachowych.
Opublikowany w 2003 roku Raport Krajowego Sekretariatu „HABITAT” : „Bariery i
problemy gospodarki przestrzennej w Polsce (sfera planowania i zagospodarowania
przestrzennego) (http://www.mtib.gov.pl/prezentacje/169.html) nie pozostawia również
suchej nitki na polskim prawie planistycznym a stan polskiej przestrzeni zurbanizowanej
określa jako w najwyższym stopniu kryzysowy. Przyczyny tego stanu rzeczy upatruje w
polskim systemie prawnym, pełnym luk, sprzeczności, błędów i nierealnych regulacji.
Według Raportu, nawet dobre inicjatywy legislacyjne nie przynoszą poprawy, gdyż cały
system prawny, kształtujący reguły gospodarki przestrzennej jest niespójny i nie
skoordynowany. Również wdrażanie prawa jest złe, gdyż instytucje sektora publicznego
są za słabe a instrumenty prawne nieadekwatne do potrzeb. Administracja
urbanistyczna jest nieliczna, publiczne instytucje planowania przestrzennego zostały w
latach dziewięćdziesiątych zdziesiątkowane, w wyniku politycznych kampanii
prowadzonych w teorii pod hasłem „zmniejszenia biurokracji”. Praktycznie kształt
polskiej przestrzeni miast i wsi zdominowały dewastujące je gry rynkowe, realizujące
wyłącznie egoistyczne cele i interesy indywidualnych i grupowych podmiotów.
Olbrzymi front krytyki tej sytuacji ze strony fachowców, spływa jednak po polityce jak
woda po kaczce.
2
Nie jest bowiem dla nikogo tajemnicą, że problemy ładu przestrzennego i
ekonomicznego nie są w Polsce priorytetem politycznym, a większość społeczeństwa,
odnosi się do jakości przestrzeni w której żyje z obojętnością ludzi znużonych
trudnościami życia codziennego. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wiele pokoleń
Polaków zna tylko „złą przestrzeń”, czy to tę zniszczoną przez wojnę, przez zaniedbania
okresu komunistycznego, czy też - jak obecnie – chaotyzowaną radosną twórczością
przaśnego wydania polskiego neoliberalizmu. Politycy nie rozumieją tych problemów
albo ich nie doceniają i nie są świadomi faktu, że wadliwe zagospodarowanie
przestrzeni ma niekorzystny wpływ na nasze codzienne życie, a co gorsza, ma fatalny
wpływ na rozwój gospodarczy. W konkurencji z innymi obszarami europejskimi –
powiadają autorzy wspomnianego Raportu - Polska systematycznie przegrywa w
konkurencji o wysokiej jakości inwestycje. Inni oferują atrakcyjniejsze miasta, co dziś
oznacza zarówno wysoką jakość przestrzenno – funkcjonalną, jak i lepsze szkoły, czy
czyste środowisko. Czynniki lokalizacyjne wypływające z walorów ładu przestrzennego,
stanowią dziś niezmiernie istotne, jeżeli nie podstawowe warunki dla pozyskiwania
nowoczesnych inwestycji i sprzyjania rozwojowi ekonomicznemu, czego nie rozumie
jeszcze polska klasa polityczna. Z tej też racji Polska staje się w coraz większym stopniu
obszarem penetracji tanich inwestycji, wykorzystujących wyłącznie walor niskiej ceny
pracy, niezintegrowanych z potencjałami lokalnymi, nie inicjujących tych potencjałów,
nie tworzących stabilnych sieci produkcyjno – usługowo – naukowych. Tam bowiem,
gdzie nie ma inteligentnego planowania i zarządzania przestrzenią, tam pojawia się
inwestycyjny „szrot” - niestabilne i niezintegrowane potencjały gospodarcze, obliczone
wyłącznie na szybki zysk i transfer kapitałów, a nie na tworzenie zintegrowanych i
trwałych struktur gospodarczych, czy też wysokiej jakości mieszkalnictwa, pracy i usług.
Termin „inwestor”, a szczególnie „inwestor zagraniczny”, nabrał w Polsce jakości
magicznej, opartej o archaiczne „neoindustrialno – fordystyczne” przekonanie, że
gospodarka to masa dymiących kominów, to branie wszystkiego – jak leci - a rozwój
miasta, to proces pożerania przestrzeni przez masę zabudowy mieszkalnej i
wymuszanie lokalizacji dla centrów handlowych. Dlatego też na zżeraną korupcyjnymi
machinacjami gospodarkę przestrzenną, nie mających nowoczesnych planów
przestrzennych ani skutecznej kontroli budowlanej i urbanistycznej, łakomym okiem
3
spoglądają przede wszystkim zagraniczni inwestorzy stacji benzynowych, centrów
handlowych i biurowych oraz lokalne „lwy budowlane”, dokonujące permanentnej
suburbanizacji i dezorganizacji przestrzennej miast za pomocą swych niewysokiej
jakości, szybko zwracających kapitały produktów własnościowego budownictwa
mieszkaniowego. Towarzyszą im, zaśmiecający krajobraz, pojedynczy inwestorzy
jednorodzinnych „volksdworków”.
Ta przaśna, neoliberalno - ludowa i neoindustrialna metalność polityczna zagraża nie
tylko ładowi przestrzennemu polskich miast, ale blokuje całkowicie i dramatycznie
potrzebną rewitalizację ich zdegradowanych obszarów – szczególnie centrów miejskich.
Tak więc, obok chaosu przestrzennego, w miastach polskich ma obecnie miejsce
proces postępującej zapaści śródmieść. Wbrew powszechnym w Polsce przekonaniom,
rewitalizacja miasta w sensie europejskim, nie jest ani wysublimowaną działalnością
skierowaną na gentryfikację niewielkich obszarów starej zabudowy, ani ochroną i
odbudową zabytków. Jest ona dziś w Europie bodajże najważniejszym zadaniem
planowania przestrzennego, określanym jako „jakościowy i zintegrowany rozwój miast” i
wymaga nowych, szczególnych instrumentów prawnych i planistycznych – często
bardzo restrykcyjnych - jak i bardzo inteligentnego i skomplikowanego systemu
zarządzania przestrzenią przez sektor publiczny. Brak procesów odnowy miast, jest
kolejnym tematem nieustannych skarg i krytyki polskich specjalistów. Pomimo istnienia
jasnych zasad, mówiących na czym procesy te winny polegać, a których dostarczył w
polskiej literaturze fachowej wybitny ekonomista miasta - Tadeusz Markowski – jak i
dramatycznych wysiłków w kierunku uruchomienia procesów rewitalizacji takich
wybitnych polskich specjalistów jak Krzysztof Skalski z Krakowa czy Ewa Kipta z
Lublina, nie tylko, brak jest dotąd prawnych regulacji dla odnowy miast, ale
równocześnie polityka państwa zablokowała możliwość sensownej reformy polskiego
prawa i praktyki planistycznej w tej dziedzinie, którą Unia Europejska zainicjowała swym
programem znanym pod nazwą Lokalnego Programu Rewitalizacji. Unia Europejska
oddziałuje bowiem na rozwój zagospodarowania przestrzennego i rewitalizacji polityką,
przyznającą państwom członkowskim wspierające środki finansowe. Takim funduszem
jest w szczególności Europejski Funduszu Rozwoju Regionalnego. Wymaga on jednak
zgodności planowanych zamierzeń (projektów) z europejskimi zasadami
4
zagospodarowania przestrzennego i zasadami ochrony środowiska i dóbr kultury; brak
takiej zgodności może prowadzić do nie przyznania tych środków. Fundusz ten
obejmuje również środki na rozwój i rewitalizację miast. Lokalny Program Rewitalizacji,
oparty jest o doświadczenia europejskie programów URBAN. Przy udziale francuskich i
niemieckich specjalistów, opracowano nawet dla jego przygotowania specjalny
podręcznik (Carl A. Heller Rewitalizacja obszarów miejskich. Praktyczny przewodnik:
Jak opracować plan rozwoju? – Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego w Polsce.
Projekt Bliźniaczy – Przygotowanie do wdrażania ERDF w Polsce, www.erdf.edu.pl).
Wbrew potocznym opiniom i wyobrażeniom, jest to program, który nie tylko otwiera
polskim gminom drogę do uzyskania środków finansowych dla uruchomienia
jakościowej odnowy i rozwoju miast, ale w zamyśle Unii ma wywołać strukturalne
zmiany w zakresie polskiego prawa planistycznego, w sposobach działania
administracji, rozwijać szeroką partycypację społeczną i pomóc tworzyć nowoczesne
formy współpracy publiczno – prywatnej. W praktyce oznacza to m.in. konieczność
wprowadzenia nowych instrumentów planistycznych – tzw. zintegrowanego planowania
rozwoju na poziomie ogólnomiejskim i dzielnicowym. Mają one integrować planowanie
społeczno – gospodarcze i przestrzenne, uzyskując równocześnie od strony
merytorycznej, charakter wiodącego planowania gmin, któremu merytorycznie
podporządkowane winny zostać postanowienia planowania ustawowego. Unia
Europejska zakłada, że w ramach tego planowania, wiodącą rolę odzyskać ma
klasyczny „plan ogólny zagospodarowania przestrzennego gminy”, wyznaczający ścisłe
ramy dla sposobu użytkowania gruntów opartego na zasadach zrównoważonego
rozwoju i oszczędnego gospodarowania zasobami przestrzennymi, tak, jak to ma
powszechnie miejsce w krajach unijnych. Jak wiadomo, ten rodzaj planu Polska
zlikwidowała w ramach odeuropeizowania swojego systemu prawno – planistycznego,
zastępując go wątpliwej przydatności instrumentem „Studium uwarunkowań i kierunków
zagospodarowania”. Z instrukcji skierowanych przez polskie Ministerstwo Gospodarki do
gmin wynika, że albo zasady przygotowywania i realizowania Lokalnych Programów
Rewitalizacji nie zostały tam zrozumiane, albo zamierza się uzyskać fundusze unijne
bez reformowania prawa i praktyki planistycznej. Lokalne Programy Rewitalizacji zostały
zredukowane w tych instrukcjach do roli formalnych „załączników” do wniosków o
5
pieniądze unijne. Nie było tam mowy ani o integracji planowania, ani o konieczności
realizowania nowej, europejskiej kultury planistycznej. Stało się już regułą, że impulsy
europejskie w zakresie zintegrowanego planowania rozwoju przestrzennego i społeczno
– gospodarczego, nabierają w Polsce formy dokumentów – alibi, nie mających ani
związku, ani wpływu na realne planowanie i zagospodarowywanie przestrzeni,
realizowane wg wadliwej polskiej ustawy o planowaniu przestrzennym.
W ten sposób, odrodził się w neoliberalnej wersji, komunistyczny dualizm między
deklaratorskimi zasadami a praktyką działania w planowaniu przestrzennym.
Deklarowany w polskiej ustawie „ład przestrzenny” i „zrównoważony rozwój” nijak się ma
do realiów przestrzennych ani do postanowień dokumentów i strategii
przygotowywanych zgodnie z życzeniami unijnymi. W Poznaniu, gdzie brak co prawda
jeszcze dostatecznej integracji między planowaniem rozwoju i procedurami prawno –
planistycznymi udało się miastu wyjść poza zdawkowość większości takich dokumentów
produkowanych masowo przez gminy. Traktując Program jako dokument kroczący,
udało się zbliżyć do europejskich zasad jego budowania i podjąć zintegrowane
planowanie a w pierwszym rzędzie wywołać udział społeczeństwa obywatelskiego w
planowaniu. Kolejnym krokiem będzie podjęcie próby integracji prywatnych i publicznych
potencjałów inwestycyjnych dla realizacji zadań rewitalizacyjnych na wybranym w
sensowny sposób obszarze śródmieścia. Analityczna sumienność autorów
poznańskiego Programu, przyniosło również istotne wnioski dotyczące krytycznej – jak
się okazało - sytuacji rozwojowej miasta. Śródmieście Poznania utraciło w ciągu
ostatnich 7 lat z górą 20.000 mieszkańców. Pustostany rzucają się tam w oczy, a cały
obszar podlega dramatycznemu procesowi dekapitalizacji powierzchni mieszkaniowej i
segregacji społecznej. Stanowi on obecnie teren miasta o najwyższych wskaźnikach
bezrobocia, problemów socjalnych, przestępczości i poziomu przedsiębiorczości
mieszkańców. Należący do tego obszaru Ostrów Tumski – miejsce narodzin polskiego
chrześcijaństwa i polskiej państwowości, jest dziś przykładem obszaru zdegradowanego
i jednym z poważniejszych problemów rozwojowych miasta. Z danych statystycznych
wynika również, że – podobnie, jak było to w krajach zachodnich w latach 50-tych i 60-
tych – proces zapaści śródmieścia Poznania jest zjawiskiem równoległym z
dynamicznym rozwojem budownictwa deweloperskiego na peryferiach, ściągającego
6
większość potencjałów finansowych, kierowanych na budownictwo, z katastrofalnym
skutkiem dla zdekapitalizowanych zasobów śródmieścia. W ten sposób ujawniły się w
widoczny sposób skutki polityki przestrzennej opartej o prymitywne prawo planistyczne,
skierowane wyłącznie na wspieranie nowej zabudowy ekscesywnie wywoływanej
planami miejscowymi.
Nie sposób zrozumieć, że dramatyczna sytuacja przestrzenna miast polskich nie
zmobilizowała - jak dotąd - kolejnych ekip rządzących do podjęcia przeciwdziałania
istniejącemu kryzysowi polskiej przestrzeni.
Antyeuropejskość polskiego prawa planistycznego i polskiej polityki przestrzennej
powoduje równocześnie brak jakiegokolwiek dialogu polskich urbanistów z ich
europejskimi kolegami. Powoli jednak europejscy fachowcy orientują się, że Polska
zlikwidowała praktycznie planowanie przestrzenne, zastępując je wydawaniem
pojedynczych aktów prawno – planistycznych, zwanych „planami miejscowymi” i
wydawanymi ad hoc decyzjami o zabudowie, z których niektóre obejmują jeden domek
jednorodzinny, wzgl. stację benzynową, inne kompleksy nowych mieszkań
własnościowych, zagarniających coraz żarłoczniej dotąd naturalne, peryferyjne obszary
miast.
Polska, ignorując standardy Unii Europejskiej w zakresie planowania przestrzennego,
zignorowała fakt podpisania przez siebie wielu umów międzynarodowych i europejskich
uchwalanych na szeregu konferencjach międzynarodowych, którym przewodniczyła
ONZ, wzgl. Unia Europejska. Polska, ze swą Ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu
przestrzennym z 2003 roku, jest przy tym jedynym krajem Unii, który gra w poprzek
europejskiego i światowego boiska polityki przestrzennej. Wszyscy grają tam w oparciu
o system zmierzający do wbicia bramki uporządkowanego rozwoju przestrzennego,
polscy gracze grają w celu chaotyzacji boiska, czy też wycięcia jego fragmentu dla
własnych celów.
Socjolog - prof. Staniszkis - uważa, że próby przechytrzenia standardów europejskich,
polegające na starannym omijaniu filarów reguł gry polityki europejskiej, to element
polskiego systemu politycznego, pragnącego za wszelką cenę zapobiec zmianom
strukturalnym prawa, mogącym zaszkodzić skomplikowanej grze politycznych i
7
ekonomicznych interesów grupowych. Nic więc dziwnego, że Javier Solana stwierdził
swego czasu, że w Europie środkowo – wschodniej nie ma prawdziwych partii
politycznych, a jedynie mafijnie zorganizowane grupy interesów. Diagnozy te nadają się
dla wyjaśnienia przyczyn zaistnienia w Polsce katastrofy przestrzennej miast i
stworzenia w 2003 roku najgorszego prawa planistycznego Europy a może i świata,
choć nie jest pewne, jak się w tym zakresie sprawy mają w górach Nowej Gwinei.
Deklaratywną racją dla istniejącego prawa planistycznego i realizacji chaotyzacji
przestrzeni, jest „inwestor”, którego nieokiełzaną brawurę inwestycyjną ukazują polscy
politycy i media jako wyraz dynamicznego rozwoju miast. Temu właśnie „inwestorowi”
należy ułatwiać za wszelką cenę budowanie – tam gdzie on chce, co chce i jak chce.
Fakt, że postawa taka doprowadza do opisanych już destrukcyjnych skutków
przestrzennych i społeczno – gospodarczych i szkodzi, a nie sprzyja rozwojowi polskich
miast, uchodzi uwadze polityków. Z całą pewnością przede wszystkim dlatego, że w ten
sposób – pomijając już wskazania autorów omawianego wyżej Raportu o korupcyjnych
aspektach tego stanu rzeczy - mogą oni łatwo wykazać swe sukcesy. Drugą grupą
korzystającą na tej sytuacji są oczywiście pracujący dla tych inwestorów architekci,
trzecią gminy, sprzedające grunty i zapychające uzyskanymi środkami swe dziury
budżetowe.
Sądzić wolno, że szczególnie dwie pierwsze grupy interesów stanowią faktycznych
autorów wzgl. lobbystów antyeuropejskiej ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu
przestrzennym. Nie jest bowiem tajemnicą, że to przede wszystkim urbaniści stanowią
głównych krytyków ustawy. Dla zapewnienia możliwości „kąsania przestrzeni”
inwestycyjnymi planami miejscowymi osłabieniu uległo przecież planowanie ogólne, a
wprowadzone na jego miejsc „Studium”, nie stanowi ani twardych ram dla realizacji ładu
przestrzennego, ani też nie przeszkadza w istotny sposób polskiej „kąsawicy
przestrzennej”. W polskim prawie planistycznym brak dlatego m.in. europejskiej formuły
celu planowania przestrzennego, jakim jest uporządkowany rozwój przestrzenny
(rozumiany dziś przede wszystkim jakościowo) oraz społecznie sprawiedliwe
użytkowanie gruntów, oba cele oparte o paradygmat zrównoważonego i trwałego
rozwoju. Mętne i dwuznaczne określenie relacji między interesem publicznym i
prywatnym na obszarze realizacji zagospodarowania przestrzeni i brak jednoznacznego
8
nakazu jego społecznie sprawiedliwego rozważenia, jak i dwuznaczne określenie w
polskim prawodawstwie praw wynikających z własności gruntu, doprowadziło m.in. do
niesłychanego i nieznanego w Europie przekonania, że z rzeczowej własności gruntu,
można wyprowadzić prawo do jego dowolnego zagospodarowania. Taki prymitywny
neoliberalizm gwarantuje szybkie i łatwe zabudowywanie przez właścicieli ich gruntów,
jak i przekonuje o nadrzędności interesu własności prywatnej nad interesem
publicznym.
Ta niespotykana chyba nawet w Texasie zasada, przeciwstawiona została zasadzie
„komunistycznej”, oznaczającej wszelkie ograniczenie w zakresie swobody
zagospodarowywania gruntów przez ich właścicieli. Z takiego punktu widzenia
praktycznie wszystkie kraje europejskie popadły w ustrój komunistyczny, a Polska stała
się jedynym krajem demokratycznym w Unii. Bardziej wnikliwi analitycy, dyskutujący
swego czasu powyższy problem na łamach czasopisma „Urbanista”, zwrócili uwagę na
fakt, że tak niesłychane „przegięcie” wspomnianej wyżej ustawy, wynika – być może – z
samego porządku konstytucyjnego Rzeczypospolitej Polskiej, w której relacje między
interesem prywatnym a publicznym zostały niezbyt jasno sformułowane, a problemy
znaczenia planowania przestrzennego dla rozwoju społecznego praktycznie zupełnie
pominięte.
Tymczasem, po II wojnie światowej ukształtowały się we wszystkich państwach Europy
Zachodniej systemy planowania zagospodarowania przestrzennego obejmujące
działalność władz publicznych wszystkich szczebli zarządzania i sterowania przez rządy.
Powołano do życia odpowiednie ministerstwa i agencje oraz instytucje zarządzania na
szczeblu regionalnym i lokalnym. Systemy te nawiązywały do tradycji europejskiej
uporządkowanego rozwoju zagospodarowania wykorzystując istniejące i rozwijając dalej
tradycje prawne. W ramach tych działań stworzono obszerne regulacje prawne
dotyczące zagospodarowania przestrzennego, struktury organizacyjne na różnych
szczeblach zarządzania państwem i instytucje wspierające je od strony fachowej,
powstały ośrodki naukowe, „szkoły” i koncepcje teoretyczne oraz wydziały
uniwersyteckie kształcące kadry (o różnym profilu), rozwinęła się potężna i stale rosnąca
literatura przedmiotu, utworzono stowarzyszenia zawodowe o charakterze krajowym i
międzynarodowym, rozwinęła się wymiana wiedzy i doświadczeń w formie seminariów,
9
konferencji itp. krajowych i ogólnoeuropejskich. Zwłaszcza od lat 70-tych, tematyka ta
stała się przedmiotem zainteresowań wielkich organizacji międzynarodowych. W
ramach prac ONZ głównym impulsem stała się Konferencja na temat środowiska w
Sztokholmie w 1972 roku, skierowana na poprawę stanu i wpływanie na prawidłowy
rozwój „osiedli ludzkich”. W konsekwencji powstała agenda ONZ nosząca nazwę United
Nations Centre for Human Settlemments – w skrócie HABITAT. Pod jej auspicjami
sformułowano wiele koncepcji i zasad dotyczących rozwoju osadnictwa, a także
zorganizowano dwie wielkie Konferencje ONZ na ten temat: w Vancouver (1976) oraz
Stambule (1996). Rozwijano je w oparciu o założenia koncepcji zrównoważonego
(trwałego) rozwoju, która stała się elementem konstytucji wszystkich państw
europejskich oraz podstawą (celem) ustaw dotyczących zagospodarowania
przestrzennego. Działania w tej dziedzinie (zwłaszcza w odniesieniu do państw tzw.
Trzeciego Świata) ONZ skoncentrowała w osobnej agencji UN Envinromental
Programme. Istotną rolę w rozwoju polityki w tej dziedzinie odegrała Komisja Brundtland
(ona właśnie sformułowała koncepcję trwałego rozwoju) oraz dwie konferencje ONZ:
tzw. Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro (1992) i Konferencja w sprawie środowiska i rozwoju
w Johanesburgu (2002). Polska jest sygnatariuszem zaleceń tych Konferencji.
Organizacje europejskie podjęły również działania dotyczące zagospodarowania
przestrzennego. Rada Europy sformułowała wiele zaleceń i konwencji (Polska jest ich
sygnatariuszem) odnoszących się pośrednio lub bezpośrednio do problematyki
zagospodarowania przestrzennego. Należy do nich przykładowo dokument „Europejska
koncepcja rozwoju przestrzennego” przyjęty przez ministrów odpowiedzialnych za tę
dziedzinę działalności w rządach poszczególnych państwach w Poczdamie (1999).
Mimo że Unia nie ma bezpośrednich kompetencji w tej dziedzinie, podjęła liczne prace
studialne i kompetencyjne dotyczące zagospodarowania przestrzennego, kształtując
współczesne, europejskie rozumienie pojęcia planowania przestrzennego jako
działalności kompleksowej, interdyscyplinarnej, wielowymiarowej i zintegrowanej.
Polskie planowanie ustawowe i polska kultura planistyczna wygląda na tle
współczesnych działań planistycznych krajów unijnych, jak piaskowa klepsydra przy
elektronicznym zegarku. Prymitywne wydanie polskiego neoliberalizmu i prymitywna
oraz aspołeczna bo preferująca realizowanie indywidualnych i grupowych interesów
10
inwestorskich polityka rozwoju przestrzennego, połączone z ignorancją i
korupcjogennymi tendencjami polityki, zaowocowały w Polsce prymitywnym prawem i
brutalną przaśnością polityki przestrzennej, niszczącymi europejską tradycję polskich
miast. To one właśnie pozwalają obecnie mówić o rozwoju polskich miast w kategoriach
„trzeciego świata”.
A przecież w sytuacji przystąpienia do Unii Europejskiej i integracji z wyznawanymi
przez nią wartościami, wydawać by się mogło, że istnieją nadające się do przyjęcia,
sprawdzone wzorce merytoryczne i instytucjonalne dotyczące kształtowania rozwoju
zagospodarowania przestrzennego w nawiązaniu do tradycji europejskiej w tej
dziedzinie. Wzorce te należało jedynie przystosować do obecnego etapu urbanizacji
Polski, niskiego poziomu zagospodarowania i słabej gospodarki oraz związanych z tym
specyficznych problemów. Tak się jednak nie stało. Rozpoczęto próby poszukiwania
„własnej drogi”, czego faktem stała się postępująca likwidacja planowania
przestrzennego we współczesnym znaczeniu tego pojęcia. Proces ten zaczął się od
likwidacji istniejącego wcześniej aparatu planowania zagospodarowania przez nowo
powstałe samorządy gminne, które uznały – całkowicie błędnie – że nowy ustrój
oznacza brak wszelkiego planowania. Towarzyszyły temu neoliberalne poglądy
„ustrojowe”, absolutyzujące prawo własności nieruchomości. Ich wykładnia wskazuje, że
każdy właściciel/użytkownik/inwestor ma prawo w każdym miejscu, formie i czasie
podejmować budowę tego, co chce, a rola gminy ogranicza się do szybkiego załatwienia
niezbędnych formalności (możliwie nielicznych w imię hasła „likwidacji barier”
inwestycyjnych).
Ustawa 1994 likwidowała ważność wszystkich planów zagospodarowania
sporządzonych przed 1995 rokiem, co nastąpiło wbrew oporom samorządów
terytorialnych i argumentów środowiska fachowego. Ta „abolicja” jest trudno zrozumiała
z perspektywy państw Europy Zachodniej, gdzie plany zagospodarowania
przestrzennego (zwłaszcza miejscowe) są – obok ksiąg wieczystych – najbardziej
trwałymi i bezczasowymi dokumentami dotyczącymi własności i wartości nieruchomości.
Zamiast skierować działania gmin na aktualizację planów – co było możliwe do
wykonania łatwiej, szybciej i taniej – wymuszono abolicję planów i zaczynanie
wszystkiego od początku. W konsekwencji, przygotowanie nowych dokumentów
11
planistycznych (zwanych nie planem, lecz „studium”) dotyczących całych obszarów gmin
trwa do dzisiaj, a gminy zostały zmuszone do działania na niejasnych podstawach, co
nie przyczyniło się do uporządkowanego rozwoju ich zagospodarowania
przestrzennego. Oczekiwać jednak należy, że Unia Europejska w ramach otwierania
Polsce możliwości wspierania rozwoju i odnowy miast, wkrótce przyjrzy się dokładniej
polskim systemom planowania. Trudno przypuszczać, aby rozwój polskich miast oparty
o kuriozalne i szkodliwe „Studium”, brak planów ogólnych regulujących racjonalny
system funkcji przestrzennych, brak zintegrowanego planowania, ekscesywne
wywoływanie planów miejscowych i aspołeczną politykę przestrzenną mógł stać się
przedmiotem wspierania z funduszy ZPORR. To bowiem, co jest obecnie „osiągnięciem”
polskiej gospodarki przestrzennej po 1989 roku, to zaniechania planowania przez
samorządy gminne, gwałtownie rosnąca anarchia przestrzenna, tj. rozpraszanie
zabudowy, obudowa dróg, zawłaszczanie terenów publicznych, nieposzanowanie zasad
dobrego sąsiedztwa, zohydzanie krajobrazu, realizowane złym prawem w połączeniu z
demontażem instytucji zajmujących się zagospodarowaniem przestrzennym na szczeblu
rządowym, prowadzącym ostatecznie do likwidacji planowania przestrzennego w Polsce
we współczesnym, europejskim znaczeniu tego pojęcia jako uporządkowanej,
skoordynowanej, interdyscyplinarnej i zintegrowanej działalności władz publicznych,
mającej na celu zachowanie dobra wspólnego.
Unia zauważy z pewnością, że polityka zagospodarowania przestrzennego jako
dziedziny działań publicznych, pominięta została w Konstytucji RP i jest sukcesywnie
marginalizowana w pracach kolejnych rządów a istotne dla niej instytucje rozproszone
zostały w trzech różnych organach rządowych, a sam rząd wycofał się z prowadzenia
polityki w tej dziedzinie, przerzucając całą sprawę na samorządy terytorialne, nie dając
im żadnych instrumentów dla realizowania skutecznej polityki przestrzennej, opartej o
ogólnie uznane standardy europejskie. Te niedostatki gmin wywołują swoiste patologie,
jak np. w postaci „współfinansowania” – sprzecznego z przepisami Ustaw 1994 i 2003 –
przez inwestorów i właścicieli nieruchomości sporządzania planów miejscowych oraz
decyzji o zabudowie i zagospodarowaniu. Efektem tego zjawiska nie było oczywiście
przestrzeganie dobra wspólnego, co jest w ogóle legitymacją powołania i działania
samorządów – lecz realizacja interesów „współfinansujących”. W tej sytuacji władczość
12
planowania gmin ma tendencję do stawania się pojęciem pustym a kształt polskich
miast z jego postępującą dezintegracją przestrzenną i społeczną, zapaścią, a w
najlepszym wypadku chaotyzacją śródmieści i masową suburbanizacją, stał się
wyłącznym nieomal polem działania „urbanistyki prywatnego zysku”.
Wszystko to dzieje się akurat w okresie, gdy Polska stoi przez procesami
urbanizacyjnymi w wielkiej skali, a jednocześnie ma unikatową szansę – dzięki
finansowemu wsparciu Unii Europejskiej – rozpocząć działania unowocześniające
struktury osadnictwa, krajową infrastrukturę techniczną oraz wspierające ochronę
środowiska. Bez istnienia sprawnej, współczesnej struktury instytucjonalnej planowania i
zagospodarowania przestrzennego sens i sukces tych działań jest wątpliwy. Zresztą od
przeszło dziesięciu lat Komisja Europejska zwraca w Polsce uwagę na braki i
niesprawność struktury instytucjonalnej w ogóle. Jak dotychczas – z niewielkim
skutkiem.
W Polsce występuje powszechnie rozumienie, także wśród architektów i urbanistów
młodszego pokolenia, a również i legislatorów, planu zagospodarowania przestrzennego
jako planu realizacji inwestycji. Z tej perspektywy wyciąga się różne błędne wnioski o
rzekomej nieprzydatności planów obejmujących całą gminę i dotyczących dłuższego
okresu czasu. Jest to całkowicie fałszywe pojmowanie istoty i roli planów
zagospodarowania przestrzennego. Plany tego typu, stosowane powszechnie we
wszystkich państwach „starej” Unii Europejskiej, nie są bowiem żadnymi planami
inwestycji, tj. wykonania konkretnego zamierzenia danego inwestora w określony
sposób, w zadanym terminie, przy określonych kosztach i żądanych efektach. Plany
zagospodarowania przestrzennego mają – od początku ich powstania – charakter
instrumentów zapewniających kompatybilne użytkowanie terenu i nadających
inwestycjom pożądany kształt i wygląd. Realizowane jako plany zintegrowane,
zabezpieczają integrację rozwoju przestrzennego i społeczno – ekonomicznego.
W państwach Unii istnieją również plany zagospodarowania będące elementem dużych
inwestycji – są one przedmiotem odrębnych regulacji prawnych. Dotyczą tych
konkretnych zamierzeń, które są sterowane i współfinansowane przez konkretną
instytucję sektora publicznego jako asumpt do wywołania równoległych inwestycji
13
prywatnych. Tego typu plany dotyczą np. w Niemczech rewitalizacji zaniedbanych
fragmentów miast, w którym to procesie uczestniczą sterująco i aktywnie (także
finansowo) władze publiczne. W żadnym państwie prócz Polski, nie rozumie się też
rewitalizacji jako wyłącznego pola działania inwestycyjnego prywatnych podmiotów, nie
poddanych koordynacyjnej i restryktywnej funkcji sektora publicznego. Prawo
planowania przestrzennego krajów europejskich nie jest też skierowane w swej istocie
na ułatwienia budowania, ale prezentuje z reguły szeroki zakres instrumentów prawno –
planistycznych, pozwalających gminom zarządzać przestrzenią, zgodnie ze
zróżnicowanymi potrzebami dobra publicznego. Polska ustawa o planowaniu i
zagospodarowaniu przestrzennym z 2003 roku nie ma nie tylko nic wspólnego z takimi
zasadami europejskiego prawa planistycznego, ale również sama jej nazwa ma niewiele
wspólnego z jej rzeczywistą treścią. Winna raczej nosić tytuł „ustawy o procedurach
wydawania decyzji dotyczących zagospodarowania”, te bowiem sprawy obejmują około
2/3 jej objętości i one właśnie stanowią jej główne postanowienia o charakterze
prawnym. Zawarty w Ustawie 2003 architektoniczno-budowlany sposób pojmowania
procesów zagospodarowania przestrzennego rozmija się całkowicie ze współczesnym
rozumieniem planowania i zagospodarowania przestrzennego w „starych” państwach
Unii Europejskiej, politykami agend i funduszy Unii oraz poglądami i działaniami Rady
Europy. Procesy zagospodarowania przestrzennego są tam pojmowane jako wynik
kompleksu oddziaływań wielu czynników pozatechnicznych o różnym charakterze:
fizycznym, gospodarczym, ekonomicznym, społecznym, przyrodniczym, środowiskowym
sensu largo. Kulturowym, infrastrukturalnym, instytucjonalnym, prawnym, finansowym,
politycznym itp., a planowanie przestrzenne jest rozumiane jako działalność
„przekrojowa” dotycząca bezpośrednio wielu sektorów gospodarki. W konsekwencji
sterowanie rozwojem zagospodarowania przez władze publiczne wymaga znajomości
działania wszystkich tych czynników (wiedzy interdyscyplinarnej) i monitorowania ich
zmian oraz odpowiedniego formułowania programów działania i ustaleń normatywnych.
Tak też szeroko jest tam pojmowane planowanie przestrzenne, zasadniczo różne od
polskiej „urbanistyki”.
W kraju nie pojęto w okresie ubiegłych 15 lat ani rzeczowej dyskusji politycznej, ani
uporządkowanej debaty fachowej na temat polityki zagospodarowania przestrzennego w
14
Polsce jako państwie członkowskim Unii Europejskiej. Ma to miejsce mimo faktu, że od
momentu podpisania Traktatu Stowarzyszeniowego z Unią (1992) minęło przeszło 10
lat, a Polska stała się pełnoprawnym członkiem od 1.05.2004 roku. Dyskusja taka
powinna przede wszystkim wyjaśnić, czy polski suweren i jego elita polityczna chce być
pod tym względem częścią Europy, w której uporządkowany rozwój zagospodarowania i
lokalny ład przestrzenny są uznanymi i stosowanymi w praktyce wartościami,
wspieranymi odpowiednimi regulacjami prawnymi, pojmowaniem prawa własności i
instrumentami ekonomicznymi, czy też Polska ma stać się sui generis dzikimi polami na
peryferiach Europy, państwem chaosu, bezładu przestrzennego, zniszczonego
krajobrazu, cech charakterystycznych dla państw tzw. Trzeciego Świata. Efektem tych,
zarysowanych, powyżej tylko ogólnie zjawisk jest niespotykany w państwach „starej”
Unii Europejskiej chaos zagospodarowania, mający postać rosnącego rozpraszania
zabudowy, odbudowy dróg, zacierania granic miedzy terenami zabudowanymi a
otwartymi, zaśmiecania krajobrazu niszczącego walory turystyczne, dowolności
rodzajów, miejsc i form zabudowy wywołującej kakofonię architektoniczną itp. Zjawiska
te powodują „nieprzewidywalność” przestrzeni i brak jej atrakcyjności, odstraszające
poważnych inwestorów. W sumie, mamy zatem do czynienia z groźną peryferyzacją
polskiej przestrzeni w ramach Unii Europejskiej.
Warto jednocześnie na zakończenie i w aspekcie ostatnich irytacji, związanych z
zarzutami antypolskich wypowiedzi ze strony prasy europejskiej, wskazać na fakt, że
istnieje związek między stosunkiem Polski do wartości uznanych za wspólne oraz
szacunkiem dla europejskich reguł gry a pozycją i poważaniem dla Polski ze strony
innych krajów Unii Europejskiej. Brutalne odrzucenie europejskich reguł gry w zakresie
planowania przestrzennego i uporczywe szukanie „trzeciej drogi” tam, gdzie oznacza
ona odwrót od podstawowych tradycji i wartości europejskiego miasta, na pewno nie
sprzyja prestiżowi Polski w unijnej rodzinie narodów, jak i nie będzie sprzyjać ani
rozwojowi społeczno – gospodarczemu narodu polskiego, ani promocji jego kraju w
konkurencyjnej walce o pozyskanie wysokiej jakości potencjałów inwestycyjnych.
Kto w swym domu śmieci, ten nie może oczekiwać godnych gości a dom jego
prowokować będzie innych do śmiecenia. Najwyższy czas, aby Polska powróciła do
europejskiej kultury przestrzennej, do której w przeszłości zawsze należała.
15