Jan Lechoń- biografia
Naprawdę nazywał się Leszek Serafinowicz. Urodził się 13 czerwca 1899 roku w Warszawie, jako drugi syn Władysława i Marii Serafinowiczów. Ojciec przyszłego poety pracował jako urzędnik w biurze Dyrekcji Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Matka była prywatną nauczycielką geografii. O kobiecie Lechoń pisał później w swych dziennikach, że miała ambicje wychować go na drugiego Słowackiego. Młody Serafinowicz dorastał w Warszawie. Uczęszczał najpierw do szkoły realnej imienia Stanisława Staszica, a następnie do gimnazjum imienia Emiliana Konopczyńskiego. W rodzinnym domu młodzieńca panowała niezwykle patriotyczna atmosfera. Rodzice wpajali w niego ideały walki o niepodległość. Serafinowicz żywo interesował się historią Polski, w czym dodatkowo pomagali mu nauczyciele z gimnazjum Konopczyńskiego, pierwszego warszawskiego męskiego gimnazjum, gdzie językiem wykładowym był polski.
Nadspodziewanie szybko zadebiutował jako literat. Jeszcze jako uczeń, w wieku czternastu lat, wydał dwa zbiory poezji. W 1913 nadkładem jego ojca ukazał się Na złotym polu, a rok później Po różnych ścieżkach, który młody poeta zadedykował Leopoldowi Staffowi. Obydwa podpisał pseudonimem „Jan Lechoń”, którym posługiwał się już do śmierci. W 1914 roku osiągnął kolejny sukces - teatr w Pomarańczarni wystawił jego jednoaktową sztukę W pałacu królewskim.
Po zdaniu matury dostał się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Warszawskiego. Na uczelni współredagował pismo studenckie „Pro Arte et Studio”. Wówczas też zaczął pisać i gromadzić wiersze satyryczne, które wydał w 1918 roku w zbiorze zatytułowanym Królewsko-polski kabaret 1917-1918, i w 1919 roku - Faceje republikańskie. Rok później połączył on obydwa cykle w jeden zatytułowany Rzeczpospolita babińska.
Już w wolnej Polsce współdziałał z takimi poetami jak Julian Tuwim, Antoni Słonimski i Tadeusz Raab. Spotykali się w kawiarni „Pod Picadorem”, a z czasem utworzyli nieformalny ruch literacki pod nazwą Skamander. Rok 1920 przyniósł Lechoniowi największy sukces artystyczny, czyli publikację rewelacyjnego tomu poezji Karmazynowy poemat. Cztery lata później podobny poziom popularności osiągnął kolejny tomik Srebrne i czarne. Po jego opublikowaniu poeta zamilkł na długie lata. Karmazynowy poemat to bardzo zróżnicowany i bogaty zbiór wierszy, swoją retoryką i patosem patriotycznym doskonale wpisujący się w popularny w latach 1916-1920 nurt. Wiele z wierszy zawartych w tym tomie doskonale nadaje się do recytacji, chociażby Piłsudski. Problematyka podjęta w Karmazynowym poemacie to kontynuacja rozważań polityczno-społecznych podjętych przez Lechonia w gazecie studenckiej „Pro Arte et Studio”. Jan Lechoń w środowisku warszawskim postrzegany była niemal jako postać tragiczna. Taki wizerunek zawdzięczał kompleksom, problemom finansowym, miłosnym, depresjom, a także pierwszej próbie samobójczej, której się podjął już w 1921 roku, kiedy to czuł się obezwładniony przez sukces Karmazynowego poematu.
Okres wojny polsko-bolszewickiej przepracował w Biurze Prasowym Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego. Po zakończeniu działań zbrojnych wstąpił do Związku Zawodowego Literatów Polskich, a także został sekretarzem generalnym polskiego PN Clubu założonego przez Stefana Żeromskiego.
Przez dwa lata (od 1926 do 1928 roku) pełnił funkcję redaktora naczelnego czasopisma satyrycznego „Cyrulik Warszawski”. Rok po rozstaniu się z „Cyrulikiem” objął stanowisko sekretarza w redakcji „Pamiętnika Warszawskiego”.
Lechoń zdecydował się na emigrację. Pod koniec 1929 roku wyjechał do Paryża, gdzie zatrudnił się jako attache kulturalny przy Ambasadzie Polskiej. We Francji mieszkał blisko dziesięć lat, lecz dla jego twórczości był to okres wielkiej posuchy. Nie ukazywały się jego dzieła, a on sam popadał w stany depresyjne spowodowane artystyczną niemocą. Jedyną formą aktywności literackiej Lechonia były szopki polityczne pisane razem ze Słonimskim i Tuwimem.
Dopiero wybuch drugiej wojny światowej pobudził drzemiący w nim talent poetycki. Po wkroczeniu hitlerowców do Paryża przeniósł się do Brazylii, skąd trafił do Stanów Zjednoczonych. Tam ukazały się wreszcie kolejne zbiory poezji Lutnia Bekwarku (w 1942 roku), Aria z Kurantem (w 1945 roku) i cykl Marmur i róża (z 1954 roku).Powrócił do redagowania gazet. W latach 1943-1946 (wraz z Kazimierzem Wierzyńskim i Józefem Wittlinem) stał na czele polonijnego „Tygodnika Polskiego”. Nawiązał też ścisłą współpracę z nowojorskim Polskim Instytutem Naukowym, a także z ukazującym się w Londynie czasopismem literackim „Wiadomości”. Na łamach tego pisma opublikował cykl esejów poświęconych narodowemu wieszczowi zatytułowany po prostu Mickiewicz w setną rocznicę jego śmierci.
Od sierpnia 1949 roku do śmierci pisał dziennik. W swoim Dzienniku opisywał sumiennie wydarzenia z życia, przemyślenia, dużo miejsca poświęcił również opisom niemocy pisarskiej. Zapiski osobiste poety zdominowane są przez tematykę homoseksualną, lecz nie napisał on nigdy o swojej orientacji wprost. Badacze literatury twierdzą, że tajemniczą Ukochaną Osobą, o której uporczywie pisał Lechoń jest niejaki Aubrey Johnston. Poeta wielokrotnie wspomina również o swoich romansach, których się wstydzi i uważa je za nieczyste. Nie wspomina nigdy osób, z którymi łączyły go te kontakty. Uważa się, że nie akceptował swojego homoseksualizmu i nie potrafił się z nim pogodzić. Co więcej w wielu fragmentach Dzienników otwarcie krytykował i potępiał działaczy ruchu homoseksualnego, którzy nie kryli się ze swoją orientacją i walczyli o prawa dla siebie. Lechoń bez wahania nazywał ich pederastami. Jak to często bywa w tego typu zapiskach wielkich artystów, przepełnione są one megalomanią, egocentryzmem i pogardą wobec innych twórców, nie inaczej jest w przypadku Dzienników Lechonia. Poeta odnotował, że Iwaszkiewicz to idiota, Jastrun grafoman, Broniewski jest zapity, Nałkowska bez cienia indywidualności, Miłosz jako poeta jest to gówno psie. Jan Lechoń popełnił samobójstwo 8 czerwca 1956 roku. Wyskoczył z mieszczącego się na dwunastym piętrze okna swojego pokoju w nowojorskim hotelu Henry Hudson.
Pojawiało się wiele teorii co do motywów powodujących Lechoniem. Nie było tajemnicą, że cierpiał na przewlekłe stany depresyjne. Uważa się też, że czuł się zaszczuty przez polonijne środowisko, które nie akceptowało jego homoseksualizmu. Orientacja seksualna była najbardziej skrywanym sekretem poety, dlatego hipoteza ta wydaje się być nietrafiona. Inni twierdzą, że jako zapalony antykomunista nie mógł znieść wieści z Polski.
Prochy poety przez długi czas spoczywały na cmentarzu w nowojorskiej dzielnicy Queens, lecz w 1991 roku przeniesiono je na Cmentarz Leśny w Laskach i pochowano w rodzinnym grobie Serafinowiczów.
Twórczość
W przeciwieństwie do chociażby Broniewskiego, Lechoń nie uważał, że poezja powinna nawiązywać do osobistych doświadczeń, nie powinna być zapisem biograficznym. Jak sam mawiał: Z moich wierszy nikt nic o moim życiu nie wyczyta. Dlatego też w znacznej części jego utworów mamy do czynienia z tzw. „liryką roli”, polegająca na tym, że podmiotu lirycznego w żaden sposób nie można utożsamiać z autorem. Lechoń posługiwał się również „liryką maski”, czyli przekazywał swoje stanowisko poprzez wypowiedzi innych postaci. Przez to jego wiersze mają charakter niemal teatralny.
Inną cechą jego twórczości jest wielogłosowość ideologiczna. W swoich zbiorach Lechoń przedstawiał dwa sprzeczne ze sobą światopoglądy, nie opowiadając się za żadnym z nich. Idee te prezentował w swoich utworach na zasadzie specyficznego dialogu. Na przykład w tomiku Karmazynowy poemat na początku mamy do czynienia z wyraźnie krytycznymi wobec narodowych mitów Herostratesem i Duchem na seansie, a na końcu zbioru znajdziemy Mochnackiego i Piłsudskiego, które te mity umacniają. Cały Karmazynowy poemat jest wewnętrzną polemiką nad kondycją Polski po odzyskaniu niepodległości.
Z kolei w języku poetyckim Lechonia można dopatrzyć się fascynacji osiągnięciami wielkich twórców. Jego wiersze często stanowią polemikę z tekstami innych, lub odwołują się do cudzych słów i myśli. Język przepełniony jest symbolami i aluzjami, które wymagają od czytelnika nie lada wiedzy. Inaczej sytuacja wyglądała później. Mniej więcej od czasu pracy nad Srebrnym i czarnym przekonał się do dosłowności i bezpośredniości przekazu poetyckiego, choć wciąż z lubością przytaczał w swoich wierszach myśli oraz słowa innych ludzi. Wiele jego utworów powstała jako odpowiedź na cudze dzieła, na przykład Na „Boskiej komedii” dedykacja, Romantyczność, Mędrca szkiełko, Iliada, Grób Agamemnona i wiele innych.
Dla Lechonia poezja była czymś na pograniczu literatury i muzyki. Pojmował ją podobnie jak jego poprzednicy, m.in. Henri Bremond, który stworzył koncepcję „poezji czystej”. Muzyczność poezji miała odróżnić ją od zwyczajnej literatury, nadać jej unikalność i niepowtarzalność. Samą poetyckość uważał za niemożliwą do przedstawienia za pomocą słów, a wiersze stanowiły jedyny sposób do połączenia się rzeczywistością metafizyczną. Przeżycie poetyckie pojmował niejako jako akt religijny. W wierszu Sarabandy… Lechoń postulował: Razem, razem rzeczy wieczne obok zdarzeń zwykłej treści. Trzeba jednak dodać, że nie zawsze wywiązywał się tego założenia i najczęściej zaniedbywał proporcje pomiędzy tymi dwoma elementami (na przykład w Karmazynowym poemacie najważniejsza wydaje się być publicystyka, a z kolei w Srebrnym i czarnym kontemplacja na temat wartości uniwersalnych).
W zakresie języka poetyckiego Lechoń był tradycjonalistą. Uważał klasyczny zasady wersyfikacji za najdoskonalsze, a w swoim Dzienniku krytykował wszelkie innowacje w tym zakresie podejmowane przez innych twórców
Trafnego spostrzeżenia podsumowującego charakterystykę twórczości i życia poety dokonał Tadeusz Witkowski:
W biografii Lechonia dwie postawy ścierały się przede wszystkim - klasyczna i romantyczna. Prowadziło to do wewnętrznych napięć; do stapiania lęku przed ekshibicjonistycznymi wynurzeniami ze skargą na ból codziennej egzystencji, do modelowania życia według literackich wzorów z jednoczesnym podkreśleniem dystansu wobec odgrywanych ról. W sztuce triumfował najczęściej wodzący czytelnika po literackich tropach klasyk. Tragiczna śmierć nadała jego biografii nowy sens. W ostatecznym rozrachunku pozostał autor Erynii jednym z najbardziej romantycznych twórców w polskiej literaturze XX wieku
Twórczość poetycka Jana Lechonia:
1913 (Warszawa) - Na złotym polu
1914 (Warszawa) - Po różnych ścieżkach
1919 (Warszawa) - Faceje republikańskie (wraz z Antonim Słonimskim)
1920 (Warszawa) - Rzeczpospolita Babińska
1920 (Warszawa) - Karmazynowy poemat
1924 (Warszawa) - Srebrne i czarne
1942 (Londyn) - Lutnia po Bekwarku
1945 (Nowy Jork) - Aria z kurantem
Twórczość prozatorska Jana Lechonia:
1942 (Londyn) - O literaturze polskiej
1955 (Paryż) - Mickiewicz
1967 (Londyn) - Dzienniki
Utwory
Jan Lechoń poświęcił Pieśń o Stefanie Starzyńskim prezydentowi Warszawy z lat 1934-1939, a dokładniej ukochanemu przez Polaka miastu.
Popularyzujący i realizujący plany rozwoju stolicy Starzyński był prezydentem Warszawy, gdy Niemcy napadły na Polskę. To on odmówił ewakuacji ze stolicy, podejmując się funkcji komisarza cywilnego przy Dowództwie Obrony Warszawy. Organizatorskie talenty ujawnił, gdy przez długie tygodnie wygłaszał przez radio porywające tłumy przemówienia. Podczas ostatniego z nich, z 27 września 1939 roku, powiedział słowa przywoływane po dziś dzień:
Chciałem, by Warszawa była wielka. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. Prędzej to nastąpiło, niż przypuszczaliśmy. I choć tam, gdzie miały być parki, dziś są barykady, choć płoną nasze biblioteki, choć palą się szpitale, Warszawa, broniąca honoru Polski, jest dziś u szczytu swej wielkości i sławy! (…) Nie za lat pięćdziesiąt, nie za sto, lecz dziś Warszawa broniąca honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i sławy.
Okoliczności jego śmierci nie są do końca znane. Po aresztowaniu pod koniec października 1939 roku za działalność podziemną (współtworzył struktury podziemnej administracji), osadzeniu najpierw w więzieniu na Pawiaku w Warszawie, berlińskim Moabicie, a w końcu po przeniesieniu do obozu koncentracyjnego w Dachau, prawdopodobnie został tam zamordowany (większość teorii głosi, że 17 października 1943 roku).
Jan Lechoń upamiętnił postać Stefana Starzyńskiego w tytule swojej pieśni, uwieczniając nazwisko Polaka na zawsze w literaturze. W swoim wierszu Lechoń dokonał opisu nie Starzyńskiego, lecz miasta, które było motorem jego działań, które kochał tak bardzo, że był gotowy poświęcić mu życie. Już w pierwszym wersie poeta zwraca się bezpośrednio do Warszawy, która staje się tym samym adresatem słów podmiotu lirycznego. Zastanawia się, jak dosięgnąć stolicy, by nie sprawić bólu jej cienkim i zniszczonym murom. Pyta tym samym, jak ma dalej żyć, gdy widzi powolne konanie ulubionego miasta, gdy nazwy ulic, budynków, miejsc wywołują w jego sercu jedynie przykre wspomnienie zagłady, Gdy każda droga nazwa jest teraz jak rana?
Od czwartego wersu podmiot liryczny-autor wymienia zabytki Warszawy, zastanawiając się przy tym, jak stolica podniesie się z takiego upodlenia, czy zdoła dalej dać schronienie milionom mieszkańców, tak jak przez wojną. Czytamy o takich budowlach i miejscach, jak zniszczona w 1944 roku, a odbudowana kilka lat później Bazylika archikatedralna św. Jana Chrzciciela znajdująca się na Starym Mieście w Warszawie przy ul. Świętojańskiej 8, Zamek Królewski czy Kolumna Zygmunta, zniszczona w nocy z 1 na 2 września 1944 roku przez pocisk z hitlerowskiego działa czołgowego, a odbudowana w latach 50.
Podmiot deklaruje, że choć wszystkie znane mu zabytki „odniosły” jakieś wojenne rany (Oto dach potrzaskany od Świętego Jana / I mury Zamku w gruzach i stropy paradne. / A Zygmunt trzyma w ręku miecz i krzyż bezwładne), to on nie ulega powszechnej histerii i nie rozpacza nad stratą, lecz wspomina chwile spędzone w przedwojennej Warszawie, które są jego największy skarbem:
I za żadne bogactwa i rozkosze ziemi,
Za spełnione marzenia i pałace w chmurach
Nie dałbym tego szczęścia, żem mieszkał w Twych murach.
Od trzynastego wersu rozpoczyna się spacer podmiotu lirycznego po „dawnej” Warszawie. Jest jesień, w parku leży pełno złotych, rudych i pomarańczowych liści, latarnie gazowe zapłonęły śmiesznym blaskiem, oświetlając szare mury. W oddali słychać plusk Wisły, a w powietrzu unosi się zimny wiatr, owiewając głowę przechodniom. W siedemnastym wersie podmiot zwraca się z prośba do Warszawy, traktowanej osobowo, by przytuliła swoją głowę do szarych murów i wsłuchała się w dalekie, potężne wezwanie / Piękniejsze i prawdziwsze od klasycznych chórów! będące pieśnią zmartwychwstania.
W kolejnych linijkach autor maluje scenę pożaru, od którego błyska łuna ognia. Wszędzie rozprzestrzenia się ognisty deszcz, domy i mury padają w gruzy, posągi są roztrzaskiwane, ulice toną w płomieniach. Warszawa jest czerwoną pochodnią. To znak bitew o niepodległość stolicy, w których uczestniczyli najznakomitsi obywatele, np. Ordon czy Starzyński.
Choć prezydent Warszawy nie został wymieniony w wierszu z nazwiska, to wiadomo, że mężczyzną, o którym mowa od dwudziestego czwartego wersu, jest właśnie tytułowy bohater walczącej Warszawy, który stał jak posąg wśród murów walącej się stolicy, w ognistym deszczu obserwując, jak w gruzy padają mury domów, które sam wznosił, jak płoną ulice, które wytyczał. To on, gdy miasto było pochodnią czerwoną powiedział: Nie ustąpię. Niech te domy płoną, / Niech dumne moje dzieła na proch się rozpękną! / I cóż że z marzeń moich wszystkich rośnie cmentarz / Ale ty, co tu przyjdziesz kiedyś, zapamiętasz, / Ze jest coś piękniejszego niźli murów piękno.
Pieśń… jest rodzajem hołdu Lechonia dla Starzyńskiego. Poeta podkreślił w liryku, że prezydent nie był jeszcze jednym szalonym bohaterem, który nieopatrznie znalazł się pośrodku bitwy, lecz był po prostu zwykłym człowiekiem, który chciał pomóc ukochanemu miastu:
(…) Pomyśl tylko, że są zwykli ludzie,
Jak on, co zawsze wszystko chcą wypełnić dobrze.
Wiersz jest dzięki temu formą upamiętnienia wszystkich ludzi, którzy z miłości do Warszawy, do Polski - oddali swoje życie w obronie kraju, w walce o wolność i niepodległość.
Wiersz Herostrates, jako pierwszy z siedmiu, ukazał się w debiutanckim tomie Jana Lechonia Karmazynowy poemat, opublikowanym w 1920 roku, w którym poeta rozpoczął dyskusję z romantyczną tradycją literacko-filozoficzną, stawiając sobie za cel przewartościowanie narodowych świętości i stworzenie nowych, odpowiednich do nowej sytuacji Polski, która odzyskała niepodległość. Trzy lata wcześniej został wydrukowany w piśmie „Pro arte et studio”. Zbiór liryków stał się z chwilą wydania przełomem w twórczości współzałożyciela Skamandra. Lechoń zyskał aprobatę krytyków i poklask publiczności, mimo iż tomik liczył… tylko siedem wierszy! Szczególnie do gustu przypadł im otwierający zbiór Herostrates oraz wiersz Piłsudski, potęgujące jeszcze bardziej obecny w tomiku niepokój, lęk o ojczyznę.
Miłośnicy talentu Lechonia mogli wcześniej przeczytać jego liryk w studenckim czasopiśmie już pięć lat wcześniej, gdy 17-letni Jan krytycznie i bezpretensjonalnie odniósł się do mitów polskiego romantyzmu, wielkiej dwójki wybitnych osobowości epoki - Mickiewicza i Słowackiego. Mimo młodego wieku i nieugruntowanej pozycji zawodowej, Lechoń nie bał się zmierzenia zarówno z dziełami twórców, jak i z ich wielbicielami.
Opanowawszy do perfekcji romantyczną stylistykę, środki poetyckiego wyrazu charakterystyczne dla pióra autora Pana Tadeusza czy Kordiana, Lechoń zaczął nawoływać do odcięcia się od polskiej martyrologicznej historii, romantycznego nacjonalizmu i ksenofobii na rzecz zwrócenia się ku naturze, ponieważ tylko ona - według niego - dawała szansę na otrząśnięcie się z powojennych wspomnień oraz na przetrwanie toczącej się walki o władzę i wpływy w II Rzeczypospolitej.
Wiersz jest odpowiedzią Lechonia na pytania targające ówczesnym społeczeństwem: jaka powinna być Polska odrodzona po ponad 120 latach niewoli? Nie zapomina przy tym o poświęceniu kilku wersów swojej wizji miejsca i zadania poety i poezji w „nowej” ojczyźnie. Jak zauważa Tomasz Wójcik w monografii Poeci polscy XX wieku. Biogramy. Wiersze. Komentarze, w tym wierszu Lechoń deklaruje konieczność zerwania z rozumieniem literatury jako powinności obywatelskiej Lechoń poświęcił swój wiersz Herostrates antycznemu bohaterowi, szewcowi żyjącemu w IV wieku p.n.e. w Efezie, który dlatego, że chciał zyskać nieśmiertelną sławę za wszelką cenę, spalił jeden z siedmiu cudów świata - świątynię Artemidy. Został przez to zapamiętany jako osoba, która w imię zdobycia popularności, zrobi wszystko, nawet dopuści się zbrodni, ma tyle odwagi, by podnieść rzeczy na największe świętości. Lechoniowi nie chodziło zapewne o zestawianie wiersza z historią Herostratesa, a o wspomnienie człowieka burzącego święte prawa.
Liryk jest często zestawiany z Butem w butonierce Bruno Jasieńskiego, ponieważ w nich obu widać nawoływanie do zostawienia przeszłości za sobą i skupienia się na chwili obecnej.