Rozdział XIX


Rozdział XIX

Przysięga krwi

Czyli

Jak wiele dla mnie znaczysz

CASIDY:

Już nic więcej się nie liczyło. Biegłam, nie zważając na niezbyt ludzkie tempo. Drzewa wokół mnie zaczęły się rozmazywać i zlewać w wielką zieloną plamę. Tylko nie ona, tylko nie Nikki. Oby Carlisle i Aiden zdążyli na czas. Wreszcie dotarłam do najdalszej polany. Zauważyłam dwóch Cullenów, ale… Rozejrzałam się i odetchnęłam z ulgą. Była tam i Nikki, ciągle żyła. Stała przerażona pod drzewem spoglądając to na Carlisle'a, to na napastnika. Był nim ów wampir, który zaatakował mnie ostatnio. Najstarszy Cullen oczywiście prowadził z nim spokojną rozmowę. Nomad mierzył w niego czymś co przypominało… łuk. Stałam za drzewem, nie chciałam prowokować walki. Na szczęście - nie zauważyli mnie.

-Jestem wampirem, tak samo, jak ty. Wiesz, że coś takiego nie może mnie zabić. - Carlisle lekko się uśmiechał, jakby tłumaczył coś oczywistego małemu dziecku. Wróg również miał na twarzy uśmiech. To mnie bardzo zaniepokoiło. Poza tym, zwróciłam uwagę na to, że Carlisle używa słowa „wampir” w obecności Nikki. Czyżby nie dało się już uniknąć mówienia jej?

Wampir wybuchnął mrożącym krew w żyłach śmiechem. Wymierzył w stronę Carlisle'a, napiął łuk i…

„… mają broń, która może zabić wampiry. Która spala je od środka.”

Carlisle nie wiedział. Nie mógł wiedzieć. A skoro tak, nie ma zamiaru się odsunąć.

-CARLISLE! NIE! - Niewiele myśląc skoczyłam w jego stronę. Wyglądał na zaskoczonego. Zdążyłam w ostatniej chwili. Strzała trafiła mnie w ramię. Po chwili leżałam przy drzewie. Obok mnie siedział Carlisle. Jasper pojawił się z nikąd. Spojrzałam w dół. Bardzo krwawiłam. Zwróciłam uwagę na Jazz'a i Aidena. Wróg próbował uciec.

-Jazz, Ai, idźcie za nim! Nie może uciec!

-Nie zostawię Cię - widać było, że cierpi z pragnienia

- WYNOŚCIE SIĘ OBOJE! ALE TO JUŻ! - Jasper kiwnął głową, złapał Aidena za ramię i ruszyli oboje za nomadem. Poczułam ogień. Gorętszy od ognia towarzyszącego przemianie.

-Carlisle, mogę wyciągnąć strzałę? - Obejrzał ranę.

-Może lepiej by było, gdybym ja to zrobił.

-Nie, w porządku. - Chwyciłam ją obiema dłońmi i …

- Ja pierdolę. - Bolało jak cholera. Carlisle wybaczył mi chyba moje nieodpowiednie słownictwo. Oglądał moją ranę z każdej strony, próbując zatamować krwawienie. Odwróciłam głowę. Nikki leżała nieprzytomna kilka metrów dalej.

-Co z nią? - Przestraszyłam się

- Nic jej nie będzie, doznała szoku. Będziemy niestety musieli jej wszystko opowiedzieć.

-W porządku. AAU!! - piekło jak diabli. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Starałam się utrzymać świadomość.

-Dlaczego to zrobiłaś, Casidy? Ta strzała by mnie nie zabiła.

- Mylisz się, AAU! DELIKATNIEJ! Zdobyłam informację, że wynaleziono broń przeciwko wampirom, która spala od środka. - Spojrzał na mnie przerażony.

-W takim razie - wyszeptał - zdaje się, że uratowałaś mi życie. Mogłaś sama zginąć - głos mu się załamał.

-Mogłam, albo i nie. Za to Ty umarłbyś na sto procent więc… - poczułam kolejną falę bólu. Ogień był nie do zniesienia. Zacisnęłam mocno zęby, żeby nie krzyczeć. Po chwili straciłam przytomność.

***********************************

- Co z Aidenem?

-W porządku, chyba jest w swoim pokoju. - usłyszałam chichot.

-Biedactwo.

-Nie martw się Esme. To potrwa jeszcze tylko kilka godzin. Później wszystko powinno wrócić do normy.

-Właściwie, to teraz wszystko jest w normie, ale za kilka godzin jej organizm powróci do stanu sprzed zranienia. - Rozpoznałam głos Carlisle'a

-Racja.

-Ciągle śpi?

-Tak

-Dawno nie widziałam piękniejszej dziewczyny

-Co nie? - Usłyszałam głos Alice

-Och, dajcie spokój.

-Ciekawe, czy jest taką samą ciamajdą jak kiedyś Bells- stłumione dudnięcie.

-Ał! O co Ci chodzi Bella?

-Zamknij się Em! Obudzisz ją!

-Och, sorry

- A co z tą rudą?- Nie miałam pojęcia gdzie jestem, informacje nie docierały do mojego mózgu, ale zareagowałam na to.

-Nikki? Powinna się niedługo obudzić. Doznała szoku.

Zmusiłam się do otworzenia oczu. Byłam w sterylnie białym pomieszczeniu, które nie wyglądało na szpital. Podniosłam się odrobinę za szybko. Zakręciło mi się w głowie. Po raz pierwszy w życiu było mi zimno.

-Carlisle? - Powiedziałam cicho.

-Idź, obudziła się. -Pojawił się przede mną z przepraszającym uśmiechem

-Jak się czujesz?- Przyłożył mi lodowatą (?!) dłoń do głowy.

- Jak się zapewne domyślasz - okropnie. - Zachichotał cicho.

-Gdzie ja do cholery jestem? - mój mózg ciągle pracował bardzo wolno.

-Eee… chyba musisz porozmawiać z Aidenem. -Powiedział wymijająco.

-Mhm… okej. A gdzie on jest? - Zmieszał się

-Wiesz, zapach Twojej krwi jest dla niego nieco…. frustrujący.

-Ale przecież już nie krwawię. - Zmarszczyłam brwi.

-Nie do końca o to mi chodzi. Zaraz go zawołam. - zniknął, nawet nie widziałam, kiedy się poruszył. Zdecydowanie coś jest ze mną nie tak. Po chwili do pokoju wszedł Aiden.

-Cześć Ai. - Nagle przypomniałam sobie, że przez ostatnie miesiące go unikałam. Zrobiło mi się głupio.

- Witaj Casidy - Ulga wypisana była na jego twarzy. Nie oddychał. Chciałam wstać, zachwiałam się i o mały włos, a bym upadła. Aiden złapał mnie w ostatniej chwili. Dostałam gęsiej skórki, gdy mnie dotknął. Wzdrygnęłam się.

-Zdecydowanie coś ze mną nie tak. - Wyrwałam się z jego objęć, balansowałam chwilę, próbując utrzymać równowagę.

-Wiesz Casidy…. Przez kilka godzin możesz mieć problemy z takimi rzeczami. Nie patrzył na mnie, wstrzymywał oddech.

- Co masz na myśli? - Uniosłam brwi. Chwycił lusterko i mi je podał. Spojrzałam w swoje odbicie i …. Zamarłam. To byłam ja. Zdecydowanie. Ale takiej siebie nie widziałam od kilku lat. Miałam rumieńce, błyszczące oczy i malinowe usta. Spojrzałam z osłupieniem na Ai'a.

- Strzała była nasączona czymś, co podnosi temperaturę ciała. Jest to zabójcze dla wampirów, ale nie dla ludzi. W tej chwili, masz 39 stopni gorączki. - Co? Od wielu lat moja temperatura nie przekracza 35 stopni. Czyżby od ciepłoty ciała było uzależnione tak wiele czynników?

- Ale jazda. - Nie podobało mi się to. Miałam problemy z utrzymaniem równowagi i zdecydowanie było mi zimno. Nie byłam do tego przyzwyczajona.

-Jest jeszcze coś… - O nie, co znowu?

-Tak?

-Najwidoczniej zostałaś moją „śpiewaczką”. - Skrzywił się. Po chwili dotarł do mnie sens jego słów. Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem.

-To nie jest śmieszne! - Strzelił focha

-Ależ oczywiście, że jest! - powiedziałam ledwo powstrzymując śmiech. - Już nigdy nie będziesz mógł mówić, że Edward miał łatwo! Haha….

-Właśnie! - usłyszałam głos, dochodzący z innego pokoju. To przypomniało mi o czymś.

-Ai, gdzie my jesteśmy?

-Umm…. - Nie patrzył mi w oczy.

-Aiden!

- Nie bądź zła Casidy, spanikowaliśmy! Tak strasznie wyglądałaś! No a poza tym, tamten wampir znowu uciekł! Więc oni już i tak wiedzą, że coś nas łączy! No i… No i…. - Zalała mnie potężna fala złości.

-AIDENIE CULLEN! CZY TY WŁAŚNIE STARASZ SIĘ POWIEDZIEĆ, ŻE JESTEŚMY W DOMU CULLENÓW!!???

- Yy.. Noo… tegooo… ee… Tak… - patrzył na swoje stopy.

-NIE WIERZĘ! ZGŁUPIAŁEŚ DO RESZTY?! TO JA SIĘ TU POŚWIĘCAM, ŻEBY NIE NARAŻAĆ TWOJEJ RODZINY, A TY TAK PO PROSTU MNIE TU PRZYPROWADZASZ??!! - miałam ochotę coś rozwalić, ale czułam, że nie mam siły. Zacisnęłam dłonie w pięści. Chętnie bym go walnęła.

- No ale przecież, ale… to Carlisle'a pomysł był!

-NIE ZRZUCAJ WINY NA CARLISLE'A!

-Ale….

-POWIEDZIEĆ CI, GDZIE MAM TWOJE ALE?! DALEKO W D…. - nie skończyłam swojego wywodu. Do pokoju wparowało osiem wampirów.

- Cześć, usłyszeliśmy Twój słodki głosik Cas i postanowiliśmy przypatrzeć się egzekucji naszego braciszka - Jeden z nich objął mnie ramieniem szczerząc zęby. Byłam pewna, że to Emmet. Odetchnęłam głęboko i usiadłam na łóżku. Alice błyskawicznie znalazła się koło mnie. Po chwili łamała mi żebra.

-Alice! To boli!

-Oj przepraszam, nie mogę się przyzwyczaić, że jesteś trochę słabsza niż zwykle - wyszczerzyła zęby w przepraszającym uśmiechu. Aiden chyba poczuł ulgę. Nie słusznie, bo jeszcze z nim nie skończyłam. Carlisle przedstawił mi resztę rodziny.

-To Emmet - moje przypuszczenia były słuszne. Pomachał mi.

-To Rosalie - Też mogłam się domyślić. Skinęła lekko głową.

- To Esme. - Podałam jej rękę z uśmiechem. Nie mogłam się powstrzymać.

-To Bella - Patrzyła na mnie z błyskiem w oku. Rozumiałam, co czuje. W końcu, była kiedyś człowiekiem, tak jak ja. No, może nie do końca.

-To Edward. - kąciki jego ust uniosły się. Przypomniałam sobie, jak bardzo Aiden narzekał na jego romantyczne gadki. Zacisnęłam wargi, żeby stłumić śmiech.

-Resztę już znasz - Carlisle wyciągnął termometr z szuflady i podał mi go.

- Kiedy będę już normalna? - zapytałam błagalnym tonem

- Za kilka godzin. - zawahał się- wiesz, tak właściwie, to teraz jesteś normalniejsza niż zwykle.

-Bardzo śmieszne - mruknęłam.- Wolę siebie w wersji na zimno - dzięki.- Wszyscy zaśmiali się. Czy powiedziałam coś śmiesznego? Przypomniało mi się coś.

-Gdzie jest Nikki?

- Obudzi się za dziesięć sekund - Powiedziała Alice trzymając moją rękę.

-Chyba czas, żebym jej wszystko wytłumaczyła?

-Zdecydowanie tak. - Wstałam z westchnieniem i próbowałam zrobić kilka kroków. Straciłam równowagę iii…. Emmet trzymał mnie w pasie. Po raz kolejny zrobiło mi się zimno.

-Um… dzięki Emmet. Nie jestem przyzwyczajona do bycia ciamajdą. - Uwolniłam się z jego objęć

-Za to my jesteśmy przyzwyczajeni, do ciamajd w domu. - Bella przewróciła oczami. -Zachichotałam. Em zaprowadził mnie do pokoju Nikki. Weszłam bez pukania.

-Nikki?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział XIX
Kodeks karny rozdział XIX
Rozdział XIX Poradnictwo w teorii i praktyce, doradztwo, poradnictwo
ROZDZIAL XIX Nessie
rozdzial XIX
Rozdział XIX Brak wiary
CZĘŚĆ III. WYBRANOWSKI K. - Rozdział XIX - XXVI, Polityka polska, Dmowski
powszechna - rozdzia│ XIX - Kamil , XIX
Rozdział XIX Prawne aspekty akcesu Polski do UE
Podstawy rachunkowości Sojak, Stankiewicz rozdział XIX
Zmierzch Rozdziały XIX XXI
Rozdziały XIX XX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIX
Rozdział XIX
19 Stefan s Diaries Rozdział XIX
SOŁŻENICYN ALEKSANDER DWIEŚCIE LAT RAZEM CZĘŚĆ I ROZDZIAŁ 08 NA PRZEŁOMIE XIX XX WIEKUx
Adam Heinz rozdział V Wiek XIX ewolucjonizm
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05

więcej podobnych podstron