Pamiątki Soplicy
I Gatunek: gawęda szlachecka - gatunek prozy epickiej (narracyjnej), wywodzący się z opowiadań ustnych, zachowujący takie ich cechy, jak:
- swobodny styl
- luźna kompozycja
- bezpośrednie zwracanie się do słuchaczy (czytelników)
- dygresje, przerywających tok opowieści.
- językowe makaronizmy.
- bogaty w idiomy i przysłowia, w zwroty o dużym ładunku uczuciowym - jest to język narratora, nie autora.
- występuje odrębność czasu, w którym się opowiada, od czasu o którym się mówi.
Pamiątki Soplicy są niejako połączone postacią księcia Karola Radziwiłła (który jest centralną postacią), oraz konfederacją barską.
II Budowa: zbiór 25 opowiadań połączonych osobą sędziwego narratora.
III Narrator: Seweryna Soplicy (szlachcic-sarmata), gawędzącego o ludziach, wydarzeniach i obyczajach, z którymi zetknął się w czasie swojego długiego życia.
- postać żywa, dynamiczna, wielobarwna, człowiek swojej epoki, wszystko, o czym mówi jest przepuszczone przez pryzmat jego doświadczeń i przekonań (tradycjonalista, osoba głęboko wierząca, ma to ogromny wpływ na podejmowane przez niego wybory). Utożsamia się ze środowiskiem, do którego należy i jest do niego niezwykle przywiązany.
- był reprezentantem starych czasów, który nie uznawał ideałów oświecenia. W przeciwieństwie do większości mu współczesnych dostrzegał jasne strony przedrozbiorowej Polski, która wtedy - w porównaniu z czasami, w których żył i w których liczył się tylko zysk materialny - była, jego zdaniem, lepsza.
- Rzewuski nie utożsamia się z Soplicą, zachowuje dystans.
- narrator to typowy reprezentant środowiska szlacheckiego (starszy od autora mniej więcej o dwa pokolenia), opowiada o tym, co sam widział lub usłyszał od bezpośrednich świadków.
- biografią Soplicy w utworze nie rządzi ani logika, ani prawdopodobieństwo, nie da się ułożyć chronologicznie życiorysu z jego opowiadań.
IV Kompozycja opowiadań: stanowi ją połączenie technik pisania:
- życiorysu (charakterystyka głównych postaci)
- kroniki (akcja powiązana z wydarzeniami historycznymi)
- anegdoty
V Czas akcji: czasy Rzeczpospolitej Szlacheckiej, opowiadaniach jest to kraj harmonii, ładu, sprawiedliwości, wzajemnego szacunku, zasad moralnych, patriotyzmu, każdy ma swoje miejsce i każdy jest szczęśliwy piastując funkcję, do jakiej Pan Bóg go powołał.
VI Obraz szlachty: autor opiewa szlachtę i jej rolę w ówczesnym świecie, przedstawiając równocześnie historie, które przeczą jego słowa. Ukazuję w nich szlachtę jako:
- społeczność zhierarchizowaną.
- walczącą między sobą nieustannie o stanowisko.
- kult tradycji, wyzbytych z czasem z sensu i znaczenia, jako jeden z najważniejszych aspektów życia.
- mają porywczy, impulsywny charakter.
VII Kazanie konfederackie
Akcja rozgrywa się w 4 listopada 1969 roku w kościele ojców bernardynów w Kalwarii. Cztery dni wcześniej pod Lanckoroną miała miejsce jedna z bitew konfederacji barskiej. Przewodził jej Kazimierz Puławski; Polacy zwyciężyli, ścigając resztki wojsk rosyjskich aż pod Myślenice. Z tej okazji tłumnie zgromadzona w kościele szlachta i magnaci (książę Radziwiłł, Potocki, Rzewuski) oczekiwali na pochwałę z ust karmelity. Dodatkowym powodem, radującym możnowładców, były urodziny księcia Karola Radziwiłła.
Ksiądz Marek wystąpił przed szlachtą na ambonę, ale ku ich zdziwieniu nie poświęcił kazania solenizantowi, ale konfederacji barskiej. Krytykował on czyny szlachty, ich postępowanie podczas konfederacji :
- szlachta walczy tylko dla pozorów i własnej chwały.
- nie potrafi współpracować, najważniejsza bowiem jest dla nich zabawa i sprzeczki z błahych powodów. Możni panowie zamiast uspokajać owe zatargi, jeszcze bardziej je podsycają, mając z tego przednią rozrywkę.
- zapominają o Bogu i ojczyźnie.
Po burzliwym kazaniu, które zszokowało szlachtę, ksiądz zszedł z ambony i zaczął śpiewać „Przed oczy Twoje, Panie” (tu następuje opowiadanie Soplicy o obiedzie urządzonym w Zaduszki przez szlachcica Granowskiego, gdzie oprócz burd i rozpasania odbył się bezpodstawny pojedynek dwóch szlachciców, którzy byli pijany. Granowski wiedział, że ks. Marek w kazaniu swoim uderza m. in. w to wydarzenie podczas kazania ponoć pocił się ze wstydu. Opowiadanie to trwa mniej więcej tyle czasu ile mogłoby trwać odśpiewanie pieśni przez księdza.)
Ku zdziwieniu wszystkich ks. Marek potem wstąpił na ambonę jeszcze raz. Nigdy bowiem nie odbywały się dwa kazania na jednej mszy. Tym razem ksiądz rozpoczyna kazanie od zwrócenia uwagi na solenizanta, ale szybko odbiega od tematu jego urodzin. Mówi o swoim objawieniu (objawił mu się „anioł Polskiej”), kiedy to uświadomiony został, że źle się dzieje z polskim rządem, którego szlachta nie chce ratować. Opowiadał o tym jak pod różnymi postaciami udawał się do szlachciców (wymienione są tu takie nazwiska jak: Radziwiłł (!), Sapieha) i prosił o pomoc dla rządu - aby udali się do Warszawy i tworzyli rząd. Wszyscy jednak z nich mówili, że mogą oddać część majątku dla ojczyzny, ale do Warszawy nie pojada, bo muszą swoich interesów pilnować. Ksiądz Marek krytykuje tu miłość do ojczyzny, która okazuje się być fałszywa.
Kazanie to wywołało płacz i skruchę w szlachcie (choć tak naprawdę niewiele dało, bo się nie poprawili). Ksiądz Marek nie został potępiony za te słowa, bo cieszył się ogromnym szacunkiem szlachty. Na koniec jeszcze wypito jego zdrowie. W związku z tym jedynym prezentem jaki Radziwiłł otrzymał z okazji urodzin to była gorzka prawda (tak było w artykule).
VIII Książę Radziwiłł Panie Kochanku
W 1781 roku, w Nowogródku odbywał się sejmik, na którym miano wybrać pisarza ziemskiego. Po śmierci Marcina Danejki, książę Radziwiłł, zaproponował na ten urząd swego przyjaciela - Michała Rejtena.
Jego wygrana była praktycznie pewna, bo cała szlachta nowogródzka zawsze była za Radziwiłłami i głosowała jednogłośnie.
Fakt ten nie podobał się wojewodzie Niesiołowskiemu oraz Jeleńskiemu, kasztelanowi nowogródzkiemu. Chcąc skłócić ze sobą głosujących, wysunęli kandydaturę Kazimierza Haraburdy (szwagra Rejtena).
Próby pogodzenie obu panów nie zdały się na nic, Haraburda zaparł się przy swoim i jeszcze nawymyślał bratu żony, że ten skrzywdził go przy oddawaniu posagu. O mało nie doszło do bijatyki.
„Kartą przetargową” przeciw Radziwiłłowi było jego zachowanie wobec Tryzny - ubogiego potomka dawnego rodu, który żył z zastawionej wojewodzie wsi Kołdyczów, bo pieniądze jakoś się go nie trzymały. Był on przykładnym, świętobliwym obywatelem, który jednak łatwo się denerwował.
Pewnego dnia, w czasie sianokosów, Radziwiłł polował na terenie ziem Tryzny. Na dodatek książę posłał do szlachcica ludzi z prośbą o gońców na obławę. Ten akurat szedł w pole, bo było mnóstwo pracy i innych już pogonił, i okrzyki podwładnych Radziwiłła mocno go zirytowały. Zwymyślał ich i kazał się wynosić. Gdy wojewoda wileński dowiedział się o tym potraktowaniu, wygonił Tryznę z ziemi tak, jak tamten stał.
Sprawa nie została rozstrzygnięta - sejmik, zwołany na tę okoliczność, musiał się rozejść. Soplica bowiem miał zeznawać na rozkaz Radziwiłła, jednak ten sercem był z Tryzną. Doszukał się więc koligacji pomiędzy pozywającym a sędzią, uniemożliwiając w ten sposób wydanie wyroku.
Sprawa ta nie podobała się wyjątkowo Michałowi Rejtenowi. Bojąc się jednak samemu sprzeciwić Radziwiłłowi, poprosił o wsparcie księdza Idziego. Ojciec wmówił Karolowi Radziwiłłowi, że Wołodkowicz, jego zmarły przyjaciel, dlatego nie może wyjść z czyśćca i prześladuje co noc Radziwiłła, bo ten musi ku pamięci jego czci odpuścić jakąś przewinę względem niego. Zaproponował oczywiście Tryznę.
Książę Karol początkowo oponował, twierdząc, że Tryznie przebaczyć nie może, jednak następnego ranka doszło do pogodzenia zwaśnionych panów. Ale wojewoda wileński (Radziwiłł) musiał jeszcze na swoim postawić i wezwał Tryznę do pojedynku. Ten przyjął go i szybko przegrał, czym już zupełnie zakończył spór, ku radości Radziwiłła.
Po obiedzie wszyscy udali się na dziedziniec klasztoru bernardynów, gdzie spili się niemal do nieprzytomności. Najgłośniej bawił się sam książę, który zaczął później się rozbierać, rozdając przybrane tego dnia bogactwa, a więc spinkę brylantową,drogi kontusz czy żupan ze złotym pasem. Następnie usiadł na wozie z beczką wina i rozlewał trunek każdemu, kto o niego poprosił, opowiadając jednocześnie o swoim widzeniu. Otóż twierdził, że podczas modlitwy w Koronie ukazał mu się Jezus, nakazując wracać na Litwę. Chrystus nazwał ponoć tamtejszego biskupa „hultajem” i powiedział Radziwiłłowi, że nie należy się go obawiać. Pod koniec dnia wojewoda wileński rozebrał się przy studni i kazał oblać zimną wodą, dzięki czemu zaraz otrzeźwiał.
Następnego dnia, o ósmej rano, odbyło się głosowanie w sprawie wyboru pisarza ziemskiego. Przez brak zgodności szlachty co do osoby, zaczęto głosowanie. Szybko okazało się, że Haraburda nie ma szans w starciu. Żeby więc zatrzymać resztki godności, wyszedł na środek i oznajmił, że nie będzie już dłużej Michałowi Rejtenowi przeszkadzał w otrzymaniu tej godności. Chwilę później wyszedł z kościoła i udał się do siebie na wieś.
Sejmik trwał jeszcze sześć dni, ale poza rozpatrzeniem trzydziestu spraw, szlachcice właściwie zajmowali się picie
Znany pod przydomkiem "Panie Kochanku" nadanym mu z uwagi na ulubione powiedzonko, którym zwracał się do swoich rozmówców oraz dla odróżnienia od Karola Stanisława Radziwiłła (1669-1719).