Werter wywodził się ze sfery mieszczańskiej. Jego matka pragnęła, aby zrobił karierę dyplomatyczną. Dlatego też zadbała o jego staranne wykształcenie. czytał Homera i malował obrazy: "Siedziałem zupełnie pogrążony w malarskich uczuciach".
Często podkreślał, iż samotność jest jego chlebem powszednim: "Jestem samotny i cieszę ię życiem w okolicy, stworzonej sla takich dusz jak moja". pomimo tego lubił nawiązywać kontakty z prostymi ludźmi. Cenił ich, buntował się przeciwko światu wyższego stanu trzymają się zawsze w chłodnym oddaleniu od prostego ludu-jakby sądząc, iż na zbliżeniu się stracą". był wrażliwy na ludzkie problemy, starał się pomagać w ich rozwiązywaniu. Łatwo ulegał zmianom nastroju "Przechodzę z troski do swawoli, ze słodkiej melancholii do zgubnej namiętności".
Był impulsywny i pełen emocji, świadczyć o tym może rozmowa z Albertem na temat samobójców. Nie był realistą, żył marzeniami, stanowił zupełne przeciwieństwo wyważonego i rozsądnego narzeczonego Lotty.
Kiedy poznał Lottę, od razu zauroczył się tą osobą. Ujawniły się w Werterze cechy, o jakie zapewne siebie nie podejrzewał. Zatracił się w swoim uczuciu, potrafił rozmyślać tylko o nim. Wtedy to ujawniła się bardzo ważna cecha - egotyzm Wertera. Nadiernie rozpamiętywał swoje stany psychiczne.
Początkowo wieść o tym, że Lotta jest przeznaczona innemu nie dotrarła do niego. Jednak, kiedy dziewczyna poślubiła Alberta zaczęły towarzyszyć mu dziwne i destrukcyjne myśli. Był zazdrosny o rywala "(...)zepsuł mi całą przyjemność obcowania z Lottą". Uważał, że jego uczucie jest wyjątkowe i że nikt nie kochał i nie pokocha Lotty tak jak on, jest zaborczy: "Czasami nie rozumiem wprost, jak może i śmie kochać ją inny, gdy to ja przecież kocham ją tak wyłącznie, szczerze i bezwzględnie, że nic innego nie znam, nie wiem i nie mam poza nią jedyną." Rozpamiętywał każdy szczegół z minionych spotkań z Lottą. był sentymentalny, przywiązywał wagę do błahostek "Ledwiem się zdobył na wrzucenie zwyczajnego, niebieskiego fraka, w którym po raz pierwszy tańczyłem z Lottą"
Jak sam przyznał, łatwo ulegał porywom serca: "(...) śmieję się z własnego serca, ale mu ulegam".
W końcu jednak słabość psychiczna bierze górę nad Werterem i motywowany niespełnioną miłością popełnia samobójstwo.
Z jednej strony mamy świadomość uczucia, z drugiej teatralności tej postaci i jego zachowań.
Werter o miłości:
Nie myślałem i nie śniłem w mym życiu, że spotkam w tak czystej formie tak gwałtowną żądzę i tak gorące i tęskne pożądanie.
Przeżywam dni tak szczęśliwe, jakie Bóg chowa dla swych świętych; niech się ze mną stanie, co chce, nie będzie mi wolno powiedzieć, że nie zaznałem radości, najczęstszych radości życia.
Wilhelmie, czym jest dla naszego serca świat bez miłości! Czym jest latarnia magiczna bez światła! Ledwo wstawisz w nią lampkę, ukazują się najbogatsze obrazy na twej białej ścianie.
Czyż musiało tak być, że to, co tworzy szczęście człowieka, stało się znów źródłem jego cierpienia? Pełne, gorące uczucie mego serca dla żywej natury, które dawało mi tyle rozkoszy, które mi świat otaczający w raj zamieniało, staje się teraz dla mnie nieznośnym dręczycielem, katującym duchem, który prześladuje mnie na wszystkich drogach.
Taka miłość, wierność i namiętność nie jest więc bynajmniej poetyckim wymysłem – żyje w najczystszej postaci wśród klasy ludzi, którą my nazywamy niewykształconą i prostacką. My, wykształceni – do cna spaczeni przez wykształcenie!
Werter o Lotcie:
Anioła? Fe! To mówi każdy o swojej! Prawda? A jednak nie jestem zdolny wypowiedzieć ci, jak jest doskonała, dlaczego jest doskonała; dość, że opętała całą mą duszę.
Mnie kocha! Jakże wartościowy staję się sam dla siebie. Jak – tobie chyba śmiem to powiedzieć, rozumiesz to – jak sam siebie uwielbiam, odkąd ona mnie kocha!
Jest dla mnie święta. Wszelka żądza milczy w jej obecności.
Ach, ta pustka! Ta przeraźliwa pustka, którą tu czuję w mej piersi! Myślę często: gdybyś ją raz tylko, choć raz przycisnąć mógł do serca, cała ta pustka zapełniłaby się.
Jak mnie prześladuje ta postać! Na jawie i we śnie wypełnia całą mą duszę.
Jej obecność, jej los, jej współczucie z moim losem wyciskają jeszcze ostatnie łzy z mego przepalonego mózgu.
Werter o swoich emocjach:
Samotność jest dla serca mego rozkosznym balsamem w tej rajskiej okolicy, a młoda pora roku ogrzewa w całej pełni moje odrętwiałe serce.
Przedziwna pogoda ogarnęła mą duszę, podobna tym słodkim rankom wiosennym, których używam całym sercem. Jestem samotny i cieszę się z mego życia w tej okolicy stworzonej dla dusz takich jak moja.
O ile tylko nie przyjdzie mi na myśl, że jeszcze tyle innych sił we mnie spoczywa, które pleśnieją bez użytku i które muszę starannie ukrywać. Ach, to tak uciska serce! A jednak być niezrozumianym to los takich jak my!
Wszystkie me żywotne siły zamieniły się w niespokojną gnuśność; nie mogę być bezczynny i nie mogę też wziąć się do czegokolwiek. Nie mam siły wyobraźni, zrozumienia natury i wszystkie książki są mi wstrętne.
Odbyłem pielgrzymkę do mego ojczystego kąta z całą pobożnością pątnika i doznałem kilku nieoczekiwanych wrażeń.
Tak, jestem tylko wędrowcem, pielgrzymem na ziemi. A wy – czyż jesteście czymś więcej?
Osjan wyparł z mego serca Homera. Co za świat, w który prowadzi mnie ten wspaniały poeta!
Rozdarłbym sobie czasem piersi i roztrzaskał mózg, że tak mało można dla siebie znaczyć!
Werter o przyrodzie:
To utwierdziło mnie w przekonaniu, by na przyszłość trzymać się tylko natury. Ona jedna jest nieskończenie bogata i ona jedna tworzy wielkiego artystę.
Werter o innych ludziach:
Wyznam ci chętnie, bo wiem, co byś mi na to powiedział, że najszczęśliwsi są ci, którzy, podobnie dzieciom, żyją z dnia na dzień, włóczą za sobą lalkę, rozbierają i ubierają ją i z wielkim szacunkiem skradają się do szuflady, w której mama zamknęła łakocie, a gdy wreszcie dostaną, czego pragną, zjadają to pełnymi usty i wołają: Jeszcze! To są szczęśliwe istoty!
[…] byłoby mniej cierpień wśród ludzi, gdyby oni – Bóg wie, dlaczego tak są stworzeni – z mniejszą skrzętnością wyobraźni zajmowali się wywoływaniem wspomnień przeszłego zła, a raczej znosili obojętną teraźniejszość.
[…] ludzie pewnej klasy będą się zawsze trzymać w zimnym oddaleniu od prostego ludu, jakby sądzili, że stracą skutkiem zbliżenia.
Tak, drogi Wilhelmie, sercu memu są dzieci najbliższe na ziemi. Kiedy na nie patrzę i w małym stworzeniu widzę zarodki wszystkich cnót, wszystkich sił, których kiedyś tak bardzo będą potrzebować, kiedy w uporze widzę całą przyszłą stałość i moc charakteru, w swawoli cały przyszły dobry humor i łatwość wymykania się wszelkim niebezpieczeństwom życia, wszystko tak nie zepsute, tak nienaruszone, zawsze, zawsze powtarzam złote słowa Nauczyciela ludzi: „Jeśli nie będziecie jako jedno z tych maluczkich!”.
Natura ludzka ma swe granice, może znosić radość, cierpienia, ból aż do pewnego stopnia i ginie, gdy tylko ten stopień przekroczy. Nie chodzi tu więc o to, czy ktoś jest słaby, czy silny, tylko – czy może przetrwać miarę swego cierpienia, moralnego czy fizycznego, i uważam za rzecz równie dziwną mówić, że tchórzem jest człowiek, który sobie odbiera życie, jak byłoby niewłaściwe nazwać tchórzem tego, który umiera na złośliwą febrę.
Co mnie najbardziej drażni, to fatalne stosunki mieszczańskie. Wprawdzie wiem równie dobrze jak inni, jak potrzebna jest różnica stanów, ile korzyści mnie samemu ona przynosi; jednak niech mi nie staje ona w drodze właśnie tam, gdzie mogę jeszcze zażyć trochę radości, złowić jeden choćby promień szczęścia na tej ziemi!
Wszyscy ludzie łudzą się w swych nadziejach, zawodzą w oczekiwaniach.