ROZDZIAL 25
DOSTAWA SPECJALNA
DLA Hanny marin
W piątek wieczorem pryszczaty sprzedawca T-Mobile ze zbyt dużą ilością żelu we włosach lustrował ekran BlackBerry Hanny.
- Według mnie z twoim telefonem wszystko jest okay. - powiedział. - I bateria działa.
- W takim razie nie dość dokładnie patrzysz. - odpowiedziała opryskliwie Hanna, pochylając się nad przeszkloną ladą. - Co z zasięgiem? Łapie T-Mobile?
- Tak. - sprzedawca wskazał kreski na ekranie BlackBerry. - Widzisz? Pięć kresek. Wygląda super.
Hanna ciężko oddychała przez nos. Coś działo się z jej BlackBerry. W ciągu ubiegłej nocy nie zadzwonił ani razu. Mona mogła zerwać ich przyjaźń, ale Hanna nie potrafiła uwierzyć, że wszyscy inni tak szybko pójdą w jej ślady. I sądziła, że „A” mógłby znowu wysłać jej sms-a, karmiąc Hannę dalszymi informacjami o Monie i jej potencjalnej liposukcji, albo tłumacząc, co miał na myśli twierdząc, że jedna z jej przyjaciółek miała wielką tajemnicę, która zostanie ujawniona.
- A może chcesz tylko kupić nowego BlackBerry? - zapytał sprzedawca.
- Tak. - odparła ostro Hanna, zdumiewająco dobrze naśladując głos matki. - Tym razem poproszę taki, który działa.
Sprzedawca wyglądał na zmęczonego.
- Ale nie będę w stanie przenieść informacji ze starego telefonu. Nie wykonujemy tutaj takiej usługi.
- W porządku. - warknęła ostro Hanna. - W domu mam wszystko zapisane na twardym dysku.
Sprzedawca odszukał na zapleczu nowy telefon, wyciągnął go ze styropianowego opakowania i zaczął wciskać jakieś guziczki. Hanna oparła się o ladę obserwując strumień klientów w hali Centrum Handlowego „King James” i usiłowała nie myśleć o tym, co zazwyczaj robiły z Moną w piątki wieczorem. Najpierw kupowały sobie Fartowny Piątkowy strój, żeby się nagrodzić za kolejny przetrwany tydzień; potem szły do baru sushi na półmisek łososia; a potem - to była ulubiona część Hanny - szły do domu i plotkowały na jej królewskich rozmiarów łóżku, śmiały się i nabijały z działu „Ouch! Of the Day” w „CosmoGirl!”. Hanna musiała przyznać, że trudno było rozmawiać z Moną na pewne tematy - spychała na bok wszelkie rozmowy na temat uczuć Hanny do Seana, bo uważała go za geja; nigdy nie były też w stanie porozmawiać o zniknięciu Ali, bo Hanna nie chciała wyciągać na wierzch przykrych wspomnień o jej dawnych przyjaciółkach. W gruncie rzeczy, im więcej o tym myślała, tym bardziej się zastanawiała, o czym właściwie rozmawiała z Moną. O chłopcach? Ubraniach? Butach? Ludziach, których nie cierpiały?
- To chwilę potrwa. - powiedział sprzedawca marszcząc brwi i spoglądając na coś na ekranie komputera. - Z jakiegoś powodu nasza sieć nie odpowiada.
Ha!, pomyślała Hanna. Faktycznie coś było nie tak z siecią.
Ktoś wchodząc do salonu T-Mobile roześmiał się i Hanna uniosła wzrok. Nie miała czasu się ukryć, kiedy zobaczyła Monę wchodzącą z Erikiem Kahnem.
Platynowe blond włosy Mony wyróżniały się na tle jej ciemnografitowej sukienki z golfem z wełny, czarnych rajstop i wysokich czarnych butów. Hanna chciałaby móc się schować, ale nie wiedziała gdzie - kontuar z ladą w T-Mobile był wysepką pośrodku sklepu. W tym durnym miejscu nie mieli nawet żadnych przejść, gdzie można byłoby się pochylić, ani półek, żeby się pod nimi schować, tylko cztery ściany wypełnione komórkami i akcesoriami do nich.
Eric zobaczył ją, zanim zdołała cokolwiek zrobić. W jego oczach pojawił się błysk rozpoznania, i skinął jej głową. Nogi Hanny zrobiły się ociężałe. Wiedziała już, jak czuje się jeleń w obliczu nadjeżdżającego ciągnika z naczepą.
Mona podążyła wzrokiem za spojrzeniem Erika.
- Och. - powiedziała beznamiętnie, kiedy napotkała oczy Hanny.
Eric chyba wyczuł napięcie między nimi, bo wzruszył ramionami i przeszedł na tył salonu. Hanna zrobiła kilka kroków w stronę Mony.
- Cześć.
Mona wbiła wzrok w ścianę z zestawami słuchawkowymi i samochodowymi zapalniczkami.
- Hej.
Minęła chwila. Mona podrapała się z boku nosa. Paznokcie pomalowała czarnym lakierem Chanel z serii specjalnej La Vernis - Hanna pamiętała, że kiedyś ukradły w Sephorze dwie buteleczki. To wspomnienie prawie przyprawiło ją o łzy. Bez Mony Hanna czuła się jak wspaniała kreacja bez pasujących dodatków, jak drink składający się tylko z soku pomarańczowego bez wódki, jak iPod bez słuchawek. Po prostu czuła się źle. Hanna przypomniała sobie, jak latem po zakończeniu ósmej klasy wybrała się z mamą na wycieczkę organizowaną przez jej firmę. Komórka Hanny nie łapała tam zasięgu, a kiedy wróciła okazało się, że ma na poczcie głosowej dwadzieścia wiadomości od Mony.
- Dziwnie się czułam nie mogąc z tobą codziennie rozmawiać, więc postanowiłam przekazywać ci wszystko w wiadomościach głosowych. - powiedziała wtedy Mona.
Hanna z drżeniem głęboko odetchnęła. Salon T-Mobile wypełniał zapach płynu do czyszczenia wykładzin i potu - miała nadzieję, że nie jej własnego.
- Widziałam napis, który kiedyś namalowałyśmy na dachu twojego garażu. - wypaliła. - No, wiesz, HM+MV=BBBBBFF? Widać go z nieba. Jast bardzo wyraźny.
Mona wydawała się zaskoczona. Jej twarz złagodniała.
- Naprawdę?
- Aha. - Hanna wpatrzyła się w jeden z reklamowych plakatów T-Mobile po drugiej stronie sali. To było tandetne zdjęcie dwóch dziewczyn chichoczących z czegoś i trzymających swoje komórki na kolanach. Jedna miała kasztanowe włosy, a druga była blondynką - jak Hanna i Mona.
- Co za bajzel. - powiedziała cicho Hanna. - Nawet nie wiem, od czego się zaczęło. Przepraszam, że opuściłam Franniversary, Mon. Nie chciałam przesiadywać z moimi dawnymi przyjaciółkami. Wcale nie odnawiam z nimi znajomości, ani nic takiego.
Mona przyciągnęła brodę do piersi.
- Nie? - Hanna ledwie ją usłyszała przez hałas dziecięcego pociągu dudniącego tuż przed salonem T-Mobile. W wagoniku siedział tylko jeden pękaty chłopiec z nieszczęśliwą miną.
- Wcale. - odpowiedziała Hanna, kiedy pociąg już przejechał. - My tylko… przytrafiają nam się dziwne rzeczy. Nie mogę teraz wszystkiego powiedzieć, ale jeśli będziesz wobec mnie cierpliwa, wkrótce będę mogła to zrobić. - westchnęła. - I wiesz, że to z pisaniem na niebie nie zrobiłam celowo. Nie zrobiłabym ci tego.
Hannie wyrwało się piskliwe czknięcie. Zawsze dostawała czkawki, zanim zalała się łzami, i Mona o tym wiedziała. Usta Mony drgnęły i serce Hanny na chwilę się zatrzymało. Może wszystko będzie okay.
A potem wyglądało na to, jakby w głowie Mony program „zimnej dziewczyny” znowu się uruchomił. Jej twarz ponownie zobojętniała i stała się gładka i pewna siebie. Wyprostowała plecy i lodowato się uśmiechnęła. Hanna doskonale wiedziała, co Mona robi - razem ustaliły, że nigdy, przenigdy nie będą publicznie płakać. Miały nawet odnoszącą się do tego zasadę: jeśli choćby pomyślą o rozpłakaniu się, muszą zewrzeć pośladki, przypomnieć sobie, że są piękne, i uśmiechnąć się. Kilka dni temu Hanna zrobiłaby to samo, ale teraz nie widziała w tym sensu.
- Tęsknię za tobą, Mona. - powiedziała Hanna. - Chcę, żeby było tak jak kiedyś.
- Może. - odparła sztywno Mona. - Przekonamy się.
Hanna spróbowała zmusić się do uśmiechu. Może? Co miało znaczyć „może”?
***
Kiedy Hanna wjeżdżała na podjazd, zauważyła radiowóz Wildena obok Lexusa matki. W domu zastała przytulonych do siebie na kanapie matkę i Darrena Wildena, oglądających wiadomości. Na stoliku do kawy stała butelka wina i dwa kieliszki. Patrząc na koszulkę Wildena i jego dżinsy, Hanna doszła do wniosku, że Superglina nie ma dzisiaj służby.
W wiadomościach znowu pokazywali nagranie z ich piątką. Hanna oparła się o węgar drzwi między salonem i kuchnią, i patrzyła, jak Spencer wdzięczy się do Iana, chłopaka swojej siostry, a Ali, znudzona, siedzi w rogu kanapy. Po zakończeniu nagrania na ekranie pojawiła się Jessica DiLaurentis, matka Alison.
- Ciężko oglądać to video. - powiedziała pani DiLaurentis. - To wszystko sprawiło, że musieliśmy znowu przejść przez nasze cierpienie. Ale chcielibyśmy podziękować wszystkim w Rosewood - byliście cudowni. Czas spędzony tutaj ze względu na śledztwo w sprawie Alison uświadomił mojemu mężowi i mnie, jak bardzo nam brakowało Rosewood.
Przez ułamek sekundy kamera skupiła się na osobach za panią DiLaurentis. Jedną z nich był oficer Wilden, zrobiony na bóstwo w swoim mundurze.
- Jesteś tam! - krzyknęła matka Hanny, ściskając ramię Wildena. - Świetnie wyglądasz przed kamerą.
Hanna miała ochotę zwymiotować. Matka nie była taka podekscytowana nawet kiedy Hanna została w zeszłym roku wybrana na Królową Śniegu i popłynęła platformą na filadelfijską Paradę Mimów.
Wilden odwrócił się wyczuwając obecność Hanny w drzwiach.
- Och. Cześć, Hanna. - nieznacznie odsunął się od pani Marin, jakby Hanna przyłapała go na czymś nagannym.
Hanna wymruczała powitanie, odwróciła się, otworzyła kuchenną szafkę i wyciągnęła pudełko krakersów „Ritz Bits” o smaku masła orzechowego.
- Han, przyszła do ciebie paczka. - zawołała matka ściszając telewizor.
- Paczka? - powtórzyła z ustami wypełnionymi krakersami Hanna.
- Aha. Leżała na schodach, kiedy przyszłam. Położyłam ją w twoim pokoju.
Pudełko „Ritz Bits” Hanna zabrała ze sobą na górę. Rzeczywiście, naprzeciwko jej biurka, tuż obok łóżeczka od Gucci'ego należącego do Dot, miniaturowego pinczera, leżało duże pudło. Dot wyciągnęła się na łóżeczku merdając maleńkim ogonkiem. Palce Hanny drżały, kiedy przecinała taśmę na paczce nożyczkami do paznokci. Kiedy otworzyła pudło, przez pokój przeleciało kilka arkuszy bibuły. A na dnie… leżała sukienka Zaca Posena w kolorze szampana.
Hanna sapnęła. Sukienka dworu Mony. Dopasowana, wyprasowana i gotowa do nałożenia. Grzebała na dnie pudła w poszukiwaniu liścika z wyjaśnieniem, ale nie mogła nic znaleźć. Nieważne. To mogło oznaczać tylko jedno - wybaczono jej.
Kąciki ust Hanny powoli rozciągnęły się w radosnym uśmiechu. Opadła na łóżko i zaczęła na nim podskakiwać, aż sprężyny jęczały. Dot krążyła wokół niej szaleńczo ujadając.
- Jessssss. - krzyknęła z ulgą Hanna. Wiedziała, że Mona się opamięta. Byłaby wariatką gniewając się długo na Hannę.
Usadowiła się na łóżku i podniosła swój nowy BlackBerry. Pozostało niewiele czasu - pewnie nie zdoła odzyskać wizyty u fryzjera i makijażystki, które anulowała sądząc, że nie pójdzie. Potem przypomniała sobie coś jeszcze: Lucas. Powiedział: „Nie jestem zaproszony na imprezę Mony”.
Hanna zatrzymała się wybijając na ekranie BlackBerry rytm palcami. Naturalnie, nie mogła przyprowadzić go na przyjęcie Mony. Nie jako osobę towarzyszącą. W ogóle. Pewnie, że Lucas był słodki, ale zdecydowanie nie był wart zaproszenia na imprezę.
Wyprostowała się i przerzuciła kartki organizera Coach oprawionego w czerwoną skórę w poszukiwaniu e-maila Lucasa. Napisze do niego krótkiego, oschłego maila, żeby dokładnie wiedział, jak wygląda sytuacja między nimi: nijak. Będzie zdruzgotany, ale przecież Hanna nie mogła zadowolić każdego, prawda?
Węgar (węgarek) - pionowy element przy otworze okiennym lub drzwiowym otrzymany przez wysunięcie cegieł dla ścian murowanych lub dostawienie pionowych słupków dla ścian drewnianych lub kamiennych. Stanowi on oparcie dla ościeżnicy, oraz uszczelnienie jej połączenia z murem.
Pretty Little Liars - Perfect Ideał
1