Tadeusz Gajcy, Wybór poezji, BN I 283, oprac. Stanisław Bereś:
Wstęp:
Biografia:
- Tadeusz Stefan Gajcy urodził się w Warszawie 8 lutego 1922 roku
- jego ojciec Stefan pracował jako ślusarz, a matka Irena była akuszerką
- nieco oryginalne nazwisko przyszły poeta zawdzięczał przybyłym z Węgier przodkom. Aż do 1939 roku używał go w kilku wersjach: Gajc, Gajczy, Gaycy, Gajcy
- jego żarliwa i głęboka wiara stanie się w przyszłości trwałym fundamentem osobowości
- żywe były w rodzinie Gajcego zainteresowania artystyczne: matka była wielbicielką poezji Słowackiego, ojciec w wolnych chwilach pisywał amatorskie wiersze
- jako uczeń przyszły pisarz nie wyróżniał się niczym szczególnym. Dopiero dwa lata przed wybuchem drugiej wojny światowej Gajcy szerzej interesuje się literaturą, pojawiają się pierwsze próby poetyckie i prozatorskie. Odnajdujemy w nich głównie kontemplacje religijne i pejzażowe. Z tego okresu zachowało się 19 nierównych i dalekich od pełni wyrazu wierszy, choć niektóre, np. ,,Ziemia” zapowiadają już pewne cechy jego osobowości artystycznej
- maturę zdał w 1941 roku. Już wtedy zwrócił uwagę świetną znajomością literatury ojczystej i artystycznymi walorami swoich prac
- Gajcy dostaje się do tajnego kompletu polonistycznego podziemia Uniwersytetu Warszawskiego, pracującego pod kierownictwem prof. Juliana Krzyżanowskiego. Tutaj właśnie zetknął się z Władysławem Bartoszewskim i Leonem Stroińskim
- obejmując kierownictwo ,,Sztuki i Narodu” Gajcy stanął przed poważnymi problemami organizacyjnymi i technicznymi. Poprzedni redaktorzy zostawili po sobie sporo inicjatyw zazębiających się z działalnością pisma. Najważniejszą z nich była Biblioteka Sztuki i Narodu, w której ukazały się ,,Widma” Topornickiego i ,,Okno” Chmury. Mimo ambitnych planów, na skutek trudnej sytuacji poligraficznej, Gajcemu udało się doprowadzić jedynie do wydania własnego tomu poetyckiego ,,Grom powszedni”. Również niepowodzeniem skończyły się próby kontynuowania działalności teatralnego Studia Eksperymentalnego
- reorientacja ta świadczy, że czasopismo w osobie Gajcego znalazło obdarzonego wyobraźnią i szerokimi horyzontami organizatora, zdolnego wykroczyć poza przedziały politycznych partykularyzmów na drodze ku integracji różnoimiennych propozycji i postaw twórczych
- redakcyjne obowiązki Gajcego w znacznym stopniu przyspieszyły jego rozwój artystyczny. Wstępując na tajny Uniwersytet Warszawski miał za sobą garść juweniliów i przekładów. Przypuszczalnie przed akcesem do ,,Sztuki i Narodu”, w początkach 1942 roku, napisał nawiązujący do świeżych doświadczeń wrześniowych poemat ,,Z dna” oraz baśniowo-balladowy cykl ,,Wierszy niewymiernych”
- gatunkiem, w którym Gajcy czuł się najpewniej, była poezja. Zwieńczeniem jego krótkiej drogi pisarskiej stał się drugi po ,,Widmach” tom poetycki, zatytułowany ,,Grom powszedni” (maj 1944). Zainteresowanie, jakim cieszył się ten zbiorek, skłonił autora do podjęcia pracy nad jego rozszerzoną wersją. Niestety do opublikowania pełnego zbioru w wersji książkowej zabrakło mu już czasu
- dyskrecją otaczał Gajcy swoje narzeczeństwo z Wandą Suchecką, poznaną przez jej brata Wiktora
- Gajcy znał ją od 1940 roku, a bliższe związki uczuciowe połączyły ich dopiero rok później. Wiek jego wybranki - 16 lat - spowodował, że początkowo miłość ta z jej strony przybierała formy egzaltacyjno-naiwne, ze strony poety zaś opiekuńcze, z czasem jednak przerodziła się w uczucie dojrzałe, naznaczone piętnem odpowiedzialności, spotęgowanym aresztowaniem, a później wywiezieniem Wiktora Sucheckiego, na którego utrzymaniu była siostra, do Oświęcimia (sytuacja opisana w ,,Trzech śmieciach”). Dodatkowym źródłem goryczy okazał się konflikt Gajcego z rodzicami wybranki, którzy zdecydowanie przeciwstawili się zaplanowanemu ślubowi córki z człowiekiem, który nie posiadał stałego źródła utrzymania
- Gajcy wraz ze Stroińskim otrzymali przydział do Dyonu Motorowego. Ćwiczenia z taktyki odbywały się w mieszkaniu Chmury. Obaj pisarze oddali się gorączkowym poszukiwaniom broni. Ostatnie chwile spędzone przed ,,godziną W” zajęły Gajcemu sprawy osobiste, gdyż odsuwana dotąd od konspiracji narzeczona zgłosiła się, mimo choroby, do grupy AL., skąd Gajcy zabrał ją w ostatniej chwili i przekazał do szpitala. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach swego oddziału, który stacjonował wówczas przy ul. Długiej 27, poeta dołączył do Dyonu. Brali udział w pracach pomocniczych: organizowali występy artystyczne i zajmowali się aprowizacją, co pozwoliło im zdobyć pełne umundurowanie niemieckie. Już wkrótce znaleźli się w ogniu walki
- obszar, na którym operował oddział Gajcego i Stroińskiego, był miejscem szczególnie zaciekłych walk obu stron
- Gajcy znalazł się w szczególnie zagrożonym regionie Starego Miasta, brał udział w wyjątkowo zaciekłych walkach, zginął przysypany gruzami na terenie lub w pobliżu Arsenału między 16 a 22 sierpnia 1944 roku. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Walecznych. Jego ciało spoczęło na Cmentarzu Wojskowym w kwaterze powstańczej A-27
Konfederacja Narodu:
- Konfederacja Narodu oparła swą działalność na wąskich kręgach inteligencji twórczej oraz młodzieży. W ten sposób udało się stworzyć środowisko prężne i dynamiczne w działaniu. Organizacja skupiała swą uwagę przede wszystkim na aktywności bojowej i intelektualno-kulturalnej. Jej utrzymane na wysokim poziomie pisma i liczne broszury odwoływały się do romantycznie brzmiących haseł kresów i przedmurza, kreśliły atrakcyjną wizję Polski uniwersalistycznej, ubezpieczonej swą - przyszłą - potęgą, zdobytą kosztem obecnych wrogów
- Wacław Bojarski, Tadeusz Gajcy, Stanisław Marczak, Zbigniew Łoskot - to najciekawsze indywidualności wojennej generacji. Umożliwiając im druk artykułów, wierszy i opowiadań, a zarazem pozostawiając - częściowo taktyczny - margines swobody, KN zdopingowała młodych twórców do szczególnie intensywnego rozwoju intelektualnego i artystycznego
- problem zależności programu ,,Sztuki i Narodu” od ideologii KN zawsze budził żywe kontrowersje. Na ogół dominowała jednak tendencja do oddzielania poglądów młodych pisarzy ,,Sin-u” od ideologii KN. Jeśli chodzi o zależność formalną, była ona bezdyskusyjna: wszyscy kolejni redaktorzy byli członkami organizacji, pismo korzystało z jej bazy technicznej i funduszy, kierownictwo miało stały wgląd w drukowane materiały. Mimo swego literackiego charakteru periodyk posiadał wyraźny profil polityczny (wizja Polski mocarstwowej, hasła nacjonalistyczne, propagowanie kultury imperialnej)
- pierwszym wielkim blokiem tematycznym pisma była ostra rozprawa z dorobkiem myślowym i estetycznym dwudziestolecia międzywojennego
- w opinii redaktorów ,,Sztuki i Narodu” odpowiedzialność za klęskę polityczną kraju oraz bezradność sztuki dwudziestolecia wobec zadań wyznaczonych jej przez historię spada na demoliberalizm, który krzewił wolność artystycznej jednostki i podtrzymywał kult indywidualizmu. Stałym wątkiem wypowiedzi młodych krytyków jest wciąż podnoszone rozpoznanie ideologicznego zamętu minionej epoki, zarzuty braku kryteriów i hierarchii w sztuce, nieobecność wielkiego tematu narodowego i ideowego starcia
- sztuce powierzone jest wielkie zadanie: akcja wychowawcza, mająca na celu przemianę świadomości rodaków oraz wyłonienie takiego modelu literatury, który dzięki swej prężności i ideowości będzie mógł stać się atrakcyjnym elementem propagandowym w dziele unii narodów. Młodzi autorzy z pełną powagą potraktowali tę koncepcję. Z niezwykłą siłą odzywa się ona praktycznie we wszystkich manifestach programowych pisma
- obsesyjna wręcz koncepcja poezji jako narodowego czynu
- w całej publicystyce ,,Sztuki i Narodu” ujawnia się niezwykle ostre napięcie, wręcz wewnętrzna nierozwiązywalność pomiędzy racjami jednostkowymi a zbiorowymi. Stąd tak częste w niej operowanie opozycjami: pasywizm i aktywizm, słowo i czyn, demoliberalizm i totalitaryzm, artysta i państwo
- spuścizna Gajcego w dziale krytyki literackiej i publicystyki nie prezentuje się zbyt okazale. Obejmuje ona 17 wypowiedzi poświęconych głównie aktualnym zagadnieniom podziemnego życia literackiego. Na pozór jest to niemała liczba, lecz tylko 4 (,,Już nie potrzebujemy”, ,,O wawrzyn”, ,,Historia i czyn”, ,,Sztuka odważnych”) odznaczają się większymi ambicjami i ciekawym postawieniem problemu. Pozostałe to na ogóle recenzje lub omówienia niektórych spośród podziemnych pism, antologii lub tomów poetyckich
- Gajcy zaprezentował się w nich jako wierny kontynuator linii poprzedników (negatywny stosunek do sztuki międzywojennej i emigracyjnej, podkreślenie dziejowej roli Polski, agitacja na rzecz muzy bojowej)
- Gajcy, jako najsłabiej spośród wszystkich redaktorów ,,Sztuki i Narodu” zaangażowany w ideologię Konfederacji, łagodniej odczuwał napięcia związane z przeszczepieniem doktryny na grunt nowej kultury. Znacznie głębiej za to wkraczał w swych artykułach w problematykę stricte literacką, co ujawniło się w profilu periodyku pod jego redakcją. Godnym również uwagi jest fakt, że właśnie jego wypowiedzi, znacznie mniej niż redakcyjnych kolegów, obciążone są piętnem aprioryzmu i rażących nieraz przejaskrawień. Równocześnie trzeba jednak dodać, że i on nie uniknął znaczących schematyzacji
- w głośnym manifeście pokoleniowym ,,Już nie potrzebujemy”, który przynosi zdecydowaną krytykę dorobku artystycznego dwudziestolecia. Gajcy w sposób zbiorczy oskarża pisarzy tego okresu o zerwanie więzów z życiem społecznym, pogrążenie się w łatwiźnie i tandecie, niechęć do diagnozowania rzeczywistości politycznej, a wreszcie o nieumiejętność dostrzeżenia zapowiedzi nadciągającego kataklizmu
- Gajcy uznał propozycje Awangardy Krakowskiej za ,,tragiczne nieporozumienie”, ,,dziwoląg pretendujący do miana poezji”, dokument ,,złego smaku artystycznego”
- snobizm, elitaryzm, kult eksperymentu, powielanie wzorów zachodnich, skłonność do retoryczności: oto główne według niego grzechy Awangardy
- jedyną formacją artystyczną, z którą Gajcy obszedł się nieco łagodniej, była Druga Awangarda, której skład osobowy zawęził do 4 nazwisk: Czechowicza, Miłosza, Zagórskiego i Sebyły
- Gajcy szansy dla swego pokolenia dopatruje się w bezpośrednim stosunku do rzeczywistości, w koncepcji siły, w aktywizmie przeciwstawionym dotychczasowej ,,ekshibicjonistycznej słabości narodowej”, w wizji artystycznego czynu. Nawołuje do stawiania ,,wielkich problemów”, ,,kształtowania wyobraźni czytelników”, formowania odpowiednich postaw światopoglądowych. W swym programotwórczym zaangażowaniu posuwa się nawet do kwestionowania kreacyjnego indywidualizmu i prawa do pisarskiej integralności. Tym samym powtórzy spora część haseł kwestionowanego przez siebie programu pisarzy kręgu Żagarów
Juwenilia:
- poezja kusiła Gajcego od najmłodszych lat. Jak wspomina w swoim żartobliwym ,,Curriculum vitae”, pisać zaczął jeszcze przed 13-tym rokiem życia. Najwcześniejsze jednak zachowane utwory z tego okresu pochodzą z 19387 roku
- już najwcześniejsze teksty młodziutkiego poety zwracają uwagę poczuciem misji pisarskiej. Ujawnia się ona w tyleż zabawny, co i irytujący sposób: poprzez stałe eksponowanie własnego talentu, pogardę wobec prostszego człowieka, powołanie się na wyimaginowaną skalę cierpień i przeżyć, wreszcie poprzez artystowski ton i megalomański patos
- znajdziemy u niego chwilowe zainteresowanie futuryzmem, czego wyrazem jest ,,Podróż”, będąca próba symultanicznego zapisu natłoku obrazów pojawiających się w oknie pociągu, a także ,,Misterium” dynamizujące wizerunek przyrodniczy poprzez porównanie go do teatralnej sceny
- nie udało się uciec Gajcemu od pokus muzy skamandryckiej. Apologia witalizmu, młodości i biologii (,,Ziemia”, ,,Pytanie”), pochylenie się nad człowieczą mizerią (,,żebrak”),notowanie ulotnych wzruszeń (,,Sosna”, ,,Radość i samotność”), próby przekształcenia życia w sztukę (,,Praca nocna”, ,,Wyznanie”, ,,Misterium”, ,,Skąd wracacie zgorzkniali i biedni”) - to elementy często goszczące w jego juweniliach
- liryka Gajcego przesiąknięta jest głęboką wiarą w możliwość oderwania się dzięki poezji od życiowych uwarunkowań, od tragedii, jaką jest ludzka egzystencja. Lot, unoszenie się w powietrzu, swobodna lewitacja - to stały motyw tej twórczości
- w ,,Pytaniu” i ,,Rebusie” kilkunastoletni autor zastanawia się, jakie jest jego miejsce w wyznaczonym mu przez los punkcie czasu i przestrzeni. Rzecz zastanawiająca - jak bardzo jego wyobrażenie doli ludzkiej odbiega od sielskich iluzji tego wieku. Los i przyszłość nie jawią mu się jako obszar łatwych urzeczywistnień. Człowiecza kondycja to twarde, bezwzględne zmaganie się z przeciwnościami świata, który wykorzystuje każdą chwilę nieuwagi jednostki, by ją złamać i zniszczyć
- od najmłodszych lat Gajcy był silnie związany z kościołem, kształtowany przez pobożną babkę, jako pewnik przyjął uroszczenia biologii i młodości za zło, a koncepcję życia obróconego ku sprawom doczesnym za grzech. Atmosfera śmierci i pogrzebu to stałe tło jego dojrzewania
- jego uwrażliwiona i obrócona ku śmierci imaginacja nieustannie rodzi fantomy wojny i zbliżającego się zagrożenia (,,Skąd wracacie zgorzkniali i biedni”, ,,Wioska w nocy”). W przeciwieństwie do przedstawicieli Drugiej Awangardy, którzy dążyli do nadania katastrofie wymiaru uniwersalnego i kosmicznego, Gajcy nieodmiennie subiektywizuje prezentowane wizje, samego siebie uznaje za naznaczonego przez wyrok losu
- interesującym rysem juweniliów jest swoiste zafascynowanie kreślonymi obrazami końca. To, co przeraża, niszczy i niesie nieuchronną zatratę, jednocześnie pociąga, promieniuje jakąś dwuznaczną urodą chwili ostatecznej
- pożądanie pełni, miłości, bezkresów wyobraźni, mistycznych olśnień i czaru przyrody - to wszystko, czego poeta pragnie zaznać
- podstawowymi doznaniami młodzieńczej liryki Gajcego są: poczucie zdeterminowania przez los, tęsknota za niemożliwym do zaznania życiem i uczuciem, podatność na stany lękowe, skłonność do odbioru rzeczywistości poprzez literackie klisze katastrofizmu, metafizyczna zaduma, wreszcie wiara w terapeutyczne możliwości literackiego zapisu
,,Wiersze niewymierne”:
- jest to tytuł niewielkiego zbiorku poetyckiego, napisanego przez Gajcego w roku 1942. w jego skład wchodzi 9 niewielkich liryków:
* ,,Czarne okna”
* ,,Korale”
* ,,Jezioro”
* ,,Ballada o chłopcu przydrożnym”
* ,,Żebrak smutku”
* ,,Ballada czarnoksięska”
* ,,Bajka druga”
* ,,O szewcu zadumanym”
* ,,Modlitwa za rzeczy”
Po raz pierwszy opublikowane zostały dopiero w 1968 roku w ,,Utworach wybranych”
- mamy tu do czynienia z partią tekstów wyraźnie słabszych niż te, które znamy z ,,Widm” i ,,Gromu powszedniego”. Szczególnie niekorzystne wrażenie sprawia nawiązujący do ,,świtezianki” balladowy ,,Poman i Panna Leśna” oraz realizujący martyrologiczny stereotyp ,,śpiew murów”. W kręgu mizerabilistyczno-tyrtejskiej topiki sytuuje się również rozbudowany poemat ,,Z dna”. Nie jest to jednak utwór jednoznaczny, gdyż stanowi on jakby pomost pomiędzy juweniliami a twórczością dojrzałą, między świadomością ,,cywilną” a poczuciem współuczestnictwa w biegu wypadków. Zderzają się w nim przeto bohaterski obraz wojny i wizja katastrofy totalnej, syntetyczny skrót wyobraźniowy i poetyzowana kronika wydarzeń, podporządkowanie presji tradycji i chęć tworzenia własnych wzorców poetyckiego świata
- stanowiąca profetyczne preludium część I eksponuje nastrój niepokoju i pewności nadciągającej klęski. Część II nawiązuje do tradycji walk narodowowyzwoleńczych oraz przynosi pożegnanie dzieciństwa wraz z błogosławieństwem dla ruszających w bój oddziałów. Część III to krótka migawka z przepełnionych wojskiem dworców kolejowych. Część IV jest skonstruowana na wzór litanii, zamyka opis pierwszych dni wojny modlitewnym apelem do Matki Boskiej. Część V rozpoczyna rozbitą na kilka członów pieśń klęski. Jej początek stanowi wizja egzorcyzmów odmawianych nad zabitym żołnierzem, odwiedzającym rodzinny dom. Obrazy wojny na kresach wschodnich szkicuje część VI poematu, następna zaś plastycznie ukazuje sytuację w oblężonej Warszawie. Część VIII przedstawia panoramę kraju pokonanego i stratowanego, pejzaż kapitulacji i zniewolenia. Część IX zamyka opis wrześniowej epopei akordem bohaterskim: scenami obrony Helu. Fragment X to z kolei wizja Polski męczeńskiej, która poprzez narodowe cierpienie dąży ku duchowemu odrodzeniu. Jej konsekwentnym dopełnieniem jest część XI, w której odnajdujemy obraz ojczyzny powstającej niczym Feniks z popiołów i przekształcającej się w pasterską idyllę
- w utworze przeplatają się ujęcia statyczne i dynamiczne opisy walk, części refleksyjne i kronikarskie
- Gajcy dąży do wizji ojczyzny o nienaruszonym fundamencie moralnym. Bohaterstwo żołnierza, brutalność najeźdźcy, cierpienie kobiet i dzieci, wiara w opatrznościowy sens historii - to główne wątki , jakie przynosi cykl ,,Z dna”
- poeta dbał o to, by jego utwór nie znalazł się poza polem oddziaływania tradycji. Odwoływał się do formuł modlitewnych, przywoływał tonacje psalmu, rapsodu, hymnu i bohaterskiego eposu. Żywa w tym poemacie jest tradycja rycerska
- dostrzegamy liczne nawiązania do Mickiewicza (,,Dziady”, ,,Lilie”), Konopnickiej (,,A jak poszedł król na wojnę”)
- poemat ,,Z dna” jest monumentalnym, poetyckim freskiem wojennym,
- skłonność do konstruowania rozbudowanych wizji
- ostatnia część ,,Z dna” promieniuje pewnością i wiarą w możliwość powrotu do utraconej Arkadii - Ojczyzny. Jej finał jeszcze bardziej pogłębia konsolacyjno-katartyczną obietnicę poprzez odwołanie się do koncepcji apokatastazy, oznaczającej powrót całego stworzenia do jedności z Bogiem, a jednocześnie ostateczne zwycięstwo dobra i sprawiedliwości
- ten poemat nie stanowi udanej artystycznie próby. Interesująca jest w nim jednak pojawienie się związków tego języka poetyckiego, który w najbliższym czasie wypracuje wojenne pokolenie poetów Warszawy
- przyjrzenie się cyklowi ,,Wierszy niewymiernych” sprawia wrażenie, jakby wyszedł z spod innej ręki. Tchną one prywatnością, spokojnym oniryzmem i niepokojącą łagodnością przyrodniczej scenerii. Groźny świat ballady romantycznej łączy się w nich z projekcjami fantastycznymi wyprowadzonymi wprost z bajkowej rekwizytorni. Jest to rzeczywistość zminiaturyzowana i zinfantylizowana
- baśniowa sceneria, bohaterowie i rekwizyty poddane zostają przetwarzającemu działaniu fantazji, która nie dba o przestrzegania jakichkolwiek reguł
- poetyckie baśnie Gajcego zostały jakby przepuszczone przez krzywą soczewkę. To niby strzępki opowieści dziecięcych wyrojonych w męczącym, neurastenicznym, choć promieniującym niepokojąca urodą śnie
- mimo całej nieokreśloności ,,Wierszy wymiernych” wyraźnie dominuje w nich swoista aura wewnętrznego paraliżu, poczucie zapadania się i grzęźnięcia, a także nieumiejętność wywikłania się spośród snujących się do tej baśniowej krainy lęku i cierpienia
- ten cykl to jakby próba zapisu procesu rozpadania się dziecinnej wyobraźni. To poetyckie studium powolnego i nieodwracalnego wkraczania demonów strachu do krainy iluzji. Arkadia ulega wyrodnieniu
- degradacja i upadek baśni - oto temat ,,Wierszy niewymiernych”
- jeszcze głębsze wejście w świat arkadii zanegowanej przynoszą dwie piękne kolędy: ,,Betleem” i ,,1942. Noc wigilijna”. Gatunek ten przezywał w okresie okupacji okres niezwykłego rozkwitu
- po degradacji krainy dzieciństwa obserwujemy w poezji Gajcego próbę weryfikacji sfery sacrum. Pisarz przerażony barbarzyństwem wojny i przeżywający kryzys wiary w teodyceę zdaje się głosić przeświadczenie, że Bóg, wiara i religia przestają być w dobie okupacji wystarczającym oparciem. Władcą rzeczywistości staje się diabeł, który paraliżuje boskie poczynania
,,Widma”:
- to jeden z najbardziej znanych i oryginalnych tomów poetyckich okresu wojny
- opublikowany w 1943 roku
- jedni uważają poemat za dzieło artystycznie nieudane, wręcz dokument kryzysu świadomości poety, inni - widzieli w nim utwór na wskroś oryginalny, wartościowy
- dzieło to reprezentuje taki typ doświadczenia poetyckiego, w którym bardzo trudno o jednoznaczne i proste rozstrzygnięcia. Ruchome, nieustannie nakładające się na siebie odłamki snu i gorączkowych majaczeń, niejasne wspomnienia z dzieciństwa, szczątki baśni, spory z Bogiem i szatanem. Nic tu nie jest pewne i ostateczne. Jest to wizja gigantycznej katastrofy, obraz rzeczywistości opuszczonej przez Boga i dewastowanej przez szatana, widzianej oczami jednostki tracącej poczucie realności, obłąkanej przez lęk
- Gajcy sięgnął tu po katastroficzną groteskę (współistnienia dobra i zła, piękna i brzydoty, realności i podświadomości)
- zderzenie się z niezwykle sugestywnym, czarnym obrazem rzeczywistości, krajobrazem klęski i zniszczenia
- koszmar nie ma końca
- ślady nieludzkiego bólu i cierpienia
- wśród żywych grasują potwory
- lek i groza ogarniają wszystkich, na placach fałszywi prorocy głoszą herezje, biskup skrapia widma święconą wodą
- jest to poemat katastroficzny
- próba okiełznania zła przez odbieranie mu wiarygodności (śmiech)
- intrygującym zjawiskiem jest sposób, w jaki poeta przedstawia wizję katastrofy. Niemal zawsze ujawnia się u niego skłonność do zacierania kontur obrazu, do pseudonimowania
- Gajcy nie pisze o okupacji, łapankach, torturach i komorach gazowych. Tworzy nową wersję Sądu Ostatecznego
- Gajcy przywiązany jest do szczegółu, detalu, odcienia, koloru
- metaforyczny barok, spiętrzanie obrazów i wizyjna rozrzutność posiadają związek z ulubioną przez poetę techniką marzenia sennego, z widzeniami proroczymi, projekcjami ukrytych leków
- każda z 10-ciu części poematu posługuje się wizjami snu
- tytuł poematu nie jest przypadkowy. Bohaterami są widma wyrojone w potwornym śnie o katastrofie, śnie, który nie ma konturów, granic, końca. Nie sposób ustalić, co należy do realności, a co jest własnością świata tych okrutnych imaginacyjnych widziadeł
- poeta buntując się przeciwko wyłączeniu się Boga z biegu wypadków
- wszystko to w połączeniu z kataklizmem, głodem, zarazami składa się na obraz rzeczywistości pozornie opuszczonej przez Boga
- diabeł kusi w sposób wyrafinowany (aluzje do ,,Fausta”)
- Gajcy ukazuje jednostkę sparaliżowaną kształtem rzeczywistości, zagubioną pośród zwidów, tracącą oparcie w Bogu i kuszoną przez szatana przedstawia jej walkę o wewnętrzną równowagę. To artystyczny zapis człowieczego upadku i walki o duszę
- tom ten jest manifestacyjnie dwudzielny: jego pierwszą, efektowną część zajmuje tytułowy poemat; część druga, znacznie spokojniejsza, składa się z 7 liryków. Odnajdujemy w nich oniryzm, baśniowość, nastrojowość, kapryśną muzyczność, a wszystko to wtopione w atmosferę mrocznego przeczucia
- cykl wierszy zamykających ,,Widma” stanowi egzemplifikację wręcz przeciwstawnego modelu twórczości: wyrzekającej się spraw publicznych, nieczułej na tony męczeńskie, oddanej lotnej fantazji, projekcji sennej i groteskowej, penetracji wewnętrznej i kulturowej
- jego programowy wiersz jest demonstracją postawy godnej szacunku, pochwałą wzorca obywatelskiego zaangażowania poprzez sztukę
- nie jest dziełem przypadku, że Gajcy-Topornicki odczuwał opory wykraczając poza model literatury utylitarnej, że czuł potrzebę udokumentowania swojej wiedzy na temat dwuznaczności etycznej, jaką może zrodzić odejście od afirmowanej postawy
- Gajcy zręcznie balansuje między różnymi formułami literackimi i gatunkowymi. Znajdziemy tu: bajkę, kolędę, kołysankę, fantazję poetycką, ,,wewnętrzną impresję”
- wiersze drugiej części ,,Widm” chętnie przywołują skojarzenia muzyczne
- dramat poety dobitnie ukazuje utwór ,,Legenda o Homerze” (kluczowy dla tej części zbioru). To wyrazisty dokument przejmującej rozterki, jaką rodzi marzenie o sztuce nieskrępowanej żadnymi pozaartystycznymi czynnikami oraz jednoczesna świadomość ich stałej inwazji w jego psychikę, a zatem i twórczość. Artysta zagłuszony potworną kakofonią dźwięków zagłady porzuca swą pieśń. Oślepiony, milczący, pogrąża się w marzeniach o ,,wyspach szczęśliwych”, słysząc tylko posępny jęk wiatru zniszczenia. To obraz poczucia skrajnego ubezwłasnowolnienia artystycznego, poczucia zawłaszczenia sztuki przez obce i wrogie jej siły. Artysta jest więc ślepy i niemy. Zamiast niego przemawia bełkotliwy i wrzaskliwy duch dziejów
,,Grom powszedni”:
- tytuł drugiego i ostatniego tomiku Gajcego-Topornickiego
- nastrojowość tych wierszy jest jakby przeniesiona z wierszy Czechowicza, świetnie oddaje potęgę niszczących mocy i fenomen ich roztapiania się w codzienności
- systematyczne wrastanie ludobójczych praktyk w rytm dnia codziennego
- poezja Gajcego w wyjątkowy sposób przesiąknięta jest myślą o śmierci. Jego naczelnym tematem jest próba zmierzenia się z wrogą rzeczywistością i pragnienie sprostania losowi
- ten poetycki świat to piękna, kolorowa bańka tuż przed pęknięciem
- w tym tomiku z ogromną siłą ujawnia się świadomość powolnego pogrążania się w obojętności, w przyzwyczajeniu się do powszechnego zła i przemocy
- groza stopniowo powszednieje, przestaje paraliżować, myśli o umieraniu stają się jednym z elementów codziennego bytowania
- poezja Gajcego nie wykazuje zainteresowania ,,czynem”
- podobnie jak w liryce Baczyńskiego normą jest opór przeciwko demagogii czynu zbrojnego, eksponowanie skażenia moralnego, jakie nieodłączne jest wszelkiej walce z bronią w ręku, wyraźny sceptycyzm wobec narodowego ofiarnictwa
- żołnierski czyn jest czymś wymuszonym, niezgodnym z pokładami wrażliwości, w jakie został wyposażona ludzka istota
- Gajcy z wyjątkową jasnością opowiada się po stronie miłości przeciwko nienawiści, po stronie przebaczenia przeciwko odwetowi
- wiersze poety pełne są obrazów bezpłodności, utraty sił rodzenia
- Gajcy ma wiele wspólnych tonów z Baczyńskim
- eksponowany w publikacjach młodej generacji aktywizm, prężność, absolutne przekonanie o sensowności i konieczności ofiary, apologia czynu, sytuują się wręcz na antypodach tego, co odnajdujemy w ostatnim tomie Gajcego
- zbiór ten przynosi niejednoznaczny obraz rzeczywistości
- poezja Gajcego jest wyjątkowo zawikłana. Króluje w nich liryczne wielosłowie, skłonność do przechodzenia od jednego obrazu do następnego, tak że w efekcie gubimy główny wątek, plączemy się. Stałą jej cechą jest rozbudowanie w szczególe, odcieniu, stanie przejściowym i momentalnym
- Gajcy mówi o wszystkim, co dla niego najbardziej bolesne i wstydliwe, nie omija problemów drażliwych, kusi własny los kolejnymi scenariuszami śmierci. Nie czyni jednak tego wprost. Jego liryka to jeden z najciekawszych aktów ,,oswajania” zagłady, łagodzenia jej najbardziej ostrych i drastycznych rysów
- nie brak w jego wierszach zadumy nad urodą świata, wzruszeń kontaktu z przyrodą. Poeta miesza realność ze snem
- unika nazw militariów. Dominują tu określenia ogólne, kojarzące się z metalem
- większość wierszy ,,Gromu powszedniego” nosi charakter religijny, choć granica pomiędzy sferą sacrum i profanum jest zatarta
- rozważania Gajcego wokół sztuki, tworzenia, kultury. Tworzenie było dla niego czynnością świętą, powieleniem aktu wszechkreacji
,,Misterium niedzielne”:
- jest jednym z najciekawszych utworów Gajcego
- napisane w kilka dnia podczas największego nasilenia terroru okupacji i łapanek, aresztowań i masowych egzekucji
- utwór ten wnosi do wojennej twórczości młodego pokolenia nowy ton. Utwór przedstawia losy wielkiej surrealistycznej akcji, mającej na celu ,,oszukanie”, przechytrzenie nadciągającej katastrofy przy pomocy magii proroczych objawień, sennych majaczeń oraz aktywności związków nawiedzonych ,,wieszczów”. Autor transformuje w nim groźną atmosferę ostatnich miesięcy przed wrześniem 1939 roku w satyryczno-groteskową rzeczywistość ludowej szopki. Ukazuje sytuację zbiorowości postawionej wobec perspektywy całkowitej zagłady, gotowej uwierzyć w każdą iluzję i przyjąć - za cenę mirażu ocalenia - przewodnictwo szalbierczego grona proroków
- szeregowa konstrukcja akcji dramatycznej, cykliczność budowy, mechaniczne łączenie scen i epizodów, równorzędne traktowanie wszystkich postaci, skłonność do mieszania komizmu i wzniosłości, wykształcenie symultanicznej przestrzeni teatralnej, powołanie do życia ,,obrazu historycznego”, fragmentaryczność i ułamkowość prezentowanego obrazu
- brak wyróżnionego bohatera, wszyscy są jednakowo przerysowani - żebrak, woźnica, poeta, policjant, żołnierz, monarcha, niewinna dziewczynka. Jednakowo są bezradni wobec nadciągającego przeznaczenia
- stała obecność elementu komicznego i wzniosłego, ludycznego i tragicznego
- pragnienie ucieczki przed świadomością skazania
- utwór Gajcego jest generalną rozprawą z Polską przedwrześniową, próbą odtworzenia tej atmosfery nierzeczywistości oraz uchwycenia podstawowych symptomów zbiorowej iluzji ogarniającej zagrożonych katastrofą
- szyderstwo łączy się z pobłażliwością
- tragedia pozwala artyście łączyć się ze skazanymi na klęskę bohaterami, podczas gdy komizm umożliwia dystans, wygłuszenie trwogi i mistyfikacji zdesperowanego umysłu
- ,,Misterium” Gajcego staje się aktem zgody na okrucieństwo przeznaczenia, równocześnie jednak pozostaje polemiką z taką wizją świata, który nie tylko spopiela człowieka, lecz również zaciera po nim jego kulturowe ślady
,,Homer i Orchidea”:
- próba dramaturgiczna Gajcego
- jest to pełnowymiarowy, trzyaktowy utwór sceniczny
- ukończony 4 grudnia 1943 roku
- Gajcy zaczerpnął koncepcję jednostki wybranej przez Boga, która swój talent musi okupić cierpieniem z twórczości Norwida (dryptyk dramatyczny ,,Tartej-Za kulisami”), a także schemat relacji łączących tytułową parę
- losy tytułowego bohatera i jego narzeczonej pisarz przedstawił w dwóch odsłonach: w dniach dojścia Homera do pełnoletniości oraz 30 lat później. Przeznaczeniem Homera jest ślepota, rzucona za złamanie religijnego rytuału i poznanie ,,rzeczy nieczłowieczej”, jaką jest obraz płaczącego Boga. Orchidea bluźni przejęta swym ukochanym. Jej bluźnierstwa zostają uznane przez wieśniaków za przyczynę nieszczęść spadających na wioskę. Para zostaje wrzucona do pustej łodzi i zepchnięta na wzburzone morze. Podczas sztormu Homer traci wzrok. Przeznaczenie dopełnia się 30 lat później. Homer wygłasza pierwszą część nowego utworu o dziejach Odysa. Pęknięta struna formingi rani Orchideę. Podczas jej choroby śpiewak wyjawia, co widział w świątyni na Chios. Złamanie tajemnicy oznaczało wyrok śmierci dla ukochanej. Tylko Homer może być depozytariuszem tego sekretu. Na wyspę powróci samotnie
- okupacyjny dramat Gajcego jest nową próbą rozważania sytuacji artysty w epoce nieludzkiej
- zaślepieni wolnością swych decyzji ludzie paradoksalnie dostrzegają mniej niż niewidomy Homer
- nawet sztuka wyrastająca z ludzkiego bólu, strachu i zwątpienia wolna być musi od trwogi, zła i braku nadziei, gdyż jej misją jest podtrzymywanie sensu człowieczeństwa nawet w czasach, które mu kategorycznie zaprzeczają
Proza:
- spuścizna prozatorska nie jest zbyt okazała
- jedynie 3 niewielkie opowiadania; ,,Paweł”, ,,Cena” i ,,Twarzą w noc”, a także początkowy fragment powieści ,,Trzy śmierci”
- wszystkie utwory powstały w 1943 i 1944 roku
- ukazują młodego inteligenta o artystyczno-medytacyjnych skłonnościach, dźwigającego na sobie piętno urazu wyniesionego z 1939 roku, zmagającym się z lękiem
- próby prozatorskie Gajcego są jednym, nie kończącym się studium lęku
- jednostka jest skazana na śmierć i samotność
Korale Pokrusz wątłe gałązki, w których się wikłasz - Z pejzażu małego jak okno świergotem karmiąc dwie wąskie stopy gołębie wyjdzie starzec barwny jak witraż. W brodzie wysnutej z wilgotnej głębi ociekającej puszystym brzaskiem przyniesie trzepot ruchliwy ważek nadrzecznych i aster. U warg zdziwionych i miękkich zawiśnie dziecinny szczebiot, kiedy ze ścieżek zaczerpie oczu odjętych drzewom; kiedy z powietrza dłonią omszałą zerwie tę chwilę, w której się wikłasz, usłyszysz znowu: za oknem gałąź szumi mozolnie jak morska muszla. - I będzie dłużej i będzie smutniej - Starzec jak płatek z łatwej bibułki
i żal okrągło fioletem sukni spłynie po rękach wiotszych od wiklin. I sny wiązane na senną nić będą opadać ku skroniom prędkim - iść - żal, żal iść - Senne są stopy giętkie jak pręty, przebyć nie mogą szeptu gałęzi - - - źle iść, żal. Zamknij pejzaż jak okno ruchem uśpionej ręki, do szeptu nachyl się czule - tak poznasz tę chwilę soczystą i rozerwiesz korali sznurek, i odnajdziesz się w własnym uśmiechu podwojona przez sen jak przez lustro. Lecz się nie zjawi barwny starzec, by zerwać dłonią omszałą jeszcze raz, tę chwilę, w której się wikłasz. Zostaw szumiącą gałąź - najważniejsze dopiero się zdarzy - pogubiły się korale lub zmieniły w witraż.
Wiersz o szukaniu Ile rąk, ile spojrzeń, ile melodii trzeba w śnie - Nie wiem ja i ty nie wiesz, i nikt wiedzieć nie może, ile rąk, ile spojrzeń, ile melodii - kto wie? Czy na łodydze z zapachu i barwy, czy na liściu płaskim, który wyrzeźbił wiatr i czy naprawdę zielonym blaskiem, czy naprawdę - przez jedną chwilę czy przez wiele lat? A przez westchnienia leniwych żmij zwiniętych płasko w księżycowej mgle, a przez usta syczące jeżyn, a przez kwiaty wysokie i prężne iść źle. Więc śpij - Czy wcześniej, czy później nocą ci się przyśni koronkowy fosforyczny kształt - \' Nikły płomyk leśny biały sen wyciśnie i obudzisz się z otwartą dłonią, jakbyś zerwać i pogonić chciał. Więc śpij - Pożeglujesz powiekami wstecz i ramiona wyrzucisz za krawędź - a tam - z puchu księżycowy mlecz
Mchy spienione suną jak obłoki przygwożdżone łodygami grzybów - nie odróżnisz - płomyk jest podobny do malutkich owadów nieżywych. Pożeglujesz powiekami naprzód i ramiona utulisz jak dziecko - może zawołasz do kwiatu, lecz nie odpowie ci na to - i zapłaczesz w księżycowym mleczu. Ale to nic, tak trzeba, tak trzeba, abyś nie wiedział, ile rąk, ile spojrzeń, ile melodii w śnie - aby znaleźć, aby dotrzeć i oprzeć powieki najprościej o koronkowy fosforyczny kształt. Więc śpij - Przecież nikt wiedzieć nie może, a ty byś chciał?
Czas i iskra wzrok wypala, czoło w sieć zamienia, twe ręce przeorane ogromnym powietrzem kulistym bardzo - drżą. Za oknem jak krawędzią dwu odmiennych światów jest ciemna pogoń planet, milczenie kamienia i niebo dymiąc głucho płynie cieniem statku, pod którym wieją skrzydła żegnających rąk. A światy są ogniste i oczom dostępne. Nie chwila staje w ogniu, lecz horyzont ziemski: na morzach drobnych fala ociera się z lękiem o brzegi nagich piasków, na których jak kreski powstają ciężkie dymy i błysk się wyzwala. Tam domy drżą dziecinne w ogrodach zniszczenia i pocisk szlak wyznacza, a za nim jak palma upada gałąź ognia na miasto z kamienia. Ten obszar pełen głosów to ojczyzna ludzka i nad nią jest granica z księżyca i chmur. Rozwarte chodzą gwiazdy, powietrze jak z piór pod niebem danym ustom jak niebieskie płuca granice, co z obłoków dokładnie wypełnia i kraj zaludnia chłodny farbami marzenia. I chociaż bije ziemia skalista i srebrna pod tobą jest ojczyzna z drżącego płomienia. Bo wieją długie trawy i przy każdej drodze stanęło lekkie drzewo za kamieniem białym i widzisz prędki pyszczek myszy w polnej norce, i księżyce stalowe twarde zboża kładą; więc jeszcze: tutaj anioł oczyścił sandały i miecz na wadze złożył, i dotknął cię światłem, że jesteś pełen blasku, w ciało ledwie wierzysz i z trwogą słuchasz dźwięków okrutnych, mosiężnych. I do kwiatu powiadasz w pieszczotliwej mowie: mój bracie. Wciąż ojczyzna wspomnieniem porasta i wracasz znów nad rzekę, gdzie jak mały chłopiec do ręki piasek bierzesz i w zwierciadło miasta na fali niespokojnej jak w szybę się patrzysz. Lecz nie widzisz tam wiele: kilka ogni stoi milczących pośród domów, a na wodzie płaskich i łuna trąca falę, rzeźbi w drzewne słoje. I idziesz coraz głębiej, i wciąż cię zachwyca twa własność niepodzielna, zaprzedana stopom i nie wiesz, jak w tej chwili nad ziemią ci obcą krzyknęły usta armat, człowiek dłoń położył, a inny człowiek upadł; pod światłem księżyca zalśniły w drzewach bronie, zahuczały wozy, nad miastem ogień zawisł jak kometa długa i niebem rzucał gęstym na gwałtownych łukach. I trwoży cię dźwięk ostry i tulisz powietrze w powiekach, aby obraz zatrzymać na zawsze, gdy szedłeś obok matki tym znajomym miastem i pięści małe niosłeś już wtedy bezbronne, i lękasz się, gdy mówią, że gorzka jest przestrzeń, po której dzisiaj stąpasz, a myślisz wciąż: promień. I jeszcze nie dostrzegasz, kiedy brzegiem krążysz, jak trudna jest ta ziemia wysoka do łokci smugami ciężkich kłosów wezbranych jak nurt. Po czole spada światło słoneczne i w pocie wypręża zgrzebny człowiek swe mięśnie jak orzech nakryty posągami falujących chmur. Więc trwożysz się daremnie, powracasz nieustannie przez głos krzywdzonych rzeczy i przez człowieka krzyk do miejsca wiecznej ciszy, co w tobie ma posłanie i nigdzie więcej nie ma. Uderza w twardy brzeg raniona w piersi woda odbiciem twojej ziemi, o której myślisz: promień, nie krew i głaz, i pot - znów słuchasz: skrzypi fala i ciągnie nad ciemnymi drzewami długim sznurem gwiaździsty zwarty lot. |
Ballada o chłopcu przydrożnym wziął go przykro za włosy i sprężynę niewidoczną tknął. Jak zabawkę, jak brzęczący badyl zasadził na kilometrze szesnastym. Potem anielskie wargi otworzył, długo patrzał i odjął rękę swą. Obok wąsatych w kołach wozów, śmigieł blaszanej trawy, nad rękami własnymi się mnożył, zielenią powolną rósł w głębokiej literze ust chłopiec przydrożny. Dzień po dniu go otwierał coraz zawilej i barwniej, aż rzeczy nazywać począł - aby im w locie sprostać, a gdy na chwilę go przykrył z rzeki idący cień tratwy - - zobaczył imię swe w palcach i święty ognik we włosach.
Bajka Chiński cesarz w malowanej trumience zamknął oczy skośne jak łódki, włos falisty zacisnął w ręce, włosa strzegły jelenie malutkie. Już ostatnie spłynęły łezki, czarny bonza przyklękał nad szarfą, kiedy Lojola w pantoflach niebieskich stanęła krucho i płakała bardzo. Lojoli lekki lok, jej lok cesarz tulił do martwego kimona, jak dzwoneczek kołysał lok blond, o Lojolo, Lojolo, Lojolo! Była jak ziarnko ryżu lub deszczu przezroczysta i lekka taka - Ach, jak grała, co wieczór na berle większym od niej ulubione jedwabne melodie, że słowiki słuchały w klatkach. Wtedy cesarz żółty jak księżyc mrużył oczki skośne jak łódki i palcami przebierał w jej lokach - w malowanej trumience leży, a Lojola - mandarynkę obiera ze smutkiem.
Do zmarłej oczy mi mrozem przekłuł; dochodzi do mnie świergot twych stóp gołębich: szelest sukni najlżejszy, korali dźwięk okrągły, nikły jak dzwonków pęk u głowy twojej w kościele. Ze snu powstaję i cieniem rąk nierzeczywistych dla mnie i trudnych szukam oddechu twojego. Skroń zgina mnie ciężka jak kamień - i widzę przez oczy, które mróz przekłuł: ciało twe drobne tuli się w trumnie w chłodnej koszuli jak w śniegu. Rozumiem teraz błyskawic syk, wołanie kwiatu, gdy pryska w twarz kolorem silnym, i garstkę śpiewu w krzaku pobliskim ciemnym jak głaz. Lecz język wtedy martwy był. Nie mógł odczytać pisma, które u powiek nosiłem niemy światłu podobne. Kto wzywał ciebie miłosną tak, że ręką zimną, senną jak plusk odwiodłaś świat ten? Godzina inna była i inny księżyc się kładł, sen gęstniał wonny, więc w oczach rósł, zagarniał usta. Ciało jak linia proste zostawił... Kroplami żal świec sinych pada i stopy parzy bezradne, kruche w pościeli tej. Twarz moja ciemna - noc na mej twarzy wilgotna, czujna jak z tobą w śnie. Kto głosem wzywał z ciemności nagłej i wywiódł ciebie z miejsca miłego, ciało otworzył i na dnie skały ziemskiej zostawił? - Wysoki świat leży jak słońce ślepe na brzegu chmur spadających. I dudnią dna , wód po kamieniach z lawy i srebra, z komet chodzących świetlisty łuk tęczy zawisa lekki jak brew i jak muzyka toczy się huk. Podziemna przestrzeń wyrasta z głębi: drzewa jak ryby, skały jak bór, szumi jak rzeka zielona węgiel, bryła otwiera usta do krzyku, spada gwałtownej ciemności nurt po mchach żelaznych, grzybach krzemiennych i noc kołysze głuchą muzyką. Dla mnie, dla ciebie, dla wielu z nas. Ty tylko szmer ten pojęłaś szybciej i wiesz, dlaczego chmur chwiejnych maszt nie ma krawędzi i czasu nie zna, a człowiek milcząc śpiewa jak skrzypce, dłonie złamane śmiesznie wytęża i czeka nogą szukając dna. Chwilą to nazwij albo strumieniem kolorów wszystkich i woni świeżych. Jak pejzaż przeszło obok milczenie i stoję: w oczach łamie się tło, niebo faluje krótkie przez rzęsy i znowu nie wiem patrząc w to miejsce, jakie w nas struny wyschnięte mrą. Podwoję ilość imion daremnych, uśmiech przypomnę srebrny jak sierp i nad parzystym widmem twej ręki oczy zawieszę czarne od świec. Ale czy dojrzę, ale czy chwycę ten dźwięk, tę nutę wybraną z mrozu, co pada za mną i truje liście drzew jak posągi rżnięte w złej zorzy? Pod słońcem małym dogna mnie tchnienie z jarów śmiertelnych; - stuloną dłoń położę wówczas w nagim strumieniu tych niepojętych wołań za mgłą. Ale czy znajdę światłem przebity tę chwilę skąpą, jak okno wąską, kiedy widnokrąg podobny szybie sunął pod chmury perłowy łoskot i wiódł falistą sukni twej kroplę? Dochodzi do mnie powtórny sen: jak witraż fiolet u twoich stóp i ciało czeka chłodne i proste nocy, o której tak mało wiem.
1942. Noc wigilijna ważył na dłoni... Parzyła izby zamieć świeczek, kiedy śmieszne figurki zatargały jak w dzwonnicach sznurkiem, uniosły stopy na bojaźliwy centymetr - nie mogły odlecieć. Wplatał lepkie palce w oczy śnieg, no i szeptał, uporczywie szeptał; szatan załkał w szubienicę jak w flet i rozwiesił płacz w drzewie jak szkiełka. Więc choinka. - A na sznurku pajacyk, kolędować Małemu, niech krzepnie, pójdź - złóż dary - nie wystarcza popatrzeć - drzewko smutne, a u ciebie świece. Lulajże w powrozie, lulajże na haku, niech się wyśni obrus biały i błyszcząca jodła. Szept przygarnął - z tego szeptu twój opłatek i ojczyzna ciemniejąca w nagłych gwiazdach z ognia.
Betleem chodziła jasna nowina - powiła Smutna Panna Żałobnego Syna. Śpiewali Mu, śpiewali ochoczo, pastusze melodie skakały jak deszcze, grały królewskie korony i palmowe grało powietrze. Śpiewali Mu, śpiewali cherubiny zwłaszcza w długich piórach krągłą ziemię chylili nad Małym i rączkami ją we śnie otulał. Ale niedługo potem zaczęło w górze straszyć i za stajenką poruszali grzechotką z armat buczących i maszyn. I zapalili daleko kilka krajów czerwoną łuną, że trzepotał powieką i spoglądał na Północ.
|