CO SIĘ ZDARZYŁO W LA SALETTE?
La Salette - to mała,
francuska mieścina.
Tu się właśnie nasza
Historia zaczyna.
I spod gór wysokich
ku dolinom płynie
opowieść o Melanii
i o Maksyminie.
Już obudził wioskę
świt bladoróżowy.
Spójrz, dwoje pastuszków
Pędzi swoje krowy.
Wędrują pod górę
na łąkach w oddali,
tam gdzie zawsze stada
swoje wypasali.
Wiedzą, że w południe
Napoić je trzeba,
A i samemu przegryźć
Skromną pajdę chleba.
Z dołu na Anioł Pański
Dobrze słychać dzwony,
Lecz nikt się nie modli,
bo… nie nauczony.
Ludzie tu o Bogu
Całkiem zapomnieli.
Pustką świeci kościół
Każdziutkiej niedzieli.
Słońce praży mocno,
Skwar nie do zniesienia.
Zaszyły się dzieci
w cień koło strumienia.
W gawędę potoku
Tak się zasłuchały,
Że po chwili smacznie
W chłodnej trawie spały.
Pierwsza mała Melańka
Oczy otworzyła
O rety! A gdzie krowy?
Maksymna zbudziła.
Na szczęscie odeszły
Tylko parę kroków.
Ale cóż to za kula
jasna przy potoku.
Całkiem jakby słońce
stoczyło się z nieba!
Blask taki, że oczy
szybko mrużyć trzeba.
Maksym kij pasterski
mocno ściska w dłoni.
Niech ta kula się zbliży
to się będzie bronić!
Melasia tuż za nim
przestraszona stoi,
Pewnie by uciekła,
lecz się ruszyć boi.
Nagle wnętrze kuli
robi się przejrzyste
Widać jakąś postać!
Któż to jest, o Chryste!
Niewiasta jakaś młoda
siedzi pochylona.
Płacze chyba, twarz całą
ma ukrytą w dłoniach.
Wtem podnosi się, wstaje,
ku dzieciom się zbliża.
Z róż ma wieniec na głowie,
na piersi znak krzyża.
Idzie jasna, łagodna
w śnieżnobiałej szacie.
Przepasana fartuchem,
jak mamusia w chacie.
Tak bliska, kochana,
chociaż w blasku tonie.
Czegóż chcesz od nas, Pani
w różanej koronie?
Łzy z oczu twych płyną…
Czy powiesz, dlaczego?
Powiem wam - rzecze Pani
- coś bardzo ważnego.
Wciąż się za was modlę
i wciąż przez was płaczę.
Musicie kochani
zacząć żyć inaczej.
Bóg dla was nie istnieje,
nie istnieją święta.
O pójściu do kościoła
nikt już nie pamięta.
Obrażacie Boga
kpiną i przekleństwem.
Jakże ma was darzyć
swym błogosławieństwem?
Klęski, nieurodzaj,
głód, wszelkie choroby
- wszystko to sami sobie
ściągacie na głowy.
Serce moje żal ściska,
duszę dręczy smutek.
Odwróćcie się od złego
i czyńcie pokutę!
Jutro moje święto
- przyjdźcie do kościoła.
Może to gniew Boży
załagodzić zdoła.
Pobiegły dzieciaki
do domu co siły.
To, co usłyszały,
wiernie powtórzyły.
Ksiądz proboszcz ze łzami
upadł na kolana:
Dzięki Ci Maryjo!
Mateńko kochana!
Zobaczysz, że teraz
wszystko się odmieni.
Cześć Twemu Synowi
oddawać będziemy.
Odtąd na pastwiskach
tam gdzie źródło biło,
wciąż tysiące pielgrzymów
z wiarą się modliło.
Przychodzili do Matki,
choć pod górę droga.
Nóg nie żałowali
- wracali do Boga.
Ewa Stadtmuller
PROMYCZEK JUTRZENKI 2/2003 s. 3-6