Henryk Rzewuski, Pamiątki Soplicy, Warszawa 1961.
Ksiądz Marek
Źle się dzieje w kraju, ludzie więcej gadają niż robią. Był taki, August Siedlnicki, wojewoda podlaski, człowiek światowy i różne brednie, herezje opowiadał. Denerwowało to szlachtę. Zagadywał też księdza Marka, ten mu początkowo próbował tłumaczyć, ale Siedlnickiemu brakowało elementarnej wiedzy, więc zaprosił go do spowiedzi. I tam już o nic się nie sprzeczał, ale bił się w piersi.
Ks. Marek mawiał, że Bóg bez naszej pomocy nas stworzył, ale bez naszej pomocy nas nie zbawi i podobnie jest z Polską, dlatego nie można się poddawać w walce.
Raz na przyjęciu u kasztelana Ankiewicza po kilku toastach wziął kielich wina, zaprosił wszystkich na ganek i po odmówieniu błogosławieństwa, wypił zdrowie Trójcy Świętej. Na to zebrały się chmury z piorunami, wszyscy się zlękli, ale ks. Marek drewnianym karmelitańskim krzyżykiem z różańca przegonił chmury i pouczył biesiadników, że Bogu ich radość się podoba.
Gdy walczono z Moskwą pod Rzeszowem bardzo się bano o Marka. Był dla nich równie ważny jak Kazimierz Pułaski. I Moskale to wiedzieli, ale Marek nie chciał, żeby go broniono, on sobie sam radę da. I dzięki temu, że on ich odganiał krzyżykiem (który tworzył wiatr) i znakiem krzyża, nasi wygrali. W nocy poprosił Pułaskiego o pozwolenie wyjścia do obozu wroga, bo umierał tam jeden pułkownik wyznania rzymskiego. Bóg mu to powiedział. Pułaski się zdziwił, ale pozwolił księdzu iść. Kazał wrócić przed ósmą. Ksiądz poszedł na pieszo, mimo że było daleko i nie wiadomo jak tam doszedł tak szybko. Pułkownika rozgrzeszył i wtedy tamten umarł. A kiedy Marek wyszedł z namiotu umarłego, pojmali go i chcieli wywieźć do Lwowa na sąd, a stamtąd na Sybir. I jechał wozem Marek i dwóch ruskich go trzymało, bo wierzyli, że on z szatanem rozmawia i nie pozwalali mu się zamyślać. Ale kiedy tak jechali, to nagle wóz zajechał do obozu Polaków. Ruskich schwytano, ale Marek kazał ich puścić wolno, poprosili go o mucet (= w przypisie napisali, że to taka piuska dla zakonników, ale tak naprawdę to taka pelerynka jak mają biskupi), żeby zrobić z niego relikwię, on im dał i poszedł. Jednak Polacy zabrali im ten mucet i broń i raport do księcia Renina ze Lwowa. Potem Ruskie tych swoich ludzi biczowali cały dzień.
Pan Leszczyc
Prawo w Polsce jest dobre i słuszne. Kiedy się czyta ustawy, to widać, że ci, którzy je pisali zebrali się w imię Boga. Np. Kodeks Napoleona jest też dobry, ale widać, że powstał z potrzeby i mądrości, a nie z Boga. A polski prawnik to dobry obywatel, więc i ustawy dobre pisze. Dlatego prawo jest sprawiedliwe i nie wstyd oddać się pod jego władanie. Kara jest jak pokuta, należy się. I nie przynosi to wstydu osobie ani rodzinie. Tak np. Samuel Zaborowski został ścięty, a jego rodzina dalej była szanowana i miała wysokie stanowiska. A kiedy pan Kalinowski został przez pana Potockiego obrażony to nie wyzwał go na pojedynek, tylko drogę sądową.
Zdarzyło się, że pan Leszczyc zakochał się w swojej siostrzenicy. Prawo pozwala dopiero od 4 stopnia pokrewieństwa się żenić. Kiedy było mało ludzi na ziemi, to można było, ale od Mojżesza nie można. Ustalono, że król musi mieć za żonę córkę innego króla, więc w końcu dochodziło do patologii, ale przez to dzieci te były chorowite i słabe. Ale dla szlachcica biskup dyspensę nie chętnie da. I Leszczycowi nie dał. Więc sam sobie siostrzenicę wziął i żyli na kocią łapę. Rodzina go pouczała, a on nic. W końcu sprawa trafiła pod sąd i pan Baworowski skazał go na ścięcie. Ten uciekł na Węgry i wszyscy już o tym zapomnieli, kiedy po wielu latach, do syna pana Baworowskiego przyszedł starzec i mówi, że on jest Leszczyc i należy mu się kara. I go po sakramentach ścieli.
Była też dygresja o szlachcie francuskiej, która przyjeżdża do Polski i łaciny nie umie, i głupia, nic tylko się stroją. A poeci nie umywają się do naszych.
Palestra staropolska
Zamieniają się obyczaje w kraju. I ludzie się zmieniają. Dawniej każdy miał swój fach i się go trzymał, a teraz same omnibusy, a naprawdę nic nie umieją. A nawet jak ktoś ma wykształcenie to liche. Był jeden chemik, co pomagał Rzewuskiemu z browarem i mu ten browar popsuł, dopiero poczciwy Żydek naprawił. Podobnie z prawnikami, nie odpowiedzą wprost, tylko się odwołują do historycznych czasów i używają trudnych pojęć i mnóstwo kasy za to chcą. Potem jeszcze dużo narzeka. Kiedyś tak nie była i oni (niby starzy prawnicy, ale wikipedia nie mówi, że Rzewuski był prawnikiem) są oburzeni. Był pan Jelec - nowy prawnik i tak się woził i raz zaproponował, żeby pomóc wdowom i sierotom i pójść do nich. I tak zrobili i poszli i zostali na noc, a kiedy wychodzili, to okazało się, że to dom publiczny był! Tak ich wrobił. I starzy prawnicy czuli się zgorszeni, ale Rzewuski pocieszał, że gdzie nie ma woli, tam nie ma grzechu.