Jan Lechoń


Jan Lechoń

W języku poetyckim Lechonia można dopatrzyć się fascynacji osiągnięciami wielkich twórców. Jego wiersze często stanowią polemikę z tekstami innych, lub odwołują się do cudzych słów i myśli. Język przepełniony jest symbolami i aluzjami, które wymagają od czytelnika nie lada wiedzy. Inaczej sytuacja wyglądała później. Mniej więcej od czasu pracy nad Srebrnym i czarnym przekonał się do dosłowności i bezpośredniości przekazu poetyckiego, choć wciąż z lubością przytaczał w swoich wierszach myśli oraz słowa innych ludzi. Wiele jego utworów powstała jako odpowiedź na cudze dzieła, na przykład Na „Boskiej komedii” dedykacja, Romantyczność, Mędrca szkiełko, Iliada, Grób Agamemnona i wiele innych.

Dla Lechonia poezja była czymś na pograniczu literatury i muzyki. Pojmował ją podobnie jak jego poprzednicy, m.in. Henri Bremond, który stworzył koncepcję „poezji czystej”. Muzyczność poezji miała odróżnić ją od zwyczajnej literatury, nadać jej unikalność i niepowtarzalność. Samą poetyckość uważał za niemożliwą do przedstawienia za pomocą słów, a wiersze stanowiły jedyny sposób do połączenia się rzeczywistością metafizyczną. Przeżycie poetyckie pojmował niejako jako akt religijny.

Jak zauważa Tadeusz Witkowski:

W biografii Lechonia dwie postawy ścierały się przede wszystkim - klasyczna i romantyczna. Prowadziło to do wewnętrznych napięć; do stapiania lęku przed ekshibicjonistycznymi wynurzeniami ze skargą na ból codziennej egzystencji, do modelowania życia według literackich wzorów z jednoczesnym podkreśleniem dystansu wobec odgrywanych ról. W sztuce triumfował najczęściej wodzący czytelnika po literackich tropach klasyk. Tragiczna śmierć nadała jego biografii nowy sens. W ostatecznym rozrachunku pozostał autor Erynii jednym z najbardziej romantycznych twórców w polskiej literaturze XX wieku.

Jan Lechoń - biografia

Naprawdę nazywał się Leszek Serafinowicz. Urodził się 13 czerwca 1899 roku w Warszawie, jako drugi syn Władysława i Marii Serafinowiczów. Ojciec przyszłego poety pracował jako urzędnik w biurze Dyrekcji Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Matka była prywatną nauczycielką geografii. O kobiecie Lechoń pisał później w swych dziennikach, że miała ambicje wychować go na drugiego Słowackiego.

Młody Serafinowicz dorastał w Warszawie. Uczęszczał najpierw do szkoły realnej imienia Stanisława Staszica, a następnie do gimnazjum imienia Emiliana Konopczyńskiego. W rodzinnym domu młodzieńca panowała niezwykle patriotyczna atmosfera. Rodzice wpajali w niego ideały walki o niepodległość. Serafinowicz żywo interesował się historią Polski, w czym dodatkowo pomagali mu nauczyciele z gimnazjum Konopczyńskiego, pierwszego warszawskiego męskiego gimnazjum, gdzie językiem wykładowym był polski.

Nadspodziewanie szybko zadebiutował jako literat. Jeszcze jako uczeń, w wieku czternastu lat, wydał dwa zbiory poezji. W 1913 nadkładem jego ojca ukazał się Na złotym polu, a rok później Po różnych ścieżkach, który młody poeta zadedykował Leopoldowi Staffowi. Obydwa podpisał pseudonimem „Jan Lechoń”, którym posługiwał się już do śmierci. W 1914 roku osiągnął kolejny sukces - teatr w Pomarańczarni wystawił jego jednoaktową sztukę W pałacu królewskim.

Po zdaniu matury dostał się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Warszawskiego. Na uczelni współredagował pismo studenckie „Pro Arte et Studio. Wówczas też zaczął pisać i gromadzić wiersze satyryczne, które wydał w 1918 roku w zbiorze zatytułowanym Królewsko-polski kabaret 1917-1918, i w 1919 roku - Faceje republikańskie. Rok później połączył on obydwa cykle w jeden zatytułowany Rzeczpospolita babińska.

Już w wolnej Polsce współdziałał z takimi poetami jak Julian Tuwim, Antoni Słonimski i Tadeusz Raab. Spotykali się w kawiarni „Pod Picadorem”, a z czasem utworzyli nieformalny ruch literacki pod nazwą Skamander. Rok 1920 przyniósł Lechoniowi największy sukces artystyczny, czyli publikację rewelacyjnego tomu poezji Karmazynowy poemat. Cztery lata później podobny poziom popularności osiągnął kolejny tomik Srebrne i czarne. Po jego opublikowaniu poeta zamilkł na długie lata.

Karmazynowy poemat to bardzo zróżnicowany i bogaty zbiór wierszy, swoją retoryką i patosem patriotycznym doskonale wpisujący się w popularny w latach 1916-1920 nurt. Wiele z wierszy zawartych w tym tomie doskonale nadaje się do recytacji, chociażby Piłsudski. Problematyka podjęta w Karmazynowym poemacie to kontynuacja rozważań polityczno-społecznych podjętych przez Lechonia w gazecie studenckiej „Pro Arte et Studio”.

Jan Lechoń w środowisku warszawskim postrzegany była niemal jako postać tragiczna. Taki wizerunek zawdzięczał kompleksom, problemom finansowym, miłosnym, depresjom, a także pierwszej próbie samobójczej, której się podjął już w 1921 roku, kiedy to czuł się obezwładniony przez sukces Karmazynowego poematu.

Okres wojny polsko-bolszewickiej przepracował w Biurze Prasowym Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego. Po zakończeniu działań zbrojnych wstąpił do Związku Zawodowego Literatów Polskich, a także został sekretarzem generalnym polskiego PN Clubu założonego przez Stefana Żeromskiego.

Przez dwa lata (od 1926 do 1928 roku) pełnił funkcję redaktora naczelnego czasopisma satyrycznego „Cyrulik Warszawski”. Rok po rozstaniu się z „Cyrulikiem” objął stanowisko sekretarza w redakcji „Pamiętnika Warszawskiego”.

Lechoń zdecydował się na emigrację. Pod koniec 1929 roku wyjechał do Paryża, gdzie zatrudnił się jako attache kulturalny przy Ambasadzie Polskiej. We Francji mieszkał blisko dziesięć lat, lecz dla jego twórczości był to okres wielkiej posuchy. Nie ukazywały się jego dzieła, a on sam popadał w stany depresyjne spowodowane artystyczną niemocą. Jedyną formą aktywności literackiej Lechonia były szopki polityczne pisane razem ze Słonimskim i Tuwimem.

Dopiero wybuch drugiej wojny światowej pobudził drzemiący w nim talent poetycki. Po wkroczeniu hitlerowców do Paryża przeniósł się do Brazylii, skąd trafił do Stanów Zjednoczonych. Tam ukazały się wreszcie kolejne zbiory poezji Lutnia Bekwarku (w 1942 roku), Aria z Kurantem (w 1945 roku) i cykl Marmur i róża (z 1954 roku).

Powrócił do redagowania gazet. W latach 1943-1946 (wraz z Kazimierzem Wierzyńskim i Józefem Wittlinem) stał na czele polonijnego „Tygodnika Polskiego”. Nawiązał też ścisłą współpracę z nowojorskim Polskim Instytutem Naukowym, a także z ukazującym się w Londynie czasopismem literackim „Wiadomości”. Na łamach tego pisma opublikował cykl esejów poświęconych narodowemu wieszczowi zatytułowany po prostu Mickiewicz w setną rocznicę jego śmierci.

Od sierpnia 1949 roku do śmierci pisał dziennik. W swoim Dzienniku opisywał sumiennie wydarzenia z życia, przemyślenia, dużo miejsca poświęcił również opisom niemocy pisarskiej. Zapiski osobiste poety zdominowane są przez tematykę homoseksualną, lecz nie napisał on nigdy o swojej orientacji wprost. Badacze literatury twierdzą, że tajemniczą Ukochaną Osobą, o której uporczywie pisał Lechoń jest niejaki Aubrey Johnston. Poeta wielokrotnie wspomina również o swoich romansach, których się wstydzi i uważa je za nieczyste. Nie wspomina nigdy osób, z którymi łączyły go te kontakty. Uważa się, że nie akceptował swojego homoseksualizmu i nie potrafił się z nim pogodzić. Co więcej w wielu fragmentach Dzienników otwarcie krytykował i potępiał działaczy ruchu homoseksualnego, którzy nie kryli się ze swoją orientacją i walczyli o prawa dla siebie. Lechoń bez wahania nazywał ich pederastami. Jak to często bywa w tego typu zapiskach wielkich artystów, przepełnione są one megalomanią, egocentryzmem i pogardą wobec innych twórców, nie inaczej jest w przypadku Dzienników Lechonia. Poeta odnotował, że Iwaszkiewicz to idiota, Jastrun grafoman, Broniewski jest zapity, Nałkowska bez cienia indywidualności, Miłosz jako poeta jest to gówno psie.

Jan Lechoń popełnił samobójstwo 8 czerwca 1956 roku. Wyskoczył z mieszczącego się na dwunastym piętrze okna swojego pokoju w nowojorskim hotelu Henry Hudson.

Pojawiało się wiele teorii co do motywów powodujących Lechoniem. Nie było tajemnicą, że cierpiał na przewlekłe stany depresyjne. Uważa się też, że czuł się zaszczuty przez polonijne środowisko, które nie akceptowało jego homoseksualizmu. Orientacja seksualna była najbardziej skrywanym sekretem poety, dlatego hipoteza ta wydaje się być nietrafiona. Inni twierdzą, że jako zapalony antykomunista nie mógł znieść wieści z Polski.

Prochy poety przez długi czas spoczywały na cmentarzu w nowojorskiej dzielnicy Queens, lecz w 1991 roku przeniesiono je na Cmentarz Leśny w Laskach i pochowano w rodzinnym grobie Serafinowiczów.

Twórczość Jana Lechonia

Tadeusz Witkowski, znany historyk literatury i publicysta, scharakteryzował warsztat poetycki Lechonia następująco:

(…) nigdy nie wyszedł z kręgu problematyki, która najpełniejszy swój wyraz znalazła w jego dwóch szczupłych tomikach wydanych na początku dwudziestolecia międzywojennego [chodzi oczywiście o Karmazynowy poemat oraz Srebrne i czarne]. Wszystko, co było przedtem i później, można potraktować jako swego rodzaju aneks. Nie znaczy to, że późniejszy dorobek pisarza ma jednoznacznie mniejszą wartość. Nie, idzie tylko o to, że Lechoń pisał przez całe swe życie jakby jeden tekst poetycki i jako autor tego właśnie tekstu wydaje się być bardziej interesujący niż jako twórca poszczególnych wierszy”.

W przeciwieństwie do chociażby Broniewskiego, Lechoń nie uważał, że poezja powinna nawiązywać do osobistych doświadczeń, nie powinna być zapisem biograficznym. Jak sam mawiał: Z moich wierszy nikt nic o moim życiu nie wyczyta. Dlatego też w znacznej części jego utworów mamy do czynienia z tzw. „liryką roli”, polegająca na tym, że podmiotu lirycznego w żaden sposób nie można utożsamiać z autorem. Lechoń posługiwał się również „liryką maski”, czyli przekazywał swoje stanowisko poprzez wypowiedzi innych postaci. Przez to jego wiersze mają charakter niemal teatralny.

Inną cechą jego twórczości jest wielogłosowość ideologiczna. W swoich zbiorach Lechoń przedstawiał dwa sprzeczne ze sobą światopoglądy, nie opowiadając się za żadnym z nich. Idee te prezentował w swoich utworach na zasadzie specyficznego dialogu. Na przykład w tomiku Karmazynowy poemat na początku mamy do czynienia z wyraźnie krytycznymi wobec narodowych mitów Herostratesem i Duchem na seansie, a na końcu zbioru znajdziemy Mochnackiego i Piłsudskiego, które te mity umacniają. Cały Karmazynowy poemat jest wewnętrzną polemiką nad kondycją Polski po odzyskaniu niepodległości.

Z kolei w języku poetyckim Lechonia można dopatrzyć się fascynacji osiągnięciami wielkich twórców. Jego wiersze często stanowią polemikę z tekstami innych, lub odwołują się do cudzych słów i myśli. Język przepełniony jest symbolami i aluzjami, które wymagają od czytelnika nie lada wiedzy. Inaczej sytuacja wyglądała później. Mniej więcej od czasu pracy nad Srebrnym i czarnym przekonał się do dosłowności i bezpośredniości przekazu poetyckiego, choć wciąż z lubością przytaczał w swoich wierszach myśli oraz słowa innych ludzi. Wiele jego utworów powstała jako odpowiedź na cudze dzieła, na przykład Na „Boskiej komedii” dedykacja, Romantyczność, Mędrca szkiełko, Iliada, Grób Agamemnona i wiele innych.

Jak zauważa Witkowski:

Twórczość Lechonia rozpięta jest na przeciwieństwach! Faktycznie, jeśli zestawimy ze sobą jego chociażby Karmazynowy poemat i Srebrne i czarne to zorientujemy się, że pierwszy cykl jest silnie powiązany ze specyfiką życia społecznego Polski początku lat dwudziestych, a drugi oparty jest na wartościach uniwersalnych, egzystencjalnych, ponadczasowych. Poza tym cykle różnią się od siebie pod względem emocjonalnym. Karmazynowy poemat reprezentuje postawę otwartą wobec świata, podczas gdy Srebrne i czarne to wypowiedź introwertyka, człowieka zamkniętego, odsuwającego się od świata.

Dla Lechonia poezja była czymś na pograniczu literatury i muzyki. Pojmował ją podobnie jak jego poprzednicy, m.in. Henri Bremond, który stworzył koncepcję „poezji czystej”. Muzyczność poezji miała odróżnić ją od zwyczajnej literatury, nadać jej unikalność i niepowtarzalność. Samą poetyckość uważał za niemożliwą do przedstawienia za pomocą słów, a wiersze stanowiły jedyny sposób do połączenia się rzeczywistością metafizyczną. Przeżycie poetyckie pojmował niejako jako akt religijny.

Jak zauważa Witkowski:

fascynacje [Lechonia] (…) szły także w drugim kierunku, układając się niejako w figurę paradoksu. Lechoń łączył bowiem mistyczne dążenie do „czystości” poetyckiej z realistycznym przywiązaniem do konkretu i podporządkowaniem poezji celom publicystycznym. Mickiewicza i Wyspiańskiego cenił między innymi dlatego, że zajęli miejsce nie tylko w historii polskiej literatury, ale także w dziejach Polski po prostu.

W wierszu Sarabandy… Lechoń postulował: Razem, razem rzeczy wieczne obok zdarzeń zwykłej treści. Trzeba jednak dodać, że nie zawsze wywiązywał się tego założenia i najczęściej zaniedbywał proporcje pomiędzy tymi dwoma elementami (na przykład w Karmazynowym poemacie najważniejsza wydaje się być publicystyka, a z kolei w Srebrnym i czarnym kontemplacja na temat wartości uniwersalnych).

W zakresie języka poetyckiego Lechoń był tradycjonalistą. Uważał klasyczny zasady wersyfikacji za najdoskonalsze, a w swoim Dzienniku krytykował wszelkie innowacje w tym zakresie podejmowane przez innych twórców:

Białe wiersze (…) uważam ten rodzaj poezji, jeśli nie robi tego wielki poeta (czego też nie bardzo rozumiem), za humbug i proceder nieartystyczny. Od dawna wiem, że jedyny balet - to jest balet klasyczny na palcach. To skrępowanie, to narzucone ograniczenie stwarza formę. Rymy są takim samym, tak samo na pozór sztucznym a niezbędnym ograniczeniem w poezji. W życiu swym nie użyłem asonansu.

Trafnego spostrzeżenia podsumowującego charakterystykę twórczości i życia poety dokonał Tadeusz Witkowski:

W biografii Lechonia dwie postawy ścierały się przede wszystkim - klasyczna i romantyczna. Prowadziło to do wewnętrznych napięć; do stapiania lęku przed ekshibicjonistycznymi wynurzeniami ze skargą na ból codziennej egzystencji, do modelowania życia według literackich wzorów z jednoczesnym podkreśleniem dystansu wobec odgrywanych ról. W sztuce triumfował najczęściej wodzący czytelnika po literackich tropach klasyk. Tragiczna śmierć nadała jego biografii nowy sens. W ostatecznym rozrachunku pozostał autor Erynii jednym z najbardziej romantycznych twórców w polskiej literaturze XX wieku.

Twórczość poetycka Jana Lechonia:

 1913 (Warszawa) - Na złotym polu

 1914 (Warszawa) - Po różnych ścieżkach

 1919 (Warszawa) - Faceje republikańskie (wraz z Antonim Słonimskim)

 1920 (Warszawa) - Rzeczpospolita Babińska

 1920 (Warszawa) - Karmazynowy poemat

 1924 (Warszawa) - Srebrne i czarne

 1942 (Londyn) - Lutnia po Bekwarku

 1945 (Nowy Jork) - Aria z kurantem

Twórczość prozatorska Jana Lechonia:

 1942 (Londyn) - O literaturze polskiej

 1955 (Paryż) - Mickiewicz

 1967 (Londyn) - Dzienniki

wiersze

Pieśń o Stefanie Starzyńskim

Jakże Ciebie, Warszawo, dosięgnąć przez pieśnie,
Ażeby Twoich murów nie dotknąć boleśnie,
Gdy każda droga nazwa jest teraz jak rana?
Oto dach potrzaskany od Świętego Jana
I mury Zamku w gruzach i stropy paradne.
A Zygmunt trzyma w ręku miecz i krzyż bezwładne.
Ale ja Cię nie widzę okrytą żałobą
I nie płaczę nad Tobą, nie płaczę nad sobą,
Ani nad zostałymi w niewoli bliskiemi.
I za żadne bogactwa i rozkosze ziemi,
Za spełnione marzenia i pałace w chmurach
Nie dałbym tego szczęścia, żem mieszkał w Twych murach.
Złota jesień po parkach liście z drzew już łuska,
I śmiesznie zapłonęły latarnie gazowe.
Patrz! Oto szare mury. Słyszysz? Wisła pluska,
A zimny wiatr jesienny owiewa ci głowę.
Ach! przytul ją do szarych twego miasta murów
Jak do piersi matczynej, co tuli twe łkanie,
I wsłuchaj się w dalekie, potężne wezwanie
Piękniejsze i prawdziwsze od klasycznych chórów!
Oto pieśń zmartwychwstała! Liście już opadły,
Kamienne bóstwa skrzydła po sobie pokładły,
I łuna od pożaru ogromnego błyska.
Tylko tych, którzy teraz martwe czoła chylą,
Żywych, tobie podobnych widziałeś przed chwilą,
I wszystkie w tej legendzie znajome nazwiska!
Czy widziałeś Ordona? O mój przyszły wieszczu!
Będzieszże ciągle śpiewał o koniach i zbroi?
Kto jest ten mały człowiek, co w ognistym deszczu
Śród murów, co się walą, jako posąg stoi?
O to Imię tragicznej zapytaj się Muzy!
To on te domy wznosił, co padają w gruzy.
Posągi roztrzaskane i - któż by je zliczył?
Te ulice w płomieniach - to on je wytyczył.
I on, gdy miasto było pochodnią czerwoną,
Powiedział: "Nie ustąpię. Niech te domy płoną,
Niech dumne moje dzieła na proch się rozpękną!
I cóż że z marzeń moich wszystkich rośnie cmentarz
Ale ty, co tu przyjdziesz kiedyś, zapamiętasz,
Ze jest coś piękniejszego niźli murów piękno".
A ty co? Myślisz pewno, że to dziejów krater
Wciąż tę samą wyrzuca romantyczną lawę
I że to jeszcze jeden szalony bohater
Nieopatrzną, ułańską opętał Warszawę.
I tobie jeszcze ciągle marzy się o cudzie
I o owych nadludziach, co się biją chrobrze.
Cudów chcesz? Pomyśl tylko, że są zwykli ludzie,
Jak on, co zawsze wszystko chcą wypełnić dobrze.
Cicho, pieśni! Bo bracia nasi w grobach leżą.
Powrócisz, ach, powrócisz, gdy w bębny uderzą
I wojsk naszych znów kroki posłyszysz miarowe!
Na mury potrzaskane, na ulice wolne
Jako liście wawrzynu rzucisz kwiaty polne
I tych, co tam zostali, obejmiesz za głowę.

Pieśń o Stefanie Starzyńskim - informacje wstępne

Jan Lechoń poświęcił Pieśń o Stefanie Starzyńskim prezydentowi Warszawy z lat 1934-1939, a dokładniej ukochanemu przez Polaka miastu.

Popularyzujący i realizujący plany rozwoju stolicy Starzyński był prezydentem Warszawy, gdy Niemcy napadły na Polskę. To on odmówił ewakuacji ze stolicy, podejmując się funkcji komisarza cywilnego przy Dowództwie Obrony Warszawy. Organizatorskie talenty ujawnił, gdy przez długie tygodnie wygłaszał przez radio porywające tłumy przemówienia. Podczas ostatniego z nich, z 27 września 1939 roku, powiedział słowa przywoływane po dziś dzień:

Chciałem, by Warszawa była wielka. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. Prędzej to nastąpiło, niż przypuszczaliśmy. I choć tam, gdzie miały być parki, dziś są barykady, choć płoną nasze biblioteki, choć palą się szpitale, Warszawa, broniąca honoru Polski, jest dziś u szczytu swej wielkości i sławy! (…) Nie za lat pięćdziesiąt, nie za sto, lecz dziś Warszawa broniąca honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i sławy.

Okoliczności jego śmierci nie są do końca znane. Po aresztowaniu pod koniec października 1939 roku za działalność podziemną (współtworzył struktury podziemnej administracji), osadzeniu najpierw w więzieniu na Pawiaku w Warszawie, berlińskim Moabicie, a w końcu po przeniesieniu do obozu koncentracyjnego w Dachau, prawdopodobnie został tam zamordowany (większość teorii głosi, że 17 października 1943 roku).

Pieśń o Stefanie Starzyńskim - analiza

Pięćdziesięcioczterowersowy wiersz Pieśń o Stefanie Starzyńskim jest przykładem liryki bezpośredniej. Podmiot liryczny wypowiada się w pierwszej osobie (ja Cię nie widzę; I nie płaczę nad Tobą, nie płaczę nad sobą; Nie dałbym tego szczęścia, żem mieszkał w Twych murach).

Wiersz nie jest podzielony na zwrotki, co utrudnia jego recepcję, mimo zrytmizowania i rymów AABB.

Występuje w nim wiele środków poetyckiego wyrazu, począwszy od bezpośrednich zwrotów do adresatki liryku - Warszawy (np. apostrofy Jakże Ciebie, Warszawo, dosięgnąć przez pieśnie; Patrz! Oto szare mury. Słyszysz? Wisła pluska), poprzez liczne epitety (dach potrzaskany; stropy paradne; spełnione marzenia; Złota jesień; latarnie gazowe; szare mury; zimny wiatr; piersi matczynej; potężne wezwanie; klasycznych chórów; Kamienne bóstwa; pożaru ogromnego; martwe czoła; znajome nazwiska; przyszły wieszczu; mały człowiek; ognistym deszczu; Posągi roztrzaskane; pochodnią czerwoną; dumne dzieła; romantyczną lawę; szalony bohater; zwykli ludzie; kroki miarowe; mury potrzaskane; ulice wolne; kwiaty polne), porównania (np. droga nazwa jak rana; przytul ją do szarych twego miasta murów / Jak do piersi matczynej), personifikacje (np. A Zygmunt trzyma w ręku miecz i krzyż bezwładne) i przenośnie (np. Jakże Ciebie, Warszawo, dosięgnąć przez pieśnie, / Ażeby Twoich murów nie dotknąć boleśnie; I śmiesznie zapłonęły latarnie gazowe; Oto pieśń zmartwychwstała), a skończywszy na bogatym naszpikowaniu utworu wykrzyknieniami, średnikami, pytajnikami, by jeszcze bardziej wzbogacić przekaz:

Gdy każda droga nazwa jest teraz jak rana?
(…)
Patrz! Oto szare mury. Słyszysz? Wisła pluska,
(…)
Ach! przytul ją do szarych twego miasta murów
(…)
Piękniejsze i prawdziwsze od klasycznych chórów!
Oto pieśń zmartwychwstała! Liście już opadły,
(…)
Czy widziałeś Ordona? O mój przyszły wieszczu!

Lechoń zdecydował się nawet na zacytowanie Stefana Starzyńskiego, przez co przybliżył czytelnikowi szczerość i siłę uczucia, jakim prezydent darzył ukochane miasto:

Powiedział: "Nie ustąpię. Niech te domy płoną,
Niech dumne moje dzieła na proch się rozpękną!
I cóż że z marzeń moich wszystkich rośnie cmentarz
Ale ty, co tu przyjdziesz kiedyś, zapamiętasz,
Że jest coś piękniejszego niźli murów piękno".

Interpretacja

Jan Lechoń upamiętnił postać Stefana Starzyńskiego w tytule swojej pieśni, uwieczniając nazwisko Polaka na zawsze w literaturze. W swoim wierszu Lechoń dokonał opisu nie Starzyńskiego, lecz miasta, które było motorem jego działań, które kochał tak bardzo, że był gotowy poświęcić mu życie.

Już w pierwszym wersie poeta zwraca się bezpośrednio do Warszawy, która staje się tym samym adresatem słów podmiotu lirycznego. Zastanawia się, jak dosięgnąć stolicy, by nie sprawić bólu jej cienkim i zniszczonym murom. Pyta tym samym, jak ma dalej żyć, gdy widzi powolne konanie ulubionego miasta, gdy nazwy ulic, budynków, miejsc wywołują w jego sercu jedynie przykre wspomnienie zagłady, Gdy każda droga nazwa jest teraz jak rana?
Od czwartego wersu podmiot liryczny-autor wymienia zabytki Warszawy, zastanawiając się przy tym, jak stolica podniesie się z takiego upodlenia, czy zdoła dalej dać schronienie milionom mieszkańców, tak jak przez wojną. Czytamy o takich budowlach i miejscach, jak zniszczona w 1944 roku, a odbudowana kilka lat później Bazylika archikatedralna św. Jana Chrzciciela znajdująca się na Starym Mieście w Warszawie przy ul. Świętojańskiej 8, Zamek Królewski czy Kolumna Zygmunta, zniszczona w nocy z 1 na 2 września 1944 roku przez pocisk z hitlerowskiego działa czołgowego, a odbudowana w latach 50.

Podmiot deklaruje, że choć wszystkie znane mu zabytki „odniosły” jakieś wojenne rany (Oto dach potrzaskany od Świętego Jana / I mury Zamku w gruzach i stropy paradne. / A Zygmunt trzyma w ręku miecz i krzyż bezwładne), to on nie ulega powszechnej histerii i nie rozpacza nad stratą, lecz wspomina chwile spędzone w przedwojennej Warszawie, które są jego największy skarbem:

I za żadne bogactwa i rozkosze ziemi,
Za spełnione marzenia i pałace w chmurach
Nie dałbym tego szczęścia, żem mieszkał w Twych murach.

Od trzynastego wersu rozpoczyna się spacer podmiotu lirycznego po „dawnej” Warszawie. Jest jesień, w parku leży pełno złotych, rudych i pomarańczowych liści, latarnie gazowe zapłonęły śmiesznym blaskiem, oświetlając szare mury. W oddali słychać plusk Wisły, a w powietrzu unosi się zimny wiatr, owiewając głowę przechodniom.

W siedemnastym wersie podmiot zwraca się z prośba do Warszawy, traktowanej osobowo, by przytuliła swoją głowę do szarych murów i wsłuchała się w dalekie, potężne wezwanie / Piękniejsze i prawdziwsze od klasycznych chórów! będące pieśnią zmartwychwstania.

W kolejnych linijkach autor maluje scenę pożaru, od którego błyska łuna ognia. Wszędzie rozprzestrzenia się ognisty deszcz, domy i mury padają w gruzy, posągi są roztrzaskiwane, ulice toną w płomieniach. Warszawa jest czerwoną pochodnią. To znak bitew o niepodległość stolicy, w których uczestniczyli najznakomitsi obywatele, np. Ordon czy Starzyński.

Choć prezydent Warszawy nie został wymieniony w wierszu z nazwiska, to wiadomo, że mężczyzną, o którym mowa od dwudziestego czwartego wersu, jest właśnie tytułowy bohater walczącej Warszawy, który stał jak posąg wśród murów walącej się stolicy, w ognistym deszczu obserwując, jak w gruzy padają mury domów, które sam wznosił, jak płoną ulice, które wytyczał. To on, gdy miasto było pochodnią czerwoną powiedział: Nie ustąpię. Niech te domy płoną, / Niech dumne moje dzieła na proch się rozpękną! / I cóż że z marzeń moich wszystkich rośnie cmentarz / Ale ty, co tu przyjdziesz kiedyś, zapamiętasz, / Ze jest coś piękniejszego niźli murów piękno.

Pieśń… jest rodzajem hołdu Lechonia dla Starzyńskiego. Poeta podkreślił w liryku, że prezydent nie był jeszcze jednym szalonym bohaterem, który nieopatrznie znalazł się pośrodku bitwy, lecz był po prostu zwykłym człowiekiem, który chciał pomóc ukochanemu miastu:

(…) Pomyśl tylko, że są zwykli ludzie,
Jak on, co zawsze wszystko chcą wypełnić dobrze.

Wiersz jest dzięki temu formą upamiętnienia wszystkich ludzi, którzy z miłości do Warszawy, do Polski - oddali swoje życie w obronie kraju, w walce o wolność i niepodległość.

Herostrates

Herostrates

Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie.
Od egipskich piramid do śniegów Tobolska
Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie.

Kaleka, jak beznodzy żołnierze szpitalni,
Co będą ze łzą wieczną chodzili po świecie,
Taka wyszła nam Polska z urzędu w powiecie
I taka się powlokła do robót - w kopalni.

Dziewczyna, na matczyne niepomna przestrogi,
Nieprawny dóbr sukcesor, oranych przez dzieci,
Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,
Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.

A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,
W szeleście rdzawych liści, lecących ż kasztanów,
Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,
Co czeka trwożny chwili, gdy dało odmieni.

O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,
Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,
Pokruszcie na kawałki gipsowe figury
A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.

Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze,
Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?
Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj
I bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.

Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę, czy...
Polskę obudzę.

Herostrates - wiadomości wstepne

Wiersz Herostrates, jako pierwszy z siedmiu, ukazał się w debiutanckim tomie Jana Lechonia Karmazynowy poemat, opublikowanym w 1920 roku, w którym poeta rozpoczął dyskusję z romantyczną tradycją literacko-filozoficzną, stawiając sobie za cel przewartościowanie narodowych świętości i stworzenie nowych, odpowiednich do nowej sytuacji Polski, która odzyskała niepodległość. Trzy lata wcześniej został wydrukowany w piśmie „Pro arte et studio”.

Zbiór liryków stał się z chwilą wydania przełomem w twórczości współzałożyciela Skamandra. Lechoń zyskał aprobatę krytyków i poklask publiczności, mimo iż tomik liczył… tylko siedem wierszy! Szczególnie do gustu przypadł im otwierający zbiór Herostrates oraz wiersz Piłsudski, potęgujące jeszcze bardziej obecny w tomiku niepokój, lęk o ojczyznę.

Miłośnicy talentu Lechonia mogli wcześniej przeczytać jego liryk w studenckim czasopiśmie już pięć lat wcześniej, gdy 17-letni Jan krytycznie i bezpretensjonalnie odniósł się do mitów polskiego romantyzmu, wielkiej dwójki wybitnych osobowości epoki - Mickiewicza i Słowackiego. Mimo młodego wieku i nieugruntowanej pozycji zawodowej, Lechoń nie bał się zmierzenia zarówno z dziełami twórców, jak i z ich wielbicielami.

Opanowawszy do perfekcji romantyczną stylistykę, środki poetyckiego wyrazu charakterystyczne dla pióra autora Pana Tadeusza czy Kordiana, Lechoń zaczął nawoływać do odcięcia się od polskiej martyrologicznej historii, romantycznego nacjonalizmu i ksenofobii na rzecz zwrócenia się ku naturze, ponieważ tylko ona - według niego - dawała szansę na otrząśnięcie się z powojennych wspomnień oraz na przetrwanie toczącej się walki o władzę i wpływy w II Rzeczypospolitej.

Wiersz jest odpowiedzią Lechonia na pytania targające ówczesnym społeczeństwem: jaka powinna być Polska odrodzona po ponad 120 latach niewoli? Nie zapomina przy tym o poświęceniu kilku wersów swojej wizji miejsca i zadania poety i poezji w „nowej” ojczyźnie. Jak zauważa Tomasz Wójcik w monografii Poeci polscy XX wieku. Biogramy. Wiersze. Komentarze, w tym wierszu Lechoń deklaruje konieczność zerwania z rozumieniem literatury jako powinności obywatelskiej (T. Wójcik, Poeci polscy XX wieku. Biogramy. Wiersze. Komentarze, Warszawa 2000, s. 72).

Lechoń poświęcił swój wiersz Herostrates antycznemu bohaterowi, szewcowi żyjącemu w IV wieku p.n.e. w Efezie, który dlatego, że chciał zyskać nieśmiertelną sławę za wszelką cenę, spalił jeden z siedmiu cudów świata - świątynię Artemidy. Został przez to zapamiętany jako osoba, która w imię zdobycia popularności, zrobi wszystko, nawet dopuści się zbrodni, ma tyle odwagi, by podnieść rzeczy na największe świętości.

Lechoniowi nie chodziło zapewne o zestawianie wiersza z historią Herostratesa, a o wspomnienie człowieka burzącego święte prawa.
Liryk jest często zestawiany z Butem w butonierce Bruno Jasieńskiego, ponieważ w nich obu widać nawoływanie do zostawienia przeszłości za sobą i skupienia się na chwili obecnej.

Herostrates - interpretacja

Herostrates jest manifestem artystyczno-ideowych poglądów Jana Lechonia. Choć prowokacyjne, przez niektórych uważane wówczas (a może i dzisiaj?) za bluźniercze, warte jednak przypomnienia.

Poeta mówi w omawianym wierszu o losach Polaków rozrzuconych podczas przymusowej emigracji po całym świecie. Wspomina także o mesjanistycznym cierpieniu ukochanego narodu pod zaborami czy roli żołnierzy, którzy oddali swoje życie w walce w rożnych powstaniach, cierpiąc czasami latami na zesłaniu.

Lechoń nie boi się negować przeszłości historycznej Polski. Nie boi się wezwać do zburzenia zabytków, zerwania z tradycją, z nabożnym stosunkiem do przeszłości, zaniechania kultu historii. Przywołuje osoby, sceny, miejsca i wydarzenia dotyczące historii Polski, które zna każdy obywatel, karząc zburzyć Łazienki czy Stare Miasto w Warszawie lub zabić ducha Jana Kilińskiego (uczestnik walki o niepodległość Polski podczas powstania kościuszkowskiego, członek pierwszego rządu powstańczego, zestawiony z tytułowym Herostratesem, ponieważ także był szewcem). Konfrontuje wszystkie „rodzime” skarby narodowe z odległymi piramidami egipskimi, Waszyngtonem czy Sofią:

Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie.
Od egipskich piramid do śniegów Tobolska
(…)

W wierszu widać wpływ epoki będącej poprzedniczką pozytywizmu. Pełno w nim odwołań do znanych antycznych motywów i symboli. Nie dość, że Lechoń zatytułował liryk imieniem efeskiego szewca, który stał się znakiem bezwzględnego dążenia do sławy, to jeszcze w piątek strofce wspomniał o rzymskiej bogini wegetacji i urodzajów Ceres (odpowiedniczka greckiej Demeter - bohaterki dramatu Stanisława Wyspiańskiego Noc listopadowa), proponując osadzenie jej w roli „polskiej” Marzanny:

O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,
Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,
Pokruszcie na kawałki gipsowe figury
A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.

Dostrzeżemy tu również echa myśli i stylistyki Juliusza Słowackiego. Członek Skamandra odniósł się do poglądów wieszcza, które ten zawarł w Uspokojeniu oraz Grobie Agamemnona. Ciekawostką jest fakt, iż to właśnie w Uspokojeniu czytamy pierwszy raz o Kilińskim, bohaterskim dowódcy ludu stolicy w dniach insurekcji warszawskiej, który doczekał się pomnika w stolicy:

A dalej we mgle, która na rynku się mroczy,/ szkła okien, jak zielone Kilińskiego oczy... Słowa Lechonia są nieco mniej „obiektywne”:

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

Podobnie jak fragment o Kilińskim, wersety porównujące Polskę do papugi także są swoistym ukłonem w stronę Słowackiego. Gdy w jego Grobie Agamemnona czytamy gorzkie podsumowanie ojczyzny wieszcza:
Pawiem narodów byłaś i papugą, tak u Lechonia mamy podobne odczucia:

Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie.

Choć poetów dzieliło kilka dziesięcioleci, to w sytuacji Polski nie zaszły większe zmiany. W XIX wieku była podzielona między trzech zaborców, w XX nadal na jej kształt i politykę wpływ miały obce siły.

Prócz ukłonu w stronę autora Kordiana, widać także - choć może nie tak wyraźnie, aluzję do IV części Dziadów, w której Adam Mickiewicz poświęcił kilka wersów tak małemu stworzonku, jakim jest świętojański robaczek:

Kto? oto pewny robaczek maleńki
Który pełzał tuz przy głowie,
Świętojański to robaczek.
Ach, jakie ludzkie stworzenie!
Przypełznął do mnie i powie
(Zapewne mię chciał pocieszyć):
"Biedny człowieku, po co to jęczenie?
Ej, dosyć rozpaczą grzeszyć!

Z kolei u Lechonia czytamy:

Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,
Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.

Ta aluzja może oznaczać, że wszyscy, którzy żyją Wspomnieniem dawnych bogactw, pojmowanych w tym przypadku jako historia bogatej, szlacheckiej Polski, są tak naprawdę ubodzy, ponieważ nie można żyć przeszłością, nie można stale być pod wpływem obciążeń historycznych. Rozpamiętywanie dawnych zwycięstw czy minionych klęsk nic nie da. Należy się skupić na teraźniejszości, ponieważ tylko wtedy jest nadzieja na ujrzenie wiosną wiosny, a nie - jak zawsze - Polski. To jest nowa rola poety i poezji: zerwać z patriotyzmem i twórczością tyrtejską na rzecz prostoty i szczerości, codzienności, przyrody. Zadaniem poety według Lechonia było przełamywanie stereotypów pisania o Polsce cierpiącej, konającej.

Lechoń w Herostratesie realizuje ideały Skamandra. Postuluje zerwanie z napuszoną, wyidealizowaną historią, z mitami i mesjanizmem narodowym (z hasłem Mickiewicza Polska Chrystusem Narodów) i skupienie się na teraźniejszości, zwrot w stronę natury, choć przez niektórych pojmowanej za coś prymitywnego, to jednak tak naprawdę czegoś prawdziwie szczerego, dającego nadzieję na „normalność”. Przecież to on wypowiedział słynne słowa: A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.

W ostatniej strofie przedstawia Polskę jako uśpioną, odgrodzoną od wszystkiego grubym murem. Rolę „rycerza”, który zbudzi śpiącą ojczyznę, bierze na siebie poeta. Nie deklaruje jednak, że wypełni tę misję. Nie jest pyszny ani przekonany o swojej sile czy mocy. Wie, że może nie mieć szansy zrealizowania zamierzenia, targa nim zwątpienie, nie opuszcza go jednak pragnienie, by „obudzić” ukochany kraj:

Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę czy... Polskę obudzę.

Jak zauważa Tomasz Wójcik w monografii Poeci polscy XX wieku. Biogramy. Wiersze. Komentarze:

(…) późniejsza poezja Skamandra pokazała, że programu Herostratesa nie realizował żaden z poetów grupy, a tradycja romantyczna wielokrotnie powracała w ich twórczości i nabierała z czasem coraz istotniejszego znaczenia

(T. Wójcik, Poeci polscy XX wieku. Biogramy. Wiersze. Komentarze, Warszawa 2000, s. 72).

Aktualność wiersza Lechonia i postawy Herostratesa jest warta przedyskutowania i chwili skupienia. Dlaczego? Ponieważ cały czas trwa w Polsce dyskusja nad „rozgrzebywaniem” przeszłości. Jedni, jak Słowacki czy Mickiewicz, niczym mantrę wyliczają wszystkie ważne, przełomowe wydarzenia z historii Polski, szafują listami ubeków, zdrajców, donosicieli, kapusiów… Drugim z kolei bliżej do poglądów Lechonia. Czy nie lepiej jest zostawić przeszłość - nieważne: dobrą czy złą - za sobą i zacząć budować nową Polskę, bez rozliczania grzechów przeszłości, rozgrzeszania ludzi z ich postępków z lat głębokiej komuny czy stanu wojennego. Może czas skończyć z tą obsesją społeczeństwa najbardziej dotkniętego II wojną światową i powojniem?

Zgadzam się z opinią księdza Krzysztofa Kauchy, autora artykułu zamieszczonego w piśmie „Znak":

Może ten barbarzyński postępek Herostratesa warto dziś… naśladować? Może nie jest bezsensowny pomysł, aby zebrać wszystkie materiały IPN-u, wrzucić je do ogromnego dołu i spalić [...] Żeby raz na zawsze zamknąć okres podległości i hańby - i móc myśleć o teraźniejszości i przyszłości.

Herostrates - analiza

Wiersz Herostrates składa się z dziewięciu strof, z których każda liczy po cztery wersy.

Jest to wiersz sylabiczny, trzynastozgłoskowy. Średniówka następuje w każdej linijce po siódmej sylabie.

Czyli to będzie w Sofii, // czy też w Waszyngtonie.
Od egipskich piramid // do śniegów Tobolska

Na tysiączne się wiorsty // rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów // - w cierniowej koronie.

Lechoń zastosował rymy żeńskie o okalającym układzie (rymują się wersy początkowy z końcowym oraz środkowe ze sobą, czyli ABBA) akcentowane na przedostatniej sylabie:

…przestrogi,
…dzieci,
…zaświeci,
…ubogi.

Wiersz jest przykładem liryki bezpośredniej, co można wywnioskować po zakończeniach czasowników oraz występowaniu zaimka osobowego „ja”. Takie rozwiązanie powoduje, że przekaz poetycki został uwiarygodniony. Inaczej brzmi:

Ja nie chce nic innego niż On nie chce niczego;
(…) mi się (…) wydała niż jemu się wydała;
Ja tobie rozkazuję! niż On tobie rozkazuje!

Adresatem przesłania jest zbiorowość („wy” liryczne), czyli Polacy, którzy mają zwalczyć Łazienki królewskie w Warszawie, pokruszyć na kawałki gipsowe figury, utopić mitologiczną rzymską boginię urodzaju Ceres (odpowiednik greckiej Demeter) w stawie, a nawet… zabić Kilińskiego! Podmiot liryczny, czyli autor, nawołuje rodaków do zaprzestania rozpamiętywania przeszłości i skupienia się na tym, co jest teraz. W szóstej strofie kieruje te słowa do jednostki i to jest wyjątek, jeśli chodzi o liczbę adresatów:

Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze,
Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?
Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj
I bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.

Zabieg ten ma na celu zminimalizowania psychologicznego efektu rozproszonej odpowiedzialności, gdy - jeśli się nas o coś poprosi bez bezpośredniego skierowania słów właśnie do nas - zawsze mamy nadzieję, że owe polecenie zrealizuje ktoś inny. Kolumnami na wyspie w teatrze są oczywiście te stylizowane na ruiny starożytnej budowli otaczające Teatr na Wyspie w parku Łazienkowskim w Warszawie.

Poeta stosuje w liryku liczne określenia animizujące oraz personifikujące ojczyznę. Nazywa Polskę papugą (…) kaleką (…) dziewczyną (…) robaczkiem świętojańskim.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jan Lechoń Herostrates
WIERSZ NA 14 WRZEŚNIA 2009 JAN LECHON REKRUTACJA
WIERSZ NA 2 WRZEŚNIA 2009 JAN LECHON DO MADONNY NOWOJORSKIEJ
Jan Lechoń
JAN LECHON
Jan Lechoń Dziennik t 2
JAN LECHOŃ
Jan Lechon
Jan Lechoń wiersze opracowania
Jan Lechoń
Jan Lechoń życie i twórczość
Jan Lechoń [Pytasz co w moim życiu]
JAN LECHOŃ
Jan Lechon
Inwokacja Jan Lechoń
JAN LECHOŃ
Jan Lechoń
WIERSZ NA 5 WRZEŚNIA 2009 JAN LECHON PLATO

więcej podobnych podstron