Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
1 z 18
Bruno Ferrero
„KÓŁKA NA WODZIE”
Wydawnictwo Salezjańskie
Warszawa, 2008
1. KÓŁKA NA WODZIE
W letnim upale drzemał sobie całkowicie nieruchomy staw. Siedząca na liściu nimfy leniwa żaba
przyglądała się uważnie owadowi o długich nogach, który beztrosko poruszał się po wodzie; gdyby chciała
potraktować go jako wspaniały kąsek, nie trzeba by było tak wielkiego wysiłku. Odrobinę dalej jakiś trzmiel
wpatrywał się namiętnie w przepiękną komarzycę. Nie miał jednak odwagi, by wyznać jej swą miłość,
więc zadowalał się cichym uwielbianiem jej z oddali.
A na brzegu rzeki, zaledwie kilka milimetrów od przepływającej wody, malutki i prawie niewidoczny
kwiatek umierał z pragnienia. W żaden sposób nie był w stanie dostać się do niej, mimo, że przepływała
tak blisko. Jego małe korzonki nadwyrężone były od wysiłku.
Nieopodal topiła się mała muszka. Wpadała do rzeki z powodu zwykłego roztargnienia. Jej małe
skrzydełka uginały się pod ciężarem wody i nie była w stanie wzbić się w powietrze. Rzeka zaczynała już prawie
całkowicie ją pochłaniać.
Dzika śliwa pochylała nad stawem swoje ramiona. Na końcu jej najdłuższej gałęzi dochodzącej prawie
do środka bajorka wisiał jeden przejrzały owoc, ciemny i pomarszczony. Właśnie oderwał się od gałęzi i wpadł
do wody. Wśród monotonnego brzęku owadów dało się usłyszeć puste i dziwnie brzmiące „plum!”.
W miejscu, w którym mały owoc wpadł uroczyście i godnie do wody, zrobiło się na niej kółko
rozszerzające się następnie majestatycznie jak rozkwitający kwiat. Natychmiast pojawiły się inne kółka: drugie,
trzecie, czwarte... Owad o długich nogach uniósł się na małej fali i odskoczył od języka żaby, która właśnie
zamierzała go schwytać.
Wpatrujący się w komarzycę trzmiel poruszony falą wpadł na nią niechcąco; mówiąc sobie wzajemnie
„przepraszam”, zakochały się w sobie na zawsze.
To pierwsze kółko dotarło do samego brzegu, aż do małego kwiatka, który zaraz ożył.
Następnie podniosło w górę topiącą się muszkę, dzięki czemu udało jej się uczepić rosnącej na brzegu
trawy, na której mogła spokojnie wysuszyć zmoczone skrzydełka.
Jak wiele losów zostało odmienionych przez to prawie niezauważalne kółko na wodzie!
* * *
Również historie tej książki, choć są jedynie małymi kółkami na wodzie, mogą jednak...
2. OKO STOLARZA
Bardzo, bardzo dawno temu, w pewnej malutkiej wioseczce znajdował się mały warsztat stolarski.
Pewnego dnia, kiedy nie było w nim właściciela, wszystkie jego narzędzia pracy zwołały między sobą walne
zebranie. Posiedzenie było długie, a czasami wręcz wybuchowe. Zastanawiano się bowiem nad usunięciem
z nobliwej wspólnoty niektórych jej członków.
Jeden z uczestników przemówił w te słowa: -Powinniśmy usunąć z naszych szeregów naszą
siostrę Piłę, która jest nazbyt ostra i skrzypie zębami. Ma najzjadliwszy na całym świecie charakter.
Ktoś inny dorzucił: -Nie możemy również trzymać w naszych szeregach naszego brata Hebla:
z niczym się nie zgadza i wszystko pomniejsza, obdziera ze skóry wszystko to, co spotka.
-Wiemy dobrze, że nasz brat Młotek – protestował ktoś inny. –ma twardy i gwałtowny
charakter. Powiedziałbym wręcz, że uwielbia bić. Sposób, w jaki upiera się przy wszystkim jest
nie do zniesienia, a jego głos doprowadza nas do szału. Pozbądźmy się go!.
-A Gwoździe? Czy można żyć z ludźmi, którzy doczepiają się do wszystkiego? Nie chcemy ich
więcej! To samo z Pilnikiem i Skrobakiem! Współżycie z nimi to nieustające tarcie. Niech opuści nas
również Szklany Papier, którego jedynym celem w życiu jest ścieranie się ze wszystkim!
W ten to sposób dyskutowały ze sobą coraz bardziej żywiołowo narzędzia stolarza. Wszyscy mówili
na raz. Młotek żądał usunięcia Pilnika i Skrobaka, te natomiast chciały się pozbyć Młotka i tak dalej. Na koniec
zebrania wszyscy żądali, aby usunąć ich wszystkich.
Wreszcie narada została przerwana nagłym powrotem stolarza. Kiedy wszystkie narzędzia zobaczyły go
zbliżającego się do stolarskiego stołu, natychmiast ucichły. Stolarz wziął deskę i przyciął ją ostrą Piłą. Potem
zestrugał ja Heblem, który doskonale pomniejsza wszystko, czego się tylko dotknie. Potem rzemieślnik ujął
Siekierę, która potrafi wszystko brutalnie rozbijać na części, następnie wziął Skrobak, który bierze wszystko
„na ząb”, wreszcie chwycił Szklany Papier, który wszystko ściera i zdrapuje.
W końcu wziął bardzo ostre Gwoździe i mocny Młotek, który dobrze bije.
Wszystkich swych narzędzi mających tak nieznośne charaktery użył do wykonania kołyski. Przepięknej
kołyski, która miała służyć dziecku mającemu się niebawem urodzić. Wszystko po to, aby przyjąć Życie.
* * *
Bóg przygląda się nam okiem stolarza.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
2 z 18
3. RĘKA
Pewien chłopiec zrobił mamie zakupy. Podczas tej czynności był bardzo dokładny i uważny.
Sprzedawca chcąc go za to pochwalić, zdjął z półki wielki karton z cukierkami, otworzył go i kazał się mu
poczęstować, mówiąc:
-Weź sobie, mały!
Chłopiec wziął jednego cukierka, a sprzedawca zachęcał go dalej:
-Weź tyle, ile ci się tylko zmieści w garści.
-Tak... a czy pan nie mógłby mi ich wziąć?
-Dlaczego?
-Bo pana ręka jest o wiele większa od mojej.
* * *
Kiedy się modlimy, nie odmierzajmy naszych pytań małością naszej wiary. Pamiętajmy zawsze,
że Boża Dłoń jest o wiele większa od naszej.
4. IDŹ TY ZA MNIE
Pewien mężczyzna miał zwyczaj mówić w każdą niedzielę do swojej żony:
-Idź do kościoła i pomódl się za nas dwoje.
Potem mówił do swoich przyjaciół:
-Nie muszę chodzić do kościoła, bo moja żona robi to za nas dwoje.
Pewnej nocy śnił sen: razem ze swoją żoną oczekiwał przed Rajską Bramą na swoje wejście...
Wtem drzwi powoli się otworzyły i usłyszał jakiś głos mówiący do żony:
-Możesz wejść za was dwoje!
Kobieta przeszła i drzwi natychmiast się zamknęły.
Mężczyźnie zrobiło się tak niemiło, że się zaraz obudził.
Najbardziej zdumiona była jednak jego żona, kiedy w najbliższą niedzielę szykując się do wyjścia
na Mszę świętą zobaczyła przy swoim boku męża, który powiedział:
-Dzisiaj idę do kościoła razem z tobą.
* * *
To ja, to ja, to ja, o, Panie,
mam się modlić.
To ja, to ja, to ja, o, Panie,
mam się modlić.
Nie moja matka, nie mój ojciec, ale ja, Panie,
mam się modlić.
Nie moja matka, nie mój ojciec, ale ja, Panie,
mam się modlić.
Nie diakon, nie mój szef, ale ja, Panie,
mam się modlić.
Nie diakon, nie mój szef, ale ja, Panie,
mam się modlić.
To ja, to ja, to ja, o, Panie,
mam się modlić.
To ja, to ja, to ja, o, Panie,
mam się modlić.
(pieśń murzyńska)
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
3 z 18
5. WYJĄTKOWA MATKA
Czy zapytaliście się kiedyś siebie, w jaki sposób Pan Bóg wybiera matki upośledzonych dzieci?
Postaraj się wyobrazić sobie Boga, który daje wskazówki swym aniołom zapisującym wszystko w swej
olbrzymiej księdze.
-Małecka, Maria, syn. Święty patron, Mateusz.
Kurkowiak, Barbara, córka. Święta patronka, Cecylia.
Michalewska, Janina, bliźniaki. Święty patron... niech będzie Gerard.
Wreszcie mówi z uśmiechem do anioła jakieś imię:
-Tej damy dziecko upośledzone.
A na to ciekawski anioł:
-Dlaczego właśnie tej, Panie? Jest taka szczęśliwa.
-Właśnie tylko dlatego. – mówi uśmiechnięty Bóg. –Czy mógłbym powierzyć upośledzone
dziecko kobiecie, która nie wie, czym jest radość? Byłoby to okrutne!
-Ale czy będzie miała cierpliwość? – pyta anioł.
-Nie chcę, aby miała nazbyt dużo cierpliwości, bo utonęłaby w morzu łez, roztkliwiając się
nad sobą i nad swoim bólem. A tak, jak jej tylko przejdzie szok i bunt, będzie potrafiła sobie ze
wszystkim poradzić.
-Panie, wydaje mi się, że ta kobieta nie wierzy nawet w Ciebie.
Bóg uśmiechnął się:
-To nieważne. Mogę temu przeciwdziałać. Ta kobieta jest doskonała. Posiada w sobie
właściwa ilość egoizmu.
Anioł nie mógł uwierzyć swoim uszom.
-Egoizmu? Czyżby egoizm był cnotą?
Bóg przytaknął.
-Jeśli nie będzie potrafiła od czasu do czasu rozłączyć się ze swoim synem, nie da sobie
nigdy rady. Tak, taka właśnie ma być kobieta, którą obdaruję dzieckiem dalekim od doskonałości.
Kobieta, która teraz nie zdaje sobie jeszcze sprawy, ze kiedyś będą jej tego zazdrościć.
Nigdy nie będzie pewna żadnego słowa. Nigdy nie będzie ufała żadnemu swemu krokowi.
Ale, kiedy jej dziecko powie po raz pierwszy »mamo«, uświadomi sobie cud, którego doświadczyła.
Widząc drzewo, zachód słońca lub niewidome dziecko, będzie potrafiła bardziej niż ktokolwiek inny
dostrzec moją moc.
Pozwolę jej, aby widziała rzeczy tak jasno, jak ja sam widzę (ciemnotę, okrucieństwo,
uprzedzenia), i pomogę jej, aby potrafiła wzbić się ponad nie. Nigdy nie będzie samotna. Będę
przy niej w każdej minucie i w każdym dniu jej życia, bo to ona w tak troskliwy sposób wykonuje
swoją pracę, jakby była wciąż przy mnie.
-A święty patron? – zapytał anioł, trzymając zawieszone w powietrzu gotowe do pisania pióro.
Bóg uśmiechnął się.
-Wystarczy jej lustro.
(Erma Bombeck)
6. GWÓŹDŹ
Pewnemu kupcowi udało się przeprowadzić na targu wspaniałą transakcję; sprzedał wszystkie swoje
towary, a jego pusta torba wypełniła się kawałkami złota i srebra. Przez ostrożność chciał jak najprędzej
powrócić do domu i w związku z tym postanowił udać się tam natychmiast.
Przywiązał porządnie torbę do siodła swojego konia, spiął ostrogi i ruszył przed siebie. Około południa
zrobił przerwę w pewnym małym miasteczku. Stajenny, który zajął się jego koniem, podtrzymując go za lejce,
zauważył pewien niepokojący szczegół:
-Panie, w podkowie na prawej przedniej nodze twojego konia nie ma jednego gwoździa!
-Daj mi święty spokój! – odrzekł kupiec. –W ciągu sześciu wiorst, które mi pozostały,
podkowie na pewno nic się nie stanie. Teraz nie mam czasu”.
Po południu kupiec jeszcze raz zatrzymał się w pewnym zajeździe, gdzie kazał dać swojemu koniowi
wiązkę owsa. Zajmujący się stajnią służący przyszedł do niego i powiedział:
-Panie, w podkowie na prawej przedniej nodze twojego konia brakuje małej blaszki. Jeśli
chcesz, mogę ją przymocować.
-Daj mi święty spokój!- odpowiedział kupiec. –Zwierzęciu na pewno nic się nie stanie w ciągu
tych dwóch wiorst, które mi jeszcze zostały.
Wdrapał się na siodło i podążył dalej w drogę. Wkrótce się jednak zorientował, że koń coraz bardziej
utyka. Niebawem zaczął się słaniać. Nie trwało to długo. W końcu upadł i złamał sobie nogę. Nie wiedząc, co ma
dalej robić, kupiec zdecydował się go pozostawić. Narzucił sobie na ramiona worek i poszedł przed siebie. Noc
zastała go na drodze prowadzącej przez niebezpieczny las. Tam napadło na kupca dwóch zbójów, którzy go
ograbili. Poraniony i zły, dowlókł się o świcie do domu.
-To wszystko stało się z powodu tego przeklętego gwoździa!
* * *
Łańcuchy nie potrafią związać ze sobą małżeństwa. Jedynie nitki, setki cieniutkich nitek, mogą połączyć
małżonków na długie lata. Jedynie takie cienkie, „jakby nigdy nic” niteczki. My jednak tak bardzo się zawsze
spieszymy, że nie widzimy, jak rozrywamy niektóre z nich.
Aż do momentu, kiedy zaskoczy nas tragedia.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
4 z 18
7. DLACZEGO BIEGNIESZ ?
Wyglądając przez okno wychodzące na rynek, mistrz spostrzegł jednego ze swoich uczniów. Był to
Haikel, który szedł w pośpiechu bardzo czymś zaaferowany. Mistrz zawołał na niego i poprosił go do siebie.
-Haikel, czy widziałeś dzisiaj rano niebo?
-Nie, Mistrzu.
-A drogę, Haikel? Czy widziałeś dzisiaj rano drogę?
-Tak, Mistrzu.
-A teraz, czy widzisz ją jeszcze?
-Tak, Mistrzu, widzę.
-Ludzie, konie, powozy, wymachujących rękoma kupców, wieśniaków, którzy coś krzyczą,
mężczyzn i kobiety, którzy chodzą tam i z powrotem. Oto wszystko, co widzę.
-Haikel, Haikel! – napomniał go wielkodusznie Mistrz. -Za pięćdziesiąt lat, za dwa razy
po pięćdziesiąt lat ta droga wciąż jeszcze będzie istniała i rynek podobny do tego też jeszcze będzie
istniał. Inne pojazdy będą przewoziły innych kupców, aby kupowali i sprzedawali swoje konie.
Ale mnie już nie będzie i ciebie też już nie będzie. Dlatego pytam się ciebie, Haikel, po co ty tak
biegniesz, jeśli nie masz nawet czasu spojrzeć w niebo?
* * *
Haikel, czy ty widziałeś dzisiaj rano niebo?
8. DŁUG
Pewien bardzo bogaty mężczyzna miał wielu dłużników. Będąc już bardzo stary, poprosił pewnego dnia
do siebie kilku z nich i powiedział:
-Jeśli nie możecie mi oddać pieniędzy, które mi jesteście winni, a przysięgnijcie mi
uroczyście, że oddacie mi je w waszym przyszłym życiu, spalę jeszcze dzisiaj wszystkie weksle,
które mi podpisaliście.
Pierwszy z dłużników winien był małą sumę. Przysiągł mu, że w przyszłym życiu będzie koniem swego
pożyczkodawcy i że będzie go dźwigał na swoim grzbiecie wszędzie tam, dokąd ten tylko zechce.
Starzec zgodził się na jego propozycję i spalił wszystkie dokumenty świadczące o długu.
Drugi z nich, który był mu winien większą sumę, powiedział:
-Obiecuję, że w przyszłym życiu będę twoim wołem. Spłacę wszystkie moje długi, ciągnąc
twoje wozy z sianem i pług, który będzie orał twe pole.
Starzec zgodził się na tę propozycję i też spalił weksle drugiego dłużnika.
W końcu przyszła kolej na dłużnika, który zaciągnął największy dług.
-By zwrócić ci mój dług - powiedział -w przyszłym życiu będę dla ciebie ojcem.
Starzec oburzył się, ze złości złapał kij i już miał go nim okładać, kiedy ten powstrzymał go, mówiąc:
-Zanim mnie zaczniesz bić, pozwól, że ci to wyjaśnię. Mój dług jest tak wielki, że nie zdołam
ci go oddać, stając się jedynie twoim koniem lub wołem. Dopiero, kiedy będę twoim ojcem, będę
mógł dla ciebie pracować przez wszystkie dni i noce. Będę cię ochraniał, kiedy będziesz
niemowlęciem i czuwał nad tobą, gdy już będziesz dorosły. Będę się dla ciebie poświęcał w każdej
sprawie, będę ryzykował swoje życie po to, by ci niczego nie brakowało, a w dniu mojej śmierci
pozostawię ci wszystkie moje bogactwa, które zdołam zgromadzić. Czy to nie więcej niż być
dla ciebie koniem albo wołem? Czy to nie jedyny sposób, bym ci spłacił wszystkie swoje długi?
* * *
Pewna córka zwróciła się z pełnym wyrzutu głosem do swojej matki:
-Jeśli naprawdę masz przeze mnie tyle przykrości, to powiedz mi, dlaczego mnie urodziłaś?
Matce zrobiło się smutno, bo wiedziała, co córka miała na myśli. Zdecydowała się urodzić syna, aby w ten
sposób spłacić swój zaciągnięty dług, którego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić.
Czy istnieje coś piękniejszego niż powiedzieć komuś, kogo jeszcze nie ma:
-Od tej chwili będziesz istniał, bo ja tego pragnę!
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
5 z 18
9. POSTĘP
Pewien biały człowiek przemierzał nieprzebyte lasy Amazonii i w Ameryce Południowej, by odkryć nowe
złoża ropy naftowej. Bardzo się spieszył. W pierwszych dwóch dniach tubylcy wynajęci przez niego jako
tragarze robili wszystko, aby jak najlepiej wywiązać się z nieludzko ciężkich obowiązków.
Jednak trzeciego dnia o świcie zatrzymali się i stanęli przed nim nieruchomo w milczeniu. Wyraz
ich twarzy świadczył, jakby byli nieobecni. To, że nie byli w stanie już dłużej pracować, było jasne jak słońce.
Zniecierpliwiony poszukiwacz spoglądając na swój zegarek i wymachując rękoma na szefa tragarzy,
dał mu do zrozumienia, że mają ruszyć szybko, bo czas ucieka.
-To niemożliwe. – odpowiedział spokojnie człowiek. –Ci ludzie biegli nazbyt szybko,
teraz czekają, aż powrócą do nich ich dusze.
* * *
Ludzie naszych czasów są we wszystkim coraz szybsi. Ale są też wciąż bardziej niespokojni, umęczeni
i nieszczęśliwi. Dlatego, że ich dusze zostały w tyle i nie mogą za nimi nadążyć.
10. MODLITWA
„Kochane Dzieciątko Boże, dziękuję ci, że dałeś mi braciszka, choć wiesz, że cię prosiłem o psa.
Twój Marcin”.
* * *
Andrzej miał tylko jedno wielkie marzenie: rower. Wspaniale wyposażony żółty rower, który widział
na pewnej wystawie w mieście. Zupełnie nie mógł o nim zapomnieć. Widział go we wszystkich swoich snach,
w mleku, które wypijał, na zdjęciu Kopernika, które znajdowało się w jego szkolnym podręczniku.
Ale mama Andrzeja miała jeszcze tak wiele wydatków, a rachunki do zapłacenia rosły z każdym dniem.
Nie mogła sobie pozwolić na to, aby kupić swemu dziecku drogi rower, którego tak bardzo pragnął.
Również Andrzej zdawał sobie sprawę z problemów mamy i dlatego prosił o ten prezent samego Boga
na Boże Narodzenie. Każdego dnia dołączał do swojej modlitwy jedno zdanie: „Nie zapomnij na Boże Narodzenie
o żółtym rowerku dla mnie. Amen”. Mama każdego dnia wsłuchiwała się w modlitwę Andrzeja i wznosiła
ze smutku ramiona. Bała się, że Boże Narodzenie będzie dla niego w tym roku bardzo smutne. Wiedziała,
że nie otrzyma roweru i będzie mu z tego powodu bardzo przykro.
Nadszedł dzień Bożego narodzenia i, jak to było do przewidzenia, Andrzej nie otrzymał żadnego roweru.
Wieczorem uklęknął przy swoim łóżeczku, by jak zawsze odmówić pacierz.
-Andrzejku – przemówiła do niego słodko mama. – wiem, że jesteś smutny, bo nie dostałeś dzisiaj
roweru. Myślę jednak, że nie będziesz się gniewał na Pana Boga za to, że nie odpowiedział na twoje
modlitwy.
Andrzej spojrzał na mamę.
-Oczywiście, że nie, mamo. Przecież odpowiedział na moje modlitwy. Powiedział mi: „Nie”.
11. PROBLEM
Pewien porządny Żyd przybiegł do swojego rabina i głośno krzyknął:
-Rabbi, zdarzyło się coś strasznego. Mój syn chce się ożenić z chrześcijanką!
-Twój syn? – zapytał rabin. –A spójrz na mnie i na mojego syna. Jestem głową wspólnoty,
wszyscy biorą za przykład mnie i moją rodzinę. Wyobraź sobie, że i mój syn chce się ożenić
z chrześcijanką i ochrzcić się.
Dobry Żyd zamyślił się przez chwilę zmieszany, po czym powiedział:
-Wszyscy przychodzą do ciebie ze swoimi problemami, a ty sam co robisz, kiedy masz wielki
problem? Do kogo się z nim zwracasz?
-A do kogo mam się zwracać? Zwracam się do Boga.
-No i co ci powiedział Bóg?
-Powiedział mi: „Co tam twój syn...? Przypatrz się mojemu!”.
* * *
Misterium Wcielenia można określić tylko jednym zdaniem. Bóg mówi: „Ja też!”.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
6 z 18
12. LEGENDA
Aki Gahuk, zanim się zestarzał, był potężnym przywódcą. Teraz, kiedy opowiadamy tę historię, jest już
człowiekiem siwym, drżącym, niepewnym i pełnym zmarszczek.
Jego synowie dawno już go opuścili, stali się dorośli i ożenili się. Opuścili go i nie chcieli się nim
zajmować. Kiedy już nie mógł się poruszać, każdego dnia przynosili mu jedynie resztki ze swojego stołu.
Nie podobało im się to, że nieustannie się starzał i nie miał zamiaru umierać.
Aki Gahuk był bardzo przywiązany do swojego życia. Spędzał swoje dni na brzegu rzeki, siedząc
na dużym i płaskim kamieniu. Medytował sobie, a jego głowa chwiała się godnie w jasnym świetle słońca.
Ożywcza woda leczyła jego cierpienia i słabości.
A czas płynął.
Starzec przez wiele lat przesiadywał tak na brzegu rzeki. Jego synowie przestali już przychodzić,
w ogóle przestali go odwiedzać, a wnuki przybiegające dla zabawy na brzeg rzeki rzucały w niego kamieniami.
Jednak Aki Gahuk przyglądał im się bez żalu. Jego ciało stawało się z czasem znów jędrne. Jego
zmarszczki wygładziły się, jego skóra stwardniała i zaczęła błyszczeć. Jego ręce i nogi, choć były suche,
wzmocniły się, nabierając znów mięśni i siły. Jego nieustannie odpoczywająca na kamieniu głowa zwęziła się.
Jego oczy wyglądające ciągle przyjścia synów wyszły całkiem ze swoich orbit. Jego szczęki wydłużyły się, a zęby
stały się znów ostre.
Synowie Aki Gahuka zaniepokoili się tak zmienionym obliczem ojca i postanowili zabrać go do domu.
-Za późno! – odpowiedział starzec. –Nie mieliście dla mnie litości, kiedy byłem drżącym
starcem. Teraz jestem kimś zupełnie innym. Nie należę juz więcej do waszej rodziny. Zamieszkam
w rzece, a moi krewni na wasz widok przemienią się w bestie i będą rozszarpywać na kawałki
ludzkie ciała. Nie będę im wzbraniał, aby was i wasze dzieci pożarli.
W ten sposób mówił do nich Aki Gahuk na rozgrzanym słońcem brzegu. Aki Gahuk – niekochany
przez nikogo starzec, który wdział na siebie łuski, by już nigdy nie cierpieć z powodu nieczułości swych synów
nie zauważających w nim człowieka.
W ten sposób narodził się krokodyl.
* * *
„Twardość starców wyostrza zęby młodym. Twardość młodych przemienia starców w krokodyli”.
(przysłowie)
13. PRZYSIĘGA
Pewien chiński imperator wypowiedział pewnego dnia uroczystą przysięgę:
-Pokonam i usunę z mojego królestwa wszystkich moich nieprzyjaciół.
Po pewnym czasie jego poddani widzieli go, jak przechadza się po swoim królewskim ogrodzie ze
swoimi wrogami, trzymając się z nimi za ręce, śmiejąc się i żartując.
-Czyż nie obiecałeś, – zapytał go jeden z dworzan. –że usuniesz ze swojego królestwa
wszystkich swoich nieprzyjaciół?
-A czy ich nie usunąłem? – odpowiedział imperator. –Przemieniłem ich w moich przyjaciół!
* * *
Pewien człowiek postanowił zająć się troskliwie ogrodem znajdującym się przed jego domem. Pragnął z
niego zrobić cudowny angielski „trawnik”. Poświęcał mu wszystkie swoje wolne chwile. Jednak pewnej wiosny,
kiedy jego pragnienie było już prawie zrealizowane, ujrzał, że spod trawy zaczął wyrastać perz o żółtych kwiatkach.
Rzucił się natychmiast, aby go wyplewić. Ale następnego dnia kolejne dwa żółte kwiatki wydobyły się spod zielonej
trawy.
-Muszę kupić jakąś mocną truciznę. Inaczej nie dam sobie z tym rady. – pomyślał.
Jego życie przemieniło się od tego dnia w zaciekłą walkę z nieznośnymi żółtymi kwiatkami, ale z każda
wiosną przybywało ich coraz więcej.
-Co mogę jeszcze uczynić? – skarżył się swojej żonie.
-Dlaczego nie próbujesz ich pokochać? -odpowiedziała mu spokojnie małżonka.
Postarał się. Już po niedługim czasie widział w tych cudownych kwiatkach muśnięcie wielkiego artysty na
szmaragdowej zieleni ogrodu.
Od tego czasu był już szczęśliwy.
Jak wiele osób cię irytuje! Dlaczego nie spróbujesz ich pokochać?
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
7 z 18
14. CZYSTE RĘCE
Po śmierci pewien człowiek stanął przed Bogiem. Z wielką dumą wyciągnął przed nim swoje ręce i
powiedział:
-Panie, zobacz, jak czyste są moje ręce!
Pan Bóg uśmiechnął się do niego i z cieniem smutku powiedział:
-Tak, to prawda, ale są również puste.
* * *
Fiodor Dostojewski napisał kiedyś historię o pewnej bogatej kobiecie, która była bardzo skąpa. Po swojej
śmierci została wtrącona przez diabła w morze piekielnego ognia. Jej anioł stróż począł usilnie się zastanawiać, czy
w jej życiu nie było jakiegoś momentu, który mógłby ją odkupić. Wreszcie przypomniał sobie pewne dawne zdarzenie
i nie omieszkał powiedzieć o tym Bogu:
-Pewnego dnia ta kobieta podarowała jednemu żebrakowi cebulę ze swojego ogrodu.
Bóg uśmiechnął się do anioła:
-Dobrze. Ta cebula będzie ją mogła zbawić. Pochyl się nad morzem piekielnego ognia, wyciągając
do niej cebulę tak, aby się mogła jej uczepić i wyciągnij ją stamtąd. Jeśli jej się uda mocno złapać tej
jedynej rzeczy, przez którą okazała dobro, wciągniesz ją do samego raju.
Anioł pochylił się jak tylko mógł nad morzem ognia i krzyknął do kobiety:
-Łap się czym prędzej cebuli!
Kiedy to natychmiast uczyniła, jeden z przebywających razem z nią potępieńców uczepił się rąbka jej
spódnicy i wzbił się wraz z nią w górę: jeszcze inny grzesznik złapał się stopy pierwszego i również poleciał razem.
W ten sposób stworzył się długi ogonek lecących w niebo osób, które uczepiły się kobiety trzymającej się kurczowo
cebuli ciągnionej przez anioła.
Diabły były niepocieszone, że przez małą cebulkę całe piekło stawało się puste.
Kiedy długi, ludzki warkocz dotarł już do niebiańskich wrót, kobieta spostrzegła, jak wiele grzeszników
uczepiło się jej spódnicy i krzyknęła:
-Cebula jest moja! Tylko moja! Zjeżdżajcie stąd!
Dokładnie w tym momencie cebula się rozpadła i kobieta razem z pozostałymi osobami znalazła się znowu
w morzu ognia.
A niepocieszony anioł pozostał sam przed rajskimi wrotami.
Wypełnij swoje dłonie innymi dłońmi i mocno je ściśnij. Zbawimy się albo razem, albo się w ogóle nie
zbawimy.
15. STAW I GĘSI
Był sobie kiedyś w zakątku pewnej zielonej i nieskażonej niczym wiosce mały staw o przezroczystej
wodzie. Choć był tak malutki, że przypominał prawie kałuże, to jednak na powierzchni jego czystej wody
odbijało się całe niebo. To ono czyniło z niego prawdziwy klejnot osadzony w delikatnym dywanie łąki.
Słońce w czasie dnia, a gwiazdy i księżyc w nocy umawiały się ze sobą na spotkanie w tym
przejrzystym lustrze wody. Rosnące nad brzegiem wierzby, stokrotki i rosnąca na wzgórzu trawa drżały z
radości na widok odbicia nieba, które spadło na ziemię i przemieniało ten daleki zakątek w malutki raj.
Ale pewnego dnia przybyło na krawędź stawu rozkrzyczane i bijące skrzydłami stado tłustych i
despotycznych gęsi. Swoimi władczymi „kwa, kwa” i twardymi dziobami zburzyły ciszę i spokój tego
zwierciadła nieba.
Gęsi to stworzenia praktyczne, dla których niczym jest szept wiatru czy blask przezroczystej wody.
Rzucały się całymi dziesiątkami w staw, ryły jego dno w poszukiwaniu jedzenia. Ich mottem było: „jeść i tuczyć
się”. Nurzały się, brudziły i wrzeszczały na całe gardło.
Pierze i pluski rozchodziły się na wszystkie strony. Kraby, rybki i inne drobne stworzonka żyjące w
stawku w mgnieniu oka znalazły się w żarłocznych dziobach nienasyconych gęsi. Znajdujący się na dnie drobny
piasek wzburzony ich dziobami zmącił całą wodę. Ze stawu zniknęły natychmiast glony, wodorosty i liście, które
oczyszczały jego wodę.
Kiedy wieczorem spokój znów powracał pomiędzy wzgórza, ukazująca się na niebie pierwsza gwiazdka
bez skutku poszukiwała swojego ziemskiego domku, a księżyc nie mógł się przyjrzeć swemu srebrnemu obliczu
w ziemskim lustrze. Staw stał się jedynie cuchnącym i pozbawionym życia rozchlapanym błotem. Jego życie
zgasło.
Wieść o tym wiatr rozniósł chmurom, chmury gwiazdom, księżycowi i słońcu. Pomiędzy liśćmi wierzb
płakały stada sikorek i skowronków. Aż strach pomyśleć, że do tego zakątka wioski księżyc nie przyjdzie już
nigdy z wizytą.
* * *
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
8 z 18
Pewnego wieczoru, po kolacji, na którą było zaproszonych wielu przyjaciół, mama powiedziała swojej córce,
aby zmówiła pacierz i udała się do łóżka. Dziewczynka usłuchała jej i uklęknęła przy swoim łóżeczku, aby się
pomodlić. Potem, gdy wróciła, aby powiedzieć wszystkim „dobranoc”, mama zapytała ją:
-Czy ładnie odmówiłaś pacierz?
-Nie, bo nie mogłam.
-Jak to nie mogłaś? Wracaj jeszcze raz i odmów modlitwę!
Dziewczynka wróciła do swojego pokoju, by spróbować jeszcze raz się pomodlić. Po chwili wróciła znów do
mamy.
-Zmówiłaś ładnie pacierz?
-Nie, mamo, nie mogłam!
-Jak to nie mogłaś? Powiedz mi, dlaczego?
-Nie umiałam poczuć ciszy. Nie mogłam nic usłyszeć. Wszyscy zachowujecie się tak głośno.
Tak, wszyscy zachowujemy się tak głośno...!
16. UTRZYMAĆ SIĘ NA POWIERZCHNI
Potężny król Milinda powiedział do starego kapłana:
-Mówisz, że jeżeli człowiek, który przez sto lat czynił wszelkie możliwe zło, poprosi przed
samą śmiercią Boga o przebaczenie, zdoła się odkupić i wejdzie do nieba. Natomiast człowiek, który
popełnił tylko jedno wykroczenie, a nie okaże wobec Niego swojej skruchy, zostanie wtrącony do
piekła. Czy to sprawiedliwe? Czy to znaczy, że sto przestępstw waży mnie, aniżeli jedno?
Stary kapłan odpowiedział wtedy królowi:
-Jeżeli wezmę wielki kamień i rzucę go w jezioro, pójdzie na dno, czy utrzyma się na
powierzchni?
-Pójdzie na dno. – odpowiedział król.
-A jeśli wezmę sto wielkich kamieni, ułożę je na barce i popchnę je na środek jeziora,
utrzymają się powierzchni, czy pójdą na dno?
-Utrzymają się na powierzchni.
-Czy więc sto kamieni leżących na barce nie jest lżejszych od jednego samotnego
kamyczka?
Król nie wiedział, co odpowiedzieć. Starzec kontynuował dalej:
-Tak samo, królu, dzieje się z ludźmi. Człowiek, który ma wiele grzechów a oprze się na
Bogu, nie zostanie wtrącony w piekielną otchłań. Natomiast człowiek, który popełnił tylko jeden
grzech, a nie odwoła się do Bożego miłosierdzia, będzie potępiony.
17. NA SZUBIENICY
Pewien książę w dzień swojego ślubu pokazał się w stolicy swojego królestwa ze stojącą przy swoim
boku nową małżonką.
Dwoje nowożeńców przejeżdżało powoli przez miasto w cudownej karecie, a po obu stronach ulicy
olbrzymi tłum gotował im owacje.
Kiedy jednak dojeżdżali do głównego pałacu, przerazili się. Na wysokiej szubienicy stał jakiś złoczyńca i
czekał na wykonanie wyroku. Kat zarzucił mu już pętlę na szyję. Księżna wybuchnęła płaczem.
Król zapytał sędziego, czy może uchylić wyrok, co byłoby prezentem ślubnym dla małżonki.
Ten jednak odpowiedział mu stanowczo: „Nie!”
-Czy to znaczy, że istnieją zbrodnie, które nie mogą być przebaczone? – zapytała cichym
głosem księżna.
Jednak dwóch książęcych doradców przypomniało mu, że według starego miejskiego zwyczaju, każdy
złoczyńca może uniknąć wyroku, płacąc grzywnę w wysokości tysiąca dukatów.
Była to niezwykle wielka suma. Gdzie można było ją znaleźć?
Książę otworzył swoją sakwę i wysypał z niej wszystko. Naliczył osiemset dukatów. Księżna
przeszukując swoją elegancką torebkę znalazła w niej pięćdziesiąt.
-Czy nie wystarczyłoby osiemset pięćdziesiąt dukatów? – zapytała.
-Prawo mówi o tysiącu. – odpowiedziano.
Zmartwiona księżna wyszła z powozu i zaczęła robić składkę wśród paziów, rycerzy i przechodniów.
Potem znów przeliczyła dukaty. Było ich dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć. Nikt nie posiadał już ani
jednego.
-Czy to znaczy, że człowiek ten zostanie powieszony z powodu braku jednego dukata?
– krzyknęła z przerażeniem księżna.
-Takie jest prawo. – odparł nieugięcie sędzia i dał katowi znak, aby rozpoczął wykonanie wyroku.
W tym momencie księżna zawołała:
-Przeszukajcie kieszenie skazańca, może on sam coś posiada!
Kat usłuchał jej prośby i po przeszukaniu jego kieszeni wyciągnął z niej jednego złotego dukata. Tego
ostatniego, którego brakowało, by ocalić mu życie.
* * *
W sercu każdego człowieka znajduje się wszystko to, co czego potrzebuje do ocalenia swego życia. Jednak
dobroć, miłość i szczęście są w niektórych ludziach jak zgaszony knot. Wystarczy jednak mały płomień, aby go znów
zapalić.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
9 z 18
18. DLACZEGO ?
-Nawet Bóg nie jest sprawiedliwy. Dlaczego pozwala, by wskutek trzęsienia ziemi Armeni
umierali pod gruzami swoich domów? Dlaczego pozwala umierać z głodu sudańskim dzieciom?
Dlaczego? Dlaczego?
(Marek, lat 15)
* * *
Dlaczego na świecie stworzonym przez sprawiedliwego i wszechmogącego Boga jest tyle zła i cierpienia?
Dlaczego cierpią niewinni? Dlaczego tyle samotności, dlaczego tyle wypalonych serc, dlaczego tyle ponurych nocy,
podczas których umiera nadzieja? Miałem kiedyś sen. Szedłem po plaży przy boku Chrystusa. Nasze stopy odciskały
się na pisaku pozostawiając podwójny szereg śladów: moich i Jego.
Kiedy tak śniłem, przyszła mi myśl, że każdy z pozostawionych przeze mnie śladów odzwierciedlał jeden
dzień mojego życia. Zatrzymałem się i zwróciłem się w stronę mych śladów ginących w oddali. Wtedy dostrzegłem, że
w niektórych miejscach nie było dwóch śladów, ale tylko jeden.
Przyjrzałem się jeszcze raz i zdziwiłem się! Miejsca, w których znajdowała się tylko jedna para śladów,
przedstawiały najbardziej smutne dni mojego życia. Dni strachu i niecierpliwości, dni egoizmu i smutku dni
doświadczeń i wątpliwości, dni niezrozumiałych i pełnych cierpienia. Zwróciłem się wtedy do pana z tonem wyrzutu:
-Obiecałeś, że będziesz przy nas przez wszystkie dni naszego życia. Dlaczego więc nie dotrzymałeś
swego słowa? Dlaczego pozostawiłeś mnie w najtrudniejszych momentach mojego życia, w chwilach, w
których najbardziej potrzebowałem Twojej pomocy?
Chrystus uśmiechnął się:
-Synu mój, najukochańszy, nie pozostawiłem cię nawet przez najdrobniejszą chwilę. Pojedyncze
ślady, które widziałeś w najtrudniejszych chwilach swojego życia były moimi śladami... W te ciężkie dni
musiałem cię nieść w moich ramionach.
19. ZAPROSZENIE
Pewien właściciel zamku urządził wielkie przyjęcie, na które zaprosił wszystkich mieszkańców wioski
przylegającej do dworu. Olbrzymie piwnice tego wielkodusznego szlachcica nie były jednak w stanie zaspokoić
pragnienia nienasyconych tak wielkiego zastępu zaproszonych gości.
Zwrócił się więc z prośbą do wszystkich mieszkańców:
-Na środku podwórza, na którym to będzie się odbywało przyjęcie, postawię ogromną
beczkę. Niech każdy z was przyniesie swoje wino i wleje je do środka. Potem wszyscy będą mogli z
niej czerpać i pić do syta.
Jeden z wieśniaków przed przyjściem na dwór wypełnił swój dzban wodą, myśląc:
-Jeśli wszyscy przyniosą wino, nikt się nie zorientuje, że w beczce jest trochę wody, nikt się
o tym nie dowie!
Przybywszy na uroczystość, wlał zawartość swojego dzbanka do beczki, po czym zasiadł za stołem.
Pierwsi goście, którzy poszli zaczerpnąć z niej trochę wina, natychmiast się zorientowali, że w beczce
była tylko woda. Okazało się, ze wszyscy pomyśleli w ten sam, co on sposób, przynosząc jedynie wodę.
* * *
Zbyt wielu ludzi przyniosło na świat jedynie wodę i dlatego nie jesteśmy zadowoleni z tego świata.
I dlatego musi przez to cierpieć całe Stworzenie.
20. RÓŻNICA
Zdarzyło się, że pewien książę wezwał na dwór handlarza końmi. Ten przyprowadził ze sobą dwa
wspaniałe rumaki do sprzedania. Choć oba zwierzęta były do siebie bardzo podobne, były młode, silne i dobrze
zbudowane, to jednak kupiec żądał za jednego z nich cenę dwa razy wyższą niż za drugiego. Zaciekawiony
książę zwołał tu swoich dworzan i powiedział:
-Ofiaruję te dwa wspaniałe wierzchowce temu, który mi zdoła wytłumaczyć, dlaczego jeden
z nich kosztuje dwa razy tyle, co drugi.
Dworzanie zgromadzili się wokół obu koni i przypatrywali się im uważnie. Nie byli jednak w stanie
dostrzec pomiędzy nimi nic szczególnego, co usprawiedliwiłoby różnicę w cenie.
-Widzę – powiedział książę. –że nie jesteście w stanie dostrzec różnicy między tymi dwoma
końmi. Każę je więc wam dosiąść, a może wtedy będziecie się mogli zorientować, jaka jest różnica
pomiędzy jednym a drugim.
Rozkazał swoim giermkom, aby je dosiedli i kilkakrotnie przejechali się naokoło pałacowego podwórka.
Gdy to uczynili, dworzanie nadal nie byli stanie zorientować się, skąd bierze się tak wielka różnica w cenie
jednego i drugiego. Powiedział wtedy książę:
-Jestem pewien, że zauważyliście, że kiedy konie galopują, jeden z nich nie pozostawia za
sobą nawet odrobiny kurzu, podczas gdy za drugim unoszą się tumany wielkie jak chmury. Właśnie
dlatego pierwszy jest dwa razy droższy, bo należycie wykonuje swoją powinność...
* * *
W naszym społeczeństwie największą karierę robią ci, którzy zostawiają za sobą dużo bałaganu.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
10 z 18
21. STRACH NA WRÓBLE
Mały szczygieł został kiedyś postrzelony przez jakiegoś myśliwego w skrzydło. Przez jakiś czas udawało
mu się przeżyć tym, co odgrzebywał w ziemi. Potem jednak nastała straszna zima.
Pewnego mroźnego poranka, kiedy szczygieł poszukiwał swoim dziobem czegoś do zjedzenia, napotkał
na polu stracha na wróble. Był to bardzo wytworny pan, który słynął w całej okolicy ze swojej wielkiej przyjaźni
do srok, wron i innych ptaków.
Jego zrobione ze słomy ciało otulone było w stary świąteczny garnitur, głowa wykonana była z wielkiej
pomarańczowej dyni, zęby z ziarenek kukurydzy, nos z marchwi, a oczy z dwóch orzechów.
-Co ci się stało, szczygle? – zapytał jak zwykle uprzejmie strach na wróble.
-Nic dobrego... – westchnął szczygieł. –Doskwiera mi strasznie zimno i nie mam się gdzie
ukryć, nie mówiąc już o jedzeniu. Wydaje mi się, że nie ujrzę już następnej wiosny.
-Nie martw się. Schroń się pod moją marynarkę. Moja słoma jest sucha i ciepła.
W ten sposób dzięki słomianemu sercu stracha na wróble szczygieł znalazł znów dom. Pozostawał
jeszcze problem jedzenia. Za każdym razem było mu coraz trudniej znaleźć jakieś nasiona, czy jagody.
Pewnego dnia, kiedy wszystko było pokryte białym welonem szronu i przeraźliwie drżało, strach na wróble
odezwał się słodko do swojego przyjaciela:
-Szczygle, czy nie zjadłbyś moich zębów? Są zrobione ze smakowitych ziarenek kukurydzy.
-Ale wtedy zostaniesz szczerbaty.
-To nic, przynajmniej wszyscy będą myśleli, że jestem bardzo mądry.
W ten sposób strach na wróble pozostał bez zębów, ale był bardzo szczęśliwy, że dzięki niemu jego
mały przyjaciel mógł ocalić swoje życie. Strach uśmiechał się do niego swoimi orzechowymi oczyma.
Po kilku dniach przyszła kolej na jego marchwiany nos.
-Zjedz go sobie. Nie wiesz nawet, jak dużo ma w sobie witamin. – mówił do szczygła strach na
wróble.
A jeszcze później ten sam los przyszedł na orzeszki, które służyły za oczy:
-Nie martw się o mnie, mój szczygle, zastąpią mi je twoje opowieści. – mówił.
W końcu strach na wróble ofiarował szczygłowi swoją głowę zrobioną z dyni.
To prawda, że kiedy nadeszła wiosna, ze stracha na wróble nic już nie pozostało, ale szczygieł był żywy
i nie brakowało mu sił, by wzbić się w niebieskie niebo.
* * *
„A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc:
»Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje«”.
(Mt 26,26)
22. ARKA
Pewnego dnia święty przeor Antoni dyskutował z młodzieńcami, którzy podobnie jak on, zdecydowali
się na spędzenie swojego życia na pustyni. Zbliżył się wtedy do nich z szacunkiem pewien myśliwy, polujący na
zwierzynę.
Widząc świętego przeora, jak wraz z otaczającymi go uczniami śmiał się wesoło i kiwał głową, podszedł
do nich i zażądał, aby przestali się śmiać i nie płoszyli mu zwierzyny.
Przeor Antoni przemówił wówczas do niego spokojnie:
-Włóż swoją strzałę do łuku i strzelaj.
Myśliwy uczynił to.
-Teraz uczyń to samo z drugą, potem następną, a potem jeszcze następną... – mówił święty.
Myśliwy zaprotestował:
-Jeśli będę tyle razy naciągał swój łuk, złamie się wreszcie!
Święty spojrzał na niego z uśmiechem:
-To tak samo jak w życiu duchowym. Kto kroczy do Boga, musi mieć dużo sił. Ale jeśli
trudzimy się więcej niż trzeba, nie będzie z tego żadnego pożytku. Dlatego też od czasu do czasu
przypominajmy sobie, że siódmego dnia odpoczywał nawet Pan Bóg.
* * *
Pomyśl dzisiaj o swoim łuku. Ale przede wszystkim pomyśl o siódmym dniu.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
11 z 18
23. DWAJ LUDZIE , KTÓRZY WIDZIELI PANA BOGA
W polinezyjskiej wsi żyło sobie dwóch mężczyzn, którzy toczyli z sobą nieustającą wojnę. Z byle
jakiego powodu wybuchała między nimi awantura. Życie jednego jak i drugiego stało się nie do wytrzymania. I
to nie tylko dla nich samych, ale również dla całej wsi.
Pewnego dnia kilku starców tak przemówiło do jednego z nich:
-Jedynym rozwiązaniem, byś zaprzestał tego wszystkiego, co robisz, byłoby twoje spotkanie
z Bogiem.
-Zgadzam się, ale gdzie Go mogę odnaleźć?
-Nie ma nic prostszego. Wystarczy, abyś wspiął się na wysoką górę, a stamtąd juz Go
zobaczysz.
Człowiek udał się bez wahania na spotkanie Boga.
Po kilku dniach wyczerpującej drogi dotarł wreszcie na szczyt góry. Bóg już tam na niego czekał. Choć
człowiek daremnie przymrużał oczy, nie było żadnej wątpliwości: twarz Boga miała wyraz jego antypatycznego i
zawadiackiego sąsiada.
Nikt nie wie, tego, co powiedział mu wtedy Bóg. Niemniej jednak po powrocie do swojej rodzinnej
wioski, mężczyzna ten był już zupełnie innym człowiekiem.
Niestety, pomimo jego łagodności i wielkiego pragnienia zgody, jego sąsiad się nie zmienił i wciąż
szukał nowych pretekstów do awantur.
Wtedy znów powiedzieli do siebie starcy:
-Nie ma innego wyjścia, drugi też musi się udać na spotkanie z Bogiem.
Pomimo jego niechęci, udało im się go przekonać. Również i on wspiął się na wysoką górę.
Tam także spotkał Boga, który miał oblicze jego sąsiada.
Od tego dnia wszystko się zmieniło, a w wiosce zaczął królować spokój.
* * *
„Nie czyńcie sobie żadnych fałszywych bożków!” – powtarza nam nieustannie Biblia. To konsekwencja
Dziesięciu Przykazań, które dał nam Bóg na Górze Synaj. Żydzi nie pozwalają, aby Bóg był wyobrażany w
jakikolwiek sposób: byłoby to według nich bałwochwalstwo.
Tak więc: „Jeśli chcesz zobaczyć Boga, przypatruj się swemu bliźniemu”.
24. CIEŃ
Wczesnym świtem pierwszego dnia nowego roku szkolnego mały chłopiec w towarzystwie swojej
mamy podążał w stronę szkoły.
Był całkowicie pochłonięty oglądaniem na drodze swojego długiego cienia w porannym świetle słońca.
Ów cień pozwalał mu się czuć trzydziestometrowym olbrzymem.
Nagle matka zatrzymała się.
Spojrzała synowi prosto w oczy i powiedziała:
-Synu mój, nie wpatruj się w swój cień o świcie, ale spójrz na niego w południe.
* * *
Pewien wilk przyglądając się swojemu cieniowi w świetle wznoszącego się słońca, powiedział:
-Dzisiaj na obiad zjem wielbłąda.
Potem przez cały poranek krążył w jego poszukiwaniu. Kiedy w południe. Kiedy w południe przyjrzał się
znowu swemu odbiciu, powiedział:
-Mogę zjeść również mysz…
(Kahlil Gibran)
Sądź siebie jedynie w mocnym słońcu południa.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
12 z 18
25. HOBBY PANA BOGA
Pewnego razu jakaś rzymska księżniczka zapytała rabina Jossi ben Chalafta:
-A co robi Bóg przez cały dzień?
Dobry rabin odpowiedział:
-Związuje ze sobą pary. Decyduje, kto z kim ma się pobrać. Ten mężczyzna z ta kobietą, ta
kobieta z tym mężczyzną i tak dalej…
-Nic to szczególnego. – zauważyła księżniczka. -Coś takiego mogłabym robić i ja sama. W ciągu
jednego dnia mogę połączyć ze sobą tysiąc par.
Rabin Jossi nic nie odpowiedział.
A co uczyniła księżniczka? Wróciła do swojego zamku, wezwała tysiące sług i służebnic i rozkazała, kto
z kim ma się pobrać.
Powiedziała stanowczym głosem:
-Ty masz się ożenić z tą, a ty masz wziąć za męża tego…!
W czasie nocy wszystkie pary zaczęły się ze sobą kłócić, a niektóre nawet bić do krwi. O świcie zaś
udali się do księżniczki.
Jeden miał rozbitą głowę, druga podbite oko, jeszcze ktoś inny spłaszczony nos…
Bezradna księżniczka zawołała rabina Jossi, opowiedziała mu całą historię, po czym powiedziała:
-Miałeś rację. Teraz widzę, że jedynie Bóg jest w stanie połączyć ze sobą kobietę i
mężczyznę.
W tym momencie rozległ się głos z Nieba, który powiedział:
-Dla mnie też nie jest to łatwe!
* * *
Co do tego nikt ma wątpliwości.
26. ZWARIOWANE MIASTO
Istniało kiedyś malutkie miasteczko, w którym choć było podobne do wszystkich innych, zdarzały się
bardzo dziwne rzeczy. Dzieci zapominały o odrabianiu lekcji, dorośli zapominali o zdejmowaniu butów przed
pójściem spać, na ulicy nikt nikogo nie pozdrawiał.
Zamknięte były drzwi do kościoła. Nie biły dzwony. Nikt nie umiał się modlić.
Pewnego poniedziałkowego poranka nauczyciel zapytał się swoich uczniów:
-Dlaczego wczoraj nie przyszliście do szkoły?
-Przecież wczoraj była niedziela! – odpowiedzieli uczniowie. –W niedzielę przecież nie ma
szkoły.
-Dlaczego? – zapytał nauczyciel.
Uczniowie jednak nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie.
Zbliżało się Boże Narodzenie.
-Dlaczego śpiewa się takie piękne pieśni? Czy dlatego, że na choince są świeczki?
Nikt nie wiedział, co odpowiedzieć.
Pokłóciło się dwóch przyjaciół: wyzywali się tak bardzo, że aż ochrypli.
-Teraz nie mam już żadnego przyjaciela. – następnego dnia rozmyślał smutno jeden z nich.
Nie wiedział, jak ma dalej żyć.
Małe miasteczko stawało się coraz bardziej szare i smutne. Ludzie każdego dnia byli bardziej samolubni
i kłótliwi.
-Wydaje mi się, że zapomnieliśmy o czymś. – powtarzali wszyscy.
Pewnego dnia pomiędzy dachami domów hulał bardzo silny wiatr, tak silny, że swoją mocą poruszył
kościelny dzwon. Najmniejszy z nich wydał z siebie miły głos.
Wszyscy ludzie zatrzymali się nagle i spojrzeli w górę. Wtedy jakiś człowiek wykrzyknął za wszystkich:
-Już wiem, o czym zapomnieliśmy: o Bogu!
* * *
Jeśli jest na świecie trochę nadziei, to tylko dlatego, że brzmi jeszcze na nim imię Boga. Miliony milionów
ludzi zanoszą do tego imienia radości i smutki swojej egzystencji. Jest to jedyne imię, które wzięło na siebie ciężar
ludzkości i które potrafi nadać wszystkiemu sens.
Również z tego powodu nie możemy pozwolić sobie na to, aby nie wypowiadać go z szacunkiem i
zaufaniem.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
13 z 18
27. ROZPOCZYNAJĄC OD KOŃCA
Na wiadomość o śmierci wspólnego bogatego przyjaciela jakiś człowiek zapytał drugiego:
-Ile zostawił?
Drugi odpowiedział:
-Wszystko.
* * *
W pewnym dalekim kraju rządził książę, który uwielbiał rozkoszować się swymi niezwykłymi bogactwami.
Każdego dnia wdziewał na siebie złociste stroje wyszywane drogocennymi kamieniami. Następnie każdego ranka,
kiedy słońce rozpromieniało jego twarz i mieniło jego szaty tysiącem tęczowych blasków, wychodził ze swojego
królewskiego pałacu, by odbierać uwielbienie swoich poddanych.
Była to czynność, która napełniała go radością.
Jednak pewnego dnia po południu książę udał się na przejażdżkę ze swoim orszakiem. Słonce świeciło już
za jego plecami i młody monarcha zobaczył po raz pierwszy w życiu swój cień. Był on jak czarna chmura, która nie
opuszczała go ani na chwilę.
Wydobywając z siebie krzyk złości, spiął swojego konia ostrogami i odjechał.
Nie wiedział, jak rządzić państwem, w którym nieustannie śledzi go jakiś cień. Miał chęć udać się na
poszukiwanie kraju, w którym cienie nie istnieją.
Z tego powodu udał się w drogę.
Musimy się nauczyć żyć tuż obok cienia… naszej śmierci.
28. PODOBIEŃSTWO
Pewna misjonarka zajmowała się pielęgnowaniem ropiejących ran paralityka. Wykonywała swą pracę z
uśmiechem i, jakby to była rzecz najnaturalniejsza w świecie, pogodnie rozmawiała ze swoim chorym.
W pewnym momencie zapytała go:
-Czy wierzysz w Boga?
Biedny człowiek spojrzał głęboko w jej oczy i powiedział:
-Tak, teraz wierzę w Boga.
* * *
Pewien misjonarz podróżując bardzo szybkim japońskim pociągiem, wypełniał czas modłami z brewiarza.
Nagły ruch pociągu sprawił, że wypadł z niego obrazek Madonny i upadł na podłogę.
Siedzące obok misjonarza dziecko schyliło się i podniosło go. Zanim zwróciło mu obrazek, tak jak wszystkie
ciekawe dzieci, przyjrzało się mu.
-Kto to jest ta piękna pani? – zapytało misjonarza.
-To… moja mama. – odpowiedział po chwili wahania kapłan.
Chłopiec przyjrzał się mu, a potem znów spojrzał na obrazek.
-Nie jesteś do niej wcale podobny. – powiedział.
Misjonarz uśmiechnął się:
-To prawda, a jednak muszę ci powiedzieć, że przez całe moje życie robię wszystko, aby się do Niej
upodobnić choćby odrobinę.
A ty, do kogo jesteś podobny?
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
14 z 18
29. POLE
Pewien ojciec zostawił w spadku dwóm synom pole. Bracia podzielili je sprawiedliwie na dwie części.
Jeden z nich był bogaty i nieżonaty, drugi był biedny i miał dużo dzieci.
Pewnego razu w czasie żniw bogaty brat przewracał się w swoim łóżku i mówił sam do siebie:
-Jestem bogaty, po co mi te wszystkie snopy zboża! Mój brat jest ubogi, potrzebuje go dużo,
aby wyżywić swoją rodzinę.
Wstał z łóżka, udał się na swoją część pola, zabrał ze sobą kilka snopów siana i przeniósł je na pole
swojego brata.
Tej samej nocy jego brat rozmyślał sobie:
-Mój brat nie ma żony, ani dzieci. Jedyna rzecz, w której może znaleźć trochę radości, to
bogactwa. Pomogę mu je powiększyć.
Porzucił swoje legowisko, poszedł na swoją część pola i przeniósł kilka snopów siana na pole brata.
Kiedy z samego rana obaj udali się na swoje pola, zdziwili się, że żadnemu z nich nie ubyło snopów.
W ciągu następnych nocy czynili to samo. Obaj przenosili własne zboże na pole drugiego i obaj
każdego kolejnego rana dziwili się na nowo, że zboża nie ubywało.
Ale pewnej nocy obaj bracia w chwili przenoszenia naręcza snopów spotkali się na granicy swoich pól.
Śmiejąc się do siebie, zrozumieli wszystko i objęli się z radością.
W tym momencie usłyszeli głos z nieba:
-Miejsce, w którym objawiło się tyle braterskiej miłości, zasługuje na to, aby stała na nim
świątynia: świątynia braterskiej miłości.
I rzeczywiście król Salomon zbudował w tym miejscu świątynię.
* * *
Gdyby król Salomon żył w dzisiejszych czasach, zdołałby jeszcze znaleźć jakieś miejsce, aby zbudować na
nim świątynię?
30. RACJA STANU
Syn pewnego króla, jak zdarza się to w bajkach, zakochał się w pięknej, ale bardzo biednej córce
piekarza i ożenił się z nią.
Przez kilka lat dwoje małżonków żyło w wielkiej zgodzie i szczęściu. Po śmierci ojca książę musiał zająć
na tronie jego miejsce.
Ministrowie i doradcy czynili wszystko, aby dać mu do zrozumienia, że dla dobra swojego królestwa
powinien wyrzec się swojej żony. Królewska żona nie może pochodzić z ludu, winien więc ożenić się z córką
jakiegoś króla ościennego państwa. Tylko takim małżeństwem mógł sobie zapewnić pokój i dobrobyt.
-Wyrzeknij się jej, najjaśniejszy panie, jest przecież córką piekarza.
-Bezpieczeństwo twojego tronu i poddanych jest ważniejsze od wszystkiego.
Tego rodzaju nalegania ministrów były tak usilne, że młody król w końcu ustąpił.
-Zostałem zmuszony, żeby się ciebie wyrzec. – powiedział do swojej żony. –Jutro będziesz
musiała powrócić do ojca. Możesz jednak zabrać ze sobą wszystko to, co uważasz za najcenniejsze.
Tego wieczoru wieczerzali ze sobą po raz ostatni. Panowała cisza. Kobieta zdawała się być bardzo
spokojna i wlewała nieustannie wino do królewskiego pucharu.
Pod koniec wieczerzy król zasnął głębokim snem. Zawinęła go wtedy szybko w prześcieradło i zarzuciła
sobie na plecy.
O świcie następnego dnia król obudził się już w domu piekarza.
-Co to znaczy? – zapytał zdziwiony.
Żona uśmiechnęła się do niego.
-Obiecałeś mi, że mogę ze sobą zabrać to, co jest najcenniejsze. Ty jesteś dla mnie tym, co
mam na świecie najdroższego.
* * *
A ty, co byś ze sobą zabrał?
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
15 z 18
31. WOJENNY STATEK
Pewien wojenny statek patrolował bardzo niebezpieczną część Morza Śródziemnego. W powietrzu
wisiało coś złego. Widoczność była słaba, a w dodatku ograniczała ją gęsta mgła. Sam kapitan stanął na mostku
i nadzorował swoją załogę. Kiedy zapanowała już ciemność, stojący na posterunku marynarz zawołał:
-Widzę światło!
-Czy jest nieruchome, czy się oddala? – zapytał kapitan.
-Nieruchome, kapitanie. – odpowiedział marynarz.
Oznaczało to, że wojennemu statkowi zagrażało śmiertelne niebezpieczeństwo zderzenia się z innym
statkiem.
Kapitan rozkazał nawigatorowi:
-Wyślij natychmiast znak: „Płyniemy na siebie, zmieńcie o 20 stopni wasz kierunek”.
Po chwili przyszła odpowiedź: „Lepiej, żebyście wy zmienili kierunek o 20 stopni”
Kapitan jeszcze raz zawołał:
-Przekaż: „Ja tu jestem kapitanem, zmieńcie kierunek o 20 stopni!”
Kolejna odpowiedź brzmiała: „Ja jestem marynarzem drugiej kategorii. Lepiej dla was, żebyście to wy
zmienili kierunek o 20 stopni”
Kapitan rozwścieczył się do końca.
-Przekaż: – wrzeszczał już na całe gardło. –„Jesteśmy statkiem wojennym, zmieńcie kierunek o
20 stopni!”.
Nadeszła kolejna odpowiedź: „ A ja jestem latarnią morską”.
Wtedy wojenny statek zmienił swój kierunek.
* * *
Jezus powiedział: „Ty jesteś Piotr (czyli Skała) i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie
przemogą”. (Mt 16,18)
Nie jesteśmy w stanie spowodować zniknięcia Kościoła. Możemy natomiast sprawić zniknięcie samych
siebie będąc przeciw Kościołowi.
32. JAŁMUŻNA
Bardzo dawno temu, w Anglii, pewna drobna kobiecina, opatulona potarganymi łaszkami przebiegała
uliczki małej miejscowości, pukając do wszystkich drzwi i prosząc o jałmużnę.
Nie miała jednak wielkiego szczęścia. Niektórzy obrzucali ją wyzwiskami, inni szczuli psami, aby ją jak
najszybciej odpędzić. Inni wciskali jej do fartuszka na odczepne kawałki spleśniałego chleba i zgniłych kartofli.
Jedynie dwoje starców, którzy mieszkali w malutkiej chatce na obrzeżach wioski, wpuściło biedaczkę
do swojego domu i ugościło.
-Przycupnij sobie i ogrzej się. – powiedział do niej starzec, podczas gdy żona przygotowywała jej
miseczkę ciepłego mleka i kroiła wielką pajdę chleba.
Potem, kiedy jadła, obdarowali ją miłymi słowami i pocieszeniem.
Następnego dnia w tej samej miejscowości wydarzyła się nieprawdopodobna historia. Królewski
posłaniec odwiedzał wszystkie domy i zapraszał rodziny na królewski zamek.
To nagłe i nieoczekiwane zaproszenie spowodowało we wsi wielkie zamieszanie. Po południu wszystkie
rodziny wystrojone w świąteczne stroje stawiły się na zamku.
Każdemu z nich miejsce zostało wskazane w wielkiej jadalni.
Kiedy już wszyscy zasiedli, służba rozpoczęła podawanie dań.
Po chwili z ust wszystkich biesiadników dały się słyszeć pomruki niezadowolenia i ukrywanej
wściekłości. Wszystko z powodu tego, że usłużni kamerdynerzy serwowali gościom ziemniaczane łupiny,
kamienie i kawałki spleśniałego chleba. Jedynie na talerzach dwojga staruszków siedzących w kącie nakładano z
wielką uprzejmością wykwintne i smaczne potrawy.
W pewnym momencie wbiegła na salę ubrana w żebracze łachmany kobieta. Wszystkim odebrało głos.
-Dzisiaj – powiedziała kobieta. –pragnę was poczęstować wszystkim tym, czym wy
obdarowaliście mnie wczoraj.
Potem zdjęła z siebie żebracze łachmany, pod którymi lśnił złoty strój, wytłaczany szlachetnymi
kamieniami.
Była to Królowa…
* * *
Pewnemu bogaczowi udało się wejść do Raju. Pierwszą rzeczą, którą tam uczynił, było przebiegnięcie się po
miejscowym rynku. Zorientował się natychmiast, że wszystkie ceny są na nim bardzo niskie.
Sprawdził zawartość swego portfela i zaczął wybierać najładniejsze rzeczy, które wpadły mu w oko.
Kiedy trzeba było zapłacić, wyciągnął dla anioła, który był sprzedawcą, wielką garść banknotów.
Anioł uśmiechnął się i powiedział:
-Przykro mi, ale te pieniądze nie mają żadnej wartości.
-Jak to? – zdziwił się kupiec.
-Tutaj mają wartość tylko pieniądze, które na ziemi zostały podarowane. – odpowiedział mu anioł.
Nie zapomnij już dzisiaj o pieniądzach, które mają wartość w Niebie.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
16 z 18
33. SŁOWO
Pewnego razu jakiś minister siedział na krawędzi miejskiej fontanny. Wtem zamyślony wpadł do
środka. Widzący go przechodnie pobiegli natychmiast w jego stronę z wyciągniętymi rękoma wołając:
-Niech pan da rękę!
Ale minister nikomu jej nie podał, jakby ich nie słyszał.
W pewnym momencie jakiś człowiek przedarł się przez uliczny tłum i powiedział:
-Przyjaciele, nasz minister od samego dzieciństwa słyszał jedynie słowo „brać”, słowo „dać”
jest mu zupełnie nieznane.
Potem człowiek ów wyciągnął do niego dłoń i powiedział:
-Dzień dobry, Wasza Ekscelencjo, niech pan bierze moją rękę.
Minister zaraz uczepił się jej i wydostał się z fontanny.
* * *
Ludzie bardzo często mylą słowa. Bóg zna tylko słowo „dawać”.
34. WIELKI WĄWÓZ
Pewien niezadowolony z siebie i z innych człowiek zrzędził przeciwko Bogu, mówiąc:
-A kto powiedział, żeby nie istniał żaden sposób na to, aby się od niego uwolnić? Mam
absolutnie dosyć swoich codziennych zmartwień!
Dobry Bóg odpowiedział mu na jego wątpliwości snem. Ziemskie życie ludzi, które ów człowiek widział
we śnie, było niekończącą się procesją. Każdy człowiek szedł dźwigając na swoich ramionach wielki krzyż.
Posuwał się do przodu krok po kroku, mozolnie i nieubłagalnie.
Również bohater tej powiastki przemieszczał się w tym nie kończącym się pochodzie i dźwigał na sobie
ciężar własnego krzyża. Jednak po pewnym czasie zorientował się, że dźwigany przez niego krzyż był dłuższy
od krzyży innych ludzi. Może dlatego nie mógł sobie z nim poradzić.
-Gdyby można było go trochę skrócić, nie musiałbym się tak strasznie męczyć – powiedział
sam do siebie.
Usiadł na przydrożnym kamieniu, by skrócić krzyż o porządny kawałek. Kiedy znów ruszył w drogę,
zorientował się, że może się poruszać wreszcie krokiem szybszym i lżejszym. W ten sposób bez większych
trudności dotarł do miejsca, w którym znajdowała się meta jego ludzkiej pielgrzymki.
W miejscu tym rozciągał się wielki wąwóz. Był to szeroki otwór w ziemi, po którego przeciwnej stronie
rozpoczynała się „ziemia wiecznej radości”. Kiedy patrzyło się na nią z tej strony, zdawała się być czymś
niezwykle pięknym. Jednak nie było żadnego mostu, który by do niej prowadził, ani żadnej kładki, po której
można byłoby się tam dostać. Jednak wszystkim ludziom udawało się tam przedostać.
Zdejmowali z ramion swój długi krzyż i przechodzili po nim na drugą stronę.
Każdy miał idealny rozmiar: dokładnie taki, jaki był potrzebny, by połączyć ze sobą dwie strony
przepaści.
Przeszli wszyscy. Pozostał tylko on sam. Dopiero teraz zrozumiał, że jego krótki krzyż nie pozwala mu
przedostać się przez śmiertelną otchłań. Zaczął płakać i desperować:
-Ach, gdybym to wiedział…
Było już jednak za późno i rozpacz nie przydawała się na nic.
* * *
Święta Teresa z Avila w momencie swoich wielkich zmartwień odczuwała okropne bóle w nogach.
Użalała się z tego powodu Bogu:
-Panie, przy wszystkich moich problemach brakowało mi jeszcze tego!
Bóg powiedział jej:
-W ten sposób, Tereso, traktuję moich przyjaciół.
Odpowiedziała Mu na to:
-Teraz rozumiem, dlaczego masz ich tak niewielu.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
17 z 18
35. BAJKA O ZŁOTEJ RYBCE
Była sobie kiedyś złota rybka, która pewnego dnia zabrała ze sobą swoich siedem talentów i odpłynęła
daleko na poszukiwanie szczęścia. Nie dotarła daleko, gdy spotkała węgorza, który ją zapytał:
-Hej, ty, dokąd płyniesz?
-Udaję się na poszukiwanie szczęścia. – odpowiedziała dumnie złota rybka.
-Przypłynęłaś więc we właściwe miejsce. - odpowiedział węgorz. –Za jedyne cztery talenty
mogę ci sprzedać płetwy, dzięki którym będziesz mogła podróżować z podwójną szybkością.
-Naprawdę, to znakomity interes! – powiedziała nie mogąca się powstrzymać od szczęścia złota
rybka.
Zapłaciła, wzięła swoje płetwy i popłynęła przed siebie o wiele szybciej niż poprzednio.
Bardzo szybko dotarła do miejsca, w którym mieszkała mątwa.
-Hej, ty, dokąd płyniesz?
-Udaję się na poszukiwanie szczęścia. – odpowiedziała złota rybka.
-I znalazłaś je już, siostrzyczko? – zapytała mątwa. –Jeśli chcesz, mogę ci odstąpić po bardzo
korzystnej cenie śrubę, dzięki której będziesz mogła płynąć jeszcze szybciej.
Złota rybka kupiła sobie śrubę z pozostałe talenty i dwa razy szybciej niż poprzednio pomknęła przed
siebie.
Po chwili dotarła do miejsca, w którym mieszkał rekin. Pozdrowił ją:
-Hej, ty, dokąd płyniesz?
-Płynę na poszukiwanie szczęścia. – powiedziała złota rybka.
Wskazując jej płetwą swój rozwarty pysk, powiedział:
-Już je znalazłaś. Jeśli chcesz zaoszczędzić dużo czasu, musisz popłynąć na skróty tą drogą.
-Ach, dziękuję stokrotnie! – wykrzyknęła z radością złota rybka i wpłynęła z pośpiechem w paszczę
rekina, który ją schrupał ze smakiem.
* * *
Kto nie wie, czego chce, kończy zazwyczaj tam, gdzie nie chciał.
36. BOŻE RĘCE
Pewien mistrz podróżował kiedyś w towarzystwie swojego ucznia, który opiekował się jego wielbłądem.
Pewnego wieczoru, kiedy zjechali do gospody uczeń był już tak zmęczony, że zapomniał uwiązać zwierzę.
-Boże mój! – modlił się, kładąc się do łóżka. –Zajmij się dzisiaj moim wielbłądem, powierzam go
Tobie.
Następnego poranka spostrzegł, że wielbłąda nie ma.
-Gdzie wielbłąd? – zapytał mistrz.
-Nie mam pojęcia. – odpowiedział uczeń. –Muszę zapytać o to Boga! Wczoraj, kiedy byłem
zmęczony, powierzyłem go opiece Boga. Jeśli uciekł albo został ukradziony, to nie moja wina. To ty
zawsze mnie uczyłeś, aby mieć we wszystkim wielkie zaufanie do Boga, czyż nie prawda?
-Masz mieć wielkie zaufanie do Boga, ale najpierw powinieneś uwiązać wielbłąda!
– odpowiedział mistrz. –Czy nie wiesz, głupcze, że Bóg nie ma innych rąk do pracy poza twoimi?
* * *
Tylko Bóg może dać wiarę;
jednak ty możesz dać świadectwo,
Tylko Bóg może dać nadzieję;
jednak ty możesz pogłębić wiarę w swoich braciach.
Tylko Bóg może dać miłość;
jednak ty możesz uczyć innych, jak kochać.
Tylko Bóg może dać pokój;
jednak ty możesz zasiewać zgodę.
Tylko Bóg może dać siłę;
jednak ty możesz pocieszyć kogoś wątpiącego.
Tylko Bóg może dać życie;
jednak ty możesz go uczyć innych.
Tylko Bóg może dać światło;
jednak ty możesz sprawić, by zajaśniało w czyichś oczach.
Tylko Bóg jest życiem;
jednak ty możesz wzbudzić w innych jego pragnienie.
Tylko Bóg może uczynić coś, co zdaje się niemożliwe;
jednak ty możesz uczynić to, co możliwe.
Bóg jest samowystarczalny;
podoba Mu się jednak, gdy może na ciebie liczyć.
(pieśń brazylijska)
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Kółka na wodzie
18 z 18
37. JABŁKO
Każdego poranka bogaty i wszechpotężny król Bengodi odbierał hołdy swoich poddanych. W swoim
życiu zdobył już wszystko to, co można było zdobyć i zaczął się trochę nudzić.
Pośród różnych poddanych zjawiających się na dworze każdego dnia pojawiał się również punktualnie
pewien cichy żebrak. Przynosił on królowi jabłko, a potem oddalał się równie cicho, jak wchodził.
Król, który przyzwyczajony był do otrzymywania wspaniałych darów, przyjmował dar z odrobiną ironii i
pobłażania, a gdy tylko żebrak się odwracał, drwił sobie z niego, a wraz z nim cały dwór.
Jednak żebrak się tym nie zrażał. Powracał każdego dnia, by przekazać królewskim dłoniom kolejny
dar.
Król przyjmował go rutynowo i odkładał jabłko natychmiast do przygotowanego na tę okazję koszyka
znajdującego się blisko tronu. Były w nim wszystkie jabłka cierpliwie i pokornie przekazywane przez żebraka.
Kosz był już prawie całkiem pełen.
Pewnego dnia ulubiona królewska małpa wzięła jedno jabłko i ugryzła je, po czym plując nim, rzuciła
po nogi króla. Monarcha oniemiał z wrażenia, gdy dostrzegł wewnątrz jabłka migocącą perłę.
Rozkazał natychmiast, aby otworzono wszystkie owoce z koszyka. W każdym z nich znajdowała się
taka sama perła. Zdumiony król kazał zaraz przywołać do siebie żebraka i zaczął go przepytywać.
-Przynosiłem ci te dary, panie – odpowiedział człowiek. –abyś mógł zrozumieć, że życie
obdarza cię każdego dnia niezwykłym prezentem, którego ty nawet nie dostrzegasz i wyrzucasz do
kosza. Wszystko dlatego, że jesteś otoczony nadmierną ilością bogactw. Najpiękniejszym ze
wszystkich darów jest każdy rozpoczynający się dzień.
* * *
Od jutra będę smutny, od jutra.
Dzisiaj jednak będę szczęśliwy:
Do czego służy smutek, do czego?
Dlatego, że wieje nieprzychylny wiatr?
Dlaczego mam się dzisiaj martwić o jutro?
Może jutro będzie wszystko jasne.
Może jutro zabłyśnie już słońce.
I nie będzie żadnego powodu do smutku.
Od jutra będę smutny, od jutra.
Ale dzisiaj, dzisiaj będę szczęśliwy
I powiem do każdego smutnego dnia:
„Od jutra będę smutny.
Dzisiaj nie!”
(wiersz napisany przez pewnego żydowskiego chłopca w getcie w 1941 roku)
KONIEC
Przepisał i sprawdził:
P.P.Z. (Petrus-paulus)
Redakcja: ks. Roman Szpakowski SDB, Maria D. Śpiewakowska
Z języka włoskiego przełożył: Tadeusz Chudecki
Warszawa, 2008,
Wydawnictwo Salezjańskie
Tytuł oryginału: „Cerchi nell’ acqua”
IMPRIMATUR: Za zgodą Kurii Diecezjalnej Warszawsko-Praskiej
z dn. 06.01.1995 r., nr 49/K/95
ISBN 978-83-86655-05-2
Uwaga!!!
Książka ta w formie e-booka może być rozpowszechniana
tylko w celach indywidualnych!!!