Prasa polska: Mówią Wieki |
Michał Kopczyński i Bogusław Kubisz/25.09.2003 10:35
Gorzki owoc zwycięstwa
Wiktoria wiedeńska 1683 roku
Rozmowa o tureckim zagrożeniu nowożytnej Europy i kampanii wiedeńskiej 1683 roku z prof. Almut Bues z Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie oraz prof. Dariuszem Kołodziejczykiem i prof. Mirosławem Nagielskim z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. .onet-ad-main2-box { display: none }
Czy rok 1683 stanowił apogeum zagrożenia Europy przez Turków, czy też jest to tylko mit?
Dariusz Kołodziejczyk: Zagrożenie istniało realnie, ale rok 1683 to nie było jego apogeum. Dużo poważniejsze niebezpieczeństwa wystąpiły już wcześniej. W 1480 roku Turcy wylądowali na południu Włoch i gdyby nie śmierć Mehmeda Zdobywcy, to prawdopodobnie nie miałby kto bronić Rzymu. Pod Wiedniem Turcy pojawili się już w 1529 roku, a ponownie trzy lata później. Wtedy imperium Osmanów znajdowało się w szczytowym punkcie ekspansji. W końcu XVI wieku osiągnęło chyba granice rozsądnego wzrostu. Turcy mogli jeszcze zdobyć Kamieniec Podolski, ale już nie Gdańsk, choć Kara Mustafa ostrzegał polskich negocjatorów, że jeśli nie podpiszą traktatu buczackiego, Turcy pójdą na Gdańsk. Gdyby w 1683 roku Wiedeń upadł, Turcy doszliby może jeszcze do Linzu, ale już nie dalej. Paul Kennedy użył terminu imperial overextension, który ja wolę w angielskim niż polskim brzmieniu. Według niego każde imperium osiąga w jakimś momencie stadium przesytu. Weźmy choćby logistykę: na ściągnięcie wojsk ze wschodniej Anatolii do Stambułu trzeba było miesiąca, przemarsz do granicy austriackiej zająłby kolejny miesiąc, a powrót - dwa miesiące. Tymczasem timarioci, czyli większość jazdy osmańskiej, otrzymywali dochody z danin chłopskich w dwóch ratach: na początku maja i na początku listopada. Nic dziwnego, że wszystkie traktaty polsko-tureckie podpisywano jesienią, gdy Turcy musieli wracać do domu. Podejmowali wprawdzie kampanie zimowe, zostawiali garnizony w fortecach pogranicznych, ale nie były to operacje na dużą skalę.
Almut Bues: Z punktu widzenia Rzeszy rok 1683 nie jest w żadnym razie przełomem. Przełomem był on na pewno dla Habsburgów, którzy najpierw obronili Wiedeń, a w następnych latach zaczęli poszerzać kosztem Turcji swe kraje dziedziczne. W Rzeszy wielkie poczucie zagrożenia ze strony Turcji istniało w XVI wieku, szczególnie po klęsce pod Mohaczem w 1526 roku. Wtedy nakładały się dwa problemy: reformacja i zagrożenie islamskie. Na pytanie, kto groźniejszy: heretycy czy Turcy, najczęściej odpowiadano, że ci drudzy. W XVII wieku Rzeszę absorbowała wojna trzydziestoletnia. Zagrożenie tureckie nie miało wpływu na jej życie wewnętrzne. Prawdziwą cezurą w XVII stuleciu był traktat westfalski w 1648 roku. Z punktu widzenia Wirtembergii czy Palatynatu głównym zagrożeniem była Francja. Żadnego interesu w udzielaniu pomocy Habsburgom nie miały też Bawaria i Brandenburgia, ich rywale w Rzeszy. Natomiast istniało silne poczucie zagrożenia w krajach habsburskich. Bitwa pod Wiedniem była początkiem drogi, która po 13 latach doprowadziła do pokoju w Karłowicach.
D.K.: Warto wspomnieć o postawie Marcina Lutra, który Turków potępiał i się ich obawiał. Tymczasem w obozie protestanckim byli i tacy, którzy w Turkach widzieli potencjalnych sojuszników. W Imperium Osmańskim znalazło się wielu arian, zarówno polskich, jak i niemieckich. Turecki wstręt wobec dogmatu Świętej Trójcy, usuwanie rzeźb z ołtarzy kościołów zamienionych na meczety były bliskie ich poglądom. W Turcji pojawiały się z kolei pogłoski, że podobno islam wygrywa na zachodzie Europy, ponieważ ludzie wyrzucają "bałwany" z kościołów. Niektórzy ariańscy uchodźcy przyjmowali islam. Tak więc możliwość sojuszu muzułmańsko-protestanckiego istniała. Luter, który z powodów politycznych i doktrynalnych odrzucał przymierze z Turcją, korzystał z zagrożenia tureckiego. Natomiast w oczach szerokiej opinii publicznej Turcy byli ogromnym zagrożeniem, niemalże wysłannikiem Szatana, karą Bożą. Przeciętny szlachcic, czy to w Polsce, czy w Styrii, Turków się bał i wiedział, że z nimi trzeba walczyć. Co innego politycy: były państwa, które od lat współpracowały z Turcją, zawierały sojusze. Choćby Francja w XVI wieku czy państwo Jagiellonów, którzy wówczas konsekwentnie współpracowali z Imperium Osmańskim przeciwko Habsburgom, zwłaszcza na terenie Węgier. A więc Turcy mogli być też pożądanym partnerem.
Mirosław Nagielski: Od lat sześćdziesiątych XVII wieku zagrożenie ze strony Turcji wzrasta na całym pograniczu: konflikt o Kretę, później wojny z Austrią, z Rzeczpospolitą w 1672 roku, z Rosją w latach 1673-1674. Front uderzenia tureckiego był bardzo szeroki: od Azowa na wschodzie po Morze Śródziemne. Biorąc pod uwagę ogrom wysiłku i rozciągnięcie linii komunikacyjnych, należy podziwiać państwo, które prowadziło działania wojenne na tylu teatrach. Klęska przychodzi dopiero w 1683 roku, ale wówczas po raz pierwszy doszło do połączenia trzech sił: austriackich Habsburgów, Rzeszy Niemieckiej i Rzeczypospolitej. W XVI wieku i bardzo długo również w następnym stuleciu Rzeczpospolita nie chciała się angażować w konflikt turecko-habsburski, wiedząc, że oznacza to pewną wojnę z Turcją. Dopiero za panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego opowiedziała się wyraźnie po stronie obozu habsburskiego. Wcześniej, mimo pewnych za drażnień, stosunki z Turcją były poprawne, o czym świadczy sojusz z Chanatem Krymskim w latach 1654-1666.
Czy Turcy sformułowali program ekspansji w Europie, wyznaczyli linię, do której chcieli dojść?
D.K.: W tureckich kronikach pojawia się półmityczne miejsce, zwane "czerwonym" bądź "złotym jabłkiem" (kyzył elma), utożsamiane ze stolicą zachodniego chrześcijaństwa. W kontekście epoki tym "jabłkiem" mógł być Rzym lub Wiedeń. Nad Bosforem zastanawiano się, kto jest głową chrześcijaństwa zachodniego: papież, czy cesarz. Wezyr Kara Mustafa, którego osobowość jest godna zainteresowania nie tylko historyka, ale i psychologa, zdobywając jedno z "czerwonych jabłek" zasłużyłby się islamowi, sułtanowi i umocniłby swoją pozycję w imperium.
Czy Turcy żądali od Polaków, aby przeszli na islam?
D.K.: To był obowiązek każdego władcy muzułmańskiego. W każdym osmańskim liście do chrześcijańskiego króla po jego imieniu pojawia się arabski tekst: oby jego koniec był dobry. "Dobry koniec" znaczy przejście na islam. W 1590 roku żądanie to wyrażono bardziej explicite, co wywołało w Polsce antyturecką histerię. Wcześniej Rzeczpospolita w porę nie wysłała posła do Stambułu, a Zygmunt III przespał możliwość utrzy-mania dobrych kontaktów z Portą. O tym, że nie doszło do wojny zdecydowała z jednej strony interwencja królowej Anglii Elżbiety, a z drugiej Żydów stambulskich, którzy utrzymywali kontakty handlowe z Rzeczpospolitą. Wszyscy państwo są skłoni traktować bitwę wiedeńską jako epizod w długotrwałych zmaganiach z Turcją.
Co to zwycięstwo oznaczało dla Europy?
D.K.: Oblężenie Wiednia w 1683 roku na pewno było czymś więcej niż epizodem. Batalia wiedeńska była jedną z największych bitew tej epoki. Wcześniej Kara Mustafa umiejętnie wykorzystywał wewnętrzne konflikty w krajach, z którymi walczył. Bijąc się z Wenecją, popierał prawosławnych Greków na Krecie przeciwko katolickiej szlachcie weneckiej, na Ukrainie poparł Kozaków i prawosławną ludność przeciwko szlachcie polskiej, na Węgrzech tamtejszą szlachtę protestancką przeciwko katolickim Habsburgom. Swą "wywrotową polityką" doprowadził jednak do tego, czego Porcie udawało się uniknąć przez poprzednich dwieście lat, czyli antytureckiego sojuszu Wiednia, Warszawy i Wenecji. Pod Wiedniem nie ma jeszcze Wenecji, ale są już dwaj pozostali sojusznicy, i dlatego ta kampania jest ważna. Poza tym sukces z 1683 roku po kilkunastu latach wojny otworzył drogę Habsburgom do podboju Bałkanów i do budowy zupełnie nowego, absolutystycznego państwa.
A.B.: Rok 1683 był też bardzo ważny dla kultury. Od tego mniej więcej czasu zaczyna się barok habsburski i pietas Austriaca, która jest sposobem centralizacji krajów dziedzicznych nie tyle przez urzędy centralne, ile przez kulturę. Istnieje na ten temat bardzo ciekawa książka Tima Blanninga The culture of power and the power of culture. Oczywiście na rezultaty trzeba było czekać do końca XVII, a nawet do XVIII wieku.
M.N.: Jest jeszcze aspekt polityczny. Habsburgowie po Wiedniu uzyskali wolną rękę na flance zachodniej, tworząc w marcu 1684 roku w Linzu Świętą Ligę. Dwa lata później włączyła się do niej Rosja. Gdy Liga dźwigała ciężar wojny z Turcją, część sił austriackich mogła zostać uruchomiona przeciw Francji. Gdyby wskutek licznych afrontów, jakich mu nie szczędzono, Sobieski po Wiedniu wycofał się, to Habsburgowie nie mieliby takich możliwości.
D.K.: Obok aspektów politycznych i kulturalnych należy jeszcze podkreślić znaczenie zagrożenia tureckiego dla wewnętrznej konsolidacji i modernizacji państwa Habsburgów. Turcy paradoksalnie przyczynili się bardzo do jego wzmocnienia zarówno w XVI, jak i od końca XVII wieku. Zagrożenie tureckie pomogło zreformować system podatkowy. W XVI wieku cesarz, pod pretekstem zbioru podatków na wojnę turecką, mógł usprawnić administrację, łamiąc przy okazji opór opozycji. Podobna sytuacja wystąpiła w końcu XVII wieku. Po Wiedniu zagrożenie tureckie umożliwiło uzyskanie zgody społecznej na rozprawę z protestantami. Niezbyt chlubnym, ale ważnym epizodem był sąd w Preszowie (węg. Eperjes), gdzie sądzono za zdradę heretyków. Przed owym sądem stanęła duża część szlachty węgierskiej i sporo mieszczan. To był rodzaj państwowej inkwizycji. Nie rzymskiej, tylko habsburskiej. Habsburgowie mieli na to większe niż wcześniej przyzwolenie stanów, ponieważ tamtejsi protestanci sprzyjali Turkom, a ci zagrażali centralnym ziemiom austriackim. Jest tu wyraźna analogia do polskich arian, których wygnano za poparcie Szwedów podczas potopu. Poza tym mało kto wie, że część ludności Węgier przeszła na islam i tę ludność po wojnie z Turcją albo wygnano, albo zmuszono do powrotu na łono Kościoła katolickiego. Dzisiaj na Węgrzech niemal nie ma śladów muzułmańskiej obecności. Tylko w mieście Pecs zachowały się meczety. Tymczasem w Kamieńcu Podolskim do dzisiaj stoi minaret.
Czy Jan III powinien był iść pod Wiedeń?
M.N.: Historiografia polska wypowiedziała się w tej kwestii jednoznacznie: pod Wiedeń trzeba było iść. Po zdobyciu cesarskiej stolicy potęga turecka zapewne wkrótce pojawiłaby się pod Krakowem. Tak samo trzeba odpowiedzieć na pytanie o udział Rzeczpospolitej w Lidze Świętej, choć tu zdania są podzielone, w Europie trwała bowiem rywalizacja między Habsburgami a Burbonami. Czy Sobieski mógł "sprzedać się lepiej", balansując pomiędzy Francją a cesarzem? Rozważając tę kwestię, trzeba pamiętać, że musiał się liczyć z opiniami poddanych, a poparcie szlachty dla polityki antytureckiej było silne. Można także zapytać, czy król musiał tkwić w Lidze Świętej aż do śmierci. Przeciwnicy jego polityki wskazują, że Turcy ustami wysłanników Chanatu Krymskiego sugerowali nam porzucenie obozu habsburskiego w zamian za zwrot Kamieńca Podolskiego i Podola. Trudno orzec, na ile był to realna propozycja, a na ile gra obliczona na skompromitowanie jednego z aliantów w oczach Europy. Z kolei ważnym motywem na rzecz pozostania w Lidze była polityka dynastyczna Sobieskiego, który zabiegał o koronę dla swego pierworodnego syna Jakuba.
Zwycięstwo wiedeńskie, podobnie jak zwycięstwo grunwaldzkie, nie zostało wykorzystane. Dotyczy to także reformy ustroju Rzeczypospolitej. To, co udało się Habsburgom, nie udało się Sobieskiemu. Czy była szansa, aby korzystając z wojen tureckich zmodernizować państwo?
D.K.: Zgadzam się z prof. Zbigniewem Wójcikiem, że pójście pod Wiedeń było chyba najbardziej dramatyczną decyzją Sobieskiego i jednocześnie pożegnaniem z programem reform. Sobieski porzucał obóz francuski, w którym miał znacznie więcej do powiedzenia, czego jego niedawni stronnicy nigdy mu nie wybaczyli. Z kolei w obozie prohabsburskim nigdy nie został przyjęty jako pewny sojusznik. W dodatku po Wiedniu Sobieski zajmował się głównie polityką dynastyczną. Kolejne nieudane kampanie na Podolu można tłumaczyć w różny sposób: brakiem artylerii, sił oblężniczych, pieniędzy. Ale można je także tłumaczyć brakiem serca do odbicia Kamieńca przed podporządkowaniem Mołdawii. Sobieski wiedział, że po zdobyciu podolskiej twierdzy sejm nie da ani grosza na wojnę ofensywną. Jak długo turecki Kamieniec pozostawał za plecami, tak długo można było walczyć o Mołdawię dla Jakuba.
Czy król, korzystając z wielkiego rozgłosu wokół zwycięstwa wiedeńskiego i poparcia wojska, nie mógł się pokusić o swego rodzaju zamachu stanu, by zmienić ustrój Rzeczypospolitej?
M.N.: Jan III Sobieski doszedł do korony dzięki wojsku i szlachcie po Chocimiu. Przeprowadzenie zamachu stanu w stylu duńskim (Fryderyk III w 1660 roku po wojnie ze Szwecją - red.) nie było raczej możliwe. Pamiętajmy, że wojsko Rzeczypospolitej nie było armią zawodową. Była to armia z zaciągu szlacheckiego, podzielająca umiłowanie złotej wolności szlacheckiej. Sobieski musiał się więc liczyć się ze spiskami i nielojalnością wojska. Sam przecież uczestniczył w spiskach przeciwko Wiśniowieckiemu i pamiętał burzliwy schyłek panowania Jana Kazimierza. Wiele już pisano o tym, czy panowanie królów rodaków dawało szansę wzmocnienia państwa, czy wręcz przeciwnie. Rządy Sobieskiego są raczej potwierdzeniem tej drugiej tezy. Do chwili śmierci miał on 13 lat na realizację koncepcji politycznych, o których myślał idąc pod Wiedeń i zawierając traktat w Linzu. W 1696 roku nic z tego nie zostało wypełnione. Podole z Kamieńcem znajdowało się nadal w rękach tureckich, o Mołdawii i Wołoszczyźnie, a co za tym idzie o realizacji planów dynastycznych można było tylko pomarzyć. Do tego dochodzi rozkład wewnętrzny państwa: sprawa Sapiehów, zbliżająca się wojna domowa na Litwie. Okazuje się, że zaabsorbowany wielką polityką Jan III nie panował nad sytuacją wewnętrzną.
D.K.: Skoro mówimy o potencjalnym wojskowym zamachu stanu w Rzeczypospolitej, to pamiętajmy o szczególnej randze urzędu hetmana od końca XVI wieku. Za czasów Zamoyskiego i potem hetman potrafił prowadzić własną politykę, niekiedy sprzeczną z królewską. W XVII wieku to zjawisko narasta. Sobieski jako hetman szkodził jak mógł Michałowi Korybutowi Wiśniowieckiemu. Kiedy sam został królem, dane mu było poczuć, co oznacza krnąbrny hetman. Wyniesiony przez niego Stanisław Jabłonowski, z czasem zaczął prowadzić niezależną politykę, a wojsko było bardziej związane z hetmanem niż z królem. Pozycja hetmana była zbyt mocna, by bez jego udziału król mógł myśleć o zamachu stanu.
Część historyków, zwłaszcza w Austrii i Niemczech, głosi, że rola Rzeczypospolitej pod Wiedniem nie była duża, że bitwę wygrała piechota, polscy żołnierze odznaczyli się głównie rabunkami, a ich wódz obłowił się. List Sobieskiego z namiotów wezyrskich, który tłumaczono na wiele języków, służył do propagandy sukcesu, ale z drugiej strony przyczynił się do powyższych, niekorzystnych opinii.
D.K.: Tezy, z którymi przekonywująco polemizuje Zbigniew Wójcik w biografii Jana III Sobieskiego, to w dużym stopniu owoc nacjonalistycznej historiografii dziewiętnastowiecznej. Nasza historiografia nie była zresztą pod tym względem dużo lepsza od austriackiej. Myślę, że do dzisiaj wielu polskich uczniów nie wie, że pod Wiedniem walczyły także wojska Habsburgów i oddziały niemieckie. Polacy odegrali ogromną rolę, chociaż nie można umniejszać roli księcia Karola Lotaryńskiego, jednego z najwybitniejszych ówczesnych wodzów. Sobieski przyprowadził armię, której Kara Mustafa zupełnie się nie spodziewał pod Wiedniem. Można powiedzieć, że wojska osmańskie były zbyt nowoczesne, żeby wygrać tę bitwę. Kara Mustafa miał piechotę wyposażoną w broń palną, artylerię, saperów i tylko niewiele konnicy, która po miesiącu oblężenia nie była zresztą zdatna do walki. Tymczasem nad Dunajem spadła na niego jazda wykorzystywana na stepach wschodniej Europy.
M.N.: Turcy nie podejrzewali, że w ogóle uda się ściągnąć tak duże siły, a Rzeczpospolita wypełni zobowiązania sojusznicze wobec cesarza. Gdyby nie polska jazda, to Turkom udałoby się wyprowadzić znaczną część sił. Przecież Kara Mustafa nie przerwał oblężenia Wiednia i część jednostek pieszych nadal tkwiła pod murami. Jeszcze w trakcie bitwy Turcy próbowali atakować umocnienia wiedeńskie. Karol Lotaryński wiązał większość piechoty tureckiej, spychał ją, ale jej nie rozbił. To polska jazda przebiła się do głównego obozu Kara Mustafy i spowodowała klęskę całego zgrupowania znajdującego się pod Wiedniem. Co do łupów - gdyby to przełamanie nastąpiło na skrzydle dowodzonym przez Karola Lotaryńskiego, to znalazłyby się one w rękach niemieckich.
Czy bez udziału polskiego wojska habsbursko-niemieckie miały szansę odblokowania miasta?
M.N.: Moim zdaniem, wcześniej czy później, Wiedeń zostałby odblokowany, ale nie doszłoby do rozbicia armii Kara Mustafy.
D.K.: Dwadzieścia lat temu ukazał się bardzo ważny artykuł Zygmunta Abrahamowicza. Według niego Kara Mustafa świadomie nie chciał zdobyć Wiednia, bowiem zgodnie z tradycją osmańską miasto zdobyte szturmem przez trzy dni może być plądrowane przez wojsko. Żaden wódz, a nawet sułtan, nie byłby w stanie się temu sprzeciwić. Kara Mustafa poszedł pod Wiedeń także po to, aby zaradzić kłopotom finansowym państwa osmańskiego. Gdyby miasto skapitulowało, wszystkie łupy przejęłyby władze osmańskie. Wracając do polskich zdobyczy po bitwie, Sobieski był głównodowodzącym i ponosił odpowiedzialność za rozstrzygnięcie bitwy, dlatego miał prawo do lwiej części łupów. Wspaniałe zbiory tureckie w Karlsruhe i Ingölstadt to są właśnie łupy zagarnięte przez wodzów niemieckich. Nasze zbiory na Wawelu pochodzą w dużej mierze z tego, co zdobyto pod Wiedniem. Osobiście najbardziej żałuję, że zaginęły archiwa tureckie, które najprawdopodobniej zagarnęła strona polska.
Sobieski zadbał o propagandę swej osoby. Czy to, że ogłosił się triumfatorem spod Wiednia, zaszkodziło mu, czy też pomogło w polityce zagranicznej? Czy inni władcy, zwłaszcza cesarz Leopold I, nie czuli się zagrożeni, że pozostaną w cieniu Sobieskiego?
M.N.: Propaganda odgrywała ogromną rolę i Sobieski doskonale to wiedział. Gazetki ulotne pisane spod Wiednia, obwieszczające o zwycięstwie króla polskiego, obiegły większość dworów europejskich. Cesarz był zły, że wymógł on triumfalny wjazd do Wiednia. Później Sobieski starał się zdyskontować swą sławę w celach dynastycznych.
D.K.: Sobieski konsekwentnie, przed Wiedniem i po nim, utrzymywał kontakty z powstańcami węgierskimi Imre Thökölya, którzy walczyli przeciwko Habsburgom po stronie tureckiej. Król był popularny na Węgrzech, także wśród tamtejszych dysydentów. To powodowało, że cesarz Leopold nie uznał go za sojusznika godnego pełnego zaufania. Oprócz tego zarówno dla Habsburgów, jak i dla króla Francji Ludwika XIV, elekcyjny król polski nie mógł się równać ze starymi europejskimi dynastiami. Propaganda Sobieskiego mogła być skuteczna wobec przeciętnego czytelnika gazet, ale dworów raczej nie przekonała.
Jak zareagowali na zwycięstwo wiedeńskie sąsiedzi Rzeczypospolitej: Rosja i Brandenburgia?
M.N.: Rosja to jest wielki problem panowania Sobieskiego. Zaangażowanie w wojnę z Turcją w pierwszych latach panowania, później Wiedeń i Liga Święta oznaczały całkowite zlekceważenie flanki wschodniej. Akceptując traktat Grzymułtowskiego, Sobieski tracił definitywnie ziemie utracone na rzecz Rosji w rozejmie andruszowskim z 1667 roku i oddawał inicjatywę w Europie Środkowowschodniej. Prof. Wójcik zwraca uwagę, że strona polska nie doceniała wielu punktów w tym traktacie, choćby mówiącego o prawie Rosji do ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej w celu opieki nad prawosławiem.
A.B.: Brandenburgia w 1686 roku zawarła pierwszą umowę z Habsburgami. Wcześniej nie należała do sojuszników cesarza. Szukała oparcia w Szwecji albo we Francji. W czasie drugiej wojny północnej znalazła się w koalicji antyszwedzkiej wraz z Habsburgami, a potem popierała Niderlandy w wojnie z Francją. Po Wiedniu nastąpiło dalsze zbliżenie z Habsburgami.
Jak wyglądała sytuacja przegranej Turcji?
D.K.: Turcja osmańska, która zdecydowanie przegrała kampanię 1683 roku, okazała się dużo bardziej żywotna, niż zakładano. Przede wszystkim przez kilkanaście lat nadal prowadziła wojnę z czterema państwami europejskimi. Poniosła niewielkie straty terytorialne, ale część utraconych ziem odzyskała na początku XVIII wieku. Państwa zależne od Imperium Osmańskiego okazały się podczas tej wojny lojalne. Dotyczy to zwłaszcza Mołdawii, której hospodar Konstanty Kantemir czuł się zagrożony przez Sobieskiego. Bez pomocy mołdawskiej w postaci tysięcy wozów z zaopatrzeniem turecka załoga Kamieńca nie utrzymałaby się. Chanat Krymski, który wcześniej nie zawsze był posłuszny sułtanowi, w latach dziewięćdziesiątych stał wiernie przy Turcji. Dla Turcji bitwa wiedeńska była początkiem końca epoki tzw. renesansu Köprülich, ostatniego okresu ekspansji. Bitwa wiedeńska wywoła też refleksję wśród elit osmańskich, pierwsze próby reform, które będą podejmowane w XVIII wieku. W tych próbach dużą rolę odegrali uchodźcy z Węgier, zarówno muzułmanie, jak i protestanci.
Jakie znaczenie miała bitwa pod Wiedniem dla narodowej świadomości Polaków?
D.K.: Wiktoria wiedeńska była ostatnim wielkim sukcesem polskiego oręża przed upadkiem Rzeczypospolitej pod koniec XVIII wieku. W polskiej mentalności zwycięska bitwa, odpowiednio przedstawiona i rozpropagowana, była i jest wydarzeniem bardzo ważnym, nie do usunięcia. Np. po upadku powstania styczniowego wystawiono w Warszawie Straszny dwór Moniuszki. Przez carską cenzurę zdołano przemycić tylko jeden wątek polityczny - rycerzy wracających spod Wiednia.
Dziękujemy za rozmowę.
Mówią Wieki nr 9/2003