Duda Posłowie jak smarkacze, tych, którzy zdradzili, pokażemy w internecie
11 maja 2912
To nie koniec, to dopiero początek. Jeśli dziś posłowie podniosą palce w głosowaniu przeciw społeczeństwu, będziemy kontynuować protest - zapowiada gość Kontrwywiadu RMF FM, przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda.
Przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda /RMF
- Ci ludzie zdradzili wyborców, mam do nich żal. Błagają, żeby na nich głosować, a potem zachowują się jak smarkacze - mówi o głosujących za podniesieniem wieku emerytalnego. - Będziemy aktualizować listę posłów, którzy zdradzili. Założymy stronę internetową, gdzie, klikając na posła, będzie można zbadać, jak głosował - zapowiada Duda.
Mariusz Piekarski: Panie przewodniczący, dzisiaj to koniec, czy dopiero początek wojny?
Piotr Duda: Tak jak mówiłem 30 marca to nie koniec, to początek. Dzisiaj jest kontynuacja tego i na pewno niezależnie od tego czy dzisiaj palce podniosą posłowie przeciwko społeczeństwu, to my będziemy akcję kontynuować, bo dzieje się coś nowego, coś wspaniałego.
Ale dzisiaj znikąd nadziei już - wynik przesądzony.
- To nie chodzi o nadzieję, to jest po prostu głupota tych ludzi, którzy głosują zamiast za społeczeństwem, to głosują za linią partyjną. Ale po prostu prędzej czy później my się im za to odwdzięczymy.
Po głosowaniu, po tym jak wynik pokaże się na tablicy, boi się pan o wściekłość tych ludzi, tutaj przed Sejmem? Sytuacja może się wymknąć spod kontroli?
- Trudno powiedzieć. Ja jestem człowiekiem odpowiedzialnym, ale ci ludzie już tu przyjeżdżają kilka razy i każdy scenariusz jest możliwy.
Ale jak komuś przyjdzie do głowy rzucić kamieniem, coś podpalić, to pan krzyknie: stop!, czy raczej powie: zasłużyli?
- No jeżeli będę w tym miejscu to na pewno krzyknę: stop!, bo nie chodzi o to. Na to, co oni zasłużyli, to my pokazujemy w sposób inny, w sposób medialny. Po prostu pokazujemy wszystkim Polakom, że to są ludzie, którzy ich zdradzili, zdradzili wyborców i to jest dla nas najważniejsze.
Czerwiec 2012 zapamiętamy nie przez Euro, ale przez falę protestów?
- Mam nadzieję, że zapamiętamy przez Euro, że polska reprezentacja przynajmniej wyjdzie z grupy.
Czyli pan nie planuje żadnych akcji protestacyjnych podczas Euro, pan to wyklucza?
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Nie możemy w taki sposób rozmawiać. Apel prezydenta, który był do nas, że mamy, że tak powiem, zawiesić broń, to ja powiem w taki sposób, jak jest wojna to zawieszenie broni dotyczy jednej i drugiej strony. Ja apelowałem do pana premiera: pan wstrzymuje prace, my wstrzymujemy protesty. Niestety stało się inaczej, a tu nie chodzi tylko o protesty Solidarności, bo jestem w stałym kontakcie z taksówkarzami, oszukanymi przez DSS na autostradach, oni są bardziej zdeterminowani niż my, chociaż my też jesteśmy zdeterminowani.
Czyli nie jest pan na tyle zdeterminowany, żeby na Euro zablokować kraj?
- Mecz trwa 90 minut, a doba ma jeszcze kilkanaście godzin. Ale tu nie trzeba nic blokować. Ja jeżdżę po kraju - Stryków od Piotrkowa, z Wrocławia do Warszawy - gehenna. Tu nie trzeba nic blokować.
Nie trzeba nic robić, żeby kraj stanął na Euro?
- Dokładnie tak. Ja przedwczoraj jechałem z jednej stacji telewizyjnej do centrum 50 minut. Stałem koło Stadionu Narodowego - spokój, cisza, wszystko na ulicach zablokowane.
Ale marsze, demonstracje, miasteczka przed Sejmem - to wszystko nie robi na władzy w tym momencie wrażenia.
- Na władzy nie. Ale społeczeństwo się organizuje - to jest najważniejsze. Ostatnie badania poparcia dla partii: jeden punkt tylko straty PiS-u. To nie chodzi o punkty PiS-u, tylko Platformie spada. I na pewno to nie jest zasługa partii opozycyjnych.
Takie rzeczy jak zatrzymywanie pociągów, blokowanie granic przez celników - może pan to wykluczyć?
- Absolutnie nie. Nie potwierdzam, nie wykluczam.
Od czego to będzie zależało?
- Każdy scenariusz jest możliwy. Jeszcze jest Senat, jeszcze jest prezydent - my nie odpuścimy do końca. Później jest jeszcze Trybunał Konstytucyjny, no i jest Euro.
A do kogo ma pan w tej sprawie największy żal - do Tuska, do Rostowskiego, czy jednak do Pawlaka - że jednak przyłączył się do tego, a może do prezydenta - że podpisze ustawę?
- Przede wszystkim do parlamentarzystów, bo to są dorośli ludzie. Jeżeli startują w swoich okręgach i przychodzą na spotkania, błagają wręcz: "Głosujcie na nas", to zgodnie z konstytucją poseł jest wybierany w okręgu, wybiera go społeczeństwo - i on nie ma prawa głosować zgodnie z linią partyjną. To nie jest głęboka komuna. Każdy powinien być świadomy tego, co robi. Mam pretensje do tych ludzi, którzy skończyli 18 lat, a zachowują się jak smarkacze.
Ale "Solidarność" przygotowała ulotki z wizerunkami posłów, którzy byli przeciw referendum. Teraz będzie aktualizacja tej - jak mówicie - "listy hańby"?
- Zdecydowanie tak. Tutaj przed Sejmem będzie dzisiaj stało też cmentarzysko polityczne ludzi, którzy prędzej czy później skończą tak jak Sarkozy albo ci , którzy w Grecji chcieli kryzys przerzucać na zwykłych obywateli.
Jaki macie pomysł, żeby pokazać "to ten poseł podniósł rękę za 67" ?
- Zrobimy profesjonalną stronę internetową. Dzisiaj ona jest na linku Komisji Krajowej Solidarności, ale niedługo będzie profesjonalną, osobną stroną. Kliknij sobie na posła i zobaczysz co on robi dla obywatela, jak głosuje, jak się zachowuje.
Czyli będzie można prześledzić który poseł podniósł rękę za ustawami społecznymi?
- Zdecydowanie tak i jestem pewny, że wtedy więcej społeczeństwa pójdzie do wyborów niż te niecałe 50 proc., bo przynajmniej będą wiedzieli jak dany poseł się zachowywał. Będą wiedzieli na kogo mogą głosować lub nie.
Liczy pan jeszcze w tej sprawie w ogóle na prezydenta Komorowskiego, na jakieś konsultacje, zastanowienie, wniosek do Trybunału Konstytucyjnego?
- Ja jestem człowiekiem wiary. Wczoraj pan prezydent Komorowski spotkał się, nie tylko wczoraj, bo jest delegacja króla Norwegii, wczoraj mieliśmy w tym temacie spotkanie. Związkowcy z Norwegii mówili jasno, ich sytuacja w Norwegii dotycząca wieku emerytalnego i debaty trwała kilka lat. Wiek emerytalny w Norwegii to 62 lata dla kobiet i mężczyzn, oczywiście z możliwością pracy dłużej. Stwarzają tę elastyczną możliwość i my właśnie o tym mówimy w Polsce. Skoro tak powołują się na kraje Unii Europejskiej, na Niemcy, na Skandynawię to niech biorą przykład z nich. Jak się tam prowadzi dialog społeczny.
Zgadza się pan chociaż z premierem, że system emerytalny trzeba zmieniać, bo inaczej runie jak domek z kart?
- Zdecydowanie tak, ja swoją propozycję zostawiłem w sejmie 30 marca, ale rządzący nie mają żadnych argumentów. Wczoraj była tutaj debata publiczna autorytetów naukowych i oni to samo mówili.
Z politykami Prawa i Sprawiedliwości głównie.
- Nie, przepraszam bardzo, czy pan Buga jest politykiem PiS-u?
Był doradcą prezydenta Kaczyńskiego.
- Panie redaktorze, jest to znakomity fachowiec i tutaj nie ma wątpliwości.
A pana wersja reformy, gdyby pan miał reformować system emerytalny, krok pierwszy?
- Złożyłem panu premierowi dwie ustawy, mówię o reformie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Przede wszystkim uelastycznić system, umowy śmieciowe, i to jest najważniejsze, bo chodzi o to, żeby Polacy byli jak najbardziej aktywni zawodowo, płacąc składki. Bo młodzi ludzie mają niejednokrotnie pięć lat pracy, a ani jednego miesiąca składkowego.
Krok drugi.
- To jest jakby podstawowa rzecz - nieobniżania 65/60 i stworzenie warunków Polakom pod względem ergonomii, medycyny pracy i Polacy sami będą chcieli dłużej pracować. Trzeba Polakom stworzyć możliwości. Tu nie chodzi o to, że będzie magiczna liczba 67. Co z tego, jak Polacy będą wypadać z rynku pracy i nie będzie tych składek, które tak są potrzebne w systemie emerytalnym.
Ale pan się chyba o swoją emeryturę bać nie musi. Z zarobkami około 11 tysięcy.
- Ostatnio pokazywałem w RMF-ie, jaki jest mój w tej chwili kapitał, jakbym dzisiaj przeszedł na emeryturę, to jest na poziomie około 1999 złotych. No widzi pan.
Premier Bielecki wyliczył, że będzie pan miał więcej.
- Premier Bielecki mi nawet wyliczył, że będę żył do 81. roku życia, a ja mu powiedziałem: "trzymam cię za słowo".
Ktoś wygrał w ogóle na tej wojnie emerytalnej?
- Powiem tak: społeczeństwo się organizuje. To jest wspaniałe. Ludzie piszą maile, listy, dzwonią, przychodzą. To jest coś wspaniałego, dzieje się coś nowego. Nawet rząd sobie z tego nie zdaje sprawy.
A Piotr Duda jest wygranym tej wojny?
- Ja nie patrzę pod tym kątem. Ja robię to, co mam w sercu. Ja jestem przewodniczącym związku, tak, jak pan mówił, mam za to godne wynagrodzenie, kocham tę pracę, a że poprzez tę pracę mogę jeszcze pomagać ludziom, to co może być lepszego w życiu.
Ale żaden szef Solidarności od dawna od rządu nie dostał takiego prezentu.
- Trudno mi powiedzieć, czy to można nazwać prezentem. Ja bym wolał, żeby tego całego szumu nie było, żebyśmy usiedli cicho w gabinetach i tę sprawę załatwili w inny sposób. Stało się inaczej.
I dzisiaj ta sprawa zostanie w Sejmie zakończona.
RMF