Rozdział XIX Brak wiary


Już się obudził, ale nie otworzył jeszcze oczu. Nawet nie pamiętał, jak się tutaj znalazł, a teraz leżał wsłuchany w równomierny szum samochodów przejeżdżających niedaleko leżącą ruchliwą ulicą.

No tak... Wczorajsza kłótnia z ojczymem skończyła się tym, że spędził noc... W parku? Pewnie już późno... Powinien wpaść do domu się przebrać i pójść do szkoły. W końcu jej obiecał...

Podniósł powieki. Niebo było błękitne, bez ani jednej chmury, co w sumie było normalne tutaj, w Phoenix. Było jeszcze chłodno, noce na pustyni od zawsze były zimne. Usiadł przecierając oczy zrzucając z siebie ciemną pelerynę, którą był nakryty.

Zaraz, zaraz... Wczoraj wieczorem był przecież taki wściekły, że nie wziął nawet ze sobą kurtki...

- Już nie śpisz? - usłyszał melodyjny głos. Spojrzał zdezorientowany w bok i zobaczył może piętnastoletnią dziewczynę w czerwonej sukience. Była blada, odcieniem skóry przywodziła mu na myśl Cullenów. Kolejnym podobieństwem pomiędzy nimi była niespotykana uroda, idealność. Spojrzała na niego uśmiechając się. Oczy miała czerwone.

Dopiero świtało. Pierwsze promienie słońca wychyliły się spośród budynków padając na białą skórę dziewczyny i powodując delikatne iskrzenie.

Nie byłby w stanie w tej chwili nic powiedzieć.

- Jesteś Christopher Angel, prawda? Przyjaciel Belli.

- Skąd... Skąd to wiesz? Kim jesteś?

- Wiem o was dużo. A dokładniej - o niej. - powiedziała powoli. - A jestem wampirem. Widziałeś pewnie osoby już do mnie podobne? Jedną rodzinę z Forks?

- Wampiry nie istnieją. - powiedział pewny siebie.

Ona zaśmiała się melodyjnie.

- Oczywiście, że istnieją. Zaraz wszystko ci wyjaśnię, ale ty będziesz musiał coś dla mnie zrobić.

- Co?

- Wyjaśnić wszystko Belli. Nie mogę zrobić tego osobiście, a tylko tobie ona może uwierzyć.

- Co ci to da skoro ja nie wierzę?

Uśmiechnęła się tajemniczo.

- Ale uwierzysz. - oznajmiła pewna siebie. - I nie będziesz mógł pozwolić, żeby twoja przyjaciółka nadal żyła pod jednym dachem w nieświadomości z potworami. Wiem co mówię.

*

To był czwartek. Właśnie zmierzała na biologię, kiedy coś kazało jej się rozejrzeć po parkingu. Wtedy dostrzegła czarny motocykl, dużo starszy od tego, który należał do Chrisa, ale również znajomy. Jego kierowca przyglądał jej się z pewnej odległości, ruszyła w jego kierunku.

- Jake? Co ty tutaj robisz? Miałeś mnie porywać tylko w weekendy... - zaczęła mu wyrzucać.

- Sytuacja awaryjna. Musimy pogadać.

Była zdezorientowana. Powiedział to chłodnym tonem, zupełnie innym niż normalnie używał w rozmowach z nią. Na twarzy nie miał uśmiechu, tylko coś na kształt maski, tak jakby chciał za wszelką cenę coś ukryć.

- O co chodzi?

- Nie tutaj. Wsiadaj. - rozkazał. Dalej nie rozumiejąc o co chodzi dziewczyna zajęła miejsce za jego plecami.

Kiedy opuszczali teren szkoły spojrzała jeszcze w kierunku budynku, w którym miała mieć kolejną lekcję. Z daleka dostrzegła sylwetkę Edwarda Cullena. Pomyślała, że tego dnia będzie wracał sam do domu swoim volvo.

Przez ostatnie cztery dni, pomimo że nie było takiej konieczności, Alice wraz z Jasper'em podjeżdżali pod szkołę kanarkowo żółtym porche. Nie mogli chyba wymyślić lepszej metody, aby zwrócić na siebie uwagę wszystkich uczniów...

Co prawda sam na sam z Edwardem w samochodzie czuła się trochę nieswojo, ale niezbyt miała co na to poradzić...

Pojechali do La Push, zatrzymali się na plaży niedaleko klifu.

- Powiesz mi już o co chodzi? - spytała lekko zniecierpliwiona.

- Nie. Ja nic ci nie mogę powiedzieć. - oznajmił Jake jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. Podał go Belli i pokerową miną podyktował numer. Numer tak znajomy, że wystarczyły dwie pierwsze cyfry aby domyśliła się do kogo będzie dzwonić.

- Mogłam się domyślić, że to ty za tym stoisz. - westchnęła. - No to co jest takiego ważnego, że nie mogłeś poczekać z tym telefonem do wieczora?

- Nie tyle nie mogłem poczekać do wieczora, co nie wiedziałem... Ale uznałem że powinnaś wiedzieć. Pamiętasz moje śledztwo? - powiedział Christopher.

- Pewnie, że pamiętam.

- No to powiedzmy, że tutaj w Phoenix znalazł się... Informator. Nie do końca mu wierzyłem, ale ona... Mnie przekonała.

- Możesz jaśniej?

- Powiedz mi, czy Cullenowie raczyli cię o tym poinformować, czy może uznali tą informację za zbędną? Mówili ci, że są rodziną wampirów?

- Co?

- Rodzina wampirów. - milczała przez kilka minut.

- Uważasz, że to dobry żart?

- To nie żart, Bello.

- Tak? To jak ten twój informator ciebie do tego przekonał?

Westchnął.

- Cullenowie mają wiecznie zimną skórę i są bladzi. Od mojego informatora różnią się tylko kolorem oczu, ale to podobno można uzasadnić... Dietą. Nigdy nie śpią, ale mogą czasem udawać. Założę się, że ani razu nie widziałaś żeby przy tobie coś jedli.

Zastanowiła się przez chwilę.

- Faktycznie. Ale to o niczym nie świadczy.

- Wiem. Nie sądzę, żeby pokazali ci swoją nadludzką szybkość czy szyję... Ale widziałem... Ona pokazała mi zdjęcie, Bello. Zdjęcie ze szpitala, sprzed wielu lat. Wiesz kto na nim był, Bello?

- Kto?

- Doktor Carlisle Cullen wraz z piętnastoletnim Charliem Swanem. Na innej fotografii, o wiele później zrobionej... Była cała rodzina. Esme, Carlisle, Emmet, Alice, Jasper, Edward... Ciebie Rosalie trzymała na rękach. Miałaś kilka lat, dwa, może trzy. Ile Edward ma lat?

- Siedemnaście.

- Na tamtym zdjęciu wyglądał identycznie.

Wciągnęła głośno powietrze do ust.

- Prawie mnie nabrałeś.

- Spytaj Jake'a.

- Wiesz co? Pogadamy  później. Jak przestaniesz pleść takie bzdury.

- Bello...

- Rozłączam się. - oznajmiła, nacisnęła jakiś przycisk i odwróciła się, aby oddać komórkę Jake'owi. Zdziwiła się, że w trakcie rozmowy odeszła tak daleko. Motocykl stał jakieś trzysta metrów dalej...

A Jake'a nigdzie nie było.

Zaczęła się rozglądać zdezorientowana.

- Jacob? - spytała cicho.

- Tutaj jestem. - usłyszała jego głos za swoimi plecami.

Odwróciła się. Stał kilka kroków dalej, obok Embry'ego i Quila. Tamci przyglądali się jej badawczo.

- Proszę. - podała mu telefon przezornie go najpierw wyłączając. - Cześć. - zwróciła się do pozostałej dwójki.

- Co sądzisz o tym, co powiedział ci Christopher?

- To jakieś brednie. Równie dobrze ty mógłbyś być wilkołakiem, a on naprawdę moim aniołem stróżem...

Jake zachichotał.

- Co do tego czym jest twój przyjaciel, to nic nie wiem, ale z tym wilkołakiem to trafiłaś w dziesiątkę.

- CO?!

Gdzieś z tyłu odezwał się kolejny głos, który kojarzyła jak przez mgłę. To był chyba... Sam, czy jakoś tak...

- On właśnie powiedział, że na tej plaży znajduję się część sfory wilkołaków i jeden człowiek. - powiedział znudzony.

Ona wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.

- I wy myślicie, że wam uwierzę?

*

Pomimo, że nie wierzyła w ani jedno słowo i Indian z rezerwatu i Chrisa, wątpiła. To było niemożliwe, żeby mieszkała już tyle czasu z rodziną wampirów pod jednym dachem i nic nie zauważyła. Nawet gdyby Jake przemienił się w tego wilkołaka na jej oczach... Jak mogłaby WIERZYĆ?

Pomimo wszystko zaczęła się dla niej swoista gra. Gra w zwątpienie. Upewnienie się, czy aby na pewno ma racje.

Najłatwiej byłoby spytać, co nie znaczy, że to zrobiła. To byłoby zwyczajnie głupie, powiedzieć komuś, że krążą plotki że są wampirami. Poza tym bała się. Bała się ich reakcji, gdyby to jednak była prawda...

Co nie zmieniało sprawy, że to był tylko głupi, dziecinny żart.

Była pomysłowa. Z rzeczy jakie wymienił Christopher i Quileci... Obserwowała. Po raz pierwszy zauważyła jak oczy jej rodziny ciemnieją z dnia na dzień, aby któregoś dnia stać się z powrotem jasnozłote. Nie musiała sprawdzać temperatury ich skóry, wiedziała że jest lodowata. Nadal nic nie jedli, przynajmniej nie na jej oczach. W momencie w którym zacięła się w palec któregoś wieczoru i na ranie pojawiła się pojedyncza kropla krwi schowała tylko rękę do kieszeni. Tak jak wcześniej Alice z Jasperem siedzieli u niej w pokoju i rozmawiali, tak wtedy spojrzeli na nią krótko i ulotnili się pod byle pretekstem.

Tak upłynął kolejny tydzień. Jedyną rzeczą, której naprawdę nie mogła wyjaśnić w racjonalny sposób było jedno jedyne zdarzenie. Po prostu... Spadłaby ze schodów, gdyby Jasper błyskawicznie by jej nie złapał. Zastanawiało ją tylko, bo wydawało jej się że widziała go na drugim końcu korytarza i nie mogła wyjaśnić sobie w jaki sposób tak szybko znalazł się obok niej.

Christopher ani razu nie zadzwonił powodując tym samym, że każdego wieczoru tęsknie spoglądała na telefon.

Poza tym męczyły ją sny. Nie koszmary, tylko sny które sprawiały że każdej nocy budziła się i to nie tyle nie spokojna, co... Żałująca że to nie jest rzeczywistość. Ich głównym bohaterem bez wyjątku był Edward Cullen. Ten Edward, z którym każdego ranka i wieczora rozmawiała spokojnie w jego srebrnym volvo. Ten Edward, na którego nieświadomie spoglądała tęsknie. Ilekroć się na tym łapała czuła się, jakby ktoś wymierzył jej policzek.

To była kolejna rzecz, której nie rozumiała.

*

Każdej nocy uzależniał się od niej coraz bardziej. Z coraz większymi trudnościami Jasper zabierał go na polowania, a przecież i tak wychodzili najczęściej, oni mieli największe problemy z samokontrolą w jej obecności. Tylko że Jaspera samokontrola mogła ograniczać się tylko do zwykłego głodu.

On odczuwał też inne pragnienia, nasilające się coraz bardziej z każdym ukradkowym spojrzeniem, z każdym pocałunkiem który skradł śpiącej dziewczynie, z każdym razem kiedy delikatnie gładził ją po policzku. Coraz trudniej było mu wysiedzieć bez dotykania jej w samochodzie, tym bardziej od kiedy znajdowali się w nim sam na sam. Coraz trudniej było wymknąć się z jej pokoju zanim się budziła.

Od niedawna zaczął się cieszyć z tego, że nie może poznać jej myśli. Wystarczało już, że cała jego rodzina patrzyła na niego z litością. Poza tym... Wolał nie wiedzieć, jak go traktuje.

Tylko w momentach, kiedy słyszał przyspieszone bicie jej serca dotykała go Nadzieja.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział XIX
Kodeks karny rozdział XIX
Rozdział XIX Poradnictwo w teorii i praktyce, doradztwo, poradnictwo
ROZDZIAL XIX Nessie
Jak zajączek przestał się bać, Brak wiary i odwagi we własne możliwości
Rozdział XI Brak zaufania
rozdzial XIX
17 MASKA ŻYCIA TO BRAK WIARY I ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
CZĘŚĆ III. WYBRANOWSKI K. - Rozdział XIX - XXVI, Polityka polska, Dmowski
powszechna - rozdzia│ XIX - Kamil , XIX
Rozdział XIX Prawne aspekty akcesu Polski do UE
Podstawy rachunkowości Sojak, Stankiewicz rozdział XIX
Zmierzch Rozdziały XIX XXI
Rozdziały XIX XX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIX
Rozdział XIX
Rozdział XIX
19 Stefan s Diaries Rozdział XIX

więcej podobnych podstron