Próba dokończenia analizy pojęcia wolności i podjęcie próby analizy pojęcia odpowiedzialności.
Powrót do tematu już wcześniej omawianego, by potem ciągnąć go dalej.
Droga którą kroczy ludzkość, droga wolności w kierunku absolutyzowania się - etapy:
uświadomienie sobie zniewolenia, skonstatowanie, że oto jest się zależnym, poddanym, determinowanym
skonstatowanie niedogodności tego zniewolenia. Odczuwam zniewolenie jako dolegliwość i zaczyna się we mnie rodzić myśl o wyzwoleniu.
wysiłek wyzwolenia i wydobycie się na niezależność, niepodległość nie bycie władanym, nie bycie rządzonym nie bycie determinowanym ← to jest poziom wolności negatywnej, która polega na wyzwoleniu się, zrzuceniu wszelkich ograniczeń; ta wolność pozostaje nieokreślonością, a wyzwalający się nie myślał przecież o nieokreśloności
nie- zostaje zastąpione przez samo-; pojawia się samorządność, samozależność itd. Wyzwolony zaczyna się sam określać. Ale jest jeszcze dodatkowe samo-; taki samowładny, samorządny, jest ponadto samotny. Samotność również jest odczuwana jako niedogodność. Samorządny ale i samotny próbuje na powrót odzyskać świat. Ale więź ze światem której wcześniej doświadczał, to była więź zależności. Zatem aby odzyskać ów utracony świat, człowiek stara się go od siebie uzależnić, określać, poddać go sobie, zawładnąć nim. Samorządność, samopodległość rozszerza się na cały świat. Człowiek czyni świat sobie poddanym, zaczyna go sam określać. To jest maksymalne wzmożenie ciągle absolutyzującej się wolności. Ale ten, świat poddany sobie jest w gruncie rzeczy napuchłym do granic możliwości własnym „ja”. Ten człowiek nadal jest samotny. Ludzkość na drodze wolności znajduje się nad przepaścią. Coś tu było źle pomyślane.
Do tego momentu poprzednio doszliśmy.
Ta droga być może jest manowcem, być może prowadzi w kierunku, z którego nie ma wyjścia. Może trzeba zawrócić, zacząć myśleć inaczej.
Czy rzeczywiście wolność jest czymś, co charakteryzuje przede wszystkim człowieka? Bo od tego wyszliśmy, że orzecznik „wolny” był źródłowo na miejscu, kiedy orzekał o osobie, o człowieku, o podmiocie ludzkim. Czy rzeczywiście to człowiek jest źródłowo wolnym?
Język odnotowuje tak dużo podmiotów gramatycznych, którym może przysługiwać orzecznik „wolny”, że można się w tym zagubić. Prawie wszystko może być wolne. Jeśli tak, to czy rzeczywiście człowiek jest jedynym i pierwszym podmiotem wolności? Pewien sposób użycia tego orzecznika wskazuje na co najmniej równorzędność źródłową. Pytamy nie, kto jest wolny, ale co jeszcze oprócz człowiek może być w taki źródłowy sposób wolny. Ta analiza musi prowadzić nas do tego (poprzez takie trywialne konstatacje jak: to miejsce jest wolne, to jest zajęte). Generalnie wolny jest świat postawiony naprzeciw podmiotu, jeśli jest wolny. Owo 'naprzeciw' wobec którego stoję nie może być absolutnie gęste jeśli moja wolność ma się w ogóle realizować, tylko to 'naprzeciw' musi też charakteryzować się w jakimś zakresie wolnością. Jeśli wszystkie miejsca są zajęte, to ja żeby zająć jakieś miejsce muszę dokonać gwałtu albo co najmniej podstępu. Natomiast jeśli jakieś miejsce jest wolne, to ono się niejako oferuje do zajęcia. Wtedy niejako jego oferowanie się spotyka się z moją aktywnością i ta wolność realizuje się w 'dialogu' dwóch wól. Moja wola kiedy jest sama jest samowolą. Samowola nie jest wolnością - może prowadzić tylko do gwałtu, przemocy. Okazuje się, że to 'naprzeciw' musi się charakteryzować też czymś co można by określić jako wolne i te moje wolne działanie dzieje się niejako w 'dialogu' z tym wolnym naprzeciw. Tu jest jakiś moment pasywny i aktywny, ale tu jest coś w rodzaju dialogu. Wolność nie jest dyktatem tej pojedynczej woli, samowoli, tylko jest w swej istocie dialogiczna. Wolność trzeba na nowo pomyśleć w ramach tego nowego paradygmatu, paradygmatu 2. osoby, paradygmatu dialogicznego. Ta wolność wtedy może się bardzo upodobnić do odpowiedzialności. To nam może przypominać moment, kiedy wolność egzystencjalna zaczęła się przenikać z prawdą egzystencjalną (Kierkegaard).
Teraz pytanie o odpowiedzialność. Musimy sobie uświadomić, że w gruncie rzeczy nie wiemy czym jest odpowiedzialność, ona jest przyjmowana jako samozrozumiała.
W weku XX doszło do sproblematyzowania odpowiedzialności, radykalnego zapytywania o sens odpowiedzialności i do nowego jej interpretowania. Pojęcie „odpowiedzialności” stało się pojęciem ontologiczno egzystencjalnym, określającym sposób bycia człowieka.
Słowo „odpowiedzialny” używane jest przez nas m.in. w dwóch różnych, przeciwnych wręcz sobie znaczeniach. Powiedzieć o kimś że jest „odpowiedzialny”, to wypowiedzenie pochwały, zwrócenie uwagi na pozytywną cechę tego człowieka. Ale kiedy indziej powiedzieć „On jest odpowiedzialny” to zganić go, to tyle co „On jest winny”. To samo słowo raz jest pochwałą, a raz naganą - jak to możliwe?
Ktoś jest odpowiedzialny bądź nieodpowiedzialny - kwalifikacja którą się nabywa, kwalifikacja ocenna. Ale te kwalifikacje mogą być też czysto opisowe, bez oceniania - nadal rozumiemy różnicę między np. sposobem postępowania rodzica odpowiedzialnego/nieodpowiedzialnego.
Ale to są wszystko fenomeny powierzchniowe! Bo to są wszystko kwalifikacje ocenne/opisowe, które są nabywane. One są możliwe do nabycia. Jak dochodzi do tego, że jakiś przykładowy ojciec staje się odpowiedzialny, a jakiś inny staje się nieodpowiedzialny? Tych kwalifikacji nabywa się w konsekwencji podejmowania pewnych aktów. Jakich? Np. uświadomienie sobie swojej odpowiedzialności, poczuwanie się do odpowiedzialności, podejmowanie odpowiedzialności. Ktoś staje się odpowiedzialny, bo uświadomiwszy sobie swoją odpowiedzialność poczuwa się do niej i podejmuje ją. Ktoś inny staje się nieodpowiedzialny, bo w ogóle nie uświadamia sobie swojej odpowiedzialności, albo uświadomiwszy ją sobie nie poczuwa się do niej, albo uświadomiwszy ją sobie i poczuwając się do niej nie podejmuje jej. W konsekwencji nabywa kwalifikacji nieodpowiedzialnego. Kwalifikacja ta jest więc wtóra wobec aktów o których mowa.
Mamy zatem chronologicznie wyodrębnione pewne akty: uświadomienie sobie swojej odpowiedzialności, poczuwanie się do odpowiedzialności, podejmowanie odpowiedzialności. Te akty są wdzięcznym obiektem analizy - my jej nie będziemy teraz podejmować. Wszystkie te akty nakierowane są na odpowiedzialność. One intendują odpowiedzialność: to jest uświadomienie sobie odpowiedzialności, poczuwanie się do odpowiedzialności, podejmowanie odpowiedzialności. Ale jakiej odpowiedzialności? Przecież ta odpowiedzialność jako możliwa do nabycia cecha jeszcze nie istnieje - dopiero zostanie nabyta. Co ja sobie uświadamiam kiedy uświadamiam sobie swoją odpowiedzialność? Do czego się poczuwam, co podejmuję?
Kiedy przykładowy rodzic uświadamia sobie swoją odpowiedzialność, poczuwa się do niej i ją podejmuje, to jej nie stwarza - ona jest! Ale to nie jest ta odpowiedzialność, która będzie potem nabytą przez niego cechą, charakteryzującą go jako odpowiedzialnego. Tutaj zstępujemy głębiej - jest jakaś odpowiedzialność, która jest wcześniejsza od aktów i od tych aktów niezależna. To jest bardzo ważny moment.
Co to znaczy? Bycie rodzicem oznacza od razu bycie odpowiedzialnym. Ale nie oznacza, że konkretny rodzic odznacza się od razu tą kwalifikacją odpowiedzialnego. Ta kwalifikacja jest dopiero nabywana. Jest zależna od w miarę systematycznego podejmowania tych aktów. Natomiast ta odpowiedzialność znaleziona w podstawie jest od tych aktów niezależna. Rodzic jest odpowiedzialny niezależnie od tego, czy sobie tę odpowiedzialność uświadamia, czy się do niej poczuwa, czy ją podejmuje. Jest odpowiedzialny niezależnie od tych aktów.
„Tylko odpowiedzialny może być nieodpowiedzialny” - co to znaczy? Tylko ten, który w podstawie jest odpowiedzialny, może stać się nieodpowiedzialny (ale już w innym znaczeniu). Ale stając się nieodpowiedzialny nie przestaje być odpowiedzialny. Właśnie dlatego, że człowiek jest w ogóle, w sposób istotowy, odpowiedzialny, może nabywać kwalifikację odpowiedzialnego lub nieodpowiedzialnego.
Słowo „odpowiedzialny” jest więc używane w różnych niejako kategoriach, na różnych poziomach. My musimy dotrzeć do tego poziomu podstawowego, źródłowego - chodzi o bycie odpowiedzialnym, które jest niezależne od naszych wyborów. Ta odpowiedzialność jest.
Teraz przedmiotem naszej analizy będzie ta odpowiedzialność, która jakoś nas określa podstawowo, istotowo - czym ona jest?
Najprostsze próby odpowiedzenia na pytanie o odpowiedzialność są stawianiem kwestii podmiotu i przedmiotu odpowiedzialności. Prawie wszyscy konstatują, że jakkolwiek by nie myśleć, to zawsze jest ten, kto jest odpowiedzialny, i to, za co jest odpowiedzialny. Spory się toczą kim jest ten podmiot odpowiedzialności - kto jest odpowiedzialny.
Dawniej ludzie często przerzucali odpowiedzialność na rzeczy lub zwierzęta - Platon w „Prawach” nakazywał wydalać poza granice polis przedmioty które 'były odpowiedzialne' za spowodowanie jakiegoś zła, a Średniowieczu wytaczano procesy zwierzętom (mrówki które zjadły zapasy w klasztorze zostały skazane na banicję; podobno wyrok przyjęły z pokorą). Teraz już wiemy, że odpowiedzialny może być tylko człowiek. Ale jaki człowiek? Pojedynczy człowiek? Czy jakaś zbiorowość? Czy jakiś naród może być odpowiedzialny? Tak jak mamy problem z zapodmiotowaniem wolności, tak też mamy problem z takim źródłowym zapodmiotowaniem odpowiedzialności. Jesteśmy skłonni przyznać, że pierwotnie odpowiedzialność charakteryzuje człowieka jako człowieka - świadomego, wolnego, tożsamego w czasie itp. Ale z drugiej strony mówimy np.: to jest odpowiedzialny czyn. Podmiotem jest tu nie człowiek, ale pojedynczy czyn - on dźwiga tę odpowiedzialność. Mówimy: to jest odpowiedzialne/nieodpowiedzialne zachowanie. A więc jakieś akty, sekwencje aktów, postawy są podłożem dla orzekania odpowiedzialności.
Zgódźmy się, że o człowieku, który spełnia pewne warunki, będziemy mówić, że to on w sposób podstawowy jest podmiotem odpowiedzialności. Teraz pytamy o przedmiot odpowiedzialności. Na przedmiot odpowiedzialności wskazuje owo „za co”. Za co człowiek jest odpowiedzialny? Człowiek w dziejach był odpowiedzialny za wszystko. Nietzsche np. postawił problem odpowiedzialności za sny - czy człowiek może być odpowiedzialny za swoje sny? Raczej nie - ale z drugiej strony kto nie odczuwał czasem zażenowania, kiedy się rano obudził i uświadomił sobie co mu się śniło?
Za co ja jestem odpowiedzialny? Czy jestem odpowiedzialny za to co myślę? Nieraz zaskakujemy się sami tym co pomyślimy, tak jakby te myślenie nas nawiedzało zupełnie poza naszą wolą.
Jesteśmy odpowiedzialni za bezmyślność? Za nasze uczucia? Za nasze czyny - wydaje nam się, że to jest właściwe usytuowanie. Odpowiadam za to co czynię - czyli w gruncie rzeczy odpowiadam za siebie. Ograniczenie przedmiotu odpowiedzialności do tego co czynię, co sprawiam, jest ograniczeniem przedmiotu do mnie - jestem odpowiedzialny za siebie. Ale przedmiot odpowiedzialności można pomyśleć inaczej, zewnętrznie, transcendentnie wobec podmiotu - np. ojciec jets odpowiedzialny za dziecko. To jest inne myślenie o przedmiocie odpowiedzialności.
Jeżeli jesteśmy odpowiedzialni za nasze czyny, to czy jesteśmy odpowiedzialni za przeszłość, za historię która się działa, czy też jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość, za to co się wydarzy?
Jesteśmy odpowiedzialni za swoje środowisko, za swoją ojczyznę, kraj, kulturę, świat, za wszystko, za Boga też. Jak zaczniemy przemykać te różne sposoby pojmowania przedmiotu odpowiedzialności, to się okaże, że od najdrobniejszej myśli aż po cały świat, jego przyszłe dzieje, łącznie z Bogiem, człowiek jest odpowiedzialny. Jeżeli jesteśmy odpowiedzialni za wszystko, to znaczy że jesteśmy odpowiedzialni za nic. Przepełnienie zakresu odpowiedzialności musi prowadzić do kompletnego rozmycia się.
Istotne: czymś innym jest odpowiedzialność za siebie, a czymś innym za innego/innych. Tu nie mamy do czynienia z prostym rozszerzenie. Następuje zmiana jakościowa.
Przy takim semantycznym potraktowaniu tej podstaowej struktury odpowiedzialności trzeba powiedzieć, że dla wielu filzofów to jeszcze nie jest odpowiedzianość. Kiedy jest „kto” (podmiot odpowiedzialności) i „za co” (przedmiot odpowiedzialności), jeszcze nie ma odpowiedzialności, bo dla niektórych odpowiedzialność jest możliwa dopiero wtedy, kiedy jest jeszcze „przed”, „przed kim”. Odpowiada nie tylko ktoś, za coś, ale jeszcze przed kimś. Pomyślana jest instancj, która pełni co najmniej trzy funkcje, ale przede wszystkim jest trybunałem, przed którym jesteśmy odpowiedzialni - np. dla ludzi wierzących Sąd Ostateczny.
Ale ta instancja może też pełnić funkcję nakładającą odpowiedzialność. Ktoś nakłada na mnie odpowiedzialność, ktoś mnie potem powołuje, ja staję i zdaję sprawę z tego jak tą odpowiedzialność dźwigałem. Ale również ta instancja lub inna może dokonywać też pociągania do odpowiedzialności.
Mówmy o tej jednej instancji, jaką jest trybunał. To jest tzw. trybunalizacja odpowiedzialności. Spór, jaki się tutaj toczy, jest sporem o tyle zasadniczym, ze ci, którzy twierdzą, że trybunał jest niezbędny, uważają, że gdyby nie było trybunału, to nie byłoby żadnej odpowiedzialności - natomiast ci, którzy uważają, że nie ma trybunału, uważają, że właśnie tylko gdy nie ma trybunału to możliwa jest odpowiedzialność. Zupełne przeciwieństwo myślenia.
Jeżeli matka jest odpowiedzialna za dziecko - uświadamia sobie swoją odpowiedzialność, poczuwa się do niej i podejmuje ją i pełni tą swoją 'funkcję' w pełni odpowiedzialnie, to czy jej jest potrzebny jakiś trybunał, przed którym będzie kiedyś odpowiadała? A gdyby się dowiedziała, że nie ma żadnego trybunału, to czy przestałaby się poczuwać do odpowiedzialności? Gdyby przestała, to by znaczyło, że od początku nie była odpowiedzialna - jej motywem był strach przed sankcją. Ale dla wielu motywem nie jest strach przed sankcją, tylko motywem jest właśnie uświadomienie sobie odpowiedzialności i poczuwanie się do niej.
Nie ma końca sporu o podmiot odpowiedzialności, o przedmiot, o trybunał. Proponuję dokonać takiego zabiegu, że rozstrzygamy wszystkie te spory - wiemy już te wszystkie rzeczy (czym jest podmiot, przedmiot, czy jest trybunał). Czy razem z tym wiemy czym jest odpowiedzialność? Nadal nie wiemy. Jeżeli ktoś pyta co to jest miłość i dowiaduje się, że Adam kocha Ewę, to czy razem z tym dowiaduje się co to jest miłość? Relacja, więź która wiąże odpowiedzialnego z tym za co on jest odpowiedzialny, jest czymś tak istotnym, że to ona dopiero docharakteryzowuje argumenty tej relacji, człony tej relacji. Do końca nie rozumiemy czym jest człowiek, jeśli nie rozumiemy czym jest odpowiedzialność, która to odpowiedzialność w sposób istotowy charakteryzuje bycie człowieka.
W wieku XX liczni pisarze (nie zawsze filozofowie) uświadamiali sobie, że być człowiekiem to być odpowiedzialnym. Tak jak u Kierkegaarda egzystencja była wolnością, tak teraz egzystencja jest odpowiedzialnością. „Być człowiekiem to być odpowiedzialnym” - Saint-Exupéry („Ziemia planeta ludzi”). To jest ciekawe jak narastała świadomość, że odpowiedzialność jest czymś podstawowym, a nie przygodnym.
Ale nadal nie wiemy co to jest odpowiedzialność. Na pewno nie jest ona owym byciem winnym. Odpowiedzialność narodziła się w języku prawniczym i terminowała w sądzie - tzw. odpowiedzialność karna jest taką matrycą, do której najczęściej się odwołujemy gdy chcemy zrozumieć odpowiedzialność. Ale kiedy szukamy, czym jest odpowiedzialność jako ta relacja, ta więź, która w sposób podstawowy łączy mnie z tym za co jestem odpowiedzialny, to ta więź jest przed wszystkimi wyborami - ja zastaję swoje związanie ze światem. Jest to jakiś rodzaj więzi, którego nie potrafimy określić. Jest to rodzaj zależności.
Wzorcowym przedmiotem odpowiedzialności jest drugi człowiek. W pierwszym rzędzie odpowiedzialność jest odpowiedzialnością człowieka za człowieka (nie za siebie - za innego). Jestem więc związany z drugim człowiekiem, jest to rodzaj zależności, on jest jakoś zdany na mnie, w jakimś zakresie ode mnie zależny, Coś jest w mojej mocy. Ta więź jest więc jakąś więzią zależności - to za co odpowiadam jest jakoś zdane na mnie. Wcale nie jest moim czynem - jeśli idę przez las i napotykam niemowlę, które jako żywo nie jest moim czynem, to sytuacja jest taka że ono jest zdane na mnie. Jeśli ja się nim nie zaopiekuję, to ono będzie musiało umrzeć. Kto mi naznacza tę odpowiedzialność,kto mi to zgotował? Tu już jest odpowiedzialność, ja jej nie wybieram.
Ci filozofowie którzy poczuli odpowiedzialność rozumieją ją przede wszystkim jako odpowiedzialność za coś co jest zewnętrzne. To nie jest moim wyborem, moim czynem ani żadną jego konsekwencją - to byłoby za proste.
Ta zwyczajowa, karna odpowiedzialność jest odpowiedzialnością za coś co można by scharakteryzować jako zło. Jeśli zwyczajowo mówimy o kimś, że jest za to odpowiedzialny, to to „to” jest jakimś złem, przekroczeniem prawa. To myślenie ma na uwadze jakieś uczynione zło. Co to znaczy? To znaczy że:
przedmiot jest scharakteryzowany aksjologicznie jako zło
odpowiedzialność patrzy w przeszłość, patrzy za siebie i ma na uwadze jakieś uczynione zło
To jest zwyczajowe myślenie o odpowiedzialności. Ta odpowiedzialność ma jakąś nastrojowość negatywną. Zrobiłem coś złego, zostanę pociągnięty do odpowiedzialności - to nie jest sympatyczne. A gdy myślimy o odpowiedzialności inaczej, przedmiot odpowiedzialności jest scharakteryzowany aksjologicznie nie jako zło, tylko właśnie jako jakieś dobro. Dziecko na które natrafiłem w lesie to nie zło które uczyniłem = to dobro, za które jestem odpowiedzialny. Ta odpowiedzialność, o której myśli XX-wieczna filozofia odpowiedzialności, jest odpowiedzialnością za coś, co jest scharakteryzowane aksjologicznie jako dobro. jest to odpowiedzialność za powierzone mi dobro, i jest to odpowiedzialność która patrzy w przyszłość i ma na uwadze jakieś zdane na nas dobro (tamta poprzednia odpowiedzialność patrzyła w przeszłosć). Ta odpowiedzialność (niezależnie od tego czy ją sobie uświadamiamy, czy poczuwamy się do niej, czy ją podejmujemy) istotowo określa sposób bycia człowiekiem. Jest scharakterystyką ontologiczną człowieka.
Czy teraz wiemy już co jest odpowiedzialność? To są wszystko rozjaśnienia, przede wszystkim zdystansowania się od tego negatywnego sposobu rozumienia odpowiedzialności. Ale tak naprawdę co oznacza owo „za”? Dlaczego mówimy „odpowiedzialny za”?
Nieprzypadkowo odpowiedzialność, która w języku polskim (oraz 'połacińskich', a również w rosyjskim) bierze się z tematu odpowiadania, jest związana z czymś, co ogólnie można nazwać wstawiennictwem. Odpowiada pierwotnie w sądzie ktoś nie tylko na jakiś zarzut, ale przede wszystkim odpowiada ktoś, kto się za kimś wstawia i odpowiada za niego. Adwokat jest tym, kto odpowiada na oskarżenie za oskarżonego, broni go, wstawia się za nim w miejsce tego oskarżonego, który nie umiałby może tak profesjonalnie się bronić. Jest w tym „za” coś, co jest jak gdyby „zamiast”, coś co jest czym w rodzaju „w miejsce kogoś”, „za kogoś”. Ojciec odpowiedzialny za dziecko wstawia się za tym dzieckiem, w jego miejsce, bo to dziecko jeszcze samo pewnych rzeczy robić nie może. Jeżeli odpowiedzialność jest funkcją mocy, to tu widzimy wyraźnie, że jesteśmy w miejsce tych wszystkich, którzy w jakiś sposób nie mogą, są niemocni. „Za” znaczy „zamiast”, „w miejsce”. Patrząc w ten sposób można odkryć, że człowiek w jakiś bardzo istotowy sposób jest „w miejsce” innych, jest „za”. Nie tylko jesteśmy w miejsce tych, którzy tu byli przed nami, w miejsce zmarłych. Nie tyko jesteśmy w miejsce tych którzy przyjdą po nas. Jesteśmy również w miejsce tych, którzy w jakiś sposób nie są w mocy - w miejsce dzieci, chorych, nieobecnych na różne sposoby. Nasze ontologiczne usytuowanie jest naznaczone owym za, owym byciem zamiast, byciem w miejsce. Nie jesteśmy w taki autonomiczny sposób, że jesteśmy za nikogo. Jesteśmy w miejsce, jesteśmy za. Z tego usytuowania wynika właśnie owa odpowiedzialność za - również za świat, jaki zostawimy tym, w których miejsce na razie jesteśmy.
Było dwóch filozofów, którzy wyraźnie to widzieli:
Dietrich Boenheffer, który rozumiał że istotą odpowiedzialności jest pewien rodzaj zastępstwa.
Levinas: levinasowska substytucja nie jest niczym innym jak właśnie wstawieniem się za, byciem za.
Wiele tutaj jeszcze jest do wyjaśnienia. Ja nie opowiadam o historii która się zakończyła - mówię o historii, która się dopiero zaczęła i będzie trwała.
Jest jeszcze jeden wątek w tym „za”, w tym związaniu, o którym dziś nie mówiłem. Jeżeli to wszystko jest odpowiadaniem „w miejsce”, odpowiadaniem „za”, to jest też przecież odpowiadaniem „na”. Jest odpowiadaniem na wołanie, na zagadnięcie, na prośbę, na błaganie. W zeszłym tygodniu starałem się pokazać, że te najbardziej istotne filozoficznie sposoby myślenia o człowieku i etyce, problemie etycznym, wszystkie rozumieją człowieka jako tego, który jest zagadnięty, wezwany - tylko to wezwanie idzie z różnych stron. Raz idzie od owych wartości samych w sobie, raz z głębi Dasein, z twarzy innego, od Boga - ale zasadniczo człowiek jest rozumiany jako ten, który jest postawiony w sytuacji kiedy trzeba udzielić odpowiedzi. To odpowiadanie na jest zarazem odpowiadaniem za. To jest coś, co wydaje się być jakimś nadużyciem: w jaki sposób odpowiadać na oznacza odpowiadać za? To przejście gramatycznie nie jest uzasadnione.
Prosty przykład, gdy zwykłe zagadnięcie na ulicy i odpowiadanie na zaczynamy odczuwać i przeżywać jako odpowiadanie za: ktoś pyta jak trafić na dworzec bo ma za niedługo pociąg i błądzi. Podejmując odpowiedź na to pytanie nie tylko odpowiadamy na, ale także odpowiadamy za - za to czy on zdąży. To jest takie przeżycie, które jest dość łatwo dostępne. Ten człowiek nam jakoś zawierzył, zaufał, zdał się na naszą moc wiedzenie którędy iść, i my teraz go wysyłamy.
I to są rzeczy, które mają charakteryzować człowieka nie w sensie prawnym, nie w sensie moralnym, tylko w sensie ontologiczno-egzystencjalnym. Być człowiekiem to być odpowiedzialnym. Nasza konstrukcja ontologiczna jest taka, że jesteśmy związani i to związanie z tym naszym „naprzeciw” ma charakter odpowiedzialności. Z tego „naprzeciw” idzie coś w rodzaju zagadnięcia, coś co apeluje do pewnej naszej mocy, coś co mówi o pewnym byciu zależnym od nas, byciu zdanym na nas, i my na to odpowiadamy i za to odpowiadamy, niezależnie od tego, czy uświadamiamy sobie tę odpowiedzialność, czy się poczuwamy do niej, czy ją podejmujemy. Ta odpowiedzialność, która jest czymś nabywanym, jest czymś absolutnie wtórnym wobec takiej odpowiedzialności, która jest zupełnie niezależna od tego co my myślimy, na co się decydujemy, jak żyjemy. Ta odpowiedzialność nas charakteryzuje ontologicznie niezależnie od naszych wyborów, jest czymś konstytutywnym.
Ten kurs nie ma za zadanie przedstawiać w szczegółach etykę XX-wieczną. On ma za zadanie doprowadzić do punktu, w którym będzie można takie rozważania prowadzić. Całe to myślenie idzie dorgą poprzez myślenie w strukturze prawdy, poprzez myślenie w strukturze wolności, by w końcu dojść do tego myślenia w strukturze odpowiedzialności.
Na samym początku przedłożyłem aksjologiczną interpretację metafory jaskini Platona. Próbowałem pokazać, że wszystkie te trzy pojęcia, trzy wartości tam występują i tworzą pewne jedno. Można myśleć w takim paradygmacie, że prawda będzie rządziła naszym życiem, można w takim, że wolność, można w takim, że odpowiedzialność. Wydaje się, że to nie muszą być trzy odrębne perspektywy. Wydaje się, że to może być jedno, które widziane od tej strony prezentuje się tak, od innej tak, od innej jeszcze inaczej. Kłócono się o to, czy to wolność funduje odpowiedzialność, czy odpowiedzialność funduje wolność. W 1989 na gmachu Komitetu Centralnego w Warszawie wywieszono napis „Nie ma wolności bez odpowiedzialności”. Komitet Centralny ogłaszał narodowi, że nie będzie wolności bo naród jest nieodpowiedzialny. Na to Michnik w „GW” na całą stronę wydrukował napis „Nie ma odpowiedzialności bez wolności.” Kto miał rację?
Na zdrowy rozum najpierw musi być wolność, potem ja mogę być odpowiedzialny. Ale skąd ideolodzy partyjni wzięli ideę, ze nie ma wolności bez odpowiedzialności? Jest to idealny materiał na spór akademicki, uniwersytecki.
Kto ma rację? Nikt albo obie strony. Wolność i odpowiedzialność są tak z sobą skorelowane, że nie można mówić, że coś jest pierwsze a coś drugie. Podobnie było w metaforze jaskini z prawdą i wolnością.
Co jest pierwsze, wolność czy odpowiedzialność? Nic, bo są jednym. W jaki sposób jednym jak to są dwie różne rzeczy?
Mamy do czynienia ciągle z tą samą więzią, zależnością, relacją - tylko widziana od strony podmiotu, jego aktywności, jest wolnością, a widziana od strony tego drugiego, tego naprzeciw, jest odpowiedzialnością. Podobnie jak stożek widziany „na płasko” dla jednego będzie kołem, a dla drugiego trójkątem - ale oni po prostu są pozbawieni jednego wymiaru, patrzą płasko.
Nie ma wolności bez odpowiedzialności i nie ma odpowiedzialności bez wolności. To jest ta sama relacja podstawowa.
Nie ma też jakiejś jednej filozofii odpowiedzialności. Byli jeszcze w II p. XX wieku filozofowie, którzy mówili „jeszcze nie wiemy czym jest odpowiedzialność”. Takim filozofem, w którym to myślenie dochodzi najpełniej do głosu, jest Emmanuel Levinas.
To nie są jakieś łatwe rzeczy, bo tu jest duża komplikacja filozoficzna. To nie jest myślenie w kategoriach moralno-prawnych, tu chodzi o coś bardzo podstawowego, coś bardzo konstytutywnego dla rozumienia człowieka. Dla mnie to jest właśnie etyka. Właśnie to.