SZKOŁY CZY PRALNIE UMYSŁÓW Robert Kościelny


SZKOŁY CZY PRALNIE UMYSŁÓW Robert Kościelny

Zmarły niedawno John Gatto gościł jakiś czas temu na stronie „Teorii Spisku”. Nie jest przeto osobą zupełnie nieznaną zaglądającym w miarę regularnie w ten zakątek „Warszawskiej Gazety”. Przypomnijmy jednak, że Gatto to autor kilku książek bardzo krytycznie odnoszących się do jakości edukacji publicznej i przymusu szkolnego. Swoje poglądy oparł na dwudziestosześcioletnim doświadczeniu pedagoga nowojorskich szkół. Trzy razy został uhonorowany tytułem nauczyciela roku miasta Nowy Jork, a w 1991 r. otrzymał tytuł nauczyciela roku stanu Nowy Jork.

Po rezygnacji z zawodu, John Gatto napisał kilka książek o współczesnej edukacji, krytykując towarzyszącą jej ideologię, historię i konsekwencje, jakie niesie za sobą dysfunkcyjny system wychowawczy. Najbardziej znany jest z książek „Dumbing Us Down: The Hidden Curriculum of Compulsory Schooling” (Ogłupienie nas: ukryty cel obowiązku szkolnego) oraz „The Underground History of American Education: a Schoolteacher's Intimate Investigation into the Problem of Modern Schooling” (Podziemna historia edukacji amerykańskiej: intymne śledztwo nauczyciela dotyczące problemu nowoczesnego szkolnictwa).

Głos na edukacyjnej puszczy

Na początku lat 90. XX w. Gatto wystosował list otwarty IQuit, I Think (Odchodzę, jak sądzę), w którym stwierdził: „Uczyłem w szkole publicznej od 26 lat, ale po prostu nie mogę już tego robić. Przez lata prosiłem lokalny zarząd szkoły i kuratora, aby pozwolił mi kształcić według programu nauczania, który nie krzywdzi dzieci, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Myślę, że odejdę. Powoli zacząłem rozumieć, czego tak naprawdę uczę: zamieszania, dopasowywania indywidualności do średniej panującej w klasie, arbitralnej sprawiedliwości, wulgarności, chamstwa, brak szacunku dla prywatności, obojętności wobec jakości i całkowitej zależności. Uczę, jak wpasować się w świat, w którym nie chcę żyć. Po prostu nie mogę tego dłużej robić. Nie mogę szkolić dzieci, aby czekały, aż powie im się, co mają robić; nie mogę szkolić ludzi, by rzucali to, co robią, kiedy rozlegnie się dzwonek; nie mogę przekonać dzieci do cnoty poczucia sprawiedliwości, w miejscu, w którym pobierają nauki, czyli tam gdzie jej nie ma, i nie mogę przekonać dzieci, by wierzyły, że nauczyciele posiadają jakąś wiedzę tajemną, której dostąpią, gdy wejdą w progi naszej szkoły, bo to nie jest prawda”. Szkoły publiczne to najbardziej radykalne wydarzenie w historii, uważał Gatto, które „zabija rodzinę, monopolizując najlepsze czasy dzieciństwa i ucząc braku szacunku dla domu i rodziców”. Dlatego Gatto promował nauczanie w domu.

Wade A. Carpenter, profesor nadzwyczajny w Berry College, w czasopiśmie naukowym „Educational Horizons” nazwał jego książki „zjadliwymi” i „jednostronnym i hiperbolicznym, [ale] nie nietrafnymi” i stwierdził, że zgadza się z poglądami w nich wyrażanymi.

W tekście „Dlaczego szkoły nie uczą”, opublikowanym na stronie Naturalchild.org John Gatto pisał, że patologie, które obecnie niszczą Amerykę, takie jak narkotyki, bezmyślna konkurencja, seks rekreacyjny, pornografia przemocy, hazardu, alkoholu i najgorsza ze wszystkich pornografii - życie poświęcone kupowaniu rzeczy, gromadzenie ich - wszystko to są uzależnienia, w jakie popadają ludzie niesuwerenni w swych decyzjach i zależni w swych działaniach, a takie właśnie osobowości są produktem systemu edukacji, dominującego w amerykańskich szkołach.

Czas starych maleńkich

Jakie są efekty posyłania dzieci do szkół, w których panuje dysfunkcyjny system nauczania?” - pyta retorycznie Gatto. I odpowiada, że każdy powinien zapoznać się z konsekwencjami, jakie ponosi dziecko uczęszczające przez kilkanaście lat do placówek edukacyjnych, o programie narzucanym odgórnie przez państwo, „ponieważ żadna reforma, która nie atakuje tych konkretnych patologii, nie będzie niczym więcej niż fasadą”.

Dzieci, które uczę, są obojętne na świat dorosłych. Jest to sprzeczne z doświadczeniem tysięcy lat. Dokładne badanie tego, co robili duzi ludzie, było zawsze najbardziej ekscytującym zajęciem młodzieży, ale nikt nie chce teraz dorosnąć i kto może ich za to winić?”.

Dorosły, zwłaszcza rasy białej, przestał być autorytetem, jest zabawką przedstawianą w popkulturze jako niedorajda, omłot, półgłówek dający się okiwać byle szczeniakowi, górującemu nad nim sprytem, cwaniactwem, a nawet… mądrością życiową. Że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością? A co dominującego dziś w popkulturze ma związek w rzeczywistością? Zapadliśmy w infantylną fikcję, która, choć nie istnieje, naszymi rękami wpływa jednak na rzeczywistość. Dorośli udający dzieci, dzieci udające dorosłych - farsa i tragedia w jednym.

Ponieważ „dorosłe dzieci”, nastoletnie pacholęta, wiedzą już wszystko, doświadczyli największych tragedii życiowych, stąd walka z „demonami” przeszłości jest obecnie ich ulubionym zajęciem - oprócz picia piwa, „eksperymentowania” z narkotykami oraz „relaksacyjnego” kopulowania. I posiedli mądrość życiową - dlatego niczego już nie są tak naprawdę ciekawi. Wszystko „przeżyli” jak ten bohater z filmu, z którym się bez reszty utożsamiają: zbuntowany, sierota (rodzice oczywiście zginęli w wypadku samochodowym), przerzucany z jednego domu dziecka do drugiego lub jednej rodziny zastępczej do innej, która równie jak wcześniej domy dziecka i kolejne rodziny zastępcze nie jest w stanie poradzić sobie z wrażliwością i głębią młodzieńca.

A ponieważ życie raz po raz udowadnia młodym, wychowywanym przez telewizor i zaburzony system szkolny, że nie jest stworzone pod hollywoodzki scenariusz, stąd frustracja, gniew i jeszcze więcej pretensji do świata. Czy nie tu tkwi źródło popularności wśród młodych lewackich bajdurzeń o „opresyjnym” świecie stworzonym przez białego mężczyznę? Opresyjnym, bo niepodobnym do miraży, jakimi dali się owładnąć, odrzucając tradycję jako jedno wielkie pasmo udręki czarnych, kobiet, dzieci, pederastów; odrzucając dorobek intelektualny Zachodu jako „fałszywą świadomość”, mającą wzniosłymi słowami zakryć wstydliwe fakty związane z przeszłością; odrzucając dorobek kulturowy jako pochodzący od „hegemona kulturowego”?

Żywot kolorowego motyla, pamięć rybki akwariowej

Oddajmy ponownie głos Johnowi Gatto: „Dzieci, które uczę, nie mają w sobie prawie żadnej ciekawości, a to, co mają, jest przemijające; nie mogą się bardzo długo koncentrować, nawet na tych rzeczach, które wybiorą. Czy widzisz związek między dzwonkami dzwoniącymi w kółko, by zmienić klasy i tym zjawiskiem zanikającej uwagi?”.

Wspomniany wyżej brak szacunku dla dziedzictwa przeszłości, a ściślej mówiąc - traktowanie historii swojego kraju i własnej cywilizacji jak śmiertelnego wroga ludzkości skutkuje tym, że młodzi ludzie żyją chwilą bieżącą, ich pamięć bliższa jest zwierzęcej niż ludzkiej. „Moment, w którym się znajdują, jest granicą ich świadomości”. Gatto nazywa ten stan „nieustanną teraźniejszością”. „Dzieci, które uczę, są ahistoryczne, nie mają pojęcia, jak przeszłość określiła ich teraźniejszość, ograniczając ich wybory, kształtując ich wartości i życie”.

Psychika młodych ludzi jest skrzywiona”, użala się wieloletni dydaktyk, uczący w szkołach jednej z największych metropolii świata, jednej z kilku zaledwie stolic świata zglobalizowanego. Intymność bądź szczerość budzą w nich odruch zażenowania, zakłopotania, wręcz niechęci. „Nie potrafią poradzić sobie z prawdziwą intymnością ze względu na nawyk utrzymywania tajemnic swego wnętrza w zewnętrznej powłoce sztucznej osobowości utworzonej z zachowań podpatrzonych u bohaterów filmowych i nabytych w celu manipulowania nauczycielami. Ponieważ nie są tymi, za kogo chcą uchodzić, a pozerstwo źle się czuje w towarzystwie osób szczerych, stąd unikanie przez nich relacji otwartych, uczuć głębokich, zachowań zwyczajnych”.

Dzieci stają się coraz bardziej interesowne, idące za nauczycielami, którzy materialistycznie taksują wszystko, na czym spocznie ich wzrok. Podążają też za mentorami, telewizyjnymi i gazetowymi autorytetami, oferującymi wszystkie dobra świata za darmo. Najsmutniejsze jest to, że „dzieci, które uczę, są zależne, pasywne i nieśmiałe w obliczu nowych wyzwań. Często jest to maskowane powierzchowną brawurą, gniewem lub agresywnością, ale pod nimi jest próżnia bez hartu ducha”.

Najbardziej znaną książką Johna Gatto jest wspomniana wyżej praca „Dumbing Us Down”, wydana po raz pierwszy w 1992 r. Dariusz Valizadeh, komentujący na swym blogu Roosh V bieżące zjawiska społeczne i kulturowe, pisał o tej pracy jako o dziele, „które daje czerwoną pigułkę tym, którzy żyli w przeświadczeniu o wielkiej wartości nowoczesnej edukacji oraz ukazuje, jak tragicznie mogą się zawieść akceptujący dokonania współczesnych systemów wychowawczych realizowanych w placówkach dydaktycznych”. Szkoła to „dwunastoletnie więzienie”, a jedyne, co się z tej wieloletniej „odsiadki” wynosi, to złe nawyki.

Motyl kijem tresowany

Co tak bardzo istotnego opowiada Gatto w „Dumbing US Down”? Przede wszystkim podnosi w niej, że szkolne mury oraz panująca w nich atmosfera duchowa i mentalna nie kształcą wrażliwców i niezależnie myślących ludzi, ale siłę roboczą, która się nie zbuntuje - największy strach elit na przełomie XX i XXI w. - która będzie fizycznie, intelektualnie i emocjonalnie zależna od instytucji korporacyjnych. Uzależnienie to przebiegać będzie nie tylko pod względem dochodów, ale również poczucia własnej wartości i stymulacji życiowych, i będzie uczyć zatrudnionych, jak znajdować sens życia wyłącznie w produkcji i konsumpcji dóbr materialnych.

Szkoły, którym pozwoliliśmy działać, nie mogą nauczać niematerialnych wartości, wartości, które nadają sens życiu każdego człowieka, zarówno bogatego, jak biednego, ponieważ struktura szkolnictwa jest utrzymywana przez bizantyjski mechanizm nagrody i kary, marchewki i kija”. Nie ma to wiele wspólnego z wolnością, za to bardzo wiele ze służebnością względem panujących układów, coraz bardziej zdominowanych przez leftists, lewactwo.

Aby utrzymać zaangażowanie ludzi w wyścig szczurów, należy już na początku ich kariery uzależnić od nagród i korzyści materialnych, tak aby z czasem mogli pożądać rzeczy, które będą poza ich zasięgiem, tak jak marchew wisząca przed pyskiem osła. „Edukacja publiczna uczy dzieci pożądać materialnych nagród, koncentrując ich uwagę na statusie, jaki osiągnęło się w klasie, nagrodach i korzyściach związanych z »dobrą pracą«. Kiedy uczniowie dorastają, ich poczucie własnej wartości jest skupione wokół zdobywania przedmiotów materialnych, czyniąc w ten sposób z absolwentów szkół i uczelni posłusznych i zgodnych pracowników, służących elitarnej klasie, która bacznie kontroluje, co dzieje się w szkolnym programie nauczania”. Skutek jest taki, że prawda i nauczanie szkolne są ponownie w takim samym konflikcie jak przed kilkoma tysiącami lat, kiedy mówił o tym Sokrates.

Zmuszanie uczniów do wielogodzinnego przebywania w murach szkolnych i wysłuchiwania „drętwej mowy” nauczycieli powoduje tyle wewnętrznych napięć i konfliktów, że jedynym sposobem, w jakim mogą znaleźć swoje ujście, jest wyrażanie przez młodego człowieka „wolności”, która jest destrukcyjna i degenerująca społeczeństwo. Jest to również powszechnie widoczne u dzieci rodziców, którzy próbują kontrolować wszystkie aspekty ich życia. Na tak destrukcyjnie nastawionych do życia „buntowników” czekają już aktywiści lewaccy, pracze mózgów, ideolodzy, występujący pod postacią modnych mentorów, lansowanych przez media „myślicieli”, edukatorów rzeczy nowych, psychoterapeutów, artystów, celebrytów, gwiazd, które mówią swymi pięknymi ustami to, co wdrukują im do głów jako postępowe, modne i na topie „sponsorzy” i „filantropi”.

Lewicowa rewolucja za burżuazyjne pieniądze

Jak słusznie bowiem zauważył Marcin Bąk w portalu wRodzinie: „lewica jest od początku swojego istnienia hojnie subsydiowana przez możnych protektorów (…). Bogaci kupcy, członkowie rodów panujących, przedstawiciele hierarchii kościelnej subsydiowali działalność ludzi mających doprowadzić do przemiany świata. Żadna idea rewolucyjna nie zrodziła się wśród »nizin społecznych«, w szeregach robotników czy chłopów. Cała historia XIX-wiecznych ruchów rewolucyjnych, czy to wywodzących się z węglarstwa, czy socjalistycznych, czy komunistycznych potwierdza, że za działalnością lewicy stoją zawsze wielkie pieniądze”. I dziś nie jest inaczej, a „swoistym symbolem wspierania lewicy przez wielki kapitał stał się Jerzy Soros, żydowski finansista pochodzący z Węgier, człowiek bajecznie bogaty, prowadzący na całym świecie potężne operacje finansowe, zdolne zachwiać trwałością finansową i polityczną całych państw. Soros nie ukrywa swojej sympatii dla lewicowej międzynarodówki, subsydiując ją hojnie poprzez misterną sieć fundacji i stowarzyszeń”.

Najbardziej dojrzały owoc edukacyjny naszych czasów - a pisząc „dojrzały” pamiętajmy, że robimy to w kontekście systemu nauczania, który jest chory - stanowi lewica, niepotrafiąca inaczej dyskutować niż za pomocą krzyku, drwiny i złośliwości. Natomiast każdy argument „obali”, stwierdzeniem, że jest on wytworem hegemoni kulturowej białego człowieka. „Musimy zaakceptować, że dziesięciolecia indoktrynacji doprowadziły do tego, iż ludzie przestali być świadomi samych siebie, i że gdy umysł zostanie stracony, prawdopodobnie zostanie utracony na zawsze”. Te fakty mają swoje konsekwencje, uważa Dariusz Valizadeh, a zawarte w nich przesłanie jest szczególnie aktualne w odniesieniu do aktywistów lewackich. Dlatego „zamiast dzielić się prawdą z tymi, którzy nie są już w stanie jej przyjąć, lepszym rozwiązaniem jest zneutralizowanie ich aktywności w strukturach władzy i pozbawienie wpływów, tak aby nie niszczyli zdrowia społecznego”.

Na posunięcia lewactwa nie należy reagować agresją. Valizadeh jest zdania, że „przemoc nie wynika z poczucia siły, ale z desperacji, kiedy wszystkie inne opcje już dłużej nie mogą wchodzić w grę”. Dlatego widząc, jak bardzo nieprzytomnie zachowują się lewacy, jak często odwołują się do argumentu siły - tak za pomocą swych bojówek, jak apeli do władz, aby stosowały sankcje administracyjne wobec ludzi, którzy odrzucają nowomowę poprawności politycznej - możemy być pewni, po której stronie jest zwycięstwo, a kto tak naprawdę ponosi klęskę w wojnie cywilizacyjnej. Lewacy to garstka ludzi - krzykliwych, zdeterminowanych, pompowanych pieniędzmi od sponsorów, pragnących jeszcze przed śmiercią obrócić świat do góry nogami. My jesteśmy przygniatającą większością, chociaż w przeważającej mierze jest to tzw. milcząca większość.

Bez przemocy lewica ma obecnie 100% szansy na upadek”, który w ciągu kolejnych lat następować będzie w sposób nieuchronny i upokarzający dla niej. „Wszystko, co udało się im zdobyć żmudną pracą w ciągu ostatnich dekad, zostanie utracone, jeśli zdemontujemy ich struktury władzy”. A są one zakorzenione w systemie edukacyjnym, przemyśle rozrywkowym i mediach, tworząc „piekielną triadę”, według określenia Stanisława Michalkiewicza. Różowo-zielony totalitaryzm przegra mimo wielkich pieniędzy zainwestowanych w nich przez sponsorów - wielką finansjerę.

Valizadeh uważa, iż lewactwo zdając sobie z tego sprawę cały czas prowokuje do zamieszek, burd, starć z policją, czego przykładem jest działalność bojówek totalitarnych i zamordystycznych organizacji lewicowych. „W gorącej wojnie domowej lewica ma 25% szans na wygraną. I jest to ryzyko, które są gotowi podjąć, chociaż istnieje duża szansa, że ​​ zginą w konflikcie jako pierwsi”. Ale mimo tego niebezpieczeństwa, mimo groźby, że poprzez zniszczenie infrastruktury ośrodków miejskich, w których żyją i działają, ofiarami tej walki będą również obywatele, nie cofną się, bowiem wiedzą, że „rewolucja wymaga ofiar”.

Należy o tym wszystkim wspomnieć, bowiem właśnie wszelkie lewackie fantasmagorie, od brunatnych po różowe i czerwone, są efektem przymusu szkolnego i złączonego z nim drylu oraz takich sposobów nauczania, które wypaczają charaktery i czynią je podatnymi na wszelkie iluzje, hasła mówiące o „wyzwoleniu” - raz od ciemiężącego rasę aryjską Żyda, innym znów razem - wyzyskującego klasę robotniczą kapitalisty albo - jak obecnie - permanentnie gwałcącego i katującego dzieci, kobiety i mniejszości rasowe, i seksualne białego mężczyzny.

Umiesz liczyć, licz na siebie

Według takich ludzi jak John Gatto czy Dariusz Valizadeh, metodą na pokonanie lewackiej antykultury, wyparcie jej ze struktur decyzyjnych oraz zniszczenie „piekielnej triady” jest samokształcenie i samoorganizacja. „Ile wydałeś, chcąc posiąść wiedzę z zakresu gier komputerowych, fitnessu czy najświeższych wydarzeń politycznych? W tym celu kupiłeś kilka książek, przeczytałeś ileś tam tekstów na bezpłatnych stronach internetowych i wysłuchałeś pewną liczbę wykładów na YouTube. Porównaj to z poniesionymi kosztami edukacji uniwersyteckiej i z tym, ile zapłacili Twoi rodzice w formie podatków na edukację publiczną. Wydatki te stanowiły kolosalne marnotrawstwo, którego nie można już uzasadnić w erze Internetu, gdzie edukacja wymaga teraz jedynie motywacji zamiast pieniędzy”.

Czy edukacja przez Internet to dobra droga do usamodzielnienia myśli? Bez wątpienia ta nowa technologia przesyłu informacji i obrazu otwiera nowe szanse w dziedzinie kształcenia. Jednak nic nie zastąpi kontaktu z żywym człowiekiem, z nauczycielem znającym swój fach, ze specjalistą w danej dziedzinie, który dobrze opanował swoje rzemiosło. Nic też nie zastąpi życia we wspólnocie, gdzie dochodzi do wymiany myśli i doświadczeń.

Jednak ludzie powinni organizować się i gromadzić dobrowolnie, „bo jedynie niewolnicy są gromadzeni przez innych”. Samoorganizacja, również w dziedzinie edukacyjnej, to obok uwolnienia się od obowiązku uczęszczania do szkół publicznych kolejny krok do zwalczenia wpływów lewicy na nas i nasze dzieci. „Ludzie nie mogą realizować się w pełni, chyba że dobrowolnie zgromadzą się w grupy dusz, będących ze sobą w harmonii. Gromadzenie się, aby realizować marzenia indywidualne, rodzinne i wspólnotowe, zgodne z ich prywatnym człowieczeństwem, tworzy z indywiduów twórczą całość”.

Ponieważ wśród ludzi lewicy wskaźnik urodzeń nie jest duży, między innymi ze względu na realizowanie prawa do własnego ciała czy walkę z globalnym ociepleniem, do którego ludzie, a zwłaszcza ich nadmiar walnie się przyczynia - aby ruch lewacki mógł istnieć, jedynym sposobem jest zabranie rodzicom o prawicowych poglądach ich pociech i osadzenie w murach szkolnych, gdzie indoktrynować ich będą politrucy marksizmu kulturowego, absolwenci studiów gender, w obronie których wicepremier Jarosław Gowin obiecał położyć się Rejtanem.

https://www.rooshv.com/public-schools-are-brainwashing-factories-for-children

http://www.educationrevolution.org/blog/i-quit-i-think/

https://www.naturalchild.org/articles/guest/john_gatto.html

https://www.rooshv.com/the-american-cold-civil-war

http://wrodzinie.pl/piekielna-triada/

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czy upośledzenie umysłowe jest chorobą, Pedagogika specjalna, Resocjalizacja
CUDOTWORCA CZY KOSIARZ UMYSLOW
GLOBALNA DEZINTEGRACJA Robert Kościelny
DZIECI POLITYCZNIE WYKORZYSTANE Robert Kościelny
Zdrowe odżywianie czy New Age Zwiedzenie w Kościele Pana Jezusa Chrystusa
KONTROLA UMYSŁU W PRAKTYCE Robert Kościelny
Inny duch czy Duch Święty Zwiedzenie w Kościele Pana Jezusa Chrystusa
ROTSCHILD SYPNĄŁ ŚNIEGIEM Robert Kościelny
GLOBALNA WOJNA Z PRAWDĄ Robert Kościelny
SZTUCZNA PÓŁINTELIGENCJA Robert Kościelny
KOGO BOI SIĘ WŁADZA Robert Kościelny
ŚMIERĆ CELEBRYTÓW Robert Kościelny
Robert Kościecha w lidze duńskiej
TECHNIKI KONTROLI UMYSŁU Robert Kościelny
Lęk i samoocena na podstawie Kościelak R Integracja społeczna umysłowo UG, Gdańsk 1995 ppt
Czy moje dziecko dojrzało do szkoły - referat(1), PRZEDSZKOLE
Kształcenie specjalne czy integracyjne, Pedagogika specjalna, Niepełnosprawność umysłowa
CZY ODPUSTY W KOŚCIELE SĄ NADAL AKTUALNE
Czy zgadzasz się z opinią, Przydatne do szkoły, rozprawki

więcej podobnych podstron