KSIĄŻKA DLA DZIECKA A INSPIRACJE FILOZOFICZNE.
KORCZAK
Twórczość Korczaka - jak wielokrotnie podkreślano116 - wyrasta z kultury młodopolskiej. Pisarstwo to funduje się na przeświadczeniu o odrębności dziecięcego świata, który rządzi się własnymi prawami, własną logiką zdarzeń, ma własną, niepowtarzalną dramaturgię cierpień117. Twórczość Korczaka to jednocześnie pokłosie lektur Schopenhau-era, św. Franciszka i zwłaszcza Nietzschego, którymi przesiąknięty jest przełom wieków, a więc czas, gdy formuje się osobowość - i ludzka, i artystyczna - pisarza, lekarza, pedagoga. Radykalizm myśli Korczakow-skiej ma swoje źródła w formacji pokoleniowej, jej poszukiwaniach i dylematach, w jej dążeniach heroicznych, kulcie jednostki twórczej, której przyznaje się prawo, niekiedy wręcz nakłada obowiązek prometejskiego buntu118 przeciw teatrum mundi. „...walczymy nie o dzień 8-godzinny -nie o język polski w szkółkach - walczymy o całego człowieka - którego szczytem, podziemną wartością i najgłębszym logarytmem jest Dusza" -pisał Tadeusz Miciński119. Korczak idzie tropem tych koncepcji, rozwija je, doprowadza do wymiaru kosmicznego: w centrum tego społecznego kosmosu stawia dziecko traktując je jako kwintesencję człowieka, jego sił twórczych w najwyższej kulminagi i potengalności.
Korczak czyta Schopenhauera i z rozważań filozofa wyprowadza kategorię bólu egzystencjalnego, schemat „chorej duszy" wypełnionej smutkiem i melancholią. Czyta św. Franciszka, znajdując w nim z jednej strony pochwałę tego, co małe i ułomne, z drugiej - radość życia i zgodę na cierpienie. „Zgody i radości nie czerpie się za świata, lecz się je w świat wkłada" -pisał Staff we wstępie do Kwiatków św. Franciszka. I dodawał: „A droga doń długa: praca nad sobą, a ścieżka doń żmudna: doskonalenie się wewnętrzne"120.
Korczak czyta przede wszystkim Nietschego - tak go czyta jak współcześni, gwałtownie krytykuje mieszczaństwo, bezkompromisowo neguje wartości świata współczesnego i głosi postulat przebudowy człowieka. Nieztscheańska koncepcja jednostkowej emancypacji i dezalienacji znaj-
116 Por. min.: M. Baranowska: Młodość jako grzech. [W:] Mit dzieciństwa w sztuce młodopolskiej. Red.
J. Papuzińska. Warszawa 1992; I. Madejewska: 'Narodziny formy. Pierwsze powieści Janusza Korczaka.
[W:] Janusz Korczak. Pisarz - wychowawca - myśliciel. Red. H. Kirchner. Warszawa 1997.
117 A. Kubale: Dziecko romantyczne. Wrocław 1984.
118 M. Wyka: Z problemów młodopolskiego heroizmu. [W:] Światopoglądy młodopolskie. Kraków 1996.
119 T. Miciński: Do źródeł duszy polskiej. Lwów 1906, s. 172; cyt. za: K. Wyka: Z problemów młodopol
skiego }\eroizmu. [W:] Światopoglądy młodopolskie. Op. dt., s. 103.
120 L. Staff: Wstęp. Do: Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu. Lwów 1910, s. XVIII.
93
duje szczególne odczytanie w postaciach dziecięcych bohaterów Korczaka. Z jednej strony bohaterowie ci mają moc buntowania się przeciw światu, odrzucania jego wartości, z drugiej narzucają mu własną wolę. Jest to dosłownie nad-moralność. I nadczłowiek, który stoi poza moralnością. Korczak podąża drogą Nietschego, jaskrawymi przykładami ilustruje zasadność krytyki społeczeństwa skoncentrowanego na negacji i destrukcji wszystkiego, co samodzielne, na iluzorycznej wierze jednostek słabych w realność własnych cnót i niewolniczo utożsamiających się ze sprawowaną funkq'ą. „Możliwym jest jednak - pisał Miciński - inny typ bohaterów - pokazał nam go Nietzsche: tacy, dla których czyny bohaterskie są ich emanacją żywiołową, radosną, bo wypływają nie z okaleczenia swej jaźni, lecz z poczucia siły, z rozszerzenia jaźni. I to są ludzie, którzy spełniają czyny własne, oryginalne, nie narzucone, są to twórcze umysły i twórcze dłonie"121. Kilka lat wcześniej Stanisław Lack pisał o dwóch pierwiastkach, które syntetyzują się w koncepcji nadczłowieka: „dziecin-ny-prymitywny" i „intelektualny"122.
Dziecięcość, zgodnie z „biblią nietzscheanizmu", jest najwyższym wcieleniem ducha ludzkiego, najwyższą formą bytu, figurą prawdziwej wolności człowieka-artysty, który potrafi bezinteresownie budować nową rzeczywistość i głosić światu „święte tak". Tako rzecze Zaratustra daje wykładnię „trzech przemian" ducha, trzech etapów jego metamorfozy; są nimi: wielbłąd, lew i dziecko. Wielbłąd dźwiga pod ciężary życia, przyjmuje je na siebie bez buntu, lew buntuje się, mówi światu „święte Nie", jednakże „nie jest on w stanie nic nowego stworzyć. Potrafi to dziecko. Dlatego trzeba jeszcze trzeciej metamorfozy ducha: przeobrażenia w dziecko. Dziecko jest stworzeniem niewinnym i potrafi zapominać. Zabawa dziecka może być nowym początkiem czegoś, bo dziecko odnosi się z aprobatą do całego świata. Dzięki „świętemu Tak", z jakim dziecko reaguje na świat, mogą powstawać rzeczy i wartości nowe" - komentuje mowę Zaratustry Karol Sauerland123.
Dziecko wykracza poza horyzont prometejskiego buntu bohaterów Nietzscheańskich: jest więcej niż lwem-rewolucjonistą: jest kreatorem świata. U źródeł tej kreacji zawsze leży bunt (Dziecko salonu), postawa niezgody, poczucie niespełnienia, niezaspokojenia, ale i nadmiaru mocy, która nie znajduje ujścia w obszarze czynu124. Bunt prowadzi do ujawnienia teatralności świata, w którym role zostały przypisane wszystkim
121 K. Irzykowski: Czyn i słowo. Lwów 1913, s. 26-27; cyt. za: . K. Wyka : Z problemów młodopolskie
go heroizmu. [W:] Światopoglądy młodopolskie. Op. cit., s. 112.
122 S. Lack: Sfinks. Człowiek czynu. „Młodość" 1900 z. 6.
123 K. Sauerland: Od Diltheya do Adorna. Studia z estetyki niemieckiej. Warszawa 1986, s. 72.
124 Parantele z wczesną twórczością Staffa są tu oczywiste; por. min. I. Maciejewska: Leopold
Staff. Lwowski okres twórczości. Warszawa 1965.
94
ogniwom życia społecznego; teatr mundi obejmuje tu nie tyle kategorie związane z porządkiem życia i śmierci, ile obszar społecznego funkcjonowania człowieka-maski, człowieka-marionetki (szczególnie wyrazistym tego przykładem są początkowe sceny Króla Maciusia I, gdy mały bohater obserwuje posiedzenie rady ministrów). Istotą buntu Korczakowskich bohaterów jest zakwestionowanie społecznych ról125.
Dziecko to jednostka silna i nieujarzmiona, artysta rzeźbiący własne wnętrze, broniący prawa do skrajnego indywidualizmu; piękny, radosny mocarz przeciwstawiony chorej, dekadenckiej duszy. Postawa dziecka prowadzi do dwojakich rezultatów. Pierwszy, ujawniający się zrazu w postaci zabawy, obejmuje kategorię wolności tragicznej: wolność prowadzi bohatera do klęski (dylogia Król Maciuś..), ale jednocześnie pozwala mu na doświadczenie pełni i bezwzględnej realności życia. Każdy z Korczakowskich bohaterów dojrzewa do tej świadomości, zyskuje pełnię człowieczeństwa wyrastając z myślenia zabawowego (Kajtuś Czarodziej) lub utopijnego (Dziecko salonu, Król Maciuś...). Dojrzałość osiąga poprzez cierpienie (Spowiedź motyla). Prowadzi ono ku doświadczeniu granicznemu: jest nim klęska utopii, kres postawy ludycznej, niemożność rozwiązania dylematów egzystencjalnych.
Korczakowska lektura Nietschego jest, oczywiście, wybiórcza i niekompletna, fragmentaryczna i subiektywna. Pisarz odnosi filozoficzne koncepcje człowieka, społeczeństwa i moralności do interesującego go wycinka świata. Przyznaje Nietschemu rację, że jedyna różnica między ludźmi polega na tym, że jedni są silni, inni zaś słabi. Lekcja tej wykładni ma charakter dwojaki. Z jednej strony w istocie dziecko jako „słaby" pozostaje pod nieograniczoną władzą dorosłego, ukazanego w roli tyrana i stróża ustalonego porządku „niewolniczych cnót". Znakomity tego przykład daje pierwsza scena Dziecka salonu - ta, w której bohaterowi śni się, że jest psem prowadzonym na smyczy126. Proces wychowania to ważny moment, w którym widać fundamentalne związki Korczaka z Nietschem - w myśl tej koncepcji wychowanie prowadzi do unifikaqi i zniewolenia. Podstawowe wartości współczesnego świata - wolność i równość - uzyskują w ujęciu Korczaka pełną dramatyzmu interpretację: Korczak oczywiście też jest przeciw wolności i równości rozumianej w taki sposób, jak kreśli to Dziecko salonu. Równolegle daje wykładnię Nietscheańskiej tezy o istocie nadczłowieka, który ma realizować czło-
125 Integralnym elementem tych ról są relacje rodzinne. Ojciec i matka stoją w pozycji właścicieli
dziecka; stąd drastyczne obrazy sprzedawania dzieci (Dzieci ulicy, Sbwa), demoralizacji sięgającej aż
do nakłaniania nieletnich do prostytucji (Dziecko salonu), sceny ukazujące dramat braku miłości, od
osobnienia, odrzucenia, cierpienia, które stają się nieodłącznym elementem dziecięcej egzystencji.
126 Szerzej kwestię tę omawia Irena Maciejewska w artykule Narodziny formy. Pierwsze powieści
Janusza Korczaka. Op. dt.
95
wieczeństwo poprzez wewnętrzny rozwój i aktywność. I to jest drugi wniosek z lektury Nietschego: protoplastę nadczłowieka znajduje Kor-czak w dziecku.
W tak ujętej kreacji bohatera nie ma miejsca na proces wychowania; zastępuje go autokracja silnego wewnętrznie, dynamicznego, dionizyj-skiego człowieka, który sam dla siebie jest przewodnikiem, sam aktualizuje najwyższe wartości i aktywizuje innych do ich realizacji. Nie ma tu miejsca na proces wychowania oparty na tzw. dialogu niesymetrycznym, zakładającym jednostronny przepływ wzorców. Nietsche dowodził, że proces wychowania nie jest w stanie dać dziecięcej psyche nic, w co nie jest ona wyposażona; Korczak idzie znacznie dalej: pokazuje, że wychowanie jest narzucone przez „niewolniczą" większość, którą tworzą ludzie słabi, głupi i przyziemni, schorowane, dekadenckie dusze pozbawione duchowych potrzeb i niepokoju egzystencjalnego. Oto jest wychowanie prowadzone przez niewolników własnej cielesności i duchowego marazmu, wychowanie czynione przez dekadenta i filistra (niezależnie od imienia, które nosi). Temu wychowaniu przeciwstawia Korczak w dalszych swoich pracach pedagogicznych i praktycznej działalności republikę dziecięcą - taką, która wolna jest od filisterskich działań niszczących potęgę ducha. Całe bowiem wychowanie - przywołajmy raz jeszcze początkową scenę Dziecka salonu - prowadzi do ujarzmienia człowieka i uczynienia zeń niewolnika zbiorowości.
Sens ludzkiej egzystencji wyprowadza Korczak - idąc tropem Nietschego - nie z przesłanek transcendentalnych127, lecz z samego bytu, którego istotą jest przekraczanie własnych granic, przezwyciężanie siebie, wieczne dążenie i ciągły rozwój; wszystko to czyni z człowieka pana własnego losu, powoduje, że ustanawia on własne prawa i wartości, burzy świat zastany, podejmuje ryzyko. Jesteśmy w epicentrum duchowego świata Korczakowskich bohaterów. To oni są niespokojnymi duchami, to oni - powolni żywiołowi destrukcji i twórczości - przekształcają postać świata. Są szansą przezwyciężenia wielkiego społecznego kryzysu wartości i kryzysu człowieczeństwa.
Stawia to w nowej sytuacji odbiorcę. Lektura staje się dla czytelnika wezwaniem do wolności - takiej samej, jakiej doświadczają Korczakow-scy bohaterowie; wezwaniem do woli mocy i siły ducha, przekraczania społecznych norm i zaleceń kształtowanych przez zastaną rzeczywistość. Będąc manifestacją niezgody na świat (a taką manifestację prowadzi Korczak od Dziecka salonu po Kajtusia Czarodzieja), manifestacją indywiduali-
127 Zagadnienie religijności Korczaka zostało omówione przez Krystynę Starczewską w artykule Religijna Janusza Korczaka [w pracy zbiorowej] Janusz Korczak. Pisarz - wychowawca - myśliciel, op. cit.; por również P. Matywiecki: Duchowa i realna podróż Korczaka do Palestyny. (Kilka myśli), tamże.
96
zmu i subiektywizmu, lektura staje się dla wirtualnego odbiorcy doświadczeniem wolności. Jest to znacznie więcej, niż - jak to określiła Jadwiga Bińczycka - „utopijna pedagogika humanistyczna"128, lektura dzieła wpisuje się w humanistyczne doświadczenie dzieciństwa: doświadczenie wolności.
Do tego doświadczenia prowadzi Korczak konsekwentnie. Rezygnuje z wszechwiedzącego narratora, ogranicza zakres jego kompetencji, by przyjąć: perspektywę dziecka postrzegającego świat, rozpoznającego go i zadziwionego nim. Subiektywnie postrzegany świat dzieciństwa zmienia się wraz z kierunkiem doświadczeń narratora-bohatera, jego psychicznym wyposażeniem, horyzontem przemyśleń, wiedzy, obszarem cierpienia. Prowadzi w sposób naturalny do „przewartościowania wartości": Każdy z Korczakowskich bohaterów zmienia się pod wpływem zdarzeń fabularnych, własnych przeżyć, doznań, spostrzeżeń, cierpień. Równolegle wraz z biegiem dzieła ewoluuje narrator; szczególnym tego dowodem jest Król Maciuś, w którym widać wyraźnie, jak przemiany w sferze mentalnej znajdują odzwierciedlenie w sferze języka narracji129: w początkowych partiach pozbawiony komplikacji gramatycznych, nasycony krótkimi wypowiedzeniami o charakterze zdań współrzędnie złożonych i umiarkowanie stylizowany na język małego dziecka, z czasem zyskuje wyższy stopień komplikacji (zgodnie z dynamiką kompetencji językowych narratora130).
Przemianom narracji i narratora towarzyszy konsekwentny proces rozwoju duchowego bohatera. Proces ten prowadzi ku doświadczeniom szczególnie bolesnym. Korczak nie dąży do oddania obiektywnej i bezwzględnej prawdy - zgodnie z koncepcjami Nietschego i modernistyczną koncepcją świata i człowieka byłaby ona zaledwie złudzeniem. Prawda świata zostaje zastąpiona przez prawdę człowieka; Korczakowski bohater, narrator, a w konsekwencji również czytelnik do tej prawdy człowieka zbliża się, doświadczając zarazem prawdy o sobie. Pierwszym jej elementem jest sytuacja egzystencjalna. Poświęca jej pisarz szczególnie wiele uwagi. W świecie, w którym nie ma miejsca na indywidualność, a dziecko traktowane jest jak towar (wstrząsające obrazy odsprzedawania dzieci w Dzieciach ulicy i Sławie), zadaniem małego człowieka jest przekroczenie ustalonych i narzuconych ram, poza którymi rozciąga się wielka przestrzeń niewiadomego.
128 J. Bińczycka: Janusz Korczak a pedagogika humanistyczna. [W:] W Korczakowskim kręgu. „Biule
tyn Polskiego Komitetu Korczakowskiego". Zielona Góra 1989 nr 15 .
129 Pisałem o tym przed laty w artykule Król Maciuś... Janusza Korczaka — spór narratorów, metafora,
Mit. „Polonistyka" 1983 nr 5.
130 Na temat języka Korczaka por. K. Gąsiorek: Od słowa do tekstu. O języku i stylach Janusza
Korczaka. Kraków 1997.
97
1
Siedzi dwoje dzieci małych pod drzewem, dwoje dzieci opuszczonych, dzieci-sierot. Siedzą one pod drzewem i patrzą w dal, a tam miasto, do którego wejść mają, którego nie znają. Ciekawość, niepokój i radość przepełnia serca dzieci. Jak zwie się to miasto? Imię jego: „Życie". Co im miasto-żyde w darze przyniesie?131
Przedkorczakowska literatura zasadniczo dawała wzory osobowe jasne i jednoznaczne: bohater, a wraz z nim czytelnik, miał świadomość wzorców osobowych i wartości, ku którym zmierzał. Dla korczakowskie-go dziecka przyszłość - określona tu mianem „miasta-życia" - jest obszarem wielkiego wyboru, wielkich tajemnic. Antka z Dzieci ulicy „ciągnęła (...) do miasta jakaś wielka siła, której musiał ulec"132; miasto jest dla niego rewirem, poza którym trudno żyć, ale jednocześnie całym światem, miejscem prawdziwego i pełnego życia; wieś, na którą zabiera go przypadkowy, zdjęty litością opiekun, jest w gruncie rzeczy ucieczką od życia. Widok miasta przyciąga jego uwagę, „zajmuje go"133, miasto bowiem, w przeciwieństwie do natury, jest rzeczywistością na wskroś ludzką. Antek, jak wszyscy bohaterowie Korczaka, musi żyć pośród ludzi. Przyszłość jest nieznana, jest zagadką nierozwiązywalną i wywołującą niepokój. Jego źródłem jest nie tylko lęk przed nieznanymi rozstrzygnięciami losu - te kwestie sytuują się niejako poza obszarem refleksji bohatera: ma on dostatecznie wiele siły, by przeciwstawić się niesprzyjającym okolicznościom, ponieść klęskę wobec niefortunnego biegu zdarzeń, ale jednocześnie kształtować własną pełnię, własne człowieczeństwo (Bankructwo małego Dżeka). Stałym komponentem tego lęku jest zagrożenie własnego życia duchowego, własnego człowieczeństwa, humanistycznego wymiaru egzystencji (Spowiedź motyla)134:
Motylem jestem.
Upojony życiem, młodością, nie wiem jeszcze, dokąd się zwrócić, ale nie pójdę za wami.
Nie pozwolę życiu zmiąć swych barwnych skrzydeł, nie pozwolę zniszczyć swego lotu135.
A więc życie ujmowane jest tu jako proces autokracji, tworzenia, wznoszenia siebie i budowania wśród burz, namiętności, pytań, nieza-spokojenia, a idąc dalej - również lęku przed obłędem136.
Korczakowskie dziecko pyta o istotę i prawa świata; cykl wyrosłych na gruncie moralnego niepokoju pytań „dlaczego" postawiony przez bohatera Sławy prowadzi ku gorzkiej refleksji: „Dlaczego ludzie są gorsi
131 J. Korczak: Dzieci ulicy. [W]. Dzieła. T. 1 Dzieci ulicy. Dziecko salonu. Warszawa 1992, s. 94.
132 Tamże, s. 102.
133 Tamże, s.169.
134 Pisała o tym Małgorzata Baronowska w artykule Młodość jako grzech, op. cit.
135 J. Korczak: Spowiedź motyla. [W:] Dzieła. T. 6. Warszawa 1996, s. 178.
136 Por. M. Baronowska: Młodość jako grzech. Op. cit., s. 61. Baronowska przywołuje słynne zdanie
ze Spowiedzi motyla: „A może młodość jest naprawdę obłędem?".
98
od wilków? Bod syty wilk pozwoli się najeść głodnemu"137. Pytanie pozostaje bez odpowiedzi; i choć ma ono, oczywiście, wymiar moralny, odnosi się bezpośrednio do oceny zastanej rzeczywistości, jest rodzajem autorskiego przesłania skierowanego ku kształtowaniu postawy łączącej bunt i niezgodę z najwyższymi wartościami witalnymi aktualizowanymi w dziecku-nadczłowieku i otwierającymi możliwość ich aktualizacji przez tych, którzy stają się uczestnikami procesu komunikacji literackiej.
Korczak nie widzi w dziecku jakiejś siły ozdrowieńczej, remedium na zło świata, widzi natomiast konieczność ukształtowania człowieka wyrastającego na glebie buntu i niezgody (nietzscheańskie „święte NIE") oraz twórczego aktywizmu („święte TAK"). Dla tego buntownika nie ma łatwej drogi sentymentalnego tryumfu prawdy, dobra i piękna, przeciwnie: w klęsce bohatera tkwi znamię zwycięstwa. Każdego z Korczakow-skich bohaterów czeka utkany w dramatycznej materii bytu los cierpiącego zwycięzcy. W chwale bohatera tkwi źródło klęski (Król Maciuś, Kajtuś Czarodziej)
To jeden z wielu Korczakowskich paradoksów. Bohaterowie Korczaka są niespokojni, wyrastają ponad świat, istotnych z którym przyszło im się zmagać, poszukują istotnych wartości życia - takich, które pozwalają życie porządkować, nadawać mu sens. Każdy z nich przechodzi głęboką szkołę cierpienia, każdy jest samotny i heroiczny, każdy zmierzając do wytyczonego przez siebie celu zmierza nieuchronnie do klęski. Osiągnięcie celu jest równoznaczne z osiągnięciem jakiegoś momentu głębokiego przełomu, od którego rozpoczyna się prawdziwy dramat upadku i unicestwienia. „Stało się tak, jak chciałem. Więc dlaczego mi smutno?" - myśli Kajtuś Czarodziej138. Przechodzi - podobnie jak Maciuś - kolejne fazy rozwoju, doświadcza granic własnej woli i granic wolności. Żaden z Korczakowskich bohaterów nie może poprawić losu świata, każdy doświadcza uczucia pustki w sytuacji, gdy marzenia zaczynają się spełniać. Korczak przekracza tu Nietzscheańską formułę wiecznego rozwoju. Osiągnięcie celu staje się przedsmakiein śmierci w głębszym sensie niż u Staffa parafrazującego Nietschego: marzenie było dla Staffa wyższe nad rzeczywistość, sen - nad spełnienie.
Teraz jestem bezbrzeżnym, wolnym, dzikim stepem!
Teraz jestem huczącym, rozpętanym morzem
I burzą gwiezdnych wirów potężną, wszechmocną!13'
137 J. Korczak: Sława. [W:] Dzieła. T. 6. Opowiadania (1898-1914). Warszawa 1996, s. 38.
138 J. Korczak: Kajtuś Czarodziej. [W:] Dzieła. T. 12. Warszawa 1998, s. 123.
139 L. Staff: Poczucie pełni.
99
Korczak obraca marzenia w gruzy. Spełnia „sny o potędze" i pokazuje jałową ziemię, jaka sny te zrodziła. Jest, podobnie jak Nietzsche, podobnie jak Żeromski, maksymalistą moralnym, piewcą wielkości człowieka i wolności jego ducha. Właśnie ta wielkość i ta wolność zyskują pełnię krystalizacji wtedy, gdy mały człowiek staje na gruzach własnych marzeń.
Korczakowska wizja życia i człowieka jest skrajnie antybaśniowa. Nie ma cudownych pomocników, nie ma rachunku krzywd. Bohaterowie wdrapują się na szklane góry, ale na szczycie nie czeka ani piękna królewna, ani korona. Dobro nienarodzone jest prawdziwym dobrem. Dopiero gdy nie ma nadziei na nagrodę, w pełni realizuje się wolność człowieka. Także wolność dziecka, które z samej swojej istoty jest nad-czło wiekiem.
ZAKOŃCZENIE
'« ■_
KSIĄŻKA DZIECIĘCA U ŹRÓDEŁ DWÓCH WIEKÓW
Na początku XIX stulecia Stanisław Karpowicz przestrzegał przed... nadmiernym czytaniem, które może doprowadzić do chorobliwego rozwoju wyobraźni!!!341. Sto lat później, widząc zmierzch „ery Guten-berga"342, załamujemy ręce, że dzieci nie chcą czytać. Wszakże odnotować warto, że - wbrew naszemu czarnowidztwu - pewne książki skutecznie zaprawiają młodziaków w chwalebnej sztuce składania liter; z rzeczy polskich autorów prym wiodą bezspornie dwie sagi: o Borejkach (Małgorzaty Musierowicz) i o wiedźminie (Andrzeja Sapkowskiego), z dzieł obcych sławą cieszy się cykl Joannę Kathleen Rowling o przygodach Harrego Pottera. Borejkowie i wiedźmin Geralt jakoś się zakotwiczyli w naszej świadomości literackiej, mały Potter fascynuje popularnością zgoła niezwykłą, bo w jej obliczu mit nieczytających upiornych analfabetów rozprysł się jak bańka mydlana. W małym, niesfornym Pot-terku jedni widzą zwiastun chwalebnego pociągu do ksiąg, inni wietrzą zagrożenie dla moralnego kośćca czytelników. Sceptycy twierdzą, że fenomen Harrego Pottera jest zręczną sztuczką marketingowo-medialną mistrzowsko promującą dzieło pozbawione jekichkolwiek wartości literackich; ale jakże bardzo takich czarodziejskich sztuczek nam potrzeba! Jakże łakniemy literackich mód i snobizmów naszych dzieci!
Joannę Rowling zbiera doświadczenia współczesnej kultury popularnej. Wiele tu rozlicznych dobrze sprawdzonych tropów literackich. Harry Potter jest współczesnym sierotkiem, gnębionym przez opiekunów i ich rozpieszczonego jedynaka; ale to właśnie Harry dysponuje magią,
341 St. Karpowicz: Główne cechy i zadania literatury powszechnej dla młodzieży Op. cit.
342 Określenie Marshalla McLuhana, zob.: M. McLuhan: Wybór pism. Przeł. K. Jakubowicz. War
szawa 1975.
odkrywa w sobie wielkość i potęgę, które przywracają mu wiarę w siebie, w moc własnego posłannictwa i sens życia. Harry-Kopciuszek, Harry--Brzydkie Kaczątko - jest kuzynem Małej Księżniczki (Frances Burnett), Heidi (Johany Spyri) i Ani z Zielonego Wzgórza (Lucy Maud Montgome-ry), przyrodnim bratem Batmana, Supermana i Tarzana. Dla dzisiejszych czytelników żyjących w świecie gier komputerowych i gier/antesy książki Joannę K. Rowling są szczególnie atrakcyjne: łączą różne plany przestrzeni, wymagają biegłości w kojarzeniu postaci, wątków, scen. Niesie to duże emocje lekturowe, bez których czytanie przestaje być przyjemnością. A trzeba przecież zasmakować, by chcieć sięgać na półkę z książkami.
Przez pryzmat Harrego Pottera dobrze widać zmiany, jakie dokonały się w literaturze dla dzieci i młodzieży na przestrzeni wieku XX. A zmieniło się niemal wszystko - chyba tylko zrąb liter pozostał ten sam od stulecia. Inne są rozwiązania typograficzne, inny kształt książki, inna jest przede wszystkim literatura. Jak w całej kulturze, obyczajowości, świadomości ludzkiej, tak w książce dla młodego czytelnika wraz z upływem czasu zmiany przybierają na sile.
Już początek XX stulecia przyniósł ważne zapowiedzi nowego. Polska książka dla dziecka nie wydała w wieku XIX arcydzieł, jeśli pominąć opublikowane na przełomie stuleci Krasnoludki Konopnickiej, które zapowiadały ważne przesunięcia: oto twórczością dla młodych czytelników zajęli się już nie (jak wcześniej) pedagogowie, ale doświadczeni pisarze, twórcy wielkich dzieł narodowych - Konopnicka tę serię otwiera, zaraz za nią mamy nazwiska z najwyższej półki: Leśmian (Przygody Sindbada Żeglarza, Klechdy sezamowe, Klechdy polskie), Kasprowicz (Bajki, klechdy i baśnie), Sienkiewicz (W pustyni i w puszczy), Ostrowska (Córka wodnicy, Bohaterski miś). Literatura tworzona przez pedagogów ad usum Delphini stopniowo odchodziła w przeszłość.
Zainteresowanie twórczością dla dziecka przez wybitnych twórców literackich już wówczas odbierano w świecie jako oczywistość. Nasza sytuacja była jednak specyficzna. Przez lata zaborów polska książka dla dziecka przyjęła na siebie ciężar kształtowania obywateli przyszłości, nowego społeczeństwa. Pisarze podchodzili do realizacji swej misji z powagą, dostarczali utworów dla potrzeb edukacji domowej neutralizującej wpływ szkoły zaborczej; to w książkach płonął kaganek oświaty, książka wykuwała kształt nowych pokoleń, ich duchowość i świadomość narodową. Dzieło nie było więc autonomicznym tworem kultury, samoistnym bytem realizującym swe przeznaczenie w przestrzeni przeżyć estetycznych i emocji literackich, przeciwnie: obdarzone misją wychowawczą realizowało narzucone przesłania. To dlatego tak mało utworów z wieku XIX przeszło zwycięsko przez nieubłagalny i nieprzekupny sąd czasu. Nie wnieśliśmy więc w kolejne stulecie, jak inne narody, Grimmów,
Hoffmanna, Andersena, Twaine'a, Carrolla, Kiplinga, Collodiego, Amici-sa... Niemal wszystko przepadło za granicą przełomu wieków. Na otarcie łez - Przyborowski, Domańska, Deotyma, jeszcze parę nazwisk, jeszcze kilka dzieł z trudem wydartych lawinie popiołów.
Dlatego ten początek wieku był w dziejach kultury literackiej młodego pokolenia tak ważny, stworzył bowiem fundament rozwoju literatury wielkiej, ambitnej, dzieł - nie wahajmy się - na miarę światową, choć nigdy nie starczało nam sił, by dzieła te skutecznie wypromować. Przywołajmy jeden tylko, ale jakże znamienny przykład: Zwierzoczłekoupiór Konwickiego.
Z wielu względów początek wieku był ważny także w perspektywie światowej. W1900 roku Ellen Key, słynna szwedzka pisarka i działaczka ruchu oświatowego, ogłosiła manifest Stulecie dziecka, który lotem błyskawicy przemierzył Europę (64 wydania wciągu 6 lat!). W myśl zawartych tam prognoz wiek XX miał zostać zdominowany przez problemy młodego pokolenia: ono bowiem tworzy fundament przyszłości i jeśli o przyszłości mamy myśleć serio, trzeba zacząć od podstaw. Starzejącą się Ellen Key spotkała przypadkiem naówczas kilkunastoletnia Astrid Lindgren; niemiło "wspomina to zdarzenie, tak opisane przez Marggaretę Strómstedt:
Ellen Key stanęła na balkonie. Potężna, stara i opryskliwa. Rozchełstana, z rozczochranymi włosami do ramion, czyściła paznokcie. - Czego dziewczyny chcą? - krzyknęła ostro, poirytowanym głosem. Onieśmielone wyjaśniły, iż chciały obejrzeć dom, ale Ellen Key nie zdradzała najmniejszej ochoty na wpuszczenie ich. Nagle rozwarły się drzwi na dole, skąd wpadł wielki pies Ellen Key i jedną z dziewcząt ugryzł w nogę. Zrobiło się wielkie zamieszanie. Gospodyni wpuściła je do hallu, by opatrzyć pogryzioną dziewczynkę. Ellen Key zeszła na dół, jedną ręką przytrzymując halkę. Nagle odwróciła się do Astrid i rozkazała ostro: - Zapnij mi gorset!343.
Ta smakowita anegdota ujawnia charakterystyczną cechę leżącą u źródeł przemian dwudziestowiecznej literatury dla młodych odbiorców: jest nią żywiołowa, nieskrępowana nieufność wobec pedagogów. Ellen Key, jedna z najsłynniejszych postaci przełomu wieków, bezgranicznie oddana sprawie dziecka, zaangażowana w problemy przemian świata okazuje się... kabotynem! żywą, krzepką Dulską! I jak tu mówić o wpływie wychowawczym, o kształtowaniu przez mądrego pedagoga, gdy ten okazuje się małym, skarlałym człowieczkiem...
Największy pedagog XX stulecia, Janusz Korczak, nie pozwoliłby sobie na taką „wpadkę". Twórczość literacka Korczaka, wyrastająca bezpośrednio z jego doświadczeń wychowawczych i obserwacji dzieci, w pewnym sensie zapowiada i antycypuje nurt zwany antypedagogiką,
343 M. Strómstedt: Astrid Lindgren. Opowieść o życiu i twórczości. Przeł. A. Węgleńska. Warszawa 2000, s. 167.
215
zrodzony i w pełni ukształtowany dopiero pod koniec wieku XX. Kor-czak nie jest tak skrajny jak antypedagogiczni publicyści, nie twierdzi, że dorośli są idiotami, a prawdziwe wartości reprezentuje jedynie dziecko (jak u Roalda Dahla, autora Wielkomiluda i Matyldy). Dzieciństwo jest u Korczaka napiętnowane dramatyzmem egzystencjalnym, jest okresem głębokiego cierpienia - tym większego, że spotęgowanego dziecięcą wrażliwością i brakiem odporności psychicznej.
W pewnym momencie ruszyła wielka lawina kwestionująca dorosłą wszechwiedzę, pychę, przeświadczenie o doskonałości. Przyniosła dzieła tej miary co Mały Książę Antoine de Saint-Exupery'ego, Muminki Tove Jansson czy Pippi Langstrump Astrid Lindgren. O ile dwa pierwsze zostały przyjęte entuzjastycznie, o tyle Pippi wywoływała zastrzeżenia w rodzimej Szwecji, gdzie zrazu uznano ją za utwór wręcz szkodliwy wychowawczo. Kto wie, czy najlepsze dzieła i dziełka pisane dla dzieci nie były przypadkiem niewychowawcze! Przywołajmy już tylko Alicję w krainie czarów - sprzed półtora wieku.
Ale i u nas zawrzało - za sprawą Brzechwy i Tuwima. Zwrot w stronę dziecka musiał zaowocować antypedagogiką. Obiektem kpiny stali się dorośli: tytułowy Słoń Trombalski to przecież roztargniony ojciec, a ciocia, co to wypytywała Grzesia o list, który rzekomo mu wręczyła, okazała się skończoną idiotką. Trudno oprzeć się wrażeniu, że obu poetom patronować musiał sam Boy-Żeleński, bezlitosny kpiarz, ironista, autor pełnych złośliwego dowcipu Słówek. Brzechwa i Tuwim skierowali swą uwagę ku spontanicznej twórczości słownej dzieci, ku folklorowi dziecięcemu. Wpływy tego folkloru widoczne są gołym okiem - jedna z najbardziej dla folkloru charakterystycznych form, wyliczanka (tekst służący do ustalenia kolejności udziału w grze lub zabawie), stała się źródłem efektów humorystycznych w Rzepce czy Żabie. No i jeszcze te zabawy słowem, te żarty oparte na mimowolnym humorze logicznym wynikłym z dziecięcego myślenia...
Był to krok milowy. Poezja dla dzieci odnalazła swoiste środki wyrazu. Tą drogą zmierzał jej dalszy rozwój - wiersze Anny Kamieńskiej czy Danuty Wawiłow zawierały całe cytaty z folkloru dziecięcego, nasycone były kalkami i naśladownictwami do tego stopnia, że chwilami można by sądzić, że autorem wierszy jest dziecko, a nie poeta doctus. Droga ta prowadziła ku twórczości bezpośrednio wyrażającej świat dziecięcych przeżyć i doznań, wyobraźni, poruszeń, wewnętrzną prawdę dziecka; pod tym względem niedościgły wzór wiersza tworzy dziś Joanna Kulmowa, pierwsza dama poezji dziecięcej, nieznana w świecie (bariera języka), stanowczo zbyt mało znana w kraju (brak dobrej informacji i przemyślanej promocji). Kulmowa wiele razy powtarzała, że jedynym dzieckiem, dla którego kiedykolwiek pisała, było dziecko ukryte w niej samej. Podobną
216
myśl wyraził niegdyś Julian Przyboś, autor znakomitego, a mało znanego tomu Wiersze i obrazki napisanego wespół z malutką córką: poeta, dowodził Przyboś, pisze przemierzając labirynty własnej, sięgającej dzieciństwa pamięci. A więc już nie „Uśnijże mi uśnij...", już nie „Mój mały, maleńki...": poeta przestaje pochylać się nad dzieckiem, rezygnuje z pouczania, przejmuje natomiast dziecięcą perspektywę rozumienia świata, szuka prawdy o przeżyciach dzieciństwa - nie tej prawdy wyuczonej, wystudiowanej, obserwowanej, lecz tej własnej, wewnętrznej, którą ciągnie się za sobą przez całe dorosłe życie. Staje się więc liryka dziecięca ekspresją wewnętrznego świata, jest narzędziem wyrażania prawdy
o człowieku, jego doznaniach, poruszeniach wewnętrznych. Nie jest to
już liryka pisana przez dorosłego dla dziecka, staje się elementem samo
istnej literackiej kreacji. Wyrasta na fundamencie sztuki.
Przez te długie sto lat zmienił się sposób postrzegania dzieciństwa
i młodości. Dawna tradycja nakazywała traktowanie młodego wieku jako
okresu przejściowego, po którym następuje pełna światła i doskonałości
dojrzałość. U źródeł wieku XX dała o sobie znać manifestująca się w róż
norodny sposób tęsknota za arkadyjskimi latami „cielęcej" niewinności.
Od Gomulickiego poczynając poprzez Wańkowicza, Kadena-Bandrow-
skiego, Dąbrowską aż ku Filipowiczowi nurt ten ujawniał siłę dzieciń
stwa i młodości - tak w zakresie witalnym, jak i etycznym. „Szczenięce
lata" miały być okresem pełni i nieledwie rajskiej jedności z naturą, świa
tem, samym sobą; poza tym rajem rozciągała się przestrzeń mroku i grze
chu, do której człowiek był wyrzucany z ogrodu dzieciństwa i młodości.
Stacją przesiadkową, kluczowym, fundamentalnym doświadczeniem
była pierwsza miłość, w szczególności erotyzm.
Cóż nam pozostało z mitu dzieciństwa? Z jego biblijnych korzeni, z sentymentalnego podłoża naszych zwykłych, ludzkich wspomnień i doświadczeń? Freud uczynił z syna zabójcę ojca, a dorastanie zamienił w piekło. Dziś już nawet proza wspomnieniowa odeszła od arkadyjskich obrazów pełni i niewinności dziecięcego bytowania (Odojewski, Chwin, Głowiński, Filipiak, Czcibor-Piotrowski).
Trudno formułować prognozy dalszego rozwoju książki dla młodego czytelnika. Pewnie nie będzie już powrotu do moralizujących exemplów, w końcu nawet religijna książka dla dziecka od takiej formuły odchodzi -dowodem utwory ks. Jana Twardowskiego. Jeśli popatrzeć z dystansu na miniony wiek, na to, co udało się wydrzeć czasowi i to, co bezpowrotnie straciliśmy (któż dziś pamięta o powieściach Woroszylskiego czy Kamieńskiej?), można sądzić, że miejsce w czytelniczej świadomości zajmą tylko te dzieła, które wyrażają głębszą prawdę o człowieku, jego egzystencjalnej sytuacji, dylematach, wyborach, przed którymi staje, o jego współczesnym świecie. Zanikła powieść historyczna, wcześniej przepa-
217
dły powieści krajoznawcze, nie cieszy się powodzeniem przygodowa. Najcelniejsze tytuły wieku XX - jak utwory Astrid Lindgren czy Tove Jansson - owocują znakomitymi kontynuacjami; współczesny młody czytelnik oczekuje książki wyrażającej jego rzeczywistość, a jest to swoista rzeczywistość psychiczna (twórczość szwedzkiej pisarki Anniki Thor) i świat zewnętrzny z pogranicza realności, fantazji i wirtualnego univer-sum (fenomen Harrego Pottera).
Najbliższe lata zapewne przyniosą stopniowe narastanie fali „anty-książek", czyli powieści osnutych wokół schematu: głupi rodzice + dziec-ko-przechera. Motyw ten, znany przecież z tradycji (Pinokio Collodiego), zyskuje w książkach współczesnych nowe naświetlenie: jest nim aprobata dla buntowniczej postawy dziecka przy jednoczesnym zdecydowanie ujemnym naświetleniu dorosłych. Tak jest w znakomitym literacko i plastycznie cyklu Ksiąg Straszliwej Niegrzeczności (tekst Ian Whybrow, ilustracje Tony Ross, przekład Ernest Bryll). Pełna humoru opowieść, którą -jak głosi podtytuł - „napisał Wilczuś z wielkiej złości", reprezentuje ten właśnie antypedagogiczny nurt: Wilczuś, posłany przez rodziców do Szkoły Złości i Chytrości, jest zaprzeczeniem tradycyjnego bohatera książki dziecięcej, a Stryjec-Złyjec, pod którego opiekę trafia, uosabia wszelkie negatywne cechy.
Odnotujmy na marginesie, że nawet tradycyjne, nieledwie kanoniczne utwory miewają antypedagogiczne zabarwienie. Wystarczy przywołać raz jeszcze Małego Księcia Saint-Exupery'ego: ileż tam pomstowania na świat dorosłych! Ci królowie, bankierzy, pijacy, latarnicy, z którymi rozmawia dziecko, ujawniają jałowość naszych „dojrzałych" postaw i naszego „dojrzałego" świata wartości. We Francji wytoczono przeciw tej książce mocarne działa. Na próżno. I w naszej literaturze dziecięcej znaleźć można niejedno dzieło, od którego pryncypialni pedagogowie powinni stracić psychiczną równowagę. Król Maciuś I, Kajtuś Czarodziej, Kiedy znów będę mały... Właściwie cała twórczość Korczaka wyrasta z przekonania o bogactwie dziecięcego i jałowości dorosłego świata.
Na ten nurt nakłada się kolejny - horror dla dzieci. Przykładem Straszny koniec Philipa Ardagha. Jest to historyjka nawiązująca do klimatu dziewiętnastowiecznej powieści gotyckiej, łączy grozę z angielskim humorem absurdu, wyolbrzymia i parodiuje rzeczywistość. Fabuła bazuje na przewrotnie odczytanym motywie sieroctwa, solidnie wyeksploatowanym w literaturze dla młodych (Twain, Alcott, Burnett, Konopnic-ka, Makuszyński i jeszcze kilka tuzinów zacnych autorów). Sieroctwo jest u Ardagha elementem zabawy, gry z czytelnikiem: rodzice pewnego młodziaka sypiają na pościeli z papierowych toreb, żółkną, w końcu trącą „zapachem starego termoforu". Dzieci trafiają pod kuratelę koszmarnego kuzyna.
218
Jeszcze dalej idzie Lemony Snicket, twórca Serii niefortunnych zdarzeń. Odradza czytanie tym, którzy lubią pogodne opowieści, uprzedza zdarzenia, wprost powiadamia, że wszystko skończy się źle. „Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się wesoło". Autorski komentarz ujawnia konwencjonalność i utworu, i literatury w ogóle; w naszej rodzimej tradycji tą drogą szedł nieodżałowany Wiktor Woro-szylski w Cyrylu i Podmuchu malowanego wiatru, szła Anna Kamieńska (W Nieparyżu i gdzie indziej) i Joanna Kulmowa (Wio, Leokadio), tyle że nie potrafiliśmy wprowadzić tych utworów do świadomości społecznej i obiegu lekturowego.
Opowiedziana przez Lemony Snicketa historia mówi o losach trojga sierot Baudelaire, które odziedziczyły majątek po tragicznie zmarłych rodzicach i z tego powodu stały się obiektem zainteresowania diaboliczne-go kuzyna - hrabiego Olafa. Autor zaprasza do zabawy na poziomie fabularnym, językowym, narracyjnym. Przedstawiona anegdota łączy powieść łotrzykowską, kryminał, horror, satyrę obyczaj ową w całość wyrafinowaną i przemyślaną. Nieledwie każde zdanie, a już na pewno każdy akapit niesie porcję smacznej strawy literackiej. Jest to strawa dla dorosłego czytelnika - pełna kpiny i ironii, ale także dla dziecka - pełna absurdu, który stanowi naturalny żywioł dzieciństwa.
Jest to księga na wskroś antypedagogiczna. Hrabia Olaf, wyposażony w upoważnienia prawnego opiekuna, znęca się nad dziećmi, dokucza im, każe spać na podłodze, zjadać świństwa (mianowicie owsiankę) i usługiwać sobie, jest przy tym nie tylko okrutny, ale obleśny. Wszyscy dorośli, do których dzieci trafiają, nie mogą nic uczynić, gdyż pozostają wierni literze prawa, są ślepi, głupi lub absurdalnie nielogiczni. Jedyne, na co sieroty mogą liczyć, to własna solidarność i przebiegłość, nader wątły oręż wymierzony w dorosłych.
Tym samym tropem podąża Francesca Simon, autorka cyklu opowieści o Koszmarnym Karolku. Tytułowy bohater, kolega szkolny Wrednej Wandzi, Bezwzględnego Bolą i Chciwego Henia, uosabia wszystkie negatywne cechy dziecka. Rodzice stawiają mu za wzór młodszego brata, Doskonałego Damianka, na próżno. Karolek jest naprawdę koszmarny: potrafi pozbyć się nieproszonego gościa (szefowej ojca), zarazić całą klasę wszami, zamienić wycieczkę do miejskiego muzeum („Wolałbym, żeby mnie coś zeżarło, niż lniałbym iść do tej spróchniałej, nudnej rudery") w całkiem udaną przygodę.
Dla kogo pisane są te książki? Dla wszystkich obdarzonych poczuciem humoru, niezależnie od wieku. Po Karolka mogą sięgnąć dzieci młodsze, po książki Ardagha i Snicketa - dziewięciolatki, ale mało kto ze
;219
starszych pożałuje lektury. Są to książki, które - podobnie jak Kubuś Puchatek, choć w całkiem innym stylu - zapraszają do zabawy na różnych poziomach odczytań, są wspólną lekturą domową pokoleń, budującą więź przeżyć i wspólnotę śmiechu. Mają one - godzi się to podkreślić -walor terapeutyczny, pozwalają z dystansem spojrzeć na napięcia, jakie nieuchronnie powstają na styku osobowości, pokoleń, mentalnych wizji świata. Nie łudźmy się: to dla nas, dorosłych, muzeum bywa miejscem fascynującym. Z perspektywy dziecka jest to tak jak u Franceski Simon:
— Najpierw pokażę wam piękny zbiór starych siodełek rowerowych z przełomu wieków; jedno z nich należało do księcia Alberta - powiedział przewodnik. - Potem obejrzymy wystawę »Zawiasy i kowadła przez wieki«, a na koniec będziecie mogli zobaczyć nasze najnowsze zabytki: wycieraczkę z domu księżnej Diany i rysunki, jakie wykonał najmłodszy dzidziuś naszego burmistrza.
Karolek poczuł, że natychmiast musi opuścić to pomieszczenie344.
Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Czas płynie i zabiera ze sobą rupiecie przeszłości. Stoimy u innych brzegów, na skraju innej wody. Szmaciane lalki i koniki na biegunach znalazły ciche miejsce w niechętnie odwiedzanych muzeach. Przebudzeni z dorosłego snu z niedowierzaniem patrzymy na wypełniony techniką świat naszych dzieci, gdzie brakuje miejsca na wyobraźnię i wyciszenie. Na oślep szukamy strzępów przeszłości, które towarzyszyły naszym szczenięcym latom. Załamujemy ręce: od wieków pokolenia wzrastały na wzorach kultury przodków. Niańki opowiadały dzieciom baśnie, które zasłyszały we własnym dzieciństwie, od kołyski do kołyski rozbrzmiewały rzewne melodie usypianek. A książki? Rodzice zawsze najchętniej podsuwali te, które zatrzymali we wspomnieniach.
Na naszych oczach coś runęło. Stoimy bezradnie i patrzymy, jak nasze dzieci wzrastają w świecie obcym nam i dla nas trudnym. Myśmy zgotowali i im, i sobie ten los. Rzeczywistość techniczna, która zagraża duchowej przestrzeni człowieczeństwa, to nasz, nie ich wynalazek.
Dla naszych dzieci komputer nie jest wrogiem książki - chyba że sami z niego wroga uczynimy. Wrogiem książki może okazać się wszystko, co zabiera czas -jazda na rowerze, granie w piłkę, strzelanie z procy, kibicowanie przy zakupach w markecie. Wszystko też może książce sprzyjać -ale to wymaga od nas mądrych zabiegów i przemyślanych działań. Jeśli dziecku dzielimy czas na nudną lekturę i fascynujący komputer, sami przesądzamy o klęsce.
Warto polubić wroga, nawet pokochać go, a wtedy okaże się, jak wiele jest w nim magii, jak wierna jest jego przyjaźń. Wróg oswojony przestaje
344 R Simon: Koszmarny Karolek i wszy. Tłum. M. Makuch. Kraków 2002, s. 61-62.
220
być wrogiem. Internet pełen jest książek, a w wielu grach komputerowych trzeba dobrze znać teksty literackie, by móc poruszać się w wirtualnym świecie. Od 2002 roku mamy pierwszą polską bibliotekę interneto-wą (www.pbi.edu.pl), gdzie można przeczytać Wspomnienia niebieskiego mundurka Gomulickiego, Stare baśń Kraszewskiego, Przygody Sindbada Żeglarza Leśmiana, Krzyżaków Sienkiewicza. Wielu pisarzy ma strony in-ternetowe (Musierowicz, Terakowska, Onichimowska, autorzy science fic-tion, twórcy fantasy z Sapkowskim na czele), są strony dyskusyjne, kluby czytelników zarażonych „musieromanią" i „potteromanią", o książkach rozmawia się na czacie. Wróg odsłania swe najbardziej pożądane oblicze. Nie trzeba już tęsknić do trudno dostępnych spotkań autorskich i wypatrywać nadejścia Wielkiego Szamana - autorowi można wysłać maiła, zadać mu pytanie, gdy pojawia się na czacie, można wziąć udział w grze stworzonej przez grupy czytelników, rozwiązywać pytania konkursowe, zapisać się na zlot moli książkowych. Czytanie może kojarzyć się z postawą homo technicus, być znakiem nowoczesności. Książki nie muszą znaleźć miejsca w muzeach archeologicznych. Wszystko w naszych rękach.
Rzesze młodzieży (tysiące, może i dziesiątki tysięcy) pisze interneto-we pamiętniki. Nie tylko dziewczyny, wcale niemało tu chłopców. Forma takich pamiętników jest bardzo charakterystyczna. Straciły one bowiem charakter dzienników intymnych, czyli takich zawierzanych szufladzie zapisków, przeznaczonych dla siebie, głęboko osobistych. Moda na takie dzienniki dosłownie eksplodowała w latach międzywojennych. Ich publikowanie miało początkowo charakter nieledwie skandalu: zatrącało przecież o ekshibicjonizm; współcześnie jest przyjęte jako oczywistość. Dzienniki Gide'a, Greena, Jurgena, Żeromskiego, Nałkowskiej, Dąbrowskiej, Gombrowicza, Lechonia - to arcydzieła literackie, pozwalające na śledzenie przemian osobowości artysty, jego refleksji nad podejmowanymi dylematami, jakie niosła codzienność, gorączką bieżących zdarzeń, sytuacją, w której znalazł się autor.
Młodzież pisze pamiętniki od dawna. Zazwyczaj miały one charakter dzienników intymnych: nie przeznaczone do upublicznienia, skrycie prowadzone, z rzadka udostępnianie koleżance „od serca" są formą ekspresji przeżyć, ważną gdy chodzi o kwestie terapeutyczne345. Na naszych oczach powstała nowa forma: dzienniki internetowe, zwane blogami, w których autorzy dokonują publicznego negliżu własnych przeżyć, własnej psychiki, własnego wnętrza. Znajdują się tu nie tylko notatki i refleksje tyczące się zdarzeń bieżących, ale również własne wiersze i małe formy prozatorskie, wybory celnych myśli, antologie najczulszych dzieł...
345 M. Szyszkowska: Sztuka i jej znaczenie dla zdrowia psychicznego. [W:] Zdrowie psychiczne. Red. K. Dobrowolski. Warszawa 1985.
221
Wszystko to ma tę jeszcze charakterystyczną właściwość, że autorzy wpisują swoje strony po to, by prowadzić o nich dyskusję. O nowych wierszach i zapiskach codziennych wypowiadają się więc znajomi i przyjaciele, zaproszeni do odwiedzania „stronki", i zupełnie przypadkowi wędrowcy, poszukiwacze nieznanych lądów. Pamiętnik, niegdyś pisany jedynie dla siebie, staje się blogiem tworzonym przy wirtualnych odbiorcach - stąd częste bezpośrednie zwroty do czytelnika widoczne już w formułach zapraszających do odwiedzin („Po prostu wejdź i zobacz mojego błoga"; „Blog szalonej 19-tki, która mówi zawsze to co myśli. Szczera aż do bólu. Zabaw się w Wielkiego Brata i poznaj jej głęboko skrywane tajemnice"; „Pamiętnik deszczowego faceta. Looknij koniecznie!"), jak i w zapraszaniu do komentarzy („Spróbuję prowadzić ten blog dalej. Ale pamiętajcie, że musicie mi pomóc! Komentujcie notki, strona z komentarzami już działa!^).
O różnych rzeczach są te błogi. Jedne o niczym, inne o piłce nożnej i sporcie, o własnych lekturach, polecanych książkach albo o postaciach literackich (Harry Potter obok... pani Bovary!), o ulubionych autorach („Coś o Tolkienie i Lewisie, ciut poezji. Słowem, wszystkiego po trochu...") i ulubionych zajęciach. To nowe społeczne zjawisko, które ogarnęło zupełnie nieduże dzieci i całkiem dorosłą młodzież, nie pozostaje bez wpływu na literaturę. Narzekanie na kraj miliona poetów byłoby nadmiarem luksusu - i nawet jeśli te „blogowe poezje" (czy raczej wiersze) nie osiągają poziomu, który zadowoliłby wyrafinowane gusty literackich smakoszy, samo przecież pisanie, sama amatorska twórczość ma duże znaczenie dla rozwoju literackich zainteresowań.
Do takiej „blogowej" formy sięga już literatura. W 1996 roku Marta Fox wydała powieść Magda.doc - była to rzecz napisana w formie interne-towego pamiętnika. Floria Netnicka poszła dalej: nadała swojej opowieści charakter blogu - pamiętnika, w którym pojawiają się bezpośrednie zwroty do czytelnika. Jak blogi poświęcone bywają różnym zagadnieniom, nie tylko romantycznym westchnieniom, tak Dziennik klikomanki (2003) wprowadza młodego czytelnika w świat dla niego całkowicie obcy: świat opery i operetki, primadonn, La Scali, Tmviaty, Toski, Halki, Pucciniego, Rossiniego i Moniuszki, baletu klasycznego i nowoczesnego, impresjonizmu spod znaku Moneta, brechtowskiego „efektu obcości"... Jest to znakomita, pełna dynamizmu lektura, zamieniająca operowe nu-dziarstwo w pełną życia, werwy i humoru opowieść komputerem pisaną. Bo właśnie komputer jest szansą kulturalnej edukacji młodego pokolenia. Komputer, który jest drogą do książki, a ta z kolei wiedzie zawiłymi ścieżkami przeżyć ku wewnętrznemu bogactwu, ku prawdzie, pięknu i dobru.