background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

1 z 18

Bruno   Ferrero 

 

„KÓŁKA   NA   WODZIE” 

 

Wydawnictwo Salezjańskie 

Warszawa,  2008 

 

1.   KÓŁKA   NA   WODZIE 

 

W  letnim  upale  drzemał  sobie  całkowicie  nieruchomy  staw.  Siedząca  na  liściu  nimfy  leniwa  żaba 

przyglądała  się  uważnie  owadowi  o  długich  nogach,  który  beztrosko  poruszał  się  po  wodzie;  gdyby  chciała 
potraktować  go  jako  wspaniały  kąsek,  nie  trzeba  by  było  tak  wielkiego  wysiłku.  Odrobinę  dalej  jakiś  trzmiel 
wpatrywał  się  namiętnie  w  przepiękną  komarzycę.  Nie  miał  jednak  odwagi,  by  wyznać  jej  swą  miłość,  
więc zadowalał się cichym uwielbianiem jej z oddali. 

A  na  brzegu  rzeki,  zaledwie  kilka  milimetrów  od  przepływającej  wody,  malutki  i  prawie  niewidoczny 

kwiatek  umierał  z  pragnienia.  W  żaden  sposób  nie  był  w  stanie  dostać  się  do  niej,  mimo,  że  przepływała  
tak blisko. Jego małe korzonki nadwyrężone były od wysiłku.  

Nieopodal  topiła  się  mała  muszka.  Wpadała  do  rzeki  z  powodu  zwykłego  roztargnienia.  Jej  małe 

skrzydełka uginały się pod ciężarem wody i nie była w stanie wzbić się w powietrze. Rzeka zaczynała już prawie 
całkowicie ją pochłaniać. 

Dzika śliwa pochylała nad stawem swoje ramiona. Na końcu jej najdłuższej gałęzi dochodzącej prawie 

do środka bajorka wisiał jeden przejrzały owoc, ciemny i pomarszczony. Właśnie oderwał się od gałęzi i wpadł 
do wody. Wśród monotonnego brzęku owadów dało się usłyszeć puste i dziwnie brzmiące „plum!”. 

W  miejscu,  w  którym  mały  owoc  wpadł  uroczyście  i  godnie  do  wody,  zrobiło  się  na  niej  kółko 

rozszerzające się następnie majestatycznie jak rozkwitający kwiat. Natychmiast pojawiły się inne kółka: drugie, 
trzecie,  czwarte...  Owad  o  długich  nogach  uniósł  się  na  małej  fali  i  odskoczył  od  języka  żaby,  która  właśnie 
zamierzała go schwytać. 

Wpatrujący się w komarzycę trzmiel poruszony falą wpadł na nią niechcąco; mówiąc sobie wzajemnie 

„przepraszam”, zakochały się w sobie na zawsze. 

To pierwsze kółko dotarło do samego brzegu, aż do małego kwiatka, który zaraz ożył. 
Następnie podniosło w górę topiącą się muszkę, dzięki czemu udało jej się uczepić rosnącej na brzegu 

trawy, na której mogła spokojnie wysuszyć zmoczone skrzydełka. 

Jak wiele losów zostało odmienionych przez to prawie niezauważalne kółko na wodzie! 
 

* * * 

 
Również historie tej książki, choć są jedynie małymi kółkami na wodzie, mogą jednak... 
 

2.   OKO   STOLARZA 

 
Bardzo,  bardzo  dawno  temu,  w  pewnej  malutkiej  wioseczce  znajdował  się  mały  warsztat  stolarski. 

Pewnego  dnia,  kiedy  nie  było  w  nim  właściciela,  wszystkie  jego  narzędzia  pracy  zwołały  między  sobą  walne 
zebranie.  Posiedzenie  było  długie,  a  czasami  wręcz  wybuchowe.  Zastanawiano  się  bowiem  nad  usunięciem  
z nobliwej wspólnoty niektórych jej członków. 

Jeden  z  uczestników  przemówił  w  te  słowa:  -Powinniśmy  usunąć  z  naszych  szeregów  naszą 

siostrę Piłę, która jest nazbyt ostra i skrzypie zębami. Ma najzjadliwszy na całym świecie charakter. 

Ktoś inny dorzucił: -Nie możemy również trzymać w naszych szeregach naszego brata Hebla:  

z niczym się nie zgadza i wszystko pomniejsza, obdziera ze skóry wszystko to, co spotka. 

-Wiemy  dobrze,  że  nasz  brat  Młotek  –  protestował  ktoś  inny.  –ma  twardy  i  gwałtowny 

charakter.  Powiedziałbym  wręcz,  że  uwielbia  bić.  Sposób,  w  jaki  upiera  się  przy  wszystkim  jest  
nie do zniesienia, a jego głos doprowadza nas do szału. Pozbądźmy się go!. 

-A Gwoździe? Czy można żyć z ludźmi, którzy doczepiają się do wszystkiego? Nie chcemy ich 

więcej! To samo z Pilnikiem i Skrobakiem! Współżycie z nimi to nieustające tarcie. Niech opuści nas 
również Szklany Papier, którego jedynym celem w życiu jest ścieranie się ze wszystkim! 

W  ten  to  sposób  dyskutowały  ze  sobą  coraz  bardziej  żywiołowo  narzędzia  stolarza.  Wszyscy  mówili  

na raz. Młotek żądał usunięcia Pilnika i Skrobaka, te natomiast chciały się pozbyć Młotka i tak dalej. Na koniec 
zebrania wszyscy żądali, aby usunąć ich wszystkich. 

Wreszcie narada została przerwana nagłym powrotem stolarza. Kiedy wszystkie narzędzia zobaczyły go 

zbliżającego  się  do  stolarskiego  stołu,  natychmiast  ucichły.  Stolarz  wziął  deskę  i  przyciął  ją  ostrą  Piłą.  Potem 
zestrugał  ja  Heblem,  który  doskonale  pomniejsza  wszystko,  czego  się  tylko  dotknie.  Potem  rzemieślnik  ujął 
Siekierę,  która  potrafi  wszystko  brutalnie  rozbijać  na  części,  następnie  wziął  Skrobak,  który  bierze  wszystko  
„na ząb”, wreszcie chwycił Szklany Papier, który wszystko ściera i zdrapuje. 

W końcu wziął bardzo ostre Gwoździe i mocny Młotek, który dobrze bije. 
Wszystkich swych narzędzi mających tak nieznośne charaktery użył do wykonania kołyski. Przepięknej 

kołyski, która miała służyć dziecku mającemu się niebawem urodzić. Wszystko po to, aby przyjąć Życie. 

 

* * * 

 
Bóg przygląda się nam okiem stolarza. 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

2 z 18

3.   RĘKA 

 
Pewien  chłopiec  zrobił  mamie  zakupy.  Podczas  tej  czynności  był  bardzo  dokładny  i  uważny. 

Sprzedawca  chcąc  go  za  to  pochwalić,  zdjął  z  półki  wielki  karton  z  cukierkami,  otworzył  go  i  kazał  się  mu 
poczęstować, mówiąc: 

-Weź sobie, mały! 
Chłopiec wziął jednego cukierka, a sprzedawca zachęcał go dalej: 
-Weź tyle, ile ci się tylko zmieści w garści. 
-Tak... a czy pan nie mógłby mi ich wziąć? 
-Dlaczego? 
-Bo pana ręka jest o wiele większa od mojej. 
 

* * * 

 
Kiedy  się  modlimy,  nie  odmierzajmy  naszych  pytań  małością  naszej  wiary.  Pamiętajmy  zawsze,  

że Boża Dłoń jest o wiele większa od naszej. 

 

4.   IDŹ   TY   ZA   MNIE 

 
Pewien mężczyzna miał zwyczaj mówić w każdą niedzielę do swojej żony: 
-Idź do kościoła i pomódl się za nas dwoje. 
Potem mówił do swoich przyjaciół: 
-Nie muszę chodzić do kościoła, bo moja żona robi to za nas dwoje. 
Pewnej nocy śnił sen: razem ze swoją żoną oczekiwał przed Rajską Bramą na swoje wejście... 
Wtem drzwi powoli się otworzyły i usłyszał jakiś głos mówiący do żony: 
-Możesz wejść za was dwoje! 
Kobieta przeszła i drzwi natychmiast się zamknęły. 
Mężczyźnie zrobiło się tak niemiło, że się zaraz obudził. 
Najbardziej  zdumiona  była  jednak  jego  żona,  kiedy  w  najbliższą  niedzielę  szykując  się  do  wyjścia  

na Mszę świętą zobaczyła przy swoim boku męża, który powiedział: 

-Dzisiaj idę do kościoła razem z tobą. 
 

* * * 

 
To ja, to ja, to ja, o, Panie, 
mam się modlić. 
To ja, to ja, to ja, o, Panie, 
mam się modlić. 
 
Nie moja matka, nie mój ojciec, ale ja, Panie, 
mam się modlić. 
Nie moja matka, nie mój ojciec, ale ja, Panie, 
mam się modlić. 
 
Nie diakon, nie mój szef, ale ja, Panie, 
mam się modlić. 
Nie diakon, nie mój szef, ale ja, Panie, 
mam się modlić. 
 
To ja, to ja, to ja, o, Panie, 
mam się modlić. 
To ja, to ja, to ja, o, Panie, 
mam się modlić. 

(pieśń murzyńska) 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

3 z 18

5.   WYJĄTKOWA   MATKA 

 
Czy zapytaliście się kiedyś siebie, w jaki sposób Pan Bóg wybiera matki upośledzonych dzieci? 
Postaraj się wyobrazić sobie Boga, który daje wskazówki swym aniołom zapisującym wszystko w swej 

olbrzymiej księdze. 

-Małecka, Maria, syn. Święty patron, Mateusz. 
Kurkowiak, Barbara, córka. Święta patronka, Cecylia. 
Michalewska, Janina, bliźniaki. Święty patron... niech będzie Gerard. 
Wreszcie mówi z uśmiechem do anioła jakieś imię: 
-Tej damy dziecko upośledzone. 
A na to ciekawski anioł: 
-Dlaczego właśnie tej, Panie? Jest taka szczęśliwa. 
-Właśnie  tylko  dlatego.  
–  mówi  uśmiechnięty  Bóg.  –Czy  mógłbym  powierzyć  upośledzone 

dziecko kobiecie, która nie wie, czym jest radość? Byłoby to okrutne! 

-Ale czy będzie miała cierpliwość? – pyta anioł. 
-Nie  chcę,  aby  miała  nazbyt  dużo  cierpliwości,  bo  utonęłaby  w  morzu  łez,  roztkliwiając  się 

nad  sobą  i  nad  swoim  bólem.  A  tak,  jak  jej  tylko  przejdzie  szok  i  bunt,  będzie  potrafiła  sobie  ze 
wszystkim poradzić. 

-Panie, wydaje mi się, że ta kobieta nie wierzy nawet w Ciebie. 
Bóg uśmiechnął się: 
-To  nieważne.  Mogę  temu  przeciwdziałać.  Ta  kobieta  jest  doskonała.  Posiada  w  sobie 

właściwa ilość egoizmu. 

Anioł nie mógł uwierzyć swoim uszom. 
-Egoizmu? Czyżby egoizm był cnotą? 
Bóg przytaknął. 
-Jeśli  nie  będzie  potrafiła  od  czasu  do  czasu  rozłączyć  się  ze  swoim  synem,  nie  da  sobie 

nigdy  rady.  Tak,  taka  właśnie  ma  być  kobieta,  którą  obdaruję  dzieckiem  dalekim  od  doskonałości. 
Kobieta, która teraz nie zdaje sobie jeszcze sprawy, ze kiedyś będą jej tego zazdrościć. 

Nigdy  nie  będzie  pewna  żadnego  słowa.  Nigdy  nie  będzie  ufała  żadnemu  swemu  krokowi. 

Ale, kiedy jej dziecko powie po raz pierwszy »mamo«, uświadomi sobie cud, którego doświadczyła. 
Widząc drzewo, zachód słońca lub niewidome dziecko, będzie potrafiła bardziej niż ktokolwiek inny 
dostrzec moją moc. 

Pozwolę  jej,  aby  widziała  rzeczy  tak  jasno,  jak  ja  sam  widzę  (ciemnotę,  okrucieństwo, 

uprzedzenia),  i  pomogę  jej,  aby  potrafiła  wzbić  się  ponad  nie.  Nigdy  nie  będzie  samotna.  Będę  
przy  niej w  każdej  minucie  i  w  każdym  dniu  jej  życia,  bo  to  ona  w tak troskliwy  sposób wykonuje 
swoją pracę, jakby była wciąż przy mnie. 

-A święty patron? – zapytał anioł, trzymając zawieszone w powietrzu gotowe do pisania pióro. 
Bóg uśmiechnął się. 
-Wystarczy jej lustro. 

(Erma Bombeck) 

 

6.   GWÓŹDŹ 

 
Pewnemu  kupcowi  udało  się  przeprowadzić  na  targu  wspaniałą  transakcję;  sprzedał  wszystkie  swoje 

towary,  a  jego  pusta  torba  wypełniła  się  kawałkami  złota  i  srebra.  Przez  ostrożność  chciał  jak  najprędzej 
powrócić do domu i w związku z tym postanowił udać się tam natychmiast. 

Przywiązał porządnie torbę do siodła swojego konia, spiął ostrogi i ruszył przed siebie. Około południa 

zrobił przerwę w pewnym małym miasteczku. Stajenny, który zajął się jego koniem, podtrzymując go za lejce, 
zauważył pewien niepokojący szczegół: 

-Panie, w podkowie na prawej przedniej nodze twojego konia nie ma jednego gwoździa! 
-Daj  mi  święty  spokój!
  –  odrzekł  kupiec.  –W  ciągu  sześciu  wiorst,  które  mi  pozostały, 

podkowie na pewno nic się nie stanie. Teraz nie mam czasu”. 

Po  południu  kupiec  jeszcze  raz  zatrzymał  się  w  pewnym  zajeździe,  gdzie  kazał  dać  swojemu  koniowi 

wiązkę owsa. Zajmujący się stajnią służący przyszedł do niego i powiedział: 

-Panie,  w  podkowie  na  prawej  przedniej  nodze  twojego  konia  brakuje  małej  blaszki.  Jeśli 

chcesz, mogę ją przymocować. 

-Daj mi święty spokój!- odpowiedział kupiec. –Zwierzęciu na pewno nic się nie stanie w ciągu 

tych dwóch wiorst, które mi jeszcze zostały. 

Wdrapał się na siodło i podążył dalej w drogę. Wkrótce się jednak zorientował, że koń coraz bardziej 

utyka. Niebawem zaczął się słaniać. Nie trwało to długo. W końcu upadł i złamał sobie nogę. Nie wiedząc, co ma 
dalej robić, kupiec zdecydował się go pozostawić. Narzucił sobie na ramiona worek i poszedł przed siebie. Noc 
zastała  go  na  drodze  prowadzącej  przez  niebezpieczny  las.  Tam  napadło  na  kupca  dwóch  zbójów,  którzy  go 
ograbili. Poraniony i zły, dowlókł się o świcie do domu. 

-To wszystko stało się z powodu tego przeklętego gwoździa! 
 

* * * 

 
Łańcuchy  nie  potrafią  związać  ze  sobą  małżeństwa.  Jedynie  nitki,  setki  cieniutkich  nitek,  mogą  połączyć 

małżonków  na  długie  lata.  Jedynie  takie  cienkie,  „jakby  nigdy  nic”  niteczki.  My  jednak  tak  bardzo  się  zawsze 
spieszymy, że nie widzimy, jak rozrywamy niektóre z nich. 

Aż do momentu, kiedy zaskoczy nas tragedia. 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

4 z 18

7.   DLACZEGO   BIEGNIESZ  ? 

 
Wyglądając  przez  okno  wychodzące  na  rynek,  mistrz  spostrzegł  jednego  ze  swoich  uczniów.  Był  to 

Haikel, który szedł w pośpiechu bardzo czymś zaaferowany. Mistrz zawołał na niego i poprosił go do siebie. 

-Haikel, czy widziałeś dzisiaj rano niebo? 
-Nie, Mistrzu. 
-A drogę, Haikel? Czy widziałeś dzisiaj rano drogę? 
-Tak, Mistrzu. 
-A teraz, czy widzisz ją jeszcze? 
-Tak, Mistrzu, widzę. 
-Ludzie,  konie,  powozy,  wymachujących  rękoma  kupców,  wieśniaków,  którzy  coś  krzyczą, 

mężczyzn i kobiety, którzy chodzą tam i z powrotem. Oto wszystko, co widzę. 

-Haikel,  Haikel!  –  napomniał  go  wielkodusznie  Mistrz.  -Za  pięćdziesiąt  lat,  za  dwa  razy  

po pięćdziesiąt lat ta droga wciąż jeszcze będzie istniała i rynek podobny do tego też jeszcze będzie 
istniał.  Inne  pojazdy  będą  przewoziły  innych  kupców,  aby  kupowali  i  sprzedawali  swoje  konie.  
Ale  mnie  już  nie  będzie  i  ciebie  też  już  nie  będzie.  Dlatego  pytam  się  ciebie,  Haikel,  po  co  ty  tak 
biegniesz, jeśli nie masz nawet czasu spojrzeć w niebo? 

 

* * * 

 
Haikel, czy ty widziałeś dzisiaj rano niebo? 
 

8.   DŁUG 

 
Pewien bardzo bogaty mężczyzna miał wielu dłużników. Będąc już bardzo stary, poprosił pewnego dnia 

do siebie kilku z nich i powiedział: 

-Jeśli  nie  możecie  mi  oddać  pieniędzy,  które  mi  jesteście  winni,  a  przysięgnijcie  mi 

uroczyście,  że  oddacie  mi  je  w  waszym  przyszłym  życiu,  spalę  jeszcze  dzisiaj  wszystkie  weksle, 
które mi podpisaliście. 

Pierwszy z dłużników winien był małą sumę. Przysiągł mu, że w przyszłym życiu będzie koniem swego 

pożyczkodawcy i że będzie go dźwigał na swoim grzbiecie wszędzie tam, dokąd ten tylko zechce. 

Starzec zgodził się na jego propozycję i spalił wszystkie dokumenty świadczące o długu. 
Drugi z nich, który był mu winien większą sumę, powiedział: 
-Obiecuję,  że  w  przyszłym  życiu  będę  twoim  wołem.  Spłacę  wszystkie  moje  długi,  ciągnąc 

twoje wozy z sianem i pług, który będzie orał twe pole. 

Starzec zgodził się na tę propozycję i też spalił weksle drugiego dłużnika. 
W końcu przyszła kolej na dłużnika, który zaciągnął największy dług. 
-By zwrócić ci mój dług - powiedział -w przyszłym życiu będę dla ciebie ojcem. 
Starzec oburzył się, ze złości złapał kij i już miał go nim okładać, kiedy ten powstrzymał go, mówiąc: 
-Zanim mnie zaczniesz bić, pozwól, że ci to wyjaśnię. Mój dług jest tak wielki, że nie zdołam 

ci  go  oddać,  stając  się  jedynie  twoim  koniem  lub  wołem.  Dopiero,  kiedy  będę  twoim  ojcem,  będę 
mógł  dla  ciebie  pracować  przez  wszystkie  dni  i  noce.  Będę  cię  ochraniał,  kiedy  będziesz 
niemowlęciem i czuwał nad tobą, gdy już będziesz dorosły. Będę się dla ciebie poświęcał w każdej 
sprawie,  będę  ryzykował  swoje  życie  po  to,  by  ci  niczego  nie  brakowało,  a  w  dniu  mojej  śmierci 
pozostawię  ci  wszystkie  moje  bogactwa,  które  zdołam  zgromadzić.  Czy  to  nie  więcej  niż  być  
dla ciebie koniem albo wołem? Czy to nie jedyny sposób, bym ci spłacił wszystkie swoje długi? 

 

* * * 

 
Pewna córka zwróciła się z pełnym wyrzutu głosem do swojej matki:  
-Jeśli naprawdę masz przeze mnie tyle przykrości, to powiedz mi, dlaczego mnie urodziłaś? 
Matce zrobiło się smutno, bo wiedziała, co córka miała na myśli. Zdecydowała się urodzić syna, aby w ten 

sposób spłacić swój zaciągnięty dług, którego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. 

Czy istnieje coś piękniejszego niż powiedzieć komuś, kogo jeszcze nie ma:  
-Od tej chwili będziesz istniał, bo ja tego pragnę! 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

5 z 18

9.   POSTĘP 

 
Pewien biały człowiek przemierzał nieprzebyte lasy Amazonii i w Ameryce Południowej, by odkryć nowe 

złoża  ropy  naftowej.  Bardzo  się  spieszył.  W  pierwszych  dwóch  dniach  tubylcy  wynajęci  przez  niego  jako 
tragarze robili wszystko, aby jak najlepiej wywiązać się z nieludzko ciężkich obowiązków. 

Jednak  trzeciego  dnia  o  świcie  zatrzymali  się  i  stanęli  przed  nim  nieruchomo  w  milczeniu.  Wyraz  

ich twarzy świadczył, jakby byli nieobecni. To, że nie byli w stanie już dłużej pracować, było jasne jak słońce. 

Zniecierpliwiony  poszukiwacz  spoglądając  na  swój  zegarek  i  wymachując  rękoma  na  szefa  tragarzy,  

dał mu do zrozumienia, że mają ruszyć szybko, bo czas ucieka. 

-To  niemożliwe.  –  odpowiedział  spokojnie  człowiek.  –Ci  ludzie  biegli  nazbyt  szybko,  

teraz czekają, aż powrócą do nich ich dusze. 

 

* * * 

 
Ludzie  naszych  czasów  są  we  wszystkim  coraz  szybsi.  Ale  są  też  wciąż  bardziej  niespokojni,  umęczeni  

i nieszczęśliwi. Dlatego, że ich dusze zostały w tyle i nie mogą za nimi nadążyć. 

 

10.   MODLITWA 

 
„Kochane  Dzieciątko  Boże,  dziękuję  ci,  że  dałeś  mi  braciszka,  choć  wiesz,  że  cię  prosiłem  o  psa.  

Twój Marcin”. 

 

* * * 

 
Andrzej  miał  tylko  jedno  wielkie  marzenie:  rower.  Wspaniale  wyposażony  żółty  rower,  który  widział  

na  pewnej  wystawie  w  mieście.  Zupełnie  nie  mógł  o  nim  zapomnieć.  Widział  go  we  wszystkich  swoich  snach,  
w mleku, które wypijał, na zdjęciu Kopernika, które znajdowało się w jego szkolnym podręczniku. 

Ale  mama  Andrzeja  miała  jeszcze  tak  wiele  wydatków,  a  rachunki  do  zapłacenia  rosły  z  każdym  dniem.  

Nie mogła sobie pozwolić na to, aby kupić swemu dziecku drogi rower, którego tak bardzo pragnął. 

Również  Andrzej  zdawał  sobie  sprawę  z  problemów  mamy  i  dlatego  prosił  o  ten  prezent  samego  Boga  

na Boże Narodzenie. Każdego dnia dołączał do swojej modlitwy jedno zdanie: „Nie zapomnij na Boże Narodzenie  
o  żółtym  rowerku  dla  mnie.  Amen”
.  Mama  każdego  dnia  wsłuchiwała  się  w  modlitwę  Andrzeja  i  wznosiła  
ze  smutku  ramiona.  Bała  się,  że  Boże  Narodzenie  będzie  dla  niego  w  tym  roku  bardzo  smutne.  Wiedziała,  
że nie otrzyma roweru i będzie mu z tego powodu bardzo przykro. 

Nadszedł dzień Bożego narodzenia i, jak to było do przewidzenia, Andrzej nie otrzymał żadnego roweru. 
Wieczorem uklęknął przy swoim łóżeczku, by jak zawsze odmówić pacierz. 
-Andrzejku  –  przemówiła  do  niego  słodko  mama.  –  wiem,  że  jesteś  smutny,  bo  nie  dostałeś  dzisiaj 

roweru.  Myślę  jednak,  że  nie  będziesz  się  gniewał  na  Pana  Boga  za  to,  że  nie  odpowiedział  na  twoje 
modlitwy. 

Andrzej spojrzał na mamę. 
-Oczywiście, że nie, mamo. Przecież odpowiedział na moje modlitwy. Powiedział mi: „Nie”. 
 

11.   PROBLEM 

 
Pewien porządny Żyd przybiegł do swojego rabina i głośno krzyknął: 
-Rabbi, zdarzyło się coś strasznego. Mój syn chce się ożenić z chrześcijanką! 
-Twój  syn?
  –  zapytał  rabin.  –A  spójrz  na  mnie  i  na  mojego  syna.  Jestem  głową  wspólnoty, 

wszyscy  biorą  za  przykład  mnie  i  moją  rodzinę.  Wyobraź  sobie,  że  i  mój  syn  chce  się  ożenić  
z chrześcijanką i ochrzcić się. 

Dobry Żyd zamyślił się przez chwilę zmieszany, po czym powiedział: 
-Wszyscy przychodzą do ciebie ze swoimi problemami, a ty sam co robisz, kiedy masz wielki 

problem? Do kogo się z nim zwracasz? 

-A do kogo mam się zwracać? Zwracam się do Boga. 
-No i co ci powiedział Bóg? 
-Powiedział mi: „Co tam twój syn...? Przypatrz się mojemu!”. 
 

* * * 

 
Misterium Wcielenia można określić tylko jednym zdaniem. Bóg mówi: „Ja też!”. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

6 z 18

12.   LEGENDA 

 
Aki Gahuk, zanim się zestarzał, był potężnym przywódcą. Teraz, kiedy opowiadamy tę historię, jest już 

człowiekiem siwym, drżącym, niepewnym i pełnym zmarszczek. 

Jego  synowie  dawno  już  go  opuścili,  stali  się  dorośli  i  ożenili  się.  Opuścili  go  i  nie  chcieli  się  nim 

zajmować.  Kiedy  już  nie  mógł  się  poruszać,  każdego  dnia  przynosili  mu  jedynie  resztki  ze  swojego  stołu.  
Nie podobało im się to, że nieustannie się starzał i nie miał zamiaru umierać. 

Aki  Gahuk  był  bardzo  przywiązany  do  swojego  życia.  Spędzał  swoje  dni  na  brzegu  rzeki,  siedząc  

na  dużym  i  płaskim  kamieniu.  Medytował  sobie,  a  jego  głowa  chwiała  się  godnie  w  jasnym  świetle  słońca. 
Ożywcza woda leczyła jego cierpienia i słabości. 

A czas płynął. 
Starzec  przez  wiele    lat  przesiadywał  tak  na  brzegu  rzeki.  Jego  synowie  przestali  już  przychodzić,  

w ogóle przestali go odwiedzać, a wnuki przybiegające dla zabawy na brzeg rzeki rzucały w niego kamieniami. 

Jednak  Aki  Gahuk  przyglądał  im  się  bez  żalu.  Jego  ciało  stawało  się  z  czasem  znów  jędrne.  Jego 

zmarszczki  wygładziły  się,  jego  skóra  stwardniała  i  zaczęła  błyszczeć.  Jego  ręce  i  nogi,  choć  były  suche, 
wzmocniły  się,  nabierając  znów  mięśni  i  siły.  Jego  nieustannie  odpoczywająca  na  kamieniu  głowa  zwęziła  się. 
Jego oczy wyglądające ciągle przyjścia synów wyszły całkiem ze swoich orbit. Jego szczęki wydłużyły się, a zęby 
stały się znów ostre. 

Synowie Aki Gahuka zaniepokoili się tak zmienionym obliczem ojca i postanowili zabrać go do domu. 
-Za  późno!  –  odpowiedział  starzec.  –Nie  mieliście  dla  mnie  litości,  kiedy  byłem  drżącym 

starcem.  Teraz  jestem  kimś  zupełnie  innym.  Nie  należę  juz  więcej  do  waszej  rodziny.  Zamieszkam  
w  rzece,  a  moi  krewni  na  wasz  widok  przemienią  się  w  bestie  i  będą  rozszarpywać  na  kawałki 
ludzkie ciała. Nie będę im wzbraniał, aby was i wasze dzieci pożarli. 

W  ten  sposób  mówił  do  nich  Aki  Gahuk  na  rozgrzanym  słońcem  brzegu.  Aki  Gahuk  –  niekochany  

przez nikogo starzec, który wdział na siebie łuski, by już nigdy nie cierpieć z powodu nieczułości swych synów 
nie zauważających w nim człowieka. 

W ten sposób narodził się krokodyl. 
 

* * * 

 
„Twardość starców wyostrza zęby młodym. Twardość młodych przemienia starców w krokodyli”. 

(przysłowie) 

 

13.   PRZYSIĘGA 

 
Pewien chiński imperator wypowiedział pewnego dnia uroczystą przysięgę: 
-Pokonam i usunę z mojego królestwa wszystkich moich nieprzyjaciół. 
Po  pewnym  czasie  jego  poddani  widzieli  go,  jak  przechadza  się  po  swoim  królewskim  ogrodzie  ze 

swoimi wrogami, trzymając się z nimi za ręce, śmiejąc się i żartując. 

-Czyż  nie  obiecałeś,  –  zapytał  go  jeden  z  dworzan.  –że  usuniesz  ze  swojego  królestwa 

wszystkich swoich nieprzyjaciół? 

-A czy ich nie usunąłem? – odpowiedział imperator. –Przemieniłem ich w moich przyjaciół! 
 

* * * 

 
Pewien  człowiek  postanowił  zająć  się  troskliwie  ogrodem  znajdującym  się  przed  jego  domem.  Pragnął  z 

niego  zrobić  cudowny  angielski  „trawnik”.  Poświęcał  mu  wszystkie  swoje  wolne  chwile.  Jednak  pewnej  wiosny, 
kiedy jego pragnienie było już prawie zrealizowane, ujrzał, że spod trawy zaczął wyrastać perz o żółtych kwiatkach. 
Rzucił się natychmiast, aby go wyplewić. Ale następnego dnia kolejne dwa żółte kwiatki wydobyły się spod zielonej 
trawy. 

-Muszę kupić jakąś mocną truciznę. Inaczej nie dam sobie z tym rady. – pomyślał. 
Jego  życie  przemieniło  się  od  tego  dnia  w  zaciekłą  walkę  z  nieznośnymi  żółtymi  kwiatkami,  ale  z  każda 

wiosną przybywało ich coraz więcej.  

-Co mogę jeszcze uczynić? – skarżył się swojej żonie. 
-Dlaczego nie próbujesz ich pokochać? -odpowiedziała mu spokojnie małżonka. 
Postarał się. Już po niedługim czasie widział w tych cudownych kwiatkach muśnięcie wielkiego artysty na 

szmaragdowej zieleni ogrodu. 

Od tego czasu był już szczęśliwy. 
 
Jak wiele osób cię irytuje! Dlaczego nie spróbujesz ich pokochać? 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

7 z 18

14.   CZYSTE   RĘCE 

 
Po  śmierci  pewien  człowiek  stanął  przed  Bogiem.  Z  wielką  dumą  wyciągnął  przed  nim  swoje  ręce  i 

powiedział: 

-Panie, zobacz, jak czyste są moje ręce! 
Pan Bóg uśmiechnął się do niego i z cieniem smutku powiedział: 
-Tak, to prawda, ale są również puste. 
 

* * * 

 
Fiodor  Dostojewski  napisał  kiedyś  historię  o  pewnej  bogatej  kobiecie,  która  była  bardzo  skąpa.  Po  swojej 

śmierci została wtrącona przez diabła w morze piekielnego ognia. Jej anioł stróż począł usilnie się zastanawiać, czy 
w jej życiu nie było jakiegoś momentu, który mógłby ją odkupić. Wreszcie przypomniał sobie pewne dawne zdarzenie 
i nie omieszkał powiedzieć o tym Bogu: 

-Pewnego dnia ta kobieta podarowała jednemu żebrakowi cebulę ze swojego ogrodu. 
Bóg uśmiechnął się do anioła: 
-Dobrze. Ta cebula będzie ją mogła zbawić. Pochyl się nad morzem piekielnego ognia, wyciągając 

do  niej  cebulę  tak,  aby  się  mogła  jej  uczepić  i  wyciągnij  ją  stamtąd.  Jeśli  jej  się  uda  mocno  złapać  tej 
jedynej rzeczy, przez którą okazała dobro, wciągniesz ją do samego raju. 

Anioł pochylił się jak tylko mógł nad morzem ognia i krzyknął do kobiety: 
-Łap się czym prędzej cebuli! 
Kiedy  to  natychmiast  uczyniła,  jeden  z  przebywających  razem  z  nią  potępieńców  uczepił  się  rąbka  jej 

spódnicy i wzbił się wraz z nią w górę: jeszcze inny grzesznik złapał się stopy pierwszego i również poleciał razem. 
W  ten sposób stworzył się długi ogonek lecących  w niebo osób, które uczepiły się kobiety  trzymającej się kurczowo 
cebuli ciągnionej przez anioła. 

Diabły były niepocieszone, że przez małą cebulkę całe piekło stawało się puste. 
Kiedy  długi,  ludzki  warkocz  dotarł  już  do  niebiańskich  wrót,  kobieta  spostrzegła,  jak  wiele  grzeszników 

uczepiło się jej spódnicy i krzyknęła: 

-Cebula jest moja! Tylko moja! Zjeżdżajcie stąd! 
Dokładnie w tym momencie cebula się rozpadła i kobieta razem z pozostałymi osobami znalazła się znowu 

w morzu ognia. 

A niepocieszony anioł pozostał sam przed rajskimi wrotami. 
 
Wypełnij  swoje  dłonie  innymi  dłońmi  i  mocno  je  ściśnij.  Zbawimy  się  albo  razem,  albo  się  w  ogóle  nie 

zbawimy. 

 

15.   STAW   I   GĘSI 

 
Był  sobie  kiedyś  w  zakątku  pewnej  zielonej  i  nieskażonej  niczym  wiosce  mały  staw  o  przezroczystej 

wodzie.  Choć  był  tak  malutki,  że  przypominał  prawie  kałuże,  to  jednak  na  powierzchni  jego  czystej  wody 
odbijało się całe niebo. To ono czyniło z niego prawdziwy klejnot osadzony w delikatnym dywanie łąki. 

Słońce  w  czasie  dnia,  a  gwiazdy  i  księżyc  w  nocy  umawiały  się  ze  sobą  na  spotkanie  w  tym 

przejrzystym  lustrze  wody.  Rosnące  nad  brzegiem  wierzby,  stokrotki  i  rosnąca  na  wzgórzu  trawa  drżały  z 
radości na widok odbicia nieba, które spadło na ziemię i przemieniało ten daleki zakątek w malutki raj. 

Ale  pewnego  dnia  przybyło  na  krawędź  stawu  rozkrzyczane  i  bijące  skrzydłami  stado  tłustych  i 

despotycznych  gęsi.  Swoimi  władczymi  „kwa,  kwa”  i  twardymi  dziobami  zburzyły  ciszę  i  spokój  tego 
zwierciadła nieba. 

Gęsi  to  stworzenia  praktyczne,  dla  których  niczym  jest  szept  wiatru  czy  blask  przezroczystej  wody. 

Rzucały się całymi dziesiątkami w staw, ryły jego dno w poszukiwaniu jedzenia. Ich mottem było: „jeść i tuczyć 
się”
. Nurzały się, brudziły i wrzeszczały na całe gardło.  

Pierze  i  pluski  rozchodziły  się  na  wszystkie  strony.  Kraby,  rybki  i  inne  drobne  stworzonka  żyjące  w 

stawku w mgnieniu oka znalazły się w żarłocznych dziobach nienasyconych gęsi. Znajdujący się na dnie drobny 
piasek wzburzony ich dziobami zmącił całą wodę. Ze stawu zniknęły natychmiast glony, wodorosty i liście, które 
oczyszczały jego wodę. 

Kiedy wieczorem spokój znów powracał pomiędzy wzgórza, ukazująca się na niebie pierwsza gwiazdka 

bez skutku poszukiwała swojego ziemskiego domku, a księżyc nie mógł się przyjrzeć swemu srebrnemu obliczu 
w  ziemskim  lustrze.  Staw  stał  się  jedynie  cuchnącym  i  pozbawionym  życia  rozchlapanym  błotem.  Jego  życie 
zgasło. 

Wieść  o  tym  wiatr rozniósł  chmurom,  chmury gwiazdom,  księżycowi  i  słońcu.  Pomiędzy liśćmi  wierzb 

płakały  stada  sikorek  i  skowronków.  Aż  strach  pomyśleć,  że  do  tego  zakątka  wioski  księżyc  nie  przyjdzie  już 
nigdy z wizytą. 

 

* * * 

 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

8 z 18

Pewnego wieczoru, po kolacji, na którą było zaproszonych wielu przyjaciół, mama powiedziała swojej córce, 

aby  zmówiła  pacierz  i  udała  się  do  łóżka.  Dziewczynka  usłuchała  jej  i  uklęknęła  przy  swoim  łóżeczku,  aby  się 
pomodlić. Potem, gdy wróciła, aby powiedzieć wszystkim „dobranoc”, mama zapytała ją: 

-Czy ładnie odmówiłaś pacierz? 
-Nie, bo nie mogłam. 
-Jak to nie mogłaś? Wracaj jeszcze raz i odmów modlitwę! 
Dziewczynka wróciła do swojego pokoju, by spróbować jeszcze raz się pomodlić. Po chwili wróciła znów do 

mamy. 

-Zmówiłaś ładnie pacierz? 
-Nie, mamo, nie mogłam! 
-Jak to nie mogłaś? Powiedz mi, dlaczego? 
-Nie umiałam poczuć ciszy. Nie mogłam nic usłyszeć. Wszyscy zachowujecie się tak głośno. 
 
Tak, wszyscy zachowujemy się tak głośno...! 
 

16.   UTRZYMAĆ   SIĘ  NA   POWIERZCHNI 

 
Potężny król Milinda powiedział do starego kapłana: 
-Mówisz,  że  jeżeli  człowiek,  który  przez  sto  lat  czynił  wszelkie  możliwe  zło,  poprosi  przed 

samą śmiercią Boga o przebaczenie, zdoła się odkupić i wejdzie do nieba. Natomiast człowiek, który 
popełnił  tylko  jedno  wykroczenie,  a  nie  okaże  wobec  Niego  swojej  skruchy,  zostanie  wtrącony  do 
piekła. Czy to sprawiedliwe? Czy to znaczy, że sto przestępstw waży mnie, aniżeli jedno? 

Stary kapłan odpowiedział wtedy królowi: 
-Jeżeli  wezmę  wielki  kamień  i  rzucę  go  w  jezioro,  pójdzie  na  dno,  czy  utrzyma  się  na 

powierzchni? 

-Pójdzie na dno. – odpowiedział król. 
-A  jeśli  wezmę  sto  wielkich  kamieni,  ułożę  je  na  barce  i  popchnę  je  na  środek  jeziora, 

utrzymają się powierzchni, czy pójdą na dno? 

-Utrzymają się na powierzchni. 
-Czy  więc  sto  kamieni  leżących  na  barce  nie  jest  lżejszych  od  jednego  samotnego 

kamyczka? 

Król nie wiedział, co odpowiedzieć. Starzec kontynuował dalej: 
-Tak  samo,  królu,  dzieje  się  z  ludźmi.  Człowiek,  który  ma  wiele  grzechów  a  oprze  się  na 

Bogu,  nie  zostanie  wtrącony  w  piekielną  otchłań.  Natomiast  człowiek,  który  popełnił  tylko  jeden 
grzech, a nie odwoła się do Bożego miłosierdzia, będzie potępiony. 

 

17.   NA   SZUBIENICY 

 
Pewien  książę  w  dzień  swojego  ślubu  pokazał  się  w  stolicy  swojego  królestwa  ze  stojącą  przy  swoim 

boku nową małżonką. 

Dwoje  nowożeńców  przejeżdżało  powoli  przez  miasto  w  cudownej  karecie,  a  po  obu  stronach  ulicy 

olbrzymi tłum gotował im owacje. 

Kiedy jednak dojeżdżali do głównego pałacu, przerazili się. Na wysokiej szubienicy stał jakiś złoczyńca i 

czekał na wykonanie wyroku. Kat zarzucił mu już pętlę na szyję. Księżna wybuchnęła płaczem. 

Król zapytał sędziego, czy może uchylić wyrok, co byłoby prezentem ślubnym dla małżonki. 
Ten jednak odpowiedział mu stanowczo: „Nie!” 
-Czy  to  znaczy,  że  istnieją  zbrodnie,  które  nie  mogą  być  przebaczone?  –  zapytała  cichym 

głosem księżna. 

Jednak dwóch książęcych doradców przypomniało mu, że według starego miejskiego zwyczaju, każdy 

złoczyńca może uniknąć wyroku, płacąc grzywnę w wysokości tysiąca dukatów. 

Była to niezwykle wielka suma. Gdzie można było ją znaleźć? 
Książę  otworzył  swoją  sakwę  i  wysypał  z  niej  wszystko.  Naliczył  osiemset  dukatów.  Księżna 

przeszukując swoją elegancką torebkę znalazła w niej pięćdziesiąt. 

-Czy nie wystarczyłoby osiemset pięćdziesiąt dukatów? – zapytała. 
-Prawo mówi o tysiącu. – odpowiedziano. 
Zmartwiona  księżna  wyszła  z  powozu  i  zaczęła  robić  składkę  wśród  paziów,  rycerzy  i  przechodniów. 

Potem  znów  przeliczyła  dukaty.  Było  ich  dziewięćset  dziewięćdziesiąt  dziewięć.  Nikt  nie  posiadał  już  ani 
jednego. 

-Czy  to  znaczy,  że  człowiek  ten  zostanie  powieszony  z  powodu  braku  jednego  dukata?  

– krzyknęła z przerażeniem księżna. 

-Takie jest prawo. – odparł nieugięcie sędzia i dał katowi znak, aby rozpoczął wykonanie wyroku. 
W tym momencie księżna zawołała: 
-Przeszukajcie kieszenie skazańca, może on sam coś posiada! 
Kat usłuchał jej prośby i po przeszukaniu jego kieszeni wyciągnął z niej jednego złotego dukata. Tego 

ostatniego, którego brakowało, by ocalić mu życie. 

 

* * * 

 
W sercu każdego człowieka znajduje się wszystko to, co czego potrzebuje do ocalenia swego życia. Jednak 

dobroć, miłość i szczęście są w niektórych ludziach jak zgaszony knot. Wystarczy jednak mały płomień, aby go znów 
zapalić.  

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

9 z 18

18.   DLACZEGO  ? 

 
-Nawet  Bóg  nie  jest  sprawiedliwy.  Dlaczego  pozwala,  by  wskutek  trzęsienia  ziemi  Armeni 

umierali  pod  gruzami  swoich  domów?  Dlaczego  pozwala  umierać  z  głodu  sudańskim  dzieciom? 
Dlaczego? Dlaczego?  

(Marek, lat 15) 

 

* * * 

 
Dlaczego  na  świecie  stworzonym  przez  sprawiedliwego  i  wszechmogącego  Boga  jest  tyle  zła  i  cierpienia? 

Dlaczego  cierpią  niewinni?  Dlaczego  tyle  samotności,  dlaczego  tyle  wypalonych  serc,  dlaczego  tyle  ponurych  nocy, 
podczas których umiera nadzieja? Miałem kiedyś sen. Szedłem po plaży przy boku Chrystusa. Nasze stopy odciskały 
się na pisaku pozostawiając podwójny szereg śladów: moich i Jego. 

Kiedy  tak  śniłem,  przyszła  mi  myśl,  że  każdy  z  pozostawionych  przeze  mnie  śladów  odzwierciedlał  jeden 

dzień mojego życia. Zatrzymałem się i zwróciłem się w stronę mych śladów ginących w oddali. Wtedy dostrzegłem, że 
w niektórych miejscach nie było dwóch śladów, ale tylko jeden. 

Przyjrzałem  się  jeszcze  raz  i  zdziwiłem  się!  Miejsca,  w  których  znajdowała  się  tylko  jedna  para  śladów, 

przedstawiały  najbardziej  smutne  dni  mojego  życia.  Dni  strachu  i  niecierpliwości,  dni  egoizmu  i  smutku  dni 
doświadczeń i wątpliwości, dni niezrozumiałych i pełnych cierpienia. Zwróciłem się wtedy do pana z tonem wyrzutu: 

-Obiecałeś, że będziesz przy nas przez wszystkie dni naszego życia. Dlaczego więc nie dotrzymałeś 

swego  słowa?  Dlaczego  pozostawiłeś  mnie  w  najtrudniejszych  momentach  mojego  życia,  w  chwilach,  w 
których najbardziej potrzebowałem Twojej pomocy? 

Chrystus uśmiechnął się: 
-Synu  mój,  najukochańszy,  nie  pozostawiłem  cię  nawet  przez  najdrobniejszą  chwilę.  Pojedyncze 

ślady, które widziałeś w najtrudniejszych chwilach  swojego życia były moimi śladami... W te ciężkie dni 
musiałem cię nieść w moich ramionach. 

 

19.   ZAPROSZENIE 

 
Pewien  właściciel  zamku  urządził  wielkie  przyjęcie,  na  które  zaprosił  wszystkich  mieszkańców  wioski 

przylegającej do dworu. Olbrzymie piwnice tego wielkodusznego szlachcica nie były jednak w stanie zaspokoić 
pragnienia nienasyconych tak wielkiego zastępu zaproszonych gości.  

Zwrócił się więc z prośbą do wszystkich mieszkańców: 
-Na  środku  podwórza,  na  którym  to  będzie  się  odbywało  przyjęcie,  postawię  ogromną 

beczkę. Niech każdy z was przyniesie swoje wino i wleje je do środka. Potem wszyscy będą mogli z 
niej czerpać i pić do syta. 

Jeden z wieśniaków przed przyjściem na dwór wypełnił swój dzban wodą, myśląc: 
-Jeśli wszyscy przyniosą wino, nikt się nie zorientuje, że w beczce jest trochę wody, nikt się 

o tym nie dowie! 

Przybywszy na uroczystość, wlał zawartość swojego dzbanka do beczki, po czym zasiadł za stołem. 
Pierwsi goście, którzy poszli zaczerpnąć z niej trochę wina, natychmiast się zorientowali, że w beczce 

była tylko woda. Okazało się, ze wszyscy pomyśleli w ten sam, co on sposób, przynosząc jedynie wodę. 

 

* * * 

 
Zbyt wielu ludzi przyniosło na świat jedynie wodę i dlatego nie jesteśmy zadowoleni z tego świata. 
I dlatego musi przez to cierpieć całe Stworzenie. 
 

20.   RÓŻNICA 

 
Zdarzyło  się,  że  pewien  książę  wezwał  na  dwór  handlarza  końmi.  Ten  przyprowadził  ze  sobą  dwa 

wspaniałe rumaki do sprzedania. Choć oba zwierzęta były do siebie bardzo podobne, były  młode, silne i dobrze 
zbudowane,  to  jednak  kupiec  żądał  za  jednego  z  nich  cenę  dwa  razy  wyższą  niż  za  drugiego.  Zaciekawiony 
książę zwołał tu swoich dworzan i powiedział: 

-Ofiaruję te dwa wspaniałe wierzchowce temu, który mi zdoła wytłumaczyć, dlaczego jeden 

z nich kosztuje dwa razy tyle, co drugi. 

Dworzanie  zgromadzili  się  wokół  obu  koni  i  przypatrywali  się  im  uważnie.  Nie  byli  jednak  w  stanie 

dostrzec pomiędzy nimi nic szczególnego, co usprawiedliwiłoby różnicę w cenie. 

-Widzę  –  powiedział  książę.  –że  nie  jesteście  w  stanie  dostrzec  różnicy  między  tymi  dwoma 

końmi. Każę je więc wam dosiąść, a może wtedy będziecie się mogli zorientować, jaka jest różnica 
pomiędzy jednym a drugim. 

Rozkazał swoim giermkom, aby je dosiedli i kilkakrotnie przejechali się naokoło pałacowego podwórka. 

Gdy  to  uczynili,  dworzanie  nadal  nie  byli  stanie  zorientować  się,  skąd  bierze  się  tak  wielka  różnica  w  cenie 
jednego i drugiego. Powiedział wtedy książę: 

-Jestem  pewien,  że  zauważyliście,  że  kiedy  konie  galopują,  jeden  z  nich  nie  pozostawia  za 

sobą nawet odrobiny kurzu, podczas gdy za drugim unoszą się tumany wielkie jak chmury. Właśnie 
dlatego pierwszy jest dwa razy droższy, bo należycie wykonuje swoją powinność... 

 

* * * 

 
W naszym społeczeństwie największą karierę robią ci, którzy zostawiają za sobą dużo bałaganu. 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

10 z 18 

21.   STRACH   NA   WRÓBLE 

 
Mały szczygieł został kiedyś postrzelony przez jakiegoś myśliwego w skrzydło. Przez jakiś czas udawało 

mu się przeżyć tym, co odgrzebywał w ziemi. Potem jednak nastała straszna zima. 

Pewnego mroźnego poranka, kiedy szczygieł poszukiwał swoim dziobem czegoś do zjedzenia, napotkał 

na polu stracha na wróble. Był to bardzo wytworny pan, który słynął w całej okolicy ze swojej wielkiej przyjaźni 
do srok, wron i innych ptaków. 

Jego zrobione ze słomy ciało otulone było w stary świąteczny garnitur, głowa wykonana była z wielkiej 

pomarańczowej dyni, zęby z ziarenek kukurydzy, nos z marchwi, a oczy z dwóch orzechów. 

-Co ci się stało, szczygle? – zapytał jak zwykle uprzejmie strach na wróble. 
-Nic  dobrego...  –  westchnął  szczygieł.  –Doskwiera  mi  strasznie  zimno  i  nie  mam  się  gdzie 

ukryć, nie mówiąc już o jedzeniu. Wydaje mi się, że nie ujrzę już następnej wiosny.  

-Nie martw się. Schroń się pod moją marynarkę. Moja słoma jest sucha i ciepła. 
W  ten  sposób  dzięki  słomianemu  sercu    stracha  na  wróble  szczygieł  znalazł  znów  dom.  Pozostawał 

jeszcze  problem  jedzenia.  Za  każdym  razem  było  mu  coraz  trudniej  znaleźć  jakieś  nasiona,  czy  jagody. 
Pewnego  dnia,  kiedy  wszystko  było  pokryte  białym  welonem  szronu  i  przeraźliwie  drżało,  strach  na  wróble 
odezwał się słodko do swojego przyjaciela: 

-Szczygle, czy nie zjadłbyś moich zębów? Są zrobione ze smakowitych ziarenek kukurydzy. 
-Ale wtedy zostaniesz szczerbaty. 
-To nic, przynajmniej wszyscy będą myśleli, że jestem bardzo mądry. 
W  ten  sposób  strach  na  wróble  pozostał  bez  zębów,  ale  był  bardzo  szczęśliwy,  że  dzięki  niemu  jego 

mały przyjaciel mógł ocalić swoje życie. Strach uśmiechał się do niego swoimi orzechowymi oczyma. 

Po kilku dniach przyszła kolej na jego marchwiany nos. 
-Zjedz go sobie. Nie wiesz nawet, jak dużo ma w sobie witamin. – mówił do szczygła strach na 

wróble. 

A jeszcze później ten sam los przyszedł na orzeszki, które służyły za oczy: 
-Nie martw się o mnie, mój szczygle, zastąpią mi je twoje opowieści. – mówił. 
W końcu strach na wróble ofiarował szczygłowi swoją głowę zrobioną z dyni. 
To prawda, że kiedy nadeszła wiosna, ze stracha na wróble nic już nie pozostało, ale szczygieł był żywy 

i nie brakowało mu sił, by wzbić się w niebieskie niebo. 

 

* * * 

 
„A  gdy  oni  jedli,  Jezus  wziął  chleb  i  odmówiwszy  błogosławieństwo,  połamał  i  dał  uczniom,  mówiąc: 

»Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje«”.  

(Mt 26,26) 

 

22.   ARKA 

 
Pewnego  dnia  święty  przeor  Antoni  dyskutował  z  młodzieńcami,  którzy  podobnie  jak  on,  zdecydowali 

się na spędzenie swojego życia na pustyni. Zbliżył się wtedy do nich z szacunkiem pewien myśliwy, polujący na 
zwierzynę. 

Widząc świętego przeora, jak wraz z otaczającymi go uczniami śmiał się wesoło i kiwał głową, podszedł 

do nich i zażądał, aby przestali się śmiać i nie płoszyli mu zwierzyny. 

Przeor Antoni przemówił wówczas do niego spokojnie: 
-Włóż swoją strzałę do łuku i strzelaj. 
Myśliwy uczynił to. 
-Teraz uczyń to samo z drugą, potem następną, a potem jeszcze następną... – mówił święty. 
Myśliwy zaprotestował: 
-Jeśli będę tyle razy naciągał swój łuk, złamie się wreszcie! 
Święty spojrzał na niego z uśmiechem: 
-To  tak  samo  jak  w  życiu  duchowym.  Kto  kroczy  do  Boga,  musi  mieć  dużo  sił.  Ale  jeśli 

trudzimy  się  więcej  niż  trzeba,  nie  będzie  z  tego  żadnego  pożytku.  Dlatego  też  od  czasu  do  czasu 
przypominajmy sobie, że siódmego dnia odpoczywał nawet Pan Bóg. 

 

* * * 

 
Pomyśl dzisiaj o swoim łuku. Ale przede wszystkim pomyśl o siódmym dniu. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

11 z 18 

23.   DWAJ   LUDZIE ,   KTÓRZY   WIDZIELI   PANA   BOGA 

 
W  polinezyjskiej  wsi  żyło  sobie  dwóch  mężczyzn,  którzy  toczyli  z  sobą  nieustającą  wojnę.  Z  byle 

jakiego powodu wybuchała między nimi awantura. Życie jednego jak i drugiego stało się nie do wytrzymania. I 
to nie tylko dla nich samych, ale również dla całej wsi. 

Pewnego dnia kilku starców tak przemówiło do jednego z nich: 
-Jedynym rozwiązaniem, byś zaprzestał tego wszystkiego, co robisz, byłoby twoje spotkanie 

z Bogiem. 

-Zgadzam się, ale gdzie Go mogę odnaleźć? 
-Nie  ma  nic  prostszego.  Wystarczy,  abyś  wspiął  się  na  wysoką  górę,  a  stamtąd  juz  Go 

zobaczysz. 

Człowiek udał się bez wahania na spotkanie Boga. 
Po kilku dniach wyczerpującej drogi dotarł wreszcie na szczyt góry. Bóg już tam na niego czekał. Choć 

człowiek daremnie przymrużał oczy, nie było żadnej wątpliwości: twarz Boga miała wyraz jego antypatycznego i 
zawadiackiego sąsiada.  

Nikt  nie  wie,  tego,  co  powiedział  mu  wtedy  Bóg.  Niemniej  jednak  po  powrocie  do  swojej  rodzinnej 

wioski, mężczyzna ten był już zupełnie innym człowiekiem. 

Niestety,  pomimo  jego  łagodności  i  wielkiego  pragnienia  zgody,  jego  sąsiad  się  nie  zmienił  i  wciąż 

szukał nowych pretekstów do awantur. 

Wtedy znów powiedzieli do siebie starcy: 
-Nie ma innego wyjścia, drugi też musi się udać na spotkanie z Bogiem. 
Pomimo jego niechęci, udało im się go przekonać. Również i on wspiął się na wysoką górę. 
Tam także spotkał Boga, który miał oblicze jego sąsiada. 
Od tego dnia wszystko się zmieniło, a w wiosce zaczął królować spokój. 
 

* * * 

 
„Nie czyńcie sobie żadnych fałszywych bożków!” – powtarza nam nieustannie Biblia. To konsekwencja 

Dziesięciu  Przykazań,  które  dał  nam  Bóg  na  Górze  Synaj.  Żydzi  nie  pozwalają,  aby  Bóg  był  wyobrażany  w 
jakikolwiek sposób: byłoby to według nich bałwochwalstwo. 

Tak więc: „Jeśli chcesz zobaczyć Boga, przypatruj się swemu bliźniemu”. 
 

24.   CIEŃ 

 
Wczesnym  świtem  pierwszego  dnia  nowego  roku  szkolnego  mały  chłopiec  w  towarzystwie  swojej 

mamy podążał w stronę szkoły. 

Był całkowicie pochłonięty oglądaniem na drodze swojego długiego cienia w porannym świetle słońca. 

Ów cień pozwalał mu się czuć trzydziestometrowym olbrzymem. 

Nagle matka zatrzymała się. 
Spojrzała synowi prosto w oczy i powiedziała: 
-Synu mój, nie wpatruj się w swój cień o świcie, ale spójrz na niego w południe. 
 

* * * 

 
Pewien wilk przyglądając się swojemu cieniowi w świetle wznoszącego się słońca, powiedział: 
-Dzisiaj na obiad zjem wielbłąda. 
Potem  przez  cały  poranek  krążył  w  jego  poszukiwaniu.  Kiedy  w  południe.  Kiedy  w  południe  przyjrzał  się 

znowu swemu odbiciu, powiedział: 

-Mogę zjeść również mysz… 

(Kahlil Gibran) 

 

Sądź siebie jedynie w mocnym słońcu południa. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

12 z 18 

25.   HOBBY   PANA   BOGA 

 
Pewnego razu jakaś rzymska księżniczka zapytała rabina Jossi ben Chalafta: 
-A co robi Bóg przez cały dzień? 
Dobry rabin odpowiedział: 
-Związuje ze sobą pary. Decyduje, kto z kim ma się pobrać. Ten mężczyzna z ta kobietą, ta 

kobieta z tym mężczyzną i tak dalej… 

-Nic to szczególnego. – zauważyła księżniczka. -Coś takiego mogłabym robić i ja sama. W ciągu 

jednego dnia mogę połączyć ze sobą tysiąc par. 

Rabin Jossi nic nie odpowiedział. 
A co uczyniła księżniczka? Wróciła do swojego zamku, wezwała tysiące sług i służebnic i rozkazała, kto 

z kim ma się pobrać. 

Powiedziała stanowczym głosem: 
-Ty masz się ożenić z tą, a ty masz wziąć za męża tego…! 
W  czasie  nocy  wszystkie  pary  zaczęły  się  ze  sobą  kłócić,  a  niektóre  nawet  bić  do  krwi.  O  świcie  zaś 

udali się do księżniczki. 

Jeden miał rozbitą głowę, druga podbite oko, jeszcze ktoś inny spłaszczony nos… 
Bezradna księżniczka zawołała rabina Jossi, opowiedziała mu całą historię, po czym powiedziała: 
-Miałeś  rację.  Teraz  widzę,  że  jedynie  Bóg  jest  w  stanie  połączyć  ze  sobą  kobietę  i 

mężczyznę. 

W tym momencie rozległ się głos z Nieba, który powiedział: 
-Dla mnie też nie jest to łatwe! 
 

* * * 

 
Co do tego nikt ma wątpliwości. 
 

26.   ZWARIOWANE   MIASTO 

 
Istniało  kiedyś  malutkie  miasteczko,  w którym  choć  było  podobne  do wszystkich  innych,  zdarzały  się 

bardzo  dziwne  rzeczy.  Dzieci  zapominały  o  odrabianiu  lekcji,  dorośli  zapominali  o  zdejmowaniu  butów  przed 
pójściem spać, na ulicy nikt nikogo nie pozdrawiał. 

Zamknięte były drzwi do kościoła. Nie biły dzwony. Nikt nie umiał się modlić. 
Pewnego poniedziałkowego poranka nauczyciel zapytał się swoich uczniów: 
-Dlaczego wczoraj nie przyszliście do szkoły? 
-Przecież  wczoraj  była  niedziela!
  –  odpowiedzieli  uczniowie.  –W  niedzielę  przecież  nie  ma 

szkoły. 

-Dlaczego? – zapytał nauczyciel. 
Uczniowie jednak nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie.  
Zbliżało się Boże Narodzenie. 
-Dlaczego śpiewa się takie piękne pieśni? Czy dlatego, że na choince są świeczki? 
Nikt nie wiedział, co odpowiedzieć. 
Pokłóciło się dwóch przyjaciół: wyzywali się tak bardzo, że aż ochrypli. 
-Teraz nie mam już żadnego przyjaciela. – następnego dnia rozmyślał smutno jeden z nich. 
Nie wiedział, jak ma dalej żyć. 
Małe miasteczko stawało się coraz bardziej szare i smutne. Ludzie każdego dnia byli bardziej samolubni 

i kłótliwi. 

-Wydaje mi się, że zapomnieliśmy o czymś. – powtarzali wszyscy. 
Pewnego  dnia  pomiędzy  dachami  domów  hulał  bardzo  silny  wiatr,  tak  silny,  że  swoją  mocą  poruszył 

kościelny dzwon. Najmniejszy z nich wydał z siebie miły głos. 

Wszyscy ludzie zatrzymali się nagle i spojrzeli w górę. Wtedy jakiś człowiek wykrzyknął za wszystkich: 
-Już wiem, o czym zapomnieliśmy: o Bogu! 
 

* * * 

 
Jeśli  jest  na  świecie  trochę  nadziei,  to  tylko  dlatego,  że  brzmi  jeszcze  na  nim  imię  Boga.  Miliony  milionów 

ludzi  zanoszą  do  tego  imienia  radości  i  smutki  swojej  egzystencji.  Jest  to  jedyne  imię,  które  wzięło  na  siebie  ciężar 
ludzkości i które potrafi nadać wszystkiemu sens. 

Również  z  tego  powodu  nie  możemy  pozwolić  sobie  na  to,  aby  nie  wypowiadać  go  z  szacunkiem  i 

zaufaniem. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

13 z 18 

27.   ROZPOCZYNAJĄC   OD   KOŃCA 

 
Na wiadomość o śmierci wspólnego bogatego przyjaciela jakiś człowiek zapytał drugiego: 
-Ile zostawił? 
Drugi odpowiedział: 
-Wszystko. 
 

* * * 

 
W pewnym dalekim kraju rządził książę, który uwielbiał rozkoszować się swymi niezwykłymi bogactwami. 

Każdego  dnia  wdziewał  na  siebie  złociste  stroje  wyszywane  drogocennymi  kamieniami.  Następnie  każdego  ranka, 
kiedy  słońce  rozpromieniało  jego  twarz  i  mieniło  jego  szaty  tysiącem  tęczowych  blasków,  wychodził  ze  swojego 
królewskiego pałacu, by odbierać uwielbienie swoich poddanych. 

Była to czynność, która napełniała go radością. 
Jednak pewnego dnia po południu książę udał się na przejażdżkę ze swoim orszakiem. Słonce świeciło już 

za jego plecami i młody monarcha zobaczył po raz pierwszy w życiu swój cień. Był on jak czarna chmura, która nie 
opuszczała go ani na chwilę. 

Wydobywając z siebie krzyk złości, spiął swojego konia ostrogami i odjechał. 
Nie  wiedział,  jak  rządzić  państwem,  w  którym  nieustannie  śledzi  go  jakiś  cień.  Miał  chęć  udać  się  na 

poszukiwanie kraju, w którym cienie nie istnieją. 

Z tego powodu udał się w drogę. 
 
Musimy się nauczyć żyć tuż obok cienia… naszej śmierci. 
 

28.   PODOBIEŃSTWO 

 
 
Pewna misjonarka zajmowała się pielęgnowaniem ropiejących ran paralityka. Wykonywała swą pracę z 

uśmiechem i, jakby to była rzecz najnaturalniejsza w świecie, pogodnie rozmawiała ze swoim chorym. 

W pewnym momencie zapytała go: 
-Czy wierzysz w Boga? 
Biedny człowiek spojrzał głęboko w jej oczy i powiedział: 
-Tak, teraz wierzę w Boga. 
 

* * * 

 
Pewien  misjonarz  podróżując  bardzo  szybkim  japońskim  pociągiem,  wypełniał  czas  modłami  z  brewiarza. 

Nagły ruch pociągu sprawił, że wypadł z niego obrazek Madonny i upadł na podłogę. 

Siedzące obok misjonarza dziecko schyliło się i podniosło go. Zanim zwróciło mu obrazek, tak jak wszystkie 

ciekawe dzieci, przyjrzało się mu. 

-Kto to jest ta piękna pani? – zapytało misjonarza. 
-To… moja mama. – odpowiedział po chwili wahania kapłan. 
Chłopiec przyjrzał się mu, a potem znów spojrzał na obrazek. 
-Nie jesteś do niej wcale podobny. – powiedział. 
Misjonarz uśmiechnął się: 
-To prawda, a jednak muszę ci powiedzieć, że przez całe moje życie robię wszystko, aby się do Niej 

upodobnić choćby odrobinę. 

 
A ty, do kogo jesteś podobny? 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

14 z 18 

29.   POLE 

 
Pewien  ojciec  zostawił  w  spadku  dwóm  synom  pole.  Bracia  podzielili  je  sprawiedliwie  na  dwie  części. 

Jeden z nich był bogaty i nieżonaty, drugi był biedny i miał dużo dzieci. 

Pewnego razu w czasie żniw bogaty brat przewracał się w swoim łóżku i mówił sam do siebie: 
-Jestem bogaty, po co mi te wszystkie snopy zboża! Mój brat jest ubogi, potrzebuje go dużo, 

aby wyżywić swoją rodzinę. 

Wstał  z  łóżka,  udał  się  na  swoją  część  pola,  zabrał  ze  sobą  kilka  snopów  siana  i  przeniósł  je  na  pole 

swojego brata. 

Tej samej nocy jego brat rozmyślał sobie: 
-Mój  brat  nie  ma  żony,  ani  dzieci.  Jedyna  rzecz,  w  której  może  znaleźć  trochę  radości,  to 

bogactwa. Pomogę mu je powiększyć. 

Porzucił swoje legowisko, poszedł na swoją część pola i przeniósł kilka snopów siana na pole brata. 
Kiedy z samego rana obaj udali się na swoje pola, zdziwili się, że żadnemu z nich nie ubyło snopów. 
W  ciągu  następnych  nocy  czynili  to  samo.  Obaj  przenosili  własne  zboże  na  pole  drugiego  i  obaj 

każdego kolejnego rana dziwili się na nowo, że zboża nie ubywało. 

Ale pewnej nocy obaj bracia w chwili przenoszenia naręcza snopów spotkali się na granicy swoich pól. 

Śmiejąc się do siebie, zrozumieli wszystko i objęli się z radością. 

W tym momencie usłyszeli głos z nieba: 
-Miejsce,  w  którym  objawiło  się  tyle  braterskiej  miłości,  zasługuje  na  to,  aby  stała  na  nim 

świątynia: świątynia braterskiej miłości. 

I rzeczywiście król Salomon zbudował w tym miejscu świątynię. 
 

* * * 

 
Gdyby król Salomon żył w dzisiejszych czasach, zdołałby jeszcze znaleźć jakieś miejsce, aby zbudować na 

nim świątynię? 

 

30.   RACJA   STANU 

 
Syn  pewnego  króla,  jak  zdarza  się  to  w  bajkach,  zakochał  się  w  pięknej,  ale  bardzo  biednej  córce 

piekarza i ożenił się z nią. 

Przez kilka lat dwoje małżonków żyło w wielkiej zgodzie i szczęściu. Po śmierci ojca książę musiał zająć 

na tronie jego miejsce. 

Ministrowie  i  doradcy  czynili  wszystko,  aby  dać  mu  do  zrozumienia,  że  dla  dobra  swojego  królestwa 

powinien  wyrzec  się  swojej  żony.  Królewska  żona  nie  może  pochodzić  z  ludu,  winien  więc  ożenić  się  z  córką 
jakiegoś króla ościennego państwa. Tylko takim małżeństwem mógł sobie zapewnić pokój i dobrobyt. 

-Wyrzeknij się jej, najjaśniejszy panie, jest przecież córką piekarza. 
-Bezpieczeństwo twojego tronu i poddanych jest ważniejsze od wszystkiego. 
Tego rodzaju nalegania ministrów były tak usilne, że młody król w końcu ustąpił. 
-Zostałem  zmuszony,  żeby  się  ciebie  wyrzec.  –  powiedział  do  swojej  żony.  –Jutro  będziesz 

musiała powrócić do ojca. Możesz jednak zabrać ze sobą wszystko to, co uważasz za najcenniejsze. 

Tego  wieczoru  wieczerzali  ze  sobą  po  raz  ostatni.  Panowała  cisza.  Kobieta  zdawała  się  być  bardzo 

spokojna i wlewała nieustannie wino do królewskiego pucharu.  

Pod koniec wieczerzy król zasnął głębokim snem. Zawinęła go wtedy szybko w prześcieradło i zarzuciła 

sobie na plecy. 

O świcie następnego dnia król obudził się już w domu piekarza. 
-Co to znaczy? – zapytał zdziwiony. 
Żona uśmiechnęła się do niego. 
-Obiecałeś mi, że mogę ze sobą zabrać to, co jest najcenniejsze. Ty jesteś dla mnie tym, co 

mam na świecie najdroższego. 

 

* * * 

 
A ty, co byś ze sobą zabrał? 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

15 z 18 

31.   WOJENNY   STATEK 

 
Pewien  wojenny  statek  patrolował  bardzo  niebezpieczną  część  Morza  Śródziemnego.  W  powietrzu 

wisiało coś złego. Widoczność była słaba, a w dodatku ograniczała ją gęsta mgła. Sam kapitan stanął na mostku 
i nadzorował swoją załogę. Kiedy zapanowała już ciemność, stojący na posterunku marynarz zawołał: 

-Widzę światło! 
-Czy jest nieruchome, czy się oddala? 
– zapytał kapitan. 
-Nieruchome, kapitanie. – odpowiedział marynarz. 
Oznaczało  to,  że  wojennemu  statkowi  zagrażało  śmiertelne  niebezpieczeństwo  zderzenia  się  z  innym 

statkiem. 

Kapitan rozkazał nawigatorowi: 
-Wyślij natychmiast znak: „Płyniemy na siebie, zmieńcie o 20 stopni wasz kierunek”. 
Po chwili przyszła odpowiedź: „Lepiej, żebyście wy zmienili kierunek o 20 stopni” 
Kapitan jeszcze raz zawołał: 
-Przekaż: „Ja tu jestem kapitanem, zmieńcie kierunek o 20 stopni!” 
Kolejna odpowiedź brzmiała: „Ja jestem marynarzem drugiej kategorii. Lepiej dla was, żebyście to wy 

zmienili kierunek o 20 stopni” 

Kapitan rozwścieczył się do końca. 
-Przekaż: – wrzeszczał już na całe gardło. –„Jesteśmy statkiem wojennym, zmieńcie kierunek o 

20 stopni!”. 

Nadeszła kolejna odpowiedź: „ A ja jestem latarnią morską”. 
Wtedy wojenny statek zmienił swój kierunek. 
 

* * * 

 
Jezus powiedział: „Ty jesteś Piotr (czyli Skała) i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie 

przemogą”. (Mt 16,18) 

 
Nie  jesteśmy  w  stanie  spowodować  zniknięcia  Kościoła.  Możemy  natomiast  sprawić  zniknięcie  samych 

siebie będąc przeciw Kościołowi. 

 

32.   JAŁMUŻNA 

 
Bardzo  dawno  temu,  w  Anglii,  pewna  drobna  kobiecina,  opatulona  potarganymi  łaszkami  przebiegała 

uliczki małej miejscowości, pukając do wszystkich drzwi i prosząc o jałmużnę. 

Nie miała jednak wielkiego szczęścia. Niektórzy obrzucali ją wyzwiskami, inni szczuli psami, aby ją jak 

najszybciej odpędzić. Inni wciskali jej do fartuszka na odczepne kawałki spleśniałego chleba i zgniłych kartofli. 

Jedynie  dwoje  starców,  którzy  mieszkali  w  malutkiej  chatce  na  obrzeżach  wioski,  wpuściło  biedaczkę 

do swojego domu i ugościło. 

-Przycupnij sobie  i ogrzej się. – powiedział do niej starzec, podczas gdy żona przygotowywała jej 

miseczkę ciepłego mleka i kroiła wielką pajdę chleba.  

Potem, kiedy jadła, obdarowali ją miłymi słowami i pocieszeniem. 
Następnego  dnia  w  tej  samej  miejscowości  wydarzyła  się  nieprawdopodobna  historia.  Królewski 

posłaniec odwiedzał wszystkie domy i zapraszał rodziny na królewski zamek. 

To nagłe i nieoczekiwane zaproszenie spowodowało we wsi wielkie zamieszanie. Po południu wszystkie 

rodziny wystrojone w świąteczne stroje stawiły się na zamku. 

Każdemu z nich miejsce zostało wskazane w wielkiej jadalni.  
Kiedy już wszyscy zasiedli, służba rozpoczęła podawanie dań. 
Po  chwili  z  ust  wszystkich  biesiadników  dały  się  słyszeć  pomruki  niezadowolenia  i  ukrywanej 

wściekłości.  Wszystko  z  powodu  tego,  że  usłużni  kamerdynerzy  serwowali  gościom  ziemniaczane  łupiny, 
kamienie i kawałki spleśniałego chleba. Jedynie na talerzach dwojga staruszków siedzących w kącie nakładano z 
wielką uprzejmością wykwintne i smaczne potrawy. 

W pewnym momencie wbiegła na salę ubrana w żebracze łachmany kobieta. Wszystkim odebrało głos. 
-Dzisiaj  –  powiedziała  kobieta.  –pragnę  was  poczęstować  wszystkim  tym,  czym  wy 

obdarowaliście mnie wczoraj. 

Potem  zdjęła  z  siebie  żebracze  łachmany,  pod  którymi  lśnił  złoty  strój,  wytłaczany  szlachetnymi 

kamieniami. 

Była to Królowa… 
 

* * * 

 
Pewnemu bogaczowi udało się wejść do Raju. Pierwszą rzeczą, którą tam uczynił, było przebiegnięcie się po 

miejscowym rynku. Zorientował się natychmiast, że wszystkie ceny są na nim bardzo niskie. 

Sprawdził zawartość swego portfela i zaczął wybierać najładniejsze rzeczy, które wpadły mu w oko. 
Kiedy trzeba było zapłacić, wyciągnął dla anioła, który był sprzedawcą, wielką garść banknotów. 
Anioł uśmiechnął się i powiedział: 
-Przykro mi, ale te pieniądze nie mają żadnej wartości. 
-Jak to?
 – zdziwił się kupiec. 
-Tutaj mają wartość tylko pieniądze, które na ziemi zostały podarowane. – odpowiedział mu anioł. 
 
Nie zapomnij już dzisiaj o pieniądzach, które mają wartość w Niebie. 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

16 z 18 

33.   SŁOWO 

 
Pewnego  razu  jakiś  minister  siedział  na  krawędzi  miejskiej  fontanny.  Wtem  zamyślony  wpadł  do 

środka. Widzący go przechodnie pobiegli natychmiast w jego stronę z wyciągniętymi rękoma wołając: 

-Niech pan da rękę! 
Ale minister nikomu jej nie podał, jakby ich nie słyszał. 
W pewnym momencie jakiś człowiek przedarł się przez uliczny tłum i powiedział: 
-Przyjaciele, nasz minister od samego dzieciństwa słyszał jedynie słowo „brać”, słowo „dać” 

jest mu zupełnie nieznane. 

Potem człowiek ów wyciągnął do niego dłoń i powiedział: 
-Dzień dobry, Wasza Ekscelencjo, niech pan bierze moją rękę. 
Minister zaraz uczepił się jej i wydostał się z fontanny. 
 

* * * 

 
Ludzie bardzo często mylą słowa. Bóg zna tylko słowo „dawać”. 
 

34.   WIELKI   WĄWÓZ 

 
Pewien niezadowolony z siebie i z innych człowiek zrzędził przeciwko Bogu, mówiąc: 
-A  kto  powiedział,  żeby  nie  istniał  żaden  sposób  na  to,  aby  się  od  niego  uwolnić?  Mam 

absolutnie dosyć swoich codziennych zmartwień! 

Dobry Bóg odpowiedział mu na jego wątpliwości snem. Ziemskie życie ludzi, które ów człowiek widział 

we  śnie,  było  niekończącą  się  procesją.  Każdy  człowiek  szedł  dźwigając  na  swoich  ramionach  wielki  krzyż. 
Posuwał się do przodu krok po kroku, mozolnie i nieubłagalnie. 

Również bohater tej powiastki przemieszczał się w tym nie kończącym się pochodzie i dźwigał na sobie 

ciężar własnego krzyża. Jednak po pewnym czasie zorientował się, że dźwigany przez niego krzyż był dłuższy 
od krzyży innych ludzi. Może dlatego nie mógł sobie z nim poradzić. 

-Gdyby można było go trochę skrócić, nie musiałbym się tak strasznie męczyć – powiedział 

sam do siebie. 

Usiadł  na  przydrożnym  kamieniu,  by  skrócić  krzyż  o  porządny  kawałek.  Kiedy  znów  ruszył  w  drogę, 

zorientował  się,  że  może  się  poruszać  wreszcie  krokiem  szybszym  i  lżejszym.  W  ten  sposób  bez  większych 
trudności dotarł do miejsca, w którym znajdowała się meta jego ludzkiej pielgrzymki. 

W miejscu tym rozciągał się wielki wąwóz. Był to szeroki otwór w ziemi, po którego przeciwnej stronie 

rozpoczynała  się  „ziemia  wiecznej  radości”.  Kiedy  patrzyło  się  na  nią  z  tej  strony,  zdawała  się  być  czymś 
niezwykle  pięknym.  Jednak  nie  było  żadnego  mostu,  który  by  do  niej  prowadził,  ani  żadnej  kładki,  po  której 
można byłoby się tam dostać. Jednak wszystkim ludziom udawało się tam przedostać. 

Zdejmowali z ramion swój długi krzyż i przechodzili po nim na drugą stronę. 
Każdy  miał  idealny  rozmiar:  dokładnie  taki,  jaki  był  potrzebny,  by  połączyć  ze  sobą  dwie  strony 

przepaści. 

Przeszli wszyscy. Pozostał tylko on sam. Dopiero teraz zrozumiał, że jego krótki krzyż nie pozwala mu 

przedostać się przez śmiertelną otchłań. Zaczął płakać i desperować: 

-Ach, gdybym to wiedział… 
 
Było już jednak za późno i rozpacz nie przydawała się na nic. 
 

* * * 

 
Święta Teresa z Avila w momencie swoich wielkich zmartwień odczuwała okropne bóle w nogach. 
Użalała się z tego powodu Bogu: 
-Panie, przy wszystkich moich problemach brakowało mi jeszcze tego! 
Bóg powiedział jej: 
-W ten sposób, Tereso, traktuję moich przyjaciół. 
Odpowiedziała Mu na to: 
-Teraz rozumiem, dlaczego masz ich tak niewielu. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

17 z 18 

35.   BAJKA   O   ZŁOTEJ   RYBCE 

 
Była sobie kiedyś złota rybka, która pewnego dnia zabrała ze sobą swoich siedem talentów i odpłynęła 

daleko na poszukiwanie szczęścia. Nie dotarła daleko, gdy spotkała węgorza, który ją zapytał: 

-Hej, ty, dokąd płyniesz? 
-Udaję się na poszukiwanie szczęścia.
 – odpowiedziała dumnie złota rybka. 
-Przypłynęłaś  więc  we  właściwe  miejsce.  -  odpowiedział  węgorz.  –Za  jedyne  cztery  talenty 

mogę ci sprzedać płetwy, dzięki którym będziesz mogła podróżować z podwójną szybkością. 

-Naprawdę,  to  znakomity  interes!  –  powiedziała  nie  mogąca  się  powstrzymać  od  szczęścia  złota 

rybka. 

Zapłaciła, wzięła swoje płetwy i popłynęła przed siebie o wiele szybciej niż poprzednio. 
Bardzo szybko dotarła do miejsca, w którym mieszkała mątwa. 
-Hej, ty, dokąd płyniesz? 
-Udaję się na poszukiwanie szczęścia.
 – odpowiedziała złota rybka. 
-I znalazłaś je już, siostrzyczko? – zapytała mątwa. –Jeśli chcesz, mogę ci odstąpić po bardzo 

korzystnej cenie śrubę, dzięki której będziesz mogła płynąć jeszcze szybciej. 

Złota rybka kupiła sobie śrubę z pozostałe talenty i dwa razy szybciej niż poprzednio pomknęła przed 

siebie. 

Po chwili dotarła do miejsca, w którym mieszkał rekin. Pozdrowił ją: 
-Hej, ty, dokąd płyniesz? 
-Płynę na poszukiwanie szczęścia.
 – powiedziała złota rybka. 
Wskazując jej płetwą swój rozwarty pysk, powiedział: 
-Już je znalazłaś. Jeśli chcesz zaoszczędzić dużo czasu, musisz popłynąć na skróty tą drogą. 
-Ach, dziękuję stokrotnie!
 – wykrzyknęła z radością złota rybka i wpłynęła z pośpiechem w paszczę 

rekina, który ją schrupał ze smakiem. 

 

* * * 

 
 
Kto nie wie, czego chce, kończy zazwyczaj tam, gdzie nie chciał. 
 

36.   BOŻE   RĘCE 

 
Pewien mistrz podróżował kiedyś w towarzystwie swojego ucznia, który opiekował się jego wielbłądem. 

Pewnego wieczoru, kiedy zjechali do gospody uczeń był już tak zmęczony, że zapomniał uwiązać zwierzę. 

-Boże mój! – modlił się, kładąc się do łóżka. –Zajmij się dzisiaj moim wielbłądem, powierzam go 

Tobie. 

Następnego poranka spostrzegł, że wielbłąda nie ma. 
-Gdzie wielbłąd? – zapytał mistrz. 
-Nie  mam  pojęcia.  –  odpowiedział  uczeń.  –Muszę  zapytać  o  to  Boga!  Wczoraj,  kiedy  byłem 

zmęczony, powierzyłem go opiece Boga. Jeśli uciekł albo został ukradziony, to nie moja wina. To ty 
zawsze mnie uczyłeś, aby mieć we wszystkim wielkie zaufanie do Boga, czyż nie prawda? 

-Masz  mieć  wielkie  zaufanie  do  Boga,  ale  najpierw  powinieneś  uwiązać  wielbłąda!  

– odpowiedział mistrz. –Czy nie wiesz, głupcze, że Bóg nie ma innych rąk do pracy poza twoimi? 

 

* * * 

 
Tylko Bóg może dać wiarę; 
 

jednak ty możesz dać świadectwo, 

Tylko Bóg może dać nadzieję; 
 

jednak ty możesz pogłębić wiarę w swoich braciach. 

Tylko Bóg może dać miłość; 
 

jednak ty możesz uczyć innych, jak kochać. 

Tylko Bóg może dać pokój; 
 

jednak ty możesz zasiewać zgodę. 

Tylko Bóg może dać siłę; 
 

jednak ty możesz pocieszyć kogoś wątpiącego. 

Tylko Bóg może dać życie; 
 

jednak ty możesz go uczyć innych. 

Tylko Bóg może dać światło; 

jednak ty możesz sprawić, by zajaśniało w czyichś oczach. 

Tylko Bóg jest życiem; 
 

jednak ty możesz wzbudzić w innych jego pragnienie. 

Tylko Bóg może uczynić coś, co zdaje się niemożliwe; 

jednak ty możesz uczynić to, co możliwe. 

Bóg jest samowystarczalny; 
 

podoba Mu się jednak, gdy może na ciebie liczyć. 

 

 

 

 

 

 

(pieśń brazylijska) 

 
 
 

background image

Prescribed by Petrus-paulus 

Bruno Ferrero – Kółka na wodzie 

18 z 18 

37.   JABŁKO 

 
Każdego  poranka  bogaty  i  wszechpotężny  król  Bengodi  odbierał  hołdy  swoich  poddanych.  W  swoim 

życiu zdobył już wszystko to, co można było zdobyć i zaczął się trochę nudzić. 

Pośród różnych poddanych zjawiających się na dworze każdego dnia pojawiał się również punktualnie 

pewien cichy żebrak. Przynosił on królowi jabłko, a potem oddalał się równie cicho, jak wchodził.  

Król, który przyzwyczajony był do otrzymywania wspaniałych darów, przyjmował dar z odrobiną ironii i 

pobłażania, a gdy tylko żebrak się odwracał, drwił sobie z niego, a wraz z nim cały dwór. 

Jednak  żebrak  się  tym  nie  zrażał.  Powracał  każdego  dnia,  by  przekazać  królewskim  dłoniom  kolejny 

dar. 

Król przyjmował go rutynowo i odkładał jabłko natychmiast do przygotowanego na tę okazję koszyka 

znajdującego  się  blisko  tronu.  Były  w  nim  wszystkie  jabłka  cierpliwie  i  pokornie przekazywane  przez  żebraka. 
Kosz był już prawie całkiem pełen.  

Pewnego dnia ulubiona królewska małpa wzięła jedno jabłko i ugryzła je, po czym plując nim, rzuciła 

po nogi króla. Monarcha oniemiał z wrażenia, gdy dostrzegł wewnątrz jabłka migocącą perłę. 

Rozkazał  natychmiast,  aby  otworzono  wszystkie  owoce  z  koszyka.  W  każdym  z  nich  znajdowała  się 

taka sama perła. Zdumiony król kazał zaraz przywołać do siebie żebraka i zaczął go przepytywać. 

-Przynosiłem  ci  te  dary,  panie  –  odpowiedział  człowiek.  –abyś  mógł  zrozumieć,  że  życie 

obdarza cię każdego dnia niezwykłym prezentem, którego ty nawet nie dostrzegasz i wyrzucasz do 
kosza.  Wszystko  dlatego,  że  jesteś  otoczony  nadmierną  ilością  bogactw.  Najpiękniejszym  ze 
wszystkich darów jest każdy rozpoczynający się dzień. 

 

* * * 

 
Od jutra będę smutny, od jutra. 
Dzisiaj jednak będę szczęśliwy: 
Do czego służy smutek, do czego? 
Dlatego, że wieje nieprzychylny wiatr? 
Dlaczego mam się dzisiaj martwić o jutro? 
Może jutro będzie wszystko jasne. 
Może jutro zabłyśnie już słońce. 
I nie będzie żadnego powodu do smutku. 
Od jutra będę smutny, od jutra. 
Ale dzisiaj, dzisiaj będę szczęśliwy 
I powiem do każdego smutnego dnia: 
„Od jutra będę smutny. 
Dzisiaj nie!” 
 

(wiersz napisany przez pewnego żydowskiego chłopca w getcie w 1941 roku) 
 
 

 

KONIEC 

 
 

Przepisał i sprawdził: 

P.P.Z. (Petrus-paulus) 

 
 
 
 

Redakcja: ks. Roman Szpakowski SDB, Maria D. Śpiewakowska 

Z języka włoskiego przełożył: Tadeusz Chudecki 

Warszawa, 2008, 

Wydawnictwo Salezjańskie 

Tytuł oryginału: „Cerchi nell’ acqua” 

IMPRIMATUR: Za zgodą Kurii Diecezjalnej Warszawsko-Praskiej 

z dn. 06.01.1995 r., nr 49/K/95 

 

ISBN 978-83-86655-05-2 

 
 

Uwaga!!!  

Książka ta w formie e-booka może być rozpowszechniana  

tylko w celach indywidualnych!!!