WzM 12 Black Dawn 9 rozdział PL

Rozdział 9

 

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

 

SHANE

 

Już prawie odszedłem. Mogłem to teraz poczuć, jak moje ciało wydawało się jasne i dziwnie puste, jak moje mięśnie bolały. Moja głowa pulsowała mocniej i szybciej – niskie ciśnienie krwi, mniej tlenu dostającego się tam, gdzie się liczył. Woda (nie do końca woda) dookoła mnie była teraz matowym szkarłatem i przypominała mi okropne rzeczy, otwierania drzwi motelowej łazienki, wanny i luźnej, bladej twarzy mojej mamy i koloru wodnistej krwi dookoła niej. Nagle przypomniałem sobie, że miała na sobie swoje ubrania. I nie napełniła wanny całkowicie, tylko w mniej więcej połowie.

Myślałem o tym zbyt wiele, bo to zaczęło być realne, jak te fantazje, które już odrzuciłem. Nagle byłem tam, stojąc na mokrych kafelkach, wpatrując się w moja matkę i jej otwarte, papierowe powieki, jej oczy były koloru lodowatej wody, kiedy powiedziała, - Jeśli odpuścisz, nie będzie tak bardzo bolało, kochanie. Claire nie wraca po ciebie. Nikt nigdy nie wróci po ciebie.

- Mamo… - wyszeptałem. To był jej głos, taki jak pamiętałem… smutny, cichy i zawiedziony. Może trochę przestraszony. Mama była przestraszona przez większość czasu. – Mamo, przepraszam, po prostu nie mogę się poddać.

- Nie możesz zrobić wielu rzeczy, Shane, - powiedziała. To brzmiało miło, ten głos, ale nie był. – Nie mogłeś mnie ocalić. Nie mogłeś ocalić swojej siostry. I nie możesz też ocalić siebie. Jest dla ciebie za późno. Musisz odpuścić, bo to jedyna rzecz, jaka pomoże teraz powstrzymać ból. Jestem twoją matką. Nie chcę widzieć, jak cierpisz.

- Claire wróci po mnie.

- Claire także jest snem. Nigdy cię nie kochała. Nikt nigdy naprawdę cię nie kochał, skarbie. Nie jesteś po prostu w ten sposób zbudowany. Dlaczego mądra, ładna dziewczyna jak ta miałaby chcieć ciebie? Zmyśliłeś to, w sposób w jaki zmyśliłeś wszystkie inne bzdury, o braniu ślubu, posiadaniu dziecka i byciu szczęśliwym. Bo to też nigdy się nie zdarzy, synu.

To brzmiało jak mój ojciec, nie moja matka. On zawsze był tym mówiącym mi, że byłem beznadziejny, bezradny, bezwartościowy. Cicho spróbowała mnie pocieszyć, nie dobić. Do końca.

Ale okropną rzeczą odnośnie tego, co mówiła było, że gdzieś głęboko wewnątrz mnie, czarny potwór, który mieszkał tam rzeczywiście zgodził się z nią. Dobre rzeczy nie przytrafiały się mnie, bo nie zasługiwałem na nie. Wszystko do czego byłem stworzony to walka, prawda? Próbowanie i upadanie, żeby chronić innych ludzi.

- Claire umarła, - powiedziała moja matka i usiadła na wannie. Czerwona woda wirowała wokół niej. – Claire jest martwa. Wszystko to jest tylko tobą odmawiającym przyznania się do czegokolwiek z tego. Oszalałeś – nie rozumiesz tego? To bardzo smutne, ale nie możesz już dłużej trzymać się fantazji. Wiesz, że mówię prawdę, prawda?

- Nie, - powiedziałem. To brzmiało na słabe i zagubione. – Nie, to nie prawda. Przywróciliśmy ją z powrotem. Żyje.

- Oczywiście, że nie przywróciłeś jej z powrotem. To śmieszne. Ona umarła, a oni zabrali jej ciało. A ty wziąłeś broń swojego ojca, zastrzeliłeś się i odtąd umierałeś. Chcesz znać prawdę? Ona nigdy cię nie kochała. Ona kochała tego wampira. Myrnina.

- Nie. – teraz się wycofywałem, a kafelki wydawały się ostre i mokre pod moimi butami. Nie, nie butami. Byłem boso. To wydawało się, jakbym stał na połamanym szkle, a ból w jakiś sposób pomagał. Pomagał mi pamiętać, że ten pokój był zły, te ściany tej łazienki w tym tanim motelu nie kąpały się w wodzie, że moja mama nie otwarła swoich oczu i nie powiedziała tych okropnych rzeczy, że to był on.

Tym wszystkim był Magnus, przemawiając przez usta mojej martwej matki.

- Nie. – Powiedziałem to ponownie, głośniej. – Wynoś się z mojej głowy, dziwadle.

- Synu…

Rzuciłem się do przodu, chwyciłem kraniec szponów stąpających po wannie i przesunąłem ją na bok, z dala ode mnie. Był napływ krwawej wody dookoła mnie, a potem ja byłem w wannie – nie, w wodzie, wpatrując się w mętne szkło i ja walczyłem z tym, waląc moimi dłońmi o pokrywę, która mnie trzymała w środku. Zostawiałem na niej krwawe odciski palców, a ciosy były słabe, ale to coś oznaczało.

Tak jak bulgoczące światło, które widziałem nadchodzące z boku.

Moja twarz była na zewnątrz wody, cieczy, a ja zaciągnąłem wdech i wrzasnąłem. Wydobyło się to jako osłabiony rechot, ale spróbowałem znowu, krzyczałem mocniej i znowu waliłem w szkło.

Claire. Claire wróciła. Ale chwila, może to nie była prawda, może wymyśliłem ją, wymyśliłem to wszystko, może ona nigdy nie istniała, albo może umarła, albo może w ogóle mnie nie kochała…

Ale to nie Claire była tą, która mnie znalazła.

Twarz była znajoma, ale nie jej. I to nie była dziewczyna. Większa, bardziej kwadratowa twarz, którą rozpoznałem. Kutas, pomyślałem w końcu. Kutas Morrell. Przypuszczałem, żeby być szczerym, że teraz naprawdę powinienem nazwać go Richardem, jeśli był tutaj żeby uratować mi życie. To było do dupy być uratowanym przez Morrella po całej energii, jaką włożyłem w nienawidzenie całej rodziny.

To nie mogła być fantazja, bo w żadnym wypadku nigdy nie fantazjowałbym o Morrellu ukazującym się żeby mnie uratować.

Richard wytarł wilgoć ze szkła i zobaczył mnie, a z jego wyrazu twarzy to, co zobaczył musiało nie być ładne. Wrzasnął coś, a potem Hannah Moses też tam była i ktoś jeszcze, Boże, czy to była Monica? Może po wszystkim jednak miałem halucynacje. Ich trójka odepchnęła szkło.

Próbowałem usiąść, ale nie mogłem. Draug wirowały dookoła mnie, teraz szybko pożerając moją krew, próbując mnie zabić, zanim mogłem się wydostać. Zdałem sobie sprawę, że powstrzymywali to. Sprawiając, że żyłem. To dlatego wsadzili mnie w płytką wodę, żebym nie utonął, zanim nie wyssą ostatnich kropel.

Dałem radę wyciągnąć dłoń. Była blada i drżąca, ale podniosłem ją w powietrze, a Hannah chwyciła ją i pociągnęła, mocno. Kiedy moje ramiona były w górze, Richard też chwycił i pchnął, a ja przewróciłem się o brzeg – co to było? Basen? Nie, jakiś rodzaj pojemnika, może część procesu oczyszczania do uzdatniania wody – a ja uderzyłem mocno o stalowe kraty z wystarczającą siłą żeby był siniak, z wyjątkiem tego, że prawdopodobnie nie pozostało mi wiele krwi żeby uformować jakiekolwiek siniaki. Moja skóra była czerwona jak po oparzeniu słonecznym i kłująca, jakbym się turlał w potłuczonym szkle, ale żyłem.

Ledwo.

- Claire, - wyszeptałem. Spróbowałem wstać, ale moje ramiona były zbyt słabe żeby mnie udźwignąć. – Gdzie jest Claire?

Hannah ukucnęła przy mnie i wyjęła swoją komórkę. Nacisnęła przycisk, słuchała przez kilka napiętych sekund i rozłączyła się. – Musimy go stąd zabrać. Monica. Weź jego drugą stronę.

- Ja? Żartujesz? Krew nigdy nie zejdzie z tej sukienki!

Nie wyobrażałem sobie jej, to była naprawdę, bo nigdy, przenigdy nie wyobraziłbym sobie Moniki, a nawet jeśli bym to zrobił, dlaczego zrobiłbym ją tak cholernie bezużyteczną? – Zamknij się, - zdołałem powiedzieć. Obdarowała mnie ohydnym spojrzeniem, kiedy pochyliła się i włożyła swoje ramię pod moje. Moje prawe ramię ufałdowało się na jej. Miałem nadzieję, że krwawiłem na nią.

- Ty się zamknij. Złamałam oba obcasy moich butów na tych głupich twoich kratach. – Wyglądała blado i na przerażoną, ale nadal była Moniką.

Może to oznaczało, że nadal była tutaj Claire, gdzieś. Trudno było wiedzieć. Trudno domyślić się, co było prawdziwe, co było fałszywe, co było tylko snem.

To wydawało się prawdziwe. Ból wydawał się bardzo prawdziwy.

Hannah i Monica podniosły mnie do stojącej pozycji, nie żeby to zrobiło wiele dobrego, bo nie mogłem zrobić nic więcej poza szuraniem razem z nimi. – Richard, - powiedziała Hannah, a Richard Morrell obrócił się żeby na nią spojrzeć. – Ubezpieczaj nas.

- Zrobione, - powiedział. Spojrzał na mnie przez sekundę i skinął głową. – Dobrze, że nic ci nie jest, Shane.

Było, oczywiście. Ale to miłe z jego strony, że tak myślał. – Dzięki, - powiedziałem. – Za przybycie. – Jakby to był jakiś rodzaj przyjęcia, które zorganizowałem. Jaki nagle byłem miły.

- Podziękuj Hannah. Ona była tą, która nas zapisała. – Uśmiechnął się i nagle nie był Kutasem Morrellem, któremu nie ufałem całe moje Zycie, tym który był błyszczącą gwiazdą piłki nożnej, klasowym prezydentem i perfekcyjnym uczniem, dobrym synem złego burmistrza. Był po prostu Richardem, facetem który przybył żeby mnie zabrać.

Facetem, który uratował moje życie. – Hej, - powiedziałem, - przepraszam, że byłem takim dupkiem przez całe twoje życie.

- Naprawdę nie mogę cię winić, - powiedział. – Każdy osądza mnie za moją małą siostrę i mojego starego. To nie jest dokładnie sprawiedliwe

- Hej! – powiedziała Monica i wycelowała niezdecydowane, niestabilne kopnięcie w swojego brata. Którego uniknął. – Tak bardzo nie głosuję na ciebie przy twoich następnych wyborach.

- Nie sądzę żeby były następne wybory, - powiedział. – albo zresztą żebym chciał być burmistrzem tej katastrofy w zwolnionym tempie. Zrobiłem to tylko dlatego że oni powiedzieli, że muszę. – Szedł teraz do tyłu, odwracając wzrok od nad i oglądając nasze tyły, kiedy posuwaliśmy się wzdłuż korytarza. Zacząłem się wystarczająco budzić żeby zobaczyć, że byliśmy na niższych poziomach stacji uzdatniania wody, które śmierdziały, mimo że były na otwartym powietrzu. Po wszystkich stronach były pojemniki i otwarte basenu po drugiej stronie łańcuchowego połączenia. Tam przesuwały się ścieki, albo powinny, przypuszczałem; już dłużej nigdzie nie biegły, co było częściowym powodem tego, dlaczego tak bardzo śmierdziało.

Byłem trzymany w ostatnim zestawie płytkich zbiorników, gdzie uleczona woda z recyklingu  była ostatni raz przemywana przez skierowaniem do wież magazynujących.

Ale to było gorsze od tego, o wiele gorsze. Basem, który teraz mijaliśmy był ogromny, głęboki i miał ciała. Tak jak Basen Miejski, ale ta woda była mrocznie szara, gruba od draug i zanieczyszczeń.

To był nowy krwisty ogródek Magnusa i roił się od draug, mimo że kilkoro z nich nie miało żadnego ich kształtu. Ignorowały nas, bo byliśmy ludźmi, a one rozrywały swoje ulubione przekąski. Poczułem kropelki draug, które nadal były na mnie ześlizgujące się, ciągnięte w kierunku głównego basenu, a woda sączyła się z moich stóp na kraniec.

Hannah zatrzymała się, wpatrując się. Monica zrobiła zduszony dźwięk i spróbowała pociągnąć mnie do przodu, ale zostałem nieruchomo. – Co? – Zażądała Monica. – Okej, w porządku, utonięci ludzie, gros (gros - (staropolskie: tuzin tuzinów) inna nazwa liczby 144, zwykle używana w kontekście ilości – np. gros jajek – przypuszczenie tłumacza), ale musimy iść!

- Jeszcze nie, - powiedziała Hannah. – Przytrzymaj go. – Wyślizgnęła się spod mojego ramienia, a Monica zachwiała się na swoim butach bez obcasów, kiedy zawisłem na niej.

- Hej, pilnuj łap, Collins! – syknęła. Zresztą jakbym miał jakąkolwiek kontrolę nad nimi, albo chciał ją poczuć. Była po prostu przestraszona i nie chciała niczego więcej prócz rzucenia mnie i ucieczki.

Przypuszczałem, że to było w pewnym rodzaju imponujące, że tego nie zrobiła.

- Hannah? – zapytał Richard, cofając się w jej kierunku. – Co my robimy?

- Nie możemy tego zostawić. Znowu rosną w liczbach. Musimy ich zdjąć, jeśli możemy.

- Jak?

- Mam srebrny proszek, - powiedziała Hannah. Chwyciła znowu telefon i wykręciła. – Muszę im powiedzieć, żeby wiedziały, że mają się ewakuować. Dalej, dalej…

W końcu dostała odpowiedź.

Usłyszałem krzyki nadchodzące z telefonu cztery stopy (4 stopy = 1,22 m – przypuszczenie tłumacza) dalej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WzM 12 Black Dawn 3 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 8 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 6 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 1 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 9 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 2 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 7 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 1 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 4 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 5 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 6 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 7 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 3 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały PL
WzM 12 Black Dawn 11 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały PL
WzM 12 Black Dawn 10 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały ENGLISH
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały ENGLISH

więcej podobnych podstron