Bruno Ferrero Śpiew świerszcza polnego


Bruno Ferrero

„ ŚPIEW ŚWIERSZCZA POLNEGO ”

Wydawnictwo Salezjańskie

Warszawa, 2007

1. ŚWIERSZCZ POLNY I MONETA

Pewien mądry Hindus miał przyjaciela, który mieszkał w Mediolanie. Poznali się w Indiach,
dokąd Włoch udał się z rodziną na wycieczkę. Hindus był przewodnikiem włoskich turystów i pokazał im najbardziej charakterystyczne zakątki swej ojczyzny.

Zaprzyjaźniony Mediolańczyk wdzięczny za to, zaprosił Hindusa do swego miasta. Hindus długo
nie mógł zdecydować się na wyjazd, ale w końcu uległ namowom przyjaciela i pewnego pięknego dnia wysiadł na lotnisku Malpensa pod Mediolanem.

Następnego dnia mieszkaniec Medialanu i Hindus spacerowali w centrum miasta. Hindus
o czekoladowej twarzy, z czarną brodą i żółtym turbanie przyciągał spojrzenie przechodniów. Mediolańczyk był ogromnie dumny z egzotycznego przyjaciela.

W pewnym momencie, na Placu San Babila, Hindus zatrzymał się i spytał:

-Czy słyszysz również i ty to, co ja słyszę?

Mieszkaniec Mediolanu, trochę zaskoczony, natężył słuch, ale przyznał, że słyszy jedynie wielki hałas wywołany ruchem miejskim.

-Tu w pobliżu znajduje się śpiewający świerszcz - stwierdził Hindus.

-Mylisz się - powiedział mieszkaniec Mediolanu. -Ja słyszę jedynie zgiełk miejski. A z resztą, tutaj nie ma świerszczy.

-Nie mylę się. Słyszę śpiew świerszcza - upierał się Hindus i zaczął poszukiwania wśród liści kilku nędznych drzewek. Po chwili pokazał przyjacielowi, który sceptycznie go obserwował, małego owada. Wspaniały świerszcz niezadowolony, starał się ukryć przed osobami zakłócającymi jego koncert.

-Widzisz świerszcza? - spytał Hindus.

-Rzeczywiście - przyznał Mediolańczyk. -Wy Hindusi macie słuch bardziej wyostrzony
od białych...

-Tym razem ty się mylisz - uśmiechnął się mądry Hindus. -Zobacz tylko...

Hindus wyciągnął z kieszeni małą monetę i rzucił ją na chodnik. Natychmiast cztery czy pięć osób odwróciło się i spojrzało.

-Widziałeś? - spytał Hindus. -Ten pieniążek zadźwięczał o wiele słabiej od śpiewu świerszcza, a jednak tylu białych go usłyszało.

* * *

Te krótkie opowiadania, które ci przedstawiam są niczym śpiew świerszcza w mieście.
Pragnę poprosić cię, abyś choć przez chwilę zwrócił uwagę na głosy, w które przestaliśmy się już wsłuchiwać. Na te głosy i na te śpiewy, które istnieją w nas samych i mówią nam o niebie błękitnym
i o czystym powietrzu, o snach i biciu serca, o pragnieniu bliskości drugiego człowieka,
wspólnego płaczu, uśmiechu, wzajemnego uścisku, o zadziwiającej miłości i dobroci Boga,
który przyszedł na świat i prosi, byśmy pozwolili Mu, aby zbawił nas.

2. DLA KOGO ?

Jedno z opowiadań żydowskich mówi o mądrym rabinie bojącym się Boga. Pewnego wieczora, po dniu spędzonym nad księgą starych proroctw, rabin postanowił wyjść na ulicę i odprężyć się w czasie przechadzki.

Idąc powoli drogą leżącą na uboczu, spotkał pewnego stróża, który długimi i zdecydowanymi krokami chodził tam i z powrotem przed ogrodzeniem bogatej posiadłości.

-Dla kogo tak chodzisz? - spytał zaciekawiony rabin.

Stróż wymienił nazwisko swego pana. Potem zapytał:

-A ty dla kogo chodzisz ?

To pytanie głęboko zapadło w serce rabina.

* * *

A ty, dla kogo wędrujesz? Dla kogo przeznaczone są wszystkie kroki i niepokoje twego dnia?
Dla kogo żyjesz?

Żyć można tylko dla kogoś. Dzisiaj przy każdym kroku powtórz Jego imię. Przekonasz się,
że nigdy dotąd twój dzień nie był tak łatwy do przeżycia.

3. PROFESOR I PRZEWOŹNIK

Pewnego dnia jeden z najsławniejszych profesorów uniwersytetu, kandydat do nagrody Nobla, dotarł nad brzeg jeziora.

Poprosił przewoźnika, by wziął go do swej łodzi na przejażdżkę po jeziorze. Dobry człowiek zgodził się. Gdy byli już daleko od brzegu, profesor zaczął go wypytywać:

-Znasz historię?

-Nie!

-A więc jedna zwarta twego życia stracona. Znasz astronomię?

-Nie.

-A więc dwie czwarte twego życia poszły na marne. znasz filozofię?

-Nie.

-A więc trzy czwarte twego życia są stracone.

Nagle niespodziewanie zaczęła szaleć okropna burza.

Łódka na środku jeziora kołysała się jak łupinka orzecha. Przewoźnik przekrzykując ryk wiatru zapytał profesora:

-Umie pan pływać?

-Nie - odpowiedział profesor.

-A zatem całe pana życie jest stracone...

* * *

Jest wiele dróg, zazwyczaj bardzo pięknych i pociągających, które prowadzą do śmierci.
Jedna jedyna droga jest drogą życia. To droga Boża. Nie trać nigdy z oczu tego, co jest rzeczywiście najważniejsze.

4. KOMARY

Młoda mamusia, uzbrojona w klapkę na muchy, starała się dotrzeć do wielkiego komara, który fruwał po domu.

Widząc to, Alessio, który miał trzy latka i sześć miesięcy, złapał mamusię za spódnicę i zawołał:

-Pozwól mu żyć!

-Dlaczego? Ugryzie cię.

-Ale dotrzymuje nam towarzystwa!

* * *

Najcenniejszy diament świata był pierwotnie zeszpecony rysą. Postanowiono więc zrobić z niego garstkę diamentów przemysłowych, ale pewien zdolny rytownik z nieskończoną cierpliwością
przez długi czas przekształcał ów diament w cudowną różę. Dziś wszyscy podziwiają różę, wyrzeźbioną w diamencie.

Życie pełne jest niespodzianek. Są dni dobre i są dni złe. Istnieją problemy i różne biedy,
które wywołują nasze cierpienie. Ale wyzwalają też czujność. I często zmuszają nas do wyciągnięcia
na światło dzienne najlepszej cząstki naszego ja.

5. OFIARA

W pewnym kościele afrykańskim, podczas ofiarowania, wyznaczone osoby przechodziły z dużym koszem wiklinowym, podobnym do tych, które służą do zbioru manioku.

W ostatnim rzędzie ławek kościelnych siedział chłopczyk, który wpatrywał się zamyślony w koszyk, przechodzący z rzędu do rzędu. Westchnął, bo nie miał absolutnie nic do zaofiarowania Bogu.

Gdy koszyk dotarł do niego, ku zdumieniu wszystkich wiernych, chłopczyk usiadł w koszyku mówiąc:

-Jedyną rzecz, jaką posiadam - oddaję Bogu.

* * *

A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej (Rz 12,1)

6. PRZYJĘCIE W ZAMKU

Głos kasztelańskiego herolda, który odczytywał na placu obwieszczenie, obudził wieś położoną
u podnóża zamku.

„Nasz umiłowany pan zaprasza wszystkich swoich dobrych i wiernych poddanych do udziału
w przyjęciu, wydanym z okazji swych urodzin. Każdy otrzyma miłą niespodziankę. Pan prosi jednak wszystkich o małą przysługę: osoby, które wezmą udział w przyjęciu, niech przyniosą ze sobą trochę wody, aby uzupełnić kończące się rezerwy zamkowe...”

Herold powtórzył kilkakrotnie to obwieszczenie, potem odwrócił się i pod eskortą straży powrócił
do zamku.

We wsi w przeróżny sposób komentowano zaproszenie:

-Och! To zawsze ten sam tyran! Ma wystarczająco wielu służących, by uzupełnić zbiornik... Ja zaniosę szklankę wody i to wystarczy!

-Ależ nie! Był zawsze dobry i szczodry! Ja przyniosę baryłkę!

-A ja... naparstek wody!

-Ja beczkę!

Rano, w dniu przyjęcia, można było zobaczyć dziwny orszak zdążający do zamku. Niektórzy pchali
z wysiłkiem potężne beczki lub nieśli, sapiąc, wielkie wiadra pełne wody. Inni wyśmiewając się
ze współtowarzyszy drogi, nieśli małe karafki albo szklanki na tacy. Orszak ten wszedł na podwórzec zamkowy. Każdy opróżniał swój pojemnik w dużym basenie, ustawiał go w kącie i podążał do sali bankietowej.

Pieczyste dania i napoje, tańce i śpiewy przeplatały się bez przerwy. Wreszcie pod wieczór pan zamku podziękował wszystkim w uprzejmych słowach za przybycie i powrócił do swych apartamentów.

-A przyrzeczona niespodzianka? - szemrali niektórzy niezadowoleni i rozczarowani.

Innych przepełniała radość:

-Nasz pan zorganizował dla nas wspaniałą uroczystość! - mówili.

Każdy przed powrotem do domu udał się po swój pojemnik. Dały się słyszeć krzyki,
które gwałtownie się nasilały. Były to okrzyki radości i złości.

Pojemniki zostały napełnione aż po brzegi złotymi monetami!

„Ach, gdybym przyniósł więcej wody...”

* * *

Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią
w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie (Łk 6,38)

7. TRZY FAJKI

Pewien stary i mądry wódz indiański dawał taką radę porywczym młodzieńcom swego plemienia:

-Gdy jesteś rozgniewany na kogoś, kto śmiertelnie ciebie obraził i postanawiasz go zabić,
by wymazać hańbę, zanim to uczynisz, nabij tytoniem fajkę i wypal ją.

Gdy skończysz palić „pierwszą fajkę”, stwierdzisz, że śmierć byłaby jednak zbyt surową karą za popełnioną winę. Przyjdzie ci na myśl, że zaaplikować będzie trzeba solidne baty.

Jednak nim pochwycisz kij, usiądź, nabij „drugą fajkę” i wypal ją do końca. Pomyślisz wówczas, że mocne i soczyste obelgi będą mogły świetnie zastąpić baty.

Otóż, gdy już będziesz miał pójść i zwymyślać osobę, która ciebie obraziła, usiądź i nabij
„trzecią fajkę”, wypal ją, a gdy to zrobisz, będziesz miał jedynie ochotę pogodzić się
z tym człowiekiem.

* * *

Zakonnicy w pewnym klasztorze mieli wielkie trudności, aby wieść zgodne życie.
Często wybuchały sprzeczki, również z błahych powodów. Zaprosili więc pewnego ojca duchowego, który twierdził, że zna niezawodną metodę, pozwalającą zaprowadzić harmonię i miłość w każdej grupie: Mistrz ów wyjawił im swą tajemnicę:

-Ilekroć przebywasz z kimś lub masz coś przeciwko komuś, musisz powiedzieć sobie: umieram i ta osoba również umiera. Gdy rzeczywiście pomyślisz tak, zniknie wszelka gorycz.

8. FATHER FORGETS

Posłuchaj, synu: mówię to, gdy ty śpisz, z rączką pod policzkiem i z blond włoskami rozsypanymi
na czole. Sam wszedłem do twego pokoju. Przed kilku minutami, gdy usiadłem w bibliotece, by poczytać, ogarnęła mnie fala wyrzutów i pełen winy zbliżam się do twego łóżka.

Myślałem o swoim postępowaniu: dręczyłem ciebie, robiłem ci wymówki, gdy przygotowywałeś się,
aby wyjść do szkoły, gdyż zamiast umyć się wczoraj, jedynie otarłeś sobie twarz ręcznikiem i zapomniałeś wyczyścić sobie buty. Zwymyślałem cię, gdy zrzuciłeś coś na podłogę.

W czasie śniadania wytykałem ci twoje uchybienia, że spadło ci coś na serwetkę; że przełykałeś chleb niczym zagłodzony zwierzak; że oparłeś się łokciami o stół; że zbyt grubo posmarowałeś masłem chleb.
Gdy bawiłeś się, ja przygotowywałem się do wyjścia na pociąg. Oderwałeś się od zabawy, pokiwałeś mi rączką
i zawołałeś:

-Cześć, tatulku!

A ja zmarszczyłem brwi i powiedziałem:

-Trzymaj się prosto!

Wszystko zaczęło się na nowo późnym popołudniem. Gdy przyszedłem z pracy, bawiłeś się klęcząc
na ziemi. Zobaczyłem wtedy dziury w twych skarpetach. Upokorzyłem cię przed kolegami, wysyłając cię
do domu. Skarpety kosztują, mówiłem, gdybyś musiał kupić je sam, obchodziłbyś się z nimi bardziej ostrożnie.

Przypominasz sobie, jak wszedłeś nieśmiało do salonu, z e spuszczonymi oczami, drżąc cały
po przeżytym upokorzeniu? Gdy uniosłem oczy znad gazety, zniecierpliwiony twym wtargnięciem, z wahaniem zatrzymałeś się przy drzwiach.

-Czego chcesz? - zapytałem ostro.

Ty nic nie powiedziałeś, podbiegłeś do mnie, zarzuciłeś mi ręce na szyję i ucałowałeś mnie, a twoje rączki uścisnęły mnie z miłością, którą Bóg złożył w twoim sercu, a która - choćby i nie odwzajemniona - nigdy nie więdnie. Potem poszedłeś do swego pokoju, drepcząc wolno po schodach.

Otóż synu, zaraz potem, gdy z ręki wysunęła mi się gazeta, ogarnął mnie wielki lęk. Co się ze mną dzieje? Przyzwyczajam się do wynajdowania win, do robienia wymówek. Czy to ma być nagroda za to,
że nie jesteś osobą dorosłą; że jesteś dzieckiem? Dzisiejszej nocy tylko tyle. Przyszedłem tu, do twojego łóżka
i uklęknąłem pełen wstydu.

Wiem, że to jest nędzne wynagrodzenie; ze nie zrozumiałbyś tych spraw, gdybym ci o nich powiedział, gdy się obudzisz. Ale jutro będę dla ciebie prawdziwym tatusiem. Będę ci towarzyszył w twoich zajęciach
i zabawach, będę czuł się niedobrze, gdy tobie będzie źle i śmiać się będę, gdy ty będziesz się śmiał. Ugryzę się w język, gdy do ust cisnąć mi się będą słowa zniecierpliwienia. Będę ciągle powtarzał sobie: „On jest przecież jeszcze dzieckiem, małym chłopczykiem!”.

Boję się naprawdę, że dotąd traktowałem cię jak osobę dorosłą. Tymczasem, gdy teraz widzę cię, synu, skulonego w łóżeczku, rozumiem, że jesteś jeszcze dzieckiem. Wczoraj twoja główka spoczywała bezbronnie na ramieniu mamusi. Zawsze wymagałem od ciebie zbyt wiele, zbyt wiele!

* * *

Wymagamy zawsze zbyt wiele... od innych.

9. KIEDY KOŃCZY SIĘ NOC ?

Pewien stary rabin zapytał kiedyś swych uczniów, na podstawie czego można rozpoznać dokładnie chwilę, w której kończy się noc, a zaczyna dzień.

-Może jest to ów moment, gdy można już łatwo odróżnić psa od owcy?

-Nie - powiedział rabin.

-A gdy można odróżnić drzewo daktylowe od drzewa figowego?

-Nie - powtórzył rabin.

-A więc kiedy? - spytali uczniowie.

-Wtedy, gdy patrząc na twarz jakiejkolwiek osoby, rozpoznajesz w niej brata lub siostrę.
Aż do tego momentu panuje noc w twoim sercu.
- wyjaśnił rabin.

* * *

„Nauczyliśmy się fruwać jak ptaki, pływać jak ryby, ale nie nauczyliśmy się żyć jak bracia”

(Martin Luther King)

10. MANHATTAN

Hol koncernu Maximus Inc. był wielki niczym katedra, lśnił i błyszczał. Koncern był właścicielem połowy świata i to rzucało się w oczy.

Mr. Liddel, prezes Maximusa, przyszedł dziś do pracy z pięciominutowym wyprzedzeniem. To był wielki dzień: koncern miał przejąć pół tuzina banków, siedem wielkich międzynarodowych gałęzi przemysłowych, oprócz tego prawie całość gruntów pewnego afrykańskiego kraju, który nie mógł spłacić swoich długów.

Mr Liddel promieniał: wszystko to było zasługą jego zręcznych posunięć. Spojrzenie jego stalowych oczu, które wywoływało drżenie całych regimentów urzędników, przesuwało się po holu i natknęło się
na ławeczkę czyścibuta. Był nim stary Murzyn o skromnym wyglądzie. Posługiwał się wystrzępionymi szmatkami i zużytymi szczotkami, a ręce miał poplamione pastą do butów. Mr.Liddel nigdy go dotąd nie widział, ale miał 5 minut czasu i mógł jeszcze kazać sobie odkurzyć wspaniałe buty, które kosztowały 650 dolarów.

Stary Murzyn pracował bardzo sprawnie. Po trzech minutach buty błyszczały, aż przyjemnie było na nie popatrzeć. Mr. Liddel mechanicznie wręczył staremu dolara, ale spotkał przy tym jego wzrok. Dziwny wzrok, głęboki o błyskach dobrotliwych i rozbawionych. Nastąpił dziwny i niewiarygodny fakt. Gdy Mr. Liddel wstał
z ławki, zdarzyło się coś dziwnego i niewiarygodnego. Buty, niczym rakiety, wystrzeliły, „unosząc” Mr. Liddela poza hol. Dwaj przerażeni portierzy ujrzeli, jak przemierzał ulicę krokiem nowojorskiego maratończyka.

Maraton Me. Liddela był bardzo dziwny. Buty zaniosły go do biednego chłopca, pozbawionego nóg, który żebrał na rogu 59 ulicy i nie poruszyły się, dopóki szef koncernu nie włożył całej zawartości swego portfela do rąk przerażonego chłopca. Następnie skierowały się ku dzielnicom biednych domów i cierpiących ludzi.
(Mr. Liddel nie zdawał sobie sprawy, że tacy istnieją). Tam zmusiły go do patrzenia na łzy, samotność, nędzę fizyczną, na nikczemność, opuszczenie...

Po kilku godzinach Mr. Liddel był wyczerpany i wstrząśnięty. Czuł się kimś innym. Tak jakby wydostał się ze skorupy kamiennej, która go więziła i jakby patrzył na ludzi po raz pierwszy. Pod wieczór buty uczyniły coś niesłychanego: zaniosły swego właściciela do kościoła. Ostatni raz był tam jako dziecko. Kościół był pusty
i ciemny, świeciła się jedynie czerwona lampka. Mr. Liddel przypomniał sobie głębokie spojrzenie i światło,
które błyszczało. Poczuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd i nagle wszystko zrozumiał.

Potem jego buty wróciły do normalności. Wszedł do holu koncernu, gdy był już wieczór i natychmiast zapytał:

-Czy widzieliście, dokąd poszedł ten czarny czyścicie butów?

-Nigdy nie było tu czarnego czyściciela butów - powiedziano mu.

Tak właśnie podejrzewał. Nigdy nie mówił o tym zdarzeniu. Zresztą, któż uwierzyłby w to, że Bóg był czarny i że był czyścicielem na Manhattanie?

11. PRZEBIEGŁA MYSZKA

Myszka, która przygotowywała się do wyjścia ze swej norki, zauważyła kota, czyhającego na zewnątrz. Cofnęła się więc szybko i zaprosiła przyjaciela na wspólną wyprawę do pewnego worka zbożowego.

-Poszłabym nawet sama - powiedziała - ale nie mogę odmówić sobie przyjemności przebywania w tak miłym towarzystwie.

-Świetnie! - odrzekł przyjaciel - Pójdę z tobą. Prowadź!

-Ja? - zawołała zdziwiona myszka. -Ja mam iść przed tak sławną i znaną myszką,
jaką ty jesteś? Nigdy! Pójdę za waszmością...

Mile połechtany tak wielkim szacunkiem, przyjaciel wyszedł pierwszy z norki i został złapany
przez kota, który szybko oddalił się ze swą zdobyczą.

Druga myszka wyszła już bezpiecznie.

* * *

Istnieją ludzie, którzy zrzucają ci z piątego piętra na głowę doniczkę z kwiatami,
a potem mówią:

„Oto składam ci w darze róże!”

12. GDYBYM NARODZIŁA SIĘ PONOWNIE

Ktoś zapytał mnie przed kilku dniami, czy mogąc narodzić się ponownie, przeżyłabym życie w inny sposób. Nie namyślając się wiele odpowiedziałam „nie”, potem trochę się zastanowiłam i...

Mogąc na nowo przeżyć moje życie mówiłabym mniej, a słuchałabym więcej. Nie rezygnowałabym
z zaproszenia na kolację przyjaciół jedynie dlatego, że mój dywan jest trochę poplamiony i że pokrycie tapczanu jest nieco wypłowiałe.

Jadłabym kruszące się bułeczki w eleganckim salonie i o wiele mniej martwiłabym się sadzami
z zapalonego kominka.

Znalazłabym czas na wysłuchanie opowiadań dziadka, wspominającego lata swej młodości. Latem
nie domagałabym się zamykania okien w aucie, tylko dlatego, że dopiero co zrobiłam sobie ondulację.

Nie dopuściłabym, aby świeca w kształcie róży roztopiła się, zapomniana, w komórce. Zużyłabym ją zapalając często.

Położyłabym się na łące z dziećmi, nie martwiąc się o poplamienie sukienki.

Płakałabym i śmiałabym się o wiele mniej patrząc na telewizję, a częściej - obserwując życie.

W większym stopniu dzieliłabym odpowiedzialność z moim mężem.

Czując się źle, położyłabym się do łóżka zamiast iść z gorączką do pracy, jakby beze mnie w biurze świat miał się zawalić.

Zamiast wyczekiwać z niecierpliwością końca 9-ciu miesięcy ciąży, ukochałabym każdy jej moment, świadoma tego, że ten cudowny fakt, który dokonuje się we mnie, jest jedyną okazją, by współpracować
z Bogiem nad urzeczywistnieniem cudu.

Całującemu mnie synowi nie powiedziałabym: „Dość, dość, idź, umyj się, bo kolacja jest już gotowa”.

Częściej mówiłabym: „Kocham ciebie”, a rzadziej: „Przykro mi”..., ale przede wszystkim, mogąc zacząć wszystko od nowa, zawładnęłabym każdą minutą... patrzyłabym na nią tak długo, aż zobaczyłabym ją rzeczywiście... żyłabym nią... i nie oddałabym nigdy.

(Emma Bombeck)

* * *

Każda chwila, którą Bóg ci darowuje, jest przeogromnym skarbem. Nie wyrzucaj go. Nie biegaj ciągle w poszukiwaniu niepewnego jutra.

„Żyj najlepiej jak możesz, myśl najlepiej jak umiesz, czyń najlepiej jak potrafisz dzisiaj. Dzisiaj bowiem szybko stanie się jutrem, a jutro szybko stanie się wiecznością.
(A. P. Gouthey)

13. KTO SIĘ NIE MODLI ?

Pewien wieśniak w dzień targowy zatrzymał się w zatłoczonej restauracji, w której zazwyczaj jadała miejscowa śmietanka. Wieśniak znalazł miejsce przy stole, przy którym siedzieli już inni i zamówił u kelnera jakieś danie. Gdy ten przyniósł je, wieśniak złożył ręce i odmówił modlitwę. Jego sąsiedzi obserwowali go
z pełną ironii ciekawością, a jeden z młodzieńców zapytał:

-W domu też tak się zachowujecie? Modlicie się rzeczywiście wszyscy?

Wieśniak, który spokojnie zaczął jeść, odpowiedział:

-Nie, również i u nas są tacy, którzy się nie modlą.

Młodzieniec zaśmiał się szyderczo:

-Ach tak? A kto się nie modli?

-Na przykład moje krowy, mój osioł, moje świnie...

* * *

Przypominam sobie, że raz po całonocnym marszu, usnęliśmy nad ranem w pobliżu lasku. Derwisz, który towarzyszył nam w drodze, krzyknął coś i oddalił się w kierunku pustyni,
nie odpocząwszy ani przez chwilę.

Gdy nastał dzień, zapytałem go:

-Co ci się stało?

Odpowiedział:

-Widziałem słowiki, które świergotały na drzewach, widziałem kuropatwy w górach, żaby w wodzie i zwierzęta w lesie. Pomyślałem wówczas, że niedobrze byłoby, gdyby wszyscy chwalili Pana, a ja sam spałbym, nie myśląc o Nim.

(Sa'di)

14. KOCHASZ MNIE ?

W wielkim stawie śliczna kijanka wyszła za mąż za rybę. Ale pewnego dnia wyrosły jej nogi
i jak zdarza się wszystkim kijankom, zaczęła zmieniać się powoli w żabę.

Powiedziała wówczas do męża, ryby:

-Muszę pójść za moim przeznaczeniem i żyć na ziemi. Dlatego i ty musisz przyzwyczaić się do życia na ziemi.

-Moja droga! - zaprotestował mąż. -Cóż zrobiłbym z moimi płetwami i moimi skrzelami?
Wykończyłbym się!

Kijanka (a właściwie już prawie żaba) westchnęła:

-Kochasz mnie czy nie kochasz?

-Naturalnie, że cię kocham - westchnął mąż.

-A więc pójdziesz za mną, prawda? - stwierdziła kijanka.

* * *

Mężczyzna i kobieta siedzieli przy oknie, zapatrzeni w piękny wiosenny ogród. Siedzieli blisko siebie. Kobieta powiedziała:

-Kocham ciebie. Jesteś piękny, bogaty i ładnie się ubierasz.

A mężczyzna powiedział:

-Kocham cię. Jesteś cudowną myślą, jesteś jak coś zbyt cennego, by trzymać w ręce, jesteś piosenką w moich marzeniach.

Wtedy kobieta odwróciła zagniewaną twarz od okna i wykrzyknęła:

-Zostaw mnie, proszę. Nie jestem myślą, nie jestem rzeczą, która pojawia się w twoich snach. Jestem kobietą. Chcę, abyś pragnął mnie jak żonę, jak matkę dzieci, które kiedyś będziemy mieli.

I rozeszli się.

Mężczyzna stwierdził:

-Oto znów jeden sen rozpłynął się we mgle.

A kobieta westchnęła:

-Cóż mi po mężczyźnie, który przekształca mnie we mgłę i marzenia?

(Gibran)

15. SZLACHETNE DRZEWO

Istniało kiedyś drzewo, które bardzo kochało małe dziecko. Dziecko codziennie odwiedzało je.
Zbierało jego liście, plotło z nich korony, aby potem bawić się w króla lasu. Wchodziło na jego pień i huśtało się na jego gałęziach. Jadło jego owoce, a potem wspólnie bawili się w chowanego.

Dziecko, gdy było zmęczone, zasypiało w cieniu drzewa, a liście śpiewały mu kołysankę.

Dziecko kochało drzewo całym swym małym sercem.

I drzewo było szczęśliwe.

Ale czas płynął, a dziecko rosło. Teraz, gdy dziecko było duże, drzewo często czuło się osamotnione.

Pewnego dnia dziecko przyszło zobaczyć drzewo, a drzewo poprosiło:

-Zbliż się, moje dziecko, wejdź po moim pniu i zrób sobie huśtawkę z moich gałęzi,
jedz moje owoce, baw się w moim cieniu i bądź szczęśliwe.

-Jestem już zbyt duże, by wspinać się na drzewo i by bawić się. - odrzekło dziecko.
-Chcę mieć pieniądze. Czy możesz mi dać pieniądze?

-Przykro mi - odpowiedziało drzewo. -Nie mam pieniędzy. Mam jedynie liście i owoce.
Weź moje owoce i sprzedaj je w mieście. Będziesz miało pieniądze i będziesz szczęśliwe.

Wówczas dziecko wspięło się na drzewo, zebrało wszystkie owoce i odeszło.

Drzewo było szczęśliwe.

Ale dziecko długo nie wracało... I drzewo stawało się coraz smutniejsze.

Pewnego dnia dziecko powróciło, a drzewo zadrżało z radości i powiedziało:

-Zbliż się, moje dziecko, wejdź po moim pniu, zrób sobie huśtawkę z moich gałęzi i bądź szczęśliwe.

-Jestem zbyt zajęte i nie mam czasu wspinać się na drzewa. - odpowiedziało dziecko.
-Chcę mieć dom, który by mnie ochraniał. Chcę mieć żonę i dzieci, potrzebuję więc domu.
Czy możesz dać mi dom?

-Ja nie mam domu. - powiedziało drzewo. -Moim domem jest las, ale ty możesz obciąć moje konary i możesz zbudować sobie z nich dom. Wówczas będziesz szczęśliwe.

Dziecko poobcinało wszystkie konary i wzięło je ze sobą, aby zbudować sobie dom. A drzewo było szczęśliwe.

Przez długi czas dziecko nie powracało.. Gdy znów się pokazało, drzewo było tak szczęśliwe,
że z ledwością mogło mówić.

-Zbliż się, moje dziecko. - szeptało. -Chodź pobawić się.

-Jestem zbyt stare i zbyt smutne, by bawić się - powiedziało dziecko. -Chcę mieć łódź,
by uciec stąd daleko. Czy możesz dać mi łódź?

-Zetnij mój pień i zrób z niego łódź - powiedziało drzewo. -Będziesz mogło odpłynąć stąd
i być szczęśliwe.

Wówczas dziecko ścięło pień i zbudowało sobie łódź, by uciec nią. Drzewo zaś było szczęśliwe...
ale nie w pełni.

Po długim czasie dziecko znów wróciło.

-Przykro mi, moje dziecko - powiedziało drzewo -ale nic ci nie mogę dać... Nie mam już owoców.

-Moje zęby są zbyt słabe, by jeść owoce - powiedziało dziecko.

-Nie mam gałęzi - ciągnęło drzewo. - nie możesz już huśtać się na nich.

-Jestem zbyt stare, by huśtać się na gałęziach - powiedziało dziecko.

-Nie mam już pnia. - powiedziało drzewo. -Nie możesz już wspinać się po nim.

-Jestem zbyt zmęczone, by wspinać się - powiedziało dziecko.

-Martwię się! - westchnęło drzewo. -Chciałobym bardzo dać ci coś, ale już nic nie mam. Jestem jedynie starą kłodą. Przykro mi bardzo...

-Niewiele mi już potrzeba - odrzekło dziecko. -Potrzebuję jedynie spokojnego miejsca,
by usiąść i odpocząć. Czuję się bardzo zmęczone.

-A więc - powiedziało drzewo, rozprostowując się, jak tylko to było możliwe -stara kłoda będzie odpowiednia. Możesz usiąść na niej i odpocząć. Zbliż się, moje dziecko, usiądź sobie i odpoczywaj.

Dziecko tak zrobiło.

A drzewo było bardzo szczęśliwe.

(Shel Silverstein)

* * *

Dziś wieczorem usiądź sobie w cichym kąciku i pomóż twemu sercu podziękować wszystkim „drzewom” twego życia.

16. RAPORT PRZEZNACZONY DLA ORŁA

Orzeł, król ptaków od dawna słyszał o niezwykłych cechach słowika. Jako dobry zwierzchnik, pragnął stwierdzić, czy to, co mówiono jest prawdą. Aby upewnić się, wysłał na kontrolę dwóch swych urzędników: pawia i skowronka. Mieli oni ocenić piękno i śpiew słowika.

Wysłannicy wypełnili swoją misję i powrócili do orła.

Paw referował jako pierwszy:

-Słowik ma upierzenie tak skromne, że wręcz śmieszne i fakt ten tak bardzo mnie zmroził,
że nie zwróciłem najmniejszej uwagi na jego śpiew.

Skowronek powiedział:

-Głos słowika zachwycił mnie do tego stopnia, że zapomniałem zupełnie spojrzeć na jego ubranie.

* * *

W przedziale siedział jedynie stary ksiądz, który odmawiał brewiarz. Na jednej ze stacji wszedł młody chłopak o zaniedbanym wyglądzie. Włosy miał długie, dżinsy strasznie brudne, a buty wykoślawione. z kieszeni wystawała mu gazeta zdecydowanie laicka i anty-kościelna.

Kapłan ogarnął młodzieńca długim i wymownym spojrzeniem pełnym dezaprobaty.

Chłopak usiadł i zaczął czytać swą gazetę. Po pewnym czasie podniósł głowę i spytał:

-Przepraszam księdza, co to jest „dyspepsja”?

„Oto świetna okazja, by wygłosić mu kazanko”, pomyślał ksiądz i głośno powiedział:

-Dyspepsja jest straszną choroba, na którą zapadają osoby żyjące niewłaściwie,
bez programu dnia, bez ideałów, ulegające różnym nałogom i nie pamiętające o tym,
że jest Ktoś, Kto nas widzi i będzie nas kiedyś sądził.

Chłopak słuchał tych słów z zaciekawieniem, ale również z pewnym lękiem.

-Ach! - powiedział wreszcie. -Tu napisano, że Papież cierpi na dyspepsję.

Każdy zauważa w innych to, co chce zobaczyć, czy usłyszeć. Często tak bardzo zaprzątają nas własne myśli, że właściwie nie słyszymy bliźniego.

„Nie przeprowadza się sekcji ptaszka, by znaleźć źródło jego śpiewu. Należy przeprowadzić sekcję własnego ucha”. (Joseph Brodsky)

17. PRAWIE NIC

-Powiedz mi, ile waży płatek śniegu? - zapytała sikorka bogatka gołębia.

-Prawie nic - powiedział gołąb.

Bogatka opowiedziała wówczas gołębiowi taką historię:

-Odpoczywałam kiedyś na gałęzi sosny, gdy zaczął padać śnieg. To nie była wcale zamieć, nie, padał tylko śnieg lekki jak sen. Ponieważ nie miałam nic lepszego do zrobienia, zaczęłam liczyć płatki, które spadały na moją gałąź.

Spadło ich 3.751.952.

Gdy wolniutko i cichutko spadał 3.751.953 płatek, takie prawie nic, jak to nazwałeś - gałąź
załamała się...

Powiedziawszy to, sikorka odleciała.

Gołąb, autorytet w zakresie pokoju z epoki Noego przez chwilę zastanowił się, a potem powiedział:

-A może brakuje tylko jednej osoby, by cały świat zanurzył się w pokoju?

* * *

Pomyśl, może brakuje tylko ciebie?

18. ŁÓDŹ

Któregoś wieczoru dwaj turyści, którzy przebywali na kampingu nad brzegiem jeziora, postanowili przepłynąć łodzią jezioro, aby napić się czegoś w barze, znajdującym się po drugiej stronie.

Zatrzymali się tam do późnej nocy, opróżniając całą serię butelek.

Gdy wyszli z baru, zataczali się nieco, ale udało im się zająć miejsca w łodzi, by odbyć powrotną jazdę.

Zaczęli wiosłować krzepko. Spoceni i zasapani przez dwie godziny wytężali swe siły. Wreszcie jeden
z nich powiedział:

-Nie sądzisz, że o tej porze już dawno powinniśmy dobić do drugiego brzegu?

-Z pewnością! - odpowiedział drugi. -Może nie wiosłowaliśmy odpowiednio mocno.

Podwoili więc wysiłki i jeszcze przez godzinę wiosłowali zapamiętale. Gdy nastał świt, zdumieni stwierdzili, że znajdują się ciągle w tym samym miejscu. Zapomnieli odczepić mocną linę, którą przywiązali swą łódź do pomostu.

* * *

Pewien człowiek, który uważał się za niewierzącego spadł kiedyś z urwiska. Posiadał szybki refleks, udało mu się więc złapać za gałąź jakiegoś krzaka, który wystawał ze zbocza.
Wisząc nad przepaścią zaczął krzyczeć z całych sił:

-Boże, ratuj mnie!

Jego krzyk spotkał się z całkowitym milczeniem. Ale człowiek nadal wołał:

-Boże, ratuj mnie!

Wówczas dał się słyszeć głos z góry:

-Wszyscy tak mówią, gdy są w tarapatach.

-Ale nie ja, Panie! Mówię naprawdę szczerze. Będę mówił o Tobie wszystkim. Uwierzę we wszystkie Twoje słowa - obiecywał zdesperowany.

-Dobrze. A więc puść gałąź - powiedział Bóg.

-Mam puścić gałąź? Nie jestem szalony!

19. BLISKO OGNIA

Pewnego dnia jakiś człowiek zbliżył się do Jezusa i powiedział: „Nauczycielu, wszyscy wiemy,
że pochodzisz od Boga i że uczysz drogi prawdy. Ale musze Ci powiedzieć, że Twoi naśladowcy, ci,
których nazywasz apostołami lub Twą wspólnotą, zupełnie mi się nie podobają.

Zauważyłem, że nie różnią się wiele od innych ludzi. Ostatnio pokłóciłem się bardzo
z jednym z nich. A poza tym wszyscy wiedzą, że Twoi uczniowie nie zawsze miłują się wzajemnie
i zgadzają ze sobą. Znam jednego, który prowadzi niezbyt czyste interesy... Chcę więc postawić Ci bardzo szczere pytanie: czy można należeć do Ciebie, nie mając nic wspólnego z Twoimi
tak zwanymi apostołami? Chciałbym pójść za Tobą i być chrześcijaninem (jeżeli pozwolisz na to określenie), ale z pominięciem wspólnoty Kościoła i tych wszystkich apostołów!”

Jezus spojrzał na niego czule i uważnie.

-Posłuchaj - powiedział. -Opowiem ci pewną historię: Było kiedyś kilku ludzi, którzy usiedli
i rozmawiali ze sobą. Gdy noc okryła ich swym czarnym płaszczem, zebrali sporo drewna i zapalili ognisko. Siedzieli blisko siebie, ogień ogrzewał ich, a blask płomienia oświecał ich twarze. Ale jeden z nich, w pewnym momencie, nie chciał już dłużej przebywać z innymi i odszedł smutny. Wziął płonącą głownię z ogniska i usiadł daleko od innych. Jego drewno początkowo świeciło i grzało.
Ale wkrótce blask osłabł, a po chwili zgasł zupełnie. Samotnego człowieka ogarnęły ciemności
i chłód nocy. Pomyślał przez chwilę, wstał, wziął swój kawał drewna i zaniósł go do ogniska swych kolegów. Drewno natychmiast rozżarzyło się i wybuchnęło nowym płomieniem. Człowiek usiadł znów razem
z innymi. Rozgrzał się, a blask płomienia oświetlił jego twarz.

Uśmiechając się, Jezus mówił dalej:

-Ten, kto należy do Mnie, znajduje się blisko ognia, razem z moimi przyjaciółmi. Przyszedłem bowiem i przyniosłem ogień na ziemię i bardzo pragnę, by on płonął.

* * *

Kościół stanowi gwarancję, że człowiek znajduje się blisko ognia.

20. KLAUN

Do gabinetu słynnego psychiatry przyszedł któregoś dnia człowiek, pozornie zupełnie zrównoważony, poważny i elegancki. Po kilku słowach jednak lekarz stwierdził. że człowiek ten jest w stanie głębokiej depresji
i nieustannego, dręczącego smutku.

Lekarz rozpoczął bardzo staranne badanie i pod koniec rozmowy spytał nowego pacjenta:

-Dlaczego dziś wieczorem nie pójdzie pan do cyrku, który właśnie przyjechał do naszego miasta? W przedstawieniu bierze udział słynny klaun, który rozśmieszył i rozweselił już pół świata. Wszyscy o nim mówią, gdyż jest nadzwyczajny. Taka wyprawa dobrze panu zrobi, zobaczy pan.

Wówczas pacjent zapłakał i powiedział:

-Tym klaunem właśnie ja jestem.

* * *

Jedna sprawa martwi mnie bardzo: jak wyczuć, kiedy mam odegrać moją rolę? Kiedy mogę być rzeczywiście sobą? Ja udaję, gdyż często nie czuję się na siłach, by ukazać się taką, jaką jestem... Trochę dlatego, że mogłoby to się nie podobać innym. Nie wiem, może jest to obawa, którą wszyscy odczuwają... może również inni pragnęliby nie wyglądać zawsze na sprytniejszych i silniejszych,
niż są w rzeczywistości...”

(April, 14 lat)

Dziś wreszcie odpręż się, porzuć lęk i wstyd i bądź tylko sobą.

21. LAZUROWA GROTA

Był człowiekiem biednym i prostym. Wieczorem po dniu ciężkiej pracy wracał do domu zmęczony
i w złym humorze. Patrzył z zazdrością na ludzi jadących samochodami i na siedzących przy stolikach
w kawiarniach.

-Ci to mają dobrze - zrzędził, stojąc w tramwaju w okropnym tłoku. -Nie wiedzą, co to znaczy zamartwiać się... Mają tylko róże i kwiaty. Gdyby musieli nieść mój krzyż!

Bóg z wielką cierpliwością zawsze wysłuchiwał narzekań mężczyzny. Pewnego dnia czekał na niego
u drzwi domu.

-Ach, to Ty, Boże - powiedział człowiek, gdy Go zobaczył. -Nie staraj się mnie udobruchać.
Wiesz dobrze, jak ciężki krzyż złożyłeś na moje ramiona.

Człowiek był jeszcze bardziej zagniewany niż zazwyczaj.

Bóg uśmiechnął się do niego dobrotliwie.

-Chodź ze Mną. Umożliwię ci dokonanie innego wyboru - powiedział.

Człowiek znalazł się nagle w ogromnej lazurowej grocie. Pełno było w niej krzyży: małych, dużych, wysadzanych drogimi kamieniami, gładkich, pokrzywionych.

-To są ludzkie krzyże - powiedział Bóg. -Wybierz sobie, jaki chcesz.

Człowiek rzucił swój własny krzyż w kąt i zacierając ręce zaczął wybierać.

Spróbował wziąć krzyż leciutki, był on jednak długi i niewygodny. Założył sobie na szyję krzyż biskupi, ale był on niewiarygodnie ciężki z powodu odpowiedzialności i poświęcenia. Inny, gładki i pozornie ładny,
gdy tylko znalazł się na ramionach mężczyzny, zaczął go kłuć, jakby był pełen gwoździ. Złapał jakiś błyszczący srebrny krzyż, ale poczuł, że ogarnia go straszne osamotnienie i opuszczenie. Odłożył go więc natychmiast. Próbował wiele razy, ale każdy krzyż stwarzał jakąś niedogodność.

Wreszcie w ciemnym kącie znalazł mały krzyż, trochę już zniszczony używaniem. Nie był ani zbyt ciężki, ani zbyt niewygodny. Wydawał się zrobiony specjalnie dla niego. Człowiek wziął go na ramiona
z tryumfalną miną.

-Wezmę ten! - zawołał i wyszedł z groty.

Bóg spojrzał na niego z czułością. W tym momencie człowiek zdał sobie sprawę, że wziął właśnie swój stary krzyż, ten, który wyrzucił, wchodząc do groty.

* * *

„Jak noc nad ranem, tak życie staje się coraz jaśniejsze w miarę, jak je przeżywamy,
a przyczyna każdej rzeczy wreszcie się wyjaśnia”. (Richter)

22. DWAJ PRZYJACIELE

Starszy nazywał się Frank i miał 20 lat. Młodszy Ted miał 18 lat. Wiele czasu spędzali razem,
ich przyjaźń sięgała czasów szkoły podstawowej. Razem postanowili zaciągnąć się do wojska. Przed wyjazdem przyrzekli sobie i rodzinom, że będą wzajemnie uważać na siebie.

Szczęście im sprzyjało i znaleźli się w tym samym batalionie. Batalion ich został wysłany na wojnę. Była to straszliwa wojna, pośród rozpalonych piasków pustyni. Przez pewien czas Frank i Ted przebywali
w obozie, chronionym przez lotnictwo. Lecz któregoś dnia pod wieczór przyszedł rozkaz, by wkroczyć
na terytorium nieprzyjaciela. Żołnierze pod piekielnym ogniem wroga posuwali się naprzód przez całą noc. Rankiem dotarli do pewnej wsi. Ale nie było Teda. Frank szukał go wszędzie. Znalazł jego nazwisko w spisie zaginionych. Zgłosił się u komendanta z prośbą o pozwolenie na poszukiwanie jego przyjaciela.

-To jest zbyt niebezpieczne! - odpowiedział komendant. -Straciłem już twego przyjaciela, straciłbym również ciebie. Tam ostro strzelają.

Frank mimo wszystko poszedł. Po kilku godzinach znalazł Teda śmiertelnie rannego. Ostrożnie wziął go na ramiona. Nagle dosięgnął go pocisk. Nadludzkim wysiłkiem udało mu się donieść przyjaciela do obozu.

-Czy warto było umierać, by ratować umarłego? - spytał komendant.

-Tak - wyszeptał Frank. -Gdyż przed śmiercią Ted powiedział: „Wiedziałem, że przyjdziesz”.

* * *

To właśnie powiemy Bogu w takiej chwili: „Wiedziałem, Boże, że przyjdziesz!”

23. SIEĆ RYBACKA

Fiord pogrążony był w głębokiej ciszy arktycznej. Woda pluskała lekko na plaży. Rybak Hans,
w ciepłym, pachnącym drewnem domu, wiązał oczka sieci szykując się na nadchodzący sezon połowów.
Był sam w pobliżu kominka. Jego ukochana żona Ingrid spoczywała na małym cmentarzu przy kościele...

Nagle dały się słyszeć radosne śmiechy. w otwartych drzwiach stanęła jego ukochana córka Guendalina trzymając za rękę braciszka Eryka.

-Guendalino, masz teraz wakacje. Może zajmiesz moje miejsce i zaczniesz wiązać oczka sieci na nowy połów, ja tymczasem pójdę naprawić łódź.

-Dobrze, tatusiu!

Godziny mijały. Guendalina pracowała wytrwale, oczko po oczku, węzeł po węźle. Ale dni płynęły jeden za drugim. Sznurek był chropowaty, a apretura powodująca nieprzemakalność była szorstka, ręce bolały.
Małe koleżanki wołały od drzwi:

-Guendalino, chodź pobawić się z nami!

Oczka rozluźniły się coraz bardziej, węzły były coraz słabsze, sznurek coraz mniej wytrzymały.

Nadeszła wiosna. Fiord rozświetlił się pierwszymi promieniami słońca. Zaczęły się połowy. Dumny
z pracy swej ukochanej córki Hans-rybak załadował swoją nową sieć na starą, wierną łódź.

-Chodź ze mną, mały Eryku, na nasz pierwszy połów.

Uradowany chłopczyk wskoczył na pokład. Łódź spłynęła na wodę. Sieć zagłębiła się w zielonawo-
-niebieskich falach. Eryk klaskał w ręce widząc, jak srebrzyste ryby wskakiwały do sieci.

-Cudowny połów! Pomóż mi wyciągnąć sieci, synku!

Eryk ciągnął, ciągnął ze wszystkich sił. Ale zwyciężony ciężarem, wpadł do wody w sam środek sieci.

-To nic - pomyślał Hans-rybak szybko wciągając sieć do łodzi. -Moja sieć jest mocna! To moja Guendalina zrobiła ją swymi rękoma. Wyciągnę Eryka razem z rybami.

Sieć wyszła z wody lekka. Pośrodku miała wielką dziurę. Źle powiązane węzły rozluźniły się. Oczka otwarły się. A mały Eryk spoczywał na dnie fiordu.

-Ach! Gdybym każde oczko wiązała z miłością! - płakała Guendalina.

* * *

„Każdego dnia człowiek wiąże sieć wieczności. Każdy dzień stanowi jeden węzeł. Możesz o tym nie myśleć, ale nadejdzie dzień połowu i zależeć on będzie również od tego, co zwiążesz dzisiaj”.

24. WIDZIEĆ BOGA

Pewnego razu potężny król zwołał wszystkich czarodziejów, mędrców i kapłanów swego królestwa, żądając, aby pokazali mu Boga. Zagroził im najokropniejszymi karami, jeżeli nie będą w stanie tego uczynić. Zdesperowani biedacy wyrywali sobie włosy z głów, nie wiedząc, co czynić. Wtedy zjawił się pewien pasterz, który obwieścił wszystkim, że może rozwiązać ten problem.

Pospiesznie przedstawiono go królowi. Pasterz zaś zaprowadził króla na taras i pokazał mu słońce.

-Spójrz na nie! - powiedział.

Po chwili król zamknął oczy, wołając:

-Chcesz mnie oślepić? Mój Boże!

-Słońce jest jedynie małą cząstką Stwórcy - powiedział wówczas pasterz. -Nawet nie iskrą
Jego blasku... Jak możesz myśleć o tym, by twoje oczy spoczęły na Nim samym?

* * *

Codziennie uczeń ponawiał to samo pytanie:

-Jak mogę znaleźć Boga?

I codziennie otrzymywał od swego nauczyciela tę samą tajemniczą odpowiedź:

-Musisz go pragnąć.

-Ale ja Go pragnę całym sercem, dlaczego więc nie znajduję Go?

Pewnego dnia nauczyciel i jego uczeń kąpali się w rzece. Nagle mistrz zanurzył głowę młodzieńca pod wodą i przytrzymywał ją mocno przez chwilę, podczas gdy biedak rozpaczliwie
starał się uwolnić.

Następnego dnia nauczyciel spytał:

-Dlaczego tak szamotałeś się, gdy trzymałem twoją głowę pod wodą?

-Ponieważ rozpaczliwie szukałem powietrza.

-Gdy dana ci będzie łaska rozpaczliwego poszukiwania Boga - znajdziesz Go.

25. POSTANOWIENIA

Pewien chłopiec zapisywał swoje postanowienia, pochylony nad stołem, podczas gdy jego matka prasowała bieliznę.

„Jeżeli zobaczę kogoś, kto się topi”, pisał chłopak, „natychmiast rzucę się do wody na ratunek. Jeżeli palić się będzie dom, będę ratował dzieci. W czasie trzęsienia ziemi, bez lęku pójdę pomiędzy walące się domy, by ratować ludzi. Potem poświęcę całe moje życie biednym świata”.

W pewnej chwili usłyszał głos mamy:

-Synku, proszę cię, zejdź na dół do sklepu i kup trochę chleba.

-Mamusiu, nie widzisz, że pada? - spytał z wyrzutem.

* * *

Ile już było takich „chciałbym” w naszym życiu duchowym...

Pewna dwunastoletnia dziewczynka napisała kiedyś w swym dzienniczku: „Jesteśmy ludźmi przyszłości, to my musimy ulepszać sytuację. Najgorszą rzeczą jest nie robić nic i patrzeć, jak ten biedny świat się rozpada. Wołamy: „Niech żyje pokój!”, a prowadzimy wojnę. Powtarzamy: ”Precz
z narkotykami!”, a zwiększamy handel nimi. Głosimy: „Dość terroryzmu”, a zabijamy sprawiedliwych.
A przecież nie jest postanowione, że nie można skończyć z tym wszystkim.

Chciałabym ci powiedzieć: jeżeli jesteś smutny z powodu nienawiści w świecie, nie płacz i trać nadziei, ale zrób coś, nawet coś małego!”

Zrób coś, nawet coś małego...

26. PRZYGODA JEŻÓW

Któregoś lata rodzina jeżów zamieszkała w lesie. Pogoda była piękna, było gorąco i cały dzień jeże bawiły się pod drzewami. Swawoliły na polach w pobliżu lasu, bawiły się w chowanego pośród kwiatów, łapały muchy, by pożywić się, a nocą zasypiały na mchu w pobliżu norek. Pewnego dnia zobaczyły, że spada liść
z drzewa. Nadchodziła jesień! Spadających liści było coraz więcej. Jeże bawiły się goniąc je. Tymczasem noce stawały się chłodniejsze, jeże spały więc pod suchymi liśćmi. Robiło się coraz zimniej. Na rzece czasami widać było lód. Śnieg pokrył liście. Jeże drżały z zimna przez cały dzień, a nocą nie mogły zmrużyć oka - tak było zimno.

Pewnego wieczoru postanowiły przytulić się jeden do drugiego, aby się ogrzać, ale rozbiegły się szybko na cztery strony lasu: przy tylu kolcach pokaleczyły sobie nosy i łapki. Nieśmiało zbliżyły się do siebie jeszcze raz, ale pokłuły sobie pyszczki. I ilekroć podbiegły do siebie, zdarzało się podobnie.

Koniecznie trzeba było znaleźć sposób, by móc być blisko siebie: ptaki grzały się jeden przy drugim, podobnie króliki, krety i inne zwierzęta.

Wówczas łagodnie, powoli, każdego wieczoru, aby ogrzać się, ale nie pokłuć, zbliżały się jeden
do drugiego z zachowaniem tysięcznych ostrożności. wreszcie znalazły odpowiedni sposób.

Wiejący wiatr nie przeszkadzał im już. Teraz mogły spać wszystkie razem w cieple.

* * *

Czy nie uważasz, że powinien istnieć również „Dekalog serdeczności”? Mógłby on wyglądać
mniej więcej tak:

  1. Ponieważ serdeczność jest możliwa, nie ma powodu, by obywać się bez niej.

  2. Codziennie rozmawiajcie choć trochę ze sobą.

  3. Nieustannie próbujcie stawać się lepsi.

  4. Szanuj siebie.

  5. Okazuj współczucie innym.

  6. Bądź uprzejmy. Miłość nie dopuszcza złych manier.

  7. Odkrywaj dobre i piękne cechy ludzi, nawet wtedy, gdy czynią oni wszystko, by to ukryć.

  8. Nie bój się rozdźwięków i kłótni: jedynie zmarli i obojętni nigdy nie sprzeczają się.

  9. Nie pozwól, by owładnęły tobą małe irytacje i codzienne miernoty.

  10. Uśmiechaj się! to podtrzymuje pracę serca i chroni je przed dolegliwościami.

27. STUDNIA

W pewnej mahometańskiej wsi w Libanie, mała grupa osób przyjęła chrzest. Natychmiast zamknęły się przed nimi drzwi wspólnoty. Ochrzczeni mężczyźni nie mogli już przebywać z innymi mężczyznami na placu,
by wspólnie palić tytoń i rozmawiać, kobiety nie mogły razem z innymi chodzić po wodę do studni. Chrześcijanie musieli więc wykopać sobie nową studnię dla siebie.

Pewnego dnia źródło we wsi wyschło. Wówczas chrześcijanie zaprosili współmieszkańców, by przyszli
i zaczerpnęli wody z ich studni.

Zrobili więcej: na swych domach umieścili kartki z napisem: „Tu mieszkają chrześcijanie”.

Każdy wiedział, że w takim domu znajdzie zawsze wyciągniętą pomocną rękę.

* * *

„Na koniec zaś bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, pełni braterskiej miłości, miłosierni, pokorni. Nie oddawajcie złym za złe, ani złorzeczeniem za złorzeczenie. Przeciwnie zaś, błogosławcie. Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo... Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego,
kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”. (1P 3,8-15)

28. MYSZ

Pewna szlachetna i grzeczna myszka, o sympatycznym wyglądzie myszy domowej, w czasie jednej
ze swych rozpaczliwych ucieczek przed kotem, znalazła się kiedyś w piwnicy bogatej willi. Tam, z powodu ciemności, wpadła do dziwnej kałuży. Była to kałuża powstała z doskonałego koniaku, który wyciekł
z popsutego sworznia dębowej beczułki. Myszka nieśmiało polizała ten dziwny płyn. Smak spodobał jej się.
Był mocny i zdecydowany, spływał do gardła jak ogień.

Gdy „wypiła” kałużę, myszka wyprostowała się, uderzyła się łapkami w pierś, zrobiła groźną minę
i zawołała:

-Gdzie jest ten kot?!

* * *

Zbyt wielu ludzi w naszych czasach posiada jedynie odwagę myszy.

29. POD PIECEM

Rabbi Bunam opowiadał młodym ludziom, którzy przychodzili do niego po raz pierwszy, historię Mistrza Ezechia, syna Jekela z Krakowa.

Po latach ciężkiej nędzy, która jednak nie podważyła ufności, jaką pokładał w Bogu, otrzymał we śnie rozkaz udania się do Pragi, by tam poszukać skarbu pod mostem, prowadzącym do pałacu królewskiego.
Gdy sen powtórzył się po raz trzeci, Ezechia wyruszył w drogę i dotarł pieszo do Pragi. Ale most był pilnowany w dzień i w nocy przez straże, wobec czego Ezechia nie miał odwagi przystąpić do poszukiwań we wskazanym miejscu.

Powracał jednak na most każdego ranka i wędrował wokoło aż do wieczora. W końcu kapitan straży, który zauważył jego wędrówki, zbliżył się do niego i spytał przyjaźnie, czy nie zgubił tu czegoś lub czy na kogoś nie czeka. Ezechia opowiedział mu wówczas swój sen, który sprowadził go aż tutaj, z dalekiego kraju.

Kapitan wybuchnął śmiechem:

-I ty, biedaku, wierząc w sen, przyszedłeś tu pieszo? Ach! Ładnie będziesz wyglądał wierząc w sny! Wyobraź sobie, że ja również powinienem wobec tego, wierząc snom, wybrać się
aż do Krakowa, do domu pewnego Żyda Ezechia, syna Jekela, aby poszukać skarbu pod jego piecem! Ezechia, syn Jekela. Już widzę siebie, jak wchodzę i buszuję we wszystkich domach miasta,
gdzie połowa Żydów ma na imię Ezechia, a druga połowa Jekel!

Kapitan zaśmiał się znowu.

Ezechia pozegnał go grzecznie, powrócił do swego domu i niezwłocznie zaczął szukać pod piecem. Znalazł tam skarb, odkopał go i - dziękując Bogu - zbudował synagogę w swym mieście.

* * *

Rabini chętnie opowiadają o pewnym nauczycielu, który stał się sławny jeszcze za życia. Mówią, że sam Bóg kiedyś prosił go o radę.

-Pragnę zabawić się w chowanego z ludzkością. Pytałem już aniołów, jakie miejsce będzie najlepsze, by się schować. Niektórzy twierdzą, ze głębiny oceanów. Inni, że szczyt najwyższej góry. Inni jeszcze, że niewidoczna z ziemi strona księżyca lub dalekiej gwiazdy.
A ty, co mi radzisz?

Nauczyciel odpowiedział:

-Ukryj się, Panie, w sercu ludzkim. Będzie to ostatnie miejsce, o jakim pomyślą.

30. PRZYJACIELE I NIEDŹWIEDŹ

Dwaj przyjaciele szli kiedyś drogą, która przechodziła przez niebezpieczny i ciemny las. Nagle ogromny niedźwiedź, mrucząc groźnie, pojawił się przed nimi. Jeden z mężczyzn, przerażony, wdrapał się na drzewo
i ukrył się w gałęziach, drugi nie zdążył i widząc, że nie zdoła uciec przed zwierzęciem, upadł na ziemię, udając martwego. Wiedział bowiem, że niedźwiedzie nie jedzą padliny.

Gdy niedźwiedź zbliżył się do niego, powąchał go, zamruczał, próbował poruszyć go pyskiem. Biedak wstrzymywał jednak oddech ze wszystkich sił. Niedźwiedź rzeczywiście uznał go za martwego i odszedł.

Gdy tylko drugi mężczyzna zobaczył, że niedźwiedź znikł za drzewami, zszedł z drzewa,
na które poprzednio się wdrapał i spytał przyjaciela:

-Co ci powiedział niedźwiedź do ucha?

-Powiedział mi, bym więcej nie podróżował z przyjaciółmi, którzy w momencie niebezpieczeństwa, zamiast pomóc, uciekają co sił.

* * *

Miłość wymaga zapomnienia o sobie, zaufania, które olśniewa, ale nie oślepia, wymaga całkowitego oddania. Trzeba będzie zapłacić za wszystkie nie wypowiedziane słowa, za poniechane czułości, za stracone sny.

W pewnym momencie trzeba będzie zdać sobie sprawę z naszych lęków i skąpstwa,
które uniemożliwiły prawdziwe uczucie, z zaślepienia i pychy, które stłumiły wzloty.

Trzeba będzie zdać sprawę ze wszystkich nie uczynionych gestów, z połykanych łez, z miłości, którą nikogo się nie obdarzyło, z niespełnionych przyrzeczeń i z utraconego czasu.

31. MILCZENIE

Pewien mężczyzna udał się do zakonnika klauzurowego. Spytał go:

-Czego uczy ciebie to milczące życie? - spytał.

Mnich nabierając wodę ze studni powiedział do swego gościa:

-Spójrz w głąb tej studni. Co widzisz?

Człowiek spojrzał do studni.

-Nic nie widzę. - stwierdził.

Po pewnym czasie, zakonnik, który stał nieruchomo, ponownie zwrócił się do gościa:

-Spójrz teraz! Co widzisz w studni?

Człowiek posłuchał i powiedział:

-Teraz widzę siebie samego, odbijam się w wodzie.

Mnich wyjaśnił:

-Widzisz, gdy zanurzam wiadro, woda jest poruszona. Teraz natomiast woda jest spokojna. Taki jest efekt milczenia: człowiek dostrzega siebie samego.

* * *

„Gdy nie mogę poradzić sobie ze sobą, siadam przy mojej babci, która często robi coś
na drutach...

Moja babcia pachnie lawendą i oddycha powoli, spokojnie. Od czasu do czasu unosi oczy
i uśmiecha się, zazwyczaj jednak ogranicza się do swej pracy i do oddychania... Wydaje mi się,
że mnie kołysze...”

Amelia, 14 lat

Dziś znajdź sobie spokojny kąt i pozwól, by ukołysała cię cisza.

32. WSPÓŁPRACA

Mąż i żona walczyli na schodach z ciężką komodą. Zauważył to ich szwagier.

-Pomogę wam - powiedział.

I chwycił za jeden bok mebla.

W kilka minut później, nie mogąc poruszyć komody nawet o 1 cm, cała trójka odpoczywała chwilę.

-Co za mordęga z wniesieniem tej komody! - skomentował szwagier.

Mąż i żona wybuchnęli śmiechem.

-My chcieliśmy znieść ją na dół!

* * *

Przyjaciele nie patrzą sobie w oczy. Wspólnie patrzą w tym samym kierunku.

Para narzeczonych pytała wszystkich:

-Co mamy czynić, by nasza miłość była trwała?

Nauczyciel odpowiedział:

-Wspólnie kochajcie innych.

33. PUZZLE

W czasie nieobecności żony, znany handlowiec musiał pozostać w domu i pilnować rozhukanych dzieci. Miał akurat cos ważnego do załatwienia, ale dwaj malcy nie dawali mu spokoju ani przez chwilę.

Starał się więc wymyślić zabawę, która by zajęła dzieci choć przez chwilę. Wyciął z jakiegoś pisma mapę świata, na której kraje zaznaczone były różnymi kolorami. Nożyczkami pociął mapę na drobne kawałki
i dał dzieciom, aby złożyły je w jedną całość. Sądził, że puzzle zajmą dzieci przez kilka godzin.

Po kwadransie dwójka dzieci zjawiła się tryumfalnie z doskonale złożoną mapą.

-W jaki sposób dokonaliście tego tak szybko? - spytał zdziwiony ojciec.

-To nie było trudne zadanie - odpowiedziało dziecko. -Na odwrocie znajdowała się postać człowieka. Skoncentrowaliśmy się na tej postaci, a mapa świata złożyła się już sama.

* * *

Pewien mądry człowiek mawiał:

-W czasach młodości byłem rewolucjonistą, a wszystkie moje modlitwy do Boga brzmiały podobnie: „Panie, daj mi siły, bym mógł zmienić świat!”. Gdy zbliżyłem się do wieku średniego i gdy zdałem sobie sprawę, ze minęła już połowa mego życia, a ja niczego jeszcze
nie dokonałem, zmieniłem moją modlitwę: „Panie, spraw, bym zmienił tych,
którzy mnie otaczają” - błagałem. -„Jedynie moją rodzinę i moich przyjaciół,
a będę zadowolony”.

Teraz, gdy jestem stary i moje dni są policzone, zaczynam rozumieć, jaki byłem głupi. Moją jedyną modlitwą jest teraz prośba: „Panie, daj mi łaskę zmienienia siebie samego”. Gdybym tak modlił się od początku, nie zmarnowałbym mojego życia.

Gdyby każdy myślał o przemianie siebie samego, cały świat zmieniłby się na lepsze.

34. JAK MOŻNA SCHWYTAĆ MAŁPY ?

Łowcy małp wymyślili genialny i niezawodny sposób na ich schwytanie. Gdy znajdują zakątek lasu,
w którym najczęściej zbierają się te zwierzęta, umieszczają w ziemi naczynia o wąskiej i długiej szyjce. Zakrywają je dokładnie ziemią, zostawiając jedynie odsłonięty otwór. Potem umieszczają w naczyniu garść ryżu i jagody, które małpy ogromnie lubią.

Gdy myśliwi oddalają się , małpy powracają. Ciekawe z natury, dokładnie oglądają naczynia,
a gdy zauważają znajdujące się w nich przysmaki, wkładają górną kończynę do środka i chwytają wielką garść pożywienia, możliwie największą. Ale szyjka naczynia jest bardzo wąska. Sama dłoń prześlizguje się,
ale gdy jest wypełniona, absolutnie nie może wydostać się. Wówczas małpy zaczynają ciągnąć z całych sił.

Na ten moment czekają właśnie łowcy, ukryci w pobliżu. Rzucają się na małpy i łatwo je chwytają. Zwierzęta bronią się wprawdzie silnie, ale nie przychodzi im na myśl, by otworzyć dłoń i porzucić to,
co w niej trzymają.

* * *

Iluż ludzi traci życie, bojąc się otworzyć dłonie, w których ściskają to, co uważają
za nieodzowne, a co - tak naprawdę - do niczego nie jest przydatne.

Myśliwi są eleganccy i uśmiechnięci, zawsze bardzo aktywni. Ukrywają swe pułapki
w błyszczących czasopismach, na ekranach telewizyjnych i na rogach ulic. W ten sposób kształtuje się ludzi o dłoniach nieustannie zamkniętych i wygasłym sercu.

Nie zapominaj o tym, co powiedział Jezus:

-„Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją,
skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje, ani mól nie niszczy.
Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze”.
(Łk 12,32-34)

35. CZERWONA LAMPKA

Pewien protestant, w czasie wycieczki, wszedł ze swą córeczką do kościoła katolickiego. Zamiast oglądać dzieła sztuki, dziewczynka zainteresowała się czerwoną lampką, którą płonęła obok tabernakulum.

-Tatusiu, dlaczego znajduje się tam czerwona lampka? - zapytała.

-Katolicy sądzą, że wewnątrz tej szafki znajduje się Jezus pod postacią konsekrowanego chleba. Lampka przypomina wszystkim o Jego obecności. - odpowiedział szczerze ojciec.

Po upływie jakiegoś czasu, ojciec i córka weszli do swego kościoła na niedzielne nabożeństwo. Dziewczynka rozglądała się wokoło, potem pociągnęła ojca za marynarkę.

-Tatusiu, dlaczego tu nie ma czerwonej lampki?

-Dla nas protestantów nie ma tu Jezusa, moje dziecko.

Dziewczynka zachmurzyła się, potem biorąc ojca za rękę, powiedziała:

-Tatusiu, chodźmy do kościoła, w którym jest Jezus.

* * *

Święty proboszcz z Ars często spotykał w kościele prostego wieśniaka, swego parafianina. Klęcząc przed tabernakulum, dobry człowiek godzinami trwał nieruchomo, nie poruszając nawet wargami.

Pewnego dnia proboszcz spytał go:

-Co robisz tu przez tak długi czas?

-Po prostu. On patrzy na mnie, a ja na Niego.

Pamiętaj, ty także możesz pójść przed tabernakulum taki, jaki jesteś. Z ładunkiem lęków, niepewności, roztargnień, nieporządków, nadziei i zdrad. Uzyskasz nadzwyczajną odpowiedź:
„Ja tu jestem!”

-Co się ze mną stanie, gdy wszystko jest takie niepewne?

-Ja tu jestem!

-Nie wiem, co odpowiedzieć, jak zareagować, jak zadecydować w trudnej sytuacji,
jaka mnie czeka.

-Ja tu jestem!

-Droga jest taka długa, a ja jestem mały, zmęczony i samotny...

-Ja tu jestem!

36. SPOTKANIE

Stara legenda arabska opowiada o smutnej historii giermka, należącego do Sułtana z Bagdadu.

Pewnego dnia młody giermek przypadł strapiony do nóg swego umiłowanego pana,
prosząc o wypożyczenie mu cudownego rumaka, który wydawał się fruwać, tak był szybki.

-Po co ci on? - spytał Sułtan.

-W ogrodzie widziałem Śmierć, która dawała mi znaki. Na twym rumaku ucieknę do Bassory i ukryję się na targu. Śmierć mnie tam nie znajdzie.

Sułtan dał młodzieńcowi swego rumaka. Giermek odjechał galopem.

Sułtan zszedł do ogrodu i zobaczył oczekującą tam Śmierć.

-Dlaczego groziłaś memu giermkowi? - spytał.

-Ja mu nie groziłam. - odpowiedziała Śmierć. -Uniosłam jedynie rękę ze zdziwienia. Pytałam sama siebie, jak to możliwe, by znajdował się on jeszcze tutaj, jeżeli mam z nim spotkanie
za 5 godzin na placu targowym w Bassorze...

* * *

Yagyn Tajiama, stary, sławny i bardzo szanowany nauczyciel cesarza, nie chciał przyjąć
do grona swych uczniów, ćwiczących się we władaniu szpadą i strzelaniu z łuku, pewnego samuraja. Jak mówią zapisy, już od dzieciństwa ćwiczył się on w walce z myślą o własnej śmierci i nauczył się sztuki panowania nad sobą.

-Czegóż innego mógłbym cię nauczyć? - spytał nauczyciel, odrzucając prośbę kandydata.
-Ty już doszedłeś do samego serca mądrości: w sztuce, którą znasz, zawarta jest każda inna, ze sztuką posługiwania się szpadą i strzelania z łuku włącznie.

Zwracając się do swych uczniów nauczyciel dodał:

-Kto zna śmierć, zna życie. A kto lekceważy śmierć, lekceważy życie.

37. MNICH BIEDNY I MNICH BOGATY

W pewnym mieście znajdowały się dwa klasztory. Jeden był bardzo bogaty, a drugi ogromnie biedny. Pewnego dnia jeden z mnichów biednych przyszedł do klasztoru bogatego, aby odwiedzić swego przyjaciela.

-Przez pewien czas nie zobaczymy się, mój przyjacielu. - powiedział biedny mnich.
-Postanowiłem odbyć długą pielgrzymkę i odwiedzić sto wielkich sanktuariów. Towarzysz mi modlitwą, gdyż będę musiał przejść przez wiele gór i przez wiele niebezpiecznych rzek.

-Co zabierasz ze sobą na tak długą i niebezpieczną podróż? - zapytał bogaty mnich.

-Jedynie kubek na wodę i miseczkę ryżu. - odpowiedział z uśmiechem biedny mnich.

Drugi zakonnik zdziwił się bardzo i spojrzał na niego surowo:

-Upraszczasz wszystko, mój drogi! Nie można być aż tak nierozważnym. Również i ja wybieram się na pielgrzymkę do stu sanktuariów, ale nie wyjadę, dopóki nie będę pewny,
że mam wszystko, co może mi się przydać.

Po roku biedny mnich powrócił do domu i pospieszył odwiedzić zasobnego przyjaciela, by opowiedzieć mu o wielkim i bogatym doświadczeniu duchowym, jakie stało się jego udziałem w czasie pielgrzymki.

Mnich bogaty wyznał:

-Niestety, ja nie zdołałem jeszcze ukończyć moich przygotowań.

*

Pewien mężczyzna siedział w przedziale, w pociągu. Na każdej stacji wstawał i patrzył
przez okno zatroskany, potem siadał znów i wzdychał, wymawiając nazwę stacji.

Po czterech czy pięciu stacjach współtowarzysz spytał zaniepokojony:

-Czy coś złego się dzieje? Wydaje mi się, ze jest pan bardzo zdenerwowany.

Człowiek spojrzał na niego i powiedział:

-Powinienem przesiąść się już dawno. Jadę w złym kierunku. Ale tu jest tak wygodnie
i ciepło!

38. WYBÓR MALARZA

Wielki Leonardo da Vinci zgodził się namalować fresk w refektarzu klasztoru Santa Maria delle Grazie
w Mediolanie. Miał on przedstawiać Ostatnią Wieczerzę Jezusa z Apostołami.

Artysta chciał, aby fresk był arcydziełem i dlatego pracował powoli i rozważnie. Pomimo zniecierpliwienia braci z klasztoru, praca postępowała bardzo powoli.

Aby namalować oblicze Jezusa, Leonardo szukał miesiącami modela, który by posiadał cechy oblicza wyrażającego siłę i słodycz, duchowość i jaśniejącą moc. Wreszcie znalazł i dał Jezusowi oblicze Agnella, młodzieńca szczerego i czystego, przypadkowo spotkanego na ulicy.

Po roku Leonardo zaczął przemierzać dzielnice Mediolanu cieszące się złą sławą i zaglądać
do najbardziej dwuznacznych i podejrzanych szynków. Chciał znaleźć model oblicza Judasza, apostoła zdrajcy. Szukał oblicza, które wyrażałoby niepokój i rozczarowanie, oblicza człowieka zdolnego do zdrady najlepszego przyjaciela. Po nocach spędzonych pośród łajdaków wszelakiego rodzaju, Leonardo znalazł mężczyznę, który był odpowiednim modelem Judasza.

Zaprowadził go do klasztoru i zaczął malować. w pewnym momencie zauważył w oczach mężczyzny łzy.

-Dlaczego płaczesz? - spytał Leonardo, wpatrując się w to dzikie oblicze.

-Ja jestem Agnello. - wyszeptał młodzieniec. -Ten sam, który posłużył panu za model
dla oblicza Jezusa.

* * *

Nowa rewolucja w świecie kosmetyków: piękna dusza czyni twarz piękną.

39. JAKIE SŁOWA ?

Pewien mężczyzna, zaniepokojony krytycznym stanem swego małżeństwa, udał się po radę
do słynnego psychologa.

Ten go wysłuchał i powiedział:

-Musisz nauczyć się wysłuchiwać żony.

Mężczyzna wziął sobie do serca radę i po miesiącu powrócił, by powiedzieć, że wysłuchał każdego słowa wypowiedzianego przez żonę.

Psycholog powiedział wówczas z uśmiechem:

-Teraz powróć do domu i posłuchaj każdego słowa, którego ona nie wymawia.

* * *

Jakie słowa trzeba powiedzieć, by wywołać radość?

Jakie słowa trzeba powiedzieć, by dać szczęście?

Czy trzeba powiedzieć: „przyjaźń”, „zgoda”?

Czy trzeba również powiedzieć: „wolność”?

Albo może trzeba ciebie wziąć za rękę?

Jakie słowa trzeba powiedzieć, by dać Miłość?

Jakie słowa trzeba powiedzieć, by okazać czułość?

Czy trzeba powiedzieć: „kocham cię”?

Czy zawsze trzeba mówić?

Czy trzeba mówić również: „dzieci”?

Albo może trzeba wziąć cię za rękę?

Jakie słowa trzeba powiedzieć? Jakie słowa?

A jeżeli nic nie mówię, jeżeli milczę?

Jeżeli po prostu patrzę na ciebie i jeżeli uśmiecham się do ciebie,

wówczas moja ręka sama weźmie twoją rękę.

I ty posłyszysz te słowa w moim milczeniu.

(Blandine, 19 lat,

zmarła na raka kości)

KONIEC

Przepisał i sprawdził:

P.P.Z.

Redakcja: ks. Roman Szpakowski SDB, Maria D. Śpiewakowska

Z języka włoskiego przełożyła: Anna Gryczyńska

Warszawa, 2007,

Wydawnictwo Salezjańskie

Tytuł oryginału: „Il canto del grillo - picole storie per l'anima”

IMPRIMATUR: Za zgodą Kurii Diecezjalnej Warszawsko-Praskiej

z dn. 03.02.1993 r., nr 170/K/93

ISBN 978-83-85528-32-6

Uwaga!!!

Książka ta w formie e-booka może być rozpowszechniana

tylko w celach indywidualnych!!!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bruno Ferrero Śpiew świerszcza polnego (39 opowiadań dla ducha)
Bruno Ferrero Mały, samotny król
Bruno Ferrero Ale my mamy skrzydła (43 opowiadania dla ducha)
Bruno Ferrero Kółka na wodzie (37 opowiadań dla ducha)
Bruno Ferrero Zna to tylko wiatr (39 opowiadań dla ducha)
Bruno Ferrero Zna to tylko wiatr
Bruno Ferrero Czy jest tam Ktoś
Bruno Ferrero Ale my mamy skrzydła
Bruno Ferrero Nowe historie (tylko opowiadania)
Bruno Ferrero 40 opowiadań na pustyni (40 opowiadań dla ducha)
Bruno Ferrero Ważna róża
Bruno Ferrero Czasami wystarcza promyk słońca
Bruno Ferrero ksiega skarbu
Największa miłość Bruno Ferrero
ŁAŃCUCH I GRZEBIEŃ Bruno Ferrero
Bruno Ferrero Czy jest tam Ktoś (36 opowiadań dla ducha)
LIST MIŁOSNY opowiadanie Bruno Ferrero
Bruno Ferrero Czasami wystarcza promyk słońca (37 opowiadań dla ducha)
Bruno Ferrero Ale my mamy skrzydła

więcej podobnych podstron