KOLUMBOWIE BACZYNSKI, GAJCY,BOROWSKI


KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI, -HISTORIA-

Arkebuzy dymiące jeszcze widzę,

jakby to wczoraj u głowic lont spłonął

i kanonier jeszcze rękę trzymał,

gdzie dziś wyrasta liść zielony.

W błękicie powietrza jeszcze te miejsca puste,

gdzie brak dloni i rapierów śpiewu,

gdzie teraz dzbany wrzące jak usta

pełne, kipiące od gniewu.

Ach, pułki kolorowe, kity u czaka,

pożegnania wiotkie jak motyl świtu

i rzęs trzepot, śpiew ptaka,

pożegnalnego ptaka w ogrodzie.

Nie to, że marzyć, bo marzyć krew,

to krew ta sama spod kity czy hełmu.

Czas tylko warczy jak lew

przeciągajac obłokow wełną.

Płacz, matko, kochanko, przebacz,

bo nie anioł, nie anioł prowadzi.

Wy te same drżące u nieba,

wy te same róże sadzić jak głos

na grobach przyjdziecie i dłonią

odgarniecie wspomnienia i liście, jak włos

siwiejący na płytach płaskich.

Idą, idą pochody, dokąd idą,

których prowadzi jak wygnańcow laski

ląd krążący po niebie. A może

niebo po lądzie dmące piaskiem

tak kształt ich zasypuje. Jak noże

giną w chleb pogrążone - tak oni

z wolna spływają. Piach ich pokrywa.

Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni.

-POKOLENIE-

Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała.

Kłosy brzuch ciężki w gorę unoszą

i tylko chmury - palcom czy włosom

podobne - suną drapieżnie w mrok.

Ziemia owoców pełna po brzegi

kipi sytością jak wielka misa.

Tylko ze świerków na polu zwisa

głowa obcięta strasząc jak krzyk.

Kwiaty to krople miodu - tryskają

ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała,

pod tym jak korzeń skręcone ciała,

żywcem wtłoczone pod ciemny strop.

Ogromne nieba suną z warkotem.

Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą.

Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą,

czuwając w dzień, słuchając w noc.

Pod ziemią drżą strumyki - słychać -

Krew tak nabiera w żyłach milczenia,

ciągną korzenie krew, z liści pada

rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha.

Nas nauczono. Nie ma litości.

Po nocach śni się brat, który zginął,

któremu oczy żywcem wykłuto,

Któremu kości kijem złamano,

i drąży ciężko bolesne dłuto,

nadyma oczy jak bąble - krew.

Nas nauczono. Nie ma sumienia.

W jamach żyjemy strachem zaryci,

w grozie drążymy mroczne miłości,

własne posągi - źli troglodyci.

Nas nauczono. Nie ma miłości.

Jakże nam jeszcze uciekać w mrok

przed żaglem nozdrzy węszących nas,

przed siecią wzdętą kijów i rąk,

kiedy nie wrócą matki ni dzieci

w pustego serca rozpruty strąk.

Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,

żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.

Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko.

Szukamy serca - bierzemy w rękę,

nasłuchujemy: wygaśnie męka,

ale zostanie kamień - tak - głaz.

I tak staniemy na wozach, czołgach,

na samolotach, na rumowisku,

gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga,

gdzie zimny potop omyje nas,

nie wiedząc: stoi czy płynie czas.

Jak obce miasta z głębin kopane,

popielejące ludzkie pokłady

na wznak leżące, stojące wzwyż,

nie wiedząc, czy my karty iliady

rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie,

czy nam postawią, z litości chociaż,

nad grobem krzyż.

-BIAŁA MAGIA-

Stojąc przed lustrem ciszy
Barbara z rękami u włosów
nalewa w szklane ciało
srebrne kropelki głosu.


I wtedy jak dzban - światłem
zapełnia się i szkląca
przejmuje w siebie gwiazdy
i biały pył miesiąca.

Przez ciała drżący pryzmat
w muzyce białych iskier
łasice się prześlizną
jak snu puszyste listki.

Oszronią się w nim niedźwiedzie,
jasne od gwiazd polarnych,
i myszy się strumień przewiedzie
płynąc lawiną gwarną.

Aż napełniona mlecznie,
w sen się powoli zapadnie,
a czas melodyjnie osiądzie
kaskadą blasku na dnie.

Więc ma Barbara srebrne
ciało. W nim pręży się miękko
biała łasica milczenia
pod niewidzialną ręką.

-NOC-

Basi

Madonno moja, grzechu pełna,

w sen jak w zwierciadło pęknięte wprawiona.

Duszna noc, kamień gwiazd na ramionach

i ta trwoga, jak ty - nieśmiertelna.

Madonno moja w grzechu poczęta,

to nie są winy, którym łez brak.

Noc jak zwierzę zatulone w strach,

noc, która zawsze pamięta.

Usta są gorzkie i suche, do łodyg

spalonych tak młodo podobne,

oczy ogniem niepłodne -

złoty orzech.

Czym łuskać z zamyślenia?

Wiarę uczynić po zgonie?

Jestem jak blask twój, co tonie

w morzach powrotnych jak ziemia.

Madonno, czym mnie wybawisz od nocy?

Czy dziecko przywrócisz wygięciem warg na dół?

Snom kolistym, kwiatom, wodospadom

dasz się przeze mnie toczyć?

Uczyń ruch nieomylny, daj nazwanie

wiatrom chłodnym, które z dzbanów leją

płyn, co jak płomień jest.

Dziś noc i budzę się, zanim dojrzeję

w lusterkach twoich łez.

TADEUSZ BOROWSKI, „PIEŚŃ

nad nami noc. W obliczu gwiazd - -
ogłuchłych od bitewnych krzyków
jakiż zwycięzców przyszły czas
i nas odpomni, niewolników?

Pustynię, step i morza twarz
mijamy, depcząc, grzmi karabin,
zwycięzców krzyk, helotów marsz
i głodny tłum cyrkowych zabaw.

Wołanie, śpiew, pariasów wiara,
łopoce wiatrem wrogi znak,
krojony talar, łokieć, miara
i chodzą ciągle szale wag.

Niepróżno stopa depcze kamień,
niepróżno tarcz dźwigamy, broń,
wznosimy czoło, prężne ramię
i ukrwawiamy w boju dłoń.

Niepróżno z piersi ciecze krew,
pobladłe usta, skrzepłe twarze,
wołanie znów, pariasów śpiew
i kupiec towar będzie ważył.

Nad nami noc. Goreją gwiazdy,
dławiący, trupi nieba fiolet.
Zostanie po nas złom żelazny
i głuchy, drwiący śmiech pokoleń. 

TADEUSZ GAJCY, WCZORAJSZEMU

Ufałeś: na niebo jak na strunę miękko złożysz dłoń,
muzykę podasz ustom, utoczysz dotknięciem,
łukiem wiersza wysokie księżycowe tło
wprowadzisz w bezmiar dolin -
Modlitwę nocnych cieni rozwiesisz jak więcierz
na słodkich oczach dziewann i szumach topolich.
Ufałeś: trzepot ptaków rozsiejesz ziarnisty,
rozległą piersią ujmiesz horyzonty, w których świat
pływa mały jak z dzieciństwa okręcik.

Klechda z omszałych lat
- świty w klechdzie powiewały krwawe -
do snu kołysała dzieci.
Taką klechdą przełamał się dzień
walczącej
Warszawy.
Wtedy -
rozwiodły się nad miastem ornamenty łun
na złotych kolcach wieżyc i bełkocie Wisły,
muzyka - lecz nie nieba - krążyła jak sen,
dziś wiesz:
to skowyt strzałów na brukach się wił,
otaczał, chodził wokół jak zbłąkany zwierz.
A tobie - dni wczorajsze w oczach nie ostygły,
ufałeś...
Księżyc sierpem zmrużone rzęsy kosił,
wśród krzyży zwijał światła purpurową nitkę;

ołnierze nieśli drżące, spokorniałe oczy
na sfruwającą powietrzem
białą Nike.
Falował spokój w ciepłej darni,
kiedy młodzi plecami wsparci o wieczność
odchodzili w głębokie posłania.
Więc nakryły ich obłoki podobne kulistym mleczom
i wiatr, któremuś wierzył - składał pocałunki umarłym.
Nie wiedziałeś, że dłoń, którą uczyłeś śpiewać,
potrafi nienawidzić i pięścią grubieć pełną,
gniewu unosić żagiew -
Ufałeś. Nie ukoił twoich ust śpiew drzewa
i oczu blask nie zajął pod kopułą hełmu,
i serca nie nasycił krzyk wbity na bagnet.

Dzień rozbrój z woni siana. Sandały zielone
niech zostawi przed progiem, na którym go czekasz -
odejmij pustkę oczom, gdy w smutku zatoną,
i nie daj mówić wiatrom o liliowych zmierzchach.
Bo kłamią. Bo śpiewają gorejącą lawą,
że znowu dłoń na niebo jak na strunę złożysz,

muzykę podasz ustom -

Dzisiaj -
w piaskach cmentarzy
powiędły echa strzałów,
wiruje błękit niski jak wczoraj łaskawy,
jak lustro.

Każ trawie, by milczała. Jej śpiew cię zadławi,
spowije watą wzruszeń i ciśnie w niepamięć.
Nim ockniesz się, już serce zagubisz w obrazie
i dłonie w przerażeniu milcząco załamiesz.

Dzisiaj
inaczej ziemię witać!
Wierzyłeś: słowiczym pieniem wierszy popłynie sława harda
i wzejdzie w barwnych tęczach, obudzi się w mitach.

Nie tak.
Nazbyt duszno jest słowom na wargach
ciosanym z łun i żalu o wadze kamienia -
Myślałeś: będzie prościej.
A tu słowa, śpiewne słowa trzeba zamieniać,
by godziły jak oszczep.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Opracowania różnych wierszy Baczyński Gajcy Różewicz
3. POECI POKOLENIA WOJENNEGO - BACZYŃSKI, GAJCY, 3. POECI POKOLENIA WOJENNEGO - BACZYŃSKI, GAJCY, 3
3. POECI POKOLENIA WOJENNEGO - BACZYŃSKI, GAJCY, 3. Katastrofizm pokoleniowy i historiozoficzny liry
18 Katastrofizm pokoleniowy i historiozoficzny liryki wojennej (K K Baczyński, T Gajcy, A Trzebiński
wiersze borowskiego rozewicza baczynskiego
Tragizm pokolenia Kolumbów na przykładzie wybranych wierszy K.K.Baczyńskiego, Tragizm pokolenia Kolu
Poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego wyrazem przeżyć pokolenia Kolumbów doc
Tragizm pokolenia Kolumbów na przykładzie wybranych wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego
Katastrofizm pokoleniowy i historiozoficzny liryki wojennej (Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajc
Sylwetka i twórczość K.K. Baczyńskiego, Lit. XX wieku
TECHNIKI INWESTYCYJNE-haki, Analiza techniczna i fundamentalna, Borowski
Opracowania wierszy Borowskiego cz 1
Na podstawie opowiadań Tadeusza Borowskiego potwierdź lub obal tezę
BACZYŃSKI (3)
50.Psychika czlowieka zlagrowanego (Opowiadania T. Borowskiego).
Człowiek zlagrowany w prozie Tadeusza Borowskiego (1), CZŁOWIEK ZLAGROWANY W PROZIE TADEUSZA BOROWSK
Opracowania różnych tematów, Bohaterowie naszych czasów, Bohaterowie naszych czasów - Judym, Kolumbo
Konspekt analizy opowiadania Tadeusza Borowskiego, Konspekt analizy opowiadania Tadeusza Borowskiego
Borowski

więcej podobnych podstron