1
()()()()()()()()()()()()
„Gdy światło zmieniło się z czerwonego na zielone, potem na żółte i z powrotem na
czerwone, siedziałem, myśląc o życiu. Czy było czymś więcej niż gęganiem i krzykiem?
Czasami tak się wydawało.”
Jack Handey
()()()()()()()()()()()()
Piątek, 29 sierpień, Gospodarstwo Evansów
Oszalał.
W rzeczywistości oni wszyscy oszaleli. Każdy z tych tak zwanych „profesorów” jest
KOMPLETNIE SZALONY.
Kto przy zdrowych zmysłach zrobiłby mnie ze wszystkich ludzi PREFEKT NACZELNĄ?
Mam na myśli, że poważnie jestem najbardziej przeciętną, nudną i niezorganizowaną
kobietą w historii tej planety. A prefekci naczelni po prostu tacy nie są. Nudni,
niezorganizowani i przeciętni. I to nie jest nawet jeden z tych momentów, kiedy mogę
powiedzieć, że wybrali mnie, dlatego bo jestem wyjątkowa, bo jestem czarodziejką,
ponieważ OTO WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI! WSZYSCY W TEJ CHOLERNEJ SZKOLE SĄ
MAGICZNI! MNÓSTWO ZASŁUGUJĄCYCH 7-ROCZNYCH CZARODZIEJEK DO WYBRANIA!
(wszystkie, które, tak na marginesie, MAJĄ życia, nie tak jak ja).
Tak jest. Ja, Lily Christine Evans, jestem w desperackiej potrzebie życia. Naprawdę. Ja
nawet WYGLĄDAM nudno i przeciętnie. Zwykle rudzielce takie jak ja odstają od otoczenia.
Wszystkie rudzielce, jakie znam są albo:
A.
Supermodelkami
Albo
B. Ekstremalnie cieszące się powodzeniem bizneswoman, które POWINNY być
supermodelkami.
Ale potem, oczywiście, jestem ja. Całkowicie samotna w grupie C – nudny rudzielec,
której włosy mają własny umysł i powinien zrobić wszystkim przysługę i zafarbować się na
blond, jak wszyscy inni i wtopić się w tłum. Albo nosić wielką brązową papierową torbę na jej
głowie dopóki tak zwane „włosy” nie zsiwieją.
Jednak włosy nie są moim jedynym problemem. Nie. Utkwiłam również w marnych 170
centymetrach, co oznacza że nie jestem niska ani wysoka. Utkwiłam w samym środku tego
2
genetycznego bałaganu. I nawet chociaż moja lekarka przekonuje że 170 cm to idealnie
porządny wzrost, to ona po prostu tego nie rozumie. Nie rozumie, że mój wzrost 170 cm jest
kolejnym punktem na Przeciętnej Tablicy Życia. No i co że byłabym zbyt chuda, gdybym była
trochę wyższa lub być może graniczyła z otyłością, gdybym była trochę niższa? Wtedy
przynajmniej miałabym jakąś wyraźną cechę charakterystyczną. Mogłabym powiedzieć
‘Cześć, jestem Lily, wysoka i o wiele chudsza niż to, co jest uważane za zdrowe’ lub ‘Cześć,
jestem Lily, niska i granicząca z możliwą otyłością’. Byłoby to lepsze niż to, co jestem
zmuszona mówić teraz, czyli ‘Cześć, jestem Lily, nie specjalna i/lub wyjątkowa. Jestem po
prostu przeciętna’.
Widzicie o co mi chodzi? Totalna tandeta.
Okej, zapominając o fakcie, że mój wygląd jest mniej niż idealny, ci profesorzy wciąż są
szaleni. Bo wiecie co? Naukowo również nie jestem genialna. Kompletnie nie umiem
Transmutacji. Mówię poważnie. Jestem o około 3 punkty od oblania tego głupiego
przedmiotu. Jak można wybrać Prefekt Naczelną, która praktycznie oblewa główny
przedmiot? To po prostu nie ma żadnego sensu. Nawet jeśli to szczerze nie jest moja wina, że
oblewam. Profesor McGonagall jest po prostu dla mnie zbyt szybka. Wolno uczący się, tak
jak ja, potrzebują wolnych nauczycieli. McGonagall nie jest wolnym nauczycielem. Nie
możemy wszyscy być super mądrymi Transmutagotarami jak moja dobra przyjaciółka Emma
Vance lub James Potter, transmutujący cymbał. Takie życie. Niektórzy ludzie to mają,
niektórzy nie. McGonagall powinna spróbować to zrozumieć i nie oblać mnie, kiedy nic nie
umiem, ponieważ naprawdę to nie moja wina, że tego nie mam. To moich rodziców, za nie
danie mi ‘tego’ genu.
Och i nie zapominajmy, że jestem całkowitym wyrzutkiem społeczeństwa. Wyzwalam
swój niekontrolowany temperament na wszystkie dusze towarzystwa Hogwartu, kompletnie
nieświadoma konsekwencji. To oczywiście, nie bardzo podoba się tym tak zwanym „ofiarom”
i sprawia, że spadam jeszcze niżej w drabinie społeczeństwa (HA! Jakbym mogła spaść
jeszcze niżej!).
Więc teraz was pytam, po odkryciu tylko kilku z moich wielu wad:
CO ONI, NA MERLINA, SOBIE MYŚLELI?? CZY ONI KOMPLETNIE POTRACILI ZMYSŁY? NIE
MOGĘ BRAĆ TAKIEJ PRESJI!!!!
Proszę mi wybaczyć, podczas gdy pójdę utopić się w kałuży!
Sobota, 30 sierpień, pakowanie w Gospodarstwie Evansów
RZECZY DO ZROBIENIA:
3
1.
Znaleźć zgubioną odznakę Prefekt Naczelnej. Widzicie? Nie potrafię nawet utrzymać
mojej ODZNAKI, a co dopiero robić moją pracę. PRESJA!!!!
2.
Pozbierać wszystkie ubrania, które pożyczyłam od Grace i Emmy. Jestem pewna, że
będą chciały je z powrotem.
3.
ZMUSIĆ Winnie do wejścia do jej klatki. Głupia sowa.
4.
Spytać mamę o transport na dworzec. Proszę, proszę, proszę, nie Petunia!
5.
Dalej szukać kałuży.
Później, Gospodarstwo Evansów
Niech to szlag.
Każdego roku. Każdego cholernego roku.
Jak moja matka może możliwie nie pojmować OGROMNEJ NIECHĘCI, jaką dzielę z
moją siostrą? Czy ona nie rozumie, że powodem dla którego ze sobą nie ROZMAWIAMY
każdego dnia, nie jest to że jesteśmy zbyt zajęte, ale dlatego, że trudno jest nam być
razem w tym samym POKOJU w przedłużających się okresach czasu?
Moja mama jest szalona. Musi być. To jest jedyne logiczny wyjaśnienie. Nie układało
mi się z moją zbrodniczą siostrą o końskiej twarzy odkąd dostałam mój list z Hogwartu
siedem lat temu! Pomyślelibyście, że moja matka zauważyłaby ciągnącą się wzajemną
niechęć, ale nie.
Szlag. To po prostu nie fair. Petunia i tak NIE CIERPI wożenia mnie! DLACZEGO moje
życie jest takie marne?
Mama widocznie wciąż sądzi, że dla nas jest nadzieja. Mam na myśli, dla Petunii i
mnie. Dlatego właśnie ciągle nas tak ze sobą styka. To znaczy, układało nam się, kiedy
byłyśmy młodsze – zanim dowiedzieliśmy się, że byłam czarodziejką. Potem wszystko się
zmieniło. Petunia nigdy nie lubiła zmian. Wszystko musiało być dla niej czyste i
doskonałe; kompletny obraz normalności. Nie zwracałam dużej uwagi na jej pragnienie
doskonałości, kiedy byłam młodsza. Przecież Petunia była moją starszą siostrą – ładną i
idealną na każdy sposób. Cokolwiek zrobiła, ja też tak chciałam. Kimkolwiek była, też
chciałam taka być. Gdziekolwiek poszła, ja byłam tuż za nią. Była, mówiąc lekko, moim
idolem.
Rany, byłam głupim dzieckiem.
Pamiętam jak dostałam mój list z Hogwartu, myślałam, że było to genialne.
Pomyślałam, że bycie czarodziejką było najbardziej zdumiewającą rzeczą, jaka
kiedykolwiek mi się przydarzyła. Moja siostra, z drugiej strony, myślała, że jest to dziwne
i nienormalne. W zasadzie myślała, że jestem jakimś dziwakiem (którym jestem, ale nie
4
dlatego, że jestem czarodziejką). Odezwała się do mnie sześć razy tamtego lata i
wszystkie jej komentarze były krótkie, opryskliwe i absolutnie niepotrzebne („Nie
dotykaj tego, Lily!” „Odłóż ten patyk! Moi koledzy to zobaczą!” „Schowaj tę sowę i ucisz
ją! Co u licha pomyślą sąsiedzi?”). Lato po moim pierwszym roku było jeszcze gorsze.
Zamiast ignorowania mnie, co robiła poprzedniego lata, Petunia przeszła do nowej
taktyki. Obelgi.
Więc od tamtej pory po prostu poddałam się naprawianiu naszej relacji. Nauczyłam
się ignorować głupie uwagi Petunii i poszłam dalej ze swoim życiem bez siostry.
Dlatego właśnie nie rozumiem toku myślenia mojej mamy. Zaakceptowałam swoje
życie bez siostry, dlaczego ona nie może?
Potrzebuję terapii.
W rzeczywistości moja cała rodzina potrzebuje terapii.
Pff.
Jeszcze dwa dni! PRESJA!
Notatka dla siebie: ZNAJDŹ ODZNAKĘ!
Niedziela, 31 sierpień, Gospodarstwo Evansów
Jeszcze jeden dzień zanim pojadę do Hogwartu. Jestem podekscytowana,
niezależnie od faktu, że jestem teraz źle wybraną Prefekt Naczelną i nie ćwiczyłam mojej
Transmutacji tak bardzo jak obiecałam McGonagall, że będę…
Jednak jestem podekscytowana. Trochę. Tak jakby. Po prostu… nie zrozumcie mnie
źle, Hogwart jest cudowny – nie zamieniłabym go na nic – ale… nawet najsoczystsze
jabłka mają robaki. I teraz z tą całą presją i wszystkim… nie wiem.
Naprawdę powinnam przestać narzekać. Nieważne jak wiele robaków jabłko
Hogwartu ma, zawsze będzie miało gwiazdę pośrodku. Zawsze ma moich przyjaciół.
Grace Reynolds, Emmeline Vance i ja jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami od
naszego pierwszego roku w Hogwarcie. Tego 1 września byłam trochę przestraszona,
delikatnie mówiąc. Pamiętam przechadzanie się bez celu wokoło Dworca Kings Cross,
szukając Peronu 9 ¾, przez cały czas modląc się, że ten cały magiczny wymarzony świat,
do którego jakoś zostałam zaakceptowana, jest rzeczywistością. To była jedna z jedynych
sytuacji, które kiedykolwiek pamiętam, gdzie moi rodzice byli tak pomocni jak
drewniane klocki. Szli razem ze mną, drapiąc się po głowach i rozglądając wokoło,
starając się pomóc, lecz ponosząc całkowitą porażkę. Widzicie, jestem Mugolakiem i nie
5
miałam żadnego pojęcia jaki jest czarodziejski świat. Skakałam na główkę w nowy świat z
niczym więcej jak moimi własnymi mądrościami i minimalną wiedzą o czarodziejskim
świecie.
Pierwszą spotkałam Grace, kiedy stałam głupio przed barierką (byłam
jedenastolatką! Jedenastoletni Mugole nie myślą o przejściu przez ścianę!), niemal we
łzach, gdy paniczna obawa, że jakoś przegapię pociąg, lub gorzej, doszła do wniosku że
ta cała sprawa była tylko kogoś pomysłem na okrutny żart.
- Też idziesz do Hogwartu?
Obróciłam się, serce obijało mi się w piersi na słowo ‘Hogwart’ wychodzące z ust
kogoś innego. Nie oszalałam! To było prawdziwe! Byłam tak podekscytowana, że
zapomniałam odpowiedzieć, gdy mała brunetka w warkoczach, która zadała mi pytanie
zapytała raz jeszcze: - Więc?
Natychmiast potaknęłam, wielki absurdalny uśmiech wykwitł mi na twarzy. – Tak! –
Wydyszałam szybko, ulga płynęła jak ogień grecki przez moje żyły.
Dziewczynka zaakceptowała to skinięciem głowy. – Jestem Grace Reynolds. –
Wyciągnęła do mnie rękę.
Potrząsnęłam ją podniecona. Moja pierwsza magiczna koleżanka! – Lily –
powiedziałam. – Lily Evans.
Grace uśmiechnęła się, jej niebieskie oczy lśniły. – Idziesz na peron? – zapytała
mnie. – Moja mama mówi, że to trochę zbyt wcześnie, ale i tak musimy załadować
jeszcze nasze kufry i resztę.
Chciałam pokiwać głową, ale powstrzymałam się, gdy przypomniałam sobie swoje
piętnastominutowe poszukiwania tego samego peronu. – Eee, zamierzałam, ale… -
Jeszcze raz się obejrzałam, sprawdzając czy peron nagle się nie pojawił w następstwie
mojej nowej przyjaciółki. – A dokładnie, to gdzie on jest?
Grace zmarszczyła brwi. – Jak to ‘gdzie on jest’? Jest tutaj!
Wskazała na ścianę.
Obejrzałam ją dokładnie. Popatrzyłam ponad nią. Nawet obeszłam ją, by zobaczyć
czy gdzieś nie ma tajnych schodów pod nią. Nie było nic. Tylko ściana.
Starałam się nie roześmiać, kiedy odwróciłam się z powrotem do Grace. – Eee… co?
Grace ponownie posłała mi zaciekawione spojrzenie, zmieszanie widoczne było na
jej twarzy, aż w końcu do niej dotarło. – Och! – powiedziała, uderzając się w czoło. –
Jesteś Mugolakiem, tak?
6
Wpatrywałam się w nią tępo. – Czym jestem?
Grace uśmiechnęła się. – Czy twoi rodzice są magiczni? – spytała.
Potrząsnęłam głową. – Nie – odpowiedziałam. – Tylko ja. Nikt inny kogo znam nie
jest… - starałam się pokazywać oszołomionego uśmiechu, kiedy mówiłam – magiczny.
Grace potaknęła. – To wszystko wyjaśnia – rzekła. Potem uśmiechnęła się szeroko i
zarzuciła ramię na moje barki. – Cóż, wygląda na to, że mam wiele do nauczenia cię, Lily
Evans.
Pokiwałam głową, podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie. Jeśli była gotowa
mnie nauczyć, ja byłam gotowa do nauki.
Po moim ostatnim pożegnaniu z rodzicami, Grace pomogła mi przejść przez barierkę
(po tym, gdy w końcu zorientowałam się, że ściana była barierką), wprowadzając mnie
we wszystkie podstawowe czarodziejskie fakty, o których mogła sobie przypomnieć, gdy
wsiadałyśmy do pociągu. Grace jest czystokrwista. Gdy byłyśmy już w Hogwart
Ekspresie, szukając przedziału, który nie był wypełniony przytłaczającymi piąto i szósto-
rocznymi, wtedy spotkałyśmy Emmę.
- Możemy się do ciebie dosiąść? Większość przedziałów jest pełna. – Grace zapytała
Emmę, kiedy dotarliśmy do przedziału Emmy, na końcu pociągu. Będąc małym molem
książkowym, jakim jest Emma, ona nie martwiła się nawet podniesieniem głowy, by nam
odpowiedzieć, znad wielkiego tomu leżącego na jej kolanach, który czytała; tylko
kiwnęła głową i czytała dalej. Jednak Emma od razu zwróciła moją uwagę. Widzicie,
moje obydwie przyjaciółki są po raczej ładnej stronie. One są jak duet doskonałych
naturalnych rozmiarów lalek Barbie – poza tym, no wiecie, nie plastikowe. I może nie
obdarzone tak dużymi piersiami. Ale wciąż lalki Barbie. Z osobowościami. Tak naprawdę,
z nieco dziwnymi osobowościami, gdy się do nich dobierzesz.
Emma jest przeważnie cichsza z ich dwójki i ma najładniejsze ciemno-blond włosy,
podchodzące pod jaśniutki brąz i najśliczniejsze krystaliczne oczy. Jest również
najpilniejsza z nas wszystkich (przynajmniej taka jest teraz, dlatego ja stałam się takim
obibokiem. Nigdy taka nie byłam. Szczerze. Nie byłam zawsze zawodowym spóźnialskim,
jakim jestem teraz. To po prostu się stało). Pomimo tego, ma ona też dziwaczną
fascynację zagranicznymi i dziwnymi przedmiotami. Zawsze przywozi je ze swoich
dalekich wakacji albo kupuje je w tym naprawdę podejrzanym sklepie w Hogsmeade.
Kiedyś gdy pojechała z rodziną do Indii, przywiozła tę szmaragdową chustę i uparła się ją
cały czas nosić. Każdego dnia znalazła nowy sposób na jej noszenie. Grace i ja
myślałyśmy, że to trochę dziwaczne, ale już wtedy przywykłyśmy do dziwnej fascynacji
Emmy. Jednakże dzień, kiedy obudziłyśmy się i zobaczyłyśmy Emmę z nowym
szmaragdowym turbanem na jej głowie był dniem, w którym Grace i ja zatrzymałyśmy te
szaleństwo (choć wiem, że Emma wciąż to ma. Chodzi mi o chustę. Raz ją zobaczyłam,
7
gdy przeszukiwałam jej kufer). Emma jest jak Barbie Najlepsza Uczennica (razem ze
specjalną szmaragdową chustą! Zobacz na ile sposobów może ją założyć!).
A Grace? Ona prawdopodobnie byłaby czymś jak Kłopotliwa Teresa. Dziewczyna ma
o wiele za dużo energii i zakres uwagi wielkości grochu. Jest kompletną wariatką, kiedy
nie ma co robić, co wielokrotnie wpakowało ją – nie wspominając o Emmie i mnie – w
masę kłopotów. Jak za tym jednym razem, kiedy nie miała nic do roboty, zdecydowała,
że byłoby fajnie zdobyć trochę lodów z lodówki w kuchni Hogwartu… oczywiście, było to
tylko „fajne” o trzeciej nad ranem. Więc pewnej nocy zaciągnęła protestującą Emmę i na
wpół śpiącą mnie na dół przez co najmniej 14 kondygnacji schodów do kuchni o trzeciej
nad ranem. To samo w sobie mogłoby być wystarczająco złe, ale potem jakoś zdołałyśmy
zamknąć się w głupiej cholernej lodówce, gdy Grace przypadkiem zamknęła samo-
zamykające się drzwi za nami, kiedy weszłyśmy. Pięć godzin później, gdy Skrzat Domowy
w końcu otworzył lodówkę, wszystkie zostałyśmy wysłane do skrzydła szpitalnego.
I wiecie co? Kiedy leżałyśmy w skrzydle szpitalnym, zamarznięte od stóp do głów
Grace postanowiła, że powinnyśmy któregoś dnia to powtórzyć (co oczywiście się NIE
stanie, bo wolę mieć wszystkie palce i nie chcę stracić ich przez odmrożenie). Widzicie o
co mi chodzi? Wariatka! Ale Grace również odziedziczyła jakoś piękne geny. Ma długie
brązowe włosy i stale opaloną skórę. Ma trochę długi nos, ale to tylko jej
charakterystyczna cecha, nie coś o co można by krzyczeć.
A ja? Cóż, ja jestem Barbie rudzielcem, która została odstawiona, bo nikt jej nie
lubił.
Ale nie o to mi chodziło. Gdzie ja byłam… och, racja, pociąg. Tak czy inaczej Grace i
ja spędziłyśmy pierwsze dwadzieścia minut lub więcej rozmawiając o sobie, dopóki
Emma naprawdę nie miała wyboru tylko do nas dołączyć. Śmieszne, jak trójka ludzi,
która jest tak różna, może tak dobrze się dogadywać, ale jakoś nam się udało. Mamy
może rzeczy nas łączące, ale nigdy nie wydawało się to znaczyć.
- Moja mama była w Ravenclawie, ale ja chciałabym być w Gryffindorze –
powiedziała Emma, kiedy dyskutowałyśmy Ceremonię Przydziału, która miała mieć
miejsca tego wieczoru.
- Moja cała rodzina była w Gryfindorze przez lata. – Grace wzruszyła ramionami. –
Mam nadzieję, że też tam będę przydzielona. – Wtedy odwróciła się do mnie. – A ty,
Lily? W jakim domu chcesz być?
Pytanie to zbiło mnie z tropu. Nie rozumiałam różnicy pomiędzy wszystkimi
domami. Krótki opis Grace mówił, że wszystkie złe dzieciaki były umieszczane w
Slytherinie, wszystkie dzielne w Gryffindorze, wszystkie mądre w Ravenclawie, a
wszystkie miłe w Hufflepuffie. Nie sądziłam, że należałam do jakiejkolwiek z tych
8
konkretnych kategorii, ale chciałam być z Grace i Emmą, więc też odpowiedziałam że
Gryffindor.
- Nie byłoby to fantastyczne, gdybyśmy były wszystkie razem w Gryffindorze? –
spytała Emma, uśmiechając się jasno.
- Byłoby świetnie! – zgodziła się Grace, potakując głową. – Ale z moim szczęściem
prawdopodobnie będę przydzielona sama do Slytherinu! – Zrobiła zdegustowaną minę,
wymawiając ostatnie słowo, co sprawiło że wszystkie zachichotałyśmy. Jednak nasz
śmiech został przerwany, kiedy drzwi naszego przedziału zostały szeroko otwarte, a
potem zamknięte w tym samym pośpiechu, ukazując jedną z wielu złych stron
Hogwartu.
James cholerny Potter.
(Cóż, nie tylko on. 3 z 4 Huncwotów również tam było. Poza tym, co za ludzie
nazywają siebie „huncwotami”? Nawet nie pamiętam razu, kiedy nie byli nazwani
„huncwotami”. Wiem, że sprawiają kłopoty i tak dalej, ale szczerze, jakie to głupie).
- Gracie! – zawołał bardzo rozbawiony i bardzo brudny (do tego dnia nie wiem
dlaczego) Syriusz Black. Syriusz jest jednym z wielu kuzynów Grace. To kolejna rzecz w
czarodziejskim świecie – wszyscy są jakoś spokrewnieni. Poważnie. Przynajmniej w tych
czystokrwistych rodzinach. Grace i Syriusz są bardzo dalekimi i bardzo usuniętymi
kuzynami, ale wciąż jednak kuzynami. Syriusz jest raczej popularny wśród dzieciaków z
Hogwartu, wszyscy myślą, że jest taki cudowny i przystojny. Ja nie mogę wielce odnieść
się do tych komentarzy, widząc jaki jest bardzo zabawny i ujmujący w ten mroczny i
tajemniczy sposób, ale nigdy nie wzięłabym go pod uwagę jako potencjalną randkę. Jest
zbyt niedojrzały. Byłoby to tak jakby lecieć na sześciolatka.
- Black! – Grace uśmiechnęła się, witając jej kuzyna. Spojrzała na trójkę chłopców,
którzy nosili bardzo brudne szaty. – Co, na Merlina, chcieliście zrobić?
- Uparli się, byśmy odwiedzili na chwilę Snape’a – powiedział drugi towarzysz,
Remus Lupin, gdy wskazał kciukiem na swoich dwóch kolegów. Remus trochę różni się
od reszty skupionych-na-robieniu-żartów-i-byciu-durniami Huncwotów. Jest raczej pilny i
troszczy się o swoją naukę, w przeciwieństwie do tej trójki, która nigdy nie wydaje się
uczyć i uważa lekcje za jedynie czas do snu i planowania kawałów. Nie znam go tak
dobrze, chociaż byliśmy razem prefektami przez ostatnie trzy lata, ale wydaje się, że nie
jest tak zawzięty w sprawianiu kłopotów i robieniu kawałów, jak reszta Huncwotów.
Również nie jest brzydki, choć jest w nim coś innego niż w Syriuszu. Remus ma jasne
włosy i brązowe oczy, i choć jest trochę tajemniczy (który facet nie jest?), nie jest
„mroczny”. Nie sądzę.
Grace prychnęła. – Jesteście takimi palantami.
9
- Daj spokój, Gracie! Nie jesteśmy tacy źli! – upierał się trzeci i ostatni towarzysz.
Merlinie, nie cierpię go.
James Potter musi być najbardziej egocentrycznym, napuszonym, aroganckim
męskim okazem jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Ma największą głowę ze wszystkich,
których znam. Poważnie. Dodatkowo jest wredny… dobra, nie dla wszystkich, ale dla
mnie. Wszyscy inni wydają się sądzić, że jest on doskonale fajny, ale tylko dlatego, że oni
nie boją się choćby minięcia faceta w korytarzu. Taaa, jest tak irytujący. Tylko dlatego, że
jest mądry i gra w Quidditcha, każdy wydaje się myśleć, że jest genialny, nawet jeśli
wszystko co robi, to tylko na pokaz. Myśli, że jest darem Merlina dla świata! To żałosne. I
co z tego, że przydarzyło mu się uderzyć w genetyczną wielką kumulację inteligencji? I
on nie jest TAK przystojny. Jego włosy są ZAWSZE rozczochrane, jego oczy są zbyt
orzechowe i nie każdy lubi wysportowane przez Quidditch ciało…
Dobra, on jest tak przystojny, ale sedno w tym, że on o tym wie. Jest całkowicie
zarozumiały.
- Kto to jest Snape? – Emma wyszeptała do mnie, gdy Grace wciąż gawędziła.
Wzruszyłam ramionami.
Grace gadała przez przynajmniej pięć minut, całkowicie nieświadoma tego, że Emma
i ja wciąż byłyśmy w przedziale. My, oczywiście, dalej nie miałyśmy pojęcia, kim byli ci
obcy intruzi.
- Och! Zapomniałam! – Grace powiedziała w końcu, patrząc na Emmę i mnie po raz
pierwszy. – Lily, Emma, to Remus Lupin, James Potter i mój kuzyn Syriusz Black. Chłopcy,
to Emma Vance i Lily Evans. – Wszyscy uściskaliśmy dłonie i przywitaliśmy się.
I wtedy zaczęły się legendarne Wojny Evans-Potter.
- Wiesz – Potter powiedział do mnie – twoje włosy wyglądają, jakby były w ogniu.
On, tak jak Remus i Syriusz, wydawali się uważać ten komentarz za raczej komiczny i
całkowicie świetny, i zaczęli się śmiać dosyć głośno. Ja, z drugiej strony, byłam dosyć
obrażona. Wiem, że moje włosy są okropne i niezwykle ich nie cierpię, ale to NIE
oznacza, że zamierzałam pozwolić dupkowi jak James Potter je obrażać.
- Wcale nie! – powiedziałam gniewnie, zakładając urażony lok za ucho. – Poza tym,
twoje włosy wyglądają jak brudna stara szopa! Kiedykolwiek starałeś się je uczesać?
Co było prawdą. O jego włosach, to znaczy. Doszłam do wniosku, że albo włosy
Pottera są naturalnie rozczochrane (udowadniając, że ktoś ma gorsze włosy ode mnie)
albo że to go szczerze nic nie obchodzi (udowadniając, że wciąż trzymałam Nagrodę
Najgorszych Włosów Świata).
10
Na moje nieszczęście moja błyskotliwa i bardzo obrażona riposta nie przejęła
wielkiego Jamesa Pottera. Zamiast tego poczochrał swoje włosy, jak robił to zawsze i
śmiał się dalej.
- Oni są naprawdę dziwni – wyszeptała Emma, obserwując trójkę, która wciąż się
śmiała jak stado hien.
- Chłopcy – westchnęła Grace, jako wyjaśnienie.
Wtedy, kiedy byłam pewna, że sprawy nie mogłyby możliwie stać się jeszcze gorsze
(wszak miałam grupę potencjalnych kolegów z klasy śmiejących się ze mnie), stało się
inaczej.
Weszła ona.
Prawdziwy powód, dla którego Hogwart może być piekłem na ziemi.
PRAWDZIWA naturalnych rozmiarów Barbie Hogwartu tanecznym krokiem
wkroczyła do naszego przedziału (który, tak w ogóle, już wtedy był całkiem pełny.
Kompletne zagrożenie pożarowe, choć nie zauważyłam tego wtedy).
- James! Syriusz! – pisnęła, machając swoją dłonią z perfekcyjnym manikiurem na
powitanie. – Miałam nadzieję, że na was wpadnę! I czy to jest Remus Lupin? Wieki cię
nie widziałam!
Jedyna dobra rzecz, która wynikła z tego całego scenariusza była taka, że Huncwoci
ostatecznie przestali się śmiać.
- Elisabeth. – Obserwowałam jak Potter powoli wydusił. – Eee… jak się masz?
Wiecie, myślę, że wtedy mogłam trochę współczuć Potterowi… nie, nieważne.
Nawet nadęta, zadzierająca nosa, nienaturalnie piękna Elisabeth Saunders nie mogła
sprawić, że współczułabym temu głupiemu palantowi.
- Świetnie – wygruchała Elisabeth, siadając pomiędzy trzema chłopcami, którzy
wyglądali, jakby połknęli coś wstrętnego. – Matka zabrała mnie tego lata do Paryża.
Byłam tak zła, że nie mogłam być na waszej letniej imprezie. Tak bardzo chciałam was
zobaczyć.
- Naprawdę? – spytała Grace, włączając się do rozmowy. - Nam nie bardzo
brakowało twojego towarzystwa. W ogóle.
Elisabeth zaczęła piorunować ją wzrokiem. Grace uśmiechała się triumfująco.
- Czy prosiłam cię o twoje zdanie, Reynolds? – warknęła Elisabeth. Grace
odwzajemniła jej gniewne spojrzenie. – Nie wydaje mi się.
11
I wtedy, chociaż nawet nie miałam nic wspólnego z tą małą kłótnią i ledwo znałam
tych ludzi, mój niekontrolowany samo aktywujący się temperament wziął nade mną
górę (mówiłam wam, że jest paskudny).
- Cóż, wierzę, że my również nie prosiliśmy się, by obdarzyła nas twoja obecność, ale
widzisz, to tylko życie.
W momencie, gdy słowa wypadły z moich ust chciałam je z powrotem. Piorunujący
wzrok Elisabeth natychmiast przeniósł się z Grace na mnie, na moją niegrzeczną obrazę
znienacka. Najpierw wyglądała na zaskoczoną, ale potem jej oczy się rozszerzyły, gdy
przyjrzała się mojemu strojowi: Mugolskim ubraniom. Wydała z siebie bardzo
Elisabethowe parsknięcie. Nie wiedziałam, że parska na mnie. Nie wiedziałam, że coś jest
nie tak. Byłam zbyt zajęta staraniem się by wyglądać przerażająco. Próbowałam mrużyć
oczy w gniewny sposób, ale wydaje mi się, że tylko marszczyłam nos. Patrzyłam jak
Elisabeth wolno obraca się do Grace.
- Gracie, Gracie, Gracie… - Westchnęła, kładąc rękę na ramieniu Grace w kpiąco
pocieszycielski sposób. – Nigdy bym nie pomyślała, że zobaczę dzień, w którym zaczniesz
przyjaźnić się ze szlamami. Co sobie wszyscy pomyślą?
Zobaczyłam, jak usta Emma się otwierają i usłyszałam gniewny pomruk dochodzący
od Grace, nawet Huncwoci wyglądali na obrażonych, ale po prostu stałam, nic nie
robiąc. Nie miałam pojęcia na co się tak gapili. Nie wiedziałam kim była szlama. Nie
wiedziałam, że Elisabeth obraziła mnie w najgorszy możliwy sposób.
- Wyjdź. Już – rozkazała Grace lodowatym tonem.
Elisabeth tylko się uśmiechnęła i wstała z gracją z miejsca i ruszyła do drzwi
przedziału, a potem nagle odwróciła się do mnie.
- Uważaj, szlamo. Nie chcesz narażać się pewnym osobom.
A potem wyszła. Chciałabym wtedy ją kopnąć albo pociągnąć ją za jej doskonałe
włosy, albo przeklinać ją dopóki nie rozbolałaby mnie głowa. Coś. Cokolwiek. Ale nie,
wciąż nie miałam zielonego pojęcia o czym gadała. Po prostu „piorunowałam ją
wzrokiem”, aż zaczął boleć mnie nos.
I to wszystko.
Tak oto jestem siedem lat później, wcale nie lepsza niż wtedy. Elisabeth i ja dalej
całkowicie sobą gardzimy i przez jakiś kompletny fenomen – razem z Emmą, Grace,
Huncwotami i mną – zostaliśmy wszyscy przydzieleni do Gryffindoru. Możecie sobie
wyobrazić jak jest w naszym dormitorium. Nie fajnie. Mogłabym opowiedzieć wam kilka
szalonych historii o…
Hej.
12
Chwileczkę.
Właśnie coś sobie uświadomiłam…
Jestem Prefekt Naczelną.
Co oznacza… Elisabeth nie jest!
TAK!!!!!!!!!!!!
WIEDZIAŁAM, ŻE JEST TEGO DOBRA STRONA!!!!
Będę miała tej nocy dobre sny! TAK!
Och, i znalazłam moją odznakę. Jakoś znalazła się na moich szatach na jutro. Kto
mógłby ją tam położyć? Ktoś odpowiedzialny… i zorganizowany… i nie tak całkowicie
przeciętny.
Nie ja.
Poniedziałek, 1 wrzesień, W Samochodzie w Drodze na Dworzec Kings Cross.
Moja siostra jest głupia.
Chcę powiedzieć, że naprawdę, naprawdę głupia. To prawie śmieszne, jak bardzo
jest głupia.
Ona poważnie myśli, że nosząc okulary przeciwsłoneczne nikt jej nie rozpozna.
To absurdalne, ponieważ wiem, że można ją rozpoznać. Wiem to, bo nie ma zbyt
wiele kościstych kobiet o końskiej twarzy i żyrafiej szyi żyjących w Little Whinging. W
rzeczywistości, nie sądzę by było zbyt wiele kościstych kobiet o końskiej twarzy i żyrafiej
szyi żyjących w Anglii. Albo na świecie, jeśli o to chodzi. Rozumiecie o co mi chodzi? Ona
jest po prostu głupia.
Poważnie muszę przestać być tak podła. Nie lubię, gdy ludzie są dla mnie podli, więc
dlaczego muszę być tak podła dla Petty? Jakby nie było, co rzucisz za siebie, znajdziesz
przed sobą, a ja mam już wystarczająco złą karmę.
- Jak się masz, Petty? – właśnie zapytałam moją siostrę, wysilając się by być miłą.
Parska i nie odpowiada.
Cóż, ta próba rozmowy właśnie poniosła całkowitą porażkę.
Wiecie co? Petunia po prostu parsknęła. Nie sądzę, aby powinna parskać w ten
sposób. Świnie parskają. Ona ma końską twarz i żyrafią szyję, ale nie ma żadnych cech
13
świnio-podobnych. Konie i żyrafy nie parskają. Faktem jest, że żyrafy nie mają nawet
strun głosowych. Konie wydają wiele dziwnych dźwięków, ale nie parskają. Dlatego
właśnie nie powinna parskać. Myślę, że to wbrew prawom natury albo coś.
A niech to, znowu jestem wredna. Naprawdę muszę przestać. Muszę nauczyć się
być miłą. Może poproszę Emmę o lekcje. Jest najmilszą osobą, jaką znam.
Taa, myślę, że tak zrobię…
Później, W Hogwart Ekspresie
Coś jest nie tak.
Coś jest strasznie, okropnie nie tak.
Albo to, albo coś BĘDZIE strasznie, okropnie nie tak.
Gdy siedzę tutaj, obserwując czytającą Emmę i śpiącą Grace, jestem zmartwiona.
Jestem zmartwiona, bo jeśli to co myślę się zdarzyło, naprawdę zdarzyło, jedna z tych
dwóch rzeczy jest prawdziwa:
A.
Będę obiektem bardzo złego żartu Huncwotów, kiedyś w bliskiej przyszłości.
Albo
B.
Miałam przyzwoitą KOKIETERYJNĄ rozmowę z Jamesem Potterem.
Taa, też myślałam o A.
Niech wam wyjaśnię, ponieważ muszę to z siebie wyrzucić, a obawiam się co Emma i
Grace mogą powiedzieć/zrobić, gdy im powiem. Oto, co się stało…
Dotarłam na Kings Cross o wiele wcześniej, niż się spodziewałam. Wyglądało na to, że
Petty nie mogła się doczekać, aby się mnie pozbyć, bo odjechała z moim kufrem wciąż
tkwiącym w samochodzie. To, oczywiście, nie był ładny widok, kiedy wtedy musiałam gonić
ją po parkingu, aż zatrzymała się przy znaku stop, jakieś 100 kilometrów od wejścia na
dworzec. Na szczęście był tam porzucony wózek, więc wrzuciłam na niego kufer i wracałam z
powrotem 100 kilometrów (okej, było to bardziej jak 100 metrów, ale to wyglądało na dalej).
Do czasu, aż dotarłam do wejścia była wciąż tylko 9:55. Więc trochę się przeszłam naokoło.
Nigdy nie zdawałam sobie sprawy jak wielki jest Dworzec Kings Cross. To znaczy,
oczywiście to jest dworzec kolejowy i tak dalej, więc musi być duży, ale nigdy nie doceniłam
tego jak duży jest. Obok peronu 15 był nawet grający mały zespół. Byli całkiem dobrzy, jak na
grupkę starych muzyków grających na peronie dworca kolejowego, więc rzuciłam im trochę
pieniędzy.
14
Kiedy dotarłam do peronów 9 i 10, było około 10:15. Pomyślałam, że lepiej jest być
wcześniej, niż później, więc przeszłam przez barierkę. Było to całkiem proste. Rok temu ten
facet nie chciał przestać wpatrywać się w Emmę, więc jej tata musiał go rozproszyć, kiedy my
przeskoczyłyśmy przez barierkę. Nie było to fajne. Z perspektywy czasu teraz jest to
zabawne, ale nie wtedy.
Peron nie był pełny jak zwykle, ale miał przyzwoitą liczbę ludzi. Było parę uczniów
rozmawiających na peronie ze swoimi rodzicami, ale żadnego nie rozpoznałam.
Przypuszczałam, że większość z nich było pierwszorocznych, bo nie nosili jakiegokolwiek
cienia kolorów domu. Jeszcze raz szybko obejrzałam się wokoło zanim ruszyłam do głównych
drzwi pociągu, aby zapakować kufer i wsiąść do pociągu.
Wtedy to się stało.
Nie było tam żadnego ze zwykłych załadowujących-kufry-facetów, przy przodzie pociągu,
jak mieli w zwyczaju. Nigdy wcześniej nie załadowywałam swojego kufra, ponieważ ci
pomocni faceci zawsze tam byli by zrobić to za mnie, ale byłam całkiem pewna, że to nie było
zbyt trudne. Przecież kobiety stają się silniejszy przez cały czas. Widziałam ten konkurs
mięśniowy kobiet w telewizorze na wakacjach, a one mogły unieść auta, więc dlaczego ja nie
mogę unieść kufra? Totalnie mogę. Jestem silną, muskularną, młodą babką. Mogę to zrobić.
Taa. Jasne. Na pewno.
Dlaczego czasami jestem taką idiotką?
Podnosiłam swój kufer do pociągu, kiedy nagle zdecydował się by czuć bardzo ciężko…
ekstremalnie ciężko. I nie mam na myśli ciężki jak nie-Mamo-nie-mogę-przenieść-prania-do-
mojego-pokoju-bo-jest-zbyt-ciężkie. Był bardziej ciężki jak dwukrotna-waga-mojego-ciała.
Teraz kiedy o tym myślę, to byłam dosyć głupia. Jak głupia Petunia. Powinnam po prostu
poczekać na jednego z tych silnych facetów by przyszedł i podniósł go za mnie. Fakt, że nie
miałam absolutnie żadnych mięśni wydawał się wylecieć mi z głowy w tym szczególnie
istotnym momencie. Byłam zbyt zajęta myśleniem o tych wszystkich umięśnionych
kobietach, które mogłyby podnieść takie kufry jednym palcem, żeby choćby wziąć pod
uwagę fakt, że nie byłam jedną z nich. A więc stałam tam głupio, mój kufer podniesiony w
połowie i ja prawie go upuszczająca. Czekałam, aż moje ramiona wyczerpią się, a kufer
spadnie i otworzy się, ukazując wszystko, co dziewczyna mogłaby ukryć w swoim kufrze… ale
tak się nie stało.
Tak naprawdę mój kufer został uniesiony z moich bolących rąk do pociągu, zanim
zdałam sobie sprawę, że zniknął. Początkowo nie miałam pojęcia co się zdarzyło.
Pomyślałam, że może z mojej czystej rozpaczy by powstrzymać moje zakazane rzeczy przed
wypadnięciem z mojego kufra na peron, gdzie wszyscy mogli to zobaczyć, moja adrenalina
dała mi kopa i znalazłam siłę by go nieść. Potem zauważyłam, że ktoś obok mnie stoi i
wszystkie kawałki się połączyły.
15
- Dzięki – powiedziałam, obracając się by spojrzeć na nieznajomego, który teraz został
moim rycerzem w lśniącej zbroi.
Tylko że to nie nieznajomy stał za mną.
I to cholernie na pewno nie był również mój rycerz.
To był James Potter.
- Nie ma za co – odpowiedział, tonem bardzo nie Jamesowo-Potterowym-odzywającym-
się-do-Lily-Evans. Tego miłego i przyjaznego tonu, którego używał nigdy wcześniej nie
słyszałam, biorąc pod uwagę, to że nigdy nie byliśmy dla siebie mili. Spojrzałam na niego
sceptycznie, czekając aż wyskoczy z jakimś niegrzecznym komentarzem o tym, że nie umiem
podnosić rzeczy i że jestem takim głupim słabeuszem… ale to również się nie stało. Stał tam
po prostu, uśmiechając się do mnie z góry – chodzi mi, że z góry bo, w przeciwieństwie do
mnie, on nie został przeklęty wzrostem 170 centymetrów, ale ładnym, wysokim, męskim
wzrostem około 188 centymetrów. Ale to nie jego wzrost mnie obchodził. Co mnie
obchodziło to jego uśmiech. To nie był jeden z tych jestem-lepszy-od-ciebie-i-umiem-unieść-
kufry uśmiechów, którego oczekiwałabym po Jamesie Potterze w takiej sytuacji. Był to
bardziej jestem-miłym-gościem-i-bardzo-chcesz-mnie-lubić uśmiech, którego bym nigdy się
nie spodziewała. Byłam zbyt pochłonięta rozważaniem jego uśmiechu i czynów by choćby
zauważyć, że powinnam odpowiedzieć na jego „nie ma za co”. Stałam tam, gapiąc się i będąc
kompletnie niegrzeczną. Naturalnie on nie wydawał się tego zauważyć. To albo po prostu się
nie przejmował.
- Jesteś Prefekt Naczelną? – zapytał, przerywając moją absurdalną serię myśli i
przywołując mnie z powrotem do rzeczywistości. Wskazał na odznakę, która przypięta była
do moich szat.
- Eee… taa. Taa, jestem. – Spojrzałam na ładną błyszczącą odznak, która teraz ze mnie
kpiła. – Tak naprawdę – powiedziałam, słowa wypływały ze mnie, nim zdążyłabym je
powstrzymać – tak jakby czekam, aż ktoś przyjdzie i mi ją zabierze. Wiesz, powiedzą mi, że to
wszystko było pomyłką i dadzą ją komuś takiemu jak Elisabeth Saunders czy coś.
Dlaczego mu to powiedziałam? DLACZEGO? Była na to jakakolwiek potrzeba? Jakie
zdradzieckie usta ja mam.
- Czemu mieliby to zrobić? – zapytał tonem sprawiającym, że wydawało się iż był
naprawdę zaciekawiony. To kompletnie zbiło mnie z tropu. Nie miałam zielonego pojęcia
dlaczego był dla mnie taki miły – dobra, dokładnie nie miły, ta część jeszcze nie przyszła, ale
na pewno nie taki, jak zazwyczaj jest. Jeszcze mnie nie obraził, co było dużym rekordem w
mojej książce.
- Ponieważ jestem całkowicie niezorganizowana i przeciętna – odparłam, słowa po raz
kolejny wychodzące na własną zgodę. – Nie wspominając już o tym, że w ogóle nie jestem
16
mądra. Więc czemu dawać ją mnie, kiedy możesz mieć doskonałą duszę towarzystwa taką
jak Elisabeth? – To wszystko było całą prawdą, ale nie zamierzałam nikomu o tym mówić.
Czemu nagle wygaduję wszystko Jamesowi Potterowi, nie mam pojęcia. Obwiniam za to
moje zdradzieckie usta.
Wtedy się roześmiał.
Lecz raz jeszcze nie był to złośliwy śmiech albo zarozumiały śmiech, jak te, których kiedyś
słuchałam. Był to przyjazny i bardzo ładnie brzmiący śmiech (czego naprawdę nie powinnam
mówić, ponieważ ja nawet nie lubię Jamesa Pottera, więc jego śmiech nie powinien ładnie
brzmieć).
- Nie bądź śmieszna – rzekł, wciąż śmiejąc się tym samym śmiechem. – Musieliby
oszaleć, by wybrać Elisabeth za ciebie.
Moja buzia prawie dotknęła ziemi.
Nigdy przenigdy nie słyszałam Jamesa Pottera mówiącego mi coś miłego. Przynajmniej
nie na poważnie, jak to kiedyś mówił. Spodziewałam się czegoś w stylu „Ha! Masz rację!
POKRAKA!” ale nie, on musiał być dla mnie cały miły, co tylko doprowadziło do większych
niesamowitych bólów głowy.
Nagle uderzyła we mnie myśl.
To musi być kawał.
Gdzieś tutaj reszta Huncwotów ukrywa się i czeka, by rzucić coś na moją głowę albo
wepchnąć mnie na tory, lub zrobić coś równie pokrętnego. To było jedyne logiczne
wyjaśnienie, które przyszło mi do głowy. Tak więc zrobiłam to, co każda inna osoba zrobiłaby
na moim miejscu; zaczęłam się rozglądać i szukać wokoło nas, przeszukując nasze otoczenie
po jakikolwiek ślad po Huncwotach albo jakiegoś wiadra, albo liny lub innego wyglądającego
podejrzanie przedmiotu.
Chociaż to miało idealny sens dla mnie, Potter oczywiście był trochę zagubiony tym, co
robiłam.
- Eee, Lily? Co robisz?
Natychmiast przestałam moje poszukiwania Huncwotów/wiadra/liny, moje ciało
zamarło. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
Nazwał mnie Lily.
Lily.
On NIGDY nie nazywa mnie Lily. Zawsze byłam Evans. Nigdy Lily.
17
Wtedy właśnie moje zdradzieckie usta przeszły na podejrzany tryb i pozwoliły głupiemu
facetowi to zrozumieć.
- Czemu jesteś dla mnie taki miły? – zażądałam, mrużąc oczy, gdy mały uśmiech wciąż
tkwił na twarzy Pottera. – Czy to jakiś kawał lub coś? Będę uderzona lub możliwe pchnięta
gdzieś… - Moje bezmyślne przesłuchanie zostało przerwane, kiedy Potter znowu zaczął się
śmiać.
- Nie wolno mi być dla ciebie miłym? – zapytał z dziwną miną. – Jestem miły, a ty
natychmiast sądzisz że to kawał? Czy naprawdę tak o mnie myślisz? – Poprzez jego śmiech
wyglądał prawie na zranionego, ale nie nabrałam się na to. Chciałabym by moje usta
Benedicta Arnolda
1
czuły się w ten sam sposób.
- Czy to pytanie retoryczne? – Usłyszałam jak sama mówię. Jednak, patrzcie i
podziwiajcie, moje nielojalne usta po raz kolejny zrujnowały moją przemowę, ponieważ
zamiast brzmieć kompletnie poważnie, jak chciałam by komentarz brzmiał, wyszło to
kokieteryjnie, czego na pewno NIE chciałam. Chciałabym wytłumaczyć Potterowi moje
zdradzieckie usta, bo wydawał się całkiem zdziwiony słysząc taki ton ode mnie.
I znowu, ja również.
- Chcesz bym był dla ciebie niemiły? – Zapytał potem na wpół flirtująco, ale w bardziej
poważny sposób niż ja. Zastanawiałam się, czy Potter też ma buntownicze usta. Jeśli tak, to
ten na wpół/częściowo flirtujący komentarz musiał być niezamierzony. Ponieważ na pewno
nie był zamierzony. To po prostu niemożliwe.
- Cóż… - westchnęłam, szukając odpowiedzi na jego pytanie. CZY chciałam by był dla
mnie niemiły? Nie sądzę, że chcę… ale… miły Potter? Byłoby to dziwne. Mam na myśli, super
dziwne. Więc powiedziałam mu to.
Głupi drań tylko błysnął swoim jestem-miłym-gościem uśmiechem, który jest teraz na
mojej liście rzeczy do nienawidzenia (razem z jego śmiechem) i popatrzył na mnie z
namysłem.
- Dziwne? – zapytał, pocierając brodę i udając, że rozmyśla nad moją odpowiedzią.
Wtedy moje głupie usta po prostu MUSIAŁY uśmiechnąć się małym głupkowatym
uśmiechem. Oczywiście nie POWINNAM się uśmiechać, biorąc pod uwagę, że stara nie-
kontrolowana-przez-jej-usta Lily NIGDY by się nie uśmiechnęła na COKOLWIEK co James
Potter zrobiłby lub powiedział. Nawet jeśli wyglądał śmiesznie tak pocierając swoją brodę. –
Taa, wyobrażam sobie – powiedział, uśmiechając się (nienawidzę tego) w odpowiedzi na mój
uśmiech (który, przypominam wam, NIE był tam z mojej własnej wolnej woli).
1
Benedict Arnold – znany ze swojej zdrady i spisku, w wyniku którego doszło do poddania wojskom brytyjskim
amerykańskiego fortu w West Point w Nowym Jorku.
18
- Tak. – Potaknęłam, dalej próbując zetrzeć ten głupi, samo aktywujący się uśmiech z
twarzy. – Bardzo dziwne.
Nastąpiła cisza. Dla kogokolwiek patrzącego jestem pewna, że ta scena musiała
wyglądać całkiem dziwacznie. Nigdy byście nie pomyśleli, że zobaczycie Lily Evans i Jamesa
Pottera stojących przy Hogwart Ekspresie, uśmiechających się do siebie jak idioci (chociaż
jestem przekonana, że obydwa uśmiechy były niezamierzone), mając, wydającą się
normalną, rozmowę. Tak naprawdę ja bym była trochę przerażona.
- A więc – odezwał się, odrywając mnie od mojej wewnętrznej wojny (moja głowa kontra
moje usta). – Nie zdarzyło ci się dowiedzieć, kim jest drugi Prefekt Naczelny, prawda?
To nie był pierwszy raz, kiedy byłam o to spytana. Jestem pewna, że każda inna
zorganizowana, popularna, nieprzeciętna Prefekt Naczelna wiedziałaby, z kim będzie
pracować, ale naturalnie, ponieważ nie mam ŻADNEJ z tych powiedzianych cech, nie mam
pojęcia. Potajemnie modliłam się, że będzie to Amos Diggory, Puchon, w którym zawsze się
kochałam. Był on jednym z najlepszych wyborów, jak ostatnio słyszałam, więc może
Dumbledore zdecydował się mi odpuścić i go wybrał.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Tylko odpowiedzialna i
prawidłowo wybrana Prefekt Naczelna znałaby takie fakty, a widząc jak ja za niedługo będę
kwestionowana w tej pozycji, nie martwili się by mi to powiedzieć. – Takie wyjaśnienie dałam
mojej matce, tak jak i sobie, kiedy zostało zadane te pytanie, więc nie widziałam dlaczego nie
miałabym powiedzieć tego Jamesowi Potterowi, gdy już głupio wygadałam mu swoje obawy
o te stanowisko.
- Czy już przez to nie przeszliśmy? – droczył się, potrząsając głową. Po czym musiał
położyć swoje dłonie na moich ramionach, próbując być twardym przez ten gest, co było nie
tylko kompletnie niespodziewane, ale również posłało jedno z tych niechcianych dreszczy w
dół mojego kręgosłupa. – NIE będą cię kwestionować, okej? Nie mogliby wybrać nikogo
bardziej idealnego na tę pracę. Rozumiesz?
Chciałabym, by ktoś z góry uprzedził mnie, że to wszystko się zdarzy. W ten sposób
mogłabym przygotować się psychicznie na tę całą uprzejmość i flirtowanie i nie byłabym
teraz całkowicie oniemiała. Prawdopodobnie wyglądałam jak idiotka, stojąc i potakując, gdy
James Potter trzymał mnie za ramiona. I tak pewnie nie mogłabym pomyśleć o czymkolwiek
do powiedzenia, nawet jeśli miałabym wcześniej ostrzeżenie.
- Dobrze – powiedział, w końcu mnie uwalniając. Nie zorientowałam się, że
przytrzymywałam oddech, ale najwyraźniej to robiłam, biorąc pod uwagę długi wydech,
który wypuściłam, po tym jak mnie puścił.
- Tobie nie zdarzyło się tego dowiedzieć, co? – spytałam, gdy odzyskałam swoje utracone
panowanie. James tylko wzruszył ramionami, widocznie nie lubiąc tematu. Wtedy
19
przypomniałam sobie, że nawet przez jego sprawianie kłopotów James również był jednym z
głównych kandydatów na Prefekta Naczelnego i natychmiast poczułam się okropnie za
podnoszenie tematu.
- Wiem jednak jedną rzecz – odparł raczej cicho. – Kimkolwiek on jest, na pewno jest
szczęśliwym facetem.
- Czemu? – spytałam głupio. Było oczywiste, że James chciał być Prefektem Naczelnym i
opłakiwał stratę pozycji.
Przynajmniej myślałam że to robił.
- No – odpowiedział bardzo cicho, biorąc krok bliżej mnie. – Będzie z tobą pracował,
prawda?
WTEDY to straciłam. To znaczy totalnie i KOMPLETNIE to straciłam. Chłopcy jak James,
oni po prostu nie mówią takich rzeczy dziewczynom jak ja. Może dziewczynom
wyglądającym jak Elisabeth Saunders albo Grace Kelly, ale NIGDY dziewczynom jak ja. To jest
sprzeczne prawie każdej zasadzie statutu społecznego w książce. I nie zapominajmy, że przed
tą całą rozmową Potter i ja NIE CIERPIELIŚMY się nawzajem.
Tak więc cały pomysł kawału pojawił się na nowo, ponieważ byłam całkiem pewna, że to
co właśnie powiedział było sprzeczne ze wszystkimi siłami natury.
Był to cholerny cud, że reszta Huncwotów wybrała ten konkretny moment na przyjście i
dołączenie do Jamesa, bo byłam pewna, że nawet pomimo moich podejrzeń kawału moje
zdradzieckie usta zamierzały powiedzieć coś, czego bym całkowicie żałowała, coś jak
„Chciałabym, żebyś to był ty” albo coś tak samo niestosownego.
- ROGACZ! – był to krzyk Syriusza, gdy on, Remus i Peter Pettigrew – czwarty i ostatni
Huncwot – podeszli do miejsca, gdzie staliśmy ja i Potter. James natychmiast się cofnął, za co
byłam wdzięczna. Patrzyłam jak Syriusz przybiegł do nas, od razu chwytając Jamesa za szyję.
- Myślę, że on cieszy się, że cię widzi, Rogacz – zaśmiał się Remus, gdy Syriusz zaczął
bezlitośnie targać włosy Jamesa, powodując, że jego ofiara zaczęła odciągać ciasno owinięte
ramiona Syriusza. James wydał głośny odgłos protestu w odpowiedzi na komentarz Remusa.
Nie mogłam się powstrzymać, by nie zachichotać, co w końcu doprowadziło Syriusza do
zorientowania się, że ja również tam stałam. Oczywiście wtedy przeniósł się z Jamesa na
mnie. Moje szczęście.
- EVANS! – krzyknął, wciągając mnie w duży niedźwiedzi uścisk. – Świetnie jest cię
widzieć! Sądzę, że nie widziałem cię całe lato! – Niewielki zgadzający się odgłos opuścił moje
gardło, gdy patrzyłam na innych Huncwotów ponad ramieniem Syriusza. Remus i Peter
otwarcie śmiali się z mojego kłopotliwego położenia, a James poprawiał swoje okulary od
ataku. Miał dziwny wyraz twarzy, prawie niewielkiego rozczarowania. Ja nie byłabym
20
rozczarowana, gdybym była nim. Bardzo nie mogłam się doczekać spotkania z MOIMI
przyjaciółkami. Dlaczego on nie?
Myślenie o moich przyjaciółkach sprawiło, że zdałam sobie sprawę iż powinnam spotkać
je w naszym tradycyjnym przedziale jakiś czas temu. Dodatkowo potrzebowałam wymówki
by się stąd wydostać.
- Widziałeś swoją kuzynkę? – zapytałam Syriusza, gdy zdecydował wypuścić mnie ze
swojego śmiertelnego uścisku.
- Gracie? – spytał, pocierając swoją brodę tak jak James chwilę temu (oczywiście moje
podstępne usta nie uśmiechnęły się kiedy SYRIUSZ to robił. Przeklęte głupie usta).
Potaknęłam. Teraz się zorientowałam, że nie powinnam mówić „kuzynka”, biorąc pod uwagę
fakt, że połowa szkoły jest jakoś spokrewniona z Syriuszem, ale mogłabym tylko szukać
Grace, więc przypuszczam, że było to dopuszczalne. – Wsiadła do pociągu parę minut temu –
powiedział mi Syriusz parę sekund później. – Choć myślę, że ona też ciebie szukała.
- Dzięki! Eee, więc pa. – Następnie odeszłam tak szybko jak mogłam od Huncwotów.
Wskoczyłam do pociągu i szybko przemierzyłam korytarz w kierunku końca pociągu. Nasz
przedział był szósty od tyłu. Siedziałyśmy w nim zawsze od pierwszego roku i zawsze
spotykałyśmy się w nim na początku semestru.
- Lily! – zawołała Grace, gdy otworzyłam drzwi do naszego przedziału. Od razu
uśmiechnęłam się na znajomy widok moich przyjaciółek. Emma, jak zwykle, zajmowała
środkowe siedzenie, czytając wielką książkę i wyglądało na to, że Grace już rozłożyła swoje
stałe posłanie na prawobocznym siedzeniu. Uściskałam Grace, a Emma natychmiast wstała
by również otrzymać jeden. Była to ulga, zobaczyć że przynajmniej one się nie zmieniły.
Miałam dosyć tego na jeden dzień.
- Gdzie byłaś? – zapytała Emma, gdy usiadłam w moim tradycyjnym miejscu obok niej.
Naprawdę nie chciałam im mówić, co mnie rozproszyło, ponieważ bałam się tego, co
mogą powiedzieć, albo wytkną oczywiste (czego nie chciałam usłyszeć). Więc zamiast tego
skłamałam.
- Korki – stwierdziłam niepewnie. – Utknęłam w drodze tutaj.
Poczułam ulgę, kiedy nie naciskały w tym temacie.
Siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o tym, co robiłyśmy przez wakacje. Emma była w Rzymie
razem z mamą przez cały lipiec. Zabrała stary kamień z jednego z budynków i przywiązała go
do sznurka, by mogła nosić go jako naszyjnik. Obydwie ja i Grace zachwycałyśmy się dziwnym
kawałkiem biżuterii, chociaż ja osobiście myślałam, że to raczej brzydka skała i pasowała
bardziej do kosza na śmieci niż do szyi Emmy. Grace była zajęta przez całe lato podróżując na
wszystkie przyjęcia rodzinne. Powiedziała, że było to kompletnie nudne, bo na żadnym z nich
21
nie było Syriusza, bo mieszkał teraz z Potterami (sądzę, że z powodu jakiejś zadry rodzinnej),
więc nie miała z kim rozmawiać (co naprawdę miała na myśli to to, że nie miała z kim
sprawiać kłopotów). Ja, oczywiście, siedziałam całe lato w domu, robiąc absolutnie nic
oprócz jedzenia i oglądania telewizji. Obydwie były ekstremalnie szczęśliwe z powodu mojej
pozycji Prefekt Naczelnej (napisałam im o tym moment po tym jak dostałam odznakę w
poczcie) i po raz kolejny upierały się, że nie zostanę zakwestionowana i jestem prawidłowo
wybrana na tę pracę.
Psh. Jakie kłamczuchy.
Więc oto jestem.
Wow.
Teraz czuję się o wiele lepiej.
Może powiem Grace i Emmie.
Zobaczymy.
Później, Dormitorium Dziewcząt 7 Roku
OKŁAMAŁ MNIE!
TEN OŚLIZŁY MAŁY ŁAJDAK OKŁAMAŁ MNIE!
NIE MOGĘ MU UWIERZYĆ!
Siedziałam szczęśliwie przy stole Gryffindoru gawędząc z Grace, Emmą i kilkoma nowymi
pierwszoroczniakami, kiedy Dumbledore powstał by zrobić swoją powitalną przemowę.
- Witajcie uczniowie Hogwartu! – zawołał, uśmiechając się, gdy objął wzrokiem Wielką
Salę. – Witajcie w kolejnym roku w Hogwarcie Szkole Magii i Czarodziejstwa. Mam kilka
ogłoszeń, zanim możecie zacząć swoją ucztę. Po pierwsze, wszyscy muszą wiedzieć, że
Zakazany Las jest zakazany. – Jestem całkiem pewna, że patrzył głównie na Huncwotów, gdy
to powiedział, bo powszechnie wiadomo, że byli tam na więcej niż paru okazjach. Po jakie
licho chcieliby wchodzić do przyprawiającego o gęsią skórkę, pełnego potworów miejsca jak
Zakazany Las, nigdy się nie dowiem.
- Po drugie – kontynuował Dumbledore, jego oczy migotały w blasku świec, które
oświetlały Wielką Salę. – Pan Filch poprosił mnie, bym przypomniał wszystkim uczniom, że
wszystkie produkty zakupione w Sklepie Zonka mają nie być używane wewnątrz zamku. Listę
innych ograniczonych rzeczy możecie znaleźć obok gabinetu pana Filcha w korytarzu na
czwartym piętrze. Po trzecie, chciałbym poinformować wszystkich uczniów Hogwartu,
trzeciorocznych i starszych, że pierwsza wycieczka do Hogsmeade jest zaplanowana na
22
osiemnastego października. I ostatnie – powiedział, rozglądając się po Wielkiej Sali, łapiąc
mój wzrok na chwilę. – Chciałbym ogłosić tegorocznych Prefektów Naczelnych, jako pannę
Lily Evans z Gryffindoru. – Powoli wstałam (to było bardziej zmuszanie mnie przez Grace,
pomimo tego i tak wstałam) ze swojego miejsca, gdy wszyscy lekko klaskali. – I drugiego
Prefekta – ciągnął Dumbledore, gdy znowu zajęłam swoje miejsce, cicho modląc się, by
wywołał imię Amosa – jako pana Jamesa Pottera, również z Gryffindoru.
James Potter.
To był on.
On był drugim Prefektem Naczelnym!
Zabrało mi całą wolę w moim ciele, by nie wyskoczyć i zacząć dusić Pottera. Zamiast tego
siedziałam tam z rozwartymi ustami, patrząc na cholernego idiotę. I wiecie co? Go nawet nie
obchodziło, że skłamał. Wiecie skąd wiem, że się nie przejął? Ponieważ on też na mnie
patrzył. I wiecie co zrobił?
UŚMIECHNĄŁ SIĘ!
Dlaczego, u licha, ktokolwiek mógłby się UŚMIECHAĆ, kiedy wiedział, że SKŁAMAŁ i dał
nadzieję biednej dziewczynie? CZEMU MÓGŁBY TO ZROBIĆ? SĄDZIŁAM, ŻE PRZESZEDŁ NA
MIŁY TRYB? CO JEST Z NIM NIE TAK?!?
A ja mu jeszcze WSPÓŁCZUŁAM! On i jego głupi „nie-rozmawiajmy-o-tym” ton. Jedna
rzecz jest pewna, NIGDY nie będę znowu współczuła Jamesowi Potterowi! Tak naprawdę to
nie zamierzam już nigdy znowu ODEZWAĆ się do Jamesa Pottera! Kiedykolwiek! W moim
całym, żałosnym życiu!
A wieczór stawał się tylko gorszy. Nie tylko byłam całkowicie nieszczęśliwa podczas
powitalnej uczty (bo bardzo chciałam współpracować z Amosem Diggorym, który, jestem
pewna, nigdy by mi nie skłamał, ponieważ jest idealny w każdy sposób) ale również
musiałam siedzieć i słuchać Grace i Emmy, które próbowały mnie pocieszać. Jednak one tego
nie rozumiały.
I to nie jest nawet NAJGORSZE z tego wszystkiego! Po tym jak zaprowadziłam wszystkich
gadatliwych pierwszorocznych do Pokoju Wspólnego Gryffonów (trzymając jak największy
dystans od Pottera, jak to ludzko możliwe), chciałam po prostu iść do mojego łóżka z
baldachimem i przespać mój okropny wieczór, ale Merlin wie, że to nie mogło się zdarzyć.
WSZYSTKO musiało iść źle dla Lily.
ELISABETH SAUNDERS PO PROSTU MIAŁA ZAKŁÓCIĆ MÓJ CZAS SNU!!
- A więc – usłyszałam jadowite przeciąganie samogłosek, kiedy weszłam do naszego
dormitorium. Podniosłam wzrok, w ogóle nie w nastroju na konfrontację, ale wiedząc, że
mimo wszystko to i tak nastąpi. Elisabeth siedziała na swoim łóżku, wyglądając doskonale jak
23
zawsze, ze swoim lojalnym pomagierem Carrie Lloyd (której także zdarzyło się być na 7 roku
w Gryffindorze) siedzącym obok niej. – Jesteś Prefekt Naczelną.
Zagryzłam wargę, by powstrzymać się przed odpowiedzią. Nie chciałam się nią
zajmować. Nie chciałam dać się jej mnie zdenerwować.
Potrząsnęła głową z żalem na moją ciszę. – Mogłabym szczerze powiedzieć, że był to
kompletny szok, Evans. – Mały, zadowolony uśmiech tańczył na jej ustach. – Przecież kto
mógłby wybrać dziewczynę jak ty na pozycję taką jak ta? – Po czym odwróciła głowę w
stronę Carrie. – Mój ojciec zawsze mówił, że Dumbledore jest totalnie stuknięty. – Odwróciła
się z powrotem do mnie z jej głupim, groźnym uśmiechem. – Sądzę, że to tylko pokazuje, że
ma rację.
Nie ruszyłam się z progu dormitorium przez całą krótką rozmowę i stałam tam z szeroko
otwartą buzią, niezdolna odpowiedzieć. Bo miała rację. NIE POWINNAM być Prefekt
Naczelną. ZAWSZE wiedziałam, że jestem zła na tę pozycję.
Może to był cały nędzny dzień, który zrobił mnie tak emocjonalną albo może był to fakt,
że była to Elisabeth która wytknęła oczywiste fakty, ale cokolwiek to było, zrobiłam
najgłupszą rzecz, jaką dziewczyna na moim miejscu mogłaby zrobić.
Zaczęłam płakać.
Była to taka głupia rzecz do zrobienia, wiem, ale naprawdę nie mogłam tego
powstrzymać. Był to taki okropny dzień. I było takie niesprawiedliwe, ponieważ nie byłam
typem dziewczyny, która rozpłakałaby się przy każdej sprawie. Zazwyczaj jestem całkiem
dobra w trzymaniu łez. Nie mogę sobie nawet przypomnieć ostatniego razu, kiedy płakałam.
Lecz niemniej, oto stałam na progu, łzy groziły wylaniem, gdy przytrzymywałam je całą swoją
siłą.
- Och, uderzyłam w słaby punkt, Evans? – zakpiła Elisabeth, gdy ruszyła razem z Carrie w
moją stronę. Nie ruszyłam się ani o cal, ale to wydawało się dać Elisabeth jeszcze więcej
satysfakcji, kiedy ona i Carrie przepchnęły się obok mnie i zeszły, śmiejąc się, do Pokoju
Wspólnego.
Także oto ja. Wielka, stara beksa Prefekt Naczelna. CZEMU zostałam wybrana na tę
pracę? To tylko uczyniło ten cały rok tysiąc razy gorszym.
Merlinie, mam okropne życie.
24
()()()()()()()()()()()()
„Jeśli w jednym tygodniu stracisz pracę, małżeństwo i umysł naraz, spróbuj stracić
najpierw umysł, ponieważ wtedy inne rzeczy nie będą miały takiego znaczenia.”
Jack Handey
()()()()()()()()()()()()
Wtorek, 2 Wrzesień, Wielka Sala
Są poranni ludzie… i jest nasza reszta. Ja umiejscowiłabym się w tej drugiej grupie.
Poranki i ja, nie bardzo nam się układa. Nigdy nam się nie udawało i nigdy nie będzie
udawało. To naprawdę nikogo wina, tak po prostu jest.
Jednak chciałabym by ktoś poinformował o tym Emmę, ponieważ – wielką koleżanką,
jaką jest – ona ewidentnie nie zdaje sobie sprawy z tej wzajemnej niechęci, którą dzielę ja i
godziny przed dziesiątą rano. Z drugiej strony możliwe, że ona o tym wie i po prostu nie
obchodzą ją moje uczucia i/lub upodobania. Tego ranka wciąż trajkocze o „powitaniu
nowego poranka z wesołą miną” i ściąga koce z mojego bardzo zimnego ciała o bezbożnej
godzinie, kiedy naprawdę powinnam dalej spać. Najwyraźniej wstawanie o nieprzyzwoitej
godzinie prowadzi jakoś do powitania poranka z uśmiechem, a nie ziewaniem, jak wcześniej
myślałam. Tak czy owak jestem prawie pewna, że budzenie nie-porankową osobę, taką jak
ja, o 7 rano jest poważną zbrodnią bez względu JAK dobre jej intencje były.
Zatem siedzę tutaj, dziobiąc w moich gofrach i męczennie pijąc mój sok dyniowy,
informuję Emmę o jej popełnionym przestępstwie.
- Nie przesadzaj, Lily – mówi. – Nie jest tak wcześnie.
Jasne, łatwo jej mówić. Ona lubi takie rzeczy.
- I tak musimy dostać razem nasze książki. – Właśnie poinformowała mnie Grace, chociaż
WIEM, że jest tak samo zmęczona jak ja, jej powieki wciąż się zamykają, gdy Emma nie
patrzy. Dodatkowo teraz ziewnęła w swoje płatki owsiane.
Wszystkim im będzie przykro, kiedy zasnę w swoich gofrach i będą musiały nieść mnie
do lochów na Eliksiry, całą lepką i w ogóle. Mówię im to.
Emma wydaje z siebie jeden z jej wielkich, długich, nigdy niekończących się westchnięć.
– Doprawdy, Lily! Jeśli masz wystarczająco siły, aby pisać w swoim pamiętniku, sądzę, że
masz wystarczająco energii by nie zasnąć!
25
Och, szlag by to.
Później, Eliksiry
Czemu ktokolwiek kiedykolwiek potrzebowałby uczyć się DRŻĄCEGO eliksiru?
Poważnie. Kto w ogóle chciałby drżeć? Czy to choćby ma cel? Kiedy będę potrzebowała
użyć Drżącego Eliksiru w moim całym życiu? Kiedy ktokolwiek? Profesor Abbott naprawdę
musi uporządkować swoje priorytety. Czy ją w ogóle OBCHODZI, że jestem na nogach od
siódmej rano? Nie mam czasu mierzyć się z tym nonsensem!
Drżący Eliksir-
1] Stwarza wstrząs dreszczy, który przechodzi przez ciało pijącego.
2] Daje pijącemu… bla bla bla.
NOTATKA DLA SIEBIE: Odpisać notatki o Drżącym Eliksirze od Emmy.
Później, Wróżbiarstwo
Dlaczego w ogóle kłopoczemy się z tym przedmiotem? –LE
Nie wiem. –EV
Ona jest strasznie zabawa, co nie? –GR
Zabawna? Myślałam bardziej o czymś jak szalona jak Kapelusznik.
Jednak lubię jej spódnicę.
Znowu to samo. Szybko! Rozprosz ją! Co myślicie o tym, by zacząć listę?
Dobry pomysł…
Lista Emmeliny Vance, Grace Reynolds,
i Lily Evans Najprzystojniejszych
Wolnych Facetów w Szkole Hogwart
( Z Dodatkowym Komentarzem)
1] Amos Diggory – seksowny, 7-roczny Puchon, który nie tylko jest niesamowicie
przystojny – z tymi seksownymi jasnobrązowymi włosami i tymi uroczymi dołeczkami – ale
26
również jest fantastycznym graczem Quidditcha z ciałem, które to udowadnia. Chyba nie
muszę nic więcej dodawać.
EV: Ta opinia jest zupełnie stronnicza, Lily! On nie jest tak doskonały, jak go opisujesz.
GR: Niesamowicie seksowny, choć ma swoje minusy.
LE: Oszalałyście. On jest idealny.
2] Thomas Dunn – No i co, że jest trzeciorocznym? Ten chłopak ma DUŻO punktów w
dziale piękności. Widziałyście jego oczy? Doskonały wśród wszystkich mężczyzn (lub
chłopców).
LE: Jest uroczy i nawet nie zarozumiały! Idealne dopasowanie dla każdych
TRZECIOROCZNYCH dziewczyn.
GR: Zapomnij o trzeciorocznych! Chciałabym znaleźć z nim schowek na miotły.
EV: Ignorując Grace i jej metody molestowania seksualnego dzieci, muszę powiedzieć,
że Thomasowi nie brakuje wyglądu ani osobowości. Dobry wybór, Gracie.
3] Remus Lupin – Pomimo tego, że jest ¼ znanego klanu Huncwotów Remus jest
niewiarygodnie sympatycznym kolegą. Jego pracowite zwyczaje i sporadyczne psotne
elementy robią z niego idealne połączenie wszystkiego. Dobry wybór dla każdej
zasługującej dziewczyny.
EV: Remus jest moim dumnym wyborem, bo jest połączeniem wszystkiego, czego
pragnie dziewczyna. Poza jego zwyczajem chorowania i jego nieco prymitywnym wyborem
w przyjaciołach, sądzę, że znajdziecie pana Cudownego w panu Lupinie.
GR: O, widzę, że ktoś złapał upodobanie do naszego przyjaciela pana Lupina, co? Tak
poza tym, niezły wybór. Remus jest bardzo fajny.
LE: To takie urocze, Em! Remus nie jest złym wyborem. Dlaczego nie będziecie razem i
nie „pouczycie się” trochę, hym?
NOTATKA OD NIESŁUSZNIE OSKARŻONEJ (EV): NIE PODOBA MI SIĘ REMUS LUPIN.
4] Syriusz Black – Kolejny członek psotnych Huncwotów, nie możecie nie zauważyć
dobrego wyglądu Syriusza. Wszystkie wiemy, że jest niedojrzały i kompletnie stuknięty, ale z
pewnością nie brakuje mu wyglądu.
EV: Zgadzam się. Syriusz jest zbzikowany, ale nie brzydki.
GR: Nie sądzę, że mogę na to odpowiedzieć, biorąc pod uwagę, że rodzina (nie ważne jak
daleka) nie powinna mówić takich rzeczy o innych członkach rodziny.
27
LE: Ta lista jest ściśle dla wyglądu, dlatego dodałam Syriusza. Nie możecie zaprzeczyć
jego przystojności (albo jego obłędowi, jeśli o to chodzi).
James Potter – James również należy do klanu Huncwotów (jacy to przystojni mężczyźni!)
i jest niewiarygodnie przystojnym mężczyzną. Nie wspominając już o jego elitarnych
zdolnościach w Quidditchu i nienaturalnej inteligencji (która dorównuje tej u naszej własnej
panny Evans), ten chłopak ma to wszystko.
EV: Prawdziwa prawda. Mimo tego, że czasami jest palantem, nie możecie oprzeć się
niesamowitej przystojności Jamesa i jego hałaśliwemu poczuciu humoru.
GR: Uwielbiam Jamesa. Tak naprawdę, gdyby nie był moim tak WIELKIM kolegą,
zrobiłabym z niego swojego kochanka.
LE: Dajcie spokój! POTTER? To taki palant! Poza tym wszyscy wiedzą, że on praktycznie
jest ożeniony z Saunders. Oni tylko umawiali się i zrywali ze sobą od trzeciego roku.
Przyprawiacie mnie o mdłości, ludzie.
NOTATKA DO DZIEWCZYNY W ZAPRZECZENIU: To jest lista ściśle dla wolnych,
PRZYSTOJNYCH ludzi i nie możesz wykluczyć z takiej listy Jamesa Pottera. Poza tym James i
Elisabeth zerwali wieku temu. Wszyscy to wiedzą.
NOTATKA DO PSYCHICZNIE CHORYCH: Spadajcie.
Później, Kolacja w Wielkiej Sali
Uwielbiam kolacje w Hogwarcie. Naprawdę.
To znaczy, kiedy mieliście ciężki dzień i wszystko wydaje się iść nie po waszej myśli (więc
zasadniczo dla mnie każdego dnia) zawsze masz miłe oczekiwanie na kolację, która na ciebie
czeka. Możesz po prostu usiąść, odprężyć się i odpuścić.
Oczywiście moja miłość do kolacji w Hogwarcie może mieć coś wspólnego z moim
dużym i nienormalnym zauroczeniem ryżem.
Tak, ryżem.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy moja obsesja ryżem się zaczęła, ale, od kiedy byłam mała
to wszystko, co jadłam. Pamiętam, że moja babcia robiła najpyszniejszy ryż. Dodawała te
wszystkie różne zioła i specjalne sosy, które zawsze mogłam oddzielnie nazwać, ale których
nigdy nie dałabym razem. Obserwowałam ją, gdy mieszała wszystko razem, a to skwierczało i
bulgotało, ale nigdy nie potrafiłam zrobić tego sama. Po tym jak umarła, Mama i ja
próbowałyśmy kilkanaście razy skopiować jej ryż, ale zawsze paskudnie smakował. Może ryż
mojej babci to wszystko zaczął, nie jestem całkiem pewna.
28
I wiecie, co? Hogwart musi mieć przynajmniej trzy rodzaje ryżu każdego wieczora. Taa,
trzy! Co można w tym nie kochać?
A gdy siedzicie przy stole Gryffindoru, jedząc wasze różne rodzaje ryżu i gawędzicie ze
swoimi koleżankami, zdarza wam się mieć doskonały widok na stół Hufflepuffu. To oznacza,
że macie również doskonały widok na pewnego 7-rocznego prefekta Puchonów (i nie, nie
mówię o Julie Little).
Więc siedzę sobie tutaj, jedząc mój ryż i obserwując stół Hufflepuffu, nie muszę się
martwić kłamcą Prefektem Naczelnym i wzbudzających wrogość współlokatorkach albo
faktem, że nie mam notatek o Drżącym Eliksirze, bo zapomniałam poprosić Emmę o
odpisanie. Nie. Mogę siedzieć, zrelaksować się i robić moje dwie ulubione rzeczy.
Jeść i ślinić się nad Amosem Diggorym.
Czy życie może STAĆ SIĘ jeszcze lepsze?
Środa, 3 Wrzesień, Sala Zaklęć
Nienawidzę swojego życia.
Nienawidzę swojego życia i nienawidzę moich głupich samo-kontrolujących się ust.
Jeśli mogłabym pójść do sklepu z ustami i wymienić moje usta na inne, zrobiłabym to. I
musiałabym mieć nadzieję, że moje nowe usta nie byłyby tak cholernie niezależne jak moje
stare usta, ponieważ wtedy byłabym w wielkich tarapatach (dodatkowo prawdopodobnie
musiałabym wrócić do sklepu z ustami, a myśl o takim miejscu nie jest dla mnie zbyt
atrakcyjna).
Po prostu tego nie rozumiem. Czy ja kiedykolwiek zrobiłam coś moim głupim ustom, co
zrobiłoby z nich takie buntownicze? NIE ZASŁUGUJĘ NA TAKIE MĘCZENNICTWO!
NAPRAWDĘ!
Chcę powiedzieć, że idealni ludzie jak Elisabeth Saunders zasługują na usta takie jak
moje. Nie już-ponoszący-porażkę-w-życiu ludzie, tacy jak ja.
Jeżeli Elisabeth Saunders zrobiłaby z siebie kompletnego głupka, zostałaby prawie
wykopana z bardzo ważnego przedmiotu, a POTEM zaczęłaby wypłakiwać sobie oczy przed
jej (dawnym?) wrogiem/Prefektem Naczelnym/dopiero-co-zrobionym-korepetytorem-w-
transmutacji, ja prawdopodobnie nawet bym się z niej nie śmiała! Prawdopodobnie
współczułabym dziewczynie, nawet, jeśli jest totalnym głupcem. Ale nie, takie rzeczy po
prostu nie ZDARZAJĄ się Elisabeth Saunders. One zdarzają się ludziom jak ja. To zawsze
muszę być ja. Zawsze Lily.
29
Dzisiejszy poranek zaczął się świetnie. Tak naprawdę to zaczął się bardziej niż świetnie.
Tym razem faktycznie zrozumiałam eliksir. Niemniej eliksir, na którego wskazówki
zapomniałam przepisać poprzedniego dnia! Wiecie, jaki to jest wzrost ego? Dostałam
NAJWYŻSZĄ OCENĘ na moim praktycznym zadaniu! To jest bardzo ekscytujące, biorąc pod
uwagę to, że wiem, iż profesor Abbott mnie nienawidzi i zmusiłaby się do postawienia mi
najwyższej oceny, tylko wtedy gdyby mój eliksir był naprawdę genialny. Kto po tym nie byłby
w dobrym humorze?
Więc poszłam na Transmutację w radosnym i szampańskim nastroju (coś, co nie zdarza
się zbyt często), nawet nie przejmując się faktem, że jestem absolutnie OKROPNA w
Transmutacji i tym, że ten łżący palant Prefekt Naczelny – do którego, tak poza tym, nie
powinnam nigdy więcej się odzywać – siedział za mną i gawędził z moimi koleżankami.
- Wszyscy siadać! Zająć swoje miejsca! – powiedziała profesor McGonagall na początku
lekcji. Wszystkie rozmowy natychmiast ucichły, a oczy każdego skierowały się na profesor
stojącą na przodzie klasy. – Dziękuję – rzekła McGonagall i odwróciła się do tablicy za nią i
zaczęła pisać.
USTNA TRANSMUTACJA ZWIERZĘCIA.
Ugh. Nawet pisanie tego teraz sprawia, że chcę umrzeć ze wstydu. Ale gwoli
sprawiedliwości nigdy nie miałam żadnego talentu w Transmutacji. Jestem znakomita w
Zaklęciach i robię o wiele więcej ponad przeciętną na Obronie, ale Transmutacja? Nigdy. Tak
naprawdę nigdy nie powinnam była być w tej klasie. McGonagall nigdy nie bierze kogoś, kto
ma poniżej Powyżej Oczekiwań na Sumach do jej owutemowych klas, a mi z pewnością
daleko do tego. Jednakże jakimś dziwnym cudem przekonałam McGonagall by zabrała mnie
do swojej klasy z obietnicą uczenia się jak szalona przez wakacje i zapewnieniem, że się
poprawię. Sądzę, że zgodziła się tylko, dlatego że mnie faworyzuje (czemu tak bardzo mnie
lubi nie mam zielonego pojęcia. To znaczy, jeśli zamierzasz kogoś faworyzować, wybierz
ekstra niezwykłe dziecko z niewyczerpanymi talentami. Dlaczego, u licha, McGonagall
wybrała przeciętny, nudny kawałek ciała ludzkiego, jak ja, do faworyzowania to jest ponad
moje rozumowanie). Powinnam uczyć się całe wakacje (co robiłam… czasami) i McGonagall
miałaby osądzić moją poprawę i powiedzieć mi, czy mogę zostać w klasie, gdy wrócę w tym
semestrze. Byłam – i wciąż jestem – zdeterminowana by zostać w tej klasie, ale sprawy w
moim życiu zawsze wydają się znaleźć sposób by się zagmatwać. Wiem, że Aurorzy muszą
znać Transmutację i tak dalej, ale szczerze, jeśli tego nie rozumiesz, to nie rozumiesz. Nie
mogą zrobić dla mnie wyjątku? Jestem pewna, że JEDEN Auror bez talentu w
Transmutowaniu nie byłby zły. Mogę trzymać się Zaklęć. To umiem.
- W porządku. – McGonagall odwróciła się znowu do klasy, patrząc na każdego z nas jej
krytycznym wzrokiem. Nienawidzę, gdy to robi. – Wczoraj wszyscy odświeżyliście swoje
związane wakacjami wspomnienia teorii Zwierzęcej Transmutacji i teraz będziecie rzucać
zaklęcia ustne. Pamiętajcie by machnąć swoją różdżką we właściwym kolistym ruchu i by
30
myśleć jasno o zmienianiu cętkowanych jaszczurek przed wami w kurczaki. Czy wszyscy
rozumieją?
Ciche pomruki zgody przeszły przez klasę. Wewnętrznie zaczęłam wpadać w panikę.
- Dobrze. – McGonagall kiwnęła szorstko głową. Jej oczy pomknęły ku końcowi klasy. – I
nie chcę mieć absolutnie żadnych dziwnych spraw – Black, Potter, rozumiecie mnie?
Wiele dziewczyn zachichotało, kiedy obydwoje niewinnie potaknęli. Co za głupie
palanty.
- Dobrze – powiedziała znowu McGonagall, wciąż obserwując podejrzanie dwóch
chłopaków. – Możecie zacząć.
Jasne.
Zacząć.
Pewnie.
Żeby tylko.
Siedziałam tam przez chwilę, patrząc jak Emma z łatwością zmienia swoją jaszczurkę w
kurczaka i z powrotem. Potem, szukając odrobiny współczucia odwróciłam się do Grace,
mając nadzieję, że ona może mieć odrobinę trudności, jak ja, ale moje poszukiwania
skończyły się rozczarowaniem, bo Grace również łatwo osiągnęła kurczaka. Szybkie
spojrzenie za nas pokazało mi, że dwójka Huncwotów także zdołała przemienić swoje
jaszczurki i przenieśli się na inną formę rozrywki. Syriusz właśnie próbował przekonać
swojego kurczaka do zaatakowania tego Pottera, który z kolei szturchał swojego kurczaka w
przeciwną stronę. Ostrożnie odwróciłam się do mojej jaszczurki, patrząc na nią krytycznie.
Nie WYDAWAŁO się to zbyt trudne. Każdy inny umiał to zrobić, czemu ja nie? Umiem.
Totalnie umiem.
Merlinie, dlaczego jestem taka głupia?
Podniosłam swoją różdżkę z biurka, zdecydowana zmienić tę cholerną jaszczurkę w
kurczaka za wszelką cenę. Sprawdziłam swoje notatki ostatni raz przed poderwaniem się na
coś niemożliwego.
- Animus Nero – powiedziałam cicho, machając różdżką w wyznaczonym wzorze. Jednak,
najwyraźniej, to nie był właściwy wyznaczony wzór, ponieważ zamiast kurczaka przede mną
stało piórkowane ciało jaszczurki z bardziej głową kurczaka i oślizgłym ogonem. Kurczako-
jaszczurka.
31
Oczywiście ta zła transmutacja mogłaby nie być taka zła, gdybym, naturalnie, nie
stworzyła opętanego jaszczurko-kurczaka, który zdecydował, że to stosowne zrobić ogromne
zamieszanie.
- KKKUUUUUUUUUKKKKKKKKKKKKKKKK! – Pół jaszczurka/pół kurczak wrzasnęło (w
zdumiewająco wysokim tonie jak na tak małe zwierzę, tak na marginesie). Od razu wszystkie
głowy odwróciły się w moją stronę, gdy kurczak zeskoczył z biurka i ruszył na upragnioną
ścieżkę wojenną.
Chaos zaczął się, kiedy oszalałe zwierzę walnęło wprost w krzesło Jervisa Renneta,
sprawiając, że biedny Jervis wywrócił się na Penny O’Jene, która wrzasnęła raczej głośno do
ucha Jervisa. Potem kurczak utorował sobie drogę na biurko Tammy Turner, przestawiając jej
pergamin i pióra we wszystkie dziwne kierunki, powodując, że Tammy zaczęła wykrzykiwać
nieprzyzwoitości w jakimś obcym języku, który brzmiał trochę jak Trytoński. Robiąc tamto,
nagle zdecydował dać swoje zaplamione atramentem stopy na delikatne ramię Carrie Lloyd.
- ZDEJMIJ TO! FUUUUU! ZDEJMIJ TO ZE MNIE! – krzyczała do swojego partnera
Timmy’ego Ricksa, który wydawał się uważać tę sytuację za bardzo komiczną i nie był w
stanie pomóc z powodu tego, że tak bardzo się śmiał.
W tym momencie cała klasa była w kompletnym chaosie, gdy moja kreatura odbijała się
od jednego biurka do drugiego, skacząc po ludziach, niszcząc zadania i siejąc spustoszenie
gdziekolwiek poszła. Jedyną osobą, która wydawała się bardzo dobrze bawić w tym całym
fiasku był Syriusz, który głośno oświadczył do swojego kurczaka, że powinien podążyć za
przykładem mojej kreatury. Mocno pragnęłam by podłoga otworzyła się pode mną i całą
mnie pochłonęła. Mogłam sobie tylko wyobrazić jak bardzo czerwona moja twarz już była.
Cały czas podążałam wzrokiem za moim oszalałym zwierzakiem, wmawiając sobie bym nie
wybuchła płaczem.
Szaleństwo w końcu się skończyło, gdy McGonagall zrzuciła dosyć dużą edycję Kącików i
Szczelin Transmutacji na chaotyczną bestię. Wspólne westchnienie przeszło przez klasę,
zanim napięcie znowu wzrosło i poczułam jak wzrok wszystkich przemieszcza się z wtedy
nieprzytomnego zwierzaka do jego twórczyni.
Mnie.
- Panno Evans – odezwała się cicho McGonagall, powoli unosząc spojrzenie z kreatury na
mnie. – Proszę zostać po zajęciach.
Tylko wyraz jej oczu – rozczarowanie, żal – wystarczył mi by pęknąć. Moje ciało zatrzęsło
się ze strachu i nerwów. Skinęłam głową, ale ledwie. Zbyt bardzo drżałam by zrobić
cokolwiek innego. To było możliwie najgorsze wspomnienie w moim całym życiu.
Po tym klasa się uspokoiła. Carrie Lloyd została wysłana do toalety dziewcząt po tym jak
przestała krzyczeć, a McGonagall naprawiła krzesło Jervisa Renneta, tak jak biurko Kiki
32
Molter. Każdy zaczął zbierać swoje rzeczy, które były porozrzucane w różnych miejscach
wokoło klasy w wyniku szaleństwa mojego kurczaka.
Ja po prostu siedziałam zmrożona niepokojem i wstydem, patrząc jak wszyscy mnie
obserwują. Żałosne uśmiechy i zmartwione spojrzenia były posyłane w moim kierunku, ale je
zignorowałam. Byłam zbyt pochłonięta użalaniem się nad sobą. WIEDZIAŁAM, że powinnam
więcej się uczyć! WIEDZIAŁAM! Ale nie, po prostu musiałam oglądać ten program w telewizji
albo musiałam iść zobaczyć ten film, albo musiałam się zdrzemnąć. Widzicie, co się dzieje,
kiedy zwalniacie tempo? JESTEM NIEWĄTPLIWĄ PORAŻKĄ W ŻYCIU!
Lekcja dobiegała końca i czułam wielką ulgę, że nie powstały inne problemy.
- Potter – odezwała się McGonagall kilka minut przed końcem lekcji. – Zostań po lekcji.
Potter podniósł wzrok zaskoczony.
- Ale nawet nic jeszcze nie zrobiłem, pani profesor! – krzyknął, patrząc w kierunku
McGonagall szukając odpowiedzi. Głupiec chyba myślał, że jakieś dostanie.
- Fakt, że powiedziałeś „jeszcze” nie może znaczyć nic dobrego, prawda, panie Potter? –
Przyjrzała mu się podejrzliwie, jej wzrok wyrażał niesmak na jego „jeszcze”. Potter wzruszył
ramionami, ale wciąż był wyraźnie zdezorientowany.
Od razu zaczęłam panikować po tej małej interakcji. Czy ona o mnie zapomniała?
Zamierzała wykopać mnie z klasy z Potterem stojącym TUŻ OBOK? Czy mogłaby być możliwie
tak okrutna? McGonagall jest surowa, ale nigdy nie widziałam jej okrutnej. Poza tym co zrobił
Potter? Nie mogłaby porozmawiać o tym innym razem? Powiedzmy, kiedyś gdy, nie wiem,
NIE będę tutaj? Czy miała jakiekolwiek pojęcie co mi robiła?
Lekcja skończyła się kilka minut później, co było dla wszystkich ulgą. Cicho, moje
wnętrzności panikowały, patrzyłam jak wszyscy oprócz Pottera i mnie zaczynają powoli
wychodzić z klasy, szeptając i plotkując o bogatej w wydarzenia lekcji. Plotka będzie
swobodnie płynąć przez jakiś czas.
- Poczekamy na ciebie, jeśli chcesz – zaoferowała Emma z pocieszającym uśmiechem,
pokazując gestem na zewnątrz klasy, gdzie ona i Grace chciały czekać. Potrząsnęłam głową,
dalej nie w pełni kontroli nad moimi strunami głosowymi.
- Nie martw się tym, Lily – powiedziała życzliwie Grace, wyraźnie też chcąc mnie
pocieszyć. – Każdy popełnia błędy.
Tak, ale nie błędy szalonego-kurczaka.
- Jesteś pewna, że nie chcesz byśmy zaczekały? – zaoferowała znowu Emma. – Mamy
tylko obiad. Nic się nie stanie, jeśli trochę się spóźnimy.
33
Ponownie potrząsnęłam głową.
- Dobrze. – Westchnęła lekko Emma, kładąc pocieszycielsko dłoń na moim ramieniu. –
Przypuszczam, że zobaczymy się na obiedzie.
Po czym ona i Grace wyszły, pozostawiając tylko Pottera, McGonagall i mnie w
poprzednio wypełnionej klasie. Starałam się ignorować Pottera i spojrzałam wyczekująco na
McGonagall. Siedziała przy swoim biurku, coś pisząc.
- Poczekaj na zewnątrz, Potter – rozkazała cicho, nawet nie podnosząc głowy.
Wypuściłam szybkie westchnienie ulgi, gdy zorientowałam się, że McGonagall nie było
wystarczająco okrutna by wykopać mnie z klasy przed nim. Patrzyłam cicho, jak Potter zbiera
swoje rzeczy równie cicho. Jego spojrzenie biegało tam i z powrotem pomiędzy McGonagall i
mną, kiedy pozbierał ostatnią ze swoich książek. Odwróciłam wzrok, nie chcąc zobaczyć
drwiny, którą niewątpliwie znalazłabym w jego wzroku. Wyszedł z klasy parę sekund później.
Zamknął za sobą drzwi.
- Proszę podejść, panno Evans.
Moja głowa od razu odwróciła się do McGonagall, mój żołądek boleśnie się skurczył. Z
pewnymi trudnościami podeszłam powoli do jej biurka, modląc się do wszystkiego i
wszystkich, których znam.
- Pani profesor… - zaczęłam.
- Miałyśmy układ, panno Evans – przerwała mi cicho, podnosząc po raz pierwszy raz
wzrok. Skuliłam się, odmrugując łzy z moich oczu. Wyglądała na tak rozczarowaną. Chciałam
umrzeć.
- Wiem, pani profesor – szepnęłam smutno, patrząc na swoje buty. Nie mogłam dłużej
patrzeć jej w twarz.
- Powiedziałam ci, że pozwolę ci brać moje lekcje znowu w tym roku, a ty obiecałaś uczyć
się i poprawić. Nie widzę jakiejkolwiek poprawy, Lily. – Gdy tylko nazwała mnie „Lily”
wiedziałam, że to już koniec. Jej głos był cichy, lecz surowy. Zamknęłam oczy, starając się
skupić na tym co mówi, a także desperacko próbując powstrzymać wilgoć w moich oczach.
Nigdy nie byłam bardziej zawstydzona, niż w tamtym momencie.
- W-wiem. – Przełknęłam głośno ślinę, starając się pozbyć kulki emocji, która stanęła mi
w gardle. – I uczyłam się, pani profesor! Naprawdę się uczyłam!
- Nie mówię, że tego nie robiłaś, panno Evans, ale po prostu nie widzę jak mogłabym cię
trzymać w tej klasie, jeśli nie możesz się poprawić.
34
- Ale to tylko drugi dzień lekcji, pani profesor! Tylko straciłam trochę formę. – Mój głos
załamywał się z każdym słowem. Zamierzała mnie wyrzucić, po prostu to wiedziałam. Już nic
nie mogę z tym zrobić. Dlaczego w ogóle próbowałam z tym walczyć?
- Odtąd będzie tylko trudniej, Lily – powiedziała mi łagodnie. – To wszystko to tylko
podstawowy przegląd. Czy naprawdę chcesz znowu przechodzić przez kolejną taką
demonstrację?
Potrząsnęłam głową, czekając na najgorsze.
- Przepraszam, pani profesor, naprawdę, ale przyrzekam, że będę bardziej się starać!
Będę cały czas się uczyć! Tylko proszę pozwolić mi zostać w klasie! Potrzebuję zostać w tej
klasie. – Wiedziałam, że to beznadziejny przypadek, ale byłam zdesperowana. McGonagall
westchnęła głęboko i moje wnętrzności zaczęły się kruszyć. – Proszę – błagałam, próbując
ostatni raz obronić mój beznadziejny przypadek. Stałam tam cicho, tylko czekając na słowa…
bojąc się słów…
- Nie zamierzam wyciągnąć cię z klasy, panno Evans.
Ona… ona nie…
TAK!!!!!!!!!!!!!!
- Och, dziękuję, pani profesor! – krzyknęłam radośnie, zapominając się pod wpływem
chwili i niemal zarzuciłam ramiona wokoło starszej kobiety. – Dziękuję pani tak bardzo!
Poprawię się, naprawdę! Będę ciągle się uczyć i poprawię się i ja… och, dziękuję! – Czułam
taką ulgę, że ledwo co mogłam złapać oddech. Przysięgłam sobie wtedy, że będę bardziej się
uczyła, bez względu na wszystko. Przecież nikt nie chciałby Aurora, który zawalił
Transmutację, prawda? Jednak wciąż miałam małą dziurę w brzuchu. Co jeśli tego nie
zrobię? Co jeśli, nieważne jak bardzo będę się uczyła, po prostu tego nie zrozumiem? Co
wtedy zrobię? Starałam się wypchnąć te krążące myśli z mojej głowy. Wciąż byłam w klasie i
tylko to się liczyło.
- Upewnię się tego, panno Evans – powiedziała surowo McGonagall, odciągając mnie od
myśli.
Spojrzałam na nią zdezorientowana. – Co ma pani na myśli? – zapytałam.
McGonagall zaczęła przestawiać swoje rzeczy na jej biurku, gdy spokojnie wyjaśniła. –
Przydzielam ci korepetytora, panno Evans. Będziesz spotykała się z tym korepetytorem raz w
tygodniu przez przynajmniej jedną godzinę. Ucz się sama tak długo jak uznasz to za
potrzebne, ale jeśli nie zobaczę żadnej poprawy, będę musiała wyciągnąć cię z mojej klasy.
Czy to jasne?
Potaknęłam.
35
Korepetytor.
Hm.
Nigdy wcześniej nie miałam korepetytora. Kto to mógłby być? Jak to będzie wyglądało?
Czy on naprawdę mi pomoże?
- Potter!
Krzyk McGonagall wyrwał mnie z zadumy. Moje oczy przesunęły się do otwierających się
za mną drzwi. Potter wrócił do klasy, wciąż wyglądając na zdezorientowanego.
Spojrzałam niepewnie na McGonagall. Czy już ze mną skończyła? Powinnam teraz wyjść?
Ale kim był mój korepetytor? Kiedy się z nim spotkam? Nie wydawała się chcieć podać
jakąkolwiek z odpowiedzi. Odwróciłam się do Jamesa, który podszedł do biurka McGonagall i
teraz stał obok mnie.
- Cokolwiek to jest, pani profesor, nie zrobiłem tego – upierał się James, patrząc
poważnie na McGonagall. – To nie byłem ja, przysięgam.
Musiałam powstrzymać śmiech, kiedy McGonagall mu się przyjrzała. Wyglądał tak
niewinnie. W każdym razie co on zrobił? O ile wiem, ostatnio nic nie zostało rozwalone i
nikogo kolor włosów nie został zmieniony.
- To nic takiego, Potter – spojrzała na niego surowo – tym razem. – Znowu zaczęła
przestawiać swoje papiery. – Pamiętasz o czym z tobą wczoraj rozmawiałam? – Powróciła do
swojego pisania. Znowu zastanawiałam się czy moja obecność była tam wymagana. Jeśli
Potter nie był za coś rugany, naprawdę nie było tutaj dla mnie nic do roboty. Poza tym co on
robił? O czym wczoraj rozmawiali?
- Korepetycje?
Och, korepetycje.
Chwila, KOREPETYCJE?
I wtedy wszystko się ułożyło.
- Tak, korepetycje – odparła McGonagall, kiwając głową. Odwróciła się do mnie. – Poznaj
swojego nowego ucznia, Potter.
Poznaj swojego nowego ucznia, Potter.
Chciałam krzyczeć.
Chciałam płakać.
36
Chciałam wziąć słowa i je wyrzucić. Chciałam zrobić cokolwiek oprócz spojrzenia na
Jamesa Pottera. Ale oczywiście ja, będąc emocjonalnym wrakiem, którym wtedy byłam, nie
zrobiłam nic, oprócz gapienia się.
Czemu on? Mógłby to być ktokolwiek! DLACZEGO MUSIAŁA WYBRAĆ JEGO?
- Lily? – zapytał, choć nie byłam pewna czy mówił do mnie czy do McGonagall. Znowu
wymówił moje pierwsze imię. Dlaczego wciąż to robi?
- Tak – odpowiedziała McGonagall, nie podnosząc wzroku. – Będziesz od teraz
korepetytował panną Evans.
Gapiłam się teraz na Pottera, który wyglądał na nieco zbyt zadowolonego jak na mój
gust. Nigdy nie usłyszę tego końca. Mogę sobie wyobrazić rzeczy, które będzie mówił…
rzeczy, które powie ludziom…
Cholera jasna. Nienawidzę go.
- Ale, pani profesor – sprzeczałam się, odzywając się pierwszy raz odkąd Potter wszedł
do klasy. – Czy Potter nie będzie zbyt zajęty by mnie korepetytować? To znaczy, ma
Quidditcha i jego obowiązki Prefekta Naczelnego. Jestem pewna, że ktoś inny może to
zrobić…
Zdesperowana, powiecie?
Z pewnością.
- Korepetytowanie jest jednym z jego obowiązków Prefekta Naczelnego, panno Evans,
tak jak i twoim. – Moje serce drgnęło na jej słowa. – Gdybyś to nie była ty, byłby to ktoś inny.
Jednakże dziękuję za twój niepokój.
Plan A udaremniony. Niech ją szlag.
- Sądzę, że zostawię was, byście omówili czas spotkania. – McGonagall podniosła się z
miejsca, wysyłając nam znaczące spojrzenie, gdy stała. Pergamin, na którym wcześniej pisała
trzymała teraz mocno w dłoni. – Mam notatkę do dostarczenia dyrektorowi. Życzę wam
obojgu dobrego dnia. – Po czym bez słowa nas zostawiła.
Samych.
Myślę, że wtedy mój mózg zaczął w pełni zdawać sobie sprawę z sytuacji.
Potter.
James Potter był moim korepetytorem.
Korepetytor był kimś, kto pomaga swoim uczniom.
37
Potter, pomagać mnie? To nie było prawdopodobne.
Jednak musiałam zaliczyć tę klasę. Nie miałam wyboru. Jeśli się nie poprawię
McGonagall nigdy nie pozwoli mi zostać w klasie, a wtedy nigdy nie zostanę Aurorem. Ale jak
mam się poprawić, kiedy mój korepetytor jest największym palantem, jakiego znam? Jak
mam się poprawić, kiedy złożyłam sobie przysięgę, że nigdy więcej nie odezwę się do mojego
tak zwanego „korepetytora”? Jak mam się poprawić, kiedy mój korepetytor mnie nie cierpi?
Czy McGongall w ogóle zdaje sobie sprawę, z tego co zrobiła? Czy zdaje sobie sprawę, że
moje całe życie właśnie spuściło się do ścieków, bo przydzieliła mi bezwartościowego
korepetytora? Czy ona zdaje sobie sprawę, że nie można zostać Aurorem bez zaliczenia
owutemu z Transmutacji? CZY ONA TO WIE?
Nie mogę uwierzyć. Zawalę. Potter prawdopodobnie zamierza nakarmić mnie
fałszywymi wiadomościami, mówiąc mi że sobie radzę, ale tak naprawdę będzie śmiał się ze
mnie i mojego kalectwa w Transmutacji. MERLINIE, on jest takim palantem!
Podczas gdy ja mierzyłam się z moim wewnętrznym bredzeniem przypuszczam, że
Potter starał się ze mną porozmawiać, bo był całkiem zaskoczony, kiedy nagle opadłam na
podłogę i zaczęłam wypłakiwać sobie oczy jak szalona (hej, byłam emocjonalnym wrakiem,
pamiętacie? Nie miałam żadnej kontroli nad moimi nagłymi, impulsywnymi reakcjami).
- Lily! – Natychmiast przy mnie upadł. – Wszystko w porządku? Co cię boli?
O, jeeezu. Głupi dupek pomyślał, że byłam zraniona lub coś.
- Nic mi nie jest! – zaszlochałam gniewnie. – Po prostu zostaw mnie w spokoju! –
Schowałam twarz w kolanach, kiedy płakałam mocniej.
Sądzę, że wtedy Potter zorientował się, że to nie jakieś wewnętrzne uszkodzenie ciała
doprowadziło mnie do łez. Mogłam powiedzieć, że widocznie był zdziwiony moimi łzami i
trochę niepewny tym, co ze mną zrobić, bo poczułam jak nieznacznie odsunął się od mojego
drżącego ciała. Wiedziałam, że był zdezorientowany co zrobić z głupią płaczącą dziewczyną
siedzącą obok niego – do diabła, też bym była zdezorientowana! – ale te zmieszanie
wydawało się powoli znikać, bo kilka sekund później poczułam jak jego ramiona oplatają się
wokół mnie z wahaniem.
Może starał się być pocieszający (ha!), ale to sprawiło, że jeszcze bardziej się
zdenerwowałam. Czy on nie mógłby po prostu zapomnieć o tym głupim kawale czy czymś,
czym to było i wrócić do bycia dla mnie niemiłym? Już niszczy mi życie, dlaczego musi to
jeszcze pogarszać?
- Odejdź! – zawołałam w jego koszulę, walcząc w jego uścisku. Przynajmniej ta koszula
była miła w dotyku. Przypuszczam, że gdybym miała płakać w czyjąś koszulę, miło jest
wiedzieć, że ta była wygodna.
38
- Co się stało? – spytał cicho, nawet trochę nie rozluźniając swojego mocnego uścisku.
Widocznie nie był już niepewny, co ze mną zrobić. Również nie wydawał się sądzić, że
trzymanie swojego długoterminowego wroga w intymnym uścisku było niezręczne. Ja,
oczywiście, byłam tak zdezorientowana, że nie wiedziałam co myśleć.
- Powiedziałam odejdź! – krzyknęłam jeszcze głośniej, gdy kontynuowałam walczenie z
jego uściskiem.
- Nie dopóki nie powiesz mi, co się stało! – odkrzyknął.
O, tak. Z pewnością już nie nerwowy.
Ale jeśli sądził, że zamierzałam wyjawić mu moje wszystkie problemy musiał się
rozczarować. No i co, jeśli jest miły? No i co, jeśli jego koszula jest wygodna? JEST
WSTRĘTNYM, GŁUPIM KŁAMCĄ!
- Wszystko! – krzyknęłam, jeszcze mocniej starając się od niego oderwać. Wydawało się,
że to wystarczająco przyzwoita odpowiedź. Zacieśnił swój uścisk wokoło mnie. Bolało, więc
przestałam się szamotać. Głupi palant.
- Wszystko? – zapytał łagodnie, rozluźniając śmiertelny uścisk.
- Tak! Jesteś teraz zadowolony?
Potrząsnął głową. – Nie.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. – Nie?
- Nie – powtórzył. Chciałam krzyczeć we frustracji albo uderzyć go bardzo mocno w jego
ładną buzię. Zamiast tego jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Ugh! Po prostu odejdź!
- Nie, dopóki mi nie powiesz, co się stało – dalej się upierał. Poczułam jego palec pod
moją brodą, gdy uniósł moją zalaną łzami twarz do siebie. – Powiedz mi, co się stało –
powiedział znowu.
Mój umysł krzyczał, że to nie było normalne – że o coś musiało tutaj chodzić. Czemu on
wciąż był dla mnie miły, kiedy ja nie tylko byłam niezwykle niegrzeczna (na co totalnie
zasługiwał), ale także prawie wyszarpywałam się z jego ścisku? Zamiast splunąć mu w twarz,
jak początkowo miałam zamiar, szybko zbadałam jego twarz, szukając jakiegokolwiek tropu
na to, co się działo, ale niczego nie ujawnił. Jego wyraz twarzy był pusty, kiedy czekał
spokojnie na moją odpowiedź, a jego oczy wypełnione były dziwnym uczuciem, którego nie
mogłam rozpoznać. Jednak muszę powiedzieć, że są bardzo ładne. Chodzi mi o jego oczy.
Nawet jeśli nie zasługiwał na mnie, będąc niemiłą (albo zazwyczaj niemiłą) osobą. Miałam
nadzieję, że ofiaruje je Domu Nadziei czy coś.
39
- Czemu w ogóle cię to obchodzi? – zapytałam go tak chłodno, jak zdołałam przez moje
łzy. – Nie cierpisz mnie.
Ostatnią część wypowiedziałam raczej tak, jakby była to powszechna wiedza, czym
myślałam że była, ale Potter wyglądał na zdezorientowanego.
- Nie, nie cierpię cię – odparł. – Wiesz o tym, prawda, Lily?
Uch, nie, nie wiem.
- O czym ty mówisz? – zapytałam, zirytowana że on choćby zasugerował inaczej. To
wszystko jest częścią jego wielkiego planu, po prostu to wiem. Pociesz płaczącą dziewczynę,
powiedz jej, że jej nie nienawidzisz, ciągnij bycie panem Miłym i Szlachetnym, a potem zrób
jej kawał, by oszalała. – Nienawidzisz mnie od pierwszego roku. Uczyniłeś swoje zamiary
całkiem jasnymi.
Westchnął głośno, potrząsając z żalem głową. – Nigdy cię nienawidziłem, Lily.
Jaki kłamca z tego chłopaka!
- Nie kłam! – krzyknęłam, sztyletując go wzrokiem. – Kim ty jesteś, jakimś patologicznym
kłamcą czy co?
- Kim jestem? – spytał tępo.
- Skłamałeś wcześniej i kłamiesz teraz! – wyjaśniłam rzeczowo, nie fatygując się z nie
pokazywaniem złości w moim głosie. – Czy ty lubisz kłamać, czy jesteś po prostu chory i nie
możesz się powstrzymać?
Potter jeszcze raz westchnął, zabierając ze mnie jedną rękę, by sięgnąć do swoich
włosów i je odepchnąć. – Nie chciałem wcześniej skłamać – powiedział. – Przepraszam.
Musiałam powstrzymać niedowierzające prychnięcie. O czym on mówił? Jak możesz NIE
chcieć skłamać? Kiedy kłamiesz, wiesz że kłamiesz. To znaczy, ja to powinnam wiedzieć, bo
robię to wystarczająco często. I on na pewno wiedział! Uśmiechał się! Nie tylko wiedział, że
to zrobił, ale również był z tego zadowolony!
- Nie możesz nie chcieć skłamać – powiedziałam gniewnie. – Zrobiłeś to celowo.
Potter walczył przez chwilę by znaleźć jego słowa. – Wiem – rzekł – ale… to było… nigdy
nie chciałem… och, nieważne! Nie zrozumiesz.
- Udowodnij – odcięłam, teraz ciekawa, jak to on „nie chciał skłamać”, w
przeciwieństwie do wcześniejszego, gdy próbowałam przenieść rozmowę do innego tematu
niż płacząca ja. Jeśli on mógł się zawziąć, to ja też.
40
- Nie, dopóki nie powiesz mi, dlaczego płaczesz – przeciwstawił się ze znaczącym
spojrzeniem.
O cholera.
Powinnam to przewidzieć.
Nigdy nie zamierzałam mu powiedzieć, dlaczego histeryzowałam, oczywiście. Nawet jeśli
był miły i w ogóle. Tak naprawdę miałam zamiar wrzeszczeć i krzyczeć, i zrobić przed nim
scenę, za to że wtrącił się w moją prywatną sprawę. Ale naturalnie moje znane usta wybrały
ten konkretny moment by znowu zaatakować. Sądzę, że to mogło być przez jego głupie oczy,
że jakoś moje idiotyczne usta się wygadały (!), ale tak czy inaczej, nie dużo później
zorientowałam się, że wylewam z siebie całą historię z Transmutacji – moje okropne wyniki
na SUMAch, mój układ z McGonagall, mój problem Aurora, nawet moje wątpliwości co do
jego korepetytowania – Jamesowi Potterowi na podłodze w klasie Transmutacyjnej.
Taa, wiem, jestem idiotką.
Słuchał skupiony, jakby naprawdę obchodziło go, co mam do powiedzenia, dlatego
sądzę, że moje usta się nie zatrzymywały, nawet po tym jak myślałam, że już nie ma nic
więcej do powiedzenia. Potem w końcu, gdy moja zdradziecka buzia ostatecznie skończyła
raczej długi kawałek, zakończyłam swoją historię z uprzejmym „Moje życie to piekło na
ziemi” i wtedy szybko zamknęłam usta, mentalnie cały czas się kopiąc. Potter wydawał się
czekać, by zobaczyć czy skończyłam, zanim coś powiedział lub zrobił. Wydawał się trochę
oszołomiony, że tak łatwo się poddałam. Kilka sekund przesiedzieliśmy w ciszy, zanim zaczął
się śmiać.
- To wszystko? – zapytał z uśmieszkiem. Zmarszczyłam na niego brwi. – Naprawdę
myślałem, że to było coś ważnego.
- To jest ważne! – warknęłam.
Znowu się roześmiał, nie zwracając uwagi na mój gniewny stosunek. – Słuchaj – zaczął,
posyłając mi mały uśmiech. – Po pierwsze każdy ma swoją należną część problemów. Każdy
w pewnej chwili sądzi, że jego życie jest piekłem na ziemi – do diabła! Ja też nienawidzę
swojego życia! I po drugie, nie zawalisz Transmutacji. Po to właśnie tutaj jestem.
Brzmiał tak szczerze, mówiąc ostatnią część, że prawie mu uwierzyłam. Prawie. To
znaczy, chciałam mu uwierzyć, naprawdę, ale to James Potter, o którym tutaj mówimy. Tym
samym Jamesie Potterze, który mnie okłamał. Tym samym Jamesie Potterze, który
nienawidził mnie od pierwszego roku (nawet jeśli twierdzi, że wcale nie. To również było
kłamstwo). Po tym wszystkim, czemu miałabym mu teraz wierzyć?
- Ty zamierzasz mi pomóc? – spytałam, nie ukrywając jawnego sarkazmu. – Jasne. Na
pewno.
41
- Pomogę! – upierał się, wciąż wyglądając na bardzo szczerego, choć wiedziałam że nie
był.
Przewróciłam oczami. – Zrobisz to? – spytałam beznamiętnie.
- Oczywiście, że tak! – odparł. Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie. Jego ramiona
opuściły moje ciało i złożyły się w geście „przysięgi”. – Święta Obietnica Huncwota.
Znowu przewróciłam oczami. – Jakbym miała uwierzyć w jakąkolwiek obietnicę, którą
wasza czwórka składa! – zaśmiałam się. Cóż, przynajmniej miał być to śmiech. Zaczęłam tak
jakby kaszleć w połowie, więc był to bardziej atak kaszlu niż beztroski śmiech.
- W porządku? – zapytał Potter, gdy mój kaszel ucichł na trochę. Widziałam jak sam
próbuje powstrzymać śmiech.
- Tak – wydusiłam.
- Dobrze. – Uśmiechnął się i potaknął. Patrzyłam jak podnosi się z podłogi i
wyprostowuje. Wtedy podał mi dłoń, pomagając mi również się podnieść.
- Dzięki – wychrypiałam, kaszel jeszcze mnie na dobre nie opuścił.
- Nie ma problemu – odpowiedział z kolejnym uśmiechem. Odwróciłam od niego wzrok i
zajęłam się ścieraniem niewidocznego kurzu z mojej spódnicy. Pomyślałam, że jeśli nie będę
na niego patrzeć, to może będę mogła po prostu zapomnieć, że to wszystko w ogóle się
wydarzyło.
- A więc. – Potter spojrzał na mnie wyczekująco, widocznie nie wiedząc co jeszcze
powiedzieć. Jeśli chciał ponowić rozmowę, to oszalał. Sądzę, że wystarczająco się dziś
wygadałam, dziękuję bardzo.
Nie wiedziałam ile czasu musiało minąć, ale wiedziałam, że musiało trochę minąć od
momentu, gdy wypaplałam całą historię życia biednemu facetowi. Wydawało się to szalone,
że naprawdę rozmawiałam z Jamesem Potterem przez ten cały czas. Czy to w ogóle możliwe?
Nigdy bym tak nie pomyślała.
- Ja… lepiej będę już szedł – powiedział w końcu Potter, przerywając ciszę. – Obiad i w
ogóle.
- Taa. – Potaknęłam, ocierając oczy i mając nadzieję, że nie wyglądałam aż tak bardzo
strasznie. – Obiad. Racja.
Była kolejna chwila ciszy, zanim Potter powiedział: - Ale z tymi korepetycjami… mam
Quidditch w poniedziałki i piątki, więc co powiesz na jutro? Powiedzmy, około 8?
42
Znowu potaknęłam, choć wciąż nie byłam pewna, czy te korepetycje w ogóle będą tego
warte. Co jeśli palant naprawdę nakarmi mnie fałszywymi informacjami? Co jeśli nie potrafi
mi pomóc? Co wtedy, u licha, zrobię?
- Okej. – Wyglądał jakby dostał ulgi, że faktycznie się zgodziłam. – Spotkamy się w pokoju
wspólnym, tak?
Głupio potaknęłam raz jeszcze. Uśmiechnął się do mnie, po czym zabrał swoje rzeczy z
biurka. Patrzyłam, jak idzie do drzwi, ale z jakiegoś powodu miałam wyraźne uczucie, że
nasza rozmowa nie może się na tym skończyć.
Powinnam oczywiście wiedzieć, że moje zdradzieckie usta mogą z łatwością zająć się
takim czymś.
- Potter!
Odwrócił się, by na mnie spojrzeć, wyglądając, jakby oczekiwał takiego wybuchu.
Przynajmniej ktoś z nas.
- Uch… cóż… eee… dzięki. Za, eee…. że pozwoliłeś mi na siebie krzyczeć.
O, Merlinie.
Czy to naprawdę wyszło z moich ust?
Jestem taką idiotką.
Co on musiał sobie w tym momencie o mnie myśleć, mogę tylko zgadywać. Było to
prawdopodobnie coś typu „cholerny dureń”.
- Nie ma sprawy – zaśmiał się.
Tak, Duży Dureń Lily.
Posłał mi ostatni uśmiech zanim znowu ruszył do drzwi. Próbowałam odwzajemnić
uśmiech najlepiej jak mogłam, ale byłam wtedy tak czerwona, że naprawdę nie sądzę, by to
miało znaczenie.
Szybko odwróciłam się do swoich książek, które były porozrzucane po moim biurku,
starając się nie myśleć o naszej poprzedniej rozmowie. Był tylko jeden sposób, by dowiedzieć
się czy Potter naprawdę był kłamcą, za jakiego go sobie wyobrażałam, i było to przejście
przez te całe korepetycje. Kto wie, może naprawdę mówił prawdę. Może mógł mi pomóc.
- Lily!
Podniosłam głowę na dźwięk mojego imienia. Potter opierał się o framugę, patrząc na
mnie wyczekująco. Czego chciał tym razem?
43
- Hm?
Próbowałam brzmieć tak zdawkowo, jak to możliwe. Oczywiście nie ma żadnego
powodu dla którego nie powinnam brzmieć zdawkowo. To po prostu Potter. Nawet jeśli
wyskoczyłam mu z moją całą historią życia.
- James – powiedział po prostu.
Spojrzałam na niego zdezorientowana, sądząc, że to rozwinie. – Co? – zapytałam.
- Moje imię – mówił tym samym prostym tonem – to James.
Posłałam mu dziwne spojrzenie. – Wiem o tym – powiedziałam z nerwowym chichotem.
Jak miałam wiedzieć, o czym on mówi?
- Tak więc myślę, że tak powinnaś mnie nazywać, prawda?
Moje ciało zamarło. Wpatrywałam się w niego z totalnym niedowierzaniem.
Czy on właśnie powiedział to, co myślę, że powiedział? Czy on naprawdę właśnie mi
powiedział, bym nazywała go Jamesem? Po sześciu latach stałego nazywania się nazwiskami,
on mi to teraz mówi?
- Eee, taak – wykrztusiłam. – T-tak sądzę.
Uśmiechnął się szeroko. – W porządku. – Po czym kompletnie zniknął.
Teraz pytam was, co w tym wszystkim chodziło? Co on wyprawiał? Co on musi sobie o
mnie myśleć?
Chwila, czemu w ogóle mnie obchodzi, co on myśli? Zdanie Pottera nigdy wcześniej się
nie liczyło! Co, dwa dni niezwykłej uprzejmości i nagle jest moim cholernym idolem czy coś?
Naprawdę muszę to przestać. Przecież to po prostu Potter. Głupi, zarozumiały dupek,
którego nienawidziłam od pierwszego roku… prawda?
PRAWDA?
Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Pomyślelibyście, że ludzie mają inne rzeczy do rozmawiania.
Poważnie. Jakby oni wszyscy nie mieli żadnej przyzwoitej plotki od wieków.
To znaczy wiem że była to pełna wydarzeń lekcja, ale mielibyście nadzieję, że ludzie
mogliby znaleźć rozrywkę w czymś innym niż robienie z Prefekta Naczelnego głupka.
44
Fakt, że nie mogłam nawet skończyć swojej kolacji (która zawierała CZTERY różne
rodzaje ryżu, tak na marginesie), z powodu wszystkich spojrzeń i wytykania palcami,
naprawdę powinien coś mówić o moim kochanym ciału uczennicy. Miałam nadzieję, że
zrozumieją, że nikt nie jest idealny, a najmniej ja, i po prostu przestaną, ale tak się nie stało.
To naprawdę nie jest stosowne. Wiem, że jestem Transmutacyjną porażką, ale nie muszą mi
tego wtykać w twarz.
Powiedziałam Grace i Emmie o całym „Potterowo/Jamesowym” zdarzeniu, gdy
wróciłyśmy do dormitorium. Wydawały się myśleć, że to doskonale naturalne. Najwyraźniej
„doszukuję się więcej niż potrzeba” w całej sytuacji. Jak głupio z mojej strony.
- To dobrze, że próbuje się pogodzić – powiedziała Grace. – Wasze głupie kłótnie
ciągnęły się zbyt długo.
To prawdopodobnie prawda. Cała sprawa kłótni naprawdę jest jakoś głupia. Ale to
zawsze on zaczynał ze mną. Ja nigdy nie zaatakowałam go, bez sprowokowania.
- James jest bardzo dobry w Transmutacji – powiedziała mi Emma względem korepetycji.
– Będzie dobrym korepetytorem. Musisz tylko bardziej się uczyć. Pozwól Jamesowi robić
swoją część, ale upewnij się, że również robisz swoją.
Powiedziałam im także o dniu na Kings Cross i o myśli o kawale. Grace uważała to za
absurd.
- Jest miły i od razu myślisz, że to żart? – zapytała z dziwnym wyrazem twarzy.
- To samo powiedział – wymamrotałam cicho, czując teraz trochę poczucie winy.
Wcześniej wydawało się to ważnym wyjaśnieniem. Co innego mogłoby to być?
- Cóż, może tak po prostu nie myślisz – powiedziała. – Może jest inny powód, z którego
nie zdajesz sobie sprawy.
Wtedy wiedziałam, że ona wiedziała o czymś, o czym ja nie. Nie cierpię, gdy robi tą całą
„tajemniczą” grę. Nigdy nie można z niej nic wyciągnąć, kiedy taka jest. Zawsze oczekuje od
ciebie, że dokładnie wiesz, o czym ona mówi. I tak nigdy nie umiem zrozumieć, co próbuje mi
powiedzieć, więc po co przejmować się mówieniem czegokolwiek? Czy dezorientowanie
mnie jest takie śmieszne?
- Albo może jest to dokładnie to, o czym myślę – odparłam uparcie. Nie mogłoby to być
nic innego. Nie BYŁO żadnego innego powodu.
Grace tylko potrząsnęła głową i rozmowa się skończyła.
Naprawdę nienawidzę gdy to robi.